W oczach Alice cały ten potworny krajobraz przygrywał postaci Visa. Jego sylwetka wyłoniła się z ciemności, jakby znikąd. Zakrwawiony, pokiereszowany i posiniaczony przyjmował cały ten ból, na jaki został skazany. Im mocniej go odczuwał, tym mocniejszy odczuwał gniew, a im bardziej był wściekły, tym bardziej pragnął śmierci dwójki przeciwników. Zwłaszcza Blaine'a, który zesłał na niego w walce tyle fali cierpienia. Obrał go za swój główny cel. Nie liczyło się to, że brunet już i tak nie ma sił, by walczyć. Nie miał krzty energii, by wywołać choćby słaby płomień. To było bez znaczenia, bo i tak nie mógł się domagać litości ze strony wroga.
Nim chłopak zdążył się zorientować, u jego stóp pojawił się wir wody, który w ułamku chwili go pochłonął, przybierając formę kuli. Został uwięziony w wodnej sferze, jaka poderwała go nieznacznie z ziemi. Od razu spróbował wypłynąć poza jej obszar, zaczerpnąć tchu, ale jak się okazało, nie mógł się nawet ruszyć. Czuł się, jakby został skrępowany, woda w jakiej się znajdował nie była zwyczajną cieczą. Będąc pod panowaniem łowcy utrzymywała nastolatka niemalże w bezruchu, jakby nie była wodą, a cementem.
Brunet spoglądał przed siebie, wytężając wzrok, dopiero po chwili udało mu się zauważyć sylwetkę przeciwnika, gdy zdążyła już znaleźć się wystarczająco blisko, by móc ją dostrzec w panujących ciemnościach. Widział jak Vis przyzywa broń, jednak prawie nic nie słyszał, jakby był w próżni. Psychicznie był już nastawiony na otrzymanie ciosu, ale ten nie nadszedł, bo ostrze z łańcuchem nie zostało rzucone w jego kierunku, ale obok. Od razu zdał sobie sprawę, że celem była jego towarzyszka. Zrobił wielkie oczy, poczuł gniew. Zmusił się do wykrzesania z siebie chociażby odrobiny energii. Jego ciało przyjęło zdecydowanie wyższą temperaturą doprowadzając wodę do wrzenia, ale to było zdecydowanie za mało, by móc się uwolnić.
Nie mógł nic zrobić. Czuł swą bezsilność. Lodowata woda od razu gasiła tworzony przez niego żar. Nie miał siły, by walczyć, nie miał energii, by cokolwiek zdziałać. Nie mógł nawet obrócić głowy w bok, by zobaczyć co dzieje się obok niego - co dzieje się z Alice. Nie mógł też wiele usłyszeć. Czuł się jak zamknięty w próżni, zakuty w kajdany, złapany w pułapkę. Czuł też, że brakuje mu tlenu.
Kolejny ruch łańcuchem sprawił, że nastolatka uderzyła silnie o ziemię, po czym broń zniknęła, uwalniając ofiarę. Alice była cała obolała, czuła jak w jej żyłach pulsuje ból rozchodząc się po całym ciele, a jednak resztkami sił podniosła się na równe nogi.
- Wasze wysiłki są na nic. Przegraliście - oznajmił oschle, kierując te słowa do dziewczyny, jednak chłodny wzrok miał utkwiony w brunecie, jakby do samego końca obawiał się, że ten jednak spróbuje coś wykombinować, by się uwolnić. Wolał trzymać go pod stałą obserwacją, a przy okazji delektować się widokiem. Z radością obserwował jak jego przeciwnik się powoli topi.
- Zostaw go - rzuciła błagalnie. - Oddam ci perłę, ale go wypuść - okazała na swej dłoni wspomniany przedmiot, jednak rozmówca nawet nie raczył rzucić na niego okiem.
- Nie interesuje mnie to - odparł beznamiętnie
- Przysięgam, że ją oddam, tylko go wypuść! - prosiła, ale szybko dostrzegła co tli się w oczach rozmówcy. Dostrzegła żądzę mordu skrytą za maską obojętności i chłodnym tonem
- Ty chyba nic nie rozumiesz - rzucił stale nie spuszczając oka z pojmanego łowcy. - Z a b i j ę was, a wtedy wezmę sobie skażoną perłę - oznajmił groźnie. Nie mógł powstrzymać kącików swych ust, by nie wzniosły się w szyderczy uśmiech. Niespodziewanie podmuch wiatru uderzył o wodną sferę sprawiając, że krople wody pomknęły nieznacznie w bok. Vis w pośpiechu uniósł prostopadle rękę, a równolegle dłoń, by przywrócić pełną kontrolę nad wzburzoną wodą, która nie dość, że została poruszona przez wiatr, to jeszcze zaczęła bulgotać przez wpływ Blaine'a, jaki zawtórował działaniom towarzyszki.
Nie minęła chwila i udało się zapanować nad wodą. Podmuch był zdecydowanie za słaby, by odrzucić ją od bruneta i go od niej uwolnić. Był za słaby, by zdziałać cokolwiek więcej, niż lekko go poruszyć. Vis błyskawicznie przeniósł srogie spojrzenie na nastolatkę, która przystępowała do wytworzenia tessenem kolejnego podmuchu. Machnęła wachlarzem, a wtem łańcuch z impetem uderzył w jej rękę. Nie usłyszała chroboczącego dźwięku typowego dla łamanej kości, bo zdążyła swym krzykiem go zagłuszyć. Ogromny ból ją całkowicie ogarnął. Wypuściła z dłoni broń, która od razu zniknęła, natomiast kończyna została luźno opuszczona wzdłuż ciała.
- Nie przeszkadzaj - warknął do blondynki, przebijając się przez jej krzyk. Ugryzła się mocno w język i z gniewem spojrzała na mężczyznę, który stale utrzymywał dłoń naprzeciw utrzymywanej wodnej sfery. Nie zważając na nic przywołała broń w drugiej ręce. Już miała nią machnąć, tworząc podmuch, kiedy nagle łańcuch uderzyła ją w brzuch, przy czym w krótkiej chwili oplótł jej smukłą sylwetkę. - Co ja ci powiedziałem!? - warknął zdenerwowany. Gwałtownym ruchem przeciągnął broń w bok, by pojmana łowczyni uderzyła raz jeszcze o głazy. Zgodnie z jego wolą ofiara poleciała prosto na stertę kamieni, podczas gdy jego broń zdążyła już zniknąć, nim doszło do zderzenia.
Zawyła z bólu, chociaż chciała zachować go w sobie. Nie chciała dać wrogowi satysfakcji i pozwolić mu słuchać jak krzyczy, jednak nie potrafiła stłumić wrzasku gdy już doszło do jej spotkania z gruzami. Z dużą siłą uderzyła plecami o kamień, towarzyszył temu chrobotliwy, krótki dźwięk. Po całym jej kręgosłupie przeszedł ogromny ból, jaki od razu rozniósł się po całym ciele. Cierpienie wypełniło jej żyły, ogarnęło każdy jej mięsień. Zaraz po uderzeniu spadła boleśnie na ziemię, a z jej ust wypłynęła krew. Cienki, szkarłatny strumyk umknął z kącika ust i przeciął brodę.
- Drugą rękę też mam ci wyłamać, żebyś wreszcie przestała przeszkadzać? - zapytał zirytowany. Słał nastolatce pełne pogardy spojrzenie. Przypatrywał się jej wręcz z obrzydzeniem i niesmakiem - dziewczynie, która nie miała sił, by walczyć.
Jej ubranie było w strzępach, przykryte, tak samo jak jej skóra, grubą warstwą kurzu i popiołu. Ubrudzona dymem, piachem i szkarłatem leżała obolała na ziemi, zaczynając kaszleć krwią. Czuła każdy mięsień, każda część jej ciała pulsowała silnym bólem. Jednak uparcie powoli zbierała się na równe nogi. Stopniowo się unosiła, ignorując towarzyszące jej cierpienie. Nie miała tyle siły, by stanął prosto i zadrzeć dumnie podbródek na przekór przeciwnikowi, ale udało jej się wstać, choć pozostała przygarbiona i ugięta w kolanach. Chybotała się nieporadnie na boki ledwie utrzymując się w pionie.
- Jesteś żałosna - cedził przez zaciśnięte zęby, jakby jej upór tylko go drażnił.
- Zostaw go - powtórzyła spokojnie, zamykając głęboko w sobie wszelkie wrzaski i krzyki wywołane cierpieniem.
Łańcuch podciął jej nogi sprawiając, że jeszcze raz wylądowała na ziemi.
- Powinnaś się w tej chwili martwić o siebie, a nie o niego - jego głos był coraz głośniejszy. Zdała sobie sprawię, że rozmówca się zbliża. Spróbowała ponownie wstać, ale Vis szybciej znalazł się tuż przy niej. Kucnął przed nią, chwycił w pięść jej włosy blisko skóry głowy i pociągnął do góry, by zrównała się z nim spojrzeniem.
Nie krzyknęła, choć wewnętrznie miała ochotę wrzeszczeć i szlochać. Oczy miała już przeszklone, ale z całych sił powstrzymywała napływ łez. Chcąc nie chcąc spotkała się spojrzeniem z oprawcą, który kucał przed nią. Obłęd w jego oczach wzbudzał w niej lęk, jednak nie on dominował, a nawet nie ból. W głowie miała jedynie uratowanie rówieśnika. Strach, który paraliżował jej ciało bardziej niż rwący ból, to obawa, że nie uda jej się go ocalić. Nic jednak nie wskazywało na to, by stało się inaczej.
- Zrób ze mną co chcesz, ale wypuść go - powiedziała wznosząc się na kolanach jak najwyżej, byle tylko nie czuć jak jest ciągnięta za swe blond kosmyki. Mężczyzna uśmiechnął się chytrze, po czym spojrzał na duży głaz, przy którym się znajdowali.
- Wiesz co jest jednym z największych przekleństw tego miejsca? - rzucił pytanie retoryczne, w odpowiedzi zastając głuchą ciszę. Wrócił spojrzeniem do nastolatki radując się przerażeniem tlącym się w jej oczach. - Nie ważne co się stanie, nie stracisz tutaj przytomności - oznajmił po czym gwałtownym ruchem uderzył głową dziewczyny o skałę, po czym puścił ją, pozwalając by bezwładnie osunęła się na ziemię.
Cały świat zaczął wirować. Nawet nie poczuła, gdy znalazła się z powrotem na ziemi. Opierała się o kamień naznaczony jej krwią. Czuła ciepło tej krwi, spływała po jej twarzy z nowej rany. Uraz czaszki był tylko kolejną rzeczą na liście licznych obrażeń niosących kolejne dawki bólu, który stał się stłumiony. Obraz był rozmazany, dźwięk niewyraźny, przed oczami miała mroczki. Dziewczyna przez chwilę nie mogła się nawet poruszyć. Przez swój stan nie zdała sobie nawet sprawy, jak nagle wodna sfera zaczęła syczeć i gwałtownie bulgotać. Jednak Vis od razu zwrócił na to uwagę.
Mężczyzna czym prędzej stanął z powrotem naprzeciwko Blaine'a i w popłochu uniósł dłoń, by przywrócić spokój wzburzonej wodzie. Gotowała się, a wokół już roztoczyła się para wodna. Brunet nie miał żadnych szans, by utrzymać ten stan, ale z całych sił próbował. Jego gorąca skóra odparowywała kolejne pokłady wody, gdy nagle Vis zacisnął dłoń w pięść. Sfera wody wzburzyła się i przyjęła postać wściekłego wiru, zdającego się atakować więzionego łowcę. Gdy tylko stracił resztki sił, mężczyzna przywrócił sferze jej poprzedni stan.
- Zdecydowanie zbyt długo wytrzymujesz - stwierdził spokojnie. - Ale zdaje się, że już więcej nie wytrzymasz
Niespodziewanie nadszedł kolejny podmuch wiatru, jednak na tyle słaby, że ledwie poruszył wodę. Mężczyzna spojrzał na blondynkę zdenerwowany. Dyszała ze zmęczenia. Krew dudniła jej w uszach, każda próba złapania oddechu przynosiła kolejną dawkę bólu. Jednak zdrową ręką postanowiła ponownie machnąć tessenem. Zdawała sobie sprawę, że nie ma siły, ale uparcie próbowała coś zdziałać i nie zamierzała przestać. Karmiła się głupią, naiwną nadzieją, że jeśli ten podmuch nie zdoła odrzucić od rówieśnika wody, to może następnemu się to uda. "Jeśli nie trzeci, to może dziesiąty podmuch", podsuwała samej sobie sposób myślenia, którego jej umysł mimo wszystko nie chciał zaakceptować. Słyszała głęboko w sobie swój głos zdrowego rozsądku, który zapewniał, że nic z tego nie będzie. "Jeśli pierwszy nie dał rady, każdy następny powiew wiatru będzie tylko słabszy. Nie masz energii, nie masz mocy, nie masz s i ł y". Słyszała go głośno i wyraźnie, a mimo to go ignorowała. Ignorowała go wraz z całym bólem, jaki czuła. Jej umysł miał rację, ale nawet jeśli tak było, to nie chciała się poddać. Nie chciała bezczynnie obserwować, jak Blaine się topi uwięziony w wodnej sferze. Nie wybaczyłaby tego sobie, więc nawet jeśli umysł z góry przesądził sytuację, to serce kazało jej walczyć. "Muszę użyć więcej mocy", pomyślała. "Musi ci się udać, jeśli chcesz go uratować", podsuwał głos nadziei, dający złudną i fałszywą wiarę w sukces. Chciała spróbować jeszcze raz, musiało jej się udać, inaczej Blaine w końcu utonie.
Jednak nie mogła tego zrobić.
Nie udało jej się wykonać kolejnego podmuchu. Momentalnie owinął ją łańcuch, krępując wszelkie ruchy. Jego właściciel szybko pociągnął za niego sprawiając, że nastolatka poleciała w bok i uderzyła silnie o ziemię. Oplatająca ją broń zniknęła, ale po chwili pojawiła się na nowo w dłoni Visa. Uderzył łańcuchem niczym biczem w jej nogę, czekając na kolejny krzyk. Nadszedł równo w chwili, gdy wzniósł się cicho chroboczący, krótki dźwięk.
- Uspokoisz się wreszcie? - zapytał jakby zadowolony, bo czuł, że nic go nie powstrzyma od znęcaniem się nad wrogami. Jednak w chwili, gdy blondynka mimo licznych złamań i ran spróbowała się podnieść na zdrową nogę, poczuł przypływ gniewu i irytacji. - Przeginasz - parsknął posyłając ponownie broń w stronę przeciwniczki. Łańcuch zachowując się niczym wąż oplótł szybko ofiarę. Jego właściciel mocniej pociągnął broń, by nastolatka padła na kolana. Zaryła nimi boleśnie w glebie, chłodna stal owinęła jej ciało. Mężczyzna najchętniej i ją uwięziłby w podobnej wodnej sferze i z wyczekiwaniem obserwował, kto pierwszy straci powietrze, ale nie mógł tego zrobić. Utrzymanie jednego więzienia cieczy było już wystarczająco męczące, a jednocześnie wymagało sporej koncentracji. Tak więc pozostało mu dręczenie jej przy pomocy swego oręża.
Nie zrobił ku dziewczynie nawet kroku. Nie zamierzał do niej podchodzić, bo obawiał się, że szarooki ponownie wykorzysta chwilę jego nieuwagi. Jednak zaczynała mu grać na nerwach. Zdecydowanie za bardzo wzbudziła w nim zarówno irytację, jak i gniew, by mógł to pozostawić bez konsekwencji.
Oplatający dziewczynę łańcuch zaczął powoli ściskać ją coraz bardziej, jak wcześniej było to w przypadku jej rówieśnika. Stal brnęła do zmiażdżenia jej ciała w uścisku, powoli wbijała się w jej skórę. Chociaż Alice tego nie chciała, to krzyknęła z bólu i uroniła słone krople. Była pewna, że gdyby istniała szansa na utratę przytomności, to już dawno by ją straciła. Ból był ogromny, paraliżujący, rozchodził się po całym jej ciele. Dziewczyna starała się stłumić wrzaski, ale było to praktycznie niemożliwe. Zbyt dotkliwie czuła, jak jej złamana ręka jest przygniatana do reszty obolałego ciała. Jak ból przepływa przez stłuczony kręgosłup i pędzi w dalsze zakątki ciała.
- Siedź spokojnie - burknął od niechcenia i utkwił spojrzenie w brunecie. - Właśnie możesz ujrzeć, jak twój towarzysz ostatecznie się topi - dodał z szyderczym uśmiechem. Momentalnie dziewczyna zrobiła wielkie oczy i przeniosła wzrok na bruneta. Stało się to, czego tak się obawiała.
- Blaine! - krzyknęła do niego, choć nie przyniosło to żadnego skutku. Obserwowała jak z jego ust ulatują bąbelki. Ten widok odebrał jej całą świadomość. Odebrał jej uczucie bólu, odebrał jej głos i sparaliżował ją.
Chłopak nie mógł już dłużej wstrzymywać oddechu. Nie potrafił już nawet zwiększyć temperatury własnego ciała, o wytworzeniu płomieni nawet nie wspominając. Poczuł ból w płucach, które desperacko domagały się tlenu, jakiego nie mógł im ofiarować. Zaczynało mu się kręcić w głowie. Nie potrafił dłużej wytrzymać, wypuścił z ust powietrze i zacisnął mocno powieki. Jego ciało pozostało w bezruchu jak sparaliżowane, nie pozwalając mu nawet w ostatnich jego chwilach na konwulsyjne ruchy, będące desperacką próbą uratowania się. Był jak posąg, z którego właśnie uleciały bąbelki.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, wręcz makabrycznie, z wyraźnym zadowoleniem przyglądając się, jak wreszcie dopiął swego. Obserwował z radością, jak jego wróg traci ostatnie tchnienie. Nie zwracał już nawet uwagi na nastolatkę, która pomimo narastającego bólu siedziała cicho.
- Blaine... - wymamrotała dopiero po chwili cicho pod nosem. Do jej oczu napłynęły łzy, które szybko, jedna po drugiej, przecięły jej twarz. Słone krople mknęły po jej policzkach, niektóre łącząc się ze strużką krwi wciąż spływającą ze świeżej rany. Oczy były szeroko otwarte i do samego końca wpatrywały się w bruneta z niedowierzaniem.
- To koniec - rzucił Vis powracając wzrokiem do blondynki, a wtem zamarł w bezruchu.
Wokół Alice wezbrał wiatr. Podmuchy jakby zaczęły się gromadzić wokół swej pani, wirowały wściekle i wznosiły drobinki piasku do góry. Mężczyzna pomimo tego wypatrywał ruchów przeciwniczki, które wciąż blokował łańcuch. Chwycił go mocniej i gwałtownym ruchem przyciągnął do siebie, chcąc by ostatecznie zmiażdżył wroga. Zgodnie z jego wolą uścisk miał się maksymalnie zacieśnić i tak też się stało.
Stal wbiła się w skórę dziewczyny, wkrótce się w niej zatopiła, aż wreszcie nawet i przeniknęła. Vis zszokowany obserwował jak wojowniczka, mając za nic oplatający ją łańcuch, podnosi się, a sama stal zaczyna przenikać przez jej ciało. Była jak zjawa, była jak duch. Była p o w i e t r z e m.
Wstała na równe nogi, przeniknęła przez broń przeciwnika. Łańcuch opadł na ziemię, podczas gdy ta zaczęła kroczyć do towarzysza. Pierwsze kroki stawiała powoli, jej ciało ulatywało, starała się zachować je w całości. Podmuchy wiatru wezbrały jeszcze bardziej na sile. Tworzyła się trąba powietrzna o niszczycielskiej mocy.
- Ty... - warknął wściekle mężczyzna. Niesiony gniewem posłał łańcuch w nastolatkę. Przemknął przez jej ciało, które zaczęło się rozdzierać, jakby była postacią o ulotnej, gazowej formie. Jedyne, co tym osiągnął, to otrzymanie krótkiego spojrzenia od łowczyni.
Spojrzała na niego oczami, których niebieska barwa niemalże zniknęła. Istniały jej zalążki w postaci jasnego błękitu typowego dla czystego nieba, jednakże przecinające je białe obłoki świadczyć mogły, że teraz właśnie w jej wzroku wiją się silne wichry objawiając się w oczach pod postacią jasnych smug. Przepływały przez błękit, prawie całkowicie go maskując. Wróg wręcz cię wzdrygnął, dopatrując się w nich niemej groźby, spojrzenia jak u osoby opętanej.
Niespodziewanie z ust Blaine'a raz jeszcze uleciały bąbelki. Uwolnił resztki powietrza, opróżniając już całkowicie swoje płuca. Jego rówieśniczka jak oparzona obróciła w jego stronę wzrok i zaczęła biec.
Biegła prosto do wodnej kuli. Nie czuła przy tym żadnego bólu. Nie czuła strachu, poza obawą, że nie zdąży. Jej umysł ucichł. Nie dudniły już ani słowa głosu rozsądku, ani serca. Przyświecało tylko jedno: "Uratuj go". Tylko to jedno zdanie odbijało się echem w jej głowie. Alice nawet nie dostrzegała tego, co się z nią dzieje. Jej uwadze umykało wszystko dookoła, nawet fakt, że przed sekundą przemknęła niczym duch przez broń łowcy, albo to, że wprawiła powietrze w istny szał. Nie widziała tego, widziała jedynie tonącego towarzysza. Podświadomie coś jej mówiło, co powinna zrobić. Coś nią kierowało, jakby przejęło kontrolę nad jej ciałem nakazując ślepo iść prosto do więzienia z cieczy. Tak też zrobiła.
Szybkim ruchem wybiła się prosto do wodnej sfery. Znalazła się w jej wnętrzu wraz z rówieśnikiem. Mocno go objęła. Vis zacisnął dłoń w pięść, woda zaczęła szaleć, jakby chcąc ich zniszczyć swą siłą, ale nim udało jej się cokolwiek zdziałać, od Alice uderzyły podmuchy wiatru.
Dziewczyna wypuściła z ust powietrze, które od razu przybrało postać potężnych porywów wiatru. Odepchnęły wszystko niemalże jak fala uderzeniowa po silnym wybuchu. Powiewy odepchnęły całą otaczającą ich wodę na duża odległość. Ich siła pozwoliła nawet na to, by ich ofiarą stał się mężczyzna. Podmuch wiatru dosięgnął go i odrzucił silnie prosto w stertę kamieni, o którą boleśnie uderzył.
Sfera wody została zniszczona od wewnątrz. Podmuchy ustały, wiatr się uspokoił. Brunet runął nieprzytomnie na twardą glebę. Zaraz po nim upadła blondynka, spadając prosto na niego. Nie mogła już wytworzyć żadnego powiewu, by spowolnić swoje spadanie i załagodzić cios, więc siłą rzeczy to brunet załagodził jej upadek, samemu odczuwając dość boleśnie to zderzenie. Pod wpływem tego uderzenia odzyskał świadomość i zaczął kaszleć, nabierając przy tym powietrza z typową dla topielca zachłannością.
- Blaine! - zawołała go lękliwie, głosem pełnym troski i obaw. Czym prędzej podniosła się do pozycji siedzącej i obserwowała z wyczekiwaniem jak rówieśnik czyni to samo. Wreszcie usiadł prosto, a wtem momentalnie blondynka mocno go przytuliła. Zszokowany zamarł w bezruchu, podczas gdy ta zaczęła zalewać się łzami.
- Nie płacz - powiedział do niej, słysząc jak szlocha wtulona w niego. Na dźwięk jego głosu przytuliła go jeszcze mocniej, jakby bała się, że zaraz zniknie.
- Myślałam... myślałam, że już... że nie zdążę... ja... - nie potrafiła nic powiedzieć. Słowa z przejęcia grzęzły jej w gardle. Po chwili poczuła, jak rozmówca ją obejmuje
- Nic mi nie jest - szepnął jej do ucha. - Dzięki tobie - dodał spokojnie, na co ta wybuchnęła jeszcze większym płaczem. - Dziękuję - powiedział gładząc ją delikatnie po głowie. Ledwie dosłyszała przez swój płacz, jak nastolatek wypowiada to słowo. Jedynie pokiwała głową nadal nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Wkrótce jednak poczuła, że jest uwalniana z objęć towarzysza. Poczuła jego dotyk na swoich ramionach, delikatnie odsunął ją od siebie. Zasiadła wyprostowana na jego kolanach, wpatrując się w niego pytająco.
Brunet wymieniał się niedowierzająco spojrzeniem z łowczynią. Głęboko wpatrywał się w przecinające błękit obłoki i wichry opływające jej zapłakane oczy. "Aktywowała tryb", pomyślał i coś w nim drgnęło. Jak oparzony zaczął w popłochu przyglądać się jej z uwagą. Doszukiwać się wszelkich ran. Całe jej ciało było tak naprawdę pokryte ranami, zadrapaniami i siniakami, a wszystko to przykrywała warstwa kurzu, pyłu i piachu.
- Co on ci zrobił? - zapytał z gniewem, przykładając palec do rany na jej głowie. Nie zdążyła odpowiedzieć. Chłopak spróbował przerzucić ją w bok, ale miał ograniczony ruch. Ostrze chybiło, nie trafiając w jej serce, ale wbiło się głęboko w jej ramię, mało nie przeszywając go na wylot, a do tego owinął je łańcuch. W drugiej chwili Vis szarpnął z całej siły za stal, zrzucając łowczynię z jej towarzysza i ciągnąc ją ku sobie. Po raz kolejny zaliczyła bliskie spotkanie z ziemią, po której przez chwilę była ciągnięta. Jednak nie poczuła nowej dawki bólu. Nie poczuła prawie nic.
- Źle zrobiłem, powinienem był najpierw zabić ciebie głupia dziewucho - parsknął gniewnie, koncentrując całą swoją uwagę na nastolatce, która zacisnęła mocno powieki, ale ani razu nie jęknęła. Czuła chłodną stal owijającą jej rękę, a nawet zimne ostrze, jakie zostało w niej zatopione. Czuła też jak ubywa jej znowu krew, spływając po poharatanej i pobrudzonej skórze, ale nie czuła bólu, jedynie lekkie mrowienie. Wkrótce przestała czuć nawet ten chłód łańcucha. Zdezorientowana spojrzała na wroga od razu rozumiejąc dlaczego broń zniknęła.
Nim mężczyzna jakkolwiek zareagował, Blaine stanął nagle tuż przed nim i chwycił go za nadgarstek ręki, w której dzierżona była broń. Vis wrzasnął z bólu czując palący dotyk wroga, jaki niemalże od razu wypalał jego skórę. Uniósł gniewne spojrzenie na chłopaka i zamarł w trwodze. Z przerażeniem wpatrywał się w krwistoczerwone oczy, w popłochu starał się wyrwać rękę z uścisku
- Alice, nie patrz na to - powiedział chociaż panujący mrok i tak nie pozwalał jej wiele ujrzeć. W następnej chwili łowca wyrwał się z uchwytu nastolatka. Cofał się płochliwie i w pośpiechu stworzył wodną tarczę. Blaine szedł do niego wolnym, z pozoru spokojnym krokiem. Pchnął rękę w stronę przeciwnika. Przebił się bezproblemowo przez osłonę i chwycił wroga za głowę. Wodna tarcza rozpadła się na miliony kropel, które po chwili nikły w powietrzu. Chłopak potężnie cisnął głową wybrańca o ziemię. Dobył się głośny trzask i ryk bólu. Vis leżał przygwożdżony do ziemi, z pękniętą czaszką, ale pozostał przytomny.
- Żyłeś tak długo tylko dlatego, bo na twoje szczęście nie widziałem, jak ją atakowałeś - rzuciła nachylona nad nim postać, która wciąż trzymała w ręce jego głowę. Ton łowcy był inny, niepodobny do niego. Jakby wesoły, drwiący, a przy tym przerażający.
- Czym ty jesteś? - zapytał starając się ukryć strach. Starał się wznieść wzrok do oprawcy, którego włosy pociemniały, a cera poszarzała. Nagle jego dotyk ponownie stał się tak gorący, że zaczął wypalać skórę. Kolejne wrzaski rozbrzmiały po okolicy. Gejzer wody wystrzelił do góry, chowając w swym wnętrzu mężczyznę. Brunet puścił wroga i cofnął się o krok od wybuchu słupa wody. Czekał niby spokojnie, aż zniknie. Gdy tylko to nastąpiło, dostrzegł jak łowca ostatkami sił odchodzi byle dalej od oprawcy, ale on nie miał zamiaru odpuścić. Stał w miejscu, a w drugiej chwili już stanął na drodze swej ofiary. Szybkim ruchem zadał potężny cios pięścią prosto w brzuch mężczyzny, który to poczuł salwę bólu przenikającą jego postać. Kolana się pod nim ugięły i padł na ziemię. Posłane ku niemu kopnięcie sprawiło, że przetoczył się po ziemi.
- Nie potrzebuję energii, by cię zniszczyć - usłyszał głos dobiegający jakby z oddali. Kolejne kopnięcie sprawiło, że obrócił się na plecy. Cały obolały ledwie mógł ruszyć palcem. Nagle noga z impetem zaryła w jego brzuch, zaraz potem w klatkę. Złamane żebra i wewnętrzne obrażenia przerodziły się w salwę koszmarnego, nieznośnego bólu. Dłoń ponownie przywarła płasko do twarzy Visa, wypalając jego skórę. Wrzeszczał znosiwszy męki. Spróbował wytworzyć kolejny gejzer. Ledwie wyłoniła się woda, a wybuchnął potężny ogień, który pochłonął każdą kroplę, natychmiastowo zamieniając je w obłoki białego dymu. W tym ogniu łowca uwięził siebie wraz ze swą ofiarą, która zaczęła być palona żywcem.
Wrzaski ciągnęły się przez pewien czas, aż w końcu całkowicie ucichły. W mroku było widać jedynie gąszcz przygasających płomieni. Było słychać jak syczą niczym żmije, a swe ogniste języki wznoszą ku piekielnemu niebu.
- Przestań już! - krzyknęła za nastolatkiem, mając już dość dźwięków nakłaniających ją do wyobrażania sobie najgorszego. Niechętnie spojrzała w kierunku ognia, wewnątrz którego dostrzegła ciemną postać, stojącą nad zmasakrowaną sylwetką.
Podeszła do ognia. Chciała odciągnąć siłą rówieśnika od Visa, ale ledwie się zbliżyła, a poczuła wysoką temperaturę. Niepewnie wysunęła rękę do płomieni, które to gwałtownie uderzyły, niczym trzaśnięcie bata, w jej dłoń i ją poparzyły. Wystraszona krzyknęła i odsunęła się pośpiesznie od ognia.
- Blaine! - wrzasnęła najgłośniej jak tylko potrafiła zarówno przerażona, jak i zdenerwowana. Nagle żar zniknął. Wzniosła czym prędzej wzrok na rówieśnika z nadzieją, że wróciły mu zmysły. Błyskawicznie zjawił się przed nią, aż się wystraszyła. Szybkim ruchem obrócił ją w drugą stronę zakrwawionymi rękoma
- Nie patrz tam - oznajmił
- Coś ty mu zrobił...? - zapytała, ale po wypowiedzeniu tych słów doszła do wniosku, że jednak woli nie znać odpowiedzi. Nastolatek sam również nie chciał jej udzielić, więc po prostu pchnął lekko rozmówczynię do przodu, nakłaniając ją do tego, by ruszyła przed siebie.
Szedł tuż przy niej, krew na jego dłoniach zaczęła przesiąkać materiał jej koszulki. Nie pytała o nic. Chciała tylko, by wyprowadził ją wreszcie z tego koszmaru. Chciała to wszystko zostawić za sobą. Zamknąć za sobą drzwi do tego snu i tak samo zamknąć za sobą ten epizod, a najlepiej od razu o nim zapomnieć.
- Wchłoń perłę, inaczej będzie ciężko znaleźć wyjście - powiedział do dziewczyny, która posłusznie wykonała polecenie. Przywołała drugą kartę, jaka przedstawiała postać Fioletowego Jokera, po czym upuściła nad nią kulkę, w której przelewała się czarna substancja, będąca energią ciemnej strefy. Niewielki przedmiot zatopił się w karcie, której to wskaźnik wypełnił się do połowy smolistą barwą. Było to też potwierdzeniem, że zabił wroga. Na tę myśl momentalnie przeszedł ją dreszcz i niepewnie spojrzała na towarzysza.
Niespodziewanie poderwał ją z ziemi. Szybkim, sprawnym ruchem wziął ją na ręce i zaczął nieść do wyjścia. Ze zdumieniem wbiła w niego wzrok, lecz jego był posłany prosto przed siebie. Otoczenie zaczęło przybierać postać pustego snu, bezkresnej bieli. Elementy wcześniejszego krajobrazu powoli znikały, jakby rozpływając się w powietrzu. Od razu dostrzegli przejście.
- Co robisz? - zapytała zmieszana
- Jak to co? - wydawał się równie zaskoczony tym pytaniem, co ona jego działaniami
- Wiesz, że potrafię sama chodzić? - rzuciła niepewnie
- Może spodobało mi się noszenie cię? - odparł wymuszając na sobie żartobliwy ton. - Nie będziesz w stanie dotrzeć o własnych siłach do swojego snu - oznajmił po chwili z całkowitą powagą. Dostrzegła jak jego twarz przybiera smętny, ponury wyraz.
- Co ty opowiadasz? - mruknęła z niedowierzaniem, na co ten nagle się zatrzymał. Wbiła w niego wzrok, śląc nieme pytanie. Zderzyli się spojrzeniami, spoglądał w jej oczy wciąż dopatrując się w nich jej energii, jej mocy. Ona w jego szarych, już całkowicie zwyczajnych i spokojnych oczach dostrzegła jedynie smutek i obawy. - Blaine?
- Aktywowałaś tryb - oznajmił, ale w taki sposób, jakby nie był to powód do radości. W głębi cieszył się, że dziewczynie udało się to osiągnąć, ale wiedział też co nastąpi, gdy tylko ten stan minie.
- Tryb? - powtórzyła z zaciekawieniem, gdy ten wznowił chód.
- Pomówimy o tym później. W dużym skrócie pozwala to łowcy nie odczuwać bólu na tak długo, jak tryb jest aktywny, ale gdy tylko zostanie wyłączony... nagromadzony przez ten czas ból wróci ze zdwojoną siła - powiedział z ogromną niechęcią. - Jeśli nie wyłączysz go w tym śnie, to po opuszczeniu go zostanie samoistnie dezaktywowany
- Aha - mruknęła smętnie, nie wiedząc co innego mogłaby rzec
- Ile masz energii? - zapytał po chwili, na co ta przywołała kartę. Grymas jaki odmalował się na jej twarzy był już w pewnym sensie odpowiedzią na pytanie, ale mimo to pokazała przedmiot rówieśnikowi. Wskaźnik praktycznie był pusty. Energia w nim zawarta była ledwie widoczna, dostrzec ją można było jedynie przy wytężeniu wzroku. - Nie dobrze...
- A co z tobą?
- O mnie się nie martw
- Krwawa perła? - nie odpowiedział. Zaczął maszerować szybciej do wyjścia, jakby w ucieczce przed tym tematem, którego jednak blondynka i tak nie miała siły, a nawet nie chciała poruszać.
Przekroczyli próg drzwi, a gdy tylko się za nimi zamknęły, znaleźli się na korytarzu pełnym przejść, po którym nagle rozniósł się wrzask nastolatki. Cierpienie zalało ją silną falą niemalże całkowicie ją paraliżując. Dotarło do niej, co brunet miał na myśli. Przygwożdżona tak silnym bólem na pewno nie byłaby w stanie się chociażby podnieść z ziemi, o dotarciu do swojego snu nawet nie wspominając.
Z każdą chwilą ból zamiast maleć narastał. Blondynka zaciskała zęby tak mocno, że w końcu i szczęka zaczęła ją boleć, ale wolała to, niż nieść po korytarzu swój krzyk. Chociaż Blaine starał się wykonywać ruchy tak, by być przy tym jak najdelikatniejszym, to każde, nawet najmniejsze drgnięcie wywoływało całą salwę boleści.
- Wytrzymaj... - powiedział kojąco, chociaż do nastolatki ledwie docierał jego głos. Ścisnęła mocno materiał jego koszulki zdrową ręką, podczas gdy druga bezwładnie zwisała jedynie dostarczając kolejną dawkę cierpienia.
Chłopakowi udało się przywołać kartę i przenieść się wraz z dziewczyną przed jej sen, bez wykonywania przy tym wielu ruchów. Im oczom ukazało się przejście, przy którym stała długowłosa blondynka, z kosmykami włosów przewiązanymi w dwie kitki.
- Wreszcie jest... - przeniosła na nich wzrok i nagle urwała wypowiedź. Z szokiem spojrzała na stan nastolatków. Oboje odnieśli wiele ran. Byli zakrwawieni, posiniaczeni i poturbowani, pokryci kurzem, ubrudzeni dymem. Spostrzegła pokiereszowane kłykcie u bruneta, a jego twarz obrazowała ogromne zmęczenie. Twarz jego towarzyszki za to była zalana łzami i wykrzywiona w istnej agonii. Temu okropnemu widokowi przygrywał szloch niebieskookiej.
- Rychło w czas. Szkoda, że nie zjawiłaś się wcześniej - parsknął oschle
- Ej, sam kazałeś mi się nie mieszać, bo chcieliście załatwić to sami! - odburknęła gniewnie
- Dobra, i tak byś się pewnie do niczego nie przydała, tylko zawadzała
- Ah tak? Właśnie widzę, jak znakomicie wam poszło - kłócili się do momentu, aż Alice wrzasnęła z bólu. - Dobra, widzę, że nie czas na to
- Otwórz mi te pieprzone drzwi do jej snu - wydał stanowczo polecenie, jakie dziewczyna bez słowa wykonała.
Cała trójka znalazła się we śnie Alice. Nastolatka miała nadzieję, że w tym miejscu ból zniknie, ale jedynie trochę zmalał. Chłopak ułożył ją delikatnie, a Avril niemal natychmiast nad nią kucnęła.
- O rany, mała, co ci się stało...
- Nie ma czasu do stracenia, jej wskaźnik jest na wyczerpaniu - oznajmił zrywając się gwałtownie na równe nogi. Poczuł jak i jego mięśnie krzyczą z bólu, ale zignorował to i ruszył szybkim krokiem do wyjścia.
- Słucham? - rzuciła szybko się podnosząc. W oka mgnieniu wyprzedziła bruneta i zatarasowała mu drogę. - A ty dokąd?
- Przyniosę jej perłę, inaczej...
- Nie o to mi chodzi - przerwała mu pośpiesznie. - Czy ty w ogóle siebie widziałeś? W tym stanie nawet najsłabszego upiora nie zabijesz
- Tak? Zdziwisz się - odparł próbując wyminąć rozmówczynię, ale nie pozwoliła mu na to
- Dobra, słuchaj. Niech twoja duma weźmie sobie choć na chwilę wolne i da sobie pomóc. Nawet nie tyle sobie, co jej - skinęła głową ku rannej. - Jesteś w niewiele lepszym stanie. Właściwie to wyglądasz jak siedem nieszczęść - powiedziała, na co brunet nie odpowiedział. Niechętnie musiał przyznać przed samym sobą, że rozmówczyni ma rację. - Twoja śmierć w walce z jakimś gównianym upiorem jej w niczym nie pomoże. Sama skołuję jej perłę
- Serio to zrobisz? - zapytał z podejrzliwościami, a ta się uśmiechnęła
- Ostatnio czuję się jak dostawca pereł, więc co mi tam - machnęła lekceważąco ręką chcąc tym gestem zapewnić chłopaka, że nie jest to dla niej żadnym problemem. - Co jak co, ale dla małej zawsze skoczę po perłę - wypięła dumnie pierś.
- W takim razie lepiej się pośpiesz - rzucił zerknąwszy zza ramienia na rówieśniczkę. Avril śledząc jego spojrzenie również zawiesiła na niej swój wzrok, jednak po chwili wróciła nim z powrotem do bruneta w małym zamyśleniu. - A co z twoją energią? - rzuciła skupiając chwilowo na sobie jego uwagę
- Mam energię - odparł, a rozmówczyni przyglądała się mu, próbując zweryfikować, czy aby na pewno mówi prawdę. - O mnie się nie martw - dodał w końcu, chcąc ją zapewnić, że tak właśnie jest, nawet jeśli po spojrzeniu na jego obecny stan można mieć z goła odmienne zdanie na ten temat
- Tak jakbym kiedykolwiek się o ciebie martwiła - prychnęła niemal z oburzeniem i obróciła się w stronę wyjścia. - Alice, trzymaj się tam, niedługo przyniosę ci perłę. Tylko ani mi się waż zasypiać! - krzyknęła do znajomej, zbliżając się do drzwi. Wkrótce opuściła sen, pozostawiając w nim dwójkę nastolatków.
Brunet czym prędzej podszedł do rówieśniczki i przy niej klęknął. Wciąż walczyła z ogromnym bólem, leżąc w całkowitym bezruchu zupełnie jakby została zamieniona w kamień. Bała się jakikolwiek ruch wykonać, bo wiedziała, że przyniesie to jedynie kolejną falę cierpienia. Jednak już czuła, że jest lepiej, niż na korytarzu. Jakby do jej ran przykładany był kompres, stopniowo i bardzo powoli uśmierzający ból. W obecnej chwili każdą, nawet minimalną poprawę swojego stanu przyjmowała z pewnym uczuciem ulgi.
- Zaraz Avril przyniesie ci perłę, którą uzupełnisz wskaźnik - oznajmił szybko, jakby właśnie toczył walkę z czasem. Dziewczyna była w stanie jedynie mruknąć: "mhm", na znak, że dotarły do niej jego słowa. - W twoim śnie ból powinien być odrobinę mniejszy, z czasem będzie lepiej - rzekł spotykając się z takim samym odzewem. - Alice... - zaczął, ale po wypowiedzeniu jej imienia słowa ugrzęzły mu w gardle. Westchnął zrezygnowany i wstał. - Po prostu postaraj się jak najdłużej pozostać w Wymiarze Snów, dopóki Avril nie uzupełni twojego wskaźnika. Spróbuj zwalczyć wybudzanie się
- Aktualnie czuję każdy mięsień, a nie wybudzanie się - wykrztusiła z siebie. - Wolałabym już się obudzić - dodała ulegając wizji, w której to znajduje się z powrotem w swoim wygodnym łóżku i nie czuje już żadnego bólu i jest cała w jednym kawałku.
- Nie jest powiedziane, że po wybudzeniu się ból minie - oznajmił, natychmiastowo niszcząc jej myśl o ucieczce od cierpienia równoznaczną z ucieczką z Wymiaru Snów do świata realnego
- Co...? - wykrztusiła zszokowana, łudząc się, że to jedynie kiepski żart, ale powaga wypisana na twarzy chłopaka zabiła tą nadzieję.
- Po prostu nie zasypiaj, ale też nie daj się wybudzić - oznajmił, po czym westchnął zrezygnowany dochodząc do wniosku, że wypowiadane przez niego słowa stają się jedynie namiastką sensownych zdań. - Niedługo u ciebie będę
- Co!? - powtórzyła pytanie jeszcze bardziej zaskoczona
- Przyjadę do ciebie. Wybudzenie się po takiej dawce bólu może być dla ciebie sporym szokiem, więc...
- Czekaj, nie! Nie trzeba... - zaoponowała dość gwałtownie, wtem jej protesty przerwała nagła symfonia bólu, przybierająca formę głośnego krzyku. Zrezygnowała i przyjęła do wiadomości fakt, że teraz musi leżeć w całkowitym bezruchu, jeśli nie chce sobie dołożyć kolejnej dawki boleści. - Zapasowy klucz jest pod wycieraczką - oznajmiła wreszcie z olbrzymią niechęcią. Nawet na wykłócanie się brakowało jej sił.
Brunet żwawym krokiem opuścił jej sen, samemu starając się szybko opuścić Wymiar Snów. Alice pozostało natomiast czekanie na łowczynię z perłą i liczenie na to, że uda jej się ją dostarczyć, nim przyjdzie po nią Niebieski Joker, ostatecznie odbierając jej życie.
Zawyła z bólu, chociaż chciała zachować go w sobie. Nie chciała dać wrogowi satysfakcji i pozwolić mu słuchać jak krzyczy, jednak nie potrafiła stłumić wrzasku gdy już doszło do jej spotkania z gruzami. Z dużą siłą uderzyła plecami o kamień, towarzyszył temu chrobotliwy, krótki dźwięk. Po całym jej kręgosłupie przeszedł ogromny ból, jaki od razu rozniósł się po całym ciele. Cierpienie wypełniło jej żyły, ogarnęło każdy jej mięsień. Zaraz po uderzeniu spadła boleśnie na ziemię, a z jej ust wypłynęła krew. Cienki, szkarłatny strumyk umknął z kącika ust i przeciął brodę.
- Drugą rękę też mam ci wyłamać, żebyś wreszcie przestała przeszkadzać? - zapytał zirytowany. Słał nastolatce pełne pogardy spojrzenie. Przypatrywał się jej wręcz z obrzydzeniem i niesmakiem - dziewczynie, która nie miała sił, by walczyć.
Jej ubranie było w strzępach, przykryte, tak samo jak jej skóra, grubą warstwą kurzu i popiołu. Ubrudzona dymem, piachem i szkarłatem leżała obolała na ziemi, zaczynając kaszleć krwią. Czuła każdy mięsień, każda część jej ciała pulsowała silnym bólem. Jednak uparcie powoli zbierała się na równe nogi. Stopniowo się unosiła, ignorując towarzyszące jej cierpienie. Nie miała tyle siły, by stanął prosto i zadrzeć dumnie podbródek na przekór przeciwnikowi, ale udało jej się wstać, choć pozostała przygarbiona i ugięta w kolanach. Chybotała się nieporadnie na boki ledwie utrzymując się w pionie.
- Jesteś żałosna - cedził przez zaciśnięte zęby, jakby jej upór tylko go drażnił.
- Zostaw go - powtórzyła spokojnie, zamykając głęboko w sobie wszelkie wrzaski i krzyki wywołane cierpieniem.
Łańcuch podciął jej nogi sprawiając, że jeszcze raz wylądowała na ziemi.
- Powinnaś się w tej chwili martwić o siebie, a nie o niego - jego głos był coraz głośniejszy. Zdała sobie sprawię, że rozmówca się zbliża. Spróbowała ponownie wstać, ale Vis szybciej znalazł się tuż przy niej. Kucnął przed nią, chwycił w pięść jej włosy blisko skóry głowy i pociągnął do góry, by zrównała się z nim spojrzeniem.
Nie krzyknęła, choć wewnętrznie miała ochotę wrzeszczeć i szlochać. Oczy miała już przeszklone, ale z całych sił powstrzymywała napływ łez. Chcąc nie chcąc spotkała się spojrzeniem z oprawcą, który kucał przed nią. Obłęd w jego oczach wzbudzał w niej lęk, jednak nie on dominował, a nawet nie ból. W głowie miała jedynie uratowanie rówieśnika. Strach, który paraliżował jej ciało bardziej niż rwący ból, to obawa, że nie uda jej się go ocalić. Nic jednak nie wskazywało na to, by stało się inaczej.
- Zrób ze mną co chcesz, ale wypuść go - powiedziała wznosząc się na kolanach jak najwyżej, byle tylko nie czuć jak jest ciągnięta za swe blond kosmyki. Mężczyzna uśmiechnął się chytrze, po czym spojrzał na duży głaz, przy którym się znajdowali.
- Wiesz co jest jednym z największych przekleństw tego miejsca? - rzucił pytanie retoryczne, w odpowiedzi zastając głuchą ciszę. Wrócił spojrzeniem do nastolatki radując się przerażeniem tlącym się w jej oczach. - Nie ważne co się stanie, nie stracisz tutaj przytomności - oznajmił po czym gwałtownym ruchem uderzył głową dziewczyny o skałę, po czym puścił ją, pozwalając by bezwładnie osunęła się na ziemię.
Cały świat zaczął wirować. Nawet nie poczuła, gdy znalazła się z powrotem na ziemi. Opierała się o kamień naznaczony jej krwią. Czuła ciepło tej krwi, spływała po jej twarzy z nowej rany. Uraz czaszki był tylko kolejną rzeczą na liście licznych obrażeń niosących kolejne dawki bólu, który stał się stłumiony. Obraz był rozmazany, dźwięk niewyraźny, przed oczami miała mroczki. Dziewczyna przez chwilę nie mogła się nawet poruszyć. Przez swój stan nie zdała sobie nawet sprawy, jak nagle wodna sfera zaczęła syczeć i gwałtownie bulgotać. Jednak Vis od razu zwrócił na to uwagę.
Mężczyzna czym prędzej stanął z powrotem naprzeciwko Blaine'a i w popłochu uniósł dłoń, by przywrócić spokój wzburzonej wodzie. Gotowała się, a wokół już roztoczyła się para wodna. Brunet nie miał żadnych szans, by utrzymać ten stan, ale z całych sił próbował. Jego gorąca skóra odparowywała kolejne pokłady wody, gdy nagle Vis zacisnął dłoń w pięść. Sfera wody wzburzyła się i przyjęła postać wściekłego wiru, zdającego się atakować więzionego łowcę. Gdy tylko stracił resztki sił, mężczyzna przywrócił sferze jej poprzedni stan.
- Zdecydowanie zbyt długo wytrzymujesz - stwierdził spokojnie. - Ale zdaje się, że już więcej nie wytrzymasz
Niespodziewanie nadszedł kolejny podmuch wiatru, jednak na tyle słaby, że ledwie poruszył wodę. Mężczyzna spojrzał na blondynkę zdenerwowany. Dyszała ze zmęczenia. Krew dudniła jej w uszach, każda próba złapania oddechu przynosiła kolejną dawkę bólu. Jednak zdrową ręką postanowiła ponownie machnąć tessenem. Zdawała sobie sprawę, że nie ma siły, ale uparcie próbowała coś zdziałać i nie zamierzała przestać. Karmiła się głupią, naiwną nadzieją, że jeśli ten podmuch nie zdoła odrzucić od rówieśnika wody, to może następnemu się to uda. "Jeśli nie trzeci, to może dziesiąty podmuch", podsuwała samej sobie sposób myślenia, którego jej umysł mimo wszystko nie chciał zaakceptować. Słyszała głęboko w sobie swój głos zdrowego rozsądku, który zapewniał, że nic z tego nie będzie. "Jeśli pierwszy nie dał rady, każdy następny powiew wiatru będzie tylko słabszy. Nie masz energii, nie masz mocy, nie masz s i ł y". Słyszała go głośno i wyraźnie, a mimo to go ignorowała. Ignorowała go wraz z całym bólem, jaki czuła. Jej umysł miał rację, ale nawet jeśli tak było, to nie chciała się poddać. Nie chciała bezczynnie obserwować, jak Blaine się topi uwięziony w wodnej sferze. Nie wybaczyłaby tego sobie, więc nawet jeśli umysł z góry przesądził sytuację, to serce kazało jej walczyć. "Muszę użyć więcej mocy", pomyślała. "Musi ci się udać, jeśli chcesz go uratować", podsuwał głos nadziei, dający złudną i fałszywą wiarę w sukces. Chciała spróbować jeszcze raz, musiało jej się udać, inaczej Blaine w końcu utonie.
Jednak nie mogła tego zrobić.
Nie udało jej się wykonać kolejnego podmuchu. Momentalnie owinął ją łańcuch, krępując wszelkie ruchy. Jego właściciel szybko pociągnął za niego sprawiając, że nastolatka poleciała w bok i uderzyła silnie o ziemię. Oplatająca ją broń zniknęła, ale po chwili pojawiła się na nowo w dłoni Visa. Uderzył łańcuchem niczym biczem w jej nogę, czekając na kolejny krzyk. Nadszedł równo w chwili, gdy wzniósł się cicho chroboczący, krótki dźwięk.
- Uspokoisz się wreszcie? - zapytał jakby zadowolony, bo czuł, że nic go nie powstrzyma od znęcaniem się nad wrogami. Jednak w chwili, gdy blondynka mimo licznych złamań i ran spróbowała się podnieść na zdrową nogę, poczuł przypływ gniewu i irytacji. - Przeginasz - parsknął posyłając ponownie broń w stronę przeciwniczki. Łańcuch zachowując się niczym wąż oplótł szybko ofiarę. Jego właściciel mocniej pociągnął broń, by nastolatka padła na kolana. Zaryła nimi boleśnie w glebie, chłodna stal owinęła jej ciało. Mężczyzna najchętniej i ją uwięziłby w podobnej wodnej sferze i z wyczekiwaniem obserwował, kto pierwszy straci powietrze, ale nie mógł tego zrobić. Utrzymanie jednego więzienia cieczy było już wystarczająco męczące, a jednocześnie wymagało sporej koncentracji. Tak więc pozostało mu dręczenie jej przy pomocy swego oręża.
Nie zrobił ku dziewczynie nawet kroku. Nie zamierzał do niej podchodzić, bo obawiał się, że szarooki ponownie wykorzysta chwilę jego nieuwagi. Jednak zaczynała mu grać na nerwach. Zdecydowanie za bardzo wzbudziła w nim zarówno irytację, jak i gniew, by mógł to pozostawić bez konsekwencji.
Oplatający dziewczynę łańcuch zaczął powoli ściskać ją coraz bardziej, jak wcześniej było to w przypadku jej rówieśnika. Stal brnęła do zmiażdżenia jej ciała w uścisku, powoli wbijała się w jej skórę. Chociaż Alice tego nie chciała, to krzyknęła z bólu i uroniła słone krople. Była pewna, że gdyby istniała szansa na utratę przytomności, to już dawno by ją straciła. Ból był ogromny, paraliżujący, rozchodził się po całym jej ciele. Dziewczyna starała się stłumić wrzaski, ale było to praktycznie niemożliwe. Zbyt dotkliwie czuła, jak jej złamana ręka jest przygniatana do reszty obolałego ciała. Jak ból przepływa przez stłuczony kręgosłup i pędzi w dalsze zakątki ciała.
- Siedź spokojnie - burknął od niechcenia i utkwił spojrzenie w brunecie. - Właśnie możesz ujrzeć, jak twój towarzysz ostatecznie się topi - dodał z szyderczym uśmiechem. Momentalnie dziewczyna zrobiła wielkie oczy i przeniosła wzrok na bruneta. Stało się to, czego tak się obawiała.
- Blaine! - krzyknęła do niego, choć nie przyniosło to żadnego skutku. Obserwowała jak z jego ust ulatują bąbelki. Ten widok odebrał jej całą świadomość. Odebrał jej uczucie bólu, odebrał jej głos i sparaliżował ją.
Chłopak nie mógł już dłużej wstrzymywać oddechu. Nie potrafił już nawet zwiększyć temperatury własnego ciała, o wytworzeniu płomieni nawet nie wspominając. Poczuł ból w płucach, które desperacko domagały się tlenu, jakiego nie mógł im ofiarować. Zaczynało mu się kręcić w głowie. Nie potrafił dłużej wytrzymać, wypuścił z ust powietrze i zacisnął mocno powieki. Jego ciało pozostało w bezruchu jak sparaliżowane, nie pozwalając mu nawet w ostatnich jego chwilach na konwulsyjne ruchy, będące desperacką próbą uratowania się. Był jak posąg, z którego właśnie uleciały bąbelki.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, wręcz makabrycznie, z wyraźnym zadowoleniem przyglądając się, jak wreszcie dopiął swego. Obserwował z radością, jak jego wróg traci ostatnie tchnienie. Nie zwracał już nawet uwagi na nastolatkę, która pomimo narastającego bólu siedziała cicho.
- Blaine... - wymamrotała dopiero po chwili cicho pod nosem. Do jej oczu napłynęły łzy, które szybko, jedna po drugiej, przecięły jej twarz. Słone krople mknęły po jej policzkach, niektóre łącząc się ze strużką krwi wciąż spływającą ze świeżej rany. Oczy były szeroko otwarte i do samego końca wpatrywały się w bruneta z niedowierzaniem.
- To koniec - rzucił Vis powracając wzrokiem do blondynki, a wtem zamarł w bezruchu.
Wokół Alice wezbrał wiatr. Podmuchy jakby zaczęły się gromadzić wokół swej pani, wirowały wściekle i wznosiły drobinki piasku do góry. Mężczyzna pomimo tego wypatrywał ruchów przeciwniczki, które wciąż blokował łańcuch. Chwycił go mocniej i gwałtownym ruchem przyciągnął do siebie, chcąc by ostatecznie zmiażdżył wroga. Zgodnie z jego wolą uścisk miał się maksymalnie zacieśnić i tak też się stało.
Stal wbiła się w skórę dziewczyny, wkrótce się w niej zatopiła, aż wreszcie nawet i przeniknęła. Vis zszokowany obserwował jak wojowniczka, mając za nic oplatający ją łańcuch, podnosi się, a sama stal zaczyna przenikać przez jej ciało. Była jak zjawa, była jak duch. Była p o w i e t r z e m.
Wstała na równe nogi, przeniknęła przez broń przeciwnika. Łańcuch opadł na ziemię, podczas gdy ta zaczęła kroczyć do towarzysza. Pierwsze kroki stawiała powoli, jej ciało ulatywało, starała się zachować je w całości. Podmuchy wiatru wezbrały jeszcze bardziej na sile. Tworzyła się trąba powietrzna o niszczycielskiej mocy.
- Ty... - warknął wściekle mężczyzna. Niesiony gniewem posłał łańcuch w nastolatkę. Przemknął przez jej ciało, które zaczęło się rozdzierać, jakby była postacią o ulotnej, gazowej formie. Jedyne, co tym osiągnął, to otrzymanie krótkiego spojrzenia od łowczyni.
Spojrzała na niego oczami, których niebieska barwa niemalże zniknęła. Istniały jej zalążki w postaci jasnego błękitu typowego dla czystego nieba, jednakże przecinające je białe obłoki świadczyć mogły, że teraz właśnie w jej wzroku wiją się silne wichry objawiając się w oczach pod postacią jasnych smug. Przepływały przez błękit, prawie całkowicie go maskując. Wróg wręcz cię wzdrygnął, dopatrując się w nich niemej groźby, spojrzenia jak u osoby opętanej.
Niespodziewanie z ust Blaine'a raz jeszcze uleciały bąbelki. Uwolnił resztki powietrza, opróżniając już całkowicie swoje płuca. Jego rówieśniczka jak oparzona obróciła w jego stronę wzrok i zaczęła biec.
Biegła prosto do wodnej kuli. Nie czuła przy tym żadnego bólu. Nie czuła strachu, poza obawą, że nie zdąży. Jej umysł ucichł. Nie dudniły już ani słowa głosu rozsądku, ani serca. Przyświecało tylko jedno: "Uratuj go". Tylko to jedno zdanie odbijało się echem w jej głowie. Alice nawet nie dostrzegała tego, co się z nią dzieje. Jej uwadze umykało wszystko dookoła, nawet fakt, że przed sekundą przemknęła niczym duch przez broń łowcy, albo to, że wprawiła powietrze w istny szał. Nie widziała tego, widziała jedynie tonącego towarzysza. Podświadomie coś jej mówiło, co powinna zrobić. Coś nią kierowało, jakby przejęło kontrolę nad jej ciałem nakazując ślepo iść prosto do więzienia z cieczy. Tak też zrobiła.
Szybkim ruchem wybiła się prosto do wodnej sfery. Znalazła się w jej wnętrzu wraz z rówieśnikiem. Mocno go objęła. Vis zacisnął dłoń w pięść, woda zaczęła szaleć, jakby chcąc ich zniszczyć swą siłą, ale nim udało jej się cokolwiek zdziałać, od Alice uderzyły podmuchy wiatru.
Dziewczyna wypuściła z ust powietrze, które od razu przybrało postać potężnych porywów wiatru. Odepchnęły wszystko niemalże jak fala uderzeniowa po silnym wybuchu. Powiewy odepchnęły całą otaczającą ich wodę na duża odległość. Ich siła pozwoliła nawet na to, by ich ofiarą stał się mężczyzna. Podmuch wiatru dosięgnął go i odrzucił silnie prosto w stertę kamieni, o którą boleśnie uderzył.
Sfera wody została zniszczona od wewnątrz. Podmuchy ustały, wiatr się uspokoił. Brunet runął nieprzytomnie na twardą glebę. Zaraz po nim upadła blondynka, spadając prosto na niego. Nie mogła już wytworzyć żadnego powiewu, by spowolnić swoje spadanie i załagodzić cios, więc siłą rzeczy to brunet załagodził jej upadek, samemu odczuwając dość boleśnie to zderzenie. Pod wpływem tego uderzenia odzyskał świadomość i zaczął kaszleć, nabierając przy tym powietrza z typową dla topielca zachłannością.
- Blaine! - zawołała go lękliwie, głosem pełnym troski i obaw. Czym prędzej podniosła się do pozycji siedzącej i obserwowała z wyczekiwaniem jak rówieśnik czyni to samo. Wreszcie usiadł prosto, a wtem momentalnie blondynka mocno go przytuliła. Zszokowany zamarł w bezruchu, podczas gdy ta zaczęła zalewać się łzami.
- Nie płacz - powiedział do niej, słysząc jak szlocha wtulona w niego. Na dźwięk jego głosu przytuliła go jeszcze mocniej, jakby bała się, że zaraz zniknie.
- Myślałam... myślałam, że już... że nie zdążę... ja... - nie potrafiła nic powiedzieć. Słowa z przejęcia grzęzły jej w gardle. Po chwili poczuła, jak rozmówca ją obejmuje
- Nic mi nie jest - szepnął jej do ucha. - Dzięki tobie - dodał spokojnie, na co ta wybuchnęła jeszcze większym płaczem. - Dziękuję - powiedział gładząc ją delikatnie po głowie. Ledwie dosłyszała przez swój płacz, jak nastolatek wypowiada to słowo. Jedynie pokiwała głową nadal nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Wkrótce jednak poczuła, że jest uwalniana z objęć towarzysza. Poczuła jego dotyk na swoich ramionach, delikatnie odsunął ją od siebie. Zasiadła wyprostowana na jego kolanach, wpatrując się w niego pytająco.
Brunet wymieniał się niedowierzająco spojrzeniem z łowczynią. Głęboko wpatrywał się w przecinające błękit obłoki i wichry opływające jej zapłakane oczy. "Aktywowała tryb", pomyślał i coś w nim drgnęło. Jak oparzony zaczął w popłochu przyglądać się jej z uwagą. Doszukiwać się wszelkich ran. Całe jej ciało było tak naprawdę pokryte ranami, zadrapaniami i siniakami, a wszystko to przykrywała warstwa kurzu, pyłu i piachu.
- Co on ci zrobił? - zapytał z gniewem, przykładając palec do rany na jej głowie. Nie zdążyła odpowiedzieć. Chłopak spróbował przerzucić ją w bok, ale miał ograniczony ruch. Ostrze chybiło, nie trafiając w jej serce, ale wbiło się głęboko w jej ramię, mało nie przeszywając go na wylot, a do tego owinął je łańcuch. W drugiej chwili Vis szarpnął z całej siły za stal, zrzucając łowczynię z jej towarzysza i ciągnąc ją ku sobie. Po raz kolejny zaliczyła bliskie spotkanie z ziemią, po której przez chwilę była ciągnięta. Jednak nie poczuła nowej dawki bólu. Nie poczuła prawie nic.
- Źle zrobiłem, powinienem był najpierw zabić ciebie głupia dziewucho - parsknął gniewnie, koncentrując całą swoją uwagę na nastolatce, która zacisnęła mocno powieki, ale ani razu nie jęknęła. Czuła chłodną stal owijającą jej rękę, a nawet zimne ostrze, jakie zostało w niej zatopione. Czuła też jak ubywa jej znowu krew, spływając po poharatanej i pobrudzonej skórze, ale nie czuła bólu, jedynie lekkie mrowienie. Wkrótce przestała czuć nawet ten chłód łańcucha. Zdezorientowana spojrzała na wroga od razu rozumiejąc dlaczego broń zniknęła.
Nim mężczyzna jakkolwiek zareagował, Blaine stanął nagle tuż przed nim i chwycił go za nadgarstek ręki, w której dzierżona była broń. Vis wrzasnął z bólu czując palący dotyk wroga, jaki niemalże od razu wypalał jego skórę. Uniósł gniewne spojrzenie na chłopaka i zamarł w trwodze. Z przerażeniem wpatrywał się w krwistoczerwone oczy, w popłochu starał się wyrwać rękę z uścisku
- Alice, nie patrz na to - powiedział chociaż panujący mrok i tak nie pozwalał jej wiele ujrzeć. W następnej chwili łowca wyrwał się z uchwytu nastolatka. Cofał się płochliwie i w pośpiechu stworzył wodną tarczę. Blaine szedł do niego wolnym, z pozoru spokojnym krokiem. Pchnął rękę w stronę przeciwnika. Przebił się bezproblemowo przez osłonę i chwycił wroga za głowę. Wodna tarcza rozpadła się na miliony kropel, które po chwili nikły w powietrzu. Chłopak potężnie cisnął głową wybrańca o ziemię. Dobył się głośny trzask i ryk bólu. Vis leżał przygwożdżony do ziemi, z pękniętą czaszką, ale pozostał przytomny.
- Żyłeś tak długo tylko dlatego, bo na twoje szczęście nie widziałem, jak ją atakowałeś - rzuciła nachylona nad nim postać, która wciąż trzymała w ręce jego głowę. Ton łowcy był inny, niepodobny do niego. Jakby wesoły, drwiący, a przy tym przerażający.
- Czym ty jesteś? - zapytał starając się ukryć strach. Starał się wznieść wzrok do oprawcy, którego włosy pociemniały, a cera poszarzała. Nagle jego dotyk ponownie stał się tak gorący, że zaczął wypalać skórę. Kolejne wrzaski rozbrzmiały po okolicy. Gejzer wody wystrzelił do góry, chowając w swym wnętrzu mężczyznę. Brunet puścił wroga i cofnął się o krok od wybuchu słupa wody. Czekał niby spokojnie, aż zniknie. Gdy tylko to nastąpiło, dostrzegł jak łowca ostatkami sił odchodzi byle dalej od oprawcy, ale on nie miał zamiaru odpuścić. Stał w miejscu, a w drugiej chwili już stanął na drodze swej ofiary. Szybkim ruchem zadał potężny cios pięścią prosto w brzuch mężczyzny, który to poczuł salwę bólu przenikającą jego postać. Kolana się pod nim ugięły i padł na ziemię. Posłane ku niemu kopnięcie sprawiło, że przetoczył się po ziemi.
- Nie potrzebuję energii, by cię zniszczyć - usłyszał głos dobiegający jakby z oddali. Kolejne kopnięcie sprawiło, że obrócił się na plecy. Cały obolały ledwie mógł ruszyć palcem. Nagle noga z impetem zaryła w jego brzuch, zaraz potem w klatkę. Złamane żebra i wewnętrzne obrażenia przerodziły się w salwę koszmarnego, nieznośnego bólu. Dłoń ponownie przywarła płasko do twarzy Visa, wypalając jego skórę. Wrzeszczał znosiwszy męki. Spróbował wytworzyć kolejny gejzer. Ledwie wyłoniła się woda, a wybuchnął potężny ogień, który pochłonął każdą kroplę, natychmiastowo zamieniając je w obłoki białego dymu. W tym ogniu łowca uwięził siebie wraz ze swą ofiarą, która zaczęła być palona żywcem.
Wrzaski ciągnęły się przez pewien czas, aż w końcu całkowicie ucichły. W mroku było widać jedynie gąszcz przygasających płomieni. Było słychać jak syczą niczym żmije, a swe ogniste języki wznoszą ku piekielnemu niebu.
- Przestań już! - krzyknęła za nastolatkiem, mając już dość dźwięków nakłaniających ją do wyobrażania sobie najgorszego. Niechętnie spojrzała w kierunku ognia, wewnątrz którego dostrzegła ciemną postać, stojącą nad zmasakrowaną sylwetką.
Podeszła do ognia. Chciała odciągnąć siłą rówieśnika od Visa, ale ledwie się zbliżyła, a poczuła wysoką temperaturę. Niepewnie wysunęła rękę do płomieni, które to gwałtownie uderzyły, niczym trzaśnięcie bata, w jej dłoń i ją poparzyły. Wystraszona krzyknęła i odsunęła się pośpiesznie od ognia.
- Blaine! - wrzasnęła najgłośniej jak tylko potrafiła zarówno przerażona, jak i zdenerwowana. Nagle żar zniknął. Wzniosła czym prędzej wzrok na rówieśnika z nadzieją, że wróciły mu zmysły. Błyskawicznie zjawił się przed nią, aż się wystraszyła. Szybkim ruchem obrócił ją w drugą stronę zakrwawionymi rękoma
- Nie patrz tam - oznajmił
- Coś ty mu zrobił...? - zapytała, ale po wypowiedzeniu tych słów doszła do wniosku, że jednak woli nie znać odpowiedzi. Nastolatek sam również nie chciał jej udzielić, więc po prostu pchnął lekko rozmówczynię do przodu, nakłaniając ją do tego, by ruszyła przed siebie.
Szedł tuż przy niej, krew na jego dłoniach zaczęła przesiąkać materiał jej koszulki. Nie pytała o nic. Chciała tylko, by wyprowadził ją wreszcie z tego koszmaru. Chciała to wszystko zostawić za sobą. Zamknąć za sobą drzwi do tego snu i tak samo zamknąć za sobą ten epizod, a najlepiej od razu o nim zapomnieć.
- Wchłoń perłę, inaczej będzie ciężko znaleźć wyjście - powiedział do dziewczyny, która posłusznie wykonała polecenie. Przywołała drugą kartę, jaka przedstawiała postać Fioletowego Jokera, po czym upuściła nad nią kulkę, w której przelewała się czarna substancja, będąca energią ciemnej strefy. Niewielki przedmiot zatopił się w karcie, której to wskaźnik wypełnił się do połowy smolistą barwą. Było to też potwierdzeniem, że zabił wroga. Na tę myśl momentalnie przeszedł ją dreszcz i niepewnie spojrzała na towarzysza.
Niespodziewanie poderwał ją z ziemi. Szybkim, sprawnym ruchem wziął ją na ręce i zaczął nieść do wyjścia. Ze zdumieniem wbiła w niego wzrok, lecz jego był posłany prosto przed siebie. Otoczenie zaczęło przybierać postać pustego snu, bezkresnej bieli. Elementy wcześniejszego krajobrazu powoli znikały, jakby rozpływając się w powietrzu. Od razu dostrzegli przejście.
- Co robisz? - zapytała zmieszana
- Jak to co? - wydawał się równie zaskoczony tym pytaniem, co ona jego działaniami
- Wiesz, że potrafię sama chodzić? - rzuciła niepewnie
- Może spodobało mi się noszenie cię? - odparł wymuszając na sobie żartobliwy ton. - Nie będziesz w stanie dotrzeć o własnych siłach do swojego snu - oznajmił po chwili z całkowitą powagą. Dostrzegła jak jego twarz przybiera smętny, ponury wyraz.
- Co ty opowiadasz? - mruknęła z niedowierzaniem, na co ten nagle się zatrzymał. Wbiła w niego wzrok, śląc nieme pytanie. Zderzyli się spojrzeniami, spoglądał w jej oczy wciąż dopatrując się w nich jej energii, jej mocy. Ona w jego szarych, już całkowicie zwyczajnych i spokojnych oczach dostrzegła jedynie smutek i obawy. - Blaine?
- Aktywowałaś tryb - oznajmił, ale w taki sposób, jakby nie był to powód do radości. W głębi cieszył się, że dziewczynie udało się to osiągnąć, ale wiedział też co nastąpi, gdy tylko ten stan minie.
- Tryb? - powtórzyła z zaciekawieniem, gdy ten wznowił chód.
- Pomówimy o tym później. W dużym skrócie pozwala to łowcy nie odczuwać bólu na tak długo, jak tryb jest aktywny, ale gdy tylko zostanie wyłączony... nagromadzony przez ten czas ból wróci ze zdwojoną siła - powiedział z ogromną niechęcią. - Jeśli nie wyłączysz go w tym śnie, to po opuszczeniu go zostanie samoistnie dezaktywowany
- Aha - mruknęła smętnie, nie wiedząc co innego mogłaby rzec
- Ile masz energii? - zapytał po chwili, na co ta przywołała kartę. Grymas jaki odmalował się na jej twarzy był już w pewnym sensie odpowiedzią na pytanie, ale mimo to pokazała przedmiot rówieśnikowi. Wskaźnik praktycznie był pusty. Energia w nim zawarta była ledwie widoczna, dostrzec ją można było jedynie przy wytężeniu wzroku. - Nie dobrze...
- A co z tobą?
- O mnie się nie martw
- Krwawa perła? - nie odpowiedział. Zaczął maszerować szybciej do wyjścia, jakby w ucieczce przed tym tematem, którego jednak blondynka i tak nie miała siły, a nawet nie chciała poruszać.
Przekroczyli próg drzwi, a gdy tylko się za nimi zamknęły, znaleźli się na korytarzu pełnym przejść, po którym nagle rozniósł się wrzask nastolatki. Cierpienie zalało ją silną falą niemalże całkowicie ją paraliżując. Dotarło do niej, co brunet miał na myśli. Przygwożdżona tak silnym bólem na pewno nie byłaby w stanie się chociażby podnieść z ziemi, o dotarciu do swojego snu nawet nie wspominając.
Z każdą chwilą ból zamiast maleć narastał. Blondynka zaciskała zęby tak mocno, że w końcu i szczęka zaczęła ją boleć, ale wolała to, niż nieść po korytarzu swój krzyk. Chociaż Blaine starał się wykonywać ruchy tak, by być przy tym jak najdelikatniejszym, to każde, nawet najmniejsze drgnięcie wywoływało całą salwę boleści.
- Wytrzymaj... - powiedział kojąco, chociaż do nastolatki ledwie docierał jego głos. Ścisnęła mocno materiał jego koszulki zdrową ręką, podczas gdy druga bezwładnie zwisała jedynie dostarczając kolejną dawkę cierpienia.
Chłopakowi udało się przywołać kartę i przenieść się wraz z dziewczyną przed jej sen, bez wykonywania przy tym wielu ruchów. Im oczom ukazało się przejście, przy którym stała długowłosa blondynka, z kosmykami włosów przewiązanymi w dwie kitki.
- Wreszcie jest... - przeniosła na nich wzrok i nagle urwała wypowiedź. Z szokiem spojrzała na stan nastolatków. Oboje odnieśli wiele ran. Byli zakrwawieni, posiniaczeni i poturbowani, pokryci kurzem, ubrudzeni dymem. Spostrzegła pokiereszowane kłykcie u bruneta, a jego twarz obrazowała ogromne zmęczenie. Twarz jego towarzyszki za to była zalana łzami i wykrzywiona w istnej agonii. Temu okropnemu widokowi przygrywał szloch niebieskookiej.
- Rychło w czas. Szkoda, że nie zjawiłaś się wcześniej - parsknął oschle
- Ej, sam kazałeś mi się nie mieszać, bo chcieliście załatwić to sami! - odburknęła gniewnie
- Dobra, i tak byś się pewnie do niczego nie przydała, tylko zawadzała
- Ah tak? Właśnie widzę, jak znakomicie wam poszło - kłócili się do momentu, aż Alice wrzasnęła z bólu. - Dobra, widzę, że nie czas na to
- Otwórz mi te pieprzone drzwi do jej snu - wydał stanowczo polecenie, jakie dziewczyna bez słowa wykonała.
Cała trójka znalazła się we śnie Alice. Nastolatka miała nadzieję, że w tym miejscu ból zniknie, ale jedynie trochę zmalał. Chłopak ułożył ją delikatnie, a Avril niemal natychmiast nad nią kucnęła.
- O rany, mała, co ci się stało...
- Nie ma czasu do stracenia, jej wskaźnik jest na wyczerpaniu - oznajmił zrywając się gwałtownie na równe nogi. Poczuł jak i jego mięśnie krzyczą z bólu, ale zignorował to i ruszył szybkim krokiem do wyjścia.
- Słucham? - rzuciła szybko się podnosząc. W oka mgnieniu wyprzedziła bruneta i zatarasowała mu drogę. - A ty dokąd?
- Przyniosę jej perłę, inaczej...
- Nie o to mi chodzi - przerwała mu pośpiesznie. - Czy ty w ogóle siebie widziałeś? W tym stanie nawet najsłabszego upiora nie zabijesz
- Tak? Zdziwisz się - odparł próbując wyminąć rozmówczynię, ale nie pozwoliła mu na to
- Dobra, słuchaj. Niech twoja duma weźmie sobie choć na chwilę wolne i da sobie pomóc. Nawet nie tyle sobie, co jej - skinęła głową ku rannej. - Jesteś w niewiele lepszym stanie. Właściwie to wyglądasz jak siedem nieszczęść - powiedziała, na co brunet nie odpowiedział. Niechętnie musiał przyznać przed samym sobą, że rozmówczyni ma rację. - Twoja śmierć w walce z jakimś gównianym upiorem jej w niczym nie pomoże. Sama skołuję jej perłę
- Serio to zrobisz? - zapytał z podejrzliwościami, a ta się uśmiechnęła
- Ostatnio czuję się jak dostawca pereł, więc co mi tam - machnęła lekceważąco ręką chcąc tym gestem zapewnić chłopaka, że nie jest to dla niej żadnym problemem. - Co jak co, ale dla małej zawsze skoczę po perłę - wypięła dumnie pierś.
- W takim razie lepiej się pośpiesz - rzucił zerknąwszy zza ramienia na rówieśniczkę. Avril śledząc jego spojrzenie również zawiesiła na niej swój wzrok, jednak po chwili wróciła nim z powrotem do bruneta w małym zamyśleniu. - A co z twoją energią? - rzuciła skupiając chwilowo na sobie jego uwagę
- Mam energię - odparł, a rozmówczyni przyglądała się mu, próbując zweryfikować, czy aby na pewno mówi prawdę. - O mnie się nie martw - dodał w końcu, chcąc ją zapewnić, że tak właśnie jest, nawet jeśli po spojrzeniu na jego obecny stan można mieć z goła odmienne zdanie na ten temat
- Tak jakbym kiedykolwiek się o ciebie martwiła - prychnęła niemal z oburzeniem i obróciła się w stronę wyjścia. - Alice, trzymaj się tam, niedługo przyniosę ci perłę. Tylko ani mi się waż zasypiać! - krzyknęła do znajomej, zbliżając się do drzwi. Wkrótce opuściła sen, pozostawiając w nim dwójkę nastolatków.
Brunet czym prędzej podszedł do rówieśniczki i przy niej klęknął. Wciąż walczyła z ogromnym bólem, leżąc w całkowitym bezruchu zupełnie jakby została zamieniona w kamień. Bała się jakikolwiek ruch wykonać, bo wiedziała, że przyniesie to jedynie kolejną falę cierpienia. Jednak już czuła, że jest lepiej, niż na korytarzu. Jakby do jej ran przykładany był kompres, stopniowo i bardzo powoli uśmierzający ból. W obecnej chwili każdą, nawet minimalną poprawę swojego stanu przyjmowała z pewnym uczuciem ulgi.
- Zaraz Avril przyniesie ci perłę, którą uzupełnisz wskaźnik - oznajmił szybko, jakby właśnie toczył walkę z czasem. Dziewczyna była w stanie jedynie mruknąć: "mhm", na znak, że dotarły do niej jego słowa. - W twoim śnie ból powinien być odrobinę mniejszy, z czasem będzie lepiej - rzekł spotykając się z takim samym odzewem. - Alice... - zaczął, ale po wypowiedzeniu jej imienia słowa ugrzęzły mu w gardle. Westchnął zrezygnowany i wstał. - Po prostu postaraj się jak najdłużej pozostać w Wymiarze Snów, dopóki Avril nie uzupełni twojego wskaźnika. Spróbuj zwalczyć wybudzanie się
- Aktualnie czuję każdy mięsień, a nie wybudzanie się - wykrztusiła z siebie. - Wolałabym już się obudzić - dodała ulegając wizji, w której to znajduje się z powrotem w swoim wygodnym łóżku i nie czuje już żadnego bólu i jest cała w jednym kawałku.
- Nie jest powiedziane, że po wybudzeniu się ból minie - oznajmił, natychmiastowo niszcząc jej myśl o ucieczce od cierpienia równoznaczną z ucieczką z Wymiaru Snów do świata realnego
- Co...? - wykrztusiła zszokowana, łudząc się, że to jedynie kiepski żart, ale powaga wypisana na twarzy chłopaka zabiła tą nadzieję.
- Po prostu nie zasypiaj, ale też nie daj się wybudzić - oznajmił, po czym westchnął zrezygnowany dochodząc do wniosku, że wypowiadane przez niego słowa stają się jedynie namiastką sensownych zdań. - Niedługo u ciebie będę
- Co!? - powtórzyła pytanie jeszcze bardziej zaskoczona
- Przyjadę do ciebie. Wybudzenie się po takiej dawce bólu może być dla ciebie sporym szokiem, więc...
- Czekaj, nie! Nie trzeba... - zaoponowała dość gwałtownie, wtem jej protesty przerwała nagła symfonia bólu, przybierająca formę głośnego krzyku. Zrezygnowała i przyjęła do wiadomości fakt, że teraz musi leżeć w całkowitym bezruchu, jeśli nie chce sobie dołożyć kolejnej dawki boleści. - Zapasowy klucz jest pod wycieraczką - oznajmiła wreszcie z olbrzymią niechęcią. Nawet na wykłócanie się brakowało jej sił.
Brunet żwawym krokiem opuścił jej sen, samemu starając się szybko opuścić Wymiar Snów. Alice pozostało natomiast czekanie na łowczynię z perłą i liczenie na to, że uda jej się ją dostarczyć, nim przyjdzie po nią Niebieski Joker, ostatecznie odbierając jej życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz