piątek, 14 lipca 2017

Sen sto dwudziesty czwarty - Wieczny sen

Nadszedł moment, na który mężczyzna czekał. Wyczekiwał go uważnie śledząc swój wskaźnik, z którego co noc ubywało energii. Moment wiecznego snu.
Znajdując się we własnym śnie, w nieskończonej, doskonale znanej mu pustej przestrzeni poczuł senność. Była na tyle silna, by każde mrugnięcie sprawiało, iż powieki stawały się coraz to cięższe. Jednak łowca nie zamierzał się temu opierać, a przynajmniej tkwił w takim przekonaniu, bo chociaż czuł zmęczenie tak potężne, jakby nie spał od tygodni, to wciąż pozostawał czujny. Wmawiając sobie, że chce to wszystko już zakończyć, podświadomie walczył o każdą sekundę świadomości. Chciał się jej pozbyć, ale jednocześnie nie chciał jej stracić. Ostatecznie jednak jego upór nie zdołał przełamać się przez siłę, z jaką porywał go "wieczny sen". Był zbyt potężny.
Jasność odeszła, biel nikła w momencie gdy powieki ją przysłaniały, aż nastała ciemność.
Otworzył ponownie oczy, ale biel nie powróciła. Cała otaczająca go przestrzeń wciąż była skąpana w mroku, w atramentowej czerni. Jasność odeszła wraz z wrażeniem senności i zmęczenia. Wraz z niemal wszystkimi stanami. W zamian jednak mężczyzna zastał ból głowy oraz obrazy, jakie przyjął z ogromnym bólem w sercu.
Widział swoje życie, jakby przelatywało mu przed oczami. Obrazy wszystkich minionych chwil i tych silnie zakotwiczonych w jego umyśle, i tych, które miało się wrażenie, iż odeszły już dawno w zapomnienie. Ujrzał w ułamku sekundy wszystko to, co minęło, a nawet i więcej. Ukazano mu obraz chwil, jakie nigdy nie nastały, przedstawiających różne wizje przyszłości.
Gdy ujrzał przyszłość, która niewątpliwie nie ma szans istnienia dotarło do niego, że to nie same wizje przyszłości. Widział własne nadzieje, obawy, marzenia. Widział przyszłość, jaka jego zdaniem go najpewniej czekała, a której ani trochę nie chciał. Widział też przyszłość, jaką chciałby zastać, ale nie ma już na to szans, bo widział w niej wszystko co kochał... i stracił.
Przypomniało mu to o bólu, jaki trzymał w sercu. Powrócił jak po rozdrapywaniu świeżych ran. Ogarniający go, niezwykle silny ból jednak tylko utwierdził go w przekonaniu, że chce odejść. Chce zapaść w wieczny sen, bo nic mu już nie pozostało.
Wszystko odeszło - wizje, wspomnienia, a nawet sam mężczyzna był jak wyprany z emocji, pozbawiony myślenia. Spoczywał w nicości jako ciało pozbawione ducha. Jednak coś go tchnęło, by zmusić mózg do dalszej pracy. Ból w sercu był tak silny, by przebić się przez osłonę pustki spowijającą łowcę i przywrócić mu jaźń.
W czerni zaistniały jasne rozdarcia biegnące po całej przestrzeni niczym pęknięcia na tafli lodu. Rozdzierały mrok, który rozbijał się jak szkło. Odchodzące elementy zanikały ukazując na powrót jasną przestrzeń, aż wreszcie ciemność została całkowicie wyparta.
Łowca ocknął się ze snu, który go spowił, chociaż wypierał się swojego uporu tkwiąc w przeświadczeniu, iż nie chciał się wcale wybudzić i odzyskać zmysłów. Jednak mimo wszystko powróciły, a on sam leżał w pustej, jasnej przestrzeni będącej jego snem, na powrót czując zmęczenie i senność. Powieki ponownie same się zamykały, chociaż je powstrzymywał. Skoro już odzyskał na chwilę przytomność, chciał doczekać momentu Jego nadejścia.
Nie kazał mu długo na siebie czekać, zjawił się tuż przy nim. Stanął nad jego obezwładnionym zmęczeniem i sennością ciałem. Był gotów odebrać mu duszę, na co ten tylko czekał.
- Wreszcie jesteś - ociągając się wypowiedział te słowa do boga snów. Zdawało się jednak, iż postać nie zwróciła uwagi na jego wypowiedź.
- Przyszedłeś po moją duszę? - łowca zdobył się na niesamowity wysiłek tylko po to, by zdjąć okulary. - Weź ją, nie chcę jej - wciąż nie zastał żadnej odpowiedzi ze strony bóstwa, które jedynie przekrzywiło lekko głowę, wciąż obserwując zielonookiego, jakby zaciekawiony.
Mężczyzna przypatrywał się Jokerowi. Patrzył na jego białą maskę, na której widniał makabryczny, szeroki uśmiech. Miał wrażenie, że za maską nie ma nic prócz mroku, ale w otworach na oczy widział ruch maleńkich, białych źrenic świdrujących jego postać. Mimo przerażającej postaci, nie czuł strachu. Był osobą pogodzoną ze śmiercią, a przynajmniej za taką się uważał. Czuł spokój.
Niespodziewanie bóg pchnął rękę w klatkę przebudzonego. Przemknęła przez jego ciało w miejsce, gdzie znajdowało się serce, które przestawało powoli bić. Postać pochwyciła duszę, zaczęła ją wyłaniać poza ciało. Stopniowo i powoli odrywała się od cielesnej powłoki, a jej właściciel leżał już całkowicie nieprzytomny.
Jedna chwila zawahania sprawiła, że Joker na moment zamarł w bezruchu. Druga chwila opamiętania nakłoniła go, by gwałtownie szarpnąć za trzymaną w dłoni jaźń łowcy, ostatecznie odrywając ją od cielesnej powłoki. To było jak postać ducha opuszczająca swe ciało, a po całkowitym odłączeniu się od niego zaczęła się wić i kumulować pod postacią lekkich wichrów szalejących na białej rękawiczce boga, finalnie przybierając formę niewielkiej kulki.
Joker spojrzał na uwitą duszę, a później na pozbawione jej ciało. Kolejna chwila zawahania, którą bóstwo przepłaciło złamaniem reguł. Przywróciło łowcy to, co mu przed chwilą odebrało.
Mężczyzna po pewnym czasie ocknął się. Gwałtownym ruchem poderwał się do pozycji siedzącej łapiąc wdech tak łapczywie, jakby już zbyt długo był pozbawiony tlenu. Uniósł dłonie, spojrzał na nie jakby zaskoczony ich widokiem. Jednak szybko przeniósł wzrok na niebieskiego Jokera, gdy tylko dotarła do niego jego obecność.
- Dlaczego? - zapytał zmieszany, choć w głowie utkwiło mu przekonanie, iż powinien być zły. Nie tak miało to wyglądać, nie tego chciał. Jednak był za bardzo skołowany, by móc okazać swoje niezadowolenie. Joker cofnął się o jeden krok do tyłu. Zmierzył wzrokiem rozmówcę.
- Dlaczego? - usłyszał nagle od bóstwa, wnet zamarł zaskoczony.
- Miałeś wziąć moją duszę. Miałem zapaść w wieczny sen - protestował gorliwie, jednak ten wydawał się całkowicie spokojny. Przekrzywił lekko głowę bacznie przyglądając się łowcy.
- Nie. Chcesz. Duszy? - zapytał powolnie, w sposób, który przyprawił zielonookiego o gęsią skórkę.
- Nie chcę jej - wykrztusił ostatecznie
- Dlaczego? - powtórzył bóg snów
Mężczyzna wahał się, czy udzielić odpowiedzi. W głowie układał sobie sensowne zdania kolejno je odrzucając. Nie rozumiał, czemu boga snów to interesuje. Nie rozumiał, dlaczego sytuacja przybrała taki obrót. Poczuł się jak zagubiony chłopiec nie rozumiejący absolutnie nic, stojący w obliczu nieznajomego, który wzbudzał lęk.
- Bo moja dusza już umarła - streścił uznając to za najlepsze wytłumaczenie, jednak Joker wciąż go obserwował wyczekującą, jakby starając się zrozumieć, co miało się kryć za tą odpowiedzią.
- Dusza. Umarła? - zapytał. Zmieszany mężczyzna podniósł okulary, które szybko włożył, nie zwracając już nawet uwagi, jak jego ruchy są obserwowane z niesłychanym zainteresowaniem. Wstał wreszcie na równe nogi.
- Nie mam już powodu, by żyć. Straciłem wszystko i wszystkich, których kochałem
- Kochałeś? - rzucił pytająco wprawiając rozmówcę w lekkie zmieszanie
- Których darzyłem silnymi emocjami - odparł beznamiętnie
- Emocje...
Joker opuścił wzrok w zadumie, a mężczyzna zaczął mu się przyglądać. Skrzyżował ręce na piersi nie potrafiąc pojąć całej sytuacji, w jakiej się znalazł. Nastało milczenie, a do niego powracała senność. Ziewnął rozdzierając panującą osłonę ciszy i przykuwając na siebie z powrotem wzrok bóstwa. Nawet jeśli dusza powróciła do jego ciała, wiedział, że nie może pozostać dłużej przytomny, skoro nie ma energii. Wieczny sen pozostawał nieunikniony.
- Chcesz wiedzieć, dlaczego chcę umrzeć? - zwrócić się po chwili do Jokera. - Bo nie chcę żyć w tym zepsutym świecie, wśród tych wszystkich ludzi, wśród których jeden jest gorszy od drugiego
- Twój. Świat?
- Tak. Mój świat. Mój pieprzony wymiar, który nie jest wcale lepszy od tego, przez ludzi gorszych od upiorów, które tutaj grasują - warknął czując napływ złości, a w następnej chwili ziewnął nękany sennością. - Opowiedziałbym ci więcej, gdyby czas na to pozwolił, ale jak sam widzisz, zwrócenie mi duszy nie załatwiło wszystkiego - wzruszył ramionami dość lekceważąco jednak ku jego zaskoczeniu bóstwo wydało się tą propozycją naprawdę zainteresowanie. Nie wiedział dlaczego. Nie rozumiał ciekawości Jokera, ale w pewien sposób ją wyczuwał.
- Opowiedziałbyś? - zapytał niby wyzbyty z emocji, a jednak mężczyzna uległ wrażeniu, iż tliła się w tym nadzieja. Zaśmiał się z jakiegoś powodu rozbawiony tym
- Ta, pewnie. Porozmawialibyśmy sobie, ale chyba to już koniec dla mnie - powiedział co jakiś czas ziewając.
- Chciałbyś?
- Tak, czemu nie - rzucił bez wyrazu, dość lekceważąco zdając sobie sprawę, że to i tak nie ma najmniejszego znaczenia.
- Dlaczego?
- Sam nie wiem - zmogło go niespodziewanie silne zmęczenie. - Chcę już odejść
- Nie. Chcesz - zaoponował niespodziewanie
- Oczywiście, że chcę! - oburzył się, jednak nie wywołał tym znaczącej reakcji u bóstwa
- Wiem. Że. Nie. Chciałeś - odparł spokojnie. - Dlatego. Byłeś. Przytomny - oznajmił po chwili. - Twoja. Świadomość. Walczy
- Nie wiem, po co miałaby to robić - prychnął. - Wszystko stracone - dodał, a bóstwo zamilkło. Wnet jego dłoń spowił lekki blask. Zaczął powoli zmierzać ku rozmówcy, który drgnął i poczuł, jak włos jeży mu się na karku.
- Dam. Ci. Cel
- Jaki cel? - zapytał zdezorientowany, wnet jednak Joker pchnął rękę w mostek mężczyzny, który wnet zaczął bić oślepiającym blaskiem. Łowca tracił dech, jakby otoczenie wokół niego zostało pozbawione tlenu. Czuł się, jakby był duszony, albo topiony. Znał już to uczucie, nadeszło wraz z falą okropnych wspomnień. Miał ochotę wrzeszczeć, ale ostatecznie nie zrobił nic. Był jak sparaliżowany do momentu, aż bóg nie wysunął z jego ciała ręki, w której to trzymał kartę.
Zielonooki próbował pochwycić tlen z typową dla topielca zachłannością. Przypatrywał się pytająco przedmiotowi, jaki trzymał Joker nic nie rozumiejąc
- Dam. Ci. Cel - powtórzył. - Powód. By. Żyć
- Jaki? - wykrztusił z trudem
- Zbieraj. Żniwa. Zbieraj. Dusze. Zamieniaj. Je. W moc - rzekł przekazując kartę przedstawiającą jego postać - postać Niebieskiego Jokera, boga snów. - Karta. Dusz. Jest. Twoja
- Karta dusz...?
- Widziałem. Twoją. Duszę - powiedział spokojnie. - Ty. Ujrzysz. Inne
Łowca przyjął dar od boga snów, zostając jego wybrańcem. Otrzymał cel, przez który całkowicie oddał się byciu łowcą. 
Mężczyzna został przyparty do muru. Nie miał już sił i energii, by kontynuować walkę, ale nie było szansy na ucieczkę. Wpadł w sidła zbyt potężnego kameleona, aby móc wyjść zwycięsko z tego starcia. Dotarło do niego, że nie będzie mu dane ujść z życiem. Splunął w bok krwią, czekając na cios mający zakończyć jego żywot. Jego ciało było w opłakanym stanie i chociaż aktywował tryb, by móc to zignorować, to wiedział, że w ten sposób nie wygra. 
Upiór chciał poćwiartować wroga tak, jak uczynił to z poprzednim. Ofiara leżała skrępowana łańcuchami, jakie powoli wysyłały resztki jego energii, a przy tym uniemożliwiały mu ruch. Oprawca uniósł miecz większy od przeciętnego człowieka, po czym opuścił go zamaszyście prosto na obezwładnionego łowcę. Jeden ruch wystarczyłby, aby przeciąć jego ciało na pół, jednak tak się nie stało. Niespodziewanie mężczyznę spowiła bariera, której nie spodziewał się zastać zarówno upiór, jak i jego przeciwnik. Osłona odparła cios, wybuchnęła energią i zniszczyła krępujące wybrańca łańcuchy. Wydobyty przy tym silny blask na krótki moment sparaliżował potwora, dając szansę na ucieczkę. 
Mężczyzna uległ wrażeniu, jakby jego rany częściowo uległy poprawie. Pośpiesznie zaczął się zbierać do ucieczki, jednak ledwo zerwał się na równe nogi, a kosa przecięła powietrze, ostatecznie docierając do szyi kreatury. Właścicielka oręża przyciągnęła broń do siebie, ostrze zanurzyło się głęboko w krtani stwora jednocześnie odciągając go od rannego. Upiór upadł na brudną podłogę opuszczonego szpitala psychiatrycznego na stertę strzykawek i porozrzucanych pigułek. 
- Czas na ciebie - powiedziała ze spokojem kobieta do potwora, po czym wykonała jeszcze jedno cięcie bronią, wbijając ostrzę w miejsce, gdzie powinno bić serce monstrum. Zaraz po tym broń zniknęła, a podłoże pod upiorem zaczęło się kruszyć. Zawaliło się pod nim sprawiając, że jego ciało spadło na niższe piętro, przebijając się jeszcze przez kilka kolejnych, lądując zdecydowanie niżej. 
Zdezorientowany łowca spojrzał ze zmieszaniem na kobietę, która stała po przeciwległej stronie dziury, jaka powstała w zapadniętej podłodze w towarzystwie Azjatki 
- Joseph Henderson? - zapytała z powagą 
- Tak - odparł niepewnie, na co Pani Czasu uśmiechnęła się przebiegle. Momentalnie podłoga powróciła do poprzedniego stanu, nie pozostawiając nawet śladu po zniszczeniu, do jakiego doszło. Kobiety podeszły do zaskoczonego łowcy, który nieufnie przyglądał się ich ruchom. 
- Wreszcie się spotykamy - powiedziała radośnie 
- Znamy się? - zapytał skołowany 
- Nie, ale ty znasz kogoś, o kim chciałybyśmy dowiedzieć się więcej 
- Boga snów - wtrąciła Enigma 
- Czego chcecie? - parsknął niepewnie 
- Porozmawiać - odparła z dumnie uniesionym wzrokiem. - Tak się składa, że już rozmawiałyśmy z wybrańcem Czerwonego Jokera, więc i z tobą chciałam zamienić słowo. 
Mężczyzna obserwował dusze kotłujące się gdzieś w oddali. Dusze stanowiące krajobraz tego miejsca, w jakim przyszło mu spotykać się z Niebieskim Jokerem. Niektóre niespokojne, szybko przewijające się przez obszar tej przestrzeni, inne powolnie płynące z prądem narzuconym przez pozostałe. Jedne zmierzające ostatecznie w górę, drugie w dół, gdzie człowiek już nie sięgał wzrokiem
- Doszły do tego po tym, jak im wyjawiłem wiele z tego, co mi sam opowiedziałeś - przyznał niechętnie. - Więc to po części moja wina, jednak uważam, że to dobry plan 
- Dobry? - odparł bóg snów dość groźnie. - Chcą. Zabić. Brata? - rzucił szybko 
- Tak - potwierdził markotnie. - Chodziło mi o to, że to dobry plan, by wymierzać sprawiedliwość ludziom, którzy na to zasługują, a jej uniknęli 
- Ale. Muszą. Go. Zabić - odparł odwracając się gwałtownie od rozmówcy, który opuścił zmieszane spojrzenie. Tkwił w przekonaniu, że pomimo tego wszystkiego, co usłyszał zarówno od łowców, jak i od samego Jokera, to Niebieski nie pragnął śmierci ani Czerwonego, ani Fioletowego. 
- Nie przyłączę się do nich - powiedział ostatecznie, wtem bóstwo drgnęło. Nieznacznie zerknęło na swojego wybrańca zza ramienia. - Wiem, że nie chcesz śmierci brata, więc nie przyłożę do tego ręki - wzruszył ramionami, a Joker obrócił się z powrotem przodem do niego 
- Nie. Pokonają. Brata - oznajmił z całym przekonaniem. - Tylko. Bóg. Może. Zabić. Boga 
"Stałem naprzeciwko niej, gdy powiedziała: Od teraz zwiesz się Vis i należysz do Jery", przypomniał sobie słowa Josepha, kiedy zdawał mu relację ze spotkania, jakie miało miejsce w noc nowiu. Powróciło do niego to wspomnienie w momencie, gdy tak jak kiedyś jego wybraniec, tak teraz on stanął w noc nowiu przed obliczem Pani Czasu.
Kobieta nawet w obecności bóstwa roztaczała aurę władczości i wyższości. Z dumnie zadartym podbródkiem wyczekiwała odpowiedzi od Jokera, tak samo jak towarzysząca jej Azjatka.
- Zgoda - usłyszała wreszcie, wnet na jej twarzy odmalował się przebiegły uśmiech. - Dostaniesz. Kartę
- Kartę i informację o położeniu skażonych pereł - dopomniała się szybko, czego rozmówca nie raczył odpowiedzią. Dopiero po chwili lekko skinął głową na słowa kobiety.
Dziewczyna przemierzała korytarz z naburmuszoną miną chcąc mieć polowanie jak najszybciej za sobą. Sama myśl, że musi pójść na wspólne łowcy z brunetem w pewnym stopniu ją irytowała, jednakże jej towarzysz miał dość podobne odczucia.
- Nie wierzę, że się zgodziliśmy - skomentowała w końcu mając wrażenie, że jak na złość nie mogą trafić na upiora o odpowiednim poziomie. Mijane klamki stale wydawały jej się zbyt jasne, ewentualnie dla odmiany zdarzały się przesadnie ciemne. Doszukując się czegoś pośredniego wreszcie usłyszała jakiś odzew ze strony nastolatka, który przez większość czasu milczał.
- No to przynajmniej w tym jednym się zgadzamy, bo ja też nie wiem, czemu się zgodziliśmy
- Teoretycznie odpowiedź jest banalnie prosta - rzuciła po dłuższej chwili ciszy. Brunet posłał jej pytające spojrzenie. - Alice
- Ta...
- Jesteście już parą, czy jeszcze nie? - rzuciła od niechcenia pod nosem
- Co? - zapytał zdezorientowany i niepewny, czy aby dobrze usłyszał rozmówczynię
- Nic, nic - machnęła ręką. - Po prostu zastanawiam się skąd to poświęcenie
- To raczej ja powinienem się ciebie zapytać, skąd ta troska i "poświęcenie"
- No to chyba jest oczywiste. Zależy mi na niej - odparła niezwykle wesoło i energicznie, a szeroki uśmiech odmalował się na jej twarzy. - A tobie nie?
- Znasz odpowiedź - odrzekł po dłuższej pauzie.
Po upływie pewnej chwili wypełnionej na powrót całkowitą ciszą i żmudną przechadzką korytarzem, dziewczynie udało się dopatrzeć przejścia, za którym miał czekać odpowiedni upiór. Był słabszy niżeli by tego chciała, ale przestała wierzyć, że znajdą w najbliższym czasie odpowiedniego. Nie zwlekając wkroczyli do koszmaru, który przywitał ich silnym, oślepiającym blaskiem.
Poświata biła zewsząd, światło dobywało się z całej przestrzeni. Łowcy musieli zamknął na moment oczy, oślepiani przez mocny blask i jeszcze nim je otworzyli, do ich uszu już dotarła basowa, klubowa muzyka.
Stali przy wejściu do klubu pełnego ludzi. Zdecydowana większość bawiła się na parkiecie, niektórzy zajmowali miejsce przy stolikach rozmieszczonych na krańcach sali, a nieliczni raczyli się towarzystwem pięknej barmanki oraz alkoholem. Wnętrze budynku było niezwykle przyciemnione jednak kolorowe, migoczące światła starały się temu w pewien sposób zaradzić. Głośna muzyka roznosiła się dookoła, trafiając do uszu każdego. Z ogromnych głośników niosły się mocne basy.
- Bomba! - skomentowała ten cały widok dziewczyna, której strój został zamieniony przez sen na krótki top z dekoltem, obcisłe skórzane spodnie i buty na grubym obcasie, a włosy zostały rozpuszczone. Dla Blaine'a sen też wykreował ciemne ubrania: czarna koszulka, spodnie, bordowa koszula, a na nią zarzucona skórzana kurtka.
- Za co...?
- Lepiej nie mogliśmy trafić. Jest okazja, by się zabawić
- Beze mnie. Nie mam zamiaru tańczyć - rzucił krotko i stanowczo, na co dziewczyna głośno prychnęła
- I tak nie mam zamiaru z tobą tańczyć. Uwal się gdzieś przy barze i szukaj upiora, a ja się trochę rozerwę
- Lepiej weź się do roboty, a nie za "zabawę"
- Przecież wiem, rany - przewróciła oczami. - Też będę starała się go wykryć, ale w tym czasie przecież muszę wtopić się w otoczenie - stwierdziła niezwykle tym faktem uradowana i czym prędzej ruszyła na parkiet, podczas gdy brunet odprowadzał ją znudzonym spojrzeniem.
- Za co? - powtórzył do samego siebie uznając towarzystwo blondynki za jeszcze większe utrapienie, niż przypuszczał.
*** 
Chłopak chcąc nie chcąc zasiadł przy barze. Ledwie zajął miejsce, a już stanęła przy nim barmanka. Nachyliła się eksponując pełny biust, jakim zbierała sobie fanów wśród gości klubu, jednak Blaine nawet nie zwrócił na nią uwagi. Spoglądał na alkohol ustawiony na półkach, sprawiając wrażenie niezdecydowanego co do tego, jaki trunek wybrać
- Podać coś, kochaniutki? - zapytała starając się przykuć uwagę bruneta
- Co polecasz? - zapytał, chociaż tak naprawdę nie miało to najmniejszego znaczenia. Nie miał zamiaru brać się za cokolwiek, co jest tworem koszmaru. Jednak rozmówczyni podłapała jego pytanie i szybko obróciła się w stronę rzędu butelek rozmieszczonych za nią.
- Wszystko po trochu! - zażartowała
- Życzysz mi rychłego zgonu? - odparł w podobny żartobliwy sposób
- Wyglądasz mi na chłopaka z mocną głową, mylę się? - zapytała z figlarnym uśmiechem
- W takim razie nalej cokolwiek uważasz - rzucił byle tylko odpędzić się od towarzystwa barmanki.
*** 
Avril dołączyła tanecznym krokiem do pozostałych osób między którymi świdrowała tak długo, aż znalazła się na samym środku parkietu, gdzie zbierały się światła reflektorów. Muzyka zdawała się przejmować nad nią kontrolę, całkowicie się jej oddawała kręcąc w jej rytm biodrami i wymachując w górę rękoma. Można było ulec wrażeniu, iż szukanie upiora odeszło w zapomnienie, ustępując miejsca dobrej zabawie, jednak mimo tych pozorów dziewczyna pozostawała czujna.
Wszyscy wydawali się całkowicie zwyczajni, aż ciężko było przyznać, iż to twór koszmaru, a nie prawdziwi ludzie. Tak samo jak i łowczyni oddawali się tanecznym ruchom, niektórzy bawiąc się w grupkach, inni w parach, a nieliczni samotnie. Światła reflektorów mknęły po całej sali, po czym wracały rzucając słup światła na środek parkietu i tak w kółko. Przelatywały po twarzach co jakiś czas odpędzając ciemność, jaką spowite było to miejsce.
W pewnej chwili blondynkę minął chłopak zdający się kierować w stronę baru. Nim jednak zdążył się oddalić, szybko chwyciła go za ramię, przez które na nią zerknął. Bez słowa zaciągnęła go z powrotem na sam środek parkietu nie spuszczając z niego wzroku, a przy tym zaczynając z powrotem tańczyć, zachęcając tym samym atrakcyjnego szatyna, by się do niej przyłączył.
Nieznajomy w pierwszej chwili zmierzył wzrokiem dziewczynę, jakby zastanawiając się, czy przystąpić na propozycję wspólnego tańca, czy odejść do baru. Wątpliwości jednak szybko przeminęły, gdy tylko przyjrzał się blondynce. Momentalnie na jego twarzy odmalował się figlarny uśmiech. Z zadowoleniem zaczął razem z blondynką podrygiwać w rytm muzyki.
*** 
Kobieta podała chłopakowi alkohol, którego nawet nie miał zamiaru spróbować, ale nie okazywał tego. Na przekór sobie zmuszał się do sprawiania pozorów normalności, a co za tym szło do "nie bycia niemożliwie oschłym" dla naprzykrzającej się barmanki, która pomimo zbierających się klientów wciąż nie odrywała od niego wzroku.
- Znienawidzą mnie za to, że poświęcasz mi tyle uwagi - rzucił niby żartem widząc niezadowolenie wypisane na twarzach kilku innych mężczyzn
- Jakoś to przeżyją - odparła niedbale. - Widziałam cię tutaj już wcześniej?
- Możliwe
- Hmm... Chyba nie - stwierdziła szybko. - Zapamiętałabym cię
- Wiele osób się tutaj przewija, jak sądzę
- Paniusiu! - krzyknął w końcu zniecierpliwiony mężczyzna. Barmanka przewróciła oczami wyraźnie tym niezadowolona, a wręcz znudzona
- Zaczekaj sekundę - rzuciła już wesoło do bruneta, po czym niechętnie ruszyła do pozostałych klientów. Blaine już chciał się ulotnić, gdy dotarła do niego energia upiora. Wróg był zbyt blisko, by chłopak mógł odejść, bo obawiał się, iż jego energia wymiesza się z energią koszmaru, gdy tylko się bardziej oddali. Wyostrzył zmysły szukając potwora, którego wkrótce znalazł.
- Na czym to stanęło? - zapytała wesoło barmanka w momencie, gdy wróciła do nastolatka, na co ten odpowiedział jej uśmiechem.
- O której kończysz?
- No proszę, proszę - zaśmiała się. - Czemu pytasz?
- Zastanawiam się, czy długo będę musiał na ciebie czekać
- Jeszcze przynajmniej godzinę - mruknęła ponuro, wnet brunet wstał
- Niestety, nie chce mi się tyle czekać - odparł, po czym w ułamku sekundy przywołał katanę i pchnął ją w klatkę kobiety. - Muszę cię zabić już teraz
*** 
Chłopakowi szybko spodobał się taniec z Avril, która kręciła zmysłowo biodrami w rytm muzyki. Nie mogąc się pohamować chwycił ją w wąskiej tali sprawdzając z jaką zastanie się reakcją. Ta owinęła jego szyję rękoma, co uznał za zgodę na wszystko, czego tylko chciałby się dopuścić, więc ostatecznie zaczął stopniowo zjeżdżać dłońmi niżej, aż zacisnął je na jej pośladkach.
Blondynka nie zareagowała w żaden znaczący sposób pochłonięta całkowicie wykrywaniem upiora. Ledwie wkroczyła na parkiet, a już poczuła jego energię, jednak wciąż miała wątpliwości, czy aby na pewno dobrze skojarzyła postać z energią potwora, gdyż wokół przewijało się bardzo wiele osób. Nie chciała popełnić błędu, bo mógł on wiele kosztować.
Chłopak zaczął tańczyć zdecydowanie bliżej niej, wciąż trzymając dłonie na jej ciele.
- Chodźmy w ustronniejsze miejsce - powiedziała mu głośno do ucha, chcąc przebić się przez głośną muzykę. Ten spojrzał na nią jakby zaskoczony tą propozycją, niepewny, czy dobrze usłyszał słowa rozmówczyni. Avril uśmiechnęła się zadziornie i pociągnęła nieznajomego za sobą powoli opuszczając parkiet. Tanecznym krokiem zaprowadziła go na korytarz z tyłu, gdzie było zdecydowanie ciszej.
- Tutaj chcesz? - zapytał z szelmowskim uśmiechem już sunąc rękoma po jej ciele
- Tak - odparła wesoło. - Tutaj cię zabiję - dodała w chwili, gdy w jej dłoni momentalnie pojawiła się włócznia. Postawiła wszystko na jedną kartę. W momencie, gdy szatyn zaczął tańczyć bardzo blisko niej mogła doskonale skupić się na jego energii i ją wyczuć. Nabrała wówczas pewności, że oto właśnie wróg. Tkwiąc w tym przekonaniu pchnęła grot w jego ciało. Upiór nie zdążył nawet zareagować, a ostrze przebiło go na wylot. Pchnęła broń mocniej, posyłając wroga na przeciwległą ścianę, jaka w oka mgnieniu zabarwiła się szkarłatem.
***
Wybuchła panika. Krzyki i wrzaski przebiły się przez głośną muzykę, której już po chwili nie było w ogóle słychać. Ludzie w popłochu zaczęli wybiegać z klubu, pozostawiając w nim łowców wraz z upiorami. W oka mgnieniu miejsce pełne ludzi stało się opustoszałe.
- Blaine, mam tu upiora! - krzyknęła za nastolatkiem spostrzegając, jak wróg powoli zmienia swoją powłokę, tracąc kamuflaż, tak samo jak i ona utraciła swój, odzyskując swoje poprzednie ubrania.
- Co ty nie powiesz? Też mam upiora - rzucił zastając podobny widok
- Wiedziałam, że wyczułam dwóch - prychnęła. Głównie to było powodem, dla którego przez dłuższy czas była tak skołowana i niepewna, co do zdemaskowania jednego z nich.
Łowcy odskoczyli od wrogów wycofując się powoli na parkiet teraz już całkowicie pozbawiony ludzi. Monstra roztoczyły wokół siebie silny gaz, jednocześnie zmieniając swój wygląd.
- Bliźniaczy upiór. Też coś tak czułem - westchnął uznając to za kolejne utrapienie
- Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Podwójna perła
- I podwójna robota - skomentował.
- Mówisz o tych słabeuszach? Proszę cię - zripostowała obserwując jak upiory zaczynają się przeobrażać. Ich ludzka forma utworzona przez koszmar odeszła w zapomnienie na rzecz prawdziwej postaci, która wciąż nie przypominała niczego konkretnego poza żyjącą, gęstą substancją wijącą się dość spazmatycznie. Niespodziewanie twory zaczęły podążać do siebie i nim łowcy się zorientowali upiory połączyły się w jedno monstrum, które dopiero w tamtym momencie zaczęło przybierać jakiś dokładniejszy kształt.
Łowcy stanęli przed obliczem stwora o dwóch makabrycznych głowach wyglądających jak czaszki, z których nie do końca została zdarta skóra, a nawet i to, co winno znajdować się pod nią. Zamiast kończyn wiły się w ogromnej ilości macki, w których gołym okiem można było dostrzec płynącą krew, jakby potwór zamiast rąk miał jedynie żyły, które z kolei wielkością były jak macki ośmiornicy. Z jednego ramiona wyrastała ich spora ilość, a sam stwór poruszał się na czterech potężnych.
- Dwa w jednym? Pójdzie jeszcze szybciej - rzuciła z podstępnym uśmiechem już szykując się do ataku. Brunet spojrzał na wroga skupiając się przy tym na jego energii, po której z góry założył, iż faktycznie poradzą sobie z nim bez większych problemów.
- Załatwmy to szybko i tyle - rzucił spowijając katanę płomieniem
- Już po tobie, brzydalu! - powiedziała niezwykle wesoło, jakby zadowolona na myśl o walce.
Chłopak wywołał pożar posyłając strumień ognia prosto w przeciwnika, jednak dokładnie w tej samej chwili Avril skrępowała go piaskiem, który trysnął tuż pod nim i pochłonął. Płomienie zderzyły się z osłoną piasku, jaka spowiła kreaturę niczym kokon.
- Co ty robisz? - parsknął zirytowany
- Mogłabym zapytać cię o to samo - odparła. Nim się zorientowali, kreatura uwolniła się z krępującego ją ataku i wyprowadziła własny. Uderzyła mackami w miejsce, gdzie stali przeciwnicy. Oboje w pośpiechu odskoczyli na bok.
Avril ruszyła dziką szarżą na wroga. Już miała zadać mu cios włócznią, kiedy nagle stwór stanął w słupie ognia. Ledwie zdążyła wyhamować, by nie wpaść w płomienie
- Oszalałeś!? - wrzasnęła zirytowana, aż jedna z macek przebiła się przez ognistą zaporę i owinęła dziewczynę.
Chłopak zaczął biec prosto na wroga, chcąc odciąć mackę, kiedy nagle podłoże przybrało formę ruchomych piasków, od których został zmuszony odskoczyć.
- Staraj się nie przeszkadzać - warknął brunet w momencie, gdy blondynka wytworzyła z ziemi ostry szpic, jaki przebił kończynę stwora. Ledwie się uwolniła, a szybko zanurzyła grot włóczni w ruchomych piaskach, które powoli porywały wroga, jaki mimo wszystko stawiał opór.
- I kto to mówi? - wtrąciła. Ku jej zaskoczeniu monstrum udało się uciec z jej pułapki. Zabluźniła cicho pod nosem czując narastającą frustrację
- Trzymaj ten swój piach z dala od ognia
- Więc może pilnuj tych swoich płomyczków?
Minęła dłuższa chwila, nim łowcy faktycznie zaczęli sobie pomagać, aniżeli zawadzać. Klub po tym starciu został obrócony w ruinę i niemal całkowicie spalony, ale ostatecznie udało się wygrać starcie z upiorem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine