Poczuła się, jakby miała Déjà vu, z tą jednak znaczącą różnicą, iż wtedy nie czuła każdego mięśnia swojego ciała. Wtedy tak naprawdę nie czuła prawie nic poza silną potrzebą zaśnięcia, a teraz czuła aż nazbyt dużo. Miała wrażenie, że nie ma władzy nad własnym ciałem, czuła bezsilność, a jednak znużenie kontrastowało z cierpieniem tak silnym, że wybudzało ją i nie dawało zasnąć. "Może to jest sposób", pomyślała zmuszona czekać na energię.
Zaciskała zęby walcząc ze szlochem i krzykami, a dłoń zacisnęła w pięść tak mocno, że jej paznokcie wbijały się w skórę. Pierwotny plan pozostania w bezruchu, by nie pogorszyć swojego stanu odszedł w zapomnienie na rzecz nowego. Sprzeciwiła się mu starając się pozostać jak najbardziej przytomną, a co za tym szło skazując się na cierpienie, poprzez stałe przywoływanie kolejnych dawek bólu. Zwalczenie senności było priorytetem, nawet jeśli osiągnięcie go wiele dziewczynę kosztowało.
Usłyszała otwierane drzwi - pierwszy dźwięk jaki do niej dotarł, kolejnym był głos chłopaka, który wypowiedział jej imię. Nie wiedziała skąd wciąż u niej takie zmęczenie. Zdobyła się jedynie na niewielki ruch głową. Obróciła ją na miękkiej poduszce w stronę, skąd dotarło do niej wołanie. Zobaczyła bruneta, który szybko do niej podszedł.
- Zdążyła - rzucił sam do siebie wyraźnie odetchnąwszy z ulgą.
- Blaine... - wymamrotała zaspana, po czym ściągnęła usta w cienką linię, hamując napływ łez.
Czuła, że przez sen uroniła ich znaczną ilość, jej twarz wciąż była od nich wilgotna. "Płakałam przez sen", pomyślała raz jeszcze zdumiona tym, jak bardzo zaciera się granica między Wymiarem Snów, a tym realnym.
- Odpoczywaj - usłyszała od chłopaka. Wpatrywała się w niego markotnie, starając się nie wybuchnąć płaczem, ale gdy na niego patrzyła nachodziła ją jedynie myśl, że niewiele brakowało, a już więcej by go nie ujrzała. Nigdy więcej by go nie usłyszała.
Nagle jęknęła z bólu, który zdawał się rozsadzać jej głowę. Chciała się za nią złapać, ale bała się poruszyć, bo w jej umyśle wciąż tkwił stan, w jakim była w świecie snów. Obawy, że przywoła salwę cierpień przy najmniejszym ruchu podążył za nią aż do świata realnego, doprowadzając do tego, że zamarła niemalże w całkowitym bezruchu.
Blaine stanął przy niej wyraźnie przejęty. Szybko omiótł wzrokiem skotłowaną kołdrę okrywającą dziewczynę, a potem z powrotem wbił wzrok w jej twarz wykrzywiającą się z bólu.
- Gdzie cię boli? - zapytał szybko
- Głowa
- Głowa? - po chwili przyłożył dłoń do jej czoła, podczas gdy ta walczyła z samą sobą, by się nie poruszyć. - To normalne po takich obrażeniach, jakie odniosłaś. Nie martw się, to minie
- Ale kiedy? - burknęła zirytowana
- Jak tylko się uspokoisz to powinno ci się znacznie polepszyć - oznajmił niepewnie. - Weź głęboki wdech - wydał polecenie, które wykonała. - i wydech. Możesz usiąść? Dam ci coś przeciwbólowego
- Nie jestem pewna... - odparła niechętnie, na co brunet przyjrzał się jej badawczo
- Boisz się poruszyć? - szybko rozgryzł, co chodziło po jej głowie. Potwierdziła te przypuszczenia, choć z towarzyszącym temu zawstydzeniem. - Wiesz, że tu ci nic nie dolega, prawda? - zapytał wyrozumiale i spokojnie, chcąc przypomnieć tym sposobem rówieśniczce, że nie powinna się martwić, bo w realnym świecie nie ucierpiała.
- Wiem, ale... - odparła pośpiesznie. Mimo iż doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, iż wszelkie obrażenia dotyczyły jej cielesnej powłoki pochodzącej z jej snu, to jednak głęboko w jej głowie zakorzeniło się uczucie, że choć teraz niby nie jest ranna, to ból towarzyszący na przykład podniesieniu ręki pozostanie tak samo silny. Nie potrafiła całkowicie wyzbyć się tej myśli i strachu przed ponownym skazaniem się na tyle cierpienia. To, ile już zniosła wydawało jej się zdecydowanie za wiele i nie chciała tego powtórzyć. Nagle jednak poczuła dłoń bruneta na swojej. Spojrzała na niego pytająco dość zmieszana.
- Tak, wiem. Nastawię cię
- Co zrobisz? - zapytała w chwili, gdy nastolatek delikatnie podniósł jej rękę. Zacisnęła mocno powieki, jednak zamiast bólu w ręce, poczuła nasilający się ból głowy.
- Kiedyś, gdy pierwszy raz zdarzyło mi się odnieść naprawdę dotkliwe rany, byłem w podobnej sytuacji, co ty teraz. Też bałem się chociażby kiwnąć palcem, po tym jak w wymiarze pozostawiłem swoją cielesną powłokę w naprawdę opłakanym stanie. No, byłem wtedy co prawda małym smarkaczem, ale darłem się jak głupi, żeby mnie zostawiono w spokoju
- Nie potrafię sobie tego wyobrazić - odparła, a kąciki ust bruneta uniosły się w delikatny, ledwie widoczny uśmiech.
- Cóż. Czy tego chciałem, czy też nie, nastawili mnie i to trochę pomogło - rzekł i wtem uniósł rękę nastolatki na tyle, by powstał kąt prosty względem jej ciała. Nie wywołało to bezpośrednio bólu, ale przypomniało o nim. Umysł w perfidny sposób samodzielnie go przywołał dając dziewczynie wyobrażenie, jakie cierpienie mogłoby ją spotkać, gdyby ta sytuacja miała miejsce jeszcze w jej śnie. Ta myśl sprawiła, że nastolatka jęknęła, mając fałszywe wrażenie odczuwania rwania jej mięśni w ręce.
- Boli cię ta ręka? - zapytał momentalnie
- Naprawdę pytasz?
- Słuchaj, jeśli nie oswoisz się z myślą, że wcale cię ona nie boli, to będzie tylko gorzej...
- Co? Czekaj, co ty chcesz zrobić?
- Musisz uzmysłowić sobie, że twoje ciało jest w jednym kawałku i nie masz żadnych ran. Twój umysł musi pojąć, że nic cię nie boli i nic nie wywołuje bólu, bo to wszystko, co było w Wymiarze Snów, to poniekąd nie prawda - wyjaśnił pokrótce, jednak blondynka wciąż wydawała się wystraszona perspektywą nastawiania jej, skoro wciąż obawiała się poruszyć.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale i tak wszystko mnie boli
- Nie wszystko, tylko głowa. Tak działa to u łowców. Nie rozdrabniaj tego - usiadł na brzegu łóżka, tuż obok niej, wciąż trzymając wysoko jej rękę. - Będę dotykać twoją rękę i powoli nią poruszać, a twoim zadaniem jest tylko przyjąć do wiadomości, że to wcale nie wywołuje u ciebie bólu
- Naprawdę to zadziała? - zapytała sceptycznie, niezbyt przekonana co do tego planu. Brunet westchnął i drugą dłonią chwycił jej nadgarstek
- To już zależy od ciebie - oznajmił, co nie napawało ją optymizmem. Zgodnie z poleceniem skupiła się na tym, by zapanować nad umysłem, jaki starał się płatać jej figle, mieszając świat prawdziwy z Wymiarem Snów. Pozwoliła, by chłopak działał. Chociaż jej zmysły krzyczały, że każdy dotyk nastolatka winien przywołać ogrom boleści, to docierało do niej jedynie ciepło jego dłoni, która
posuwała się wzdłuż przedramienia, ciągle podchwytując w uścisk kolejne odcinki kończyny. Zjeżdżał nią stopniowo coraz niżej, aż do ramienia dziewczyny, za każdym razem lekko gniotąc jej rękę.
- Wciąż masz wrażenie, że to boli? - zapytał zerknąwszy na rozmówczynię ze spokojem
- Nie - odpowiedziała nieśmiało, przez chwilę nie czując absolutnie nic poza koniuszkami palców chłopaka sunącymi po jej skórze. Zgiął delikatnie jej rękę w łokciu, aż dotknęła się dłonią w ramię
- Ok? - upewniał się
- Mhm - mruknęła z lekkim rumieńcem
- Dobra, poruszaj nią trochę - wydał polecenie nieznacznie się odsuwając. Blondynka wyprostowała rękę, zgięła ją, pokręciła nadgarstkiem. Wydawało się, że już wszystko było w porządku. Żadne wrażenie bólu, jaki miałaby podsycić tymi ruchami nie zawitało do jej głowy, która mimo to wciąż pulsowała jak przy migrenie.
- Dzięki - rzuciła krótko i nieśmiało
- Co jeszcze sobie mocno zraniłaś? - zapytał ponawiając poprzednie czynności na jej drugiej ręce, z tym tylko, że teraz wykonywał je szybciej, utkwiony w przekonaniu, iż zażegnał problem mylnego cierpienia u rówieśniczki. Ta w tym czasie jednak próbowała je sobie przypomnieć, by odpowiedzieć na pytanie, co ostatecznie nie było najlepszym pomysłem. Migrena zyskała na sile.
- Plecy, kręgosłup - oznajmiła. Chwilę po tym zdała sobie sprawę, że brunet zsuwa jej do pasa kołdrę.
- Dasz radę obrócić się na brzuch? - zapytał, a ta zamrugała szybko, przyglądając się badawczo rozmówcy
- Masz zamiar zrobić mi masaż, czy coś w tym stylu? - starała się, by powiedzieć to żartem, ale przemawiało przez nią zaskoczenie
- Przykro mi, nie znam się na masażu
- To chyba pierwszy raz gdy dowiedziałam się, że czegoś nie umiesz - zaśmiała się, on także
- Nie wiem, o co ci chodzi. Nie potrafię wielu rzeczy
- Na przykład?
- Na przykład gotować - odrzekł, w trakcie gdy rozmówczyni z pewnym wysiłkiem obróciła się na brzuch. - Widziałaś zawartość mojej lodówki?
- Dlatego stołujesz się u James'a? - odparła wesoło
- No, mniej więcej
- Ale naleśniki zrobiłeś dobre - rzuciła żartem
- To tylko naleśniki. Poza tym nie twierdzę, że nic nie umiem zrobić w kuchni. Mówię tylko, że prawie nic nie umiem - odparł z uśmiechem, po czym chwycił za bluzkę i delikatnie ją podciągnął do góry. Dziewczyna gdyby mogła, to niewątpliwie podskoczyłaby zaskoczona, teraz jednak jedynie poczuła jak po całym jej ciele momentalnie przebiega dreszcz
- Czy to konieczne? - zapytała jak oparzona, gdy tylko poczuła, jak jej górna część garderoby wędruje coraz wyżej, a wraz z tym nasilał się na jej twarzy rumieniec.
- Co masz na myśli?
- Nie ważne... - mruknęła zatapiając czerwoną twarz w poduszce. Uznała, że nie warto brnąć w wyjaśnianie brunetowi, co takiego ma na myśli. W następnej chwili ponownie czuła na skórze palce rówieśnika. Przejeżdżał opuszkami palców po jej plecach, głównie po kręgosłupie, ale umysł już nie narzucał jej z tego powodu cierpienia. Chłopak zaczął nieznacznie naciskać na jej ciało, ale zdawało się, że już nie dokuczał jej żaden ból, poza bólem głowy. Leżała cicho, ale jej serce biło niezwykle głośno. Im dłużej Blaine ją dotykał, tym bardziej czuła uderzenia w klatce piersiowej, a wkrótce przebiegł ją przyjemny dreszcz.
- Naprawdę tak wygląda "nastawianie łowcy"? - zapytała chcąc przełamać panującą ciszę, która potęgowała jej wyobraźnie, jaka zaczęła dążyć w kierunku, którego nie powinna według niej obierać.
- Z grubsza tak
- A ciebie kto tak nastawiał?
- Nie znasz jej - odparł, na co dziewczyna na krótką chwilę się napięła. "Jej", powtórzyła sobie w duchu żałując, że zapytała. W drugiej jednak chwili skarciła samą siebie za odczuwanie czegoś tak głupiego i dość bezsensownego jak zazdrość.
- Fakt - odparła starając się, by jej odpowiedź zabrzmiała w miarę możliwości beznamiętnie. Już nie czuła dotyku rówieśnika. Zaciągnęła z powrotem bluzkę w dół i obróciła się na plecy.
- Więc to ktoś z dzieciństwa, jak Scarlett?
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Czemu nie? - starała się, by zabrzmiało to obojętnie
- Lucy pomagała w takich przypadkach, zarówno w Wymiarze Snów jak i poza nim, ale to przeszłość. Scarlett miała z nią najlepszy kontakt, zawsze były razem, ale skoro nawet ona nie wie co z nią... - oznajmił markotnie. - Gdy odchodziłem żyła, ale prawdopodobnie to się zmieniło
- Wybacz, niepotrzebnie pytałam - poczuła się głupio, jednak rozmówca machnął na to ręką
- Większość osób z mojej przeszłości spotkał ten los, dlatego byłem zaskoczony widząc Scarlett. Dobrze, że chociaż jej nic nie jest - rzekł spokojnie. - Jeszcze coś miałaś zranione?
- Ramię, głowę - wymieniała. Blaine spojrzał na nią smętnie. - Nogi - westchnęła, a on zacisnął zęby tłumiąc w sobie gniew do samego siebie. - Właściwie to wszystko - rzuciła od niechcenia.
- Przepraszam...
- Za co?
- To moja wina, że do tego doszło. Nie dałem rady cię obronić przed tamtym łowcą...
- Zrobiłeś wystarczająco wiele. Ratowałeś mnie całą masę razy, ciągle przyjmowałeś na siebie ciosy, które były przeznaczone dla mnie
- Ale nie tym razem. Okazałem się za słaby
- Za słaby? - rzuciła z oburzeniem i przyjęła pozycję siedzącą, jednak na tyle gwałtownie, że uległa wrażeniu, jakby zaraz miała jej eksplodować z bólu czaszka. Brunet momentalnie się do niej przybliżył przejęty. Już chciał jej powiedzieć, by była ostrożna, jednak nawet nie dała mu dojść do słowa. - To był łowca z mocą wody, na dodatek wspierany przez drugą kartę Jokera, a ty byłeś wykończony po walce z upiorem skażonej perły, a jednak pokonałeś go. Nie jesteś słaby - odparła stanowczo, ignorując przy tym migrenę, jednak nie przekonała tymi słowami rozmówcy.
Przez dłuższą chwilę przyglądali przyglądali się sobie, oboje smętnymi spojrzeniami. Sytuacja, w jakiej się znaleźli w Wymiarze Snów, odbiła się na nich piętnem. Im dłużej chłopak przyglądał się rówieśniczce, tym bardziej zdawał sobie sprawę ile krzywd ją spotkało z jego winy. Ona natomiast wpatrując się w bruneta uświadamiała sobie coraz bardziej, jak niewiele brakowało, by umarł.
- Alice, nic mnie nie usprawiedliwia. Z resztą, nie potrzebuję tego - parsknął. - Zawsze tak jest - mruknął cicho pod nosem do samego siebie, uciekając przy tym spojrzeniem. Widmo przeszłości ponownie próbowało go pochwycić. Trzymało się go tak mocno, jakby chciało go udusić, a on nie był pewien, czy nie nastanie taki dzień, gdy mu się to uda. Westchnął ciężko i opuścił wzrok. - Powinienem był cię ostrzec już na samym początku, ale wmawiałem sobie, że to nieprawda...
- O czym ty mówisz? - usiadła tuż przy rozmówcy na skraju łóżka, ale nawet wtedy nie wzniósł do niej swojego spojrzenia. Niemal mogła dostrzec ciężar na jego sercu, widmo trwające przy nim niczym przerażający duch, który go nawiedza.
- Niosę śmierć i cierpienie
- Nie prawda - zaprzeczyła niemalże odruchowo, jednak brunet mówił całkowicie poważnie. Wreszcie spotkali się spojrzeniami. Z bólem się jej przypatrywał, widząc oczami wyobraźni czarne scenariusze, jakie mogą ją czekać.
- Prawda. To jak jakaś klątwa - odparł ponuro. - Zawsze traciłem bliskich, zawsze najważniejsze dla mnie osoby cierpiały. Miałem nadzieję, że z tobą będzie inaczej. Myślałem, że będę w stanie cię ochronić, ale najwyraźniej to była tylko głupia nadzieja
- Nawet jeśli zostałam ranna, to co z tego?
- "Co z tego"? - parsknął z niedowierzaniem, nim jednak powiedział coś więcej, blondynka momentalnie go przytuliła, wybijając go z rytmu, wprawiając w małe zaskoczenie. Objęła go mocno, mając w głowie myśli, że niewiele brakowało, by go już z nią nie było.
- Bałam się - oznajmiła nie puszczając rówieśnika. - Przez cały czas trwania tamtego koszmaru strasznie się bałam, ale nie bałam się o swoje życie, tylko o twoje
- Nie powinnaś. Właśnie przez to kiedyś umrzesz. Powinnaś martwić się tylko o siebie, a nie o mnie - powiedział czując do siebie coraz większą nienawiść, uświadamiając sobie jak bardzo jego plan się nie powiódł. Chciał zrobić wszystko, by nie dopuścić do takiej sytuacji, a ostatecznie okazało się, że nie jest w stanie tego zrobić i że sam skazał siebie na to samo, co spotkało blondynkę. Doszło do tego, że się o siebie martwili, aż nazbyt. Że byli gotowi ryzykować dla siebie własnym życiem.
- To samo mogłabym powiedzieć tobie. Nie powinieneś martwić się o moje życie, tylko o swoje
- Wiesz, że to niemożliwe
- Tak samo jest w moim przypadku - odpowiedziała. Chłopak odwzajemnił jej uścisk, przycisnął ją mocniej do siebie.
- Ledwie udało mi się powstrzymać demona, by nie zaatakował i ciebie
- Udało ci się, to najważniejsze
Chłopak wrócił do pokoju Alice, która to starała się przeznaczyć tą krótką chwilę jego nieobecności na szybkie doprowadzenie siebie i pokoju do porządku.
- Trzymaj - powiedział wręczając nastolatce tabletki przeciwbólowe i szklankę wody.
- Dzięki - odparła wciąż obserwując widok za oknem. Widziała powoli wstające słońce, którego promienie dopiero zaczynały przedzierać się na jej osiedle. - Dopiero ranek? - zapytała zdziwiona, zaraz po połknięciu pastylki.
- Na to wygląda - odparł podążając za jej wzrokiem w kierunku wschodu słońca
- Co dzisiaj mamy?
- Poniedziałek
- Co!? - rzuciła robiąc wielkie oczy i gwałtownym ruchem obróciła się w kierunku biurka. Tym ruchem przysporzyła sobie taki zawrót głowy, że nieznacznie się zachwiała. Wystraszony brunet błyskawicznie ją złapał, choć jak się okazało nie było takiej potrzeby. Podeszła do mebla, z którego zgarnęła zeszyty i zaczęła pakować je do torby, podczas gdy jej towarzysz przyglądał się jej ze zmieszaniem.
- Co ty robisz?
- Pakuję się do szkoły
- Hola, nigdzie nie idziesz
- Nie, Blaine, ty nic nie rozumiesz. Ja mam dzisiaj trygonometrię, muszę pójść. O Boże, jeszcze chemia!
- Uspokój się
- Nie, nie, nie. Idę do szkoły - protestowała i wyminęła nastolatka, jednak niespodziewanie owinął jej brzuch i poderwał ją z ziemi, przenosząc ją z powrotem w miejsce obok biurka
- Nie idziesz. Masz leżeć w łóżku
- Przecież nic mi już nie jest. Nastawiłeś wszystko, nie czuję bólu - skłamała. Wciąż dokuczała jej silna migrena, ale uznała to za nieistotne i postanowiła ślepo uwierzyć w tabletki przeciwbólowe
- Jeden dzień cię nie zbawi. Kładź się do łóżka
- Ale ja nie chcę - burknęła z grymasem
- No to usiądź na tyłku i odpoczywaj
- Nie wierzę, że przespałam cały weekend. Miałam w niedzielę skończyć wypracowanie na angielski...
- Ale z ciebie kujon - rzucił zajmując miejsce na łóżku pod ścianą, o którą oparł plecy. - Są rzeczy ważne i ważniejsze - wzruszył ramionami
- A ty nie idziesz do szkoły bo...?
- Bo mi się nie chce
- Jesteś niemożliwy
- Dotrzymuję ci towarzystwa. No chyba, że mam sobie pójść - rzucił z chytrym uśmiechem
- Nie - westchnęła i niechętnie wróciła do łóżka. Kucnęła naprzeciwko rówieśnika. - A co z łowami? - zapytała po chwili. Chłopak spojrzał na nią markotnie. - Długo będę się regenerować?
- Nie mam pojęcia, ile to zajmie - przyznał, po czym głęboko westchnął. - Doznałaś naprawdę poważnych obrażeń więc...
- Rozumiem - opuściła smętne spojrzenie
- Wybacz... - odwrócił wzrok
- Już ci mówiłam, że to nic - rzekła wręcz karcąco. Nie odpowiedział, wydawał się błąkać myślami gdzie indziej. Po chwili jednak poczuł ciepło dziewczyny. Nastolatka wsunęła się do niego i oparła o jego tors, jak małe zwierzątko, które zapragnęło się wtulić, bądź zagubiona dziewczynka chcąca schować się w czyichś ramionach. - Zniosłam ten ból, tak jak ty znosiłeś go dla mnie
- To się nie powtórzy. Nie będziesz więcej ze mną iść po skażone perły
- Nie mówisz poważnie - zareagowała, ku jego zaskoczeniu, nad wyraz spokojnie
- Mówię absolutnie poważnie
- No to chyba zapomniałeś, jaka jestem uparta. Nie puszczę cię samego, nawet jeśli tak naprawdę nie jestem zbyt pomocna... - powiedziała, a wtem usłyszała śmiech bruneta. Zaskoczona uniosła wzrok i spojrzała na niego ze zmieszaniem. Śmiał się szczerym śmiechem, naprawdę rozbawiony, ale Alice nie miała pojęcia, co go rozbawiło. - Co cię tak śmieszy? - zrobiła naburmuszoną minę
- Ty - odparł wesoło, na co nadęła policzki jak dziecko. Wnet poczuła jak nastolatek otula ją rękoma, zamykając ją w swych objęciach, ale przy tym jeszcze chwilę cicho się śmiał
- Jaśniej
- Uratowałaś nas, a mówisz, że nie jesteś zbyt pomocna? - rzucił wyraźnie drwiąc z jej słów. Klepnęła go za to lekko w tors otwartą dłonią
- Przestań się ze mnie śmiać - burknęła. - Poza tym, niewiele zrobiłam. Głównie to ty wszystko załatwiłeś - dodała skromnie, wtulając się bardziej w bruneta. Raz jeszcze było jej dane usłyszeć jak bije jego serce, czemu zaczęła się przysłuchiwać czując spokój, a przy tym jego ciepło.
- Stworzyłaś tornado, które uratowało nas przed potopem
- Uratował nas twój ogień w tym tornadzie
- Niech ci będzie, w takim razie jest po równo - uśmiechnął się. - Ale to nie zmienia faktu, że uratowałaś mnie przed utonięciem. Nie zaprzeczysz temu
- Nawet nie wiem jak to zrobiłam... - przyznała z zawstydzeniem.
- Aktywowałaś tryb
- To niewiele mi mówi
- Tryb energii. W tym trybie łowcy nieznacznie zyskują na sile, głównie ich energia, która wówczas nieco inaczej działa. Łowca silniej nią emanuje, co przeważnie widać po jego oczach, w których ta moc się odbija, ale to nie jest reguła, bo przypadki są różne. Tak czy inaczej, dzięki aktywacji tego trybu jesteśmy w stanie skoncentrować energię o jakieś pięćdziesiąt procent szybciej
- I nie odczuwamy bólu
- Tak jakby poruszamy się dzięki energii. Czujemy wtedy swoją energię, a nie cielesną powłokę, więc obrażenia, jakie są jej wyrządzane, odczuwamy tyle co nic. Jednak jak już zdążyłaś się sama o tym przekonać, to cierpienie do nas wraca. Możesz biegać ze złamanymi nogami, podnosić ciężary złamanymi rękoma... energia na krótki moment staje się tak jakby twoją cielesną powłoką, a przynajmniej przejmuje ją na tyle, by wszystko zignorować. Jednak gdy tryb się wyłączy, nagromadzony ból powróci ze zdwojoną siłą
- Nie wiem, czy to taka dobra opcja...
- Pozwala ci kontynuować starcie pomimo kontuzji i urazów, a to jest najważniejsze. Do tego szybciej koncentrujesz energię na jakimś ataku, a samo zużycie energii też staje się mniejsze
- Czy ta energia może zmienić formę? - zapytała nieśmiało.
- To znaczy?
- Gdy aktywowałam tryb, poczułam wypełniającą moje ciało energię. Wkrótce zaczęła się zmieniać łącznie z cielesną powłoką. To było tak, jakbym zamieniła się na moment w wiatr. Przeniknęłam przez łańcuch tamtego łowcy jak duch. Prawie jakbym dysponowała mocą Scarlett
- Słuchaj, to tak naprawdę jest tryb energii. Energia silniej emanuje i przejmuje ciało, więc w zasadzie czemu nie miałoby wpłynąć na ciebie na tyle, by zamienić cię w wiatr? Jednak nie sądzę, by to był częsty przypadek, taka zmiana postaci
- Nie wiem, czy uda mi się kiedykolwiek to w ogóle powtórzyć. Nie wiem też, czy uda mi się na życzenie aktywować ten tryb ponownie
- Tryb może zostać aktywowany z różnych powodów, jak chociażby nagłe wzmocnienie energii, by go wywołać. Przeważnie przebudza się w momencie, gdy łowcy na czymś zależy na tyle, że cała jego uwaga i skupienie jest poświęcone jednemu celowi, na który chce przeznaczyć swoją moc. U ciebie tak było?
- Wtedy bałam się, że utoniesz. Myślałam tylko o tym, by cię jakoś uratować
- Więc może to było to - oznajmił, choć to wciąż niewiele dziewczynie wyjaśniało.
- Skoro dalej to tyle korzyści, to nie lepiej stale mieć ten tryb aktywny?
- Nie tak od razu się go aktywuje, czasem pomagają w tym emocje, czasem skupienie, a jeszcze innym razem wystarczy samoistnie jakoś zmusić swoją energię do silniejszego emanowania. Nie każdy też jest tego zwolennikiem, bo łatwo stracić rachubę w dysponowaniu energią, gdy wciąż odczuwasz tą wypełniającą twoje ciało
- Aha - rzuciła bez wyrazu, popadając w głębokie zamyślenie. Z jakiegoś powodu jej umysł stale powracał do koszmaru ze skażoną perłą i nie potrafił zająć się niczym innym.
- Jeszcze jakieś pytania?
- Tak - słysząc to zaśmiał się cicho
- Zapomniałem, że one się tobie nie kończą
- Pff
- Więc? - zapytał wesoło, jednak dziewczyna stała się momentalnie całkowicie poważna
- Zabiłeś tamtego łowcę, prawda? - zwróciła się do niego, choć doskonale znała odpowiedź. - I wziąłeś jego krwawą perłę
- Tak - odpowiedział również stając się całkowicie poważnym. - To mi przypomniało, że mieliśmy na ten temat porozmawiać
- Na temat zabijania? - zapytała, na co odparł jedynie krótkie: "Tak". - Chciałeś mi coś powiedzieć?
- Nic, czego byś już nie wiedziała. Zabijałem - przyznał szczerze. - Zabiłem mnóstwo drapieżców, ale nie tylko ich - naszły do niego wspomnienia z dzieciństwa, okrutne jak z sennych koszmarów, ale to on i Matt zamienili spokojny sen w koszmar. - Mam na sumieniu życia różnych łowców, w tym swoich dawnych przyjaciół
- Nie zabiłeś ich ty, tylko demon - zaprzeczyła w podobny sposób, jak przed laty uczyniła to Scarlett
- Na jedno wychodzi - odparł błyskawicznie. Widmo nie pozwalało mu zapomnieć o tym zdarzeniu, ani pozwolić mu uwierzyć, że to nie była jego wina. Nawet tego nie chciał. Pragnął jedynie zapomnieć, ale przeszłość zbyt mocno się go trzymała, by mu na to pozwolić. - Wiem, że to cię przeraża - powiedział do niej, na co skuliła się w jego objęciach, jakby chcąc się skryć przed prawdą
- Czy... czy to oznacza, że ja też zabiłam tamtego łowcę z mocą wody?
- Nie
- Ale przecież... - wyrwała się i obróciła w stronę nastolatka, by spojrzeć mu prosto w oczy.
- Ty nic złego nie zrobiłaś - zapewnił ją, wpatrując się w jej drżące oczy
- Nie jestem tego taka pewna
- Alice, ty starałaś się jak mogłaś, by mnie uratować, a ja robiłem co mogłem, by go wykończyć. Jest znacząca różnica. Nie ty go zabiłaś, tylko ja - rzekł stanowczo, mając nadzieję, że przekona rozmówczynię do swych słów. Dostrzegł jednak jak opuszcza smętne spojrzenie, a jej twarz wciąż zamęczał smutek. - Alice...
- Nie zrozum mnie źle... - powiedziała po chwili, jednak słowa ciężko przechodziły jej przez gardło. Gubiła się w swoich myślach, a jeszcze większy miała problem z przekazaniem ich. Jednak czuła wciąż na sobie wyczekujące i spokojne spojrzenie szarych oczu, które zachęcało ją do kontynuowania wypowiedzi. - Ja nie mam ci za złe, tego co zrobiłeś - oznajmiła wreszcie, wnet wbił w nią wzrok z zadumą.
- Mówisz o łowcy z mocą wody?
- Mówię ogólnie. Wiem, że zabijałeś tylko wtedy, gdy musiałeś, ja po prostu...
- Nie chcesz tego - dokończył za nią. Poderwała gwałtownie na niego wzrok. - Widziałem twoje przerażone spojrzenie, gdy szedłem zabić tamtą trójkę drapieżców razem z Avril - oznajmił, na co blondynka odwróciła speszona wzrok, jakby wstydziła się tamtego zachowania
- Zrobiłeś co musiałeś. Przy skażonej perle również - oznajmiła, choć brunet miał wrażenie, że w jej słowach brakowało przekonania.
- Tak - potwierdził smętnie jej słowa
- Blaine... - mruknęła nieśmiało. - Jeśli chodzi o Selene... Jej grupa będzie próbowała nas zabić. Będziemy musieli z nimi walczyć, a ja boję się, że nie dam sobie rady - przyznała. Nastolatek momentalnie zmarkotniał uznając, że rozmówczyni doszła do takiego wniosku z jego winy
- Może to dobry powód, dla którego powinnaś zostawić mi całą tą robotę?
- Nie mogę i nawet nie chcę
- Wiem, że teraz dałem ciała, ale nie mogę ci obiecać, że sytuacja się nie powtórzy - przyznał szczerze, chociaż przyszło mu to z trudem. - Zrobię wszystko, żeby cię ochronić, ale sytuacja może mi na to nie pozwolić. Nie mogę ci już zagwarantować takiej ochrony, jaką myślałem, że będę w stanie ci zapewnić
- Nie o to mi chodzi! - wysunęła się do nastolatka gwałtownie, nie podejrzewając, że nasuną mu się takie myśli. - Blaine, jesteś idiotą - burknęła nagle, na co ten zrobił wielkie oczy
- Co?
- Głupek. Wciąż mnie ochraniasz i nawet nie zliczę ile razy uratowałeś mi życie, a to był tylko jeden incydent, w którym wszystko, co tylko mogło pójść źle, poszło źle. Dlatego przestań się tym zadręczać, bo koniec końców i tak nas uratowałeś. Wierz lub nie, ale to przy tobie czuję się bezpiecznie
- Więc w czym rzecz?
- Mogę walczyć z upiorami, ale nie wiem, czy byłabym w stanie kogokolwiek zabić
- Dlaczego to cię martwi? - wydał się naprawdę tym zaskoczony. Blondynka usiadła z powrotem i oparła się o tors rówieśnika
- Bo walka toczyć będzie się miedzy nami, a ludźmi Selene. Upiory będą już tylko dodatkową przeszkodą. Naprawdę ciężko mi przyszło zranienie tamtego łowcy, a to było jedynie skaleczenie. Wydaje mi się, że nie będę w stanie zabić człowieka
- Tak myślisz? - zapytał spokojnie
- Nie wiem. Ja... ja nie chcę zabić drugiej osoby. Nie potrafię, ja po prostu... - skurczyła się pod wpływem jego dotyku, gdy na powrót ją objął
- Uspokój się - wyczuł, jak drży. - Nie wymagam tego od ciebie. Nikt tego od ciebie nie będzie wymagać - usłyszała, ale uznała to za słodkie kłamstwo, którego nie chciała przyjąć.
- Oboje wiemy, jak wygląda nasza sytuacja - rzuciła niemal oschle. - Dojdzie do kolejnej walki, a ja nie chcę was zawieść - ani ciebie, ani pozostałych, którzy na nas liczą. Nie chcę tego, ale gdy dojdzie do walki, powinnam pomagać, a więc atakować ich. Ale jednak... Nie wiem, czy będę w stanie kogoś zamordować. Nie mogę nawet obiecać, że ich zranię - przyznała smutno, a jej głos momentami już drżał.
- Nie chcę tego - usłyszała nagle od bruneta
- Co?
- Nie chcę skazywać cię na ten los, wysyłać na tą krwawą ścieżkę. Wymiar już wystarczająco niszczy nas pod każdym względem. Zabija człowieczeństwo, wpływa na ludzi na tyle, że zabijają innych z zimną krwią. Nie chcę, żeby i ciebie tak zniszczył
- Jednak wydaje mi się to nieuniknione
- Nie chcesz nikogo zabić - rzucił krótko. - Więc niech tak pozostanie. Pozostań taką, jaką jesteś teraz
- Naprawdę? - nie dowierzała. Brunet wysunął ku niej rękę. Spojrzała na wnętrze jego dłoni, jakie jej okazał.
- Co widzisz? - zapytał spokojnie. Rozmówczyni spojrzała na niego zmieszana, po czym powróciła wzrokiem do jego ręki
- To podchwytliwe pytanie?
- Po prostu odpowiedz - uśmiechnął się lekko, choć wciąż wydawał się ponury
- Dłoń
- To wszystko?
- Chyba tak - odparła niepewnie. - O co ci chodzi?
- Ja widzę krew - powiedział smętnie, lecz z powagą. - Ciągle widzę krew na swoich rękach. Nie sposób jej zmyć. Nie chcesz, by i ciebie to spotkało, ja tym bardziej tego nie chcę - rzekł, na co rozmówczyni przejechała delikatnie opuszkami palców po jego dłoni w zastanowieniu
- Ale czy to dobre dla naszej sprawy? - zapytała smętnie i przyłożyła rękę do ręki bruneta. Uścisnął ją, zamykając ją w swej dłoni.
- Jeśli dojdzie do walki, to skupisz się na wzmacnianiu moich ataków, ewentualnie na atakowaniu, ale tylko atakowaniu, nie zabijaniu - stwierdził szybko. - Ja będę wykańczał - dodał, na co dziewczyna nie chciała się zgodzić. Z niezadowoleniem wypisanym na twarzy skryła głowę pod podbródkiem bruneta, jakby chcąc ukryć swe oburzenie
- Nie możesz brać wszystkiego na siebie - powiedziała stanowczo. Czuł jej oddech na swojej skórze - chociaż ciepły, to jej słowa same w sobie wydały się zimne.
- Mogę i to zrobię - odparł równie stanowczo. - Na moich rękach już i tak jest krew, więc doprawię je szkarłatem za mnie i za ciebie, ile tylko będzie trzeba
- Ale... - nagle brunet wplótł swoje palce, między jej, złączając ich dłonie jak wcześniej zrobili to w Wymiarze Snów.
- Zostaw to mnie - powiedział, jednak dla niej to wciąż było złe, by skazywać go na noszenie coraz większego ciężaru ludzkich żyć, jakie zostały odebrane, bo nie wierzyła, że zabijanie stało się dla niego czymś zwykłym i pozbawionym większego znaczenia. Dla niej to wciąż było czymś okropnym, do czego sama nie potrafiłaby przyłożyć bezpośrednio ręki. Walczyła sama z sobą, Jej przekonania toczyły walkę z obowiązkiem i koniecznością.
- Dlaczego się na to godzisz? - zapytała niezwykle smutno, jakby to ją obciążono tym wszystkim, a nie jego. Podniosła się, by spojrzeć mu w oczy, spodziewając się dostrzec w nich cierpienie. Wiedziała, że się tam tli, bo już je tam wiele razy dostrzegła. - Walczyć za wszystkich łowców i śniących. Walczyć samemu, by nie narażać nikogo innego. Przyjąć wszystko na siebie. Dlaczego? - Brunet drugą ręką pogładził ją po głowie, przypatrując się jej smętnie.
- Bo najwyraźniej tak musi być. Bo to najlepsze rozwiązanie
- Nie dla ciebie
- Dla wszystkich. Powinienem być w tym sam, by nikogo nie narazić - odparł beznamiętnie. - Poza tym, też w tym teraz jesteś. Też ryzykujesz w walkach w imieniu wszystkich łowców i śniących. Dlaczego się na to godzisz? - zapytał podstępnie. Blondynka usiadła, oparła plecy o jego ciało i spojrzała na ich złączone dłonie, splecione palcami.
- Żebyś nie był w tym sam... - odparła cicho. Nastolatek oparł podbródek o jej ramię wpatrując się w drugi koniec jej pokoju. W ścianę pokrytą biblioteczką wypełnioną po brzegi książkami, a po chwili dostrzegł też kota. Zwierzak momentalnie wskoczył na łóżko, przyciągając na siebie ich uwagę. - Widzisz, nawet kot nie zawsze chce być sam - skomentowała z lekkim uśmiechem. - Nikt nie chciałby być zawsze sam...
- Plecy, kręgosłup - oznajmiła. Chwilę po tym zdała sobie sprawę, że brunet zsuwa jej do pasa kołdrę.
- Dasz radę obrócić się na brzuch? - zapytał, a ta zamrugała szybko, przyglądając się badawczo rozmówcy
- Masz zamiar zrobić mi masaż, czy coś w tym stylu? - starała się, by powiedzieć to żartem, ale przemawiało przez nią zaskoczenie
- Przykro mi, nie znam się na masażu
- To chyba pierwszy raz gdy dowiedziałam się, że czegoś nie umiesz - zaśmiała się, on także
- Nie wiem, o co ci chodzi. Nie potrafię wielu rzeczy
- Na przykład?
- Na przykład gotować - odrzekł, w trakcie gdy rozmówczyni z pewnym wysiłkiem obróciła się na brzuch. - Widziałaś zawartość mojej lodówki?
- Dlatego stołujesz się u James'a? - odparła wesoło
- No, mniej więcej
- Ale naleśniki zrobiłeś dobre - rzuciła żartem
- To tylko naleśniki. Poza tym nie twierdzę, że nic nie umiem zrobić w kuchni. Mówię tylko, że prawie nic nie umiem - odparł z uśmiechem, po czym chwycił za bluzkę i delikatnie ją podciągnął do góry. Dziewczyna gdyby mogła, to niewątpliwie podskoczyłaby zaskoczona, teraz jednak jedynie poczuła jak po całym jej ciele momentalnie przebiega dreszcz
- Czy to konieczne? - zapytała jak oparzona, gdy tylko poczuła, jak jej górna część garderoby wędruje coraz wyżej, a wraz z tym nasilał się na jej twarzy rumieniec.
- Co masz na myśli?
- Nie ważne... - mruknęła zatapiając czerwoną twarz w poduszce. Uznała, że nie warto brnąć w wyjaśnianie brunetowi, co takiego ma na myśli. W następnej chwili ponownie czuła na skórze palce rówieśnika. Przejeżdżał opuszkami palców po jej plecach, głównie po kręgosłupie, ale umysł już nie narzucał jej z tego powodu cierpienia. Chłopak zaczął nieznacznie naciskać na jej ciało, ale zdawało się, że już nie dokuczał jej żaden ból, poza bólem głowy. Leżała cicho, ale jej serce biło niezwykle głośno. Im dłużej Blaine ją dotykał, tym bardziej czuła uderzenia w klatce piersiowej, a wkrótce przebiegł ją przyjemny dreszcz.
- Naprawdę tak wygląda "nastawianie łowcy"? - zapytała chcąc przełamać panującą ciszę, która potęgowała jej wyobraźnie, jaka zaczęła dążyć w kierunku, którego nie powinna według niej obierać.
- Z grubsza tak
- A ciebie kto tak nastawiał?
- Nie znasz jej - odparł, na co dziewczyna na krótką chwilę się napięła. "Jej", powtórzyła sobie w duchu żałując, że zapytała. W drugiej jednak chwili skarciła samą siebie za odczuwanie czegoś tak głupiego i dość bezsensownego jak zazdrość.
- Fakt - odparła starając się, by jej odpowiedź zabrzmiała w miarę możliwości beznamiętnie. Już nie czuła dotyku rówieśnika. Zaciągnęła z powrotem bluzkę w dół i obróciła się na plecy.
- Więc to ktoś z dzieciństwa, jak Scarlett?
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Czemu nie? - starała się, by zabrzmiało to obojętnie
- Lucy pomagała w takich przypadkach, zarówno w Wymiarze Snów jak i poza nim, ale to przeszłość. Scarlett miała z nią najlepszy kontakt, zawsze były razem, ale skoro nawet ona nie wie co z nią... - oznajmił markotnie. - Gdy odchodziłem żyła, ale prawdopodobnie to się zmieniło
- Wybacz, niepotrzebnie pytałam - poczuła się głupio, jednak rozmówca machnął na to ręką
- Większość osób z mojej przeszłości spotkał ten los, dlatego byłem zaskoczony widząc Scarlett. Dobrze, że chociaż jej nic nie jest - rzekł spokojnie. - Jeszcze coś miałaś zranione?
- Ramię, głowę - wymieniała. Blaine spojrzał na nią smętnie. - Nogi - westchnęła, a on zacisnął zęby tłumiąc w sobie gniew do samego siebie. - Właściwie to wszystko - rzuciła od niechcenia.
- Przepraszam...
- Za co?
- To moja wina, że do tego doszło. Nie dałem rady cię obronić przed tamtym łowcą...
- Zrobiłeś wystarczająco wiele. Ratowałeś mnie całą masę razy, ciągle przyjmowałeś na siebie ciosy, które były przeznaczone dla mnie
- Ale nie tym razem. Okazałem się za słaby
- Za słaby? - rzuciła z oburzeniem i przyjęła pozycję siedzącą, jednak na tyle gwałtownie, że uległa wrażeniu, jakby zaraz miała jej eksplodować z bólu czaszka. Brunet momentalnie się do niej przybliżył przejęty. Już chciał jej powiedzieć, by była ostrożna, jednak nawet nie dała mu dojść do słowa. - To był łowca z mocą wody, na dodatek wspierany przez drugą kartę Jokera, a ty byłeś wykończony po walce z upiorem skażonej perły, a jednak pokonałeś go. Nie jesteś słaby - odparła stanowczo, ignorując przy tym migrenę, jednak nie przekonała tymi słowami rozmówcy.
Przez dłuższą chwilę przyglądali przyglądali się sobie, oboje smętnymi spojrzeniami. Sytuacja, w jakiej się znaleźli w Wymiarze Snów, odbiła się na nich piętnem. Im dłużej chłopak przyglądał się rówieśniczce, tym bardziej zdawał sobie sprawę ile krzywd ją spotkało z jego winy. Ona natomiast wpatrując się w bruneta uświadamiała sobie coraz bardziej, jak niewiele brakowało, by umarł.
- Alice, nic mnie nie usprawiedliwia. Z resztą, nie potrzebuję tego - parsknął. - Zawsze tak jest - mruknął cicho pod nosem do samego siebie, uciekając przy tym spojrzeniem. Widmo przeszłości ponownie próbowało go pochwycić. Trzymało się go tak mocno, jakby chciało go udusić, a on nie był pewien, czy nie nastanie taki dzień, gdy mu się to uda. Westchnął ciężko i opuścił wzrok. - Powinienem był cię ostrzec już na samym początku, ale wmawiałem sobie, że to nieprawda...
- O czym ty mówisz? - usiadła tuż przy rozmówcy na skraju łóżka, ale nawet wtedy nie wzniósł do niej swojego spojrzenia. Niemal mogła dostrzec ciężar na jego sercu, widmo trwające przy nim niczym przerażający duch, który go nawiedza.
- Niosę śmierć i cierpienie
- Nie prawda - zaprzeczyła niemalże odruchowo, jednak brunet mówił całkowicie poważnie. Wreszcie spotkali się spojrzeniami. Z bólem się jej przypatrywał, widząc oczami wyobraźni czarne scenariusze, jakie mogą ją czekać.
- Prawda. To jak jakaś klątwa - odparł ponuro. - Zawsze traciłem bliskich, zawsze najważniejsze dla mnie osoby cierpiały. Miałem nadzieję, że z tobą będzie inaczej. Myślałem, że będę w stanie cię ochronić, ale najwyraźniej to była tylko głupia nadzieja
- Nawet jeśli zostałam ranna, to co z tego?
- "Co z tego"? - parsknął z niedowierzaniem, nim jednak powiedział coś więcej, blondynka momentalnie go przytuliła, wybijając go z rytmu, wprawiając w małe zaskoczenie. Objęła go mocno, mając w głowie myśli, że niewiele brakowało, by go już z nią nie było.
- Bałam się - oznajmiła nie puszczając rówieśnika. - Przez cały czas trwania tamtego koszmaru strasznie się bałam, ale nie bałam się o swoje życie, tylko o twoje
- Nie powinnaś. Właśnie przez to kiedyś umrzesz. Powinnaś martwić się tylko o siebie, a nie o mnie - powiedział czując do siebie coraz większą nienawiść, uświadamiając sobie jak bardzo jego plan się nie powiódł. Chciał zrobić wszystko, by nie dopuścić do takiej sytuacji, a ostatecznie okazało się, że nie jest w stanie tego zrobić i że sam skazał siebie na to samo, co spotkało blondynkę. Doszło do tego, że się o siebie martwili, aż nazbyt. Że byli gotowi ryzykować dla siebie własnym życiem.
- To samo mogłabym powiedzieć tobie. Nie powinieneś martwić się o moje życie, tylko o swoje
- Wiesz, że to niemożliwe
- Tak samo jest w moim przypadku - odpowiedziała. Chłopak odwzajemnił jej uścisk, przycisnął ją mocniej do siebie.
- Ledwie udało mi się powstrzymać demona, by nie zaatakował i ciebie
- Udało ci się, to najważniejsze
- Trzymaj - powiedział wręczając nastolatce tabletki przeciwbólowe i szklankę wody.
- Dzięki - odparła wciąż obserwując widok za oknem. Widziała powoli wstające słońce, którego promienie dopiero zaczynały przedzierać się na jej osiedle. - Dopiero ranek? - zapytała zdziwiona, zaraz po połknięciu pastylki.
- Na to wygląda - odparł podążając za jej wzrokiem w kierunku wschodu słońca
- Co dzisiaj mamy?
- Poniedziałek
- Co!? - rzuciła robiąc wielkie oczy i gwałtownym ruchem obróciła się w kierunku biurka. Tym ruchem przysporzyła sobie taki zawrót głowy, że nieznacznie się zachwiała. Wystraszony brunet błyskawicznie ją złapał, choć jak się okazało nie było takiej potrzeby. Podeszła do mebla, z którego zgarnęła zeszyty i zaczęła pakować je do torby, podczas gdy jej towarzysz przyglądał się jej ze zmieszaniem.
- Co ty robisz?
- Pakuję się do szkoły
- Hola, nigdzie nie idziesz
- Nie, Blaine, ty nic nie rozumiesz. Ja mam dzisiaj trygonometrię, muszę pójść. O Boże, jeszcze chemia!
- Uspokój się
- Nie, nie, nie. Idę do szkoły - protestowała i wyminęła nastolatka, jednak niespodziewanie owinął jej brzuch i poderwał ją z ziemi, przenosząc ją z powrotem w miejsce obok biurka
- Nie idziesz. Masz leżeć w łóżku
- Przecież nic mi już nie jest. Nastawiłeś wszystko, nie czuję bólu - skłamała. Wciąż dokuczała jej silna migrena, ale uznała to za nieistotne i postanowiła ślepo uwierzyć w tabletki przeciwbólowe
- Jeden dzień cię nie zbawi. Kładź się do łóżka
- Ale ja nie chcę - burknęła z grymasem
- No to usiądź na tyłku i odpoczywaj
- Nie wierzę, że przespałam cały weekend. Miałam w niedzielę skończyć wypracowanie na angielski...
- Ale z ciebie kujon - rzucił zajmując miejsce na łóżku pod ścianą, o którą oparł plecy. - Są rzeczy ważne i ważniejsze - wzruszył ramionami
- A ty nie idziesz do szkoły bo...?
- Bo mi się nie chce
- Jesteś niemożliwy
- Dotrzymuję ci towarzystwa. No chyba, że mam sobie pójść - rzucił z chytrym uśmiechem
- Nie - westchnęła i niechętnie wróciła do łóżka. Kucnęła naprzeciwko rówieśnika. - A co z łowami? - zapytała po chwili. Chłopak spojrzał na nią markotnie. - Długo będę się regenerować?
- Nie mam pojęcia, ile to zajmie - przyznał, po czym głęboko westchnął. - Doznałaś naprawdę poważnych obrażeń więc...
- Rozumiem - opuściła smętne spojrzenie
- Wybacz... - odwrócił wzrok
- Już ci mówiłam, że to nic - rzekła wręcz karcąco. Nie odpowiedział, wydawał się błąkać myślami gdzie indziej. Po chwili jednak poczuł ciepło dziewczyny. Nastolatka wsunęła się do niego i oparła o jego tors, jak małe zwierzątko, które zapragnęło się wtulić, bądź zagubiona dziewczynka chcąca schować się w czyichś ramionach. - Zniosłam ten ból, tak jak ty znosiłeś go dla mnie
- To się nie powtórzy. Nie będziesz więcej ze mną iść po skażone perły
- Nie mówisz poważnie - zareagowała, ku jego zaskoczeniu, nad wyraz spokojnie
- Mówię absolutnie poważnie
- No to chyba zapomniałeś, jaka jestem uparta. Nie puszczę cię samego, nawet jeśli tak naprawdę nie jestem zbyt pomocna... - powiedziała, a wtem usłyszała śmiech bruneta. Zaskoczona uniosła wzrok i spojrzała na niego ze zmieszaniem. Śmiał się szczerym śmiechem, naprawdę rozbawiony, ale Alice nie miała pojęcia, co go rozbawiło. - Co cię tak śmieszy? - zrobiła naburmuszoną minę
- Ty - odparł wesoło, na co nadęła policzki jak dziecko. Wnet poczuła jak nastolatek otula ją rękoma, zamykając ją w swych objęciach, ale przy tym jeszcze chwilę cicho się śmiał
- Jaśniej
- Uratowałaś nas, a mówisz, że nie jesteś zbyt pomocna? - rzucił wyraźnie drwiąc z jej słów. Klepnęła go za to lekko w tors otwartą dłonią
- Przestań się ze mnie śmiać - burknęła. - Poza tym, niewiele zrobiłam. Głównie to ty wszystko załatwiłeś - dodała skromnie, wtulając się bardziej w bruneta. Raz jeszcze było jej dane usłyszeć jak bije jego serce, czemu zaczęła się przysłuchiwać czując spokój, a przy tym jego ciepło.
- Stworzyłaś tornado, które uratowało nas przed potopem
- Uratował nas twój ogień w tym tornadzie
- Niech ci będzie, w takim razie jest po równo - uśmiechnął się. - Ale to nie zmienia faktu, że uratowałaś mnie przed utonięciem. Nie zaprzeczysz temu
- Nawet nie wiem jak to zrobiłam... - przyznała z zawstydzeniem.
- Aktywowałaś tryb
- To niewiele mi mówi
- Tryb energii. W tym trybie łowcy nieznacznie zyskują na sile, głównie ich energia, która wówczas nieco inaczej działa. Łowca silniej nią emanuje, co przeważnie widać po jego oczach, w których ta moc się odbija, ale to nie jest reguła, bo przypadki są różne. Tak czy inaczej, dzięki aktywacji tego trybu jesteśmy w stanie skoncentrować energię o jakieś pięćdziesiąt procent szybciej
- I nie odczuwamy bólu
- Tak jakby poruszamy się dzięki energii. Czujemy wtedy swoją energię, a nie cielesną powłokę, więc obrażenia, jakie są jej wyrządzane, odczuwamy tyle co nic. Jednak jak już zdążyłaś się sama o tym przekonać, to cierpienie do nas wraca. Możesz biegać ze złamanymi nogami, podnosić ciężary złamanymi rękoma... energia na krótki moment staje się tak jakby twoją cielesną powłoką, a przynajmniej przejmuje ją na tyle, by wszystko zignorować. Jednak gdy tryb się wyłączy, nagromadzony ból powróci ze zdwojoną siłą
- Nie wiem, czy to taka dobra opcja...
- Pozwala ci kontynuować starcie pomimo kontuzji i urazów, a to jest najważniejsze. Do tego szybciej koncentrujesz energię na jakimś ataku, a samo zużycie energii też staje się mniejsze
- Czy ta energia może zmienić formę? - zapytała nieśmiało.
- To znaczy?
- Gdy aktywowałam tryb, poczułam wypełniającą moje ciało energię. Wkrótce zaczęła się zmieniać łącznie z cielesną powłoką. To było tak, jakbym zamieniła się na moment w wiatr. Przeniknęłam przez łańcuch tamtego łowcy jak duch. Prawie jakbym dysponowała mocą Scarlett
- Słuchaj, to tak naprawdę jest tryb energii. Energia silniej emanuje i przejmuje ciało, więc w zasadzie czemu nie miałoby wpłynąć na ciebie na tyle, by zamienić cię w wiatr? Jednak nie sądzę, by to był częsty przypadek, taka zmiana postaci
- Nie wiem, czy uda mi się kiedykolwiek to w ogóle powtórzyć. Nie wiem też, czy uda mi się na życzenie aktywować ten tryb ponownie
- Tryb może zostać aktywowany z różnych powodów, jak chociażby nagłe wzmocnienie energii, by go wywołać. Przeważnie przebudza się w momencie, gdy łowcy na czymś zależy na tyle, że cała jego uwaga i skupienie jest poświęcone jednemu celowi, na który chce przeznaczyć swoją moc. U ciebie tak było?
- Wtedy bałam się, że utoniesz. Myślałam tylko o tym, by cię jakoś uratować
- Więc może to było to - oznajmił, choć to wciąż niewiele dziewczynie wyjaśniało.
- Skoro dalej to tyle korzyści, to nie lepiej stale mieć ten tryb aktywny?
- Nie tak od razu się go aktywuje, czasem pomagają w tym emocje, czasem skupienie, a jeszcze innym razem wystarczy samoistnie jakoś zmusić swoją energię do silniejszego emanowania. Nie każdy też jest tego zwolennikiem, bo łatwo stracić rachubę w dysponowaniu energią, gdy wciąż odczuwasz tą wypełniającą twoje ciało
- Aha - rzuciła bez wyrazu, popadając w głębokie zamyślenie. Z jakiegoś powodu jej umysł stale powracał do koszmaru ze skażoną perłą i nie potrafił zająć się niczym innym.
- Jeszcze jakieś pytania?
- Tak - słysząc to zaśmiał się cicho
- Zapomniałem, że one się tobie nie kończą
- Pff
- Więc? - zapytał wesoło, jednak dziewczyna stała się momentalnie całkowicie poważna
- Zabiłeś tamtego łowcę, prawda? - zwróciła się do niego, choć doskonale znała odpowiedź. - I wziąłeś jego krwawą perłę
- Tak - odpowiedział również stając się całkowicie poważnym. - To mi przypomniało, że mieliśmy na ten temat porozmawiać
- Na temat zabijania? - zapytała, na co odparł jedynie krótkie: "Tak". - Chciałeś mi coś powiedzieć?
- Nic, czego byś już nie wiedziała. Zabijałem - przyznał szczerze. - Zabiłem mnóstwo drapieżców, ale nie tylko ich - naszły do niego wspomnienia z dzieciństwa, okrutne jak z sennych koszmarów, ale to on i Matt zamienili spokojny sen w koszmar. - Mam na sumieniu życia różnych łowców, w tym swoich dawnych przyjaciół
- Nie zabiłeś ich ty, tylko demon - zaprzeczyła w podobny sposób, jak przed laty uczyniła to Scarlett
- Na jedno wychodzi - odparł błyskawicznie. Widmo nie pozwalało mu zapomnieć o tym zdarzeniu, ani pozwolić mu uwierzyć, że to nie była jego wina. Nawet tego nie chciał. Pragnął jedynie zapomnieć, ale przeszłość zbyt mocno się go trzymała, by mu na to pozwolić. - Wiem, że to cię przeraża - powiedział do niej, na co skuliła się w jego objęciach, jakby chcąc się skryć przed prawdą
- Czy... czy to oznacza, że ja też zabiłam tamtego łowcę z mocą wody?
- Nie
- Ale przecież... - wyrwała się i obróciła w stronę nastolatka, by spojrzeć mu prosto w oczy.
- Ty nic złego nie zrobiłaś - zapewnił ją, wpatrując się w jej drżące oczy
- Nie jestem tego taka pewna
- Alice, ty starałaś się jak mogłaś, by mnie uratować, a ja robiłem co mogłem, by go wykończyć. Jest znacząca różnica. Nie ty go zabiłaś, tylko ja - rzekł stanowczo, mając nadzieję, że przekona rozmówczynię do swych słów. Dostrzegł jednak jak opuszcza smętne spojrzenie, a jej twarz wciąż zamęczał smutek. - Alice...
- Nie zrozum mnie źle... - powiedziała po chwili, jednak słowa ciężko przechodziły jej przez gardło. Gubiła się w swoich myślach, a jeszcze większy miała problem z przekazaniem ich. Jednak czuła wciąż na sobie wyczekujące i spokojne spojrzenie szarych oczu, które zachęcało ją do kontynuowania wypowiedzi. - Ja nie mam ci za złe, tego co zrobiłeś - oznajmiła wreszcie, wnet wbił w nią wzrok z zadumą.
- Mówisz o łowcy z mocą wody?
- Mówię ogólnie. Wiem, że zabijałeś tylko wtedy, gdy musiałeś, ja po prostu...
- Nie chcesz tego - dokończył za nią. Poderwała gwałtownie na niego wzrok. - Widziałem twoje przerażone spojrzenie, gdy szedłem zabić tamtą trójkę drapieżców razem z Avril - oznajmił, na co blondynka odwróciła speszona wzrok, jakby wstydziła się tamtego zachowania
- Zrobiłeś co musiałeś. Przy skażonej perle również - oznajmiła, choć brunet miał wrażenie, że w jej słowach brakowało przekonania.
- Tak - potwierdził smętnie jej słowa
- Blaine... - mruknęła nieśmiało. - Jeśli chodzi o Selene... Jej grupa będzie próbowała nas zabić. Będziemy musieli z nimi walczyć, a ja boję się, że nie dam sobie rady - przyznała. Nastolatek momentalnie zmarkotniał uznając, że rozmówczyni doszła do takiego wniosku z jego winy
- Może to dobry powód, dla którego powinnaś zostawić mi całą tą robotę?
- Nie mogę i nawet nie chcę
- Wiem, że teraz dałem ciała, ale nie mogę ci obiecać, że sytuacja się nie powtórzy - przyznał szczerze, chociaż przyszło mu to z trudem. - Zrobię wszystko, żeby cię ochronić, ale sytuacja może mi na to nie pozwolić. Nie mogę ci już zagwarantować takiej ochrony, jaką myślałem, że będę w stanie ci zapewnić
- Nie o to mi chodzi! - wysunęła się do nastolatka gwałtownie, nie podejrzewając, że nasuną mu się takie myśli. - Blaine, jesteś idiotą - burknęła nagle, na co ten zrobił wielkie oczy
- Co?
- Głupek. Wciąż mnie ochraniasz i nawet nie zliczę ile razy uratowałeś mi życie, a to był tylko jeden incydent, w którym wszystko, co tylko mogło pójść źle, poszło źle. Dlatego przestań się tym zadręczać, bo koniec końców i tak nas uratowałeś. Wierz lub nie, ale to przy tobie czuję się bezpiecznie
- Więc w czym rzecz?
- Mogę walczyć z upiorami, ale nie wiem, czy byłabym w stanie kogokolwiek zabić
- Dlaczego to cię martwi? - wydał się naprawdę tym zaskoczony. Blondynka usiadła z powrotem i oparła się o tors rówieśnika
- Bo walka toczyć będzie się miedzy nami, a ludźmi Selene. Upiory będą już tylko dodatkową przeszkodą. Naprawdę ciężko mi przyszło zranienie tamtego łowcy, a to było jedynie skaleczenie. Wydaje mi się, że nie będę w stanie zabić człowieka
- Tak myślisz? - zapytał spokojnie
- Nie wiem. Ja... ja nie chcę zabić drugiej osoby. Nie potrafię, ja po prostu... - skurczyła się pod wpływem jego dotyku, gdy na powrót ją objął
- Uspokój się - wyczuł, jak drży. - Nie wymagam tego od ciebie. Nikt tego od ciebie nie będzie wymagać - usłyszała, ale uznała to za słodkie kłamstwo, którego nie chciała przyjąć.
- Oboje wiemy, jak wygląda nasza sytuacja - rzuciła niemal oschle. - Dojdzie do kolejnej walki, a ja nie chcę was zawieść - ani ciebie, ani pozostałych, którzy na nas liczą. Nie chcę tego, ale gdy dojdzie do walki, powinnam pomagać, a więc atakować ich. Ale jednak... Nie wiem, czy będę w stanie kogoś zamordować. Nie mogę nawet obiecać, że ich zranię - przyznała smutno, a jej głos momentami już drżał.
- Nie chcę tego - usłyszała nagle od bruneta
- Co?
- Nie chcę skazywać cię na ten los, wysyłać na tą krwawą ścieżkę. Wymiar już wystarczająco niszczy nas pod każdym względem. Zabija człowieczeństwo, wpływa na ludzi na tyle, że zabijają innych z zimną krwią. Nie chcę, żeby i ciebie tak zniszczył
- Jednak wydaje mi się to nieuniknione
- Nie chcesz nikogo zabić - rzucił krótko. - Więc niech tak pozostanie. Pozostań taką, jaką jesteś teraz
- Naprawdę? - nie dowierzała. Brunet wysunął ku niej rękę. Spojrzała na wnętrze jego dłoni, jakie jej okazał.
- Co widzisz? - zapytał spokojnie. Rozmówczyni spojrzała na niego zmieszana, po czym powróciła wzrokiem do jego ręki
- To podchwytliwe pytanie?
- Po prostu odpowiedz - uśmiechnął się lekko, choć wciąż wydawał się ponury
- Dłoń
- To wszystko?
- Chyba tak - odparła niepewnie. - O co ci chodzi?
- Ja widzę krew - powiedział smętnie, lecz z powagą. - Ciągle widzę krew na swoich rękach. Nie sposób jej zmyć. Nie chcesz, by i ciebie to spotkało, ja tym bardziej tego nie chcę - rzekł, na co rozmówczyni przejechała delikatnie opuszkami palców po jego dłoni w zastanowieniu
- Ale czy to dobre dla naszej sprawy? - zapytała smętnie i przyłożyła rękę do ręki bruneta. Uścisnął ją, zamykając ją w swej dłoni.
- Jeśli dojdzie do walki, to skupisz się na wzmacnianiu moich ataków, ewentualnie na atakowaniu, ale tylko atakowaniu, nie zabijaniu - stwierdził szybko. - Ja będę wykańczał - dodał, na co dziewczyna nie chciała się zgodzić. Z niezadowoleniem wypisanym na twarzy skryła głowę pod podbródkiem bruneta, jakby chcąc ukryć swe oburzenie
- Nie możesz brać wszystkiego na siebie - powiedziała stanowczo. Czuł jej oddech na swojej skórze - chociaż ciepły, to jej słowa same w sobie wydały się zimne.
- Mogę i to zrobię - odparł równie stanowczo. - Na moich rękach już i tak jest krew, więc doprawię je szkarłatem za mnie i za ciebie, ile tylko będzie trzeba
- Ale... - nagle brunet wplótł swoje palce, między jej, złączając ich dłonie jak wcześniej zrobili to w Wymiarze Snów.
- Zostaw to mnie - powiedział, jednak dla niej to wciąż było złe, by skazywać go na noszenie coraz większego ciężaru ludzkich żyć, jakie zostały odebrane, bo nie wierzyła, że zabijanie stało się dla niego czymś zwykłym i pozbawionym większego znaczenia. Dla niej to wciąż było czymś okropnym, do czego sama nie potrafiłaby przyłożyć bezpośrednio ręki. Walczyła sama z sobą, Jej przekonania toczyły walkę z obowiązkiem i koniecznością.
- Dlaczego się na to godzisz? - zapytała niezwykle smutno, jakby to ją obciążono tym wszystkim, a nie jego. Podniosła się, by spojrzeć mu w oczy, spodziewając się dostrzec w nich cierpienie. Wiedziała, że się tam tli, bo już je tam wiele razy dostrzegła. - Walczyć za wszystkich łowców i śniących. Walczyć samemu, by nie narażać nikogo innego. Przyjąć wszystko na siebie. Dlaczego? - Brunet drugą ręką pogładził ją po głowie, przypatrując się jej smętnie.
- Bo najwyraźniej tak musi być. Bo to najlepsze rozwiązanie
- Nie dla ciebie
- Dla wszystkich. Powinienem być w tym sam, by nikogo nie narazić - odparł beznamiętnie. - Poza tym, też w tym teraz jesteś. Też ryzykujesz w walkach w imieniu wszystkich łowców i śniących. Dlaczego się na to godzisz? - zapytał podstępnie. Blondynka usiadła, oparła plecy o jego ciało i spojrzała na ich złączone dłonie, splecione palcami.
- Żebyś nie był w tym sam... - odparła cicho. Nastolatek oparł podbródek o jej ramię wpatrując się w drugi koniec jej pokoju. W ścianę pokrytą biblioteczką wypełnioną po brzegi książkami, a po chwili dostrzegł też kota. Zwierzak momentalnie wskoczył na łóżko, przyciągając na siebie ich uwagę. - Widzisz, nawet kot nie zawsze chce być sam - skomentowała z lekkim uśmiechem. - Nikt nie chciałby być zawsze sam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz