wtorek, 16 lutego 2016

Sen siedemdziesiąty ósmy - Coś nowego

Dziewczyna znowu znalazła się w swym śnie. Noc zakończyła dzień, który pragnęła, by trwał znacznie dłużej. Na moment wręcz zapominając o tym, z czym musi się borykać po zaśnięciu, dopiero w momencie ułożenia się do snu wrócił do niej ten ciężar i wszystkie myśli. Po głębokim westchnięciu i zamknięciu oczu, ustąpiła miejsca wewnętrznej łowczyni.
Blaine zjawił się niemalże natychmiast. Wszedł cicho do pomieszczenia nastolatki, nie odezwał się słowem, nie wydobył żadnego dźwięku. Gdyby to nie był jej sen, nawet nie zdałaby sobie sprawy z jego obecności. Siedziała zwrócona do niego plecami, ale doskonale wiedziała, że właśnie się zjawił. 
- Już idę - oznajmiła rówieśnikowi, ale jeszcze się nie podniosła 
- Wszystko dobrze? - zapytał zatrzymując się w pewnej odległości od rozmówczyni 
- Tak - odrzuciła momentalnie, nie wiedząc co innego mogłaby powiedzieć. W prawdzie sama nie znała odpowiedzi na to pytanie, więc pozostało jej przytakiwanie i zapewnianie, iż dobrze sobie radzi. Było tak, gdy tego dnia rozmawiała z Grace, pozwalając sobie cieszyć się przyjaciółką i odejść troskom. Teraz musiała wrócić do drugiej strony medalu, drugiego wymiaru, jaki chciał brunetkę ściągnąć i przebudzić. 
Przez pewien czas panowało milczenie. Alice wciąż siedziała, zapominając niemal o wszystkim, zatracając się we własnych myślach. Niczym maszyna, która się zacięła, wciąż nie ruszyła, by opuścić swój sen, ale nie usłyszała żadnego głosu, który by ją pospieszał, ani nawet się o to dopominał. Dopiero w pewnej chwili dotarło do niej wypowiadane jej imię przez bruneta 
- Alice 
- Wiem - rzuciła pośpiesznie, uwalniając swoje nogi z uścisku, w jakim je trzymała przyciskając mocno do siebie 
- Chcesz dzisiaj zostać? - wykrztusił niepewnie, natychmiastowo przywołując do siebie wzrok blondynki 
- Co? - zapytała zdziwiona mając wrażenie, że źle usłyszała wypowiedziane słowa. Brunet uciekł wzrokiem w bok 
- Jeśli chcesz to dzisiaj zostań w swoim śnie - rozwinął myśl, ale zerkając na rozmówczynię dostrzegł w jej spojrzeniu małe zmieszanie, które szybko zaczęło go nurtować. - Nie możesz się rozpraszać podczas walk z upiorami - dopowiedział szybko, wsuwając dłoń w kosmyki ciemnych włosów, lekko je czochrając 
- Nie - usłyszał w końcu odpowiedź, która niemalże została wtrącona w jego zdanie. - Wszystko gra, mogę polować, tylko... Tylko daj mi chwilę - odparła z powrotem odwracając się od rozmówcy, który stał ze spokojem wyczekując, aż ta będzie gotowa ruszyć na łowy. W końcu podszedł do rówieśniczki i usiadł obok niej. 
- Powiedziałaś jej? - zapytał przełamując ciszę, a ta przytaknęła 
- Nie wszystko, ale raczej większość już wie - rzekła ze spuszczonym, ponurym spojrzeniem. - Musiałam ją w to wciągnąć, ale nie chciałam... 
- Masz okazję ją od tego wszystkiego uchronić 
- Zabijając Jokery - dokończyła za niego. - Odkąd powiedziałeś mi, że to Joker stoi za tworzeniem upiorów, to naprawdę myślałam, że trzeba go zabić. To z jego winy tyle osób umiera, ale chyba... Chyba dopiero teraz naprawdę pragnę jego śmierci - oznajmiła nieśmiało, jakby przyznawała się do wielkiej zbrodni. W jej oczach niemalże tak właśnie było. Sama była zaskoczona, iż może tak bardzo chcieć, by cel Blaine'a się udał. - Najwyraźniej twój cel stał się teraz i moim - stwierdziła zdając sobie sprawę, iż przedtem jej celem było jedynie pomaganie chłopakowi, wypełnianie swojej części obietnicy. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że była tak daleka, od prawdziwej chęci obalenia bogów snów, aż do tego momentu, kiedy faktycznie uznała to za konieczne 
- Nie ważne, czy robisz to dla siebie, konkretnej osoby, czy wszystkich ludzi. W ostateczności zabicie Jokerów pomoże każdemu 
- Więc tak na to patrzysz - spostrzegła cicho, spoglądając na bruneta kątem oka, ale brzmiało to jak pytanie 
- Wydaje mi się, że każdy ma kogoś, kogo chce chronić - spojrzał na Alice zastanawiając się, czy jego słowa będą w stanie ją jakoś uspokoić. Spotkał się z nią wzrokiem, jej niebieskie oczy wydawały się dość spokojne, a jednak przez chwilę widział je jak przeszklone, przepełnione łzami, tak jak to było wczoraj. Nie był pewien, co ma mówić. Zawsze wolał czyny od zbędnych słów. Nagle jednak nastolatka się nieznacznie uśmiechnęła, na co on spojrzał ze zdezorientowaniem 
- Byłeś zadowolony z tego, że zostałeś łowcą? - zapytała nagle, a brunet od razu wziął to za jakieś podchwytliwe pytanie. Z podejrzliwością patrzył na rozmówczynię, niepewny o co jej chodzi 
- Słucham? - rzucił sądząc, że odpowiedź jest dość oczywista 
- Gdy rozmawiałam z Avril, to powiedziała mi, że jej się ten fakt podoba. W tym miejscu nie jest bezbronna, może walczyć i działać, czego w prawdziwym świecie nie potrafi - zaczęła wracać do wspomnień, głębiej zastanawiając się nad tą myślą. - Być może wcale nie jest przeciwna zniszczeniu tego wszystkiego, ale na pewno nie jest zła, że stała się łowczynią - rzekła unosząc głowę do góry, patrząc w biel, jakby znajdowało się w tamtym miejscu niebo. Jednak nic się tam nie było poza bezkresną, jasną przestrzenią 
- A co z tobą? 
- Ja nie mam pojęcia co o tym myśleć. Nie jestem pewna, czy wolałabym być nieświadoma tego wszystkiego, co ma tutaj miejsce, czy być w to wciągnięta i starać się coś z tym zrobić bez pewności, że to się uda, tak jak ma to teraz miejsce - odparła tworząc zarys błękitu, który zaczynał stopniowo ciemnieć. Nastolatek uniósł wzrok w to samo miejsce, widząc jak wykreowane niebo zmienia się z dziennego, w nocne 
- Wolę być wolny - oznajmił po krótkiej chwili ciszy. - Łowca jest skazywany na zabijanie upiorów i tak naprawdę to pozbawiany snów. Musi spać znacznie częściej niż inni, a gdy dopada go senność, wystarczy chwila, aby porwać go do wymiaru, niezależnie czy on chce na to pozwolić, czy nie. Wszystko tutaj decyduje o tym, czy przeżyje, czy umrze. Chcę się od tego uwolnić, przy okazji uwalniając innych od upiorów - powiedział powoli się podnosząc. Stanął w końcu wyprostowany, rzucając spojrzenie na wyjście. 
- Blaine - zwróciła na siebie jego uwagę, wywołując jego imię. Z ogromną powagą wymalowaną na twarzy, pokierowała wzrok na niego. - Chcę dołączyć do Selene - oznajmiła stanowczo, po czym sama powoli się podniosła 
- Jesteś tego pewna? 
- Musimy zabić Jokery, a z pomocą Selene mamy na to większe szanse, zwłaszcza, że nawet nie wiemy jak się za to zabrać. Nie mamy pojęcia jak wkroczyć do ciemnej strefy, a zdaje się, że ona wie - odparła szybko idąc równo z chłopakiem w stronę drzwi 
- Do nowiu został nam prawie miesiąc, by się namyśleć 
- Wiem, ale na tę chwilę wydaje mi się, że nie zmienię zdania - rzuciła, po czym w końcu oboje udali się na łowy. 
- Ale to cię boli, prawda? - pytała z zainteresowaniem brunetka, idąc do szkoły razem z rówieśniczką 
- Tak 
- Przecież nie powinno, skoro tak naprawdę tam nie jesteś - burknęła 
- To nie jest proste do wytłumaczenia. Jesteś tam... duszą - oznajmiła, ale brzmiało to tak niepewnie, jakby było to pytanie. W końcu westchnęła mając wrażenie, że jeszcze chwila i zacznie ją boleć głowa od pytań Grace. - Sam umysł wystarczy, to on wpaja ci wrażenie odczuwania tego bólu 
- Nie możesz tego przerwać myśląc sobie, że to przecież tylko sen? 
- To jest zbyt realne. Poruszasz się w tamtym wymiarze jakbyś naprawdę tam była całym ciałem. Nawet po wybudzeniu się trzeba trochę odczekać, jeśli odniosło się poważniejsze rany, by umysł się uspokoił 
- Mój Boże, miałaś tak poważne rany!? 
- Nie ja - odparła widząc wielkie przejęcie i troskę jej przyjaciółki 
- I tak się teraz o ciebie ciągle boję - westchnęła 
- Dlatego nie chciałam ci mówić 
- Bez takich mi tu, wolę być świadoma tego wszystkiego. Co najwyżej wmówię sobie, że padło ci nieco na głowę i tak naprawdę nic ci nie grozi - rzekła niemal radośnie, ale jej rozmówczyni nie miała pojęcia jak to odebrać. - Ale co do tego, że drzwi nie chcą się otworzyć, a ja mogę sobie wyśnić co mi się żywnie podoba, to masz rację. Super sprawa 
- Dopóki się w pełni nie przebudzisz, to być może tak - odparła sceptycznie. Uczennica patrzyła na nią zmieszana. Widząc jej dość posępny wyraz twarzy zastanawiała się tylko, jak mu zaradzić, chociaż w głębi ukrywała fakt, że sama potrzebowała jakiegoś pocieszenia. Nawet nie tyle pocieszenia, co zapewnienia, iż Alice nic się nie stanie. 
- Mogłam sobie wyśnić co tylko chciałam, zgadnij na co padło - uśmiechnęła się chytrze 
- Ryan 
- Co!? - rzuciła z małym zdziwieniem, które pokazała dość teatralnie. - Za pierwszym razem, co z tobą? 
- Co ze mną? To ty sobie śnisz o Ryanie. W sumie nie wiem czy chcę wiedzieć, co konkretniej się działo w tym śnie... 
- Cicho - przerwała jej momentalnie, mając wrażenie, że się rumieni. - To był niewinny, piękny sen. Jak Boga kocham! - zapewniała, a blondynka nie mogła się dłużej powstrzymywać od śmiechu. - Z czego się śmiejesz, tobie się śni Blaine - zrobiła naburmuszoną minę, a ta momentalnie spojrzała na nią robiąc wielkie oczy 
- Nie śni mi się, tylko jest łowcą, tak jak ja - rzuciła podkreślając niektóre słowa 
- Jasne. Słuchaj, jestem w sekcji biologiczno-chemicznej, a ty mi mówisz, że w miejscu pełnym snów, możesz odczuwać ból, jeśli zostaniesz uderzona. Co jest ze złamaniami? 
- Złamania, odcięte kończyny i inne, to już poważniejsza sprawa. Musisz przez jakiś czas być w swoim śnie i czekać, aż twoja cielesna powłoka się zregeneruje 
- Jak już zostanę łowcą, to dokładnie się wszystkiemu przyjrzę 
- Nie wiem gdzie znajdziesz królika doświadczalnego, ale na mnie nie licz 
- Pobiegnę za jakimś królikiem, jak ty - puściła oko do rówieśniczki, która momentalnie zrobiła naburmuszoną minę. 
- Sama już spędziłam całą masę czasu na analizowaniu tego wszystkiego, a nie wiele mi z tego przyszło - odezwała się w końcu. - Wierzenia religijne, filozofię umysłu, podróże astralne, albo... 
- Religijne? Znalazłaś jakąkolwiek wiarę, wyznającą Jokera? - skomentowała sarkastycznie 
- Jasne, że nie. Jednak niektóre powiązania mogłyby się zgadzać 
- Podaj jakiś konkret 
- Wybierz sobie cokolwiek. Szukałam powiązań niemal we wszystkim i nie znajdowałam nic konkretnego, a jednak zawsze coś wydawało się zgadzać z Wymiarem Snów. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie to frustrujące. Jakby to miejsce łączyło w sobie wiele znanych nam już elementów. 
- Z biologicznego punktu widzenia bardziej mnie zastanawia jednak to twoje wrażenie przebywania tam i odczuwania tego wszystkiego 
- Może weź pod uwagę dualizm psychologiczny 
- Jasne, mów do mnie jeszcze - westchnęła zatrzymując się przed wejściem na teren placówki 
- Chyba nie muszę ci przypominać, że masz nikomu nie mówić o Wymiarze Snów, absolutnie nikomu 
- Najpierw musiałabym się jeszcze łudzić, że ktokolwiek mi w to uwierzy - rzuciła żartobliwie. - Spokojnie, milczę jak grób - dodała. Jej przyjaciółka już chciała przekroczyć próg bramy, ale ta nagle ją zatrzymała i odciągnęła nieco od przejścia 
- Coś nie tak? - wypowiedziała niepewnie, śląc brunetce pytające i zmieszane spojrzenie 
- Zanim pójdziemy, muszę ci coś powiedzieć, ale to nie jest nic pewnego - zaczęła mówić poufnym tonem. Alice nachyliła się bliżej rozmówczyni, jakby ta miała jej za chwilę wyjawić wielki sekret. - W sumie to nie wiem jak zacząć... Nie jestem pewna, czy to ma jakikolwiek związek z Wymiarem Snów - mówiła niepewnie, ale wreszcie wzięła głęboki wdech i przeszła do sedna. - Wiesz, że mojemu tacie zdarzy się coś mi napomknąć o sprawach, którymi się zajmuje, prawda? To było dawno temu, ale zajmował się sprawą pewnego starszego mężczyzny, który został zaatakowany 
- Zaatakowany? 
- Tak. Dość dziwna sprawa, bo zaatakowała go osoba, z którą był dość blisko, bez jakiegokolwiek powodu. To była próba zabójstwa. Mężczyzna odniósł kilka obrażeń, ale udało mu się ujść z życiem. Znalazła się osoba, która w porę zareagowała i zainterweniowała. - oznajmiła i rzuciła krótkie spojrzenie dookoła, jakby sprawdzając, czy nikt nie nasłuchuje tej rozmowy. Raz jeszcze pociągnęła blondynkę, oddalając się na większą odległość od wejścia. - Mój tata go przesłuchiwał. Wspominał to jak rozmowę z jakimś wariatem, tak z grubsza 
- Dlaczego? 
- To definitywnie był zamach na jego życie, a jednak on powiedział, że to nie była wina napastnika 
- Bronił go? - rzuciła z niedowierzaniem 
- Twierdził, że napastnik został opętany przez upiora, który zstąpił z ciemności w nasze jasne miejsce - oznajmiła zachodząc w głowę nad odpowiednim doborem słów, które już poprzedniego wieczoru starała się dokładnie odtworzyć. - Powiedział: "Nie jest przebudzony, by móc walczyć z pomiotami czerwonego pana" - dokończyła, a uczennica zbliżyła się do niej gwałtownie, patrząc jej w oczy w wielkim szoku 
- Jesteś pewna, że właśnie tak powiedział? 
- Rzuciłam okiem na kilka starych notatek taty i wydaje mi się, że właśnie tak to było - powiedziała nieśmiało. Wiedziała, że w Wymiarze Snów Joker jest uznawany za boga. Alice jej jednak nie wspomniała, że tak naprawdę jest ich trójka, a każdy o innym kolorze. Mimo to, z tego co brunetka powiedziała, wynika, że czerwony Joker odpowiada za pojawianie się upiorów. Uderzyło to niebieskooką jak grom z jasnego nieba. 
- Kto to był? 
- Tu się zaczynają schody. Widzisz, pamiętałam jak mój tata mówił mi o tej sprawie, nazywając tamtą ofiarę jakimś wariatem i takie tam. Jednak jeśli chcę zdobyć jego dane osobowe... no cóż, musiałabym mieć dostęp do akt 
- Na pewno nie pamiętasz jak on ma na imię? 
- Najpierw chcę wiedzieć, co masz zamiar z tym zrobić - rzuciła stanowczo, odsuwając się nieco od rozmówczyni 
- Jak to co? Może wie coś, czego ja i Blaine nie wiemy. Musimy jakoś do niego dotrzeć 
- Samo imię nic ci nie da, już sprawdzałam. Nigdzie nie ma jego zdjęcia, ani jakichkolwiek danych. Nawet o tej próbie zabójstwa było tyle, co nic 
- Grace, muszę z nim porozmawiać - powiedziała stanowczo i dość doniośle 
- Nawet nie wiem, czy on ma jakiś związek z Wymiarem Snów 
- Ale ja wiem, że ma - wtrąciła momentalnie. Grace była pełna zdumienia, widząc wielką determinację i pewność u blondynki. Westchnęła zrezygnowana czując, że po wszystkim będzie na siebie zła, za to, co ma zamiar zrobić 
- Gdy tylko będę mieć okazję, spróbuję jakoś się dostać do akt, ale nie wiem kiedy taki moment nadejdzie 
- Naprawdę!? - zapytała podekscytowana z błyskiem w oku. - Zrobisz to dla mnie? 
- Dla ciebie wszystko, milady - rzuciła imitując męski głos i uchylając się nieco jakby w pokłonie. - Jednak uzbrój się w cierpliwość. Naprawdę nie mam pojęcia, kiedy będę miała szansę się tak włamać i pomyszkować - dodała wskazując blondynkę placem, jakby było to ostrzeżenie, ale nagle ta uwiesiła się na jej szyi 
- Dzięki - krzyknęła przytulając rówieśniczkę. Być może dla brunetki to wiele nie znaczyło, ale dla Alice każda informacja była na wagę złota. Zwłaszcza, gdy niedługo przyjdzie jej zadecydować o tym, czy powierzy swoje życie obcej kobiecie, byle tylko zabić Jokery. Ile mężczyzna mógłby wiedzieć? Ze słów Grace mogła wyczytać informację odnoszącą się do stref. Wiedział również, że upiory są wysyłane przez Jokery, a konkretniej przez czerwonego. To była tylko optymistyczna myśl, ale brała pod uwagę nawet to, iż być może ta osoba będzie znać jakiś sposób, aby zatrzymać przebudzanie. Nawet jeśli nie, to wystarczy, jeśli będzie dysponować jakimikolwiek znaczącymi informacjami. Łowczyni stale czuła, że czasu jest coraz mniej, ale ta wiadomość dodała jej nieco otuchy. Wciągnięte całkowicie przez rozmowę dziewczyny, nawet nie zdały sobie sprawy jak późno się zrobiło. Migiem ruszyły wreszcie do szkoły. 
Dopiero gdy zbliżały się zajęcia teatralne, uczennica zaczęła trochę żałować, że nie dowiedziała się o tym mężczyźnie nieco później. Teraz nie mogła uwolnić myśli od słów Grace, a wiedziała, iż zaraz po lunchu będzie musiała się skupić na grze. Opuściła przebieralnie powoli udając się korytarzem w stronę stołówki, aż niespodziewanie ujrzała Blaine'a, który energicznie ją minął, opuszczając zaplecze. 
- Blaine! - zawołała za nim sprawiając, że ten się zatrzymał. Brunet stanął z rękoma schowanymi w kieszeni. Ciemny plecak, który miał zarzucony na jedno ramię, niemalże już spadł, gdy obrócił się w stronę blondynki. Żwawo podeszła do niego uradowana, że tak szybko uda jej się przekazać wieści, jakie zdobyła od przyjaciółki. 
- Hej - rzucił krótko w geście przywitania. - Widzę, że już humor dopisuje - spostrzegł widząc zdobiący twarz nastolatki szeroki uśmiech. 
- Można tak powiedzieć. Mam ci coś ważnego do powiedzenia - oznajmiła energicznie 
- To bardzo ważne, czy może zaczekać? - zapytał, ale już po chwili rozległ się męski głos, który również wołał imię bruneta. Spojrzał ze znudzeniem na zbliżającą się dwójkę chłopaków. 
- Rozumiem, że jesteś zajęty - rzuciła przenosząc wzrok, tak jak on to zrobił. Ujrzała niskiego blondyna w towarzystwie Larry'ego 
- Blaine, nie możesz od tak sobie wyjść - rzucił pośpiesznie rudowłosy nastolatek 
- Tak? To patrz - odparł odwracając się, ale ten nagle złapał go za ramię 
- Zwolniono tylko James'a - wtrącił nieśmiało Jimmy 
- To co? - rzucił spokojnie, spoglądając na chłopaków zza ramienia, podczas gdy Alice poczuła się jak duch 
- Nie wiem ile jeszcze razy przymkną oko na twoje nagłe wychodzenie ze szkoły - parsknął zabierając rękę 
- Przecież ostatnio się nie zrywałem - westchnął odwracając się przodem do rozmówców 
- Conor się zdenerwuje... - stwierdził blondyn nieśmiało, a chłopak uśmiechnął się chytrze 
- Tak się składa, że kupiłem coś specjalnie dla niego 
- Naprawdę? - zapytał zaskoczony 
- Tak. Kupiłem mu, żeby się tak nie denerwował - oznajmił sięgając do kieszeni plecaka. Po chwili wyjął niewielkie, jeszcze nie otwarte pudełko, które rzucił Larry'emu. Bez problemu złapał przedmiot i dokładniej mu się przyjrzał 
- Tabletki uspokajające!? 
- Powiedz mu, że może je łykać jak witaminki - dodał powoli już odchodząc coraz szybszym krokiem 
- Blaine, zaczekaj! - krzyknął za nim i pobiegł, a Alice stanęła jak wryta, zastanawiając się nad tym, co właśnie miało miejsce. Dopiero po chwili się otrząsnęła i spojrzała na zdezorientowanego blondyna, który zdawał się nie wiedzieć, co ma ze sobą zrobić. 
- Hej - zwróciła się do niego, a on podskoczył jak oparzony, jak gdyby nie zdając sobie wcześniej sprawy z obecności nastolatki 
- T...tak? 
- Mam na imię Alice - przedstawiła się szybko. - Jestem znajomą Blaine'a i James'a... możesz mi powiedzieć o co chodzi? - zapytała z życzliwym uśmiechem 
- Był jakiś ważny telefon do James'a, po którym od razu wyszedł. Blaine nie mógł, bo trwała lekcja - powiedział nieśmiało, ze spuszczonym spojrzeniem, które unosił niewinnie tylko co jakiś czas. - Trener kazał mi, Larry'emu i Blaine'owi zgłosić się do niego na przerwie. Mieliśmy to Blaine'owi przekazać, a on powiedział, że już wychodzi ze szkoły. Dopiero po czasie Larry zmusił go, żeby poszedł z nami. Jednak i tak uparł się, żeby pójść z James'em. Poszliśmy za nim, żeby go jakoś zatrzymać, bo znowu będzie wielka kłótnia z Conorem, ale... 
- Nie udało się - dokończyła za niego, a ten przytaknął. - No cóż, dzięki. Mam nadzieję, że jednak tak źle nie będzie - powiedziała z lekkim uśmiechem, chociaż wątpiła w swoje słowa. Chłopak odwzajemnił uśmiech i pobiegł wzdłuż korytarza, a nastolatka wyjęła telefon. Próba dodzwonienia się do któregokolwiek z chłopaków okazała się porażką. Miała tylko nadzieję, że nic poważnego nie stało się mamie ciemnowłosego nastolatka. 
Wszyscy weszli do sali teatralnej, rozsiadając się w składanych fotelach. Pomieszczenie wyglądało niemalże jakby był to prawdziwy teatr. Wszystko było zadbane, sprawiające wrażenie nowego. Rozciągające się rzędy miejsc siedzących o ciemnej tonacji, były bardzo liczne. Uczniowie zajęli kilka z nich, a niektórzy wskoczyli żwawo na dużą scenę, na której było jeszcze kilka dekoracji z poprzedniej sztuki. Za ciężkimi, bordowymi zasłonami chowało się kilkoro nastolatków, przebierających w strojach. Spóźniony nauczyciel wszedł wreszcie do sali z grubym plikiem kartek w dłoni. 
- Proszę o uwagę moi aktorzy! - zwołał wszystkich jednym, donośnym brzmieniem swego głosu. - Nie śpij, Eric - szturchnął lekko kartkami chłopaka, który planował sobie uciąć drzemkę w wygodnym miejscu na widowni. Momentalnie zerwał się na równe nogi i zaczął iść w stronę rówieśników. - Margaret zostaw to i chodź - zawołał inną osobę. W końcu dotarł tuż pod scenę. - Ekipa na górze, proszę zniżyć się do naszego poziomu - uderzył dłonią o deski, a niektórzy już zaczęli schodzić na dół 
- To nie pan mówił, że powinnyśmy wspinać się coraz wyżej? - skomentował dumnie Ben, siadając na krańcu sceny, tuż obok mężczyzny 
- Mówiłem i podtrzymuję te słowa, ale musisz zrozumieć, że nie lubię mieć nikogo nad sobą. Ruchy, ruchy, piętro niżej - rzucił, a ten niechętnie zeskoczył na dół i stanął wśród innych, w niewielkim tłumie zebranym przed Williamem 
- Nigdy? - zapytała inna osoba, z zadziornym uśmiechem 
- Ma się rozumieć, że są pewne wyjątki, ale was one nie dotyczą - odparł z dumnie uniesioną głową. W końcu Alice i Tosha przerwały rozmowę i także zbliżyły się do nauczycielka. - Moi drodzy, niedawno zakończyliśmy sztukę i nadszedł czas, aby zabrać się za kolejną. Przez długi czas zastanawiałem się, co moglibyśmy wystawić, aż wreszcie mam! Po wielu godzinach, dniach, a wręcz nawet tygodniach dokonałem tego - mówił patetycznie i tryumfalnie, sporo przy tym gestykulując. Wreszcie wspiął się na scenę. - W tych oto rękach mam wspaniałe dzieło, które wystawimy! - oznajmił trzymając scenariusz niczym Rafiki młodego lwa z bajki Disneya. Stał tak do momentu, aż usłyszał brawa. Już na pierwszych zajęciach William ogłaszał swym uczniom, że nie chce na swoich lekcjach sztywnej atmosfery. Pragnął, by każdy się dobrze bawił na tych zajęciach. Wygłupy i zabawa miały przyświecać doskonaleniu swych umiejętności aktorskich. Na początku jednak uczniowie nie sądzili, że mężczyzna również zastosowuje się do tych zasad. Na chwilę obecną byli już jednak przyzwyczajeni do szalonych poczynań swojego nauczyciela. Niespodziewanie jedna osoba przerwała klaskanie i uniosła jedną rękę ku górze. 
- Tak? - zwrócił się do mulatki udzielając jej głosu 
- Miałam panu przekazać coś ważnego 
- Co takiego? - zapytał prostując się i poprawiając swój krawat 
- Pani Berkowitz zaraz tu przyjdzie - oznajmiła z szerokim, jakby wrednym uśmiechem. Mężczyzna przykucnął mając wrażenie, iż nie dosłyszał 
- Słucham? Powtórz no mi szybko 
- Pani Berkowitz zaraz tu będzie. Ma jakąś sprawę do pana - powtórzyła. William pogładził się po brodzie, przejeżdżając palcami po niewielkim zaroście. Nagle wstał z powagą na twarzy, co zapoczątkowało chwilę grobowej ciszy 
- W takim razie mnie nie ma - oznajmił i szybkim krokiem poszedł schować się za zasłonę 
- Jak to pana nie ma? Proszę pana, tak nie można! 
- Tutaj nikogo nie ma - rozległo się melodyjnie 
- Jeśli się z panem nie spotka, to będzie chciała rozmawiać z nami - Tosha skrzyżowała ręce na piersiach, wiedząc, że te słowa wystarczą, może nie Williamowi, ale reszcie klasy. Uczniowie spojrzeli po sobie 
- Jak to z nami... 
- Chłopaki, wiecie co robić - oznajmiła tryumfalnie Annie. - Wyciągnąć go stamtąd! - rzuciła jak generał wojskowy, a ci ruszyli w okrzyku wspinając się na scenę. Przez te wrzaski przebił się dopiero basowy, gruby głos historyczki 
- Cisza! - krzyknęła powoli się zbliżając i skutecznie przerywając ówcześnie panującą wrzawę. - Gdzie pan William? - warknęła, a mężczyzna wychylił lekko głowę zza kurtyny 
- Tutaj... - wymamrotał 
- Proszę do mnie na słowo - burknęła poprawiając okulary, a ten niechętnie ruszył do niej. Po kilku krokach szedł już wyprostowany, naciągnięty sztywno jak struna 
- To wielka przyjemność móc się z panią zobaczyć - zaczął grać wyciągając dłoń w stronę kobiety. Ta jednak spojrzała na ten gest, ale nie odpowiedziała na niego. Jedynie poprawiła raz jeszcze swoje okulary. Zmieszany zabrał z powrotem swoją rękę ściskając mocniej scenariusz 
- Nie mam czasu, proszę pana. Słyszał pan o projekcie, w jakim nasza szkoła bierze udział? 
- O ojcach założycielach? 
- Zgadza się. Chcę, żeby pańska grupa w dzień tego wydarzenia odegrała małe przedstawienie, poświęcone właśnie temu tematowi - oznajmiła stanowczo. Brunet uśmiechnął się nieznacznie i uniósł scenariusz 
- Z miłą chęcią byśmy to uczynili, ale już zajęliśmy się inną sztuką - rzekł, aż nagle kobieta wyjęła z teczki plik kartek i upuściła je na te, które trzymał w dłoniach jej rozmówca 
- W takim razie odłóżcie ją na później, a w tej chwili zajmijcie się tym - rozporządziła nie dopuszczając do siebie sprzeciwu. Już miał on nadejść, ale momentalne posłanie niezwykle srogiego spojrzenia, zamknęło usta nauczycielowi. - Dziękuję w imieniu szkoły, niedługo zjawię się na jedną z waszych prób, zobaczyć jak się sprawy mają - dodała pewnie i przebierając dość szybko krótkimi nogami opuściła pomieszczenie 
- I co teraz? - zapytała Alice podchodząc do oszołomionego mężczyzny 
- Tak nie może być! Tyle ciężkiej pracy 
- Nie może jej pan odmówić? - zapytał ktoś inny, przykuwając spojrzenia kilku osób 
- Cóż... W takim razie dzisiaj przejrzymy... to - powiedział spoglądając z odrazą na scenariusz od Berkowitz. - I zobaczymy jak to wygląda. Przećwiczymy kilka scen i zobaczymy co dalej - westchnął zrezygnowany. - Podejrzewam, że dyrektor też jest wielce oddany temu projektowi, skoro się na to godzi, by tyle zajęć było przeznaczanych specjalnie na to wydarzenie, więc nie powinniśmy dyskutować 
- Więc jednak o ojcach założycielach? 
- To nie fair! - warknęła nagle Annie. - W takim wydaniu na pewno nie zagram głównej roli. W ogóle dziewczyny niewiele będą robić 
- Będą z was przepiękne, przecudne dekoracje - zażartował 
- Krzak numer jeden i krzak numer dwa - skomentował Ben czując na sobie srogie spojrzenie nastolatki 
- Słuchajcie, wiele nauczycieli poświęciło się, by wspomóc projekt, więc my też powinniśmy coś dać od siebie. Sekcja teatralna nie będzie w tyle, musimy zalśnić i dać popalić innym szkołom! - powiedział podniośle. - Miejmy tylko nadzieję, że to nie będzie trwać długo, a scenariusz nie będzie najgorszy - dodał już znacznie ciszej. Alice westchnęła, dość sceptycznie do tego wszystkiego nastawiona. Nagle jednak poczuła jak w kieszeni jej spodni zaczyna wibrować telefon. Czym prędzej po niego sięgnęła od razu odbierając, nie bacząc na to, iż trwają zajęcia. Odsunęła się jedynie na pewną odległość od grupki osób. 
- Blaine, gdzie jesteś? - zapytała z przejęciem 
- W szpitalu. Słuchaj, to co miałaś mi powiedzieć, może zaczekać? Nie mam teraz zbytnio czasu 
- Daj z tym spokój - odparła momentalnie. - Dzwoniłam zapytać co się stało. Tamten chłopak powiedział mi, że poszedłeś za James'em 
- Ale gaduła - westchnął. - Dzwonili do niego, żeby szybko stawił się w szpitalu 
- Chodzi o jego mamę, prawda? Co z nią? 
- Jej stan powoli wraca do normy, ale nie jest z nią najlepiej - powiedział dość ponuro i poważnie. - Porozmawiamy wieczorem
- Dobra - odparła posępnie mając wrażenie, że ilekroć pozwoli, by jej humor się poprawił, to  coś skutecznie stara się to zniszczyć. Słyszała już tylko dźwięk zakończonego połączenia. Spojrzała bez wyrazu na urządzenie, nie wiedząc co ma myśleć. Stale zachodzące zmiany i nowości, a co drugą było coś, co chciało przypomnieć, iż życie to nie bajka, a dla niektórych może być ono wręcz koszmarem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine