środa, 8 lipca 2015

Sen czterdziesty - Po grze

Drużyny zmieniły połowy boiska, a wkrótce po tym gra została wznowiona. Drużyna niebieskich szybko straciła piłkę, ale obrona jeszcze szybciej zdołała ją odzyskać. Zgodnie z wcześniejszym ustaleniem zawodnicy drużyny niebieskiej przyjmując podanie jednocześnie sami podawali kolejnej osobie. Piłka była nieustannie przy innym chłopaku, ale obrona zielonych starała się zatrzymać ten łańcuch podań. Granie z pierwszej piłki mimo to wydawało się być całkiem efektywne. Blaine podał szybko do blondyna, który już stał niedaleko bramki, po czym od razu oddał strzał. Bramkarzowi ledwo udało się odbić piłkę. Conor prychnął zirytowany i razem z drugim napastnikiem zaczął się cofać na drugą stronę. Jednak po tym ponownie udało się ich drużynie przejąć piłkę i zdobyć okazję do oddania strzału. Ponownie niebieskooki biegł na bramkę. W momencie kopnięcia zjawił się obrońca z drużyny zielonych, który momentalnie wybił mu piłkę z pod nóg robiąc szybki wślizg. Blaine z chytrym uśmiechem ruszył w róg boiska. Wszyscy wytężyli wzrok.
- Dośrodkowanie w pole karne i... - skomentowała Sharon z błyskiem w oku. Brunet podał wysoką piłkę przed bramkę, gdzie skupiła się cała masa zawodników. Wyskoczył po nią Conor i wrzucił piłkę w siatkę. - Gol! - dokończyła dumnie, a osoby na trybunach głośno zaczęły klaskać i krzyczeć radośnie. Wynik już wynosił cztery do trzech dla gospodarzy, którzy czym prędzej wrócili do obrony. Wszyscy piłkarze szkolni stawali się coraz bardziej zmęczeni. Pogoda jednak nie ulegała zmianie, chociaż powoli robiło się ciemniej. Druga połowa trwała w najlepsze. Obie drużyny zaciekle walczyły o każdy punkt. W końcu zieloni przedarli się do ataku. James błyskawicznie zareagował przechwytując kolejny raz piłkę od rywala. Jednak w momencie podania jej zjawił się kolejny zawodnik. Napastnik z numerem jedenastym przerwał podanie w połowie drogi piłki do celu i zaczął biec przed siebie. Jeden z zawodników blokował nieco ruchy numerowi trzy, ale pozostała dwójka z obrony nie dawała za wygraną. Jednak Larry wykopał ją poza własną bramkę. Kolejny rzut rożny. Wszyscy zebrali się w pobliżu Jimmy'ego. Do wykonania podania ruszył kapitan drużyny zielonych. Kopnął ją w stronę bramki dość wysoko. Jedenastka zaczęła biec w stronę bramki, przy ty wyskakując do góry. Nastolatek chciał wykonać dośrodkowanie główką, ale podanie było wykonane zbyt wysoko. Z rozbiegu wbiegł w bramkę, prawie w jasnowłosego chłopaka, który z przerażenia zaczął piszczeć. Rudowłosy zawodnik chwycił się siatki i zdenerwowany faktem, iż nie zdobyli punktu, rzucił groźne spojrzenie na kompana.
- Idź... Idź mi stąd! - krzyknął w panice Jimmy, w którego chłopak wbił chłodne spojrzenie, w wyniku którego przeszedł blondyna dreszcz. Błyskawicznie napastnik wrócił na swoją pozycję razem z pozostałymi chłopakami. Podbiegł jeszcze na chwilę do kapitana zirytowany
- Ciężko teraz cokolwiek zrobić - rzucił
- Musimy wyrównać wynik. Później ci powiem co dalej - odparł momentalnie. Wykonanie tego zadania jednak do prostych nie należało. Przez długi czas gospodarze nie dawali strzelić gola rywalom, a wszelkie oddane już przez nich strzały nie dawały skutku dzięki dobrej obronie bramkarza, który mimo przerażenia, które towarzyszyło mu na każdym meczu, dawał z siebie wszystko i odpierał większość ataków. Jeden z zawodników zielonych był przy piłce. W dość krótkim czasie dogonił go Conor, który starał się przejąć piłkę. Niespodziewanie ten przewrócił się udając, iż został sfaulowany. Chłopak uniósł ręce ku górze i odsunął się od niego. Sędzia jednak nie uznał faulu, ale piłka wybita z autu miała zostać przez drużynę gości. Gra trwała i zaczynała się zawodnikom coraz bardziej dłużyć. Niebiescy postanowili skupić się na defensywie i do końca meczu po prostu utrzymać tą przewagę. Jednak niesportowe zagrania przeciwników ponownie dały o sobie znać. Biegnąc w zwartym szyku sędzia niewiele mógł dostrzec w przepychance na stronie niebieskich. Nagle udało się im wyprowadzić piłkę do napastnika wysuniętego z drugiej strony, który oddał strzał na bramkę i zdobył gola ponownie doprowadzając do remisu. Kolejne wymiany strzałów kończące się niepowodzeniem trwały dość długo. Do końca meczu zostawało coraz mniej czasu.
- No dalej - mruknęła niebieskooka trzymając kciuki
- Mogłam im załatwić jakieś talizmany na szczęście - rzuciła ponuro czarnowłosa
- Mówiłam ci, że nie każdy tak jak ty wierzy... we wszystko - wtrąciła Zoey, a niebieskim udało się przejąć piłkę. W tych ostatnich minutach musieli z całych sił strzelić gola, a zieloni do tego nie dopuścić. Conor przy piłce ukradkiem otrzymał cios łokciem od przeciwnika, który biegł tuż obok niego. Pośpiesznie podał piłkę do siódemki. Chłopak przyjął piłkę. Chcąc uciec od przeciwników znalazł już się w polu karnym gotowy do oddania strzału, kiedy nagle przeciwnik wjechał wślizgiem uderzając mocno podeszwą buta, o nogę chłopaka. Ten przewrócił się momentalnie. Sędzia wbijał wzrok w zastanowieniu
- Sharon... - odezwała się blondynka, która ponownie zerwała się na równe nogi. Uczennica o karmelowych oczach spojrzała na nią pytająco. - Był faul? - zapytała z pełną powagą
- Tak - odparła bez chwili zastanowienia, pewna swoich słów. Blondynka wzięła głęboki wdech i po chwili krzyknęła jak najgłośniej: "Faul". Zoey i Grace spojrzały na nią robiąc wielkie oczy. Ta jednak spoglądała srogo na mężczyznę z gwizdkiem w ustach. Po chwili przyznał drużynie niebieskich rzut karny. Blaine leżał na ziemi i ponownie podszedł do niego Conor
- Jeśli jeszcze raz wyląduję przez nich na ziemi, to im nogi z dupy powyrywam... - warknął spoglądając w niebo po czym zaczął się podnosić
- Dasz radę strzelić?
- Tak. Nie dam tym idiotom wygrać - rzucił srogo ustawiając się do oddania strzału. Napięcie było ogromne, a atmosfera powoli nie do wytrzymania. W tej ostatniej chwili meczu chłopak stanął przed piłką nieco wyciszając się.
- Dawaj Blaine, zdobądź ten punkt! - krzyknęła blondynka wychylając się do przodu. Brunet spojrzał na nią zdezorientowany.
- Alice, nie poznaję cię - zaśmiała się Zoey
- Dokładnie Blaine, zdobądź punkt! - podniosła się nagle Grace, a niebieskooka uśmiechnęła się szeroko. - Zdobądź go dla Alice - dodała, a ta rzuciła się na nią zasłaniając jej usta
- Boże, Grace! Co ty pleciesz
- Dla Alice! - wtrąciła niespodziewanie rudowłosa
- Ty też przeciwko mnie! - burknęła zirytowana. Chłopak zaśmiał się pod nosem i spojrzał spokojnie na bramkę. Wziął rozbieg. Kilka sekund dłużących się jak nigdy dotąd. Oddał w końcu strzał w okienko. Idealne trafienie, dzięki któremu niebiescy zdobyli punkt. Do końca zostało już tylko kilka minut, do końca których gospodarze grali tak defensywnie, jak tylko mogli. Spotkanie zakończyło się z wynikiem pięć do czterech dla drużyny niebieskiej. Z zadowoleniem mogli odetchnąć, a nastolatkowie w zielono-białych strojach pożegnać się z tegorocznym turniejem jesiennym. Wszyscy zawodnicy uścisnęli sobie dłoń, jednak niekoniecznie szło to w parze z serdecznym uśmiechem.
- Jesteście okropne - mruknęła cicho blondynka ze spuszczoną głową
- Daj spokój, pewnie nas nie słyszał - zaśmiała się Grace
- To Blaine, więc zakładam, że nawet jeśli, to pewnie puściłby to mimo uszu
- Ci ludzie dookoła... - mówiła dalej
- Pewnie gorsze plotki słyszeli na ten temat - rzuciła rudowłosa
- To miało mnie pocieszyć!? - odparła poddenerwowana
- Podobno ktoś słyszał, jak mówiłaś do Blaine'a, że spotkacie się w nocy - powiedziała, a ta zrobiła wielkie oczy
- C...c.. co!? - odezwała się zszokowana, a Grace wybuchnęła tak głośnym śmiechem, że osoby niedaleko niej, aż się wystraszyły i nieco odsunęły.
- Umrę ze śmiechu. Alice, ty kocico - rzuciła dalej się śmiejąc, a blondynka schowała twarz w dłoniach
- Kiedy moje życie się tak wywróciło do góry nogami? - zapytała załamana samą siebie
- Wolałaś łatkę kujonki? - wtrąciła Zoey
- Dobra, koniec tematu - wstała w końcu niebieskooka, a dziewczyny zaraz za nią. Wszystkie zaczęły iść w stronę stoisk po drodze jeszcze trochę dokuczając przyjaciółce. Zatrzymały się na chwilę przy stoiskach z piciem i przekąskami. Robiło się coraz ciemniej, a wiatr się powoli wzmagał. Mimo to niebo nadal przykryte było tylko kilkoma chmurami i nie zanosiło się na deszcz.
- Przypomniało mi się, że miałam o coś zapytać Blaine'a - odezwała się po jakimś czasie dziewczyna, a pozostałe posłały jej zadziorne spojrzenia
- Dobra, dobra. Ja i Sharon już się zbieramy bo zaraz będzie wieczór. Tylko się nie włócz sama po zmroku - rzuciła nastolatka o szafirowych oczach oddalając się razem z przyjaciółką.
- Ja spróbuję załagodzić sprawę ze zniszczeniem rzeźby
- Powodzenia - odparła. - Zobaczymy się jutro - pożegnała się i ruszyła z powrotem w stronę boiska. Minęła drużynę, z którą przed chwilą reprezentacja jej szkoły miała mecz. Wychodzili zwartą gromadą z szatni udając się w stronę wyjścia. Ta nie chcąc nawiązywać z nimi kontaktu wzrokowego spuściła głowę w dół i przyśpieszyła kroku.
Conor ze swoją drużyną zaczęli powoli opuszczać drugą szatnie. Blondyn spojrzał na zegarek, a potem rzucił okiem na okolicę. Po chwili wyszedł również Blaine
- Blaine twoja kolej, by pozbierać piłki - rzucił nim ten zdążył zrobić więcej niż dwa kroki
- Co znowu? Jak to moja kolej?
- Wczoraj cię nie było cały dzień, a po każdym meczu gospodarze powinni doprowadzić boisko do ładu i ogarnąć sprzęt sportowy. Teraz twoja kolej
- Żartujesz? - burknął zirytowany
- Do roboty, sporo tego zostało po rozgrzewce - odparł i zaczął iść w stronę wyjścia. - I ma to być zrobione - dodał znikając po chwili wśród tłumu. James oparty o ścianę szatni spojrzał na przyjaciela ponuro
- No to cię wrobił - rzucił, a szarooki spojrzał na niego srogo
- Co za... - parsknął pod nosem
- Wiesz pomógłbym ci nawet, ale mojej mamie się pogorszyło. Chyba będzie trzeba ją znowu zabrać do szpitala - wyjaśnił niepewnie
- Idź, sam sobie poradzę
- Na pewno? Trochę tego jest...
- Zjeżdżaj, długo mi to nie zajmie - odparł momentalnie, a ten uśmiechnął się w podzięce i szybko pobiegł w stronę wyjścia. Po drodze minął Alice, przy której zatrzymał się na chwilę
- O James, dobry mecz - powiedziała z życzliwym uśmiechem trzymając w dłoni butelkę picia, a w drugiej papierową torebkę z jedzeniem
- Dzięki, chociaż ja jakoś wybitnie nie gram - rzekł skromnie
- Żartujesz? Nie znam się zbytnio na piłce nożnej, ale przejmowałeś większość piłek - odparła radośnie i energicznie
- Daj spokój, bo się zarumienię - powiedział żartobliwie. - Dokąd się wybierasz? Do Blaine'a?
- Tak, chciałam go o coś zapytać przed meczem, ale że przyszedł dopiero na rozgrzewkę to nie było kiedy - odpowiedziała niepewnie
- Conor kazał mu zebrać piłki, więc raczej nie ucieknie z boiska za szybko - rzucił. - Ja niestety nie mam jak mu pomóc bo mam coś do załatwienia
- W takim razie, do jutra - pożegnała się, a ten jej pomachał i pognał w stronę bramy.
Szarooki rzucił znudzone spojrzenie na sprzęt sportowy i zabluźnił pod nosem. Przeciągnął się, a po tym podrapał się po głowie próbując zebrać siły i chęci na to zadanie.
- Słyszałam, że masz zbierać piłki - rozległ się dziewczęcy głos, a chłopak odwrócił się za nim
- Ten kretyn mnie w to wrobił - burknął, a blondynka szła w jego stronę
- Tak w ogóle to gratuluje wygranej - rzuciła nieśmiało, ale on mruknął jedynie. - Dużo słyszałeś z trybun
- Nie bardzo - odparł, a ta odetchnęła
- Chciałam cię zapytać, czy dziś też mam iść sama polować na upiora - rzuciła po chwili, tymczasem on chwycił siatkę i ruszył w stronę piłek. Nastolatka ruszyła za nim czekając na odpowiedź
- Skoro ostatnio dałaś sobie radę... - zaczął mówić w zastanowieniu. - Ale tak jak mówiłem, masz unikać tamtego łowcy - dodał wrzucając piłki do siatki, a niebieskooka położyła rzeczy na pobliskiej ławce.
- Wiem, wiem - odparła schylając się i biorąc piłkę, którą również wrzuciła do siatki. Chłopak spojrzał na nią unosząc brew. - Razem się szybciej uwiniemy, no nie? - odparła po chwili
- Nie wolisz iść do domu? - zapytał od niechcenia
- Nikt nie zauważy jeśli wrócę później niż zwykle - odparła spokojnie wpatrując się w kolejne piłki i wkładając je do siatki. Na te slowa brunet wbił w rozmówczynię na krótką chwilę spojrzenie nieco zamyślony. W milczeniu oboje sprzątali powoli boisko ze sprzętu sportowego zapełniając już drugą siatkę piłkami. Nastał wieczór, a na terenie placówki nie było już prawie nikogo. W końcu wszystkie piłki zostały zebrane i pozostało je tylko zanieść do magazynu. Niebieskooka chwycił za ciężką siatkę, ale szarooki złapał ją i podniósł
- Zaniosę - powiedział spokojnie po czym chwycił również drugą siatkę i udał się w stronę niewielkiego budynku, a Alice usiadła na ławce czekając na jego powrót. Chwyciła za torebkę z ciasteczkami, które kupiła na jednym ze stoisk, a wkrótce po tym wrócił do niej Blaine.
- Chyba wszystko - stwierdził biorąc z ławki swoją kamizelkę
- Jesteś głodny? - zapytała wysuwając w jego stronę papierową torebkę. Spojrzał na nią podejrzliwie, ale w końcu wziął kilka ciastek
- Idziesz? - zapytał odwracając się, a ta wstała i wyrównała z nastolatkiem krok.
- Jeśli chcesz to bierz, ja już nie jestem głodna - powiedziała po pewnym czasie. Spojrzał na nią kątem oka
- Bardziej chce mi się pić - oznajmił
- Nie miałeś picia? - zdziwiła się. - No tak, wylał na siebie - pomyślała, a wnet ten wziął jej butelkę i zaczął z niej pić. - Blaine, czekaj - odezwała się lekko zszokowana
- Co? - zapytał zmieszany
- Piłam z tej butelki... - mruknęła cicho
- No i? - odparł po czym wziął jeszcze łyka i oddał napój rówieśniczce. - Wszystkiego nie wypiłem, więc jak chcesz to pij - dodał następnie jedząc ciasteczka. Ta niepewnie spojrzała na niego, w końcu jednak postanowiła się napić. Oboje znajdowali się już w mieście. Wszędzie rozpalone zostały światła. Bilbordy i sklepy biły blaskiem, a uliczne latarnie oświetlały drogę. Mimo późnej pory wciąż sporo osób przechadzało się chodnikiem.
- Nic ci nie jest? Chodzi mi o te faule - odezwała się po dłuższym czasie wędrówki
- Nie, to nic takiego - odparł, a ta się zaśmiała cicho. Chłopak spojrzał na nią pytająco
- Coś czułam, że tak odpowiesz - wyjaśniła widząc jego małe zakłopotanie. W końcu dotarli do zakrętu, prowadzącego do domu chłopaka. Mimo to brunet nie zatrzymał się i nie skręcił, a szedł dalej przed siebie. Niebieskooka zwolniła krok, ale już po chwili była zmuszona do doganiania szarookiego.
- Nie poszedłeś za daleko? - zapytała niepewnie
- Nie - odparł błyskawicznie, bez chwili namysłu
- Więc dokąd idziesz? - zapytała mijając grupkę kobiet wychodzących z restauracji
- Przed siebie - odparł, a ta nic nie rozumiejąc wbiła w niego podejrzliwe spojrzenie, które po chwili zniknęło, a pojawił się nieśmiały uśmiech
- Wiesz, że nie musisz mnie odprowadzać na przystanek? - powiedziała w końcu
- Potraktuj to jako podziękowanie za pomoc z piłkami
- Naprawdę? - zaśmiała się
- Nie chcę być nikomu nic winien - parsknął spoglądając w bok
- Ale naprawdę, nie musisz. Nic nie jesteś mi winien - rzuciła z uśmiechem
- Nie marudź - odparł jedynie, aż w końcu ujrzeli przystanek. Trafili idealnie na moment, w którym nadjeżdżał jej autobus.
- Dzięki za odprowadzenie - powiedziała pośpiesznie z życzliwym uśmiechem i zaczęła biec truchtem do pojazdu. Ten odwrócił się i ruszył w swoją stronę. Wiatr, chociaż wiał coraz częściej, nie przybierał na sile. Słońce natomiast już całkowicie zaszło, a jego miejsce zajął księżyc delikatnie przysłaniany przez fragmenty ciemnych chmur. Blaine spojrzał w górę myśląc o zbliżającej się pełni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine