wtorek, 30 sierpnia 2016

Sen dziewięćdziesiąty drugi - Ostatnie natarcie

Całe niebo pokryte było niezwykle ciemnymi chmurami, lśniące momentami cienkimi pasmami od naelektryzowania, by wypuścić później na ziemię błyskawice. Istna ulewa dotknęła każdego znajdującego się w koszmarze pełni, krzyki ludzi zdawały się wędrować po całym świecie, jaki wykreował upiór. Na całą okolicę spadła mroczna atmosfera pełna grozy i niepokoju. Chociaż już na początku snu, kiedy jeszcze na polu bitwy poza łowcami była jedynie po stronie przeciwnej armia mroku złożona tylko z czarnych rycerzy, to już wtedy przyświecały ludziom wizje bitwy na śmierć i życie. Obraz lejącej się krwi i ciał wielu poległych zagościł w każdej głowie. Przeraźliwe wyobrażenia się potwierdzały, a i tak pełnia doprawiała to wszystko dolewając jeszcze oliwy do ognia. Koszmar pełni był prawdziwym koszmarem, a wyobrażenie zatrważającego krew w żyłach starcia nie było już tylko wyobrażeniem. Absolutnie wszystko znalazło się pod kurtyną: ulewnego deszczu, błyskawic, szkarłatu, walki, mrocznej atmosfery oraz przerażenia.
Do takich wniosków dochodziła już większość osób, tocząca bój na polanie, a jednak daleko im było do makabrycznych wydarzeń, jakie zaczęły mieć miejsce na szczycie góry. Tamten teren w krótkim czasie wyróżnił się na tle tego wszystkiego. Szkarłat zabarwił już w sporej ilości tamtejszą trawę. Miejscami krew spływała strumykami ze wzgórza. Niektóre ciała osunęły się ze stromego wzniesienia, inne pozostały wciąż na polu walki upiora pełni. Dyrygent już od jakiegoś czasu przestał żałować swej energii na łowców, którzy odważyli się do niego przybyć. Chociaż całe niebo przysłoniły ciemne chmury, to właśnie nad wzgórzem znajdowało się ich największe skupisko. Najciemniejsze, najgrubsze puchy wściekle elektryzujące się bez przerwy posyłały na ziemię silne wyładowania. Z daleka szczyt wyglądał, jakby był zasypywany piorunami. W istocie tak było. Niemalże przypominało to gęsty las sięgający do nieba, lecz zamiast konarów były długie pasma błyskawic. Prawie jak w klatce, łowcy pozostawali skryci w barierze tarczownika, czekając na okazję, by móc wreszcie samemu zaatakować. 
Nastolatek o mysich włosach szybko znalazł się tuż przy szczycie wzgórza, a jednak jeszcze przez dłuższą chwilę jedynie stał i obserwował. Całkowicie niewidoczny przyglądał się zajściu, jakby nic w tym koszmarze go nie dotyczyło. Zupełnie, jakby był ponad to wszystko. Po prostu pozostawał niezauważony. Walka trwała, ciągnęła się już jakiś czas, jednak nie skłaniając go, by włączyć się do niej, aż do momentu, kiedy dyrygent faktycznie zaczął być poważnie raniony przez właściciela elementu ognia. Z dużym zainteresowaniem zbliżył się nieznacznie, jednak pozostając wciąż w bezpiecznej odległości. Wytężył wzrok, wbijając go w pierwszej kolejności w upiora pełni. 
- No upiorze, mam już cię spisać na straty, czy jednak zdążysz jeszcze coś ciekawego zrobić? - zapytał siebie w duchu, cierpliwie czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Wraz z tym upewniał się w przekonaniu, że walka wkrótce i tak dobiegnie końca. Spojrzał na Blaine'a. On już wie, jak wygrać tą walkę, pomyślał zaczynając spokojnie podchodzić do łowców. Okazało się, że chęć włączenia się do bitwy była silna. Nie zamierzał się jej dużej opierać. 
- Joker chyba nie będzie zły, że wkroczyłem trochę wcześniej, niż powinienem - rzucił radośnie w myślach i szybko dostał się do łowców. 
Chłopak wystąpił przed resztę zebranych. Przekroczył chroniącą ich barierę i wkroczył na teren ostrzeliwany piorunami. Pewnym, spokojnym ruchem, bez jakiegokolwiek lęku. Jakby wyzbyty absolutnie ze strachu, stanął za osłoną i obrócił się w stronę ludzi, a wszystkie błyskawice obrały go sobie za cel. Na twarzach zebranych wymalowało się ogromne zdziwienie, wielu było wręcz zszokowanych. Nastolatek dobył kartę Jokera, czując w tym samym czasie jak jest stale elektryzowany. Z zadowoleniem czerpał moc z każdego wyładowania, jakie w niego trafiło. Czekał jeszcze moment, aż uzna, iż może biec. Czekał jeszcze moment, aż uzna, że zebrał wystarczająco mocy. W tym wyczekiwaniu, poświecił krótką chwilę, by jeszcze raz skupić energię. 
- Postanowiłem się trochę rozerwać, więc za perłę pomogę wam z tym upiorem - rzucił radośnie. Wśród zdziwionych osób dostrzegł srogie spojrzenie bruneta, ale to tylko go bardziej rozbawiło. 
- A my się mamy zgodzić? - burknął z niechęcią jeden z łowców, którego nagle uciszyła pośpiesznie kobieta, która była zdania, iż potrzebują pomocy złotookiego. 
- Nie, skądże - odrzekł szybko, udając zaskoczenie. Po chwili na powrót przebiegły uśmiech wymalował się na jego twarzy. - Nie musicie się zgadzać, bo nie macie tutaj nic do gadania - oznajmił niby przyjaźnie, chociaż oczywistym było, że na pewno nie życzliwość kryła się za tymi słowami. - W gruncie rzeczy i tak wezmę sobie tą perłę - dodał lekko, jakby to było coś całkowicie oczywistego. Mimo oburzenia niektórych osób, nie wdawał się już z nimi w dalsze dyskusje. Czuł moc, którą chciał wykorzystać. Póki jest naelektryzowany, a upiór nieprzygotowany na jego cios. 
Nastolatek obrócił się w stronę wroga, a karta w jego dłoni zaczęła się świecić. Kiedy bijący od niej blask był na tyle oślepiający, iż nie można było dostrzec żadnego kształtu, jaki się za nim krył, chłopak wyjął z kieszeni także drugą rękę. Momentalnie i w niej rozlśniło równo w momencie, kiedy z blasku zaczęła się tworzyć jakaś forma. Szybko lśnienie zniknęło, a kartę zastąpiły dwie bronie. 
Łowca ugiął się nieznacznie na nogach, gotowy do biegu. Zacisnął uścisk na rękojeści saii. Przez oba sztylety przebiegł prąd, a wyglądało to, jakby nastolatek zamieniał je w silne wyładowanie. Momentami były prawie jak pioruny, które wciąż ostrzeliwały chłopaka. 
Złotooki pobiegł tak szybko, iż miało się wrażenie, jakby wraz z uderzeniem pioruna po prostu zniknął. Wytężając wzrok można było jedynie dostrzec przebłyski, jak pojawia się co jakiś czas, będąc już coraz bliżej wroga. Błyskawicznie znalazł się tuż przy nim. 
Dyrygent z zaskoczeniem spojrzał na wroga, ledwie orientując się w sytuacji. Nim zdążył cokolwiek zrobić, przeciwnik ponownie zniknął mu z oczu, lecz nagle poczuł, jak stal zatapia się w jego ciele, rozcinając jego skórę. Ponownie krew zaczęła zalewać jego ciało, podczas gdy on walczył wewnętrznie z towarzyszącym mu ogromnym bólem. Zdawać się mogło, jakby nie wierzył, że jest atakowany podczas posyłania na pole walki wyładowań. Z ogromnym gniewem posłał jeszcze silniejsze w chłopaka, a także przed niego, mając nadzieję, że chociażby uda mu się odgrodzić od wroga, nim dozna większych obrażeń. Matt zatrzymał się, stanął w miejscu patrząc prosto w wykrzywioną w gniewny grymas twarz sinego stwora. Przekręcił "rogi śmierci" zwinnie dłońmi i uśmiechnął się szeroko do wroga. 
- Niezła próba - rzucił do niego drwiąco, aż zostało posłane w niego jeszcze więcej błyskawic. Przyjął je wszystkie i chociaż natychmiast przed przyjęciem ciosu musiał wpierw przygotować się na przyjęcie ciosu, a także ustabilizować energię, by zgrała się z tą nową mocą, to wydawało się, iż nie stanowi to dla chłopaka wielkiego wyzwania. W tamtym momencie dyrygent z niewypowiedzianą wściekłością i pogardą obdarzył wroga srogim spojrzeniem. Jednak zdał sobie sprawę, że musi zmienić atak, jeśli chce przeżyć. Złotooki spodziewał się tego, więc błyskawicznie zaatakował. Nie starczyło mu czasu, by zadać wystarczające obrażenia do pokonania potwora, ale mimo to wykorzystał krótką chwilę, aby zadać jak najwięcej ciosów. W ułamku sekundy wykonał serię cięć, sina skóra została porozcinana w wielu miejscach. Były to krótkie cięcia, nie tak bardzo głębokie jak po atakach katany, ale jednak ich ilość w tak krótkim czasie doprawiła cierpienia upiora. W pośpiechu, gniewie i najpewniej panice, skierował pałeczkę w górę. Nie mógł sobie pozwolić na dalsze atakowanie piorunami, ale jednocześnie nie chciał pozwolić, by oprawcy uszły jego czyny płazem. Nawet jeśli musiał zaryzykować, to prowadzony gniewem i chęcią zemsty postanowił przejść do następnego ataku, zamiast skryć się za barierą. Pragnął, aby łowcę pochłonęły całkowicie jego błękitne płomienie. 
Matt prychnął z małym rozczarowaniem, jednak wiedział, iż musi się wycofać. Zadał ostatnie cięcia, na jakie starczyło mu czasu, ale zaraz po tym błyskawicznie się cofnął. Jeszcze nie zdążył dotrzeć do tarczownika, a już minął go Blaine pędząc z ogromną prędkością prosto do wroga. Brunet był już prawie przy wrogu, kiedy nagle wszystko stanęło w błękitnych płomieniach. Ogień pochłonął całą okolicę i rozległ się tak szybko jak gwałtowny wybuch. Mimo to nastolatek ani trochę nie zwolnił, a wręcz przyspieszył. Katana zajarzyła się ognistą czerwienią, tak jak i pobliskie płomienie. Widać było tylko jak w krótkiej chwili łowca biegnąc przejmuje wrogi ogień. W oka mgnieniu dotarł do celu. 
Dyrygent zalany krwią kipiał ze złości, której jednak po sobie nie okazywał stale utrzymując maskę dumy i wzniosłości. Nieustannie obserwował innych wzrokiem pełnym pogardy i niechęci, a jednak gdy spostrzegł Matta, którego jego atak nie zdążył dosięgnąć, na jego twarzy wręcz była wypisana cała jego frustracja. Był na tyle zirytowany i zły, iż w pierwszej chwili nawet nie dostrzegł biegnącego w jego kierunku chłopaka. Dopiero zanikanie błękitnej barwy go w tym uświadomiła. Zaślepiony gniewem wręcz wyrzucił ze wspomnień istnienie kogoś, kto jest w stanie oprzeć się jego ognistemu atakowi. Nim zdążył jakkolwiek zareagować, chłopak już zdążył zatopić głęboko katanę w jego ciele. Kreatura stała już w kałuży swej własnej krwi. Symbole na jego ciele były ledwie widoczne przez zalewający je szkarłat. Nastolatek chciał wykonać tyle cięć, na ile tylko starczy mu czasu. Wiedział, że nie ma go wiele, upiór miał zamiar zmienić umiejętność, by się ocalić. Stal ponownie rozcięła gardło, a jednak kreatura wciąż żyła. Płomień otaczający broń wzmagał się, pochłaniał pobliski ogień. Na sinej skórze kreatury powstały liczne oparzenia. Wreszcie stwór przemianował umiejętność z ognistej, na obronną. Nałożył barierę, która go ponownie uchroniła przed potężnym atakiem nastolatka. Syknął z irytacją i wycofał się do pozostałych łowców. Zielone światło zaczęło przenikać przysłaniającą większość ciała czerwień. 
- Jest skołowany, nie ma już żadnej umiejętności, podczas której nie moglibyśmy zaatakować - spostrzegła kobieta przyglądając się uważnie wszystkiemu. Dyrygent ponownie zaczął przenosić ciężar z nogi na nogę przemianowując energię, aby zregenerowała jego ciało. Symbole na jego ciele zaczęły zanikać, podobnie jak wszystkie rany. 
Alice podeszła bliżej towarzysza spoglądając na niego wyczekująco, aż sam także posłał jej spojrzenie 
- Czym by nie zaatakował, to i tak mamy szansę na atak - rzekła i przeniosła na moment wzrok umiejscawiając go na mężczyźnie z tarczą. - Nie wiem tylko, jak z obroną... 
- Nie wie co robić, ale pewnie będzie bał się zaatakować - wtrącił się złotooki i ze spokojem skupiał energię. Wciąż bił elektrycznością będąc naładowany po ostatniej salwie piorunów, jaka została w niego posłana 
- Bariera? Niby co mu to da, jeśli ciągle będzie utrzymywać barierę? - dołączyła się do rozmowy kolejna osoba 
- Skąd pomysł, że coś mu to da? - odparł beznamiętnie chłopak o mysich włosach po czym wzruszył ramionami. - Tego upiora można zaliczyć, do upiorów rozumnych czy tam emocjonalnych - zaczął mówić. - Wam się wydaje, że takie upiory są gorsze. Coś w tym jest, ale jednak każdy medal ma dwie strony. Co za tym idzie? Jest przez to tak samo silny, jak i słaby - rzekł, a blondynka w pierwszej chwili wbijała w niego wzrok zamyślona, aż przeniosła pytające spojrzenie na rówieśnika. 
- Co ty bredzisz? - rzucił mężczyzna stojący nieopodal 
- Mówię, że przez uczucia i emocje jesteście słabi - oznajmił apatycznie, z chłodnym spojrzeniem. - Tak samo jest z nim. Taki z niego rozumny i emocjonalny upiór, że będzie po prostu panikować, albo desperacko walczyć o przetrwanie 
- Zapominasz, że emocje wyzwalają u nas moc - dorzucił swoje trzy grosze tarczownik. - Więc nie zgadzam się do końca z tym co mówisz 
- Oh, ależ każdy ma prawo mieć własne, odmienne zdanie - odparł od niechcenia. - Co nie zmienia faktu, że upiór właśnie aktywował barierę - wskazał sztyletem w kierunku potwora, który skrył się za osłoną, jaką wytworzył. Trzymał pałeczkę skierowaną w dół utrzymując ją i wydawało się, że szybko nie zrezygnuje z utrzymywania jej. Łowcy spojrzeli na Matta jakby wyczekująco, na co on się jedynie uśmiechnął. - Wygląda na to, że trafiłem w dziesiątkę 
- Nie do końca - odezwał się niespodziewanie Blaine odchodząc nieco na bok 
- Co masz na myśli? - zapytała pośpiesznie blondynka 
- Będzie próbować bronić się tak długo, jak to możliwe 
- Tak, jak to powiedziałem - burknął Matt 
- Do momentu, aż jego oddziały zdążą się wycofać na szczyt góry z odsieczą - dokończył patrząc jak część armii mroku zaczyna zmierzać w ich kierunku 
- Na jedno wychodzi, czepiasz się szczegółów - burknął udając oburzenie. - Poza tym, nim tu dotrą, my już go wykończymy 
- Czyżby? - odezwał się sceptycznie nastawiony rewolwerowiec 
- Chcecie wygrać? To nie stójcie tak, tylko zbijcie mu tą tarczę. Gdy osłona padnie, zaatakuję - oznajmił pewny siebie 
- Chwileczkę, za kogo się masz? - warknął inny łowca. Matt westchnął głęboko i przewrócił oczami. 
- Dlatego nie lubię współpracować, jesteście bezużyteczni - parsknął pod nosem. Tarczownik musiał złapać mężczyznę, aby nie rzucił się wściekle na chłopaka. - Ujmę to najdelikatniej, jak potrafię, żeby wasze ego nie doprowadziło was do płaczu - zaczął mówić spokojnie. - Do niczego innego się nie nadacie, więc zbijcie mu łaskawie tą barierę, podczas gdy ja będę skupiał energię. Póki co wychodzi na to, że tylko ja i Blaine jesteśmy w stanie cokolwiek mu zrobić, więc chyba nie ma sensu, żebyśmy marnowali energię na niszczenie jego osłony, skoro wy to możecie zrobić, prawda? - powiedział, a rozmówcy zaniemówili. Nagle łowca trzymany przez tarczownika zaczął się wściekle wiercić i wyrywać krzycząc, że: "gówniarz pożałuje tych słów". Nie mniej jednak nagle głos zabrała jednak z zebranych kobiet 
- Czy się nam to podoba, czy nie, on ma rację. Lepiej się pośpieszmy, nim jego armia przybędzie 
- Dokładnie, a więc idźcie atakować - rozporządził z szerokim uśmiechem, co jeszcze bardziej podirytowało nerwowego nieznajomego 
- Zabiję go! 
- Wyżyj się na barierze upiora, agresorze - tarczownik pchnął go w stronę upiora, a on o dziwo mimo głośnych protestów i rzucania przekleństwami, ruszył do ataku. Blaine spojrzał ze znudzeniem na chłopaka, który od razu wyczuł na sobie jego wzrok. 
- No co? - zapytał wciąż z uśmiechem na twarzy 
- Upiór raczej nie będzie w stanie utrzymywać stale jednej, tej samej umiejętności - zwrócił mu uwagę 
- Wiem - odrzekł wesoło, a Alice spojrzała na niego z niedowierzaniem 
- A mimo to ich wysłałeś do ataku? - wtrąciła się momentalnie 
- Po pierwsze, irytowali mnie, a po drugie, przynajmniej mają jakieś zajęcie. No i nie zapomnijmy o najważniejszym, nie chce mi się tutaj ślęczeć, aż upiór łaskawie zmieni umiejętność, skoro oni mogą go do tego zmusić - odparł wzruszając ramionami 
- Cóż za tok myślenia... - skomentowała cicho pod nosem, jednak rówieśnikowi udało się usłyszeć jej słowa 
- Nie bądź taka zdziwiona. Od zawsze był manipulatorem, a wykorzystywanie innych to chyba jego hobby - powiedział do niej beznamiętnie 
- Ranisz mnie - usłyszał od złotookiego, który grał smutek, ale nawet nie starał się, aby wyglądało to wiarygodnie. - Bądź gotów do ataku - rzucił nagle z powagą, gdy spostrzegł, jak bariera powoli zaczyna tracić na sile, a ataki łowców stopniowo się przez nią przebijają. Blaine na nowo sprawił, że jego broń spowił płomień. Jego rozmówca nagle rzucił sztyletami. Oba trafiły w ziemię, jeden z lewej strony upiora, a drugi z jego prawej. - No, Blaine, prawie jak za dawnych czasów, co? - zwrócił się po chwili do towarzysza 
- Na wspomnienia ci się zebrało? - odrzekł oschle 
- Mógłbyś być milszy dla kogoś, kto postanowił ci pomóc - mruknął, a w międzyczasie zaczął gromadzić w dłoniach moc pod postacią wyładowań elektrycznego 
- Pomóc? Jesteś tu tylko ze względu na perłę - spostrzegł błyskawicznie 
- Znowu się czepiasz szczegółów 
- Bariera padła - przerwała wymianę zdań i rozłożyła tessen. Walczący łowcy padali z sił, ale ostatecznie zniszczyli osłonę. Dokuczało im nie tylko zmęczenie, ale i niemalże brak energii. Walczyli znacznie dłużej od nastolatków, którzy zjawili się na szczycie wzgórza dopiero po upływie jakiegoś czasu. Energia, jaką przeznaczali przez ten cały czas na atakowanie zbliżała się do całkowitego wyczerpania. Z ulgą mogli teraz przekazać pałeczkę dwójce chłopaków, którzy tylko czekali na to, aby zorientować się, w którą stronę zostanie skierowana pałeczka dyrygenta 
- Duchy - dostrzegła blondynka 
- Osłaniaj - zwrócił się do niej jej towarzysz 
- Blaine, chcesz się ścigać? - wtrącił nagle Matt 
- Ty znowu swoje?
- Fakt, przecież i tak cię wyprzedzę - odparł wesoło i przygotował się do biegu 
- Z pomocą mocy?
 - Skupcie się... - westchnęła dziewczyna, a wtem dwójka nastolatków pobiegła w kierunku upiora znikając jej z oczu. W pośpiechu zaczęła szukać ich wzrokiem, jednocześnie wyszukując duchów, które należało przepędzić. 
Nim którykolwiek z nich zdążył dobiec do wroga, ten już doznał obrażeń. Sai okazały się być silnie naładowane elektrycznie przez Matta, nim jeszcze je rzucił w dwa wyznaczone przez siebie punkty. Nagle oba sztylety zaczął łączyć łuk elektryczny. Prawie, jakby błyskawica łączyła bronie, między którymi stał dyrygent. 
Upiór nawet nie zorientował się, w jakiej pułapce się znalazł. Momentalnie zaczął doznawać obrażeń elektrycznych przez fakt, iż stał między dwoma orężami łowcy. Przezwyciężał się temu atakowi, jak i bólowi, który z jego powodu doznawał. Czym prędzej zaczął się cofać, aby nie stać już na drodze linii. Niespodziewanie otoczył go ogień, znalazł się w wirze płomieni, które nie pozwalały mu wykonać najmniejszego ruchu. Dyrygent od razu poczuł ten nagły skok temperatury. Zauważył bruneta, który wyskoczył wysoko, by trafić prosto w jego głowę. Wystraszony przeciwnik zasłonił się czterema rękoma, by przyjąć jakkolwiek inaczej nadchodzący cios. Nawet nie był w stanie dostrzec płomieni w oczach bruneta. Ogień katany zrobił się tak ogromny, jakby broń stała się znacznie większa. Zatopił ostrze w ręce potwora całkowicie ją odcinając, po czym wylądował w spokoju na zakrwawionej ziemi. Zaraz po nim na podłożę opadła odcięta kończyna. 
Dyrygent ryknął z bólu, po czym spojrzał wściekle na wroga, który wyrządził mu krzywdę. Nagle poczuł, że już dłużej nie jest atakowany wyładowaniami. Zaskoczony tym faktem uniósł nieznacznie wzrok znad bruneta. Dopiero po chwili dostrzegł, jak naskakuje na niego złotooki łowca. Nie chciał dać mu szansy na jakikolwiek atak, więc czym prędzej zamachnął się, chcąc odgonić wroga niczym muchę. Matt uśmiechnął się przebiegle, złoszcząc upiora, który zdawało się, że już miał go pochwycić. Na ułamek sekundy, nim ostatecznie zacisnął dłoń w pięść, w której miał znajdować się przeciwnik, piorun uderzył dokładnie w miejsce, gdzie znajdował się nastolatek, który w tym samym momencie zniknął. Prawie, jakby rozpłynął się w błyskawicy. Pięść się zacisnęła, a wyładowanie w nią uderzyło, natomiast chłopak nagle znalazł się na niej. 
- Za wolno - rzucił drwiąco i wbił oba sai w rękę kreatury. Nagle potwór poczuł, jak z ogromną mocą jest atakowany elektrycznością. Poczuł jak przepływa z miejsca, gdzie zostały wbite sztylety, po całym jego ciele. Matt w tym czasie wybił się do przodu, a Blaine natomiast wzbił się ku górze i wykonał silne cięcie kataną, a potem kolejne, aż pozbawił wroga kolejnej ręki. 
Wir płomieni, w którym stał dyrygent nagle wybuchnął potężnym ogniem, jakby zaszła nagła eksplozja. Upiór zaczął wykonywać w agonii spazmatyczne ruchy. Całe jego ciało było poparzone. Czym prędzej uniósł pałeczkę, by zmienić umiejętność. Momentalnie na kończynie znalazł się Matt, który silnie wbił w nią oba sztylety. Uderzenie elektryczne było na tyle potężne, iż upiór zawył niezwykle przeraźliwie z bólu i doznał wewnętrznej drgawki. Momentalnie stracił kontrolę nad ruchami mięśni, pałeczka wysunęła się z jego dłoni. 
Łowcy byli pewni tryumfu, zwłaszcza w momencie odebrania wrogowi broni. Jednak jak się okazało, symbole mimo wszystko zaczęły przybierać zielony połysk. Dwójka nastolatków odskoczyła nieznacznie od wroga, którego ciało zaczęło się regenerować 
- Jaja sobie robisz!? - krzyknął mężczyzna obserwujący walkę z oddali. Alice natomiast podbiegła do towarzysza 
- Blaine, armia jest już blisko! - poinformowała go pośpiesznie stale zmniejszając dzielącą ich odległość. Spojrzał na nią kątem oka, po czym stanął prosto i ułożył katanę prostopadle do swojego torsu. Blondynka wreszcie znalazła się przy dwójce chłopaków. 
- Atakuje nawet po odebraniu mu tej pałeczki? - zapytała po chwili, chociaż brzmiało to, jakby sama siebie o tym przekonywała. - Jeśli będzie się ciągle tak regenerować... 
- Nie będzie - rzucił nagle brunet i przyłożył płasko dłoń do ostrza 
- Skąd ta pewność? 
- Nie ma już praktycznie symboli, niemal wszystkie zniknęły. Bez nich się nie zregeneruje - wyjaśnił od niechcenia złotooki 
- Alice, musisz dać mi trochę mocy - zwrócił się do nastolatki
- Dobrze 
- Grzeczna suczka - skomentował drwiąco Matt, natychmiast po czym ostrze katany znalazło się przy jego gardle. Spojrzał kątem oka na bruneta, który wbijał w niego wzrok i wciąż utrzymywał broń blisko jego krtani. Po chwili złotooki odchylił się odrobinę do tyłu i zaczął się śmiać. 
- Może skupcie się na upiorze? Niedługo pewnie skończy się regenerować - wtrąciła zmieszana nastolatka, nie zapominając o priorytetach i ignorując wszystko inne. Blaine jeszcze przez moment nie opuścił broni. Uczynił to dopiero po chwili i podał ją nastolatce, która niepewnie chwyciła za rękojeść. 
- Tyle się znamy, a ty wciąż mnie zaskakujesz - powoli uspokajał śmiech 
- Następnym razem poderżnę ci gardło. Nie zapominaj, że nie jesteśmy sojusznikami - rzucił do niego oschle 
- Kto, którego załatwi, to się jeszcze okaże - odparł podstępnie 
- Blaine... - zwróciła na siebie uwagę bruneta 
- Spróbuj wprowadzić energię do mojej broni. Rozgrzej stal - wydał polecenie ustawiając prostopadle ostrze 
- Rozgrzać ją? Wiatrem? 
- Spróbuj - odparł krótko i chwycił za stal. Dziewczyna spojrzała na niego podejrzliwie, jakby polecenie było swego rodzaju podpuchą, ale ostatecznie wykonała polecenie. Trzymając mocno oburącz rękojeść katany, skupiła się na energii, jaka była w broni zawarta. Starała się w jakimś stopniu na nią wpłynąć własną, ale nie wiedziała ile ma czasu. Upiór w każdej chwili mógł przejść do ataku. Wreszcie w którymś momencie poczuła, jak nieznacznie temperatura przedmiotu się zwiększyła. 
- Wystarczy - rzucił do towarzyszki, a ta przekazała mu broń. Zamknął oczy. Wciąż utrzymywał katanę w poziomej pozycji, zaczął szybko koncentrować energię. Miał przeczucie, że będzie w końcu musiał ją przekazać na jeden silny atak. W jednej dłoni miał rękojeść, a drugą trzymał nad ostrzem. W końcu przejechał po stali, a ta stała się czerwona, jakby była świeżo wykuta, wciąż niesamowicie rozgrzana. 
Matt odwołał jeden sai, natomiast drugi rzucił przed dyrygenta. Broń wbiła się w ziemię blisko wroga. Wtem nastolatek zamknął oczy jak jego rówieśnik, natomiast w dłoni zaczął gromadzić energię. Było ją widać gołym okiem pod postacią silnych wyładowań, wyglądało to, jakby chłopak trzymał w dłoni kulę stworzoną z wyładowań elektrycznych 
- Przygotować się! - okrzyknięto obserwując poczynania upiora. Dopiero wtedy Blaine przejechał otwartą dłonią po broni, a za sprawą jego dotyku ostrze momentalnie zaczęło wyglądać tak, jakby zostało zanurzone w lawie. Ciecz spływała z broni, a chłopak otworzył oczy, w których tańczyły płomienie. Spojrzał na upiora i szykował się, by ruszyć do ataku. 
Matt spojrzał na niego kątem oka, po czym na wroga. Wszyscy wbili wzrok w ogromnego sinego stwora zalanego własną krwią. Jego wściekłość wydawała się sięgnąć zenitu, a jednak dostrzec można było również zmęczenie. Zielona poświata całkowicie zniknęła tak samo jak symbole, które niegdyś widniały na ciele monstrum. 
- Szybko to zakończyć, jeden ruch - pomyśleli oboje. Wreszcie upiór uniósł gniewnie wszystkie ręce ku górze, wydając przy tym przeraźliwy wrzask jakby kierowany do nieba. Na więcej już nie trzeba było czekać. 
Jak na znak, złotooki łowca nagle uderzył otwartą dłonią o podłoże, a wtem z nieba trafiła w niego błyskawica, zaraz po czym kolejna trafiła w miejsce, gdzie został rzucony sztylet. Chłopak z pierwszym wyładowaniem zniknął, pojawił się dokładnie z drugim wyładowaniem, sprowadzonym przez pozostawiony przed wrogiem sai. Przeniósł się z jednego miejsca w drugie w mniej niż sekundę, a może nawet w mniej niż pół sekundy, natomiast przeciwnik, nie zdążył nawet zareagować. W prawdzie stwór nie zdążył się nawet zorientować, co w tej krótkiej chwili się stało, a było już za późno. Chłopak zaraz po pojawieniu się tuż przed potworem wybił się do góry i pchnął prosto w jego tors elektryczną kulę. Po całym ciele potwora przebiegł ładunek, nastąpił momentalny skurcz wszystkich jego mięśni i doznał natychmiastowego poparzenia. Na tym jednak nie był koniec szturmu. Piorun ponownie uderzył we władcę gromu, który zniknął wraz z nim. Jednak niemalże w tej samej chwili właściciel elementu ognia skoczył, by zadać cios dokładnie w to samo miejsce, co poprzedni łowca. Katana wciąż ociekała lawą, która nie wyrządzała żadnej szkody ani broni, ani jej właścicielowi, jednak dyrygent miał się wkrótce przekonać, jak wielkie szkody wyrządzi jemu. Już po chwili brunet zanurzył ostrze miecza głęboko w torsie monstrum. Magma zaczęła wypełniać ciało potwora i niszczyć je od wewnątrz.
Pozostali łowcy dopiero biegli do wroga, by przyłączyć się w atakowaniu go i pomóc w zadawaniu mu obrażeń. Nim jednak dotarli do niego, można już było uznać, że jest po wszystkim. Szybko zorientowali się, iż upiór został pokonany, gdy dostrzegli, jak lawa go niszczy. Kilku odwróciło wzrok mimo wszystko woląc nie obserwować makabrycznej śmierci potwora. Większość po prostu odetchnęła z ulgą, że koszmar pełni dobiegł końca.
W czasie, gdy nastolatkowie dopiero ruszali do ataku, blondynka usłyszała jak wołane jest jej imię. Równo z chwilą, kiedy Blaine zatopił ostrze we wrogu, mogła ze spokojem uznać, że nadszedł koniec walki, a ona może sobie pozwolić na odwrócenie się od dyrygenta i rówieśnika. Spojrzała zmieszana na rodzeństwo biegnące w jej stronę
- Alice! - zawołała raz jeszcze ciemnowłosa nastolatka. Wołana łowczyni zaczęła iść szybkim krokiem w ich stronę
- Mówiliście, że nie zamierzacie iść na szczyt wzgórza do upiora - nie kryła zaskoczenia widząc ich
- Tak było, ale armia zaczęła wspinać się w górę zapewne ze wsparciem dla upiora. Nie da się zejść na dół nie natrafiając na hordę upiorów - oznajmił Hiszpan. Blondynka momentalnie zerknęła za nich
- Daleko są? - zapytała wreszcie
- Coraz bliżej, niedługo dotrą na szczyt - odpowiedziała Scarlett, a rozmówczyni spojrzała na pokonanego upiora
- Wygląda na to, że to już bez znaczenia. Upiór pełni został pokonany
- No i bomba, nie mam energii na walkę z całą armią - odetchnął ciemnowłosy, aż nagle zbliżył się do dziewczyny, jakby zdając sobie dopiero z czegoś sprawę. - Bella, najważniejsze to, czy tobie nic się nie stało. Jesteś taka dzielna, że udałaś się do pierwszej linii! - mówił melodyjnie do Alice, która ze zmieszaniem cofnęła się od niego o krok, natomiast siostra chłopaka ciężko westchnęła i zaczęła rozmasowywać skronie. Nagle chmury, jakie przysłaniały niebo, zaczęły się przerzedzać. Wciąż były ciemne, niczym kłęby dymu, lecz już nie zbierały się nad wzgórzem. Ulewa traciła na sile zamieniając się w coraz słabszy opad deszczu.
- Wygląda na to, że to faktycznie koniec - spostrzegła zielonooka rozglądając się po otoczeniu
- Oh, czyż to nie nasza mała, urocza Scarlett? - usłyszała znajomy głos, na dźwięk którego od razu przebiegł ją nieprzyjemny dreszcz. Podskoczyła jak oparzona i momentalnie znalazła wzrokiem nadawcę tych słów. Przyglądał się jej złotymi oczami, a na twarzy miał wymalowany szelmowski uśmieszek, na widok którego kipiała wewnętrznie ze złości. Dokładnie taki, jak sprzed lat. Dokładnie taki, jaki zapamiętała.
- Matt... - parsknęła z nieskrywaną dezaprobatą, na co on się cicho zaśmiał. Szedł obok bruneta w ich kierunku, a przebiegły wyraz twarzy go nie opuszczał
- Tęskniłaś? - zapytał wielce radośnie
- Jak za wysypką - parsknęła sarkastycznie, a rozmówca się zatrzymał
- Tyle czasu minęło, a ty wciąż jesteś dla mnie taka niedobra - mruknął udając smutek
- Od naszego ostatniego spotkania niestety nie tak wiele... - zaczęła mówić, a chłopak nagle podbiegł. Wyglądało to tak, jakby zniknął i pojawił się tuż przed nią. W ułamek sekundy był już przy dziewczynie i pchnął sai prosto w jej gardło. Javier i Alice zrobili wielkie oczy i jeszcze przez moment w osłupieniu analizowali to, co właśnie się wydarzyło.
- Można się było tego po tobie spodziewać - rzuciła przenikając przez broń, po czym cofnęła się do tyłu, aby wysunąć ją ze swojego gardła. Rzuciła chłopakowi srogie spojrzenie, podczas gdy on nadal wydawał się zadowolony. - Nic się nie zmieniłeś - dodała, wnet niespodziewanie Matt odskoczył, a z miejsca, w którym jeszcze przed sekundą stał, wysunął się ogromny sopel lodu.
- Ty... - wycedził przez zaciśnięte zęby Javier dobywając szablę
- Czyżbym cię czymś rozgniewał? - udał zaskoczenie, ale zaraz po tym zaśmiał się pod nosem
- Javier, zostaw go. Nie warto - rzekła do brata. Sam doskonale zdawał sobie sprawę, że nie posiada póki co energii, gdyż zużył ją w walce z łucznikami. Mimo to gniew go nie opuszczał. Niechętnie odwołał broń, jednak nie spuszczając wzroku z nieznajomego nastolatka.
- Bierz swoją perłę i zjeżdżaj - wtrącił się Blaine, ale nie został wysłuchany. Matt wciąż obserwował dziewczynę, ignorując pozostałych
- Powiedz mi, Scarlett, bo strasznie mnie to zastanawiało. Jakie towarzyszyło ci uczucie, gdy męczyłaś Blaine'a stale mu powtarzając, że źle mi z oczu patrzy, a on cię ignorował? Mówiłaś do znudzenia, że nie wolno mi ufać bo jestem zły, podstępny i niedobry, a on miał twoje zapewnienia za nic - zaczął mówić powoli podchodząc
- Teraz już wie, że miałam rację - parsknęła chłodno, nie dając zwyciężyć chłopakowi w grze, którą rozpoczął. Pozostawała niewzruszona, a przynajmniej starała się taką być najdłużej, jak się da.
- Miałaś niesamowity talent do poznawaniu się na ludziach już po samym spojrzeniu na nich. Jednak nie uchroniło to innych. Pamiętasz jeszcze Paul'a, Donne, Arthura... - zaczął wymieniać
- Przestań! - krzyknęła nagle z przejęciem i gniewem
- Lucy pewnie też by podzieliła ich los, gdyby nie była tak wpatrzona w ciebie. To pewnie przez to, że tak jej matkowałaś - wzruszył ramionami
- Nie wypowiadaj nawet jej imienia - warknęła czując rosnący gniew, a jednocześnie żal. Łzy napływające do oczu, które starała się hamować. Blaine przywołał na powrót katanę i stanął między Scarlett, a Mattem
- Znowu będziesz ją bronić? - rzucił ze znudzeniem
- Do zadań "psa Jokera' należy gadanie od rzeczy? Jeśli tak, to już wiem dlaczego cię zatrudnił - parsknął
- Psa Jokera? - zapytała chłopaka, który zignorował jej pytanie. Wychyliła się nieco w bok, by spojrzeć na nastolatka o mysich włosach. - To również mi przypomina nasze ostatnie spotkanie - rzuciła po chwili do niego z pewnością siebie w głosie, na co wyraz twarzy jej rozmówcy momentalnie się zmienił. Szelmowski uśmiech szybko zniknął z jego twarzy, która teraz wyrażała pełną powagę, a chłodne spojrzenie śledziło ciemnowłosą łowczynię. - Czy to nie o Jokerze rozmawiałeś z tamtą kobietą? - zapytała po chwili podstępnie. Złotooki westchnął jakby zrezygnowany.
- Myślisz, że nie wiedziałem wtedy o twojej obecności? Żyjesz tylko dlatego, bo Ona uznała, żeby zostawić cię w spokoju, ponieważ i tak nie stanowisz żadnego zagrożenia - parsknął. - W istocie, zagrożenie z ciebie żadne, ale prawdziwy wrzód na dupie - rzekł szorstko
- Już mi tak nie schlebiaj... - parsknęła sarkastycznie
- Z jaką kobietą? - wtrąciła się Alice, wtem Matt ponownie raz jeszcze ruszył szybko przed siebie, wymijając Blaine'a. Znalazł się blisko ciemnowłosej. Momentalnie sprawił, że sztylety były pod napięciem i oba pchnął do przodu. Tego ruchu nastolatka się nie spodziewała. Z przerażeniem wbijała wzrok w czerwień bluzy i usłyszała zderzającą się stal. Dwójka chłopaków stała naprzeciw siebie. Kataną zatrzymał cios złotookiego, który patrzył na niego z chłodem w oczach.
- Jasne włosy, czarno-czerwone oczy, czarny strój - streściła pokrótce Scarlett
- Selene... - blondynka spojrzała na towarzysza. Ten odepchnął napastnika, odległość między nimi stała się większa. Matt prychnął i przemienił broń w kartę Jokera.
- Koniec koszmaru - oznajmił nagle spostrzegając, jak otoczenie stopniowo zanika w powolnym tempie. Wysunął dłoń przed siebie, do której zupełnie znikąd przybyła perła. Chwycił ją i uzupełnił wskaźnik, po czym odwołał kartę i schował ręce w kieszeniach spodni. - Więc nic tu po mnie
- Więc nie skomentujesz nic odnośnie twojego spotkania z Selene? - prychnęła Alice podchodząc do bruneta, który również odwołał broń. Przez cały czas bacznie obserwowała rozmówcę, który zdążył już się do nich odwrócić plecami udając się w kierunku wyjścia. Na słowa blondynki zatrzymał się i zaśmiał cicho pod nosem.
- Co tu mówić? - spojrzał na dziewczynę zza ramienia. - Ona sama na pewno wam już powiedziała wszystko, co chciała byście wiedzieli
- Chce zabić Jokery, a ty podobno z jednym współpracujesz. Nie masz obowiązku pozbycia się jej? - kontynuowała dyskusję. Obawiała się łowcy, ale jednak odważyła się na to, by się odezwać. Nigdy nie była zwolenniczką gierek, wolała wyłożyć karty na stół, a czuła, że odpowiedź na to pytanie może zmienić całkowicie całą sytuację, w jakiej się znalazła z rówieśnikiem.
Chłopak na powrót odwrócił wzrok od nastolatków, wciąż stojąc do nich odwrócony plecami.
- To zdaje się nie jest waszą sprawą - odparł jedynie, ale mimo to nie zrobił jeszcze przez chwilę kroku. - Myślałem, że to dla was jest oczywiste, ale skoro nie... Jesteśmy w Wymiarze Snów. Tu nic nie jest tym, czym się wydaje być, a prawda jest pojęciem względnym - powiedział po czym odszedł pozostawiając grupkę łowców z lekkim zdezorientowaniem.
Brunet wysunął przed siebie dłoń, przywołując do siebie perłę, która była skryta we wzniesieniu. Pozostali nastolatkowie zrobili to samo i każdy uzupełnił kulką swój wskaźnik.
- Jak go następnym razem zobaczę, to nie daruję - burknął ze złością Hiszpan
- Nie jesteś jedyną osobą, która ma z nim na pieńku - westchnęła Alice. - Idziemy? - zwróciła się do bruneta, który stał bez ruchu ze spojrzeniem umiejscowionym gdzieś ślepo w przestrzeń. - Blaine? - zwróciła się do niego troskliwie i podeszła bliżej niego. Nastolatek jedynie opuścił wzrok, jakby był przez chwilę nieobecny
- Ta... - odparł beznamiętnie, pozbawiony praktycznie wyrazu
- Wracają wspomnienia, co? - wtrąciła Scarlett dość ponuro. Jej brat od razu dostrzegł wzbierający w niej smutek, ale nie wiedział, co ma powiedzieć. Tak naprawdę, nie był przekonany, czy powinien teraz cokolwiek mówić. Odwrócił wzrok od nastolatków, obserwując jak otoczenie w coraz większej mierze zanika. Horyzont był jak malunek ścierany przez gumkę do zmazywania. Coraz większa część polany przemieniała się w biel ostatecznie zanikając.
- Blaine - blondynka powtórzyła imię chłopaka, który wydawał jej się być na tyle nieobecny, jakby zapadł w trans. Niepewnie dotknęła jego ramienia, aż uniósł spojrzenie. Dostrzegła chłód szarych oczu. Odwrócił gwałtownie wzrok, jakby spłoszony, gwałtownie się otrząsając z uprzedniego stanu. Spojrzał po chwili na Scarlett, jakby ze współczuciem. - Tylko nie zadręczaj się tym, co mówił Matt
- Tak - odparła bez przekonania. - Co za ironia. To wszystko przez ten Wymiar, ale zapewne gdybym nie była łowcą, to ta rzeź śniłaby mi się co noc i musiałabym to na okrągło przeżywać - mruknęła nieznacznie się odwracając. Nie miała zamiaru pozwolić, by rozmówca dostrzegł jej przeszklone oczy. Po tych słowach chłopak zacisnął mocno dłonie w pięści.
- Idziemy - rzucił krótko do Alice i szybkim, pewnym krokiem ruszył przed siebie. Nastolatka już miała do niego dołączyć, kiedy nagle chwyciła ją ciemnowłosa łowczyni zatrzymując ją.
- Taka mała rada od jego starej znajomej - powiedziała do niej z uśmiechem, który próbował walczyć z grymasem wywoływanym przez smutek i ból wywołany wspomnieniami. - Blaine teraz będzie chciał zostać sam - oznajmiła
- I mam mu na to pozwolić, zgadłam? - zapytała posępnie, a ta zaśmiała się cicho
- My pozwalaliśmy, chociaż nie twierdzę, że dobrze robiliśmy - odparła szybko. - Jednak każdy wszystko przeżywa na swój sposób - oznajmiła, spoglądając na stale oddalającego się nastolatka, który szedł przed siebie, w kierunku drzwi. Alice śledząc jej spojrzenie, również umiejscowiła na rówieśniku wzrok.
- Co przeżywa? - mruknęła zmieszana. - I jacy "my"? - zadawała pytania z przejęciem, ale Scarlett się tylko uśmiechnęła
- Skoro Blaine ci nic nie powiedział, to najpewniej nie chce, żebyś o tym wiedziała, a ja nie mam zamiaru podważać jego decyzji - odparła ze spokojem. - Najwyraźniej ma powód, by ci nie mówić o przeszłości i szczerze, to wcale mnie to nie dziwi
- Co masz na myśli?
- To nie typ ekstrawertyka. Raczej jest typem osoby, która dusi wszystko w sobie, żeby samemu z tym wszystkim walczyć - odparła z małym zamyśleniem. - Z resztą, to nie jest zaskoczeniem, że nie chce o tym mówić - dodała cicho, jakby sama do siebie. Obie po chwili spostrzegły, że brunet się zatrzymał już przy drzwiach i spojrzał za siebie wyczekując, aż towarzyszka wreszcie do niego dotrze. - Sama też nie chciałam o niczym mówić Javierowi
- Ja się ciesze, że to z siebie wyrzuciłaś - wtrącił się niepewnie, a ta uśmiechnęła się do niego. Po chwili szybko wróciła wzrokiem do rozmówczyni
- I jeszcze jedno. Gdybyście czegokolwiek od nas potrzebowali, to mówcie śmiało - oznajmiła i zbliżyła się znacznie do blondynki, by szepnąć jej na ucho swoje pełne imię. - Scarlett Morientes - wypowiedziała, po czym odsunęła się i podała nastolatce rękę w geście przywitania. Zmieszana uściskała jej dłoń
- W takim razie, my też powinniśmy się zbierać - rzekł spokojnie Hiszpan. - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy, o piękna - podszedł do Alice i ucałował jej dłoń, co spotkało się z jeszcze większym zaskoczeniem ze strony łowczyni.
- Tak, zapewne do zobaczenia - rzuciła Scarlett
- Zaczekaj! - krzyknęła do niej pośpiesznie. - Mam jeszcze jedno, bardzo ważne pytanie
- Już ci mówiłam, że nie...
- Dotyczy spotkania Matta i Selene - przerwała jej czym prędzej. Ciemnowłosa spojrzała na nią z pełną powagą
- Co chcesz wiedzieć?
- O czym rozmawiali? Dużo usłyszałaś? Kiedy to było? - rzuciła gradem pytań, jednak rozmówczyni zaczęła dokładnie rozmyślać nad tamtym momentem z przeszłości nie będąc przekonana, by mogła wiele pomóc.
- Nie pamiętam kiedy to było... Odkąd jestem łowczynią, to kiepsko u mnie z poczuciem czasu - odparła nieśmiało. - Nie tak dawno temu, ale nie jestem ci w stanie określić, kiedy dokładnie. Poza tym nie usłyszałam wiele. Znalazłam się w miejscu ich spotkania przypadkiem i tak na dobrą sprawę, szybko chciałam uciec od nich. - burknęła
- Ok, rozumiem... - mruknęła zawiedziona, jednak musiała się liczyć z tym, iż nie zyska informacji. Spojrzała na bruneta, który wciąż czekał na nią, a jednak nie wydawał się wcale zniecierpliwiony. Westchnęła zrezygnowana, już mając się pożegnać
- Usłyszałam jednak na pewno to - rzuciła nagle, gdy blondynka zrobiła krok w kierunku wyjścia. Błyskawicznie wbiła w nią wzrok. Scarlett była w tamtym momencie całkowicie poważna. - Fioletowy Joker musi zniknąć - powiedziała wreszcie, a w oczach nastolatki pojawił się błysk jednocześnie z małym zaskoczeniem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine