sobota, 22 sierpnia 2015

Sen pięćdziesiąty czwarty - Zapowiedź koszmaru

W końcu chłopak dał za wygraną. Wytrzymał dłuższą część drogi zachowując przytomność, ale w końcu powieki stawały się coraz cięższe. Ziewanie pojawiało się coraz częściej i nie chciało zniknąć. Niczym nachalny gość stale dobijający się do drzwi. W końcu został wpuszczony i zabrał gospodarza do krainy snów. Głowa bruneta lekko opadła na bok znajdując oparcie na głowie Alice. Większość uczniów podzieliła ten los również koniec końców zasypiając. Droga, głównie przez niewyobrażalne korki, w niektórych odcinkach trasy, a także przez liczne postoje, wydawała się niezwykle długa. Kilkoro nastolatków walczyło z uczuciem senności zawzięcie dyskutując ze sobą, śmiejąc się i starając się miło spędzić tę wspólną podróż z rówieśnikami. Do momentu, aż nadszedł czas na kolejny postój. Pojazd zatrzymał się spokojnie, a z niego wysypała się gromada nastolatków jak gruz z worka. Nieliczne, śpiące osoby zostały natomiast w pojeździe. Zwłaszcza, gdy ktoś jest łowcą, to ciężko jest go dobudzić, nawet jeśli przebywa w swoim własnym miejscu umieszczonym w Wymiarze Snów. Na powrót uczniowie weszli do autokaru, a nim ruszyli w dalszą drogę, głos zabrała nauczycielka historii o tak potężnym głosie, że nie potrzebowała żadnego głośnika, by jej słowa dotarły nawet do najbardziej hałaśliwych osób z samego końca.
- Każdy z was ma iść spać. Nie chce usłyszeć nawet najcichszych rozmów, zrozumiano? - wydała polecenie karcącym tonem spoglądając z wyższością na nastolatków
- Rankiem podczas ostatniego postoju rozdamy śniadania, a później już będziemy jechać prosto na miejsce, więc nie możecie być senni w trakcie wycieczki - wtrąciła druga nauczycielka znacznie życzliwszym głosem  Niechętnie znaczna większość uczniów spróbowała zasnąć, a pojazd ruszył dalej pod płaszczem spokojnej, ciemnej nocy. Niebo było wówczas spokojne, a chmury stopniowo odkrywały jego fragmenty. Jakby tylko chciały chociaż po części pokazać gwiazdom to miejsce.
Z czasem, chociaż one same nic się nie zmieniały, to malujący się za nimi obszar zaczął jaśnieć. Z ciemnego granatu ujawniał się błękit, ale zbyt szybko przysłaniany chmurami, by móc się nim nacieszyć. Wraz ze świtem, zawitało słońce, ale także i głos Berkowitz, która zdawała się być tak wypoczęta, jak na samym początku wyprawy.
- Wstajemy wszyscy, zaraz będzie postój! - oznajmiła szybko i niezwykle donośnie. Wydawać się mogło, że krzykiem obudziłaby zmarłego. Nastolatkowie od razu zaczęli się rozciągać i słuchać co takiego ma kobieta do powiedzenia. Ta zrobiła jednak kilka kroków do przodu stale obserwując młodzież. - Wstawać powiedziałam! - ryknęła po chwili widząc jak niektórzy jeszcze pozostawiali swoje powieki zamknięte. Do snu bruneta szybko dotarły nieprzyjemne hałasy dając mu znać, by wrócił do realnego świata. Wyprostował się i przetarł zaspane oczy. Na ramieniu dalej czuł ciężar, a także jak blond włosy smyrały jego podbródek.
- Wstawaj Alice - powiedział jednocześnie dając uciec ziewnięciu. Dziewczyna z grymasem pozostała jednak w swoim śnie. - Wstawaj bo cię Berkowitz zatłucze. - rzucił do niej w miarę dyskretnie, kątem oka spoglądając na postawną kobietę stojącą tuż obok nich. Blondynka, jak po zaklęciu, od razu zaczęła się wybudzać. Uniosła niewiele twarz kierując ją do chłopaka
- Co? - zapytała wciąż nie do końca przytomna, ale nie musiała czekać na jego wyjaśnienie. Niespodziewanie kobieta schyliła się do dwójki nastolatków ze srogim spojrzeniem
- Nawet o tym nie myślcie - odezwała się chłodno i groźnie spoglądając na łowców i nie zamierzała odejść, póki nie zobaczy jakiegoś efektu, po swoich słowach. Chłopak ze znudzoną miną spojrzał na nauczycielkę kątem oka jakby wyczekując na jej odejście, co nie nadchodziło. Zrezygnowany odwrócił twarz od rówieśniczki, która już po pierwszym spojrzeniu historyczki poczuła jak przeszedł ją dreszcz i gwałtownie usiadła wyprostowana na swoim miejscu.
- Na Boga, to wycieczka edukacyjna, a nie wyjazd towarzyski! - krzyknęła wracając z powrotem do prostej postawy. Stała na baczność, sztywno jak struna, ze splecionymi za plecami dłońmi. - Przestrzegam was, że macie z uwagą słuchać tego co będzie mówione w trakcie wycieczki. - dodała. Jej współpracownica zerwała się z miejsca czując już stamtąd niechęć Berkowitz do młodzieży
- Zaraz będzie następny postój. Wychodząc każdy z was otrzyma śniadanie, które zostało dla nas was przygotowane przez szkołę
- Daleko jeszcze? - odezwał się głos jakiejś dziewczyny, na którą w tamtym momencie każdy spojrzał ze współczuciem. W oczach niektórych stała się nawet samobójczynią. Jeden wzrok różnił się znacznie od pozostałych, a należał on oczywiście do niskiej kobiety o ciemnych, zielonych oczach.
- Jak dojedziemy to będziemy! Jeszcze jakieś głupie pytania? - warknęła, ale ku jej zadowoleniu nastała całkowita cisza, która miała nadzieję, że będzie trwać przez resztę dnia.
- Powiedz mi... - zaczęła mówić w trakcie posiłku dziewczyna. Zwróciła się do Blaine'a zaraz po tym jak usiadła na przeciw niego przy stole. - A co jeśli cały wymiar zostanie zniszczony łącznie z nami po śmierci Jokera? - zapytała niepewnie przyglądając się chłopakowi, a w dłoniach ściskając mocno bułkę.
- Tak się nie stanie - burknął
- Mówisz tak dlatego, bo masz takie przeczucie? - burknęła z nieukrywanym niezadowoleniem
- Nie. Już od pewnego czasu mój cel nie opiera się na samym przeczuciu - odparł wywołując błysk w oczach blondynki. Momentalnie nachyliła się bliżej niego i głośno nalegała, by powiedział jej coś więcej. Nie zważała na otoczenie. Ciekawość tak bardzo dawała o sobie znaki, że nie mogła jej powstrzymać. Jakby oplotła ją niczym cierń. Nie. Już od dawna owinęła ją całą. Chcesz poznać odpowiedź, a zaraz po niej pojawiają się kolejne pytania. - Uspokój się...
- Więc odpowiedz
- Nie mogę - tych słów obawiała się najbardziej. Wystrzeliły w nią jak nabój z pistoletu
- Jak to nie możesz!? Przecież już tamten chłopak i tak chce mnie... - mówiła donośnie i z oburzeniem, aż zirytowany nastolatek wmusił w nią ostatni, niewielki kęs bułki. Krótka chwila, w której wsunął jej do buzi pożywienie skutecznie nie dopuściła, by blondynka dokończyła zdanie
- Mów ciszej - warknął, a dziewczyna z markotną miną usiadła wyprostowana i zaczęła przeżuwać ten niewielki kęs
- I tak chce mnie zabić - dokończyła już spokojniej
- Wiem, ale Joker jeszcze nie, więc niech tak pozostanie - odparł. Zdenerwowana dziewczyna z grymasem na twarzy sięgnęła po swoje picie. - Po tej wycieczce, pełnia będzie mieć swój początek. Będziemy wracać w nocy, więc staraj się wytrzymać jak najdłużej bez snu - mówił spokojnie i z powagą. Dziewczyna poczuła się jak na naradzie wojennej. Ze skupieniem słuchała każdego słów chociaż stale towarzyszyła jej irytacja kolejnymi tajemnicami. - Gdy wrócisz do domu, idź spać, ale nie wychodź z pomieszczenia. Przyjdę po ciebie więc masz czekać
- Wiem, wiem - wtrąciła lekko znudzona, a chłopak z chłodnym spojrzeniem utkwił w jej znudzonej minie
- Licz się z tym, że ominą cię lekcje - oznajmił wybudzając rozmówczynię z jej stanu. Rozległ się głos Berkowitz nawołującej wszystkich do powrotu. - Nie wiadomo ile zajmie czasu walka z upiorem pełni. Możliwe, ze nie zdążysz się wybudzić na czas bo będzie trwać walka. Mamy tylko dwie noce na pokonanie go. - wyjaśnił w drodze do autokaru trzymając się z tyłu, podczas gdy jego rówieśnicy już żwawo wchodzili do środka. - Jeśli zebrani łowcy nie dadzą mu rady, to po pełni, gdy już będą mizerne szanse na zebranie się ich tylu, pokonanie go będzie niezwykle ciężkie... - mówił, aż przerwał mu kolejny krzyk kobiety, wołającej go i jego rozmówczynię. Nie musiał jednak dokańczać, by Alice wiedziała co chciał powiedzieć.
Nie musiała wcale też długo czekać, by przekonać się na własnej skórze, co znaczy zmierzyć się z upiorem pełni. Bo księżyc, chociaż jeszcze nie widoczny, już powoli wzbijał się coraz wyżej. Wzbijał się za chmurami, toczył bój ze słońcem. Towarzyszyły mu w walce godziny. Każda z nich przybliżała go do dominowania. Do przemienienia obszaru nieba na nocny.
W tym czasie natomiast uczniowie posłusznie zwiedzali kilka miejsc. Po koniec udali się wreszcie nad grób Benjamina Franklina, którego historię przestawiała pani Berkowitz razem z panią Clark. Obie szczegółowo mówiły o jego dziejach i zasługach. Z miłością do przeszłości odpowiednią dla każdej historyczki, prowadziły wykład tuż przy pamiątce Ojca-założyciela.
Nadszedł moment powrotu. Moment, w którym nasilała się ciemność pokrywając wszystko w swej ciemnej chuście. Osłonie gwiazd, chmur i senności. Niemalże wszyscy uczestnicy wycieczki jednak ani myśleli, by uciąć sobie drzemkę. Nie czuli takiej potrzeby, poza dwójką łowców, którzy walczyli z ziewaniem.
- Zaraz zasnę... - oznajmiła markotnie
- Wytrzymaj
- Pogadajmy o czymś dla zabicia czasu, to może wytrzymam - odparła radośnie, a chłopak kątem oka przeniósł spojrzenie z ciemnej, nocnej drogi na rozmówczynię
- Na większość pytań już ci chyba odpowiedziałem - mruknął znudzony
- Nie chcę rozmawiać o snach - odpowiedziała dość nieśmiało, ale z poważnym wyrazem twarzy. Miała dość tego tematu, przez który miała wrażenie, że jej życie wywróciło się do góry nogami. Chciała się uwolnić od niego chociaż na chwilę. Wiedziała, że jedyny możliwy moment na to, to skupienie się na byciu uczennicą. To było dla niej najzwyklejsze życie. Najbardziej normalne i dobrze znane. Właśnie tego pragnęła. Powrotu do normalności, do codzienności jaką znała. Jednak coś się w tej kwestii zmieniło, chociaż wypierała się tego. Wcześniej była pewna swej woli. Chęci ucieknięcia od tego wszystkiego. Bez oglądania się za siebie, bez jakichkolwiek myśli innych od: "Wreszcie się uwolniłam". Powstało kilka czynników, które zmieniły to myślenie. Alice dalej była jak uciekinier, który tuła się po pomieszczeniu pozbawionym wyjścia. Ciemnego, bez odrobiny światła. Jednak znalazła promyk, który mógłby oświetlić chociaż kawałek z tego więzienia. Nie mogła już powiedzieć, że nic się nie zmieniło co do tamtej woli, ale nie chciała tego przyznać. Chociaż składało się na to kilka elementów, to co do jednego mogła być pewna. Poznała już to miejsce, poznała tyle związanych z nim sekretów. Nie chciała już od tak go opuścić wiedząc, że w tamtym wymiarze ludzie walczą na śmierć i życie ratując innych. Może to wcale nie być ich cel, mogą robić to tylko dlatego, że jest to po drodze. Nie zmienia to jednak faktu, że własnie tam łowcy staczają ciężkie bitwy o własne przetrwanie i przetrwanie innych. Śniący nie mogąc nic zrobić czekają jak na los z loterii. Czy upiór dziś mnie dopadnie czy nie? Czy tylko zachoruję, czy skończy się to gorzej? Dlatego nie chciała odejść. Nie bez walki. Skoro więc poznała jedną z możliwości zakończenia tego wszystkiego, chciała spróbować.
- Więc o czym? - pytanie uderzyło silnie w Alice, która uwolniła się z zamyślenia
- O czymkolwiek - odparła szybko. - Masz rodzeństwo?
- Nie - odparł momentalnie. Pozostali bez słowa
- Ja też nie - odparła po pewnym czasie nie zważając na to, czy była to wyczekiwana informacja, czy równie dobrze mogła dalej siedzieć bez słowa. - No to nie wiem... Masz jakieś zwierzątko? - zapytała mając wprawdzie wątpliwości, czy jest sens starać się o jakąś rozmowę
- Dobra, wystarczy - burknął odwracając się twarzą do niej, a ta z zaskoczeniem spotkała się z nim wzrokiem czekając na jakieś wyjaśnienia. - Moje życie nie jest super ciekawe, więc może od razu sobie odpuśćmy ten temat. - powiedział. Dziewczyna zmarkotniała i zrezygnowana odwróciła się
- Jak chcesz, ale w takim razie ty coś wymyśl
- Opowiedz coś może - rzekł od niechcenia. - Ta twoja przyjaciółka... Nie pamiętam jak ona miała na imię. Ta, o którą tak się raz bałaś bo przez upiora zachorowała
- Grace? - zapytała podejrzliwie
- Długo się znacie, że aż tak panikowałaś? - zapytał. Na twarzy dziewczyny pojawił się mały uśmiech wywołany przez masę wspomnień
- Bardzo długo - odparła. Po przymknięciu oczu widziała urywki ze wspomnień jakby oglądała album. - W sumie gdyby nie ona to chyba bym umarła z  głodu. - zaśmiała się żałośnie
- Co?
- Wiesz, że moi rodzice raczej nie bywają w domu. Jak byłam mała i postanowili mnie zostawić samą to zostawili mi trochę pieniędzy na jedzenie - zaczęła opowiadać niepewnie. - Byłam mała i głupia, więc jak to dziecko, zamiast rozsądnie wydać te pieniądze to po prostu kupiłam jakieś smakołyki i zabawki. Wydałam to co miało mi starczyć na przynajmniej tydzień. Grace zapraszała mnie do swojego domu na obiady i ogólnie dość często przesiadywałam u niej. Wolałam to niż siedzieć samej w domu. - mówiła spokojnie, bez większych emocji. - Później się przeprowadziła, więc spotykałyśmy się już nieco rzadziej po szkole. - dodała. - Miałam nauczkę, po tym wydarzeniu już nigdy nie wydałam całych pieniędzy na jakieś pierdoły.
- Masz dziwnych rodziców - rzucił nie wiedząc zbytnio co ma powiedzieć
- Jestem przyzwyczajona, że to praca jest u nich zawsze na pierwszym miejscu - odparła momentalnie. - Blaine, możemy się zamienić miejscami na następnym postoju? - zapytała z nutką nadziei, a chłopak przytaknął. Następną część drogi powrotnej blondynka spędziła na przyglądaniu się widokom zza okna, które okrywała już noc. Ona i jej rówieśnik walczyli dalej zaciekle z sennością chcąc zaoszczędzić jak najwięcej energii na pełnie.
W końcu autokar zajechał na parking szkoły. Chociaż godzina tak naprawdę nie była wcale taka późna, to na zewnątrz było niezwykle ciemno. Nikt poza łowcami nie czuł tak silnej potrzeby, by zapaść w sen. Już nie wiele brakowało. Tylko jeszcze jedna droga. Droga do domu, a zaraz po niej sen.
Blaine otworzył drzwi, a za ich progiem już stała jego rówieśniczka. Z powagą wypisaną na twarzy i strachem skrywanym wewnątrz, wyszła na korytarz. Od razu poczuła to. Przypływ energii. Była w stanie wyczuć jego źródło. Coś jakby podmuch wiatru z realnego świata, tak w tym jasnym miejscu delikatnie uderzało w nią to uczucie.
- Tam jest ten upiór? - zapytała spoglądając w stronę, z której miała wrażenie, że pochodzi jej źródło
- Nie do końca - odparł chwytając ramię rozmówczyni, w drugiej dłoni dzierżąc stały przedmiot łowców. - Wystarczy, że skupisz się na tej energii w chwili unoszenia karty Jokera. Wtedy powinno cię przenieść w jej okolice. Przynajmniej w przypadku pełni. - wyjaśnił puszczając dziewczynę. Wtem zaczęli iść w odpowiednią stronę. Niezbyt daleko. Już w oddali widzieli jakiegoś łowce, który szybko wbiega do pomieszczenia. Zatrzymali się na chwilę, dając mu znaleźć się po drugiej stronie przejścia, przed którym sami po chwili stanęli.
- Więc to tu - spostrzegła widząc ciemną jak atrament klamkę, która wręcz połyskiwała
- Dla przypomnienia. Masz być stale w zasięgu mojego widzenia. W trakcie walki trzymaj się z tyłu i nawet nie próbuj się w jakiś sposób popisywać i rzucać na upiora - mówił patrząc jej w oczy z pełną powagą i nadzieją, że wszystko do niej dotrze. Natomiast na jej twarzy zawitał grymas
- No co ty - burknęła z ignorancją
- Nie wiadomo jakiego typu upiór tam się będzie znajdować. Czy taki, który stawia na manipulacje, czy na siłę. No i pamiętaj, że będzie tam pełno łowców, w tym drapieżców
- Zrozumiałam - wtrąciła szybko. Po chwili szeroko uśmiechnęła się. - Poradzę sobie. - dodała, a ten westchnął. Koniec zapowiedzi koszmaru. Teraz pozostało tylko w niego wejść. Oboje weszli do snu, a drzwi za nimi szybko się zamknęły. To był koniec jasności. Nastał mrok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine