sobota, 9 kwietnia 2016

Sen osiemdziesiąty czwarty - Pożar

Chłopak widział już rozciągający się na zewnątrz widok lasu. Ciemne niebo wypełnione milionem gwiazd, a pod nim rosły tysiące drzew. Swymi koronami zasłoniły wielki obszar otulając go niczym pierzyna. Z tej wysokości miało się wrażenie, że ciemne liście przykryły wszystko dookoła. Nie było widać nic poza puszczą rozciągającą się aż po horyzont. Zupełnie jakby budynek, w którym byli łowcy, znajdował się na odludziu.
Wreszcie opuścili salę balową, wybijając się do góry, zostawiając za sobą upiora. Podszedł na skraj sali i z obojętnością wyjrzał za przeciwnikami obserwując jak zaczynają spadać w dół. Schował swe ostrza i obserwował
Adrenalina towarzyszyła dwójce łowców. Skoczyli, a teraz spadali w dół z ogromną prędkością. Przecinali powietrze wręcz słysząc to w uszach. Alice wybijając się w górę miała zamknięte oczy i jeszcze przez chwilę bała się je otworzyć. Wreszcie się przełamała unosząc nieznacznie powiekę jednego oka. Na podejrzeniu, jak sytuacja wygląda, się nie skończyło. Zrobiła wielkie oczy nie wierząc w to, co właśnie ma miejsce. Widziała jak pędzą w dół, byli coraz bliżej drzew. Ogarnęła ją trwoga. Strach ją oplótł i podduszał. Łzy napłynęły jej do oczu, a potem zamiast przeciąć jej poliki, uciekały ku górze. Zaczęła krzyczeć w panice tak głośno, jak tylko była w stanie
- Alice - próbował przebić się przez jej wrzaski i ścisnął mocniej jej dłoń. Nastolatka odruchowo pod wpływem chwili przyciągnęła się do bruneta. Zamknęła oczy mocno oplatając rękoma jego szyję. - Alice! - krzyknął do niej wreszcie. Dziewczyna przestała drzeć się wniebogłosy, ale wciąż szlochała przeczuwając swoją śmierć. Przytuliła jeszcze mocniej rówieśnika zastanawiając się, w którym momencie życie przeleci jej przed oczyma.
- Boję się! - wyrzuciła w końcu z siebie
- Nie bój się - odpowiedział jedynie
- Jak mam się nie bać, zaraz umrzemy! - odparła agresywnie czując na swym karku oddech śmierci
- Nie umrzemy, spójrz - rzekł do niej, ale ta ze zdecydowaniem odmówiła
- Nie ma mowy, nie chcę
- Przestań się tak bać i spójrz - powiedział do niej, a ta niechętnie otworzyła oczy mając nadzieję, że w jakiś sposób już znaleźli się na ziemi i nic im nie grozi. Zamiast tego jednak czekał ją widok lasu z kilkudziesięciu metrów nad ziemią. Krzyknęła raz jeszcze i schowała twarz w ramieniu bruneta. - Nie krzycz mi do ucha... - westchnął
- Zrób coś - płakała
- Nie zauważyłaś?
- Czego niby? - parsknęła wściekle oczyma wyobraźni widząc swój upadek z tak dużej wysokości
- No dobra - rzucił zrezygnowany. - Małymi krokami. Spójrz na mnie - dodał spokojnie i wyrozumiale chociaż czuł wciąż presję czasu, a także wzrok upiora, który stojąc na skraju sali obserwował z uwagą wrogów. Alice niepewnie otworzyła oczy wbite w czerwoną bluzę. Odchyliła się trochę, by móc przenieść wzrok na rozmówcę. Z trudem powstrzymywała się od zerknięcia w inną stronę. Wreszcie znalazła się z nim twarzą w twarz
- Nie umrzesz, rozumiesz? - powtórzył stanowczo. - Nie kazałbym ci skakać, gdyby miało ci przez to coś grozić, więc przestań panikować
- Przecież już nam coś grozi. Spadamy z jakiś pięćdziesięciu metrów - odrzekła z przejęciem jednocześnie tłumiąc szloch
- Czyżby? - zapytał z lekkim uśmiechem. - Jesteś tak przerażona, że nawet nie zauważyłaś jak unosimy się w powietrzu?
- Co? - szybko przerzuciła wzrokiem, ale ponownie ten widok przyprawił ją o gęsią skórkę. Przełknęła ślinę, stłumiła w sobie panikę choć stale ogarniało ją przerażenie. Mimo to wreszcie dostrzegła jak nieświadomie użyła mocy, aby mogli utrzymać się w górze. Wisieli w powietrzu lekko dryfując jak łódka na morzu bujana małymi falami. - Ja to zrobiłam? - zapytała zszokowana samą siebie
- Ale takie utrzymywanie nas musi zabierać całą masę energii, więc będziesz musiała przestać - oznajmił przywołując do siebie spojrzenie rozmówczyni, wyrażające niedowierzanie i strach. Wręcz mówiło: "Błagam, powiedz, że żartujesz". Sama jednak nie odezwała się słowem, jakby wszystkie wyrazy ugrzęzły w jej ustach, które zamarły pod wpływem grozy. - Teraz posłuchaj mnie bardzo uważnie - powiedział do niej z pełną powagą, a z kącików niebieskich oczu wyłoniły się kolejne łzy. - Odepchnij nas jakimś podmuchem daleko od budynku. Potem nie możesz już nas utrzymywać w powietrzu, musimy spaść na dół
- Ale... - wtrąciła, ale nastolatek nie dał jej mówić
- Gdy będziemy już blisko drzew to użyjesz mocy
- Nie dam rady, Blaine... - powiedziała markotnie
- Dasz radę
- Nie potrafię
- Słuchaj, jeśli ci się nie uda to zamortyzuję twój upadek
- Jak?
- Spadniesz na mnie, ale dobrze by było, jakby ci się jednak udało, bo nie uśmiecha mi się regeneracja, ani bycie poduszką ratunkową - rzekł jakby od niechcenia, a ta wzięła kilka głębokich wdechów i zastanawiała się, czy jej rozmówca tylko żartował, czy nie. - Nie mamy czasu, Alice. Odepchnij nas od budynku, a potem pozwól nam spaść
- Ta opcja też jest beznadziejna - burknęła. - Nie chcę żeby ci się coś stało - rzuciła nieśmiało, a ten zaśmiał się nieznacznie
- Już nie takie wypadki przeżyłem jako łowca. Będzie dobrze, po prostu rób co mówię, ok? - rzekł krzepiąco. Rozmówczyni niechętnie skinęła głową. Wtuliła się raz jeszcze, zamknęła oczy. Co ma być to będzie, pomyślała gwałtownym podmuchem odrzucając ich jak najdalej od budynku. Zaraz po tym zaczęli spadać w dół z niezwykłą szybkością. Świst w uszach i przerażenie się nasiliły. Chłopak zacisnął objęcie i zmusił się, by ułożyć się plecami równolegle do podłoża, do którego się zbliżali. - Gotowa? - zapytał głośno rówieśniczkę
- Po raz drugi mówię ci, że nie - odparła płaczliwie
- Cóż... trudno. Zbliżamy się. Otoczę nas ogniem, a jak krzyknę: "Już" to otoczysz nas podmuchami i postawisz na ziemi, jasne?
- Teoretycznie - odparła szybko, po czym wciągnęła powietrze jakby zaraz miała nurkować. Chwilę po tym byli w płomieniach. Otulały ich w coraz większej formie. Spadali niczym meteoryt, który niebawem miał uderzyć o podłoże.
- Już! - krzyknął pośpiesznie, wzmacniając ogień, który już dosięgnął roślinność. W tej samej chwili nastolatka zmusiła się, by otworzyć oczy. Czym prędzej zaczęła wydmuchiwać powietrze. Robiła to nieustannie, co w realnym świecie byłoby niemożliwe. Powietrze zaczęło ich otaczać tworząc niewielki wir. Na moment byli niczym w tornadzie, które dodatkowo odpychało wszystko w pobliżu. - Zmniejsz siłę - rzekł do niej, ale to było na nic. Strach w niej zagłuszył te słowa. Kontynuowała, a im bliżej byli podłoża, tym miało się wrażenie, że wydmuchuje powietrze coraz potężniej, a atak zyskiwał na sile powoli wyłamując pobliskie pnie. Niektóre drzewa pod jego siłą tak się wykrzywiły, że na powierzchnię wyłoniły się ich korzenie. Po raz kolejny całe zajście nie trwało dłużej niż minutę, a nawet pół. Reakcja Alice była spowolniona, a lęk przeszkadzał w kontrolowaniu podmuchów. Na moment zatrzymali się wewnątrz wiru, a ich odległość od ziemi przestała się zmieniać. W otoczeniu silnych powiewów raz jeszcze zawiśli w powietrzu. Blondynka przestała wydmuchiwać powietrze, lecz atak się utrzymywał. Jedno z mniejszych i słabszych drzew nie było w stanie utrzymać się dłużej w ziemi. Korzenie wyszły na powierzchnię, roślina ruszyła poruszona przez porywy wiatru mało nie uderzając nastolatków swym konarem. Nastolatek zmniejszył otaczający ich płomień i raz jeszcze spróbował dotrzeć do nastolatki. - Staraj się stopniowo zmniejszyć siłę tej wichury
- Do... dobrze - wykrztusiła bardzo powoli wciągając powietrze. Powiewy stawały się słabsze, obróciły ich prostopadle do ziemi, do której powoli się zbliżali. Wreszcie udało im się wylądować, a powiewy całkowicie ustąpiły, tak samo jak zniknął otaczający ich ogień.
Dziewczyna doznała wręcz euforii, gdy poczuła grunt pod nogami. Kucnęła na podłożu i przyłożyła do niego dłonie, jakby chcąc się upewnić, że to jej się wcale nie wydaje. Z zadowoleniem przejechała nimi po trawie. - Nigdy więcej - westchnęła po chwili głęboko, odchylając do tyłu głowę
- Przecież ci mówiłem, że się uda - rzekł od niechcenia, jakby to była błahostka. Zaraz po tym spojrzał w miejsce, z którego przybyli. Korony drzew były tak gęsto pokryte liśćmi, że przysłaniały całe niebo. Tylko z miejsca, w którym stali widać było skrawek granatowej, rozgwieżdżonej przestrzeni odkąd to przedostając się tutaj doprowadzili do pewnych niszczeń. Ogień musnął to, co znalazło się na jego drodze, a teraz powoli się rozprzestrzeniał
- Chcę już się obudzić - wymamrotała markotnie po czym rzuciła okiem na okolicę. Ciemny las rozchodził się dookoła nie przepuszczając promieni księżyca. Czuła dym, widziała płomienie. Niedługo to miejsce miało drastycznie zmienić swój wygląd. Wstała podchodząc do rówieśnika i wymierzając wzrok w tym samym kierunku, w jakim on posyłał swój. - Przyjdzie tu?
- Upiór? Na pewno. Te czarne pomioty pewnie też, więc bądź gotowa
- Co mam robić? - zapytała licząc, że usłyszy jakiś dokładny plan
- Wzmacniaj ogień i nie wychylaj się - rzucił jedynie i zrobił kilka kroków przed siebie. Zatrzymał się i czekał powoli koncentrując energię. Stopował jej przepływ i skrupulatnie pracował nad tym, by jego najbliższy atak nie zużył jej zbyt wiele. Czas leciał, a zniecierpliwiona dziewczyna powoli traciła wiarę w przybycie potwora. Niespodziewanie po całym lesie rozległy się ryki wysłanników. Momentalnie przywołała broń. Czekała, tak jak i jej rówieśnik, podczas gdy hordy krwiożerczych bestii biegły jak szalone po ziemi, bądź przeskakiwały z jednego drzewa na kolejne, drastycznie zmniejszając odległość jaka ich dzieliła. Nie zamierzały się ukrywać, głośno sygnalizowały swe przybycie donośnym charczeniem oraz wrzaskami niczym armia śpiewając pieśń bitewną. Zbliżali się, dźwięki przez nich wydobywane stawały się coraz głośniejsze. Wśród stworów była upiorna kobieta, która dotrzymywała im tempa.
Blaine wypatrywał uważnie wrogów. Czarne kreatury były ledwie widoczne w niezwykle ciemnym lesie. Miejsce wręcz stworzone dla nich na ataki z ukrycia. Wkrótce brzmienia przerażających stworzeń były już całkowicie wyraźne, a od ich źródła dzieliło łowców tylko kilka metrów. Kreatury biegały i skakały z jednego miejsca w drugie, stale zmieniając swoje położenie. Wkrótce charczenie było słychać już z każdej strony, bestie otoczyły wrogów pozostając wciąż w ukryciu.
Niespodziewanie kilka czarnych stworów wyskoczyło z koron drzew. W ciemności nie było widać wiele więcej, niż pędzącą sylwetkę. Chłopak nie użył mocy, zaczekał, aż monstra zbliżą. Gdy tylko do tego doszło, przeciął je wpół jednym ruchem miecza. Podobnie było z kolejnymi. Każde starało się zyskać na elemencie zaskoczenia, jednak przeciwnik stale zachowywał spokój, pomimo nagłej zmiany sytuacji. Przecinał wciąż kolejnych wrogów
- Podejdź bliżej, jak dam ci znak to się oddalisz - rozkazał rówieśniczce, która bez słowa podbiegła w międzyczasie wciąż niwelując ataki wroga. Stanęła przy rówieśniku, byli zwróceni do siebie plecami, a na nich rzucało się coraz więcej kreatur, które sprawnie były pokonywane. W pewnej chwili natarcie ustało. Wysłannicy usadowili się w koło, wychylając czasem niepewnie łby bliżej nich. Wreszcie spomiędzy pni roślin wyłonił się prawdziwy przeciwnik. Kobieta kroczyła dumnie, jakby już czując swój tryumf. Szła powoli z uwagą przyglądając się brunetowi z płonącym wzrokiem, aż wreszcie zatrzymała się kilka metrów od niego. Pomioty odsunęły się od nastolatków na podobną odległość, czekając na znak do ataku
- Tak desperacko chcesz przeżyć, że zdecydowałeś się na ucieczkę? - rzuciła z wyższością w tonie przywołując na siebie również wzrok blondynki, która momentalnie zwróciła się w jej stronę
- Nie uciekam - odparł. - Po prostu znudziła mi się tamta sala - dodał z chytrym uśmiechem
- Wolisz umrzeć tutaj? Niech będzie - odparła machnąwszy w bok rękoma, z których na powrót wysunęły się ostrza. - Tak jak mówiłam, zatańczę na twoim grobie, gdzie by on nie był! - oznajmiła donośnie
- Wątpię, ale zagwarantuję ci taniec w ogniu - rzekł z podstępnym wyrazem twarzy. Potwór z grymasem i rozdrażnieniem ruszył w stronę łowcy, a wysłannicy szybko poszli za jego przykładem. Za chwilę miała nadejść kolejna fala ataków. Dziewczyna złapała mocniej swój tessen, czekając na ataki. Zarówno ona, jak i jej towarzysz stali w miejscu nie kiwnąwszy nawet palcem w obliczu nadciągającej hordy stworów. Pędzili bardzo szybko, chłopak jedynie zamknął ze spokojem oczy. Krwiożercze bestie wyprzedzały swą panią rzucają się prosto na nich. - Pamiętasz co masz robić? - zwrócił się do niej chwilę przed nadejściem gradu ciosów
- Tak - odparła również zamknąwszy oczy. Obraz wielu kreatur, które gwałtownie wybiły się z podłoża, by rzucić się prosto na nią, zastąpiła ciemność. Bestie otoczyły ich zamachawszy się, by uderzyć w nich wściekle pazurami. Dziewczyna spróbowała się wyciszyć na sapanie i charczenie wysłanników, którzy byli tak blisko niej, że czuła na sobie ich okropne oddechy. Miała ochotę zaatakować, albo uciec jak najdalej, a najbardziej pragnęła po prostu się obudzić. Mimo to stała niewzruszona w miejscu. Odliczała w duchu prawdopodobny moment, kiedy nadejdzie cios. Trzy, dwa, jeden...
Chłopak otworzył oczy, a w nich już wiły się płomienie. Rozległ się dookoła żar, łowcy znaleźli się w słupie ognia o dużym zasięgu razem z otaczającymi ich wrogami. Nie zdążyli dokończyć swych ruchów, uderzenie całkowicie ich zmiotło, nie pozostawiając po nich nawet śladu. Upiór momentalnie skrzyżował ostrza, aby wytworzyć barierę. Patrzył na atak, który przysłonił jego cel i unicestwił w mgnieniu oka pobliskie pomioty. Sekunda wystarczyła, aby wyrzucić wysoko czarne stworzenia wciąż je podpalając. Niespodziewanie z kolumny ognia wystrzeliły strumienie płomieni podążając zawile niczym żmije. Jeden uderzył gwałtownie w drzewa niczym meteor. Rozległ się wybuch, pochłonął roślinność. Kilka kolejnych wyrządziło podobne szkody. Wybuchy ognia rozległy się w wielu miejscach prawie jak przy bombardowaniu. Ogniste węże stale wystrzeliwały ze słupa ognia niczym fajerwerki, a ich lotu nie sposób było przewidzieć. Wiły się na swej drodze, zawracały, unosiły się i spadały do momentu, aż natrafiły wreszcie na jakąś przeszkodę.
Alice stała w centrum potężnej anomalii prezentującej niszczycielską siłę jednego z żywiołów. Bez przerwy koncentrowała swoją moc, by ją wspomóc, utrzymać i wzmacniać, żeby jak najdłużej mogła destruować otoczenie. Jeden wystrzelony strumień uderzył w upiora. Ten stale utrzymywał barierę. Przyjął cios, strumień uderzył tak potężnie, że wróg został zmuszony do zrobienia kroku w tył, byle nie paść na ziemię. Nastąpił silny wybuch jeszcze bardziej odrzucając potwora. Osunął się na nogach po ziemi odepchnięty jego mocą. Kolejny wystrzał powędrował do niego, a zaraz na nim jeszcze jeden. Ogromna intensywność, ledwie się oparł, a przy trzeciej próbie żar przebił jego osłonę wytrącając go z równowagi. Zachwiał się, chciał czym prędzej na nowo skrzyżować ostrza, by wznowić barierę, ale niespodziewanie kolejny strumień pędził w jego kierunku. Nie trafił w niego, lecz na tyle blisko, żeby wywołany wybuch odrzucił go na pewną odległość. Kobieta z gniewem wypisanym na twarzy zaczęła się czym prędzej podnosić z ziemi. Ogień ogarnął las, rozprzestrzeniał się z jednego drzewa na drugie w szybkim tempie. Płomienie otoczyły walczących, tańcząc gwałtownie we wszystkie strony, stale pożerając roślinność. Dym unosił się dookoła. Słup ognia zaczął powoli słabnąć, aż wreszcie zniknął odsłaniając nastolatków. Chłopak stał ze stoickim spokojem tak, jak przed wyzwoleniem płomieni. Zaprzestał atakowania, zwrócił się do rówieśniczki
- Poradzę sobie z resztą, lepiej się odsuń - powiedział z powagą, a ta posłusznie wykonała polecenie. Brunet czekał na ruch przeciwnika. Uniósł jedynie katanę na wysokość ramion. Można było ulec wrażeniu, że wszystkie płomienie nagle zaczęły być przyciągane przez ostrze niczym magnes. Tańczyły wściekle pochłaniając wszystko swym żarem, a ich końce kierowały się do oręża łowcy. Upiorna kobieta wreszcie rzuciła się w dzikiej szarży na niego, wyraźnie rozwścieczona. Podbiegła z wysuniętymi ostrzami. Nawet nie zdążyła spostrzec, kiedy przeciwnik ją wyminął rozcinając skórę w talii. Obróciła się gwałtownie, szukając wroga. Wytężała wzrok, choć przez dym niewiele widziała. Wytężała słuch, ale słyszała tylko jak flora jest pożerana przez ogień. Nie mogła już liczyć na wsparcie wysłanników, każda ich próba przedostania się kończyła się śmiercią w wyniku spalenia. Niektórych odpędzał sam żar roztaczający się na dużą odległość.
Szukała wzrokiem bruneta wśród płonącej roślinności. Nagle poczuła, jak ostrze przejeżdża po jej plecach. Gdy się odwróciła, widziała już tylko zarys sylwetki wbiegający ponownie między pnie palące się niczym zapałki. Przepełniona gniewem ryknęła. Czuła strumienie krwi spływające po jej skórze.
- Masz zamiar się ukrywać!? - warknęła rozglądając się szybko dookoła. W odpowiedzi usłyszała tylko, jak chłopak się zaśmiał - Pokaż się! - rzuciła szybko. Ponownie zapadło milczenie. Zirytowana postanowiła to zatrzymać. Chciała krzyknąć, wszystko spowolnić, ale jak się okazało, nie mogła. Dym momentalnie napłynął do jej ust, a plecy zyskały kolejną ranę, gdy tylko chłopak przebiegł ponownie tuż obok niej. Dała za wygraną, odmówiła sobie tego posunięcia. Nie wiedziała skąd nadejdzie atak, więc po prostu skrzyżowała ostrza wytwarzając barierę, w obawie przed ciosami wroga.
- Więc osłona, tak? - czym prędzej odwróciła się w kierunku, z którego dobiegał głos chłopaka. - Niech będzie - rzekł od niechcenia. Niespodziewanie nadbiegł z zupełnie innej strony. Zaatakował, lecz tarcza odbiła ten cios. Na nowo się ukrył. Stale się przemieszczał. Biegał w kółko, w jedną i drugą stronę, szukając luki u wroga. Szukał możliwości zadania ciosu. Nadbiegł znowu i zniknął. Jeszcze kilka razy zrobił to samo. Upiór był całkowicie zdezorientowany, nie miał pojęcia, w którym miejscu zawiesić wzrok. Tracił na silę z każdym uderzeniem katany w jego barierę. Pomimo jej obecności stale dokuczał mu żar i dym. Wypełniało to nieznośnie otoczenie i nie mógł nic z tym zrobić. Kolejne natarcia, monstrum wręcz ugięło się lekko na nogach. Wreszcie padło na jedno kolano. Wciąż utrzymywało przed sobą skrzyżowane ostrza łudząc się do samego końca, że w czymś to pomoże. Prawdą było jednak tylko to, iż jedynie odwleka to, co nieuniknione.
Upiorna kobieta już się nie rozglądała, to straciło sens. Nie wykrywała energii, nie była w stanie przed doskwierający żar, ból i zmęczenie. Chciała tylko utrzymać defensywę. I to się nie udało. Kolejny cios nadszedł tuż zza jej pleców. Uderzenie było silne, odrzuciło ją do przodu, łamiąc układ jej ostrzy. Czym prędzej postarała się odzyskać równowagę. Nagle tuż przed nią zjawił się chłopak. Wyskoczył niespodziewanie kilka centymetrów od niej, mogła wręcz wpatrzyć się na krótką chwilę w oczy bijące ogniem. Wystraszona zrobiła tak gwałtowny krok do tyłu, że się przewróciła. Ledwie spróbowała się odsunąć od napastnika, a ten momentalnie nastąpił na jej mostek nogą tak silnie, że na powrót została przybita do podłoża
- Niby emocjonalne upiory są silniejsze - rzekł chłodno, jakby wręcz z pogardą widząc jak ostatecznie przez strach kreatura padła na ziemię. Kobieta się skrzywiła i już chciała unieść ostrze w stronę bruneta, gdy ten nagle szybkim ruchem machnął kilka razy kataną. Zrobiła wielkie oczy, dopiero po chwili zorientowała się, że łowca odciął jej przednie kończyny. Bryznęła krew, upiór został pozbawiony ostrzy i rąk. Ryknął pełen bólu wręcz nie mogąc go wytrzymać.
- A żeby cię... - nie dokończyła. Ostrza przecięło szybko szyję postaci. Łowca odwołał katanę i ze stoickim spokojem stał dalej nad trupem, czekając na wyłonienie się perły. Wysunął dłoń nad ciało upiora, aż wreszcie niewielka kulka uniosła się do niej. Złapał ją szybkim ruchem i odszedł, zostawiając za sobą poległego wroga i las pochłaniany przez pożar.
Nastolatka czekała oddalona nieco dalej. Tak jak obiecała, nie ingerowała w walkę. Jedynie niecierpliwie czekała na jej koniec i nadejście rówieśnika. Znajdowała się w miejscu na tyle oddalonym, by jeszcze nie dosięgnął go ani ogień, ani dym. Ściskała mocno w dłoni tessen. Wreszcie ujrzała sylwetkę, która się do niej zbliżała.
- Załatwione - oznajmił nastolatek podchodząc do rówieśniczki
- Wykryłeś bez problemu moją energię? - zapytała myśląc o tym, ile musiała czekać na przyjście chłopaka. Wcale nie trwało to długo, lecz jej wydawało się inaczej.
- Do twojej energii przywykłem na tyle, że wszędzie bym ją wykrył - rzekł spokojnie podając perłę towarzyszce. Ta jednak wzięła ją do ręki, lecz nie uzupełniła wskaźnika. Przez jakiś czas patrzyła w stronę, z której przybyli. - Coś nie tak? - zapytał powoli już idąc dalej
- Otoczenie nie powinno już zniknąć? - zastanawiała się wyrównując krok z chłopakiem
- Czasem znika bardzo szybko, czasem nie. Zależy od siły upiora i czy sam stworzył otoczenie, czy tylko uwolnił je z umysłu śniącego poza jego barierę. Zdarza się, że nie zniknie, póki perła nie zostanie wchłonięta przez łowcę, więc lepiej już uzupełnij swój wskaźnik - oznajmił co jakiś czas zerkając na otoczenie, aż nagle się zatrzymał. Blondynka przemieniła broń w kartę i zanurzyła w niej kulkę. Wskaźnik w znacznym stopniu został uzupełniony. Westchnęła z ulgą i spostrzegła jak elementy krajobrazu zaczynają być wymazywane jak gumką do ścierania. Jeden po drugim rozpraszał się w biel. Znikały nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu, jakby nigdy nie było tutaj żadnego lasu. Sen odchodził w zapomnienie, a dwójce nastolatków wreszcie ukazały się drzwi. Zjawiły się niemalże pół metra od nich w momencie, gdy wszystko inne już zniknęło.
Przekroczyli ich próg, znaleźli się na korytarzu. Alice od razu odetchnęła z ulgą jakby do samego końca nie była pewna, czy to już koniec.
- Nareszcie - powiedziała cicho do samej siebie
- Albo mieliśmy szczęście i wcześniej po prostu nie trafiliśmy na żadnego kameleona, albo pojawiły się dopiero teraz - powiedział Blaine obserwując jak przestrzeń zaczyna się rozpadać odkrywając czerń.
- Pełnia już we wtorek. Została tylko jedna noc
- Dlatego koniec z polowaniami - rzucił szybko. - Będziemy musieli ją przeczekać - oznajmił. Jego rówieśniczka również widziała już ciemność zastępującą białą strefę. - Jutro do ciebie zajrzę - dodał po czym został zmuszony do opuszczenia Wymiaru Snów i wybudzenia się. Dziewczynę zaraz po tym spotkało to samo. Koniec polowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine