niedziela, 20 marca 2016

Sen osiemdziesiąty drugi - Czarna lawina

Koniec z tańcami towarzyskimi, jakie przejmowały jeszcze nie tak dawno cały parkiet. Pozostał tylko taniec ostrzy. Koniec z piękną muzyką, jaka wypełniała całą salę, zniknął melodyjny głos wykonawcy cudownego utworu, który trafiał nie tylko do uszu, ale i do serc. Istniał już tylko dźwięk zderzającej się ze sobą stali, a także chór w postaci czarnych bestii, raczących swym ciężkim sapaniem i rykami.
Łowca władał kataną z zawrotną prędkością. Musiał, jeśli chciał mieć jakieś szanse przeciwko upiorowi, który sprawnie władał dwoma ostrzami. Jedno cięcie po drugim, a każde miało na celu zranienie przeciwnika. Żwawe uniki, dokładne ciosy, tak samo precyzyjne bloki. Walka trwała, z oddali przypominała starcie wyśmienitych szermierzy. Jednak co jakiś czas roznosił się wokół niezwykły żar. Co jakiś czas nadciągały ataki wysłanników. Co jakiś czas jeden z przeciwników wykorzystywał nieuwagę bądź zachwianie drugiego. Ten czas pędził, choć zdawał się stanąć w miejscu.
Upiorna kobieta odbiła kolejny cios, a wtem wymierzyła własny. Gwałtowny zamach i poziome cięcie. Brunet ułożył katanę prostopadle do nadciągającego ostrza mocno trzymając rękojeść, a także przykładając płasko dłoń blisko końca swej broni, by ją wesprzeć. Zablokował atak, lecz wróg nie dawał za wygraną usilnie chcąc się przebić, jakby w jego głowie zaświtała myśl o przełamaniu w pół oręża wroga.
Pomniejsi rywale ruszyli szarżą na łowcę. Dzieląca ich odległość gwałtownie się zmniejszała. Kreatura miała dość usilnego próbowania przebicia się przez połyskującą stal. Ustawiła drugie ostrze do ataku, odsuwając je lekko do tyłu, by zaraz po tym szybko pchnąć je prosto w nastolatka, który skupiał się na wykryciu nadciągającej fali wrogów i określeniu ich odległości. Sekundy, nawet nie, mniej niż jedna sekunda. Skup się, nadchodzi ostrze - pomyślał próbując się zorientować w całej sytuacji, jaka ma miejsce.
Rozległ się podmuch, już któryś z kolei. Odepchnął nadciągającą falę stworów. Trafione bestie odrzucono daleko. Ze sporą siłą wiatr posłał je na koniec sali, aż uderzyły o ścianę. Skowyt rozległ się dopiero w momencie, gdy ich wychudzone, czarne ciała zaliczyły bliskie spotkanie z przeszkodą. Zaraz po uderzeniu o nią, opadły bezwładnie na ziemię. Niektóre trafiły na kolumny. Osuwając się o nie, pozostawiały czarną smugę. Ubrudziły ją jakby ich ciała faktycznie były pokryte w całości smołą.
Jednak niektóre kreatury skoczyły w podłoże niczym w głębię oceanu. Zniknęły całkowicie, nie zostawiając po sobie śladu. Ślad dopiero się tworzył przy ich przemieszczaniu się. Linia czarnego brudu biegnąca zygzakiem w stronę Blaine'a. Przez ten fakt, on nie mógł się wciąż całkowicie skupić na głównym przeciwniku. Musiał być czujny na nadchodzący atak wysłanników, mogący nadejść nawet i tuż spod jego stóp. Wyczuwał tą przemieszczającą się energię, ale póki nie przeszła na powierzchnię, nie mógł nic na to poradzić
Kolejny podmuch był już skupiony tylko na upiorze. Ostrze ruszyło, a wiatr pchnął gwałtownie monstrum wytrącając go z równowagi. Stal raz jeszcze osunęła się o stal w momencie, gdy brunet próbował w jak największym stopniu się odsunąć od modliszkowatego uderzenia. Udało się, chociaż ledwo. Wróg był zaskoczony na tyle, iż wyglądał jakby ogłuszył go silny cios z pięści w głowę. Faktycznie taki został wymierzony, jednak dopiero po tej akcji. Po utraceniu równowagi przez wroga, nastolatek odwołał broń i spowił pięści ogniem. Uderzył prawym sierpowym, dopiero teraz można było powiedzieć o prawdziwym oszołomieniu u upiora. Nadszedł lewy sierpowy, a w tym samym momencie stwory wyłoniły się tuż przy łowcy. Rzuciły się prosto na niego niczym drapieżne zwierzęta. Szybko ukucnął uderzając wciąż rozpalonymi pięściami w podłoże. Rozległ się niewielki wybuch, odrzucił wrogów. Ogień zaczął szybko ich pożerać. Jedynie główny przeciwnik przetrwał ten cios, chociaż zadał mu sporo bólu.
Alice odrzuciła w podobny sposób wysłanników, którzy przystąpili do ataku się na nią. Nie było od tego przerwy. Co rusz widziała, jak jedna fala biegnie na bruneta, a wraz z nią ta, która obrała sobie ją za swój cel. Obróciła się z wachlarzem w dłoni. Podmuch pochwycił napastników, uwięził w niewielkim wirze, w którego centrum znajdowała się łowczyni. Gwałtownie się zatrzymała, a wiatr odrzucił wrogów. Gdy tylko odparła wrogie natarcie, szybko wróciła wzrokiem do prawdziwej bitwy. Blaine biegł na upiora, a ten starał się pośpiesznie podnieść z podłoża. Chciała wykonać podmuch, przygwoździć go jeszcze na chwilę do tych zimnych kafelków. Wtem ten pomysł zszedł na dalszy plan, gdy tylko dosłyszała chorobliwe rzężenie docierające tuż zza jej pleców. Z przerażeniem odwróciła się wiedząc, że tuż za nią już czeka bestia. Złożyła przy tym tessen. Obróciła się pośpiesznie i ujrzała ją. Jej głowa była odrobinę dalej od niej. Instynktownie pchnęła w nią broń jakby był sporym nożem. Ku jej zdziwieniu, ale też i wielkiej uldze, bez problemu przebił na wylot smolisty łeb. Odetchnęła nieznacznie, czują jak serce uderza jej jak oszalałe. To naprawdę niezwykłe, że jeszcze nie dostałam zawału, pomyślała szybko. Niespodziewanie monstrum rozszerzyło jamę ustną, przez którą jeszcze przechodziła broń łowczyni. Jakby rozerwał powłokę, byle tylko otworzyć pysk. Jego górną i dolną część jeszcze trochę łączyły cieniutkie, czarne paski, prawie jakby łączył je czarny lep. Blondynka zrobiła wielkie oczy i w przestrachu rozłożyła wachlarz wciąż utrzymywany w głowie bestii. Rozciął łeb na pół, jego górna połowa powolnie zjechała na bok, aż upadła tak jak i reszta ciała. Dziewczyna miała wrażenie, że dawno nic jej tak nie obrzydziło. Część wysłannika opadła na podłoże wydając cichy plask, rozprysła się ciemna maź. Żadnej krwi, ani wnętrzności bliskich ludzkim. Tylko właśnie ta czarna substancja. Szybki oddech dziewczyny jeszcze bardziej przyspieszył. Cofnęła się do tyłu o kilka kroków przez chwilę nie mogąc oderwać wzroku od ciała kreatury, które już padło bezwładnie na podłogę. Zasłoniła dłonią buzię, nie wiedząc czy przeważa w niej strach czy obrzydzenie. Odwróciła się gwałtownie, przypominając sobie, że walka przecież wciąż trwa.
Blaine biegł szybko z wysuniętym do przodu ostrzem. Jeden precyzyjny cios prosto w serce. Wydawało się takie proste patrząc na wroga, który dopiero zebrał się na kolana. Ten wiedział, że nie zdąży się podnieść, złączył więc przed sobą ostrza w kształcie litery "x". Chłopak skierował nieco inaczej katanę, by przeszła bez blokadę. To się nie udało, upiór wytworzył tarczę. Gdzie by się nie zadało ciosu, powstała bariera nie przepuści go. Z taką siłą, jaką nastolatek wykonał natarcie, z taką po chwili został odrzucony do tyłu. Broń zniknęła, a on, chcąc usilnie uniknąć nieprzyjemnego zderzenia z ziemią, wysunął w jej stronę ręce. Dłonie przylgnęły do chłodnych kafelek, odbił się na nich nieznacznie odzyskując względną równowagę, aż opadł na ugięte nogi. Przykucając obserwował z grymasem wroga.
- Wciąż mam szansę - pomyślała, gdy zaobserwowała jak upiór jeszcze jest na kolanach. Zniszczył formację ostrzy wracając powoli do wstawania. Machnęła wachlarzem ku podłożu, kierując go do niego równolegle. - Przygwożdżę cię do ziemi - pomyślała pełna determinacji, a jej plan się powiódł. Upiór poczuł siłę tego ciosu, który zmusił go do powrotu na podłogę. Przylgnął do niej, a co więcej, nie mógł się ruszyć. Podmuch nie ustawał, nacierał na niego. Alice utrzymywała ten atak stale kierując silny wiatr na kreaturę. Trzymała mocno w dłoni tessen dokładnie w tej samej pozycji, na jakiej zakończyła machnięcie nim. Zwrócony ku dołowi, niemal drżał w jej rękach nie przerywając natarcia. Potwór poczuł się, jakby był w jakimś polu zwiększonej grawitacji, która brutalnie przyciąga go do podłogi. Bardzo powoli się podniósł, ale po chwili na powrót uderzał o podłoże przez tą siłę.
- Dalej, Blaine. Atakuj - mruknęła cicho pod nosem obserwując jak jej towarzysz zrywa się do biegu. Miała wrażenie, że ujrzała przez chwilę na jego twarzy chytry uśmiech, ale co do tego nie miała pewności. Była jednak pewna, że usłyszała ponownie przeraźliwe sapanie nadciągające tuż obok niej. Zwróciła w popłochu głowę w stronę, z której ów dźwięk pochodził. Nie myliła się, widziała jak monstrum już biegnie w jej stronę wysuwając do przodu szpony. Nie chciała przerywać ataku, ale sytuacja zdawała się nie dawać jej innej możliwości. Już nie była tak skupiona na nim, jego siła znacznie się zmniejszyła. Usłyszała kolejnego stwora, biegnącego z drugiej strony, ale zaraz po tym poczuła żar. Lekko zaskoczona obserwowała jak czarna postać jest pochłaniana przez ogień. Druga tak samo. Nawet trzecia, z której obecności zdała sobie sprawę dopiero teraz. Wróciła myślami do utrzymywania ataku. Teraz, albo nigdy. Wiedziała, że już tego ciosu nie powtórzy. Kosztował ją zbyt wiele energii. Musiało się udać.
Chłopak podbiegł tak szybko, jakby zamiast tego się po prostu teleportował. Chwycił pewnie rękojeść katany w obie dłonie i uniósł ją nad głowę. Celował prosto w serce, chciał już to zakończyć. Był już na to czas najwyższy. Wtem nagle uderzenie powietrza stało się słabsze. Podmuch stracił na sile, a upiór z determinacją i pewną dozą strachu chciał to wykorzystać. Ucieczka? Nie uda się. Unik? Marne szanse. Blaine nawet nie zdał sobie sprawy z faktu, iż atak rówieśniczki osłabł. Skupiony na tym ciosie, który miał zakończyć ten koszmar, gwałtownie opuścił w dół ostrze. Ostatni pomysł. Upiorna kobieta skrzyżowała ostrza, stworzyła się ledwie widoczna poświata. Katana uderzyła w barierę i została silnie odepchnięta. Zaskoczony nastolatek przez moment się zachwiał. Błyskawiczne spojrzenie na blondynkę. W szarych oczach przez ułamek sekundy zawitał duży płomień. Wykorzystał moc, spalił wysłanników. Wyczuł kolejnych, którzy biegli w stronę łowców. Większość podzieliła ten sam los, spalając się doszczętnie. Pozostali przestali mieć jakiekolwiek znaczenie. Wrócił myślami do wroga. Atak Alice ponownie go przytrzymywał, więc wciąż miał szanse. Nie na długo. Dziewczyna mimo wszystko była słabsza od upiora. Przeciwstawiał się powoli jej podmuchom. Z wysiłkiem starał się przedrzeć. Blaine to dostrzegł, pośpiesznie wykonał cięcie. Ostrze katany rozcięło brzuch upiornej kobiety. Zawyła z bólu, ale z jeszcze większą determinacją zaczęła przezwyciężać atak dziewczyny. Blondynka chciała wzmocnić atak, ale nie mogła. Obiecała towarzyszowi korzystać oszczędnie z energii. Nawet gdyby chciała mimo wszystko nadać większej mocy podmuchom, wiedziała, że to się nie powiedzie. Zbyt wielu wysłanników przystępowało na raz do ataku, to ją dekoncentrowało. Teraz szarżowała już na nią cała chmara. Musiała być w stanie wykonać unik i skupić się na otoczeniu. To było naprawdę trudne. Nawet nie przypuszczała, jak bardzo jest to wymagające.
Kolejne szybkie cięcie, kolejna głęboka rana. W końcu wróg się uwolnił od ciosu, gwałtownie machnąwszy ostrzami na boki. To nie przerwało jednak salwy ciosów bruneta. Przeciwnik uniósł przedramię, przyjmując nim atak. Odbił ostrze odpornym fragmentem ciała, po czym w popłochu zaczął się podrywać z powrotem na nogi. Kolejny atak, kolejne odbicie. Jeszcze nie zdobył pełnej równowagi. Potężny cios nastolatka, w momencie gdy go odbił, wprowadził go w lekkie zachwianie i nieznaczny obrót. Następny sprawił, że ostrze przejechało po łopatce postaci. Rozcięło skórę, bryznęła krew, koszmarny ryk ogarnął pomieszczenie. Wysłannicy ruszyli do ataku w dużej ilości z czego niektórzy już na samym początku zmienili formę. Wyłaniali się na powierzchnię i znikali, skacząc jak zające między tymi dwiema przestrzeniami, przechodząc z jednej formy w drugą. Nie było innego wyjścia, Blaine posłał po ziemi falę ognia, a za nią następną. Upiór z trudem zdobył się na wysiłek skrzyżowania ostrzy. Nawet bariera straciła na sile ostatecznie przepuszczając odrobinę żaru. Kobieca postać dyszała ciężko. Wzięła głęboki wdech. Nie próbowała uspokoić tętna, tylko wydobyła z siebie raz jeszcze przeraźliwy wrzask. Rozległ się wkoło, wypełnił pomieszczenie, na moment wręcz ogłuszył łowców, którzy chcieliby móc zasłonić uszy, lecz nie mogli. Znieruchomieli. Ich bębenki wyły bólem, który wraz z cichnięciem krzyku, powoli ustawał. Przeciwnik ucichł, ból jeszcze przez moment się utrzymywał. Portale wydawały się drżeć i rozpływać na trochę większy obszar. Całe pomieszczenie wydawało się ściemnieć, jakby zostało pogrążone w cieniu. Portale rozproszyły się nieznacznie, a z nich wyszło więcej czarnych kreatur.
Dwójka nastolatków patrzyła na upiorną kobietę. Mogli ruszać głową, mówić, mrugać. Dopiero od ramion w dół czuli się całkowicie sparaliżowani. Potwór zaczął dyszeć jeszcze ciężej, splunął przed siebie krwią. Był zgięty w pół jak scyzoryk. Wcześniej wijące się macki oklapły teraz były, jak zeschnięte łodygi obumarłych roślin, nie zdolne do najmniejszego ruchu.
- Taki piękny bal... - zaczęła mówić markotnie, wciąż mając głowę zwróconą w dół. Wzrok wbijała w podłogę, ale niezbyt długo. Uniosła go na bruneta. Powoli się prostowała. Z portali nieustannie wyłaniali się nowi wysłannicy. Żaden od momentu krzyku nie zbliżył się do łowców, ani rannej postaci. Stali w szeregach niczym żołnierze. Ustawieni pod ścianami, z czasem jeden na drugim, sprawili, że jaśniejszy wystrój sali był już zatracany przez czerń ich ciał. Tworzyli własny mur.
- Zniszczyłeś taki piękny bal - jęknęła stojąc już prosto. Wnętrzności zwisały z jej brzucha luźno jak łańcuchy. Chwyciła się za brzuch, jakby chcąc w ten sposób powstrzymać je od wypadnięcia z jej ciała. Zaczęła iść powolnie w stronę rozmówcy. Jelito umknęło jej dłoni opadając w dół i obijając się w chodzie o jej kolana. Machało nim od jednego do drugiego jak wahadłem. Alice nie mogła tego tak dokładnie dostrzec, gdyż postać była zwrócona do niej tyłem i stale się odsuwała. Zbliżała się natomiast do Blaine'a. - Nie daruję ci tego - parsknęła unosząc ostrze ku górze. Cała jej ręka drżała, ale posłusznie zaczęła szybko mknąć do wroga. Wtem strumień ognia otoczył pierścieniem swego właściciela, aż wreszcie rzucił się na przeciwnika niczym atakujący, groźny wąż. Ten niemalże w ostatniej chwili stworzył barierę z małym szokiem
- Myślałeś, że jak do tej pory daję z siebie sto procent? - zapytał z drwiną w głosie
- Lekceważysz mnie? - parsknęła wściekle upiorna kobieta
- Już i tak po tobie - odparł od niechcenia. W głębi jednak musiał przyznać, że trafił na wytrzymałego potwora. Był jednak przekonany, że jego wytrzymałości wreszcie dobiegł kres. Już teraz wyglądał na bliskiego śmierci.
Przeciwnik odszedł na kilka kroków, a w jego stronę zaczęła biec dwójka wysłanników. Szedł powolnie, jakby kulejąc. Na kafelkach pozostawiał po sobie ślady krwi. Zatrzymał się, spojrzał na Alice. Uniósł ku niej rękę, dając znak do ataku jednemu ze stworów. Pobiegła jak posłuszne zwierzę, a jednak na tyle groźne, by stanowić zagrożenie. Ledwie się zbliżył do blondynki, by pochłonął go ogień. Postać przyjęła ten widok ze spokojem i małym zastanowieniem. Obróciła się z powrotem przodem do bruneta. Ukryła swe ostrza w przedramionach. Stała przez moment bez słowa.
Alice patrzyła coraz bardziej poddenerwowana. Nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Jej rówieśnik także. Chciał już zakończyć tę walkę, ale wiedział, że samym ogniem tego nie zrobi. Mógł nim zadać tylko trochę obrażeń i się bronić. Miał tylko nadzieję, że upiór nie jest świadom, ile energii kosztuje go użycie mocy w tym stanie.
Do pełni zostały raptem dwa dni. To oznaczało minimalne zużycie energii w tym śnie. Zbyt duże zużycie jej tutaj oznaczać mogło śmierć w koszmarze pełni. Do tego nie mógł dopuścić, zakończyć walkę z jak najmniejszymi kosztami. Tego planu się trzymał i jeszcze przed pójściem na łowy przedstawił taki plan rówieśniczce. Nie był pewien na co upiór czeka. Czy na jego atak? W stanie paraliżu mógł jedynie użyć mocy, ale nawet mały atak w ów stanie kosztował wiele energii. Nie wytworzył ognia. Zakładał, że i tak by go nim nie zabił. Nie słabym płomieniem, a tylko na taki mógłby sobie co najwyżej pozwolić.
Oszczędzanie energii było kolejnym utrudnieniem w starciu, ale musiał się z nim liczyć. Nie tylko ono stanowiło przeszkodę. Nie mógł się całkowicie skupić na swoim przeciwniku. Musiał bez przerwy wykrywać energię innych kreatur. W czasie ciągłej wymiany ciosów z wrogiem, pilnował położenia pozostałych. Przez cały czas starał się mieć w ten sposób wgląd na pole walki. Obserwował, choć wzrok utrzymywał przy upiorze. Pilnował, by nie zostać zaatakowanym. Używał mocy, by pozbyć się napastników. Obserwował uważnie, czy jego towarzyszka nie jest w niebezpieczeństwie, a w razie takiej sytuacji pomagał mocą. To wszystko w jednej chwili. W chwili, w której jednocześnie starał się wyłapać okazję do zadania ciosu wrogowi, a także do uniknięcia jego. O ile ta walka byłaby prostsza, gdyby nie to? Alice bardziej się nad tym zastanawiała, niż chłopak. W sumie, nie dziwne, skoro jego myśli były skupione na wielu innych rzeczach i to bardziej istotnych niż gdybanie. Nie mogła mimo wszystko wyjść z podziwu. Sama ledwo była zorientowana co dzieje się dookoła niej i jednocześnie u rówieśnika. Przepaść dzieląca ich umiejętności wydawała jej się tylko większa. Ani przez moment ta szczelina, wielkości wielkiego kanionu, jej zdaniem się nie zwęziła. O ile byłoby to prostsze, gdybym była silniejsza? Zastanowiła się po chwili pytając siebie w głowie, jakby z zarzutami do swej osoby.
Upiór jęknął nagle z bólu. Spojrzał gniewnie na łowcę. Armia wysłanników zaczęła wydobywać przerażające wrzaski. Ich głośny dźwięk zdawał się wprawić podłoże w drganie.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo - wykrztusiła kobieca postać z olbrzymim gniewem. Wyprostowała się ignorując ból. - Jeszcze zatańczę - zaczęła mówić coraz głośniej. Niespodziewanie złapała za łeb wysłannika, który stał tuż przy niej. Uniosła go do góry, trzymając w dłoniach jego głowę. Trzymała go wysoko, tuż przed sobą, choć wzrok miała wbity w nastolatka. Stwór wierzgał kończynami, usilnie szukając nimi podłoża. Nie próbował się wyrwać, ale energicznie wił się i machał nogami czy to rękoma. - Zatańczę na twoim grobie! - krzyknęła wściekle ściskając trzymany łeb coraz mocniej. Wysłannik zaczął wrzeszczeć, cała reszta wydobyła z siebie podobne skowyty. Upiór miażdżył głowę stwora, aż wreszcie mu się to udało. Pękła jak balon, bryznęła na około czarna ciecz. Kobieca postać puściła martwą kreaturę, a jej ręce były całe pokryte substancją przypominającą smar. Dwójka łowców z niedowierzaniem i zdziwieniem obserwowała ruchy wroga.
- Nie dam się - powtarzał wkładając wnętrzności na miejsce. - Nie dam! - mamrotał zaczynając gładzić ranne miejsce. Skóra jak i krew zaczynały barwić się na czarno. Blaine powoli odzyskiwał możliwość ruchu, jednak wciąż poruszał się w niemożliwie wolnym tempie. Upiór zabrał dłonie i odetchnął z wielką ulgą. Z niedowierzaniem spostrzeżono, że po ranie prawie nie ma śladu. Czarna barwa zniknęła, jakby ciało wchłonęło całkowicie tą substancję. Kilku wysłanników podbiegło do postaci. Ta wysunęła ostrze. Sieknęła jednego z nich w pół, drugiego w poprzek. Wreszcie piątka trupów leżała dookoła niej - jej ofiary. Twarz przyozdobił niewielki uśmiech. Niespodziewanie jednak przybrał wyraz makabrycznego. Nieśmiały cichy chichot po chwili przeistoczył się w psychopatyczny, maniakalny śmiech. Uklękła w czarnej kałuży, wśród ciał zamordowanych bestii. Chwyciła łapczywie w dłonie zwłoki. Były jak zrobione z rozlatującej się, gęstej substancji. Zgarnęła rękami, jak łopatą, czerń stanowiącą jeszcze przed chwilą ciała kreatur.
- Tylko mi nie mówcie, że... - pomyślała Alice, ale nawet nie dokończyła. Już widziała jak upiór zajada się czarnymi jak węgiel ciałami. Łapczywe mlaskanie przebiło się przez gromkie skowyty wysłanników, którzy to po chwili zamilkli. Słyszała nawet jak postać przełknęła już kolejną porcję. Jej wszystkie rany zniknęły, nie pozostał po nich nawet ślad. Uniosła głowę ku górze z szeroko otwartymi oczyma. Odetchnęła z ogromną ulgą i rozkoszą i jeszcze raz cicho zachichotała. Nagle machnęła głową do przodu, luźno zwisała na szyi jak bez życia. To było tylko złudne wrażenie, było oczywiste, że kreatura odzyskała siły. Blaine stale próbował zrobić krok do przodu. Obserwował jak coraz szybciej może się poruszać. Jeszcze chwila, pomyślał czekając na moment zniknięcia tego uciążliwego stanu.
Upiór machnął w bok rękoma, wysunęły się ostrza. Przejechał nimi po czerni. Stal zaczęła się barwić, ciemnieć. Wstał, a broń była już całkowicie spowita tym kolorem, lecz po chwili zniknął. Zupełnie jakby stal go wchłonęła. Postać stanęła wyprostowana wciąż jeszcze mając spuszczoną głowę
- Teraz - powiedział sobie w myślach i momentalnie zaczął bieg. Katanę pochłonął płomień. Chłopak w oka mgnieniu zjawił się przy wrogu. Wykonał poziome cięcie, a ten odchylił się szybko do tyłu unikając ataku. Zaraz po tym wyprostował się z wysuniętymi do przodu ostrzami. Brunet odsunął się w bok, oddał kolejny cios.
Coś się zmieniło. Coś więcej, niż dało się zauważyć na pierwszy rzut oka. Przeczucie Blaine'a dało mu to do zrozumienia, gdy zauważył szeroki uśmiech i obłęd w oczach upiornej kobiety. Nie wiedział jednak, iż oznaczało to, że ta wreszcie "to" dostrzegła. Wcześniej zaślepiona walką nie przywiązała do tego uwagi. Roztargnienie chłopaka. Stała obserwacja całego pola bitwy, by móc chronić siebie i towarzyszkę przed wysłannikami sprawiało, że nie mógł w pełni obserwować posunięć przeciwnika. Spotkanie silnego upiora to wielkie ryzyko. Na tym poziomie nie tylko mogą mówić i się ukrywać. Dedukcja i myślenie, im potężniejszy upiór, tym na wyższym poziomie jest jego inteligencja i przebiegłość. Ta kreatura potrzebowała tego małego bodźca. Znudziła się tańcem ostrzy, obudziła się w niej wściekłość w chwili gdy została tak ciężko ranna. Obudź w sobie szaleństwo, myślenie, przebiegłość. Czas zakończyć ten bal na dobre, koniec z tańcem w brzmieniu zderzającej się stali. Ta symfonia przestała już bawić.
Trwała mimo to jeszcze przez jakiś czas. Parowali swoje ciosy, jeden po drugim. Upiór grał, czekał na odpowiednią chwilę. Wystarczył tylko jeden mały moment nieuwagi łowcy, aby zacząć działać.
Pomniejsi rywale ruszyli niczym gwałtowna i groźna lawina. Sypnęli się wielką grupą nacierając bardzo szybko na swój cel. Gromada czarnych bestii wyjących wściekle, jakby to był ich znak do ataku, zaczęła szarżować prosto na Blaine'a. To była jednak tylko garstka tego, co zmierzało na jego towarzyszkę. Istny tabun, prawie jakby mrok wylewał się w pomieszczeniu, a za cel uznał blondynkę. Skakali odbijając się od kolumn bądź swych pobratymców.
Salwa ataków upiora zyskała nagle na szybkości i sile. Z większą determinacją i precyzją nacierał ciosami. Nastolatek się skrzywił, szybko odbijał ciosy, co przychodziło mu coraz trudniej. Energia kreatur zlała się w jedną wielką masę, tak jak i zresztą ich grupa w jedną wielką czarną lawinę. Fala ognia pobiegła wokół niego, lecz nie mogła pozbyć się wszystkich wrogów. Wielu umknęło jej zatapiając się w podłożu. Z portali wciąż wyłaniali się kolejni. Nie sposób było nawet określić ile wysłanników już znajduje się w sali.
Alice z przerażeniem zaobserwowała gwałtowny obrót sytuacji. Zaczęła się kręcić w koło pośpiesznie tworząc tornado. Stopniowo zyskiwało na sile. Rzucające się stwory zostały odepchnięte przed ten wir powietrza. Nastolatka się wreszcie zatrzymała, lecz wciąż była otoczona tornadem. Nie wiedziała jak długo je utrzyma, nie mogła tracić energii, a nawet ignorując to, atak był ciężki do stałego podtrzymywania. Nacierający wrogowie dodatkowo doprowadzali powoli do jego wyczerpania. Ich nacieranie na niego sprawiało, że tracił swą moc.
Blaine kontynuował parowanie ciosów. Atak za atak, ich wymiana wciąż trwała. Pośpiesznie podpalał pojedynczo bestie, które były już niebezpiecznie blisko. Było coraz ciężej o skupienie. Szalejące energie stawały się nie do ogarnięcia, było ich zbyt wiele. Gdyby nie trwająca potyczka, byłaby możliwość, że zorientuje się na powrót w sytuacji. To wymagało skupienia, wymagało chwili przerwy i wymagało przede wszystkich przerwania walki z upiorem. Ten na to nie pozwalał. Gdy tylko brunet się oddalał choćby o kilka kroków, przeciwnik błyskawicznie podbiegał i zadawał kolejne ciosy.
- Myśl Blaine, myśl - warknął do siebie. Obszar dookoła Alice był prawie całkowicie zlany w jedną energię. To wyglądało jak tornado wewnątrz czarnego morza. Chłopak zacisnął zęby próbując się skupić na najbliższym otoczeniu towarzyszki. Upiór uśmiechnął się podstępnie. Alice wciąż utrzymywała atak, który powoli tracił na sile. Nagle jeden z upiorów wleciał w wichurę z taką siłą, że do połowy przedarł się do łowczyni. Jego szpony mało nie drasnęły jej ramiona, lecz już porwała go wichura i odrzuciła. Przerażona nastolatka zrobiła gwałtownie krok do tyłu. Słyszała głośne charczenie kreatur.
Uśmiech nie znikał z twarzy upiora. Blaine coraz wolniej reagował na jego ataki przez skupianie się na wysłannikach. Niespodziewanie jeden z nich wyłonił się tuż pod stopami jego towarzyszki. Krzyknęła w przerażeniu. Brunet momentalnie odskoczył jak najdalej od upiora. Musiał zyskać chociaż sekundę. Chociaż pół sekundy. Monstrum wewnątrz tornada wysunęło rękę do ataku, aż nagle ogarnął go ogień. Płomień był ogromny, wściekły żar. Pochłonął go i spalił doszczętnie w oka mgnieniu, a Alice patrzyła na to z trwogą. Nie mogła już utrzymać dłużej tornada, kreatury zbyt silnie na nie nacierały, a co więcej i tak udało im się znaleźć sposób na obejście go. Wirujący dookoła niej wiatr gwałtownie się rozprzestrzenił jeszcze na sam koniec odpychając każdego pobliskiego wroga. Tylko to jeszcze mogła zrobić. Odrzucić stwory chociażby na krótką chwilę.
Upiór raz jeszcze podbiegł do bruneta, by zaatakować. Ten odparł cios i odskoczył jeszcze raz. Stale przerzucał wzrok na tornado, które nagle odrzuciło wszystkich pobliskich wrogów jak fala uderzeniowa. Zatrzymał wzrok na towarzyszce upewniając się, że wszystko gra. Przynajmniej na tyle, na ile to możliwe. Poczuł małą ulgę, a zaraz po tym dostrzegł przerażenie wypisane na twarzy dziewczyny. Spróbował wykryć energię najbliżej znajdujących się wysłanników, którzy mogliby niespodziewanie wyskoczyć na powierzchnię, by zaatakować. Nagle, jak porażony, przerzucił w pośpiechu spojrzenie z powrotem na upiora. Dlaczego nie atakuje? Zadał sobie to pytanie, aż dostrzegł jego przebiegły wyraz twarzy. Nagle kreatura odwróciła się szybko do niego plecami i ruszyła do ataku. Ruszyła przed siebie, obrała nowy cel. Blaine pojął w tamtej chwili jego plan. Zrobił wielkie oczy w chwili, gdy upiór zrobił pierwszy krok w kierunku dziewczyny. Wszyscy wysłannicy rzucili się na Alice niczym gigantyczna czarna lawina, ogromna fala. Nieliczne zmieniły formę w różnych odstępach czasu. Upiór zaczął biec w jej stronę z niezwykłą szybkością. Łowca w pośpiechu również zaczął bieg. Musiał go wyprzedzić. Musiał. Tylko czy był w stanie? Szybkość kobiecej postaci znacznie wzrosła od momentu pożarcia czarnych stworów. Prawie jakby zniknął i pojawił się tuż przed nastolatką. Miejsce startu Blaine'a było dalej, gdy zaczęli się ten wyścig. Wyścig z czasem, wyścig o życie. Pobiegł najszybciej, jak tylko mógł. To nawet nie była minuta. Dziewczyna była w ogromnym szoku. Jeszcze przed chwilą spłonął przed nią jeden z wysłanników, a teraz zupełnie niespodziewanie upiór unosił nad swoją głową oba ostrza z maniakalnym uśmiechem. Zaraz nastąpi cięcie. Za moment stal przetnie powietrze, aż na swej drodze natrafi na ciało łowczyni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine