środa, 6 stycznia 2016

Sen siedemdziesiąty pierwszy - Nów

Chłopak stanął naprzeciwko łowczyni. Było widać po nim pełną powagę i skupienie. Na dworze całe niebo było, już od jakiegoś czasu, niezwykle ciemne. Ozdobione milionami gwiazd, które mieniły się na jego przestrzeni. Tym razem jednak były to jedyne widoczne ciała niebieskie. Księżyca nie można było tej nocy dostrzec, nawet wytężając wzrok. Nie przez chmury, które w niewielkiej ilości kłębiły się na granatowej przestrzeni. Księżyc ukrył się przed ludźmi, nadeszła noc nowiu.
Dla grupki łowców oznaczało to jedno, a mianowicie moment wyczekiwanego spotkania.
Brunet był już na nie gotowy. Z wyczekiwaniem spojrzał na postać stojącą przed nim.
- Gotowa? - zwrócił się do towarzyszki. Widział na jej twarzy malującą się niepewność. Niebieskie oczy zwróciły się w jego stronę, przez chwilę błysły się jakby były przeszklone. Dziewczyna przytaknęła, przełykając, przed tym gestem, nerwowo ślinę. Jeszcze nie opuścili jej snu, jeszcze nie zbliżyli się do pomieszczenia mężczyzny, gdzie zapewne już czekali na nich łowcy. Dopiero podejmowała pierwsze kroki w kierunku własnych drzwi, a mimo to już czuła inną atmosferę. Roztaczała się dookoła dwójki nastolatków, obrastała jak winorośl, krępowała ruchy. Blondynka nie wiedziała, na ile przeżywa to jej towarzysz. Czy tak samo jak ona? Tak naprawdę to nie chciała znać odpowiedzi. Za bardzo się jej bała. Bo jeśli ta odpowiedź nie będzie brzmieć tak, jakby tego chciała, to tylko zwiększy ciężar owej atmosfery, który wystarczająco już ją przytłaczał. Serce nie chciało się uspokoić i biło coraz szaleniej. Alice zatopiła spojrzenie w czerwieni. Podążała za nią, starając się opanować. Zwolnić te rytmiczne uderzenia w klatce łomoczące jak dzwon kościelny. Czerwień się zatrzymała. Chłopak nacisnął klamkę i pchnął drewniane drzwi, za którymi rozchodziła się ta sama biel, jaka otaczała ich przez cały czas. Minęli próg przejścia, znaleźli się na korytarzu. Dla nastolatków wydawały się to ostatnie chwile na wytchnienie. Czerwień zastąpiła czerń, w momencie, gdy brunet obrócił się przodem do towarzyszki. Uniosła wzrok z jego koszulki, chcąc dotrzeć nim do szarych oczu. Zatrzymała się na nich. Nie była w stanie ukryć poddenerwowania.
- Uspokój się, nie możemy po sobie okazać strachu - oznajmił krótko, a ta przytaknęła. Zdawała sobie z tego sprawę, ale zachowanie zimnej krwi, w tym momencie, było dla niej równie prawdopodobne, co utrzymanie spokoju będąc zamkniętą w klatce z dziką bestią.
- To tylko rozmowa, zwykłe spotkanie - powiedziała do siebie, mając nadzieję, że wypowiadając to na głos, łatwiej jej będzie wbić sobie tę myśl do głowy. Nic bardziej mylnego. Te słowa poszybowały dalej, przeleciały jej koło ucha. Brunet przywołał kartę Jokera i spojrzał na towarzyszkę jakby litościwie.
- Nic się nie wydarzy. W razie czego przecież jestem z tobą - powiedział unosząc otwartą dłoń, skierowaną wewnętrzną stroną do góry. Alice spojrzała na ten gest nieco się uspokajając. Gest, jakby brunet zapraszał ją do tańca, a nie na spotkanie z ludźmi, którzy mogą chcieć ich zamordować. Ułożyła swoją dłoń na jego. Po chwili, za sprawą karty, przenieśli się w inne miejsce.
Znaleźli się przed drzwiami, a na zawieszonej na nich tabliczce widniał napis: "Gene A. Barnes". Nie weszli do środka, zatrzymał ich kobiecy głos.
- Co tak długo? Zaczynałam już się nudzić tym czekaniem - zwęziła różowe oczy, spoglądając na dwójkę łowców, którzy momentalnie obrócili się w jej stronę. Alice w pierwszej chwili serce niemal stanęło w gardle.
- Tak długo czekałaś? - zapytała po wzięciu głębokiego wdechu
- Powiedzmy, że cierpliwość nie jest moją mocną stroną - odparła krzyżując ręce na piersiach. Po łowczyni nie było widać cienia zdenerwowania. Czy to przesadna pewność siebie, czy może jedynie przybrała taką maskę? Stała dumnie, jakby nie mogąc się doczekać, aż wreszcie ujrzy dwójkę nastolatków, a przynajmniej Alice. Na jej towarzysza rzuciła krótkie spojrzenie, po czym prychnęła cicho pod nosem. Ten natomiast spoglądał na nią w pierwszym momencie z niedowierzaniem. Zerknął kątem oka na rówieśniczkę, unosząc brew w niewielkim zaskoczeniu.
- Co ona tutaj robi? - zapytał czując, że jeśli tego nie zrobi, to nikt nie uraczy go odpowiedzią, nawet jeśli było do przewidzenia, że takie pytanie padnie. Nastolatka spojrzała na nią porozumiewawczo, jakby miała nadzieję, że to ona coś powie. Nie była pewna, czy znajoma zrozumiała ten gest, czy po prostu jej gadatliwość sama kazała słowom wypłynąć z ust.
- Nikt ci nie powiedział, że też wpadnę? No to masz niespodziankę! - oznajmiła radośnie tylko jeszcze bardziej irytując rozmówcę
- Alice, wiedziałaś o tym? - spojrzał nagle na nią srogo, a ta odwróciła wzrok jakby szukała gdzieś po otoczeniu odpowiedzi
- Przecież nawet gdybym ci to powiedziała, to nic by to nie zmieniło. Zdenerwowałbyś się, powiedział, że nie ma takiej opcji, a ona i tak by przyszła - rzekła pośpiesznie. - To i tak było nieuniknione
- Daj jej spokój, chyba dobrze, że przyszłam, nie? - wtrąciła szybko, na powrót ściągając na siebie uwagę
- Co w tym dobrego? - zapytał z podejrzliwością sceptycznie nastawiony do łowczyni
- Mówiłam ci, że nie będzie zachwycony - westchnęła
- Jak to co? Dodatkowe wsparcie ci się przyda, prawda? A ja czuję, że będzie ciekawie, nie chcę tego przegapić - wyjaśniła z uśmiechem.
- Ty chcesz mi pomóc? - zapytał z niedowierzaniem
- Szczerze, to ty mnie gówno obchodzisz. Raczej chcę pomóc Alice, ale skoro jesteś z nią w pakiecie, to co mi tam - odparła spokojnie. Przez całą rozmowę wydawała się jakby całe to spotkanie jej nie dotyczyło. Żadnego stresu, poddenerwowania. Blondynka z zastanowieniem myślała,w czym tkwi jej sekret, ale czuła, że raczej go nie odkryje. Mimo wszystko, była jej wdzięczna za pojawienie się, a raczej za przegonienie, choć na chwilę, ciążącej atmosfery. Blaine natomiast nie mógł oprzeć się wrażeniu, że za zamiarami łowczyni coś się kryje. Nieufność go nie opuszczała, ale dobrze też wiedział, że zaraz za drzwiami, do snu Gene'a, może wydarzyć się wszystko. Nawet jeśli mu to nie pasowało, to dodatkowy sojusznik nie był złą opcją.Westchnął zrezygnowany, czując, że dalsza debata na ten temat i tak nie ma sensu
- Dobra - rzucił od niechcenia. - Ale wyjaśnijmy sobie coś, nim wejdziemy do tego snu. - rzekł z pełną powagą. Rozmówczyni oparła dłonie na biodrach i ze znudzoną miną czekała na wykład. - Nie odzywaj się niepotrzebnie, nie rzucaj się do walki, jeśli to nie będzie konieczne i nie prowokuj tam nikogo, żeby tą walkę zaczął
- Za kogo ty mnie masz? - warknęła z oburzeniem
- Za idiotkę, która nie umie się ugryźć w język i najpierw działa, a potem myśli - odparł momentalnie sprawiając, że twarz dziewczyny przybrała groźny wyraz
- Blaine, daj spokój - wtrąciła towarzyszka nieco zirytowana
- Słowo daję, że w końcu przywalę ci w ten nadęty łeb - warknęła srogo
- Avril - rzuciła karcącym tonem. Ciągle była przejęta, że we śnie mężczyzny, zamiast spotkania, będzie rozlew krwi, a jak się okazało, już dwójce jej znajomych niewiele brakowało, by zacząć walkę, jeszcze przed wejściem do środka pomieszczenia. - Tylko ja to biorę na poważnie? - pomyślała markotnie i karcącym wzrokiem zmierzyła towarzyszy. Oboje odwrócili od siebie wzrok z naburmuszoną miną. - Możemy już iść na to spotkanie? - zapytała z rezygnacją
- Czekajcie - zatrzymała ich nagle łowczyni, a ci spojrzeli na nią pytająco. - Selene nie mówiła konkretnie, kto będzie jeszcze czekać w tym śnie. Możliwe, że będą też tamci łowcy, którzy nam przekazali jej prośbę o spotkanie - oznajmiła, ale dwójka nastolatków już zdawała sobie z tego sprawę. Dziewczyna o różowych oczach nagle stała się całkowicie poważna. Myśl, że zaraz wejdą do tamtego pomieszczenia, przywołała na powrót ten znaczący nastrój. - Alice ci powiedziała, jakimi zdolnościami dysponuje tamten łowca, którego spotkałyśmy? - zwróciła się do chłopaka. Widać było, że koniec żartów. W oczach Alice, sytuacja musiała być naprawdę poważna, skoro ta dwójka nagle zaczęła ze sobą rozmawiać na spokojnie, nie drwiąc ani nie rzucając obelgami na siebie.
- Tak. Chłopak w półmasce gazowej. Tworzenie dymu, a broń to nóż, tak? - upewniał się, rozmówczyni mu przytaknęła podchodząc do dwójki nastolatków
- Skrytobójca i to niezwykle szybki. Jest jeszcze ta Azjatka
- Jej mocy nie widziałyśmy - wtrąciła blondynka jeszcze przez moment wracając myślami do tamtego momentu we wspomnieniach, kiedy ją spotkały
- Ty nie, ja tak - odparła wciąż zachowując powagę. Brunet nagle z większym skupieniem wsłuchiwał się w jej wypowiedź. - Podczas pełni, gdy miałam pilnować luster, przez które przeszliście, spotkałam tę trójkę
- Trójkę? - zdziwili się oboje
- Poza tamtą dwójką był jeszcze jeden chłopak. Nie tyle znam moc tamtej Azjatki, co broń
- Więc, co to za broń? - dopytywał łowca po tym, jak dziewczyna zrobiła przerwę.
- Nożyczki - rzekła ze spokojem, a blondynka spojrzała na nią z niedowierzaniem i przybliżyła się, jakby nie słyszała, co właśnie zostało powiedziane
- Nożyczki? - zapytała niepewnie, mając wrażenie, że się przesłyszała, chociaż wprawdzie, to w to wątpiła.- Avril, mówisz poważnie? - rzuciła sceptycznie
- Hej, mówię co widziałam, a widziałam, jak tamta baba, jednym ruchem tych nożyczek, sprawiła, że raptem w sekundę łowca stracił całą rękę - odrzekła z małym oburzeniem słysząc w głosie rozmówczyni wątpliwości
- Czyli tak jak myślałem - westchnął brunet. - To nie będą świeżo upieczeni łowcy
- Pewnie swój staż już mają w tym wymiarze - skomentowała. - Co do trzeciego... Świr z czerwonym irokezem. Mocy nie znam, a broń to pistolet. Wtedy byli we trójkę - oznajmiła. Nastolatek spojrzał na drewniane przejście. Już za długo kazali Selene czekać.
- Dzięki, Avril - rzuciła radośnie dziewczyna, wnet na twarzy łowczyni zagościł chytry uśmiech
- No proszę, proszę... Czyżbym się przydała? - rzuciła podstępnie do chłopaka, który spojrzał na nią kątem oka
- Idziemy - wydał polecenie podchodząc do drzwi. Avril zrobiła naburmuszoną minę i dołączyła do towarzyszy. Zbyt wiele czasu to trwało, zbyt wiele upłynęło, a jednak najbardziej męczyło pytanie, jak upłynie czas po tym, jak wkroczą do snu brodatego staruszka.
Blaine chwycił powoli za klamkę. Otworzył drzwi, które po pchnięciu odkryły kolejną pustkę o jasnej barwie. Przeszedł przez ich próg, a zaraz za nim dwie łowczynie. Żadne z nich nic nie widziało, poza bielą, aż do momentu, gdy przejście za nimi się zamknęło. Absolutna cisza. Wzrok wielu łowców skierowany był w stronę trójki przybyłych. Tylko jedna postać było zwrócona do nich tyłem. Stała dalej, tuż przed barierą, w której spoczywał śpiący. Wpatrywała się w niego, wciąż nie racząc "gości" choćby krótkim spojrzeniem. Alice przeszedł dreszcz. Patrzyła prosto przed siebie, na nieznaną postać. Strach ogarnął ją na tyle, że zabraniał jej chociażby się rozejrzeć po otoczeniu. Wszyscy milczeli, a mimo to ona słyszała hałas. Uderzenia jej serca tak szybkie i mocne, jakby chciało ono wyrwać się z klatki piersiowej. Łomotało głośno. wszystko wyciszone poza tym dźwiękiem. Z nadzieją, że tylko ona tak donośnie słyszy ten odgłos, czekała na ruch towarzysza. Powstrzymywała się od podejścia do niego bliżej. Była niczym mała dziewczynka zabrana w miejsce pełne obcych ludzi, którzy wydawali się jej straszni. Chciała się schować za plecami i udać, że jej nie ma.
Druga blondynka nie miała tak dużego problemu z rozejrzeniem się. Stała cały czas prosto i sztywno, naciągnięta jak struna. Niczym żołnierz, któremu wydano polecenie, by stanął na baczność. Jedynie kątem oka starała się zorientować w sytuacji. Liczyła w myślach. Jeden, dwa. Trzy, cztery. Jeszcze pięć. Piątka łowców, z czego trójkę rozpoznała, a stała ona po jej lewej stronie, nie spuszczając podejrzliwego wzroku z niej i jej znajomych. Pozostałej dwójki nie mogła zidentyfikować. Blaine nagle wykonał ruch. Spokojny, a mimo to ciśnienie podskoczyło, jakby właśnie ruszał na pole wypełnione ukrytymi minami. Jedynie mały krok. Alice przeszedł dreszcz i niemal podskoczyła. Atmosfera była jeszcze gorsza, niż uprzednio. Przygniatała ją jak głaz. Bała się zrobić krok, tak jakby po niewłaściwym ruchu miała zostać natychmiast zastrzelona. Brunet oddalił się już na dwa stąpnięcia. Avril dotrzymywała mu powolnego tempa. Jego rówieśniczka natomiast, jak oparzona, zrobiła gwałtowny ruch, chcąc wyrównać chód z towarzyszką. Przez myśl przeszło jej tyle czarnych scenariuszy, na które wcześniej by zapewne nawet nie wpadła. Mimowolnie spojrzała w bok, jakby chcąc sprawdzić, czy wszystko wciąż gra. Zobaczyła łowcę o jasnych, zielonych oczach, trzymanych za szkłami okularów. Kilka niesfornych kosmyków, jego kasztanowych włosów, wydawała się chcieć dosięgnąć czarne oprawki.  Skrzyżowane ręce na klatce piersiowej przysłaniały napis, który widniał na jego białej koszulce. Jego wcześniej nie spotkała. Jaką ma moc i broń? Nim zdążyła się nad tym głębiej zastanowić, ten nagle uniósł kącik ust w zadziorny uśmiech. W popłochu wróciła spojrzeniem, ale już po chwili kątem oka zerknęła na lewo. Dwójkę łowców rozpoznała. Trzeci był jak z opisu dziewczyny. Wydawali się spokojni, jedynie czerwonowłosy mężczyzna sprawiał wrażenie znudzonego. Przykucał podążając wzrokiem, za ruchem gości. Blaine się nagle zatrzymał. Blondynki zrobiły to samo, zaraz po nim. Od nieznajomej osoby i bariery ze śniącym, dzieliła ich jeszcze pewna odległość. W tej absolutnej ciszy nie było słychać ani jednego kroku, który wykonali. Ta cała cisza była z każdą chwilą coraz gorsza, coraz bardziej uciążliwa. Alice jeszcze nigdy tak bardzo nie chciała, by ktoś wreszcie przerwał milczenie. Bicie jej serca zaczynało powoli się uspokajać, wracając do regularnych uderzeń, ale wcale nie czuła się spokojniej. Stała jak wryta, przyglądając się postaci przed sobą, która ukrywała się pod czarną peleryną i zarzuconym na głowę kapturem.
- Jestem - oznajmił brunet ze stanowczością w głosie, na jaką jego towarzyszkę, w tym momencie, na pewno nie byłoby stać. Nie chciała wiedzieć, czy naprawdę jej rówieśnik, bez problemu jest w stanie zachować w takim momencie zimną krew, czy tylko sprawia takie pozory. Wystarczyło, że dzięki temu czuła się chociaż odrobinę spokojniej.
- Cieszę się, że się zjawiłeś - usłyszeli kobiecy, niemalże melodyjny głos. - Już się bałam, że jednak nie przyjdziesz - dodała ściągając z głowy kaptur i powoli opuszczając wzrok ze śniącego
- Więc to ty jesteś Selene - stwierdził bez wyrazu. Łowczyni gwałtownie obróciła się w stronę rozmówcy. Przez szybki ruch peleryna się delikatnie uniosła. Spod niej wyłaniały się długie nogi, ale tylko kawałek jasnej skóry był widoczny. Już od połowy ud zaczynały się długie, czarne buty na platformie, doprawione do tego jeszcze wysokim obcasem. Obuwie przylegało do jej ciała niemalże jak rajstopy. Alice nawet nie chciała myśleć, jak musi się walczyć w takim odzieniu, chociaż jej towarzyszka radziła sobie w niewiele lepszym stroju.
- Zgadza się - oznajmiła z życzliwym uśmiechem. Blaine i Avril wątpliwi w jego prawdziwość, ale ich nieufność, już na samym wejściu, zmusiła ich do przemyśleń, na temat każdego łowcy w tym śnie. Natomiast Alice w momencie, gdy spojrzała na jej twarz, ogarnął ją strach. Samo spojrzenie na jej oczy przyprawiało ją o ciarki, nawet jeśli rzucały spokojne spojrzenie. Były zupełnie inne, niż powinny być. Jak dotąd myślała, że oczy o odmiennym kolorze już są dość niezwykłe, jak chociażby te różowe, które należały do Avril. Przy tych, to było naprawdę niewiele. Źrenica, cienka i podłużna jak u kota. Twardówka ogarnięta przez czerń, chociaż normalnie powinna być biała. Tęczówka była natomiast czerwona. Selene przyjrzała się chłopakowi, później osobie po jego lewej, aż w końcu przeniosła wzrok na nastolatkę. Wymiana spojrzeń niezwykle krótka. Blondynka spłoszona wręcz podskoczyła i zrobiła nieśmiało krok w stronę chłopaka. Niespodziewanie rozległ się śmiech.
- Wystraszyłam cię? - zapytała jakby rozbawiona tym faktem. Alice wydobyła z siebie resztki odwagi, by spojrzeć na rozmówczynię, która wciąż się jej przyglądała. - Wiesz jak to mawiają? - zapytała, wykonując po chwili tylko dwa niewielkie kroki w ich kierunku. - Oczy są zwierciadłem duszy - dodała z zadziornym uśmiechem, zatrzymując się.
- Czego ode mnie chciałaś? - wtrącił niespodziewanie chłopak odciągając uwagę łowczyni od towarzyszki i ściągając ją z powrotem na siebie. Postać wydawała się młoda, ale mimo wszystko starsza od nich. Miała suche, poniszczone włosy, proste jak drut. Były fiołkowe, ale niezwykle jasne, a do tego długie. Jak rama, oprawiały twarz wyglądającą jak u porcelanowej laleczki. Jasnej, gładkiej i wydającej się bardzo delikatną, gdyby nie mrożące krew w żyłach spojrzenie. Na głowie miała czarną ozdobę, noszoną niemalże jak diadem, ale ani trochę go nie przypominała. Wydawała się bardziej zbliżony do ciernia. Do tego, dość pasujące do reszty, czarne kolczyki sporej wielkości.
- Wiem, że właściciel elementu ognia, obrał sobie za cel zabicie Jokera - oznajmiła dostojnie i z pełnym przekonaniem, co do swoich słów. - Chciałam się dowiedzieć, czy to prawda. - rzekła spokojnie, a Blaine przytaknął bez większej zwłoki. Nagle kobieta uniosła nieznacznie wzrok, jakby z zainteresowaniem. Bez wątpienia czuła swą wyższość, było to po niej widać. Avril zmuszała się do milczenia, hamując słowa, które cisnęły jej się na usta, jak kule wystrzelone z armaty. Wciąż czuli na sobie wzrok łowców, którzy znajdowali się w tym pomieszczeniu.
- Przyszedłem tutaj po informacje - powiedział po chwili milczenia. Cel jego wizyty był wystarczająco dla niego jasny. Nie miał zamiaru zwlekać. Chciał, żeby od razu stał się jasny i dla jego rozmówczyni.
- Od razu chcesz przejść do rzeczy, tak? - rzuciła w zamyśleniu. -  Zdajesz sobie sprawę, że nie ma nic za darmo, prawda? - dodała z uśmiechem
- Nie mieliśmy ich otrzymać za samo stawienie się na spotkanie? - wtrąciła Avril mierząc łowczynię podejrzliwym spojrzeniem, lecz ta tylko się zaśmiała
- To chyba byłoby zbyt proste, nie uważasz?
- Więc czego chcesz? - wtrącił dość oschle. Selene spoważniała gubiąc swój uśmiech.
- Już dość długo zbieramy informacje o Jokerze - rzekła  wciąż okryta narzutą. Spojrzała na swoich towarzyszy, jakby wracając myślami do odległych wspomnień. - Wszyscy razem, ciężką pracą. - mówiła dalej, ale rozmówca czekał tylko, aż przejdzie do sedna, co odwlekała. Zupełnie jakby delektowała się tym spotkaniem. Napawała się tą rozmową, chociaż w oczach gości nie należała ona do przyjemnych. Powaga sytuacji ciążyła nad łowcami. Nie od razu, ale stopniowo było ją czuć coraz bardziej. Teren wydawał się neutralny, a mimo to blondynki czuły się jak na wrogim terenie. W zasadzie, czuły się już jak pojmane. Nawet wzrok Selene, kiedy tylko na chwilę zatrzymywał się na którejś z nich, miał w sobie taki charakter, jak spojrzenie groźnego zwierzęcia, patrzącego na ofiarę. Alice za każdym razem, kiedy zderzał się ich wzrok, drżała. Starała się tego nie okazać, ubrać maskę chociażby obojętności, albo jakiegokolwiek innego stanu. To było dla niej niezrozumiałe, uczennica z sekcji aktorskiej, a nie jest w stanie odegrać roli spokojnej i opanowanej osoby. Jednak istniała różnica, a ją akurat rozumiała. To nie scena teatralna, na której odgrywana jest sztuka. Chciałaby móc spojrzeć w scenariusz, by odkryć, co nastąpi za chwilę. Najchętniej dowiedziałaby się od razu, jak ta cała historia się zakończy. Nie mogła. Nie wiedziała co ma mówić i robić, nie wiedziała co się wydarzy. Mogła jedynie starać się zachować zimną krew i pozorować stoicki spokój. Na jej nieszczęście, Selene nie była tak głupia, by się na tą grę nabrać. Właściwie, to czuła się bardziej, jakby to ona rozdawała karty, samemu mając sporo asów w rękawie, a może raczej jokerów. Jej sprytnemu spojrzeniu zdawało się nic nie umknąć. Zbliżyła się jeszcze trochę, ale wciąż starała się zachować pewien dystans. Z podstępnym wyrazem twarzy spojrzała prosto na niebieskooką.
- Ty pewnie jesteś właścicielką elementu wiatru, zgadłam? - zmieniła nagle temat widocznie zainteresowana jej osobą.
- Wydaje mi się, że to ze mną chciałaś rozmawiać - rzucił nieco srogo. Domyślał się, co ona kombinuje. Chociaż nie mógł mieć gwarancji, że jego podejrzenia są słuszne, nie miał zamiaru tego sprawdzać. Znowu pojawiło się w oczach kobiety zainteresowanie. Zdawała się wszystkich kolejno analizować. Każde słowo, każdy gest, każde zachowanie.
- To chyba nie problem, że zamienię słowo z twoją koleżanką, prawda?
- Nie mamy na to czasu - odparł momentalnie, a jego wzrok przybrał srogi wyraz. Łowczyni uniosła kącik ust w chytrym uśmiechu.
- Będziesz zawzięcie bronić, prawda? - zapytała, ale chłopak nie zaszczycił tego odpowiedzią. Uniosła dumnie głowę, nieco w tryumfalnym geście, po czym znowu spojrzała na blondynkę, która wydawała się być już całkowicie zmieszana. Poza pytaniem: "Czego ona ode mnie chce?", które sama sobie zadawała w głowie, usłyszała kolejne zdanie od kobiety, skierowane do niej. - Wyglądasz na... zamyśloną. Wszystko w porządku? - zapytała niby z troską. Wypatrzyła sobie ofiarę. Nastolatka spojrzała na nią zaskoczona. Czuła, że nie tego słowa chciała użyć. Już ją rozgryzła? Wyczuła jej strach? Czekała na odpowiedź, a dziewczyna wiedziała, że nie może pozwolić jej długo na nią czekać. Nawet jeśli faktycznie najchętniej schowałaby się za towarzyszami, udając, że jej tu w ogóle nie ma, to musiała się trzymać. Niemal było słychać jak nagle wstrzymała oddech. Resztki odwagi i pewności siebie wypłynęły z niej razem ze słowami, na które się zdecydowała, układając je w pośpiechu w zdanie.
- Właściwie, to faktycznie nad czymś się zastanawiam. Jest jakiś konkretny powód, dla którego termin spotkania wyznaczyłaś na noc nowiu? - rzuciła próbując przybrać szybko maskę całkowitego spokoju. Łowczyni zaintrygowana pytaniem, niemalże natychmiast udzieliła odpowiedzi
- Owszem. Czy w to wierzycie, czy też nie, księżyc ma wpływ na nas wszystkich. To w jakiej fazie się znajduje, oddziałuje na nasz świat. Obiecałam rozmowy bez rozlewu krwi, czyż nie? Gdy panuje nów, jesteśmy spokojniejsi, bardziej wyciszeni. Powstrzymać się od walki musimy sami, lecz skoro i tak niewiele czasu brakowało, aż księżyc zniknie, to pomyślałam, że będzie to chyba najlepszy moment, na to spotkanie - wyjaśniła radośnie i z przekonaniem.
- Ale póki co wciąż nic z niego nie wynikło - wtrącił brunet z mała irytacją. Kobieta gwałtownie przeniosła na niego wzrok. Stanęła jakby rozczarowana.
- Przyszedłeś do mnie, po informacje, prawda? Ja natomiast mam dla ciebie propozycję - powiedziała przechylając głowę lekko w bok. Nie spuszczała teraz spojrzenia z rozmówcy. Uniosła dumnie podbródek. Ciekawość narastała, wraz z napięciem. Wreszcie mieli się dowiedzieć, po co kobieta zorganizowała to całe spotkanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine