czwartek, 6 sierpnia 2015

Sen pięćdziesiąty - Finał turnieju

Alice razem z przyjaciółką przekroczyła bramę prowadzącą na teren szkoły. Chmury, nieco jaśniejsze niż poprzedniego dnia, dalej zakrywały słońce i znaczą część obszaru nieba. Wiatr zrywał się co jakiś czas uderzając chłodnymi podmuchami. Dziewczyna zgarnęła do tyłu włosy, które stale były miotane przez ten żywioł. Przez pośpiech jedynie zdążyła napomknąć, jak zwykle niezbyt zainteresowanym rodzicom, że ma niedługo wycieczkę i weźmie więcej pieniędzy. Całość przypominać mogła z boku monolog, żadnego odzewu, a jedynie przytaknięcie głową w ramach odpowiedzi.
- Alice! - warknęła zirytowana nastolatka, która co jakiś czas była zmuszana do sprowadzenia rówieśniczki na ziemię. Nie było chwili, w której blondynka nie głowiła się nad ostatnimi wydarzeniami i decyzją, którą ma podjąć już tej nocy. - Cały czas chodzisz z głową w chmurach. - burknęła z oburzeniem idąc dalej wzdłuż drogi, powoli kierując się na trybuny. 
- Już ci mówiłam, że mam kilka spraw na głowie 
- No wiesz - rzuciła rozdrażniona. - Jakie niby? Przeważnie najwięcej poświęcałaś nauce, ocenom i książkom, a ostatnio ciężko do ciebie dotrzeć bo ciągle się wyłączasz na otoczenie 
- Gdybyś tylko wiedziała... - pomyślała ponuro, nagle brunetka się zatrzymała i stanęła jak słup soli. - Coś nie tak, Grace? - zdziwiła się, a ta szybkim krokiem schowała się za jej plecami 
- Ryan.. - odparła niepewnie, a w następstwie tego uczennica westchnęła głęboko 
- Słowo daję, idź z nim porozmawiać. Wątpię, żeby był na ciebie zły 
- Wiem - odparła markotnie. - Zajmij mi miejsce. - dodała nieśmiało i niepewnym krokiem poszła w stronę nastolatka zajmującego miejsce przy stoisku prac sekcji artystycznej. Alice natomiast ruszyła dalej. Ostatni dzień, by wpłacić pieniądze na wycieczkę. Nieśmiało zaczęła kierować się w stronę niziutkiej, acz postawnej starszej kobiety. Posiwiałe włosy ścięte tak krótko, że ich kosmyki nie były nawet w stanie opaść na szerokie barki nauczycielki. Surowe spojrzenie ciemnych, zielonych oczu zostało skierowane w stronę nadchodzącej dziewczyny, jakby już z daleka wyczuła, że ktoś chce zająć jej kilka minut. Nastolatka wzdrygnęła się w ułamku sekundy, a następnie szybszym, choć wciąż niepewnym, krokiem ruszyła do historyczki. Stanęła przed nią musząc spuścić głowę w dół, by spojrzeć w twarz rozmówczyni.
- Dzień dobry... - odezwała się płochliwie, ale od razu jej przerwano
- Do rzeczy dziecko - rzekła grubym, basowym głosem podnosząc do góry bordowy, damski neseser. Wyciągnęła z niego żwawo teczkę, otworzyła ją od razu i już na wierzchu miała listę nastolatków, których uczyła historii pani Clark.
- Chciałam zapłacić za wycieczkę - odezwała się wyciągając w popłochu z torebki pieniądze. Wyciągnęła je w stronę kobiety, która drapieżnie przejęła banknoty jakby zaraz miały zniknąć. Szybkim ruchem wyjęła z bocznej kieszeni torby jeden z wielu piór i mocno uderzyła nim o kartkę
- Imię i nazwisko - odezwała się błyskawicznie i stanowczo
- Alice Carter - odparła płochliwie
- Od pani Clark - dopowiedziała, a blondynka przytaknęła nieśmiało. - Tego można się było spodziewać. Moi uczniowie szybko się uporali ze składką. - oznajmiła z nutką dumy. - Wszyscy się uporali z zapłatą już w czwartek, tylko dwójka uczniów od pani Clark musiała jeszcze dzisiaj marnować mój cenny czas. - burknęła z irytacją. Gwałtownie zamknęła teczkę i wsunęła ją z powrotem do nesesera, odłożyła przyrząd do pisania i schowała pieniądze do niewielkiej, skórzanej portmonetki wraz z pozostałymi pieniędzmi. Uczennica nie wiedziała zbytnio co powiedzieć. Speszona pożegnała kobietę w pośpiechu i szybkim krokiem ruszyła w stronę trybun. Niespodziewanie, kilka metrów przed nią, przedarł jej drogę Blaine. Nie zauważył jej, od razu dołączył do reszty chłopaków ze swojej drużyny. Dziewczyna z posępną miną posłała za nim spojrzenie ponownie oczyma wyobraźni znajdując się przy rozmowie ze złotookim łowcą. 
- Powinnam się zachowywać tak samo jak zawsze - stwierdziła wznawiając chód. Na trybunach już widziała Sharon i Zoey, które radośnie rozmawiały. Przyśpieszyła nieznacznie kroku i dołączyła do nich, zajmując miejsce tuż obok. - Grace się może spóźnić. - oznajmiła 
- Jak to spóźnić? To przecież finał! - burknęła ciemnowłosa nastolatka nie ukrywając swojego oburzenia jednak nie została zaszczycona żadną znaczącą reakcją od rówieśniczek, poza cichymi westchnieniami. Zawodnicy dwóch szkół zajęli miejsca na boisku czekając na znak rozpoczęcia gry. Alice jednak była bardziej skupiona na słowach złotookiego łowcy, a także dalej głowiła się nad tym, co może mieć na celu zabicie Jokera. 
Po pewnym czasie skończyła się pierwsza połowa. Grace właśnie wtedy dołączyła do przyjaciółek na trybunach. Żadna drużyna wciąż nie zdobyła punktu. Nastąpiła zmiana połów i wznowienie gry. Na miejscu zaczęło się zjawiać coraz więcej osób z innych szkół, które przybyły zobaczyć zwycięstwo jednej ze szkolnych reprezentacji. Im bliżej końca meczu, tym więcej osób się zjawiało w oczekiwaniu na rozdanie nagród dla uczestników turnieju. Ostatnie minuty gry. Drużyna przeciwników była przy piłce szybko biegnąc na bramkę niebieskich. Sharon podniosła się szturchając przypadkowo rówieśniczki, tym samym sprowadzając Alice z powrotem myślami do obecnej chwili. Wcześniej oczy spoglądające gdzieś w dal, teraz zostały wbite w napastnika, który przymierzał się do oddania strzału. Niespodziewanie James wybił piłkę poza boisko, raptem kilka sekund przed dźwiękiem gwizdka, które zatrzymało graczy tak skutecznie, jakby ich zamieniło w kamień. Chwila całkowitej ciszy, nie trwała długo. Rozległ się szybko wiwat gospodarzy. Na trybunach uczniowie radośnie wiwatowali, a ciemnowłosa nastolatka dołączyła do nich krzycząc z całych sił: "Brawo nasi!". Jej przyjaciółki uśmiechnęły się szeroko, po czym jeszcze Zoey postanowiła jej potowarzyszyć w radosnym krzyczeniu na cześć drużyny. Zaraz po tym obie drużyny ruszyły do przebieralni. 
- Niedługo nastąpi wręczenie nagród dla wszystkich zawodników. Dyrektor szkoły, która ma zaszczyt co roku organizować ten turniej przyjdzie osobiście uścisnąć dłoń drużynom, które zajęły miejsca na podium - rozległ się głos mężczyzny, który zaraz po ogłoszeniu krótkiej informacji zwołał kilkoro nastolatków do siebie i udał się do budynku. 
- Chodźmy im pogratulować - rzekła radośnie rudowłosa uczennica łapiąc Alice i Sharon za nadgarstek. 
- Ja tam nikogo nie znam, więc popilnuję wam miejsc - oznajmiła momentalnie brunetka skarcona po tych słowach szafirowym spojrzeniem nastolatki 
- Jak sobie chcesz 
- Zostanę z Grace - mruknęła nagle Sharon. Dziewczyna ze srogiego spojrzenia, przerzuciła na nią zdziwione 
- Naprawdę? No jak sobie z resztą chcesz - prychnęła, uznając, że to jest jej rodzaj zemsty, za jej nieobecności na turnieju. - Ale ty ze mną idziesz i nie ma opcji odmowy. - dodała do blondynki ciągnąc ją mocniej i powoli opuszczając trybuny. Dziewczyna nie protestowała. Uznając, że powinna się zachowywać tak jak zazwyczaj, pomyślała, że wręcz powinna pójść pogratulować znajomym. Uczennica szybkim krokiem podążała w stronę przebieralni zmuszając przy tym rówieśniczkę, do przyśpieszenia. 
Już po krótkiej chwili były na miejscu czekając na nadejście znajomych. Niewielki budynek stał naprzeciw dużej, pustej przestrzeni, która także znajdowała się na terenie placówki. Właśnie tam zbierało się najwięcej osób, mając sporo miejsca, by w spokoju usiąść. Byli tam również uczniowie innych szkół, którzy z niecierpliwością oczekiwali na odebranie swoich nagród i całą ceremonię kończącą pięciodniowy turniej. Już sporo zawodników opuściło jedną z szatni, a wkrótce dołączył do nich także radosny nastolatek o morskim spojrzeniu. 
- Gratulacje! - rzuciła niespodziewanie dziewczyna lekko zaskakując chłopaka. Spojrzał na nią zdziwiony, a już po chwili z szerokim uśmiechem podziękował. 
- Świetny mecz - dodała Alice chociaż w chwili, gdy to mówiła czuła się podle, skoro nie była w ogóle skupiona na grze. Ten odpowiedział jej podobnym uśmiechem. 
- Dzięki - rzekł po chwili. - Pierwsze miejsce, nieźle nie? - dodał wesoło 
- Mistrzowie z was - zaśmiała się dziewczyna. - Tylko, żeby to zwycięstwo wam do głów nie uderzyło 
- Jakby kiedykolwiek miałoby mi odbić z takiego powodu - burknął markotnie 
- Jasne, jasne - rzuciła roześmiana. - Idę kupić coś do picia, zaraz wrócę. - oznajmiła po chwili do blondynki oddalając się, przy tym machając rozmówcom. Dwójka nastolatków spojrzała na siebie czekając, aż któreś przerwie moment milczenia. 
- Więc... - zaczął niepewnie. - Zostajesz też na rozdaniu medali? - zapytał w końcu 
- Pewnie - odparła błyskawicznie. - Dyrektor ma się zjawić, więc lepiej żebyście dobrze wypadli. - dodała żartobliwie 
- Spokojnie, o mnie nie musisz się martwić - rzekł wesoło, a ta wbiła w niego spokojnie wzrok czując małą ulgę. - Coś nie tak? - zapytał niepewnie po chwili milczenia, jaka ponownie nastąpiła
- Dobrze, że już nie wymuszasz uśmiechu - wyjaśniła życzliwie 
- Tak. Wczorajsza rozmowa faktycznie trochę pomogła - powiedział nieśmiało łapiąc się za kark. - Poza tym wygraliśmy, czemu miałbym się nie cieszyć. - dodał wesoło. - Niedługo powinien przyjechać mój tata, więc trochę będzie mi lżej, wiedząc, że jest w pobliżu. Karen na pewno to podtrzyma na duchu. - mówił nieco zamyślony. - Chodzi o to, że ma taką pracę, przez którą co jakiś czas jest w trasie... - zaczął wyjaśniać 
- Karen wspominała - wtrąciła momentalnie, a ten lekko zaskoczony spojrzał na nią niepewnie 
- No to już wiesz jak jest. Gdy wraca to zawsze jest trochę inaczej. Moja siostra powinna być spokojniejsza teraz - rzekł, a ta pokiwała głową. Większość osób z szatni opuściło ją już. Dwójka nastolatków stała dalej, czekając zarówno na bruneta, jak i na Zoey. 
- Może już pójdę... - wykrztusiła nieśmiało 
- Nie zamierzasz pogratulować też Blaine'owi? 
- A długo jeszcze będzie się przebierać? Za kilka minut już się zacznie - zapytała przerzucając wzrok na budynek 
- Zaraz go pośpieszę jeśli chcesz - odpowiedział radośnie 
- Nie, no co ty. Nie ma takiej potrzeby... - mówiła, a osoba, o której była mowa wnet się zjawiła. Chłopak wyszedł na zewnątrz i od razu przykuł spojrzenia dwójki uczniów 
- Naprawdę? - burknął rozczarowany James rzucając krótkie spojrzenie na niechlujnie ubranego przyjaciela. Luźny, zawiązany byle jak krawat, pognieciona koszula w większości nie wciągnięta w spodnie, a także luźno podwinięte rękawy. Kamizelka w ogóle nie była włożona, a jak ostatnim razem, jedynie zarzucona na ramię. Blondynka patrzyła na nastolatka dość zszokowana, a ten jedynie podszedł do nich ze znudzonym wyrazem twarzy. 
- Co? - rzucił od niechcenia 
- Nie możesz się tak pokazać dyrektorowi! - wybuchnęła niespodziewanie Alice i od razu przykuła całą uwagę na siebie. Szarooki uniósł brew, a James zaskoczony rzucił krótkie spojrzenie w bok, a następnie na zegarek. 
- Niby dlaczego nie?- burknął 
- Głupi jesteś? To dyrektor. Dyrektor naszej szkoły. Naszej prestiżowej szkoły - mówiła mając nadzieję, że cokolwiek dotrze do rozmówcy 
- Mamy może z dziesięć minut, zaraz tędy będzie iść dyrektor - spostrzegł ciemnowłosy uczeń łapiąc za ramię chłopaka. - Chyba właśnie idzie w tą stronę. - dodał i zaczął ciągnąć za sobą przyjaciela, a ich rówieśniczka szybko ruszyła razem z nimi. Stanęli we trójkę na tyłach przebieralni, nieopodal maleńkiego składzika. 
- Przecież mam na sobie mundurek - burknął lekceważąco odwracając spojrzenie w bok 
- Ale źle ubrany. Nie możesz się tak pokazać dyrektorowi. Co on o tobie pomyśli? 
- A co mnie to - rzucił od niechcenia 
- Że nie okazujesz mu szacunku. Chociaż udawaj, że ci zależy - burknęła dziewczyna, a James zaczął się cicho śmiać. Brunet oparł się o ścianę budynku kątem oka spoglądając na rozbawionego rówieśnika. - No dalej, Blaine. Kilka minut będziesz ubrany elegancko, to cię nie zabije - rzuciła z naburmuszoną miną 
- Co ci to zależy? - zapytał. Oboje słyszeli jak chłopak coraz bardziej nie może powstrzymać śmiechu. - Ciebie co tak bawi? - warknął 
- Nie ważne. Kontynuujcie tą dyskusję, ja posłucham - powiedział żartobliwie. Niespodziewanie blondynka podeszła blisko bruneta i złapała go za kołnierz. Ten w szoku spojrzał na nią z całkowitą dezorientacją 
- Co ty robisz? - parsknął, a ta postawiła kołnierz i chwyciła za wąski materiał biegnący wokół niego 
- Nie marudź - odparła jedynie próbując rozwiązać uciążliwy supeł krawatu. - Jak ty żeś to zawiązał?- skomentowała po chwili wreszcie wygrywając ze związanym materiałem. Chłopak był na tyle zaskoczony, że stał jak wryty przyglądając się cały czas dziewczynie, która zaczęła wiązać mu krawat. 
- Pójdę przed szatnię gdyby Zoey już wróciła, żeby nas nie szukała nie wiadomo gdzie - oznajmił uśmiechnięty nastolatek. - Pośpiesz się z tym szykowaniem go Alice, bo zaraz rozdanie. - dodał odchodząc, po drodze jeszcze otrzymując srogie spojrzenie od przyjaciela. Blondynka dopięła górne guziki koszuli i wróciła do wiązania krawata. Zaraz po tym poprawiła kołnierz. Blaine w milczeniu przyglądał się jej w małym zamyśleniu 
- Nie rozumiem czemu ci na tym zależy - powiedział spokojnie 
- Po prostu... - rzuciła. - Naprawdę nie mogłeś wyprasować tej koszuli? 
- Była prosta, ale myślisz, że mi się chce w przebieralni przed meczem składać koszule? - burknął, a ta się zaśmiała 
- A kiedykolwiek je składasz? - zapytała żartobliwie 
- Nie przepadam za koszulami - odpowiedział. - Koszulę też masz mi zamiar wsadzić w spodnie, czy mam to zrobić sam? - wtrącił po chwili, a ta momentalnie zabrała ręce i zrobiła krok do tyłu 
- Chyba tyle jesteś w stanie zrobić - odparła, a ten zaśmiał się i dokończył szykowanie 
- Nadal uważam, że to głupota, ale jak sobie chcesz - skomentował jakby od niechcenia wkładając kamizelkę 
- Zapnij ją, już daj spokój - rzuciła do niego, gdy ten miał już zamiar ruszyć w drogę 
- Co to za koncert życzeń? - burknął zirytowany, a ta westchnęła 
- Będę ci coś winna? - zaproponowała niepewnie, a ten spojrzał na nią podejrzliwie po czym zaczął zapinać część garderoby 
- Ile ty już mi jesteś winna przysług? - zapytał żartobliwie przypominając sobie ich spotkanie w Wymiarze Snów. To samo wspomnienie zawitało do głowy Alice, która uśmiechnęła się żałośnie 
- Nie tak wiele... - odparła nieśmiało i zaczęła iść razem z rozmówcą w stronę boiska. Szli w milczeniu jeszcze przez jakiś czas, aż wreszcie chłopak się odezwał 
- James mi powiedział, że już wiesz o jego matce - oznajmił zbliżając się na miejsce 
- Naprawdę? - rzekła przyśpieszając kroku, widząc jakie tłumy już się zebrały w okolicach boiska 
- Dzwonił do mnie rano przypomnieć mi o czymś i przy okazji o tym wspomniał - wyjaśnił
- Aha - odezwała się dość markotnie
- To dobrze, że wiesz - rzucił cicho. - Przynajmniej będzie miał się komu wygadać. - stwierdził skręcając w stronę zawodników z drużyny, do której należał. Blondynka jeszcze przez chwilę patrzyła jak odchodzi w zastanowieniu, ale zaraz szybko ruszyła do przyjaciółek. 
- Gdzieś ty była? - burknęła rudowłosa uczennica do dziewczyny, ale nie otrzymała odpowiedzi. Uwaga wszystkich została zwrócona na mężczyznę stojącego na boisku. 
- Dziś odbył się finał tegorocznego turnieju jesiennego. Zebrały się tu wszystkie drużyny biorące w nim udział, które z dumą walczyły o zwycięstwo. Głos zabierze teraz dyrektor szkoły, pan Andrew Sheffield - rzekł po czym odsunął się do tyłu, a na przód wyszedł ciemnoskóry mężczyzna liczący ponad czterdzieści lat. Odziany był w ciemny, granatowy garnitur ozdobiony błękitnym krawatem i spinkami do mankietów w barwie indygo. Stanął wyprostowany z dumnie uniesioną głową spoglądając przed siebie. Za nim stało wiele drużyn zajmując sporo miejsca na boisku. Każdy zawodnik ustawiony w odpowiednim rzędzie razem z kompanami. 
- Chcę was wszystkich uroczyście przywitać w ten ostatni dzień turnieju jesiennego, który to mamy zaszczyt co roku organizować - mówił głośno i pewnie. - Gościmy na terenie naszej placówki obecnie wiele drużyn reprezentujących wspaniałe szkoły. Mieliśmy okazję wszyscy poczuć smak rywalizacji. My, stale dopingując swoich zawodników, a zawodnicy, starając się z całych sił wygrać mecz. - kontynuował przemowę skupiając na sobie uwagę wszystkich zebranych osób. Po pewnym czasie nadszedł czas na nagrody. Każdy zawodnik po kolei zbliżał się do mężczyzny, który wręczał dyplomy z medalami. W pewnym momencie sam dyrektor poszedł do drużyny, która zajęła trzecie miejsce. Następnie do tej, która usytuowała się na drugim. W końcu podszedł do zwycięzców racząc ich jeszcze przemową, w której nadmienił jak dumny jest z uczniów jego szkoły. Zaraz po tym większość osób zaczęła powoli opuszczać teren placówki udając się do swoich domów. Szkolni sportowcy mieli zostać na dłużej jeszcze raz podziękować współzawodnikom na grę w tegorocznym turnieju piłki nożnej. Alice popędzana przez Grace ruszyła razem z nią do domu. Chociaż na ten krótki moment zdołała zostać przy chwili obecnej, nie zamęczając się tym, co ma zrobić, jaką ma decyzję podjąć. Jednak już w drodze powrotnej wszystkie myśli wróciły z dodatkiem niepewności i stresu. Chociaż przez większość dnia tylko nad tym snuła myśli, to miała wrażenie, że jeszcze tyle rzeczy powinna wziąć pod uwagę, przypomnieć sobie, albo też uświadomić. Wiedziała, że zaraz po tym jak przekroczy próg drzwi nie zostanie jej wiele czasu na podjęcie decyzji. Będzie już musiała podjąć wybór co ma dalej zrobić. Momentami bardziej jednak nie myślała nad wyborem, a jedynie nad całym sensem wydarzeń, w których ostatnimi czasy wzięła udział. Przez właśnie tą niewiedzę, która tak ją drażniła, nie mogła jasno stwierdzić co jest prawdą, a co kłamstwem, ani nawet co ma zrobić. Rodziców nie zastała już w domu, a zamiast nich kolejną karteczkę o wyjeździe. Tak więc usiadła sama w salonie, rzucając spojrzenie na obraz za tarasowym przejściem. Niebo, które pochłonęła masa chmur. Nasilająca się ciemność czekająca na moment, w którym pochłonie wszystko kołysząc ludzi do snu. Alice już się kładła. Wciąż się wahając i nie będąc pewną czy dobrze postępuje, podjęła w końcu decyzję i zapadła w głęboki sen. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine