sobota, 18 kwietnia 2015

Sen szesnasty - Regeneracja

Nastolatka leżała wykończona na ziemi. Nie miała już sił, by kontynuować walkę. Mogła jedynie przyglądać się jak potwór powoli do niej wędruje z oddali. Chociaż wykrzyczała imię łowcy, nie spodziewała się go zobaczyć. Mimo to otrzymała odpowiedź na swoje wołanie. Wysoki, ciemnowłosy nastolatek z dumnie uniesioną głową stanął przed nią. Rzucił na nią spojrzenie zza ramienia. Szare oczy zdobione kosmykami brązowych włosów spoglądały na Alice. Gdy tylko ujrzała ten znajomy, chytry uśmiech, od razu się uspokoiła.
- Spadamy stąd - powiedział, a jego katana, którą przed chwilą trzymał w dłoni, zniknęła
- Co? Czekaj! Nie zamierzasz zabić tego upiora? - buntowała się chociaż już brakowało jej sił
- Nie - odparł błyskawicznie
- Ale, musisz go pokonać - rzuciła smutno spoglądając na poturbowane ciało dziecka. Nastolatek westchnął po czym zaczął śledzić spojrzenie towarzyszki
- Niczego nie muszę, Ta walka nie będzie opłacalna - odparł jakby znudzony. Zszokowana blondynka wbiła w niego wzrok. Była pewna, że postanowi z nim stoczyć walkę, a wręcz miała taką nadzieję
- Tamten chłopak oddał życie, by chronić mamę. Ty jesteś w stanie to zrobić, więc...
- Mnie to nie dotyczy - powiedział i spojrzał na zmasakrowane ciało blondyna. Zaczął iść w jego stronę, a później nachylił się nad nim. Dziewczyna była zdezorientowana.
- Tylko tyle? "Mnie to nie dotyczy"? Nie żartuj sobie! - krzyknęła zła, a zaraz po tym zaczęła kaszleć krwią. Szarooki podniósł się, rzucił przelotne spojrzenie na zbliżającego się upiora, po czym wbił wzrok w nastolatkę i zaczął do niej iść.
- Nie przemęczaj się tak, już i tak jesteś wykończona - odparł jakby od niechcenia drapiąc się po głowie i targając lekko swoje włosy. - Temu młodemu już nie pomożemy, ani ty, ani ja - dodał.
- Ale wciąż możemy pomóc jego mamie... - odparła niepewnie powstrzymując kaszel
- Nie możemy - rzucił błyskawicznie i nachylił się. - Jeśli będziesz kontynuować tą walkę to umrzesz. Ta kreatura spokojnie może atakować kilku przeciwników jednocześnie. Nawet jeśli główną siłę skupi na mnie to byle jaki jego cios będzie w stanie cię wykończyć. Poza tym nie wiem czy zauważyłaś, ale to kupa piachu. Nie przetnę tego kataną, nie podpalę ogniem, nie mam zamiaru się męczyć nad szukaniem rozwiązania - dokończył. Jego argumenty wystarczyły, by Alice zamilkła. Obrażona, a za razem zrezygnowana odwróciła głowę w bok. Brunet wziął dziewczynę na ręce widząc w jakim stanie się znajduje. Następnie rozejrzał się po okolicy.
- Co ja z tobą mam - westchnął patrząc na zbliżający się powoli piasek. - Czeka cię niezła kara jak już z tego wyjdziemy - dodał, a dziewczyna prychnęła. Nastolatek ruszył w przeciwnym kierunku. Jego towarzyszka smutno spojrzała na matkę Lucasa, która bez wątpienia umrze, jeśli oni opuszczą ten sen.
- Jego wysiłek poszedł na marne... - powiedziała cicho. Czuła się winna, że nie była w stanie mu pomóc. Ani jemu, ani jego mamie. W ostateczności nie mogła pomóc nikomu. Nawet siebie nie była w stanie ocalić. Te myśli tętniły echem w jej głowie, a zagłuszył je dopiero spokojny, pewny głos.
- Nie myśl o tym - rzekł zbliżając się do drzwi, które jeszcze przed chwilą były praktycznie niewidoczne. Zupełnie jakby były wykonane ze szkła. Chłopak przywołał kartę Jokera po czym przyłożył ją do drzwi. Przedmiot zaczął świecić, a jego blask objął przejście. Gdy zniknął, drzwi ponownie przypominały zwykłe, wykonane z ciemnego drewna.
- Rejterada? - zapytała przyglądając się temu procesowi z zainteresowaniem
- Tak - odrzucił. - Tamten łowca ci to powiedział? - zapytał podejrzliwie, a blondynka posmutniała i spuściła wzrok po czym przytaknęła. - Mówił ci jaka jest tego cena?
- Nie... - odparła niepewnie
- Kiedy się nauczysz, że nie ma nic za darmo? - westchnął otwierając przejście. - By skorzystać z rejterady trzeba oddać swoją energię. Energię, którą pochłaniamy z pereł. Innymi słowy ubywa ci wtedy trochę ze wskaźnika. Im silniejszy przeciwnik tym więcej energii potrzeba - wyjaśnił wychodząc razem z dziewczyną na korytarz. Drzwi zamknęły się za nimi z hukiem. - Tamten dzieciak powinien ci to powiedzieć skoro już mówił o tym - rzucił z lekko irytacją
- Gdyby tylko się obudził to mógłby przeżyć
- To tak nie działa - wtrącił. - W chwili, gdy znajdujesz się w czyimś śnie zapadasz tak jakby w śpiączkę. Nic nie będzie cię w stanie obudzić, nawet młot pneumatyczny. - wyjaśnił szokując nieco niebieskooką tą informacją. - Dopiero będąc w swoim śnie albo na korytarzu możesz się obudzić i opuścić Wymiar Snów
- Jak ty się budzisz do szkoły? - zdziwiła się. Szarooki postawił ją delikatnie na ziemi. Trzymał ją wciąż za ramię, na wypadek gdyby miała upaść.
- Ciężko to wytłumaczyć, ale po pewnym czasie łowca już orientuje się w czasie, który tu spędza. Mniej więcej wie, że już powinien opuścić ten wymiar. Wiele łowców ze sporym doświadczeniem robi już niektóre rzeczy instynktownie - wyjaśnił po czym uniósł kartę Jokera do góry. Moment jak przy mrugnięciu, a już znaleźli się przed drzwiami, prowadzącymi do snu Alice. Jego właścicielce kleiły się oczy. Padała z sił i chociaż w rzeczywistości już spała, to i teraz w Wymiarze Snów pragnęła zamknąć oczy i odpocząć.
- Doprowadziłaś się do koszmarnego stanu - parsknął oschle
- Tyle w tobie współczucia - rzuciła ironicznie, a na twarzy rozmówcy znowu pojawił się chytry uśmiech
- Ma się to więcej nie powtórzyć, zrozumiałaś? O twojej karze porozmawiamy później
- Jak znalazłeś się w śnie mamy Lucasa? - zapytała cicho
- O wszystkim porozmawiamy później, a nie teraz kiedy padasz. Masz iść do swojego snu i w nim siedzieć póki się nie wyleczysz - powiedział i spojrzał na wojowniczkę. Nie miała już nawet siły, by dopytywać, ale na tyle ile ją Blaine znał, to wiedział, że właśnie by mu zadała ich przynajmniej pięć. - Po odniesieniu ran łowca powinien udać się do swojego snu, żeby się wyleczyć. Nigdzie indziej nie będziesz w stanie. W Wymiarze Snów nie przebywasz ciałem tylko duszą... czy coś w ten deseń. Odczuwasz ból chociaż twojemu ciału nic nie grozi, dlatego ran nie wyleczysz w taki sam sposób jak dzieje się to w rzeczywistości. Byłoby to zbyt czasochłonne, a niektórych obrażeń nawet nie dałoby się wyleczyć. Tutaj masz tylko cielesną powłokę, która regeneruje się w twoim śnie. Rany znikną jak ręką odjął, ale na to też potrzeba nieco czasu - wyjaśnił i otworzył drzwi. Puścił ramię dziewczyny delikatnie ją kierując do jej pomieszczenia. Gdy tylko łowczyni znalazła się w środku, drzwi się zamknęły, a ona mogła w spokoju odpocząć.
Nastał ranek. Uczennica chwyciła hałasujący budzik. Po wyłączeniu go, rzuciła nim w bok od niechcenia i ułożyła się na brzuchu. Swoją twarz schowała w poduszce wtulając się w nią. Była wypoczęta, ale miała wrażenie, jakby była bez energii. Usłyszała samochód sąsiada. Zgasł mu silnik. Kilka kolejnych dźwięków z dworu. Wstała, odsłoniła żaluzje i rozszczelniła okno, aby wywietrzyć w pokoju. Spojrzała na łóżko, które teraz było dla niej jedynie przejściem do Wymiaru Snów. Miejsca, którego miała coraz bardziej dość. Jednak nie miała ochoty opuszczać tego wygodnego posłania. Przynajmniej nie tego dnia. Gdyby nie poranny głód, pewnie by jeszcze leżała.
Dziewczyna zrobiła sobie śniadanie, zajęła się poranną toaletą, a później wróciła z powrotem do swojego pokoju. Poza nią nie było w domu nikogo. Jedyne dźwięki jakie jej towarzyszyły to delikatny odgłos jej chodu oraz muzyka wygrywana z jej telefonu.
- Halo? - odebrała ponurym głosem
- Alice gdzie ty się kurde podziewasz! - usłyszała krzyk Grace
- Dziś zostaję w domu
- Co? Jak to!? Daj spokój zaraz weekend
- Naprawdę nie mogę - odparła jakby zmęczona
- Alice, wszystko gra? - zapytała z troską
- Tak, nie przejmuj się mną. Napiszę do ciebie później - odpowiedziała i rozłączyła się. Nagły pulsujący ból głowy uderzył blondynkę. Odłożyła komórkę i wróciła do łóżka. Leżała przez jakiś czas w bezruchu wbijając wzrok w sufit.
- Kiedy to się stało, że tak łatwo przyszło mi powiedzenie, by zostawić kogoś na śmierć? - myślała. Wciąż w myślach miała obrazy tego, co miało miejsce w Wymiarze Snów. Moment gdy powiedziała Lucasowi, by zostawił swoją matkę i ratował siebie. Moment, w którym ją pożegnał. Moment, w którym umarł. Nie mogła przestać o tym myśleć. - Dobrze robiłam? Nie mieliśmy szans, mógł się uratować... ale czy na pewno. - mówiła w duchu i zasłoniła rękoma oczy. - Pewnie nie powinnam się tym zadręczać, jednak nie potrafię. Ile tamten chłopiec mógł mieć lat? Dziecko, które umarło we śnie i straciło w nim najbliższych. Mnie też może to spotkać... nie chcę tego. - odwróciła się na bok, ponownie odezwał się pulsujący ból głowy. Później kolejne przebłyski wspomnień. Ponownie śmierć zielonookiego chłopca. Następnie przybycie Blaine'a. Niewielki uśmiech zagościł na twarzy dziewczyny. - Idiota, żeby tyle kazać mi czekać na jego ratunek - prychnęła. - Czy mi się wydawało, czy ten jeden raz gdy do mnie mówił to wyczułam troskę w jego głosie? - myślała starając się przywołać ich rozmowę. Jednak w końcu zrezygnowała z tego pomysłu i poszła spać.
Pojawiła się w swoim śnie. To samo otoczenie, to samo przejście. Wszystko bez zmian poza jej stanem. Jeszcze przed chwilą mogła spokojnie biegać po domu, a teraz spojrzała ze zgrozą na swoje ciało. Całe było pokryte ranami po cięciach, szramami. W niektórych miejscach były widoczne dość spore blizny. Blondynka spoglądała na nie z nutą odrazy, ale zaraz po tym znowu przypominała sobie widok młodego łowcy i momentalnie nawiedzał ją smutek.
Alice postanowiła dziś nie iść do szkoły, więc miała czas na zregenerowanie ciała, jednak tak jak powiedział to Blaine - nawet jeśli dzieje się to szybciej niż w rzeczywistości, to i tak wymaga to czasu. Dziewczyna usiadła na nieistniejącej podłodze spoglądając w dal i czekając chociaż to zdawało się nie mieć końca. Chciała wykorzystać czas na trening, jednak rany jej na to nie pozwalały. Wciąż była obolała. Z wejściem do snu od razu poczuła, że tutaj jej ból się łagodzi, ale wciąż jednak istnieje. Przynajmniej na ten czas, gdy była w tak kiepskim stanie, mogła położyć się spokojnie i odpłynąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine