sobota, 3 grudnia 2016

Sen sto dziewiąty - Portal

Mężczyzna stanął przed drzwiami, jakie prowadziły do snu Sharon J. Fuller, ale nie był wciąż przekonany, czy przekroczyć ich próg. Żałował w głębi duszy, że został wplątany w coś takiego, jak udział w rytuale, podczas którego ktoś najpewniej straci życie. Pogładził się po brodzie, kłując lekko opuszki palców swym zarostem. Minęła chwila nim wreszcie postanowił stawić się na spotkaniu z dwójką nieznajomych, którzy wciąż na niego czekali. Wkroczył do snu ciemnowłosej dziewczyny, a w głowie przyświecała mu myśl męczącej rozmowy, jaka go zaraz będzie czekać. Zamknął oczy, westchnął i uniósł dumnie głowę, pewnym krokiem przechodząc przed przejście.
Ledwie drzwi za nim zdążyły się zamknąć, a ten już odezwał się żwawo
- Wybaczcie, że tyle czekaliście! - krzyknął do łowców, którzy dopiero zdążyli się przed nim ukazać. Wtem ujrzał dwójkę nastolatków, stojących bardzo blisko siebie, których usta w tamtej chwili dzielił być może ledwie centymetr. Jednak po wejściu mężczyzny oboje zamarli, jakby zostali zatrzymani w czasie. Po niecałej sekundzie dziewczyna zalana rumieńcem odskoczyła od rówieśnika, jak oparzona, jednocześnie wyrywając w popłochu swoją rękę z uścisku dłoni rówieśnika.
 - Przeszkodziłem!? Boże, przepraszam! - poczuł nie dość, że zażenowanie, to jednocześnie gniew dla samego siebie. Brunet ze spokojem stanął prosto i posłał mężczyźnie podejrzliwe spojrzenie, podczas gdy ten obserwował blondynkę.
- Ty jesteś tym łowcą z mocą portali? - zapytał szorstko, a ten przytaknął. William uśmiechnął się do swej uczennicy, jakby szok wypisany na jej twarzy w pewnym sensie go rozbawił.
- Niemożliwe... - wydusiła z siebie, a wcześniejsze zawstydzenie całkowicie zastąpiło niedowierzanie i zdziwienie, jakie można było łatwo u niej zaobserwować po wyrazie jej twarzy
- Alice, nie rób takiej zdziwionej miny
- Pan William... - wykrztusiła wreszcie, choć z trudem
- We własnej osobie. - ukłonił się teatralnie. - Spóźniony, ale obecny na spotkaniu. - dodał wesoło. Nagle mężczyzna machnął na pokaz ręką jednocześnie przywołując kartę Jokera. Obrócił ją w kierunku swej uczennicy, wciąż sympatycznie uśmiechnięty. - Jeśli mi nie wierzysz, możesz sprawdzić mój bilecik do tego miejsca. - dodał wesoło
- Ale jak? Jak to możliwe...? - z wrażenia nie potrafiła wydusić z siebie sensownego zdania. Nie mogła po prostu uwierzyć w to, co widzi. - Dlaczego pan jest łowcą? - pytała mając wrażenie, że to wszystko jej się śni pomimo faktu, iż jest łowczynią w czyimś pomieszczeniu. Nagle William się zaśmiał
- Nie powiem, że nie dziwi mnie twoja reakcja. Nie jestem zwolennikiem przemocy i walk, ale cóż mogę poradzić?
- To się nie dzieję naprawdę - złapała się za głowę i opuściła wzrok wyczekując, aż wrócą jej zmysły i potwierdzą, że to wszystko jest jakąś iluzją
- Jak myślisz, dlaczego usprawiedliwiam ci te wszystkie uwagi za spanie na lekcjach? - rzucił bez wzruszenia. - Gdybyś tak jak Michale spała na lekcjach tylko dlatego, że "są nudne", jak to mi łaskawie wyznał, to uwierz, już nie byłbym taki skłonny do krycia cię. - oznajmił ze spokojem. - Jednak wiem, że ty jesteś pracowitą i odpowiedzialną osobą, więc coś musiało być na rzeczy, no i jest. Życie łowcy nie należy ani do łatwych, ani do przyjemnych. - wzruszył ramionami, a jego twarz przybrała ponury wyraz, choć tylko na krótką chwilę. Karta zniknęła, a on chowając dłonie za plecami, spokojnym krokiem podszedł do bruneta, na powrót uśmiechając się życzliwie. Blaine nie spuszczał z niego wzroku, wciąż pozostając względem niego nieufny
- William Burris - przedstawił się w chwili, gdy stanął już przed rozmówcą. Wyciągnął do niego dłoń, jednak chłopak sceptycznie spoglądał na nią, jakby ten gest był wielce podejrzany. Niechętnie jednak odpowiedział na niego, unosząc rękę
- Blaine - rzucił krótko, oboje uścisnęli nawzajem dłonie
- Lunatyk, zgadłem? - zapytał wesoło, jednocześnie dość badawczo przyglądając się brunetowi, który na te słowa przymrużył srogo oczy. - Steven często o tobie wspomina, choć głównie przybiera to formę wyżalania mi się. - uśmiechnął się żałośnie. - Nie jest łowcą, nie zrozumie dlaczego wciąż sypiasz w szkole
- Zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. - odparł beznamiętnie. - Pan jest...? - rzucił pytające spojrzenie
- Wychowawcą Alice, opiekunem koła teatralnego. - powiedział podniośle, dumny z tych tytułów, jednak rozmówca tylko obdarował go zmieszanym spojrzeniem. Blondynka stanęła przy dwójce łowców, wciąż wpatrując się w nauczyciela, jakby był duchem
- W sumie to wystarczy mi, że jest pan łowcą o mocy portali. Reszta nie ma większego znaczenia. - stwierdził bez emocji, natomiast William dość pompatycznie wyraził swoje, gdy tylko po tych słowach złapał się za serce obrazując, jak zostało zranione
- Boli. Łowcy będąc w wymiarze są tacy obcesowi i zamknięci na świat realny. - rzucił. - Mam nadzieję, że ciebie Alice tak bardzo to miejsce nie zmieniło. - zwrócił się po chwili do dziewczyny
- Cóż... - odparła nieco zmieszana. - Prawda jest taka, że w tym momencie potrzebujemy pańskiej pomocy. Pomocy łowcy z mocą portali. - oznajmiła, na co ten prychnął głośno
- No ładnie, taka oddana uczennica teraz będzie mnie męczyć, żebym ryzykował własne życie, dla misji, która się nie powiedzie. - mruknął posępnie pod nosem. Blaine momentalnie wbił w niego gniewne spojrzenie
- To jedyny sposób, aby spotkać się z Fioletowym Jokerem, a bez tego nie uda nam się wkroczyć na ciemną strefę i pokonać pozostałej dwójki. - oznajmiła z przejęciem. Mężczyzna sprawił wrażenie, jakby zaczął niezwykle intensywnie rozmyślać nad słowami dziewczyny
- Rozumiem. - odparł z powagą
- Naprawdę? To świetnie! - ucieszyła się i obdarowała rozmówcę szerokim uśmiechem. W odpowiedzi również wykrzywił kąciki ust w uśmiech
- Rozumiem to, ale wam nie pomogę. - oznajmił wciąż radosny, a dziewczyna zamarła zmieszana tą odpowiedzią
- Dlaczego?
- Jeśli wam pomogę, będzie to jak wspieranie pomysłu waszej walki z Jokerami, co z kolei jest równoznaczne z wysłaniem was na pewną śmierć. - wzruszył ramionami będąc przekonany co do swoich słów, które nie spodobały się chłopakowi
- To nie będzie "pewna śmierć". Mamy zamiar wygrać
- To, że macie taki zamiar, nie sprawi, że tak się stanie. Nie uda wam się przeżyć bitwy z Jokerami, co do tego jestem w pewny. Właśnie dlatego nie przekonuje mnie wizja niesienia wam pomocy, bo przez to będziecie tylko bliżej stoczenia z nim walki
- Nawet gdyby tak było, pozostaje to wciąż tylko i wyłącznie naszą decyzją. Skoro zgadzam się na wzięcie udziału w misji samobójczej, to tobie nic do tego. - parsknął
- A Alice? - zapytał podstępnie. - Ona też jest gotowa na samobójczą misję? Czy raczej wierzy, że wygracie?
- Jeśli nie byłbym przekonany, że wygram, to nawet bym nie próbował. To chyba jest dość oczywiste. - warknął, na co William raz jeszcze udał głębokie zastanowienie
- Raczej mnie nie przekonasz, ale śmiało, próbuj. - rzucił nagle z zadowoleniem i dość wyczekująco, jakby naprawdę liczył na to, że brunetowi uda się zmienić jego zdanie
- Mam z panem walczyć? - zapytał ze znudzeniem
- Nie! - krzyknął niespodziewanie, wystraszony tym pomysłem i energicznie zaczął machać rękoma gestykulując, iż nie ma takiej opcji. - Dobry Boże, coś ty wymyślił? - złapał się dłonią za głowę. - Poza tym, pokonanie mnie nic nie będzie znaczyć, bo Joker jest na zupełnie innym poziomie niż ja, a nawet ty. - burknął z udawanym grymasem
- Pokona Jokera. - wtrąciła nagle Alice z całym przekonaniem. - Uda mu się. - dodała skupiając na sobie uwagę łowców. William spojrzał na nią z zastanowieniem, po czym uważnie przyjrzał się Blaine'owi rozmyślając nad słowami blondynki
- Powiedz mi... Jesteś wybrańcem? Osobą, która ma uwolnić ten wymiar od zła? - zapytał szokując tym pytaniem chłopaka. Zrobił wielkie oczy, po czym podejrzliwie przyjrzał się rozmówcy, doszukując się podstępu, którego jednak nie potrafił dostrzec.
- To chyba oczywiste, że nie. - parsknął
- No proszę, myślałem, że chcąc mnie jakoś przekonać jednak potwierdzić te słowa. - zwrócił uwagę i wzruszył ramionami
- Nie jestem żadnym wybrańcem, ani nikim specjalnym. - mówił szczerze, nie zamierzając przyznawać sobie nie wiadomo jakiej roli. Był zwykłym nastolatkiem, zmuszonym także do bycia łowcą i to wszystko. Co najwyżej mógł uznać siebie za potwora bądź demona, jednak nic poza tym nie wyróżniało go na tle innych łowców, a przynajmniej w to właśnie wierzył. - Prawdopodobnie nie jestem jedyną osobą, która jest w stanie mierzyć się z Jokerem. Być może nie jestem jedynym, który ma zamiar go pokonać. Nie dostałem nic szczególnego, dzięki czemu miałbym na to większe szanse niż ktokolwiek inny. Przebudziłem się jak każdy. Mam kartę, broń i moc jak pozostali łowcy. Nie ma we mnie nic z wybrańca, po prostu postawiłem sobie pokonanie Jokera za swój cel i się go trzymam. - oznajmił ze spokojem, intrygując mężczyznę tą wypowiedzią. Badawczo przyglądał mu się wciąż głęboko rozmyślając.
- Więc czemu sądzisz, że masz szanse? - zapytał łowca
- Przebudziłem się jako mały bachor, więc łowcą jestem szmat czasu. Już od dziecka trenowałem, by stać się silniejszym, bo wiedziałem, że bez tego nie będę mieć żadnych szans w ogóle przetrwać w Wymiarze Snów, chociażby biorąc pod uwagę drapieżców. Prawdopodobnie zabiłem ich więcej, niż myślisz. Chodziłem na niemal wszystkie pełnie, aby zdobyć większą moc, ćwiczyłem i walczyłem jednak nie tylko po to, by przetrwać, ale też po to, by dorwać wreszcie tego pajaca i go zabić.
- To jednak nie zmienia faktu, że mimo wszystko bóg okaże się znacznie potężniejszy i cię zabije. Nie lepiej odpuścić? - zapytał podstępnie, wyczekując niecierpliwie odpowiedzi chłopaka, która szybko nadeszła
- Jeśli tak ma być, niech będzie, ale mimo wszystko mam zamiar spróbować
- Dlaczego?
- Bo tu nie chodzi tylko o moje życie. Tu chodzi o życie wszystkich ludzi - łowców, śniących i tych, którzy się przebudzają, bądź grozi im przebudzenie się.
- Dlatego masz zamiar się poświęcić?
- Poświęcić? Nie. Mam zamiar go pokonać i uwolnić wszystkich od tego wymiaru. Chcę to wygrać i zakończyć wreszcie to wszystko i samemu też wreszcie mieć spokój od tego miejsca. - odparł z całym przekonaniem. William pogładził brodę w zamyśleniu, a po chwili niespodziewanie klasnął mocno dłońmi
- No i dobra! - okrzyknął z uśmiechem, a nastolatkowie spojrzeli na niego ze zmieszaniem. - Właśnie to chciałem usłyszeć. - dodał wesoło, uprzedzając wszelkie pytania. Szybko zwrócił się do uczennicy śląc pytające, badawcze spojrzenie. - A ty, dlaczego mu pomagasz? - rzucił niespodziewanie
- Z tego samego powodu, dla którego walczy Blaine. Chcę zakończyć ten koszmar. - odpowiedziała, jakby było to coś oczywistego. - Poza tym, rozmawialiśmy wczoraj z Josephine. - dodała z pełną powagą. - To już nie jest zwykła walka. Jeśli nikt nie zajmie się Czerwonym, to nadejdzie apokalipsa
- Cóż... - zaczął również poważniejąc. - Sen i śmierć to bracia bliźniacy. - przytoczył cytat
- Homer? - wtrąciła nastolatka, na co nauczyciel z szerokim uśmiechem przytaknął.
- Widać, że jesteś moją zdolną uczennicą! - uradował się i teatralnie złapał się za serce z nostalgicznym wyrazem twarzy. - Gdyby wszyscy uczniowie tak uważnie mnie słuchali... Mniejsza z tym, zapewne nie macie czasu, aby wysłuchiwać moich rozterek nauczycielskich. "Sen i śmierć to bracia bliźniacy", więc jestem skłonny uwierzyć w zapowiedź apokalipsy wiążącej się ze śmiercią ludzi
- Udało nam się pana przekonać? - zapytała z nadzieją. Mężczyzna jeszcze przez chwilę udawał zamyślenie, chcąc utrzymać rozmówców w niepewności
- No nie wiem, nie wiem...
- Proszę pana... - rzuciła ze znudzeniem
- No już, dobrze, dobrze. Wprawdzie najbardziej przekonała mnie do spotkania z wami i pomocy w rytuale ta wczorajsza wizja Josephine
- Przekazała ją? - zapytał chłopak, a ten przytaknął z posępną miną
- Przy niej wizja niebezpieczeństwa w czasie rytuału wydaje się błahostką. Wydaje się, że przez te wiele lat Czerwonemu udało się zebrać wystarczająco dużo siły, aby wdrożyć w życie swój plan, a będzie to oznaczać katastrofę nie tylko dla tego wymiaru. Ucierpi na tym nawet nasza przestrzeń
- Więc nie mamy wyboru, musimy pokonać Czerwonego. - stwierdziła szybko nastolatka
- Nie zrozumcie mnie źle, ale wciąż obawiam się tego rytuału. Jesteście pewni, że nie da się czegoś zaradzić, aby przebiegł on bezproblemowo? - zapytał z nadzieją
- Nawet nie wiemy, dlaczego coś złego ma się w czasie tego rytuału wydarzyć. - wzruszył ramionami. - Wiemy jedynie, że poleje się krew.
- Myślisz, że to ma jakiś związek z Fioletowym? - zapytała nieśmiało rówieśnika
- Nie wiem. Nie ufam mu, ale jeśli to faktycznie sprzymierzeniec, to chyba nie powinien nic złego zrobić. - powiedział, lecz bez większego przekonania
- Czerwony wyznaczył upiory jako swoje oddziały, natomiast Fioletowy wybrał ludzi na swych wojowników. Dał nam dzięki temu możliwość walczenia i bronienia się przed tymi pomiotami zrodzonymi z mroku, więc nie powinien chcieć kogokolwiek z nas zaatakować, a przynajmniej jeśli nie jesteśmy drapieżcami. - rzekł mężczyzna. - "Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś"
- William Shakespeare. - wtrąciła dziewczyna, na co mężczyzna pstryknął palcami, po czym wskazał na nią jednym, z zadowoleniem wypisanym na twarzy
- Bingo. Wracając do mojego pytania, nie ma opcji, aby jakoś inaczej to wszystko załatwić?
- Myślałam, że raczej pan będzie znać odpowiedź na to pytanie. - powiedziała nieśmiało
- Josephine mówiła, że niepowodzenie rytuału, będzie pierwszym krokiem ku apokalipsie, więc raczej nie mamy tutaj większego wyboru
- Za stary jestem na te zabawy! - rzucił nagle z niezadowoleniem. - Może wróćmy w takim razie do omówienia naszej sytuacji. Jak wyglądają sprawy?
- Z tego co mówił mi pan Christopher, to rytuał musi się odbyć w drugą noc pełni księżyca, bo wtedy będzie najsilniejsza energia. -  oznajmiła nieśmiało, a William energicznie przytaknął
- Tak, zgadza się. W pierwszy i drugi dzień jest odrobinę bardziej stłumiona. - przyznał. - Nie wiem, na ile nam to przysporzy więcej siły, ale może uda nam się jej trochę zaczerpnąć tak, jak robią to Jokery
- Wszystkie? - zapytała zaciekawiona
- Czerwony wykorzystuje ten czas na kreowanie upiorów pełni i koszmarów. Fioletowy w tym czasie zbiera energię, aby później przebudzać kolejnych śniących. Przynajmniej tyle mi wiadomo
- Więc rytuał odbędzie się w piątek. - streścił w końcu brunet. - Jutro jest ostatni termin na uzupełnienie wskaźników, później bezpieczniej będzie pozostać w snach, aby już jej nie marnować na walki z upiorami, bo może się trafić kameleon. - przypomniał. - Wszyscy musimy mieć dużo energii
- Wiem. - westchnął grając niezwykle skonanego na samą myśl o tym. - Bądźcie świadomi, że ani trochę nie odpowiada mi wizja poświęcenia tyle energii na ten cały rytuał. Doceńcie me poświęcenie
- Doceniamy. - powstrzymała się od przewrócenia oczami.
- Zwłaszcza, że rytuał nie przebiegnie najlepiej. - spojrzał z troską na uczennicę. - Lepiej uważajcie na tym całym spotkaniu. - dodał
- Rytuał odbędzie się we śnie Sharon, jednak we śnie Zoey będą czekać na nas pozostałe osoby. - oznajmiła z powagą
- Pozostałe osoby?
- Tak. Pomagają nam również Avril i pan Christopher, ale zostało ustalone, że będą czekać na nas wszystkich w innym śnie, więc podałam sen drugiej przyjaciółki. Po rytuale i spotkaniu z Fioletowym udamy się do nich i tam razem z Blaine'em przekażemy wszystko, czego się dowiedzieliśmy. - wyjaśniła krótko
- Kto to ustalił? - dopytywał mężczyzna
- Dowiedzieliśmy się o tym dopiero dzisiaj od Christophera, ale najpewniej była to decyzja Dae Shima. - odpowiedział nastolatek, na co William raz jeszcze oddał się zastanowieniu
- Jeśli będzie pan dzięki temu spokojniejszy, to może powiemy Avril i panu Christopherowi, żeby udali się z nami do snu Sharon, zapewniając dodatkowe wsparcie, gdyby coś poszło nie tak. - powiedziała troskliwie blondynka, na co rozmówca uśmiechnął się lekko
- To raczej nie wchodzi w grę. - odparł i westchnął ciężko. - Nie bez powodu zdecydowano, że mają na nas czekać w innym śnie
- Więc dlaczego?
- Pozwólcie, że wam przedstawię mniej więcej przebieg rytuału. - zatarł rączki, jakby szykował się do magicznej sztuczki. - Otóż, aby wszystko się udało, potrzebujemy łowców z mocami czasu, aby określili mi położenie Fioletowego. Na całe szczęście te moce posiadają osoby, które są w stanie w jakiś sposób dotrzeć do Fioletowego, bo już mieli z nim do czynienia. Następnie przekażą mi, gdzie mam otworzyć bliźniaczy portal do tego, jaki będzie otworzony we śnie twojej przyjaciółki. Stworzę drugie przejście tam, gdzie będzie Joker, jednak jestem przekonany, że będzie to dość odległe miejsce, które określać będę opierając się tylko i wyłącznie na tym, co przekazała mi pozostała dwójka, więc będzie to wymagać bardzo dużego skupienia. Każda kolejna osoba w tym śnie będzie rozpraszać nas wszystkich swoją odmienną energią, więc im nas więcej, tym tak naprawdę gorzej, bo ciężej nam będzie się skoncentrować, a jest to kluczowe dla rytuału. - oznajmił. - Dlatego powiedziałem, że nie bez powodu kazano im czekać w innym śnie. Ustalono to tak dlatego, by nie zaburzali nic w rytuale. - dodał momentalnie
- Więc to tak. - mruknęła cicho pod nosem. - W takim razie po prostu musimy być ostrożni. Rytuał jest niebezpieczny, że takie wizje nachodziły Josephine?
- Droga Alice, zapewne nie spodoba ci się ta odpowiedź. - zrobił dłuższą pauzę dla efektu. Uśmiechnął się krzyżując ręce na klatce piersiowej. - To, czy sam rytuał jest niebezpieczny, to się dopiero okaże
- Świetnie...
- Możecie nie zdawać sobie z tego sprawy, ale otworzenie przejścia do Fioletowego nie jest wcale prostym zadaniem. Jest szansa, że źle określimy jego położenie, a wtedy portal będzie mógł was zaprowadzić w zupełnie inne miejsce, zapewne właśnie w tym tkwi ryzyko.
- Więc możliwe, że trafimy do koszmaru pełni? - wtrącił nastolatek, a William niechętnie przytaknął.
- Nie jest to wykluczone, zważywszy na ogromną moc, jaką pełnie się odznaczają, no i dorzućmy do tego mnóstwo innych energii pochodzących od łowców, którzy będą w niej uczestniczyć. Co więcej jest możliwość, iż w koszmarze pełni mój portal długo się nie utrzyma, więc będę musiał otworzyć kolejny, a tu jest następny problem
- Jaki?
- Po otworzeniu przejścia będę zmuszony utrzymywać je tak długo, aż wrócicie z powrotem, co będzie w znacznym stopniu zabierać moją energię, dlatego po waszym zjawieniu się, gdy wreszcie zamknę portal, prawdopodobnie przez dłuższy czas nie będę w stanie korzystać z mojej mocy. Jeśli jednak dojdzie do tego, że mój portal samoistnie zniknie, jeszcze nim zdążycie wrócić, to i tak będzie musiała minąć chwila, nim aktywuję dla was nowy, a w tym czasie Josephine i Dae Shim mogą już stracić informacje o waszym położeniu, przyjmując nowe, wciąż śledząc Fioletowego. - wyjawił. Nastolatka spojrzała na rówieśnika z wyrazem twarzy świadczącym o jej wątpliwościach.
- Jakoś sobie poradzimy. - uznał brunet. - Jeśli to ma być to niebezpieczeństwo, to niech będzie
- W takim razie bez zmian, Avril i pan Christoper będą czekać we śnie Zoey, gdzie przekażemy wszystko, czego się dowiedzieliśmy. - podsumowała nastolatka. - Dziękujemy, że jednak zgodził się pan nam pomóc
- Ciężko odmówić mojej wzorowej uczennicy. - machnął udając zawstydzenie. - Jednakże, mam do was pewną sprawę. - rzucił po chwili z powagą, na co ci posłali mu pytające spojrzenia. - Moglibyśmy już teraz udać się do snu twojej przyjaciółki? Tej drugiej
- Zoey?
- Tak. Tej, gdzie mają nas wyczekiwać pozostałe osoby
- Nie widzę problemu. - spojrzała na bruneta, który westchnął
- Więc chodźmy. - ruszył przodem, szybko kierując się w stronę drzwi. Gdy tylko się oddalił, William nagle zatrzymał nastolatkę łapiąc ją za ramię.
- Pss... Alice. - szepnął nie spuszczając wzroku z bruneta. Zaskoczona blondynka niemal podskoczyła. Spojrzała na mężczyznę pytająco
- Tak?
- Chcę żebyś wiedziała, że jest mi bardzo, bardzo, naprawdę bardzo przykro. - powiedział wielce skruszony, a nawet odegrał przed nią żal tak oddanie, iż bliski był płaczu. Kąciki jego ust podążyły w dół obrazując smutek, jednak Alice nie wiedziała, o co nauczycielowi chodzi.
- Słucham? - zapytała wielce zdezorientowana, a ten przybliżył się bardziej, jakby w obawie, że chłopak cokolwiek usłyszy, choć tak naprawdę, przekraczał już powoli przejście
- No bo przerwałem wam coś, prawda? - zwrócił się do niej konspiracyjnym szeptem, a ta zamarła, czując napływający rumieniec. - Chciałem, żebyś miała tą świadomość, że gdybym tylko wiedział, iż jesteście blisko odegrania sceny pocałunku, to w życiu bym nie wkroczył tak bezczelnie na waszą estradę
- C-c-co!? Nie, my nie... To znaczy... - gwałtownie odsunęła się od łowcy jednocześnie sprawdzając, czy brunet wciąż jest z nimi w jednym śnie. Z ulgą zaobserwowała, że rówieśnik już zdążył wyjść na korytarz. William zaśmiał się głośno, gdy tylko też zdał sobie z tego sprawę
- Alice, przecież miłość to coś pięknego, nie masz się czego wstydzić! - okrzyknął gestykulując teatralnie, jakby właśnie recytował coś podniosłego i uczuciowego za razem
- Boże... - czując wstyd schowała twarz w dłoniach
- Lunatyk, znaczy Blaine. - poprawił się pośpiesznie. - Więc jednak to twój chłopak, tak? - zapytał radośnie
- Nie. - odparła markotnie i przyspieszyła w kierunku wyjścia
- Nie? Jak to? Tak czy inaczej, przykro mi...
- Niech pan do tego nie wraca. - powiedziała wręcz wybiegając truchtem ze snu.
Cała trójka stanęła przed wejściem do snu Zoey, do którego wkrótce weszli. Mężczyzna przyjrzał się osobie skrytej w barierze, a później po pomieszczeniu, niczym detektyw na tropie, choć prawda była taka, że w tym miejscu nie dało się absolutnie nic znaleźć
- To wszystko? - rzucił brunet, a mężczyzna zwrócił się do niego unosząc brew w niemym pytaniu. - Po co chciał pan tutaj przyjść?
- Zaznajomić się z tym miejscem, skoro mamy się do niego udać, gdy będzie już po rytuale
- Więc mamy rozumieć, że możemy na pana liczyć?
- Owszem. - odparł, a Blaine jeszcze przez chwilę spoglądał na niego dość podejrzliwie, ale jednocześnie popadł w dłuższe zastanowienie, które łowca szybko dostrzegł. - Coś nie tak, chłopcze?
- Nie, po prostu po tym wszystkim myślałem, że będzie trudniej pana przekonać, do pomocy, skoro nawet o spotkanie ciężko było się doprosić. - rzucił ze spokojem, a rozmówca zaśmiał się pod nosem
- Niechętnie muszę ci przyznać, że prawdopodobnie naprawdę ciężko byłoby wam mnie przekonać, do mieszania się w to wszystko, gdyby nie przepowiednia apokalipsy, którą Josephine ujrzała dopiero wczoraj w nocy
- Więc to dlatego, tak?
- Cóż mam ci rzec? Bądź co bądź cenię sobie własne życie, a wizja rytuału nie była zbyt przyjemna. Poza tym, nie chcę was skazywać na takie ryzyko, lecz z twoich zapewnień wynika, że jesteś w stanie sprostać zadaniu, a przynajmniej musimy w to wierzyć. - powiedział
- Ktoś musi, jeśli nie chcemy, aby nastąpił chaos
- Heroiczne czyny i sposób myślenia. - uśmiechnął się szeroko
- Żadne heroiczne. - parsknął
- Pewien mężczyzna kiedyś powiedział: "Życie jest snem, a śmierć przebudzeniem". Zabawne, jak te słowa nabierają zupełnie innego znaczenia, gdy jest się łowcą, nieprawdaż?
- Wydaje mi się, że po zostaniu łowcą wszystko wydaje się zupełnie inne. - stwierdziła beznamiętnie nastolatka
- I tu muszę ci przyznać rację. Nagle słowa wielkich filozofów zyskują drugie dno, a według Josephine nawet słowo Boże, choć ja niespecjalnie zagłębiam się w jakiekolwiek religie. - oznajmił ze spokojem. - Bycie łowcą potrafi wszystko zmienić
- Pana też zmieniło? - zapytała nieśmiało. Obrócił się w stronę bariery, uciekając tym samym wzrokiem
- Nie lubię przemocy, ale taką przydzielono mi rolę - rolę łowcy. Muszę więc tutaj odgrywać naprawdę niełatwe przedstawienie, ale nie chcę przez nie zapomnieć, kim jestem. - powiedział wpatrzony pusto w białą szatę śniącej. - Lepiej trzymać cały Wymiar Snów na pewien dystans, ale może się to okazać trudne, gdy zaczyna się w nim doszukiwać czegoś więcej, albo gdy poświęca się mu jakieś cele. - rzekł spokojnie i przeniósł wzrok na bruneta. - Z Alice będę się widzieć na zajęciach, ale ciebie zapewne szybciej spotkam już na rytuale, niż w tej naszej dużej szkole
- Prawdopodobnie
- W takim razie, żegnam was. Chyba już pora na mnie. - oznajmił zaczynając zmierzać w kierunku drzwi. Będąc już przy nich obrócił się raz jeszcze w stronę nastolatków. - Napoleon Bonaparte powiedział, że śmierć jest snem bez snów. Jeśli tak, to od momentu przebudzenia pozostajemy na krawędzi. Miejmy nadzieję, że uda wam się pokonać Czerwonego i uratujecie innych od takiego losu. - powiedział po czym ukłonił się nieznacznie i opuścił pomieszczenie.
Nastolatkowie spojrzeli po sobie porozumiewawczo i oboje ruszyli na korytarz.
- W takim razie idę do Avril, przekazać jej wszystko
- Pójdziesz sama? - zapytał, a ta uśmiechnęła się podstępnie
- Czyżby nie odpowiadała ci wizyta w jej śnie?
- Zakładając, że mnie jednak nie zabije, to zapewne "przypadkiem" zaatakuje mnie kilka razy. Odpuszczę to sobie. Poza tym, chyba sobie poradzisz
- W takim razie nie czekaj na mnie, bo pewnie szybko mnie nie wypuści. - uśmiechnęła się żałośnie.
Następny dzień minął łowcom na uzupełnianiu wskaźnika. Wciąż nie był całkowicie uzupełniony, ale jego ilość wydawała się wystarczająca. Musiała taka być, gdyż przez kolejne trzy dni nastolatkowie odpuścili sobie polowanie ze względu na możliwość trafienia na kameleona. W końcu nadszedł czwartek, pierwszy dzień pełni, który również musieli w spokoju przeczekać. Po samym wyjściu na korytarz czuło się przyciągającą, silną energię koszmaru pełni, ale mimo to Alice i Blaine spędzili ten czas z dala od upiorów, wyczekując następnego dnia.
Wreszcie nadszedł ten moment, w którym mieli stawić się wszyscy we śnie Sharon. Chwila otworzenia portalu, który przeniesie ich do Fioletowego Jokera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine