środa, 6 lipca 2016

Sen osiemdziesiąty dziewiąty - Eskorta

Nastolatkowie stali oddaleni od siebie, wymieniając się spojrzeniami pełnymi zaskoczenia. Nie dowierzali jeszcze przez jakiś czas, że naprawdę się spotkali. Chłopak stał w bezruchu czując mętlik w głowie. Poczuł nawracające wspomnienia. Miliony myśli, a także wizji z przeszłości nasilały się. Powracały do niego usilnie dobijając się do jego umysłu. Bez wątpienia łowczyni zmagała się dokładnie z tym samym. Niedowierzanie tlące się w jej oczach zastąpił błysk, stały się przeszklone. Wciąż były skierowane na bruneta, jak gdyby w tym śnie już nikogo nie było. Nikogo i niczego poza nim. Nawet towarzyszące im osoby zlały się całkowicie z tłem tego spotkania i przestały mieć większe znaczenie chociażby na ten krótki moment
- Więc to naprawdę ty - doszła do szybkiego wniosku. Na jej twarzy malował się już tylko uśmiech. Zaczęła iść w stronę rozmówcy. Stawiała kroki niezwykle powoli i niepewnie. Wciąż nieświadomie zachowywała się, jakby ujrzała ducha, do którego właśnie nieśmiało podążała. Przez moment uległa wrażeniu, iż jej myśli ugrzęzły daleko od umysłu, przez co nawet nie zdaje sobie sprawy ze swoich ruchów. Po prostu szła, przez moment jak człowiek w gęstej mglę.
- Tak - usłyszała po chwili. Wychwyciła niewielki uśmiech na twarzy bruneta. Sprawił, że jej kroki w jego kierunku stały się pewniejsze i nieco szybsze.
Zmniejszała dzielący ich dystans do momentu, aż kolejny gwałtowny i silny podmuch zmienił kierunek. Wręcz lodowaty powiew nienaturalnie ją otoczył. Owinął osadzając ją w centrum swego chwilowego zawirowania. Chłód przyprawił o dreszcz, wiatr tak szybko jak się pojawił i spowił dziewczynę, niemal tak samo szybko ustąpił i został zastąpiony kolejnym, zwyczajnym podmuchem. Zwolniła, czując zimny wiatr i silne krople deszczu gładzące jej jasną twarz. Zatrzymała się, a wzrokiem zaczęła śledzić Alice, która podchodziła do jej rozmówcy nie spuszczając z niej oczu.
Blondynka przeszywała ją spojrzeniem. Wydawała się być ich rówieśniczką, albo przynajmniej w podobnym wieku co oni. Miała na sobie brązowe buty - trapery, podarte, długie jeansy oraz ciemną koszulkę z Marilynem Mansonem. Krótsze, przednie kosmyki jej kręconych włosów przylepiły się do rumianych policzków. Duże, zielone oczy na chwilę zatrzymały się na łowczyni wiatru
Alice spojrzała kątem oka na rówieśnika, którego wzrok wciąż biegł przed siebie, do Scarlett. Poczuła coś jak ukłucie. Nieprzyjemne uczucie, którego nie potrafiła jeszcze przez moment sobie wyjaśnić, a jakie wcześniej odbiło się na wiejącym wietrze, który na moment zmienił swój tor, by owiać nieznajomą. Starała się to zignorować, chociaż ciążyło na niej jak panująca atmosfera.
- Blaine, musimy iść - przypomniała. Szare oczy powędrowały na szczyt wzniesienia, gdzie prawie już dotarła pierwsza linia łowców. Udało im się przedrzeć przez pas łuczników, pomyślał bacznie przyglądając się drodze, jaka ich miała czekać.
Rzucając okiem na otoczenie doszedł do wniosku, iż chwilowo są w bezpiecznym obszarze, odcięci od walki. Monstra już zdążyły ich minąć jakiś czas temu i znaleźć się w centrum bitwy. Pozostało tylko udać się na górę i zabić upiora pełni
- Jesteśmy praktycznie pod wzniesieniem. Oddziały z niego zdążyły zbiec na dół, większość upiorów już znalazła się w centrum polany. Najwyraźniej swoją siłę skupili na miejscu, gdzie jest najwięcej łowców, więc mamy teraz okazję, by się dostać na górę i dołączyć do pierwszej linii - przedstawiła swoje spostrzeżenia rozglądając się co nieco, ale jednak od tego momentu unikając spotkania się spojrzeniem z dwójką łowców. Zawiesiła w końcu wzrok na rozmówcy, który tak jak ona oceniał sytuację. Kątem oka zerknął na polanę za nimi, przez którą udało im się przedrzeć.
Przypominała prawdziwe pole bitwy. Miażdżąca przewaga liczebna mrocznej armii dawała się we znaki. Skrupulatnie brnęła do zdziesiątkowania zastępów wroga. Kolejno eliminowali łowców i chociaż ci potrafił przyczynić się do zabicia wielu upiorów, to jednak te osoby, które były przekonane o swej sile, opuściły pozostałych, udając się do upiora pełni. Golemy, mroczni rycerze i inne bestie... Całe ich zastępy znalazły się w sercu bitwy, na samym środku polany, wspomagani przez grady strzał, jakie posyłali łucznicy. Ciężko było określić straty oraz to, która ze stron wygrywa, ale zgładzenie upiora pełni mogło to wszystko zakończyć.
- Chodźmy - rzucił do rówieśniczki. Nie mogła przysiąc, że tak faktycznie było, lecz uległa wrażeniu, iż brunet wypowiedział to z pewną dozą niechęci. Może raczej rezygnacji? Pomimo hasła, jakie podał, nie zrobił nawet kroku. Jak szybko się blondynka zorientowała, wrócił jedynie spojrzeniem do zielonookiej. - Scarlett...
- Wiem - przerwała mu błyskawicznie. - Porozmawiamy jak ten koszmar się skończy, zgadłam? -  rzekła z nieśmiałym uśmiechem na twarzy, za którym kryła się podobna rezygnacja
- Tak - odparł spokojnie, a jednak z takim samym zabarwieniem, z jakim odezwał się wcześniej do towarzyszki. Jeszcze przez krótką chwilę stał w miejscu, jakby nie będąc pewnym czy odejść. W końcu jednak przerwał wymianę spojrzeń z rozmówczynią. Razem z Alice ruszyli przed siebie, w stronę wzniesienia, w stronę zielonookiej, do której podszedł Hiszpan.
Dziewczyna stała prosto i przybrała kamienną twarz. Nie ruszyła się z miejsca. Brunet minął ją, ruszył dalej. Oddalił się raptem o kilka kroków, póki nie zatrzymał go głos łowczyni
- Czekaj - odwróciła się błyskawicznie w jego stronę. - Idziecie dołączyć do pierwszej linii? - zapytała pośpiesznie, jakby dopiero teraz dotarła do niej ta informacja, jaką przedstawiła Alice. Z determinacją tlącą się w zielonych oczach obserwowała nastolatka, który zwrócił się w jej stronę
- Tak
- Pójdziemy z wami  - zadeklarowała stanowczo. Niebieskooka spojrzała na nią zmieszana, natomiast Blaine dość ponuro i niepewnie
- Pewnie, Scarlett. Nie pytaj mnie o zdanie - Javier rzucił sarkastycznie i wzruszył ramionami, co spotkało się ze srogim spojrzeniem dziewczyny
- Oj zamknij się, przecież i tak tam zmierzamy - burknęła oschle
- Nie musicie nam pomagać - wtrącił szybko brunet chcąc już ruszyć w dalszą drogę
- Fakt, nie musimy - pstryknął palcami, a zaraz po tym jego towarzyszka uderzyła go w ramię
- Javier! - warknęła na niego, gdy on zaczynał rozmasowywać trafione miejsce. - Wybacz mu - zwróciła się pośpiesznie do Blaine'a z wymuszonym uśmiechem. - Ten idiota to Javier... - oznajmiła - Mój brat - dodała dość nieśmiało i wstydliwie. Łowca zmierzył go z uwagą spojrzeniem
- Przybrany? - zadał pytanie, ale zdecydowanie bardziej brzmiało na zwykłe stwierdzenie faktu. Rozmówczyni przytaknęła głową i opuściła szybko wzrok.
- Jaki idiota!? - mruknął ze smutną miną. - Brzydko, siostrzyczko - prychnął drwiąco, a ona się skrzywiła
- Skończ się popisywać i rusz dupę na górę - rozporządziła srogo
- Już mówiłem, że nie musicie... - ponownie dziewczyna przerwała wypowiedź chłopaka
- Nie idziemy z wami tylko dlatego, że chcemy wam pomóc, ale dlatego, że i tak zmierzamy w tamtym kierunku - zapewniła z przekonaniem mając nadzieję, że to pozbawi nastolatka przeciwwskazań
- Niech będzie - westchnął wciąż niepewny. Odczuwał wrażenie, że jednak mimo wszystko będą ryzykować tą wyprawą z jego powodu, a tego zdecydowanie nie chciał. Słowa zielonookiej nie rozwiały jego wątpliwości 
- Chwila, moment - wtrącił szybko. Nagle złapał ramię siostry i przyciągnął ją do siebie chcąc wymusić na niej rozmowę na osobności. - Co ty wyprawiasz? Chcesz się pchać do pierwszej linii?
- Dobrze wiesz, że nie - odparła wyrywając się z jego uchwytu. Skrzyżowała ręce na piersiach i bacznie mu się przyglądała. Dostrzegła przejęcie wypisane na jego twarzy. Pomimo zamiarów, ich rozmowa i tak była dość słyszalna dla dwójki nastolatków. Alice westchnęła i stale się rozglądała nie chcąc dać się zaskoczyć jakiemukolwiek z upiorów. Póki co jednak faktycznie wydawało się, że wszystkie już znalazły się na polanie.
- Mam nadzieję. Nie puszczę cię tam
- Jakby tam były jakieś dziewczyny, to sam byś tam wypruł w oka mgnieniu - burknęła, ale po chwili posępna mina zniknęła. Na jej twarzy zagościł przebiegły uśmieszek. - Javier, no nie sądziłam, że odmówisz pomocy dziewczynie w potrzebie - postanowiła go podejść. Rozmówca zmarszczył brwi i spojrzał na nią podejrzliwie
- Co? - zapytał, a ta skinęła głowę w stronę Alice, która nawet tego nie spostrzegła, wciąż rozglądając się po najbliższym otoczeniu
- Ta dziewczyna wyrusza do pierwszej linii, a ty nie chcesz jej nawet pomóc się do niej dostać? A ja cię miałam za mężczyznę, który zrobi wszystko dla damy - kontynuowała, starając się mówić dość cicho. Nagle Hiszpan skrzyżował ręce i spojrzał srogo na Blaine'a
- Ta chica jest twoja? - skinął głową na blondynkę, a wnet Scarlett wymierzyła mu cios otwartą dłonią w tył owej głowy. - Za co znowu!? - rzucił odsuwając się nieznacznie od siostry, natomiast brunet i jego towarzyszka wbili w nich wzrok
- Nie traktuj dziewczyn przedmiotowo, ty świnio! - krzyknęła na niego
- Przedmiotowo? Tak się tylko mówi, wyluzuj. Ja je traktuję jak skarb! - starał się wybronić, a ta momentalnie do niego podeszła
- Ja ci dam "wyluzuj"! - silnie nadepnęła na jego stopę
- Powinniśmy jakoś zareagować? - zapytała blondynka swego rówieśnika
- Nie wiem... - odparł nieco zmieszany
- Co to w ogóle za ludzie? - zapytała konspiracyjnym szeptem, gdy ci dalej się kłócili
- Przyjaciółka z dzieciństwa - odpowiedział krótko. - A jego nie znam - dodał
- Siora, opanuj się! Co sobie twój znajomy o tobie pomyśli - rzucił, a ta nagle zamarła. Zatrzymała się niczym robot, którego właśnie wyłączono. Po chwili poszybowała jakby wystraszonym wzrokiem do Blaine'a. Zarówno on, jak i Alice stali wielce zmieszani, nie wiedząc zbytnio co robić.
- Bingo - zaśmiał się Javier, ale niespodziewanie poczuł, jak ponownie dziewczyna uderza go w ramię
- Myślisz, że taką kiepską sztuczką mnie przechytrzysz? - parsknęła
- Hej, uspokójcie się może... Wiecie, nie czas teraz na to - wtrąciła blondynka, a ciemnowłosy jak na znak stanął wyprostowany i spojrzał na nią
- Słusznie prawisz, bella - rzekł szarmancko. - Hej, amigo! - zwrócił się ponownie do szarookiego. - Nie odpowiedziałeś mi na pytanie - dopomniał się
- Nie jest moja - zmarszczył brwi
- Ah, więc jednak! - okrzyknął uradowany, a jego siostra z rezygnacją przyłożyła dłoń do twarzy i ciężko westchnęła. Hiszpan natomiast zaczął iść w stronę blondynki, która stanęła całkowicie zdezorientowana i obserwowała go. - Pozwól, że się przedstawię jeszcze raz - zaczął mówić wesoło. Nagle gwałtownie się zatrzymał, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Westchnął i przywołał kartę, która momentalnie zmieniła się w szablę. - Może jednak po tym... - rzucił szybko i wbił ostrze w ziemię. Nastolatka zrobiła wielkie oczy. Nagle utworzona została ściana z lodu, na którą wszyscy przenieśli wzrok. Już po chwili uderzył w nią skorpion, który na moment przed tym biegł w dzikiej szarży do przeciwników.
Momentalnie karty pojawiły się w dłoniach łowców, a w tym samym momencie wierzchowiec uderzył mocno ogonem w przeszkodę. Rozbił lodowy twór, jego drobinki rozbryznęły się po otoczeniu, a większe kawałki opadły na ziemię i utonęły w ciemnej, mokrej trawie. Stworzenie uniosło nieznacznie masywne szczypce, a jeździec ryknął groźnie.
- To tylko skorpion - rzuciła lekceważąco
- Tylko? - rzucił, a siostra do niego podeszła
- Lepsze to, niż te golemy - rzekła, aż nagle wyczuła kolejnego wroga, który znalazł się za nimi. - Chyba nie wykrakałam... - pomyślała posępnie i szybko się odwróciła. Przeciwnik już miał atakować, lecz niespodziewanie potężny podmuch wiatru nieznacznie odepchnął go od ciemnowłosej nastolatki, a Blaine nadbiegł i odparł jego atak szczypcami swą kataną
- No proszę. Jednak nie skorpion, tylko dwa - skomentował Javier przerzucając wzrok z jednego, na drugiego
- Zajmiemy się tym - rzucił krótko Blaine i spojrzał porozumiewawczo na blondynkę, która przytaknęła i szybko zbliżyła się do rówieśnika
- W takim razie ten jest nasz - odparł Hiszpan. - Dobra, siostra. Wkładaj pazury Wolverine'a
- Miałeś ich tak nie nazywać - burknęła karcąco, a w tej samej chwili złączyła otwarte dłonie, niemal jak do modlitwy. Karta między nimi rozjaśniała, blask stał się mocniejszy. Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści, nad którymi można już było dostrzec po trzy długie ostrza. Między palcami miała stal, która łączyła szpony z rękojeścią, jaką mocno trzymała w zaciśniętych rękach.
Scarlett rozprostowała ręce na boki i ugięła się w kolanach gotowa do biegu. Gdy tylko ujrzała, jak odnóża wierzchowca nagle pochłania lód, ruszyła do ataku. Biegła szybko przed siebie, była coraz bliżej. Skorpion wymierzył w nią cios szczypcami. Zwinnie obróciła się unikając ataku przeciwnika. Nie czekając nawet sekundy, posłał w łowczynię drugie szczypce, ale udało jej się ich uniknąć w podobny sposób. Nagle tuż przed nią uderzył ogon. Zakończony nim kolec chybił o włos. Mało brakowało, by przejechał po skórze dziewczyny. Zaskoczona czym prędzej się zatrzymała, unikając ciosu, a następnie zrobiła kilka gwałtownych ruchów do tyłu. Skorpion uniósł ponownie ku górze swój ogon, a jeździec ryknął wściekle na ciemnowłosą
- Zajmę się jeźdźcem, ty załatw skorpiona - zwróciła się do brata, który stale tworzył na nowo lód, aby uniemożliwić wierzchowcowi ruch
- Ok - odpowiedział jej przenosząc na nią wzrok, a wnet spostrzegł, jak kreatura przystępuje do złapania swej ofiary. - Uważaj! - krzyknął do niej. Ledwie zdążyła się obrócić, stworzenie zaatakowało. Szczypce przecięły płaszcz deszczu, świsnęły na wietrze i trafiły do celu. Hiszpan spoglądał na siostrę, która znalazła się w uścisku skorpiona.
- Wiem, wyluzuj - rzuciła do niego krótko, przebita przez szpony. Zdezorientowane stworzenie zacisnęło je. Nastolatka przenikała przez nie niczym duch. Jeździec ryknął na swojego wierzchowca, a ten zdezorientowany po prostu posłał ogon w stronę dziewczyny, która stała w bezruchu.
Nic nie czuła. Wszystko przez nią przechodziło, jakby była fatamorganą bądź hologramem. Jakby była z powietrza. Wszystkie krople deszczu przez nią przenikały. Kolec wymierzony w nią przemknął przez jej ciało
- Tu cię mam - rzuciła przechodząc przez szpony. Schyliła się nieznacznie pod ogonem, w który po chwili wbiła szpony. Stworzenie od razu szarpnęło nim do tyłu, a nastolatka utrzymywała się wraz z nim. Machnął nim jeszcze kilka razy próbując się pozbyć wroga, ale ona nie ustępowała. Dopiero po chwili uderzyła podeszwami butów o segment ogona i odbiła się od niego. Lód zaczął pokrywać ogon, a ona spadła na grzbiet wierzchowca. Znalazła się tuż za plecami jeźdźcy.
Chłopak sprawił, że coraz większa część stwora pokryta została lodem. Gdy tylko jego siostra znalazła się na zaplanowanym miejscu, pobiegł szarżą przed siebie. Spotkał się z podobnymi atakami, jak wcześniej Scarlett. Skorpion starał się uderzyć go wielkimi kleszczami. Odbijał je błyskawicznie swoją bronią. Przy każdym zetknięciu z jego ostrzem, stwora zaczynał w niewielkim stopniu pokrywać szron. Uniknął kolejne ciosy. Wreszcie nadszedł atak ogonem. Chłopak się go spodziewał. Obrócił się w bok, ogon go minął, a jego kolec wbił się w ziemię tuż obok. Hiszpan uderzył otwartą dłonią w jeden z segmentów. W oka mgnieniu rozpostarł się w tamtym miejscu lód. Wystraszone monstrum cofnęło ogon, ale po chwili posłało ponownie kolec na przeciwnika. Uchylił się, wykonał podobny ruch jak poprzednio. Wystarczyło lekkie klepnięcie, by kolejny fragment ogona pokrył lód.
- No dalej, może kiedyś trafisz - zadrwił z przeciwnika, który nie przestawał atakować. Wydarzenia powtarzały się niczym sceny z filmu, który stale ktoś włącza od początku. Cios, unik, uderzenie, lód i od nowa.
- Dobra, starczy tego - rzucił wreszcie, gdy ponownie uniknął ciosu. Czym prędzej wbił szablę w miejsce, które najbardziej dotknęła jego moc. Przekręcił ją delikatnie, trafione miejsce w oka mgnieniu zostało zniszczone. Lód rozbryznął się, druga połowa ogona padła bezwładnie na podłoże. Skorpion zaczął się wiercić z bólu, wymachując kleszczami przed sobą.
Dziewczyna chciała to zakończyć szybko, ale jeździec jej na to nie pozwolił. Obrócił się w ułamku sekundy. Pchnęła ku niemu szpony, lecz nie trafiła. Przeciwnik dobył sztylety, a wierzchowiec wciąż atakował Javiera. Łowczyni uchyliła się nisko na nogach, gdy upiór posłał ku niej poziome cięcie. Od razu wymierzyła własne. Ostre szpony zostawiły na ciele wroga trzy długie ślady, lecz nie za głębokie, gdyż w porę się cofnął. Wydobył raz jeszcze chorobliwy okrzyk, a dziewczyna wstała gotowa na kolejny atak. Przeciwnik sunął na nią wściekle z ostrzami. Pozwoliła mu na to. Ruszył na nią, rzucił się w gwałtownym ataku, a ona, ku jego zaskoczeniu, mknęła do niego. Sztylet zatopił się w jej ciele, ale jego posiadacz nie poczuł żadnego oporu. Nim zorientował się, co się dzieje, bronie całkowicie przeniknęły ciało nastolatki, tak jak i dzierżące je ręce. Zielonooka znalazła się tuż za nim i wbiła w jego plecy ostrza. Nagle jednak oboje stracili równowagę, gdy wierzchowiec zaczął nerwowo się wiercić.
Jeździec poleciał przed siebie wysuwając swoje ciało ze szponów. Nastolatka zrobiła dwa kroki do tyłu starając się utrzymać równowagę na rozszalałym stworzeniu
- Co ty tam wyprawiasz? - krzyknęła do brata. Przeciwnik już zerwał się na nogi i ruszył na nią. Zrobiła to samo biegnąc na niego
- A jak myślisz? - usłyszała w odzewie od brata, który wbił szablę w podłoże. Nagle trawę zaczął pokrywać szron. - Lepiej się pośpiesz - dodał jakby od niechcenia, a ta właśnie przeniknęła przez napastnika. W półobrocie wykonała cięcie. Wróg pośpiesznie się obrócił ku niej i machnął ponownie ostrzami. Złożyła szpony, by przyjąć atak, a po chwili odbiła sztylety wroga
- Daj mi chwilę - odparła. Jeździec był ranny, ale wciąż miał dużo siły. Raz jeszcze rzucił się na nią w dzikiej szarży. Przeniknęła przez niego, ale on wiedział, że tak postąpi. Nim jeszcze zdążyła znaleźć się za nim, obrócił się i wyczekał momentu, aż znów będzie w postaci, którą można zranić. Nie trwało to długo, już po krótkiej chwili pchnął ostrza prosto na wysokość jej głowy, gdy ta dopiero chciała się obrócić
- Atakuję... - rzucił głośno, by ta mogła go dosłyszeć. Skończył koncentrować energię na tym ataku, a ona próbowała uniknąć tego, który wymierzył w nią upiór. Sztylety przemknęły tuż nad jej głową. Zdążyła się uchylić. Wbiła w tors wroga szpony, ale na tym nie ustąpiła. Natarła bardziej na wroga sama się znacznie przybliżając, a wtem szpony u drugiej ręki posłała w jego podbródek. Dłonie jeźdźca rozluźniły uściski na rękojeściach.
- Zaczekaj! - krzyknęła do chłopaka. Z rąk upiora wysunęły się sztylety. Umarł. Dziewczyna pośpiesznie wysunęła ostrza z trupa
- Mam cię! - oznajmił wesoło do wierzchowca, który nie mógł się ruszyć skrępowany mocą ciemnowłosego. Na jego słowa szablę spowiła gruba warstwa lodu, powoli ją wysunął z ziemi. Ugiął się lekko na nogach z cwanym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Wtem ruszył do stwora. Biegł z niesamowitą prędkością. Niemal nikł w oczach. Błyskawicznie znalazł się przy zamrożonych odnóżach kreatury. Każdą potraktował ostrzem nawet się przy niej nie zatrzymując. Przemknął obok nich jednocześnie niszcząc lód swą bronią. Dosięgnął każdą parę odnóży skorpiona i zniszczył. Twór prysł na drobne kawałeczki niczym szklana rzeźba po rozbiciu. Javier stanął z powrotem przed wierzchowcem, który bezwładnie padł na ziemię. Na powrót wbił ostrze w podłoże, a wnet pod monstrum wysunęły się ogromne sople, które zdołały przebić się przez jego ciało.
Nastolatkę przebiły ostre sople lodu, które stworzył nastolatek. Żaden nie wyrządził jej krzywdy dzięki temu, że zdążyła użyć mocy świadoma, iż za chwilę nadejdzie atak Hiszpana. Przemknęła przez jego twór niczym zjawa i zeskoczyła na podłożę. Zaczęła oddychać nieco szybciej, ugięła się lekko na kolanach uspokajając tętno
- Zawodowo sobie poradziliśmy - rzucił do niej wesoło i zbliżył się o kilka kroków, lecz ona wtedy spojrzała na niego śląc gniewne spojrzenie. Od razu się zatrzymał
- Mówiłam, żebyś zaczekał! - krzyknęła ze złością
- Przecież duchowi tym krzywdy nie zrobię - odparł wesoło i dość żartobliwie
- Miałeś mnie tak nie nazywać! - warknęła podirytowana. - Zdajesz sobie sprawę ile utrzymanie niematerialnej powłoki zużywa energii?
- Mam nadzieję, że pięknej nic nie jest - obrócił się w kierunku Alice i Blaine'a
- Słuchasz ty mnie? - burknęła już dość znudzona, a on pogwizdując zaczął iść w stronę dwójki nastolatków.

Brunet ruszył na potwora. Pędził szybko jak błyskawica unikając każdego z jego ciosów. Wreszcie wybił się do góry, wtem jego rówieśniczka machnęła wachlarzem wzmagając wiatr. Wspomogła podmuchem chłopaka, by pomóc mu wzbić się wyżej do góry. Znalazł się nad kreaturą, która już wymierzyła w niego cios ogonem. Zawiał silny wiatr, a Alice wykorzystała go na swoją korzyść. Przekierowała go na stworzenie i wzmocniła swoją mocą. Odparła atak ogonem, a łowca spowił katanę ogniem. Spadł na grzbiet wierzchowca ze zwróconym ku niemu ostrzem. Momentalnie broń zatopiła się w ciele stwora. Przebicie się wymagało od łowcy sporo siły i wzmocnienia się energią, ale udało się. Wewnątrz monstrum buchnął żar przekazany przez zanurzoną w nim stal. Zaskoczony jeździec czym prędzej wstał i dobył broń, a skorpion zdawał się popaść w panikę. Ogień pożerał go od środka, zaczął poruszać się nerwowo i spazmatycznie. Brunet trzymał mocno rękojeść broni, by nie spaść z wierzchowca
- Zepchnij go - wydał polecenie towarzyszce widząc jak upiór ledwie się utrzymuje na grzbiecie szalejącej bestii.
- Już - krzyknęła do niego i zamachnęła się z całej siły tessenem. W tym samym momencie nastolatek przykucnął, a od niego wybuchnął ogień. Jeździec płochliwie się cofnął od nagłego ataku płomieni, jakie otoczyły bruneta. Przed postawieniem kolejnego niezgrabnego kroku powstrzymał go już podmuch, który uderzył go z ogromną siłą i zmiótł ze stworzenia
Nastolatka zaczęła szybciej oddychać odrobinę zmęczona wykonaniem tak nagłego i silnego ciosu, ale już po chwili uspokoiła się i była gotowa do zadania kolejnego ciosu. Nie zdążyła go jednak wykonać, upiór bardzo szybko zerwał się na równe nogi i podbiegł do niej z wyciągniętym ku niej ostrzem. Złożyła tessen i odbiła nim cios sztyletem, zaraz potem kolejny, aż wreszcie kopnięciem w tors odepchnęła wroga. Zrobił niezgrabne kroki do tyłu, a ona zyskała czas na szybki atak. Błyskawicznym ruchem rozłożyła wachlarz w dłoni i machnęła nim do góry. Niewielki wir oderwał upiora od ziemi i pozbawił całkowicie równowagi. Zdezorientowany starał się wyrwać z otaczających go podmuchów, lecz nim cokolwiek zrobił ostrze katany przebiło jego pierś.
Brunet machnął bronią na bok zrzucając z ostrza przeciwnika. Dziewczyna kątem oka zerknęła na skorpiona, którego szybko udało mu się pokonać.
- Nic ci nie jest? - rzucił krótko, odwołując jednocześnie broń. Na powrót spojrzała na niego i pokręciła przecząco głową. - Dobrze - odparł i zwrócił się w stronę rodzeństwa, którzy jeszcze chwilę toczyli bój. Zaczęli zmierzać w ich kierunku, aż ujrzeli jak Javier zaczyna swój atak.
Obserwowali wciąż się zbliżając. Alice spojrzała na łowczynię, która odepchnęła od siebie zabitego jeźdźce. Następnie na Hiszpana, który wbił szablę w ziemię. Nagle ogromne sople lodu przebiły na wylot ciało skorpiona. Blondynka zamarła i od razu spojrzała na ciemnowłosą, przez której ciało w mgnieniu oka przemknęły twory chłopaka przenikając jej ciało.
Brunet spostrzegł, iż gwałtownie się zatrzymała wyraźnie zszokowana. Spojrzał na nią pytająco, podczas gdy ta obserwowała nastolatkę, która ze spokojem przeszła przez sople i zeskoczyła na ziemię. Alice pokręciła głową i wznowiła krok starając się nad tym nie głowić. W końcu to Wymiar Snów, już nie takie rzeczy widziałaś, pomyślała i westchnęła głęboko.
Scarlett wraz z bratem również zaczęli iść w ich stronę. Ten pogwizdywał wesoło ignorując słowa, jakie padały z ust dziewczyny. Po chwili uśmiechnął się szarmancko, gdy był już blisko dwójki nastolatków
- Jesteś niemożliwy - westchnęła zrezygnowana, a ten nagle przyspieszył kroku
- Powinniśmy już... - zaczęła mówić blondynka w głównej mierze do swego towarzysza, ale nagłe zjawienie się przed nią Hiszpana zbiło ją z tropu 
- Jak mówiłem, jestem Javier, a ty? - rzekł w momencie, gdy znalazł się tuż przy niej
- Alice - wydukała z niezrozumiałym dla niej trudem
Bonito nombre* - rzekł głęboko, przy tym ujmując rękę nowo poznanej osoby. Skłonny złożyć pocałunek na jej dłoni był wielce zaskoczony, gdy nagle Blaine pociągnął rówieśniczkę za sobą zmierzając już w stronę wzgórza. Blondynka umknęła w ten sposób ciemnowłosemu, który jeszcze przez chwilę stał ze zdezorientowaniem.
- Musimy ruszyć, nim kolejne upiory się nami zainteresują - oznajmił idąc szybko do przodu 
- Pierwsza linia już rozpoczęła atak - odezwała się Scarlett spoglądając na szczyt wzniesienia. Walka wyglądała na niezwykle zaciętą. Pod kurtyną gęstej ulewy i silnego wiatru, łowcy korzystając z najróżniejszych mocy i broni zaczęli atakować sinego dyrygenta, który odpowiadał im korzystając z własnych umiejętności. Machał pałeczką niczym różdżką i choć z dołu nie było widać tak wiele, to spostrzegła jak po pewnym ruchu upiór pełni miotnął wrogami na boki jak prawdziwy czarodziej korzystający z magii. 
Na te słowa Hiszpan się najeżył i spojrzał srogo na siostrę. 
- Nie idziemy do pierwszej linii - dopomniał stanowczo chociaż ta już podążała do bruneta 
- Wy tutaj lepiej zostańcie - wtrącił Blaine zatrzymując się na chwilę 
- Idziemy z wami 
- Scarlett! 
- Przecież i tak idziemy w tamtym kierunku! - warknęła, a on spojrzał to na dwójkę nastolatków, to na zielonooką dziewczynę. Westchnął po chwili ciężko jakby dając za wygraną 
- Mieliśmy zająć się łucznikami - rzekł wreszcie z pewną dozą rezygnacji. - Ich strzały zraniły już mnóstwo łowców, nie pozwalając im się skupić na walkach z pozostałymi upiorami - wyjaśnił pokrótce brunetowi beznamiętnym tonem. Zrównał z nimi krok - Ale nie idziemy do pierwszej linii - zwrócił się srogo do siostry, przypominając jej o tym stanowczo. - Przeprowadzimy was przez łuczników, dalej idziecie sami, a my zostaniemy i się ich pozbędziemy
- Dobra - odparł nastolatek
- Alice, może będzie lepiej jak zostaniesz z nami, zamiast pchać się do pierwszej linii? - zaproponował po chwili blondynce. - Właściwie, może lepiej zostań tutaj. Na wzgórzu będzie niebezpiecznie... - dodał dość posępnie, faktycznie przestrzegając rozmówczynię
- Nie, idę z Blaine'em - rzekła krótko. - Poradzimy sobie jakoś - dodała, a łowczyni spojrzała na nią z zastanowieniem
- Jesteśmy w koszmarze pełni. Tutaj nigdzie nie jest bezpiecznie - rzucił do niego szorstko
- Taki jesteś pewien, że jej upilnujesz? - odparł równie chłodno
- Javier, daj spokój - rzuciła do niego i popchnęła, by ruszył w drogę. Ruszyli przodem, dwójka nastolatków spojrzała za nimi i również zaczęła iść na górę.
Wdrapywali się coraz wyżej uważając na każdy krok. Momentami wzniesienie robiło się dość strome. Ulewny deszcz nie polepszał sytuacji, w jakiej się znaleźli, a na pewno nie uważali takiej pogody za dobrą do wspinaczek. Nie mogli się spieszyć, mogło to ich sporo kosztować. Wdrapywali się wyżej i wyżej. Niebo zdążyło zostać kilka razy rozdarte przez błysk. Pioruny przecięły horyzont, kilka było bliskich, by uderzyć w samo serce bitwy, na którym było pełno upiorów i łowców. Im wyżej czwórka nastolatków się znalazła, tym lepiej widziała tą krwawą wojnę toczoną między ludźmi, a armią mroku. Zniszczenia, ogrom ciał poległych i mnóstwo trwających właśnie starć. Im więcej z tego widzieli, tym bardziej byli zdania, że sytuacja nie wygląda dobrze.
Ostatnia pełnia zebrała swoje żniwa. Umarło wówczas mnóstwo ludzi, którzy później dryfowali w morzu krwi. Ta jednak nie była lepsza. Szkarłat zafarbował zieleń. W wysokiej trawie leżały trupy zalewane kroplami deszczu, a błyski rozjaśniały ich nieprzytomne twarze. Przerażające dźwięki tworzyły się wśród walczących. Wrzaski, jęki i płacz. Krzyki agonii rozbrzmiewały dookoła i były na tyle głośne, by przebić się przez grzmoty panującej burzy.
Alice nie mogła się powstrzymać od posyłania krótkich zerknięć na walczących łowców. Nie mogła pojąć, jak to wszystko może mieć miejsce. Zwolniła nieznacznie przez zatrważający widok. Zapatrzyła się na ten przerażający obraz czując smutek i lęk.
- Wszystko w porządku? - zapytała ją troskliwie dziewczyna, która na moment się zatrzymała, by móc zrównać się z blondynką. Nieco zaskoczona pośpiesznie spojrzała na nią uciekając wzrokiem od trwającej bitwy
- Tak - wykrztusiła po czasie
- Dość nieprzyjemny widok - sama zerknęła w miejsce, które przed chwilą było pod baczną obserwacją Alice
- Bardzo... - odparła ponuro i ponownie ruszyła w górę, a rozmówczyni razem z nią. - Jak to możliwe...?
- Co takiego? - ciągnęła rozmowę wciąż z przyjacielskim tonem, którego ta się nie spodziewała słysząc jej rozmowę z bratem
- Po prostu myślałam... Myślałam, że ta pełnia będzie inna - wyrzuciła z siebie dość niepewnie. - Brałam udział w poprzedniej pełni. Była okropna i zginęło pełno ludzi, ale... Kameleony zaczęły się pojawiać już na jakiś tydzień przed nią
- Pełnie są, jakie są. Nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać. Właśnie dlatego wyruszanie na nie przypomina trochę hazard. Tylko, że stawiasz wszystko, albo nic. Wyruszasz gotowa do walki, albo nie idziesz wcale. Jeśli nie masz siły do walki, nie powinnaś w ogóle brać w niej udział, bo skończy się to na pewno śmiercią - mówiła nie spoglądając na rozmówczynię, za to ona spojrzała w małym zastanowieniu na nią
- Jednak skoro kameleon pojawił się dopiero na jakiś dzień przed pełnią, to myślałam...
- Czekaj - przerwała jej. Wbiła w nią wzrok całkiem zaskoczona - Dzień?
- Tak - odparła zmieszana, a nastolatka spojrzała na brata
- Trafiliśmy na kameleona dużo wcześniej - przyznała wciąż patrząc na niego. Słyszał całą rozmowę, spojrzał najpierw na ciemnowłosą, później na Alice
- Na pewno nie dzień przed - dorzucił się do rozmowy
- Czyli kiedy? - wtrącił Blaine
- Kilka dni. Może pięć? Już nie pamiętam, a ty? - rzuciła w zastanowieniu
- Coś koło tego
- Blaine, jak to możliwe? - zapytała zmieszana
- Po prostu... musieliśmy mieć szczęście i przedtem na żadnego nie trafić. Co nie znaczy, że już wcześniej kameleony się nie pojawiły
- Równie dobrze mogły się pojawić jeszcze wcześniej niż te pięć dni - westchnął Hiszpan, a zszokowana blondynka zaczęła patrzeć ślepo przed siebie, jakby ta informacja ją odcięła od rzeczywistości
- Spokojnie, bella! Znaczy, Alice. Jeśli pierwsza linia załatwi grubego, to będziemy mogli już stąd w spokoju czmychnąć z perłą - rzucił krzepiąco z szerokim uśmiechem
- Pewnie tak... - odparła jednak nie do końca przekonana
- Powoli się zbliżamy do łuczników - spostrzegła zielonooka. - Gdy już będziemy przy nich, to ja i Javier odwrócimy ich uwagę, a wy ruszycie dalej
- Zajmiemy się orkami, wy skupcie się na grubasku i będzie dobrze
- O ile ci na górze nie zajmą się nim przed naszym dotarciem - rzucił brunet beznamiętnie
- Taka też jest opcja
- Poradzicie sobie we dwójkę z tyloma łucznikami? - wtrąciła troskliwie blondynka
- Ah, aż mi serce szybciej zabiło! Miło, że się martwisz - uśmiechnął się do niej
- Javier, proszę cię... - wzniosła oczy ku niebu. - Poradzimy sobie. Już dawno ktoś powinien się zająć tą zgrają
- Eskortujemy was do tamtego momentu, dalej lecicie sami
- Eskortujecie? - brunet uniósł brew. - Wydawało mi się, że nie byłeś zachwycony z tego pomysłu
- Nie paliłem się do tego, mój ognisty amigo, ale Scarlett miała rację. Skoro mamy po drodze, to czemu nie? Poza tym, bez nas sobie nie poradzicie - rzucił dumnie
- Czyżby?
- Gdybyście tylko dotarli do pasu łuczników, to ci by was rozstrzelili. Jakby nawet udało wam się przedrzeć dalej, to robiliby wam plecy i w końcu dorwali. Milion łuczników na dwa cele, brzmi wesoło
- Tak dwa cele, jak ty i Scarlett? - rzucił do niego podejrzliwie, a on na chwilę zamilkł
- Ale my mamy zamiar z nimi walczyć, a nie biec sobie dalej!
- Javier, daj spokój - westchnęła
- Właściwie to wy znacie się z...
- Tak - przerwała mu momentalnie, a on ze spokojem przyjął tą wiadomość. Jedynie blondynka z zastanowieniem ich obserwowała czując się całkowicie nie w temacie. - Tyle to już czasu minęło
- Ta
- Myślałam, że nie żyjesz - rzuciła do niego smutno
- Jak widzisz, nic mi nie jest - odparł jedynie. Chwilę po tym spojrzał na nią. Obserwowała go przez moment z ponurą miną, jakby odczuwała w pewnym sensie ból błąkając się myślami gdzieś w przeszłości
- Powiedz... Widziałeś się z innymi? - zapytała nie kryjąc nadziei w swym głosie. Dostrzegła, jak rozmówca powstrzymuje się od udzielenia odpowiedzi. To powinno jej wystarczyć, a jednak pokusiła się o usłyszenie słów, po których nabrałaby pewności co do starych znajomych. - Co z Rickiem? - sprecyzowała
- Nie żyje - odrzekł po krótkiej chwili ciszy
- Lucy? - odezwała się w końcu
- Myślałem, że ty będziesz wiedzieć - usłyszała w odpowiedzi i na moment zamarła. Łza napłynęła jej do oczu
- Nie, ja... - próbowała wykrztusić z siebie cokolwiek, ale każde słowo zdawało się utknąć w jej krtani. - Nie wiem, ale pewnie też nie żyje - wydukała smutno i postarała się by nie uronić słonych kropel. - A Steven?
- Nie mam pojęcia - odparł równie ponuro, a ona wzięła głęboki wdech
- A Matt?
- Matt niestety żyje - rzucił bez najmniejszego oporu, podczas gdy ona w pierwszej chwili spojrzała na niego badawczo, ale szybko odwróciła wzrok z powrotem kierując go przed siebie. Już widziała wrogów. Byli blisko, coraz bliżej. Cała czwórka widziała wysunięte łuki. Wystrzelona została kolejna seria strzał. Poszybowały na pole bitwy, a potwory już szykowały kolejne, by również je posłać we wrogów. Byli już bardzo blisko. Słyszeli naciąganą cięciwę. Jedną, drugą, trzecią, osiemnastą. Nie mogli określić ile orków rozciąga się szerokim pasem, ale już za chwilę mieli się przebić przez nich. Jedni mieli już teraz stoczyć bój, a drudzy dzięki nim udać się na szczyt, gdzie czekała prawdziwa walka. Raz jeszcze wyładowanie rozdarło niebo i wywołało silny błysk. Równo z grzmotem, który miał niebawem nadejść, łowcy mieli przejść do ataku na łuczników.



*Bonito nombre - Po hiszpańsku oznacza to: "Piękne imię"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine