niedziela, 9 kwietnia 2017

Sen sto dziewiętnasty - Ofiara

Płomienie wiły się coraz gwałtowniej, zmierzając ku sferze lawy i ognia, jaką tworzył nastolatek.
Wypełniały już niemal cały obszar, który Alice dla nich odgrodziła wietrzną zaporą. Ich żar czuć było już na odległości kilkudziesięciu metrów. Iskrzyły się, tańczyły między łowcami a kopułą wiatrów, jakby niespokojne, nie mogące się doczekać, aż zostaną uwolnione do ataku, by zamienić wszystko, co tylko spotkają na swej drodze w popiół.
Alice nie zważała na panujące warunki, ani nawet na sytuację, jaka miała dookoła niej miejsce. Pozostawała w całkowitym skupieniu, koncentrując się bez reszty na utrzymywaniu osłony, stworzonej z potężnych prądów powietrza, a także wichury, która nastała na polu bitwy. Miała tą świadomość, że nie może sobie pozwolić na dekoncentrację, bo to oznaczałoby koniec.
Osłona stworzona przez dziewczynę była tak potężna, iż zdawało się, że nic nie jest w stanie się przez nią przedostać, jednak upiory nie zamierzały się poddać. Ożywieńcy wraz z wojownikami bez przerwy próbowali przedrzeć się przed potężne podmuchy, a szamani ciskali w stronę łowców czaszkami. Ci pierwsi nie mieli nawet szans, by dotrzeć do samej kopuły, przez panującą na niemal całym polu bitwy wichurę. Zewsząd uderzały potężne podmuchy wiatrów, odrzucając żywe trupy, jednak wrogowie mimo to wciąż napierali z całych sił, by dostać się do nastolatków.
Alice nie zamierzała pozwolić wrogom się przedrzeć. Teraz to ona musiała chronić towarzysza, więc robiła wszystko co w jej mocy, by odgrodzić ich od napastników. Odrzucała umarłych silnymi porywami wiatru nawet na kilka metrów, chociaż ostatecznie ci i tak wstawali, po czym na powrót próbowali swoich sił, skazani na syzyfową pracę.
Wraz z nimi kroczyli wojownicy. Byli nieustępliwi i w przeciwieństwie do ożywieńców faktycznie posuwali się do przodu. Zaparci o własne włócznie, wbijane silnie co jakiś czas w ziemię, zmniejszali dystans, jaki dzielił ich od łowców. Stopniowo zmniejszali tą odległość, ale choć Alice nie potrafiła wykrywać energii wroga, to zdawała sobie sprawę z ich obecności i aktualnego położenia. Czuła, jak wiatr uderza o ich ciała, starając się je odepchnąć w dal od swej pani. Wiedziała, że powoli się zbliżają, lecz nic z tym nie zrobiła, a przynajmniej do momentu, aż uznała, że dotarli za daleko. Wtem podmuchy zyskały na sile, blondynka czuła jak ulatuje z niej jeszcze więcej energii, jednak zdobyła się na to, by zastąpić wichurę istnym huraganem, odrzucając najbliższych wrogów.
Dopiero wtedy osłona przestała otrzymywać obrażenia, choć było to tylko chwilowe. Dziewczyna robiła co mogła, byle tylko zapewnić sobie i towarzyszowi ochronę, więc nawet samą kopułę broniła przed przeciwnikami, utrzymując na obszarze walki porywisty wiatr. Dzięki temu faktycznie udało się uniknąć otrzymywania ciosów od ożywieńców i wojowników. Szamani wciąż działali ciskając czaszkami. Wcześniej niektóre odrzucane były przez wichurę, lecz większość docierała do celu, uderzając o osłonę. Jednak w momencie nastania istnego huraganu już żaden pocisk nie był w stanie się przedrzeć.
Alice w tamtej chwili wiele od siebie wymagała, ale za nic nie zamierzała dać za wygraną. Wciąż utrzymywała osłonę, czekając, aż rówieśnik będzie gotów, by zaatakować. Sfera ognia formująca się nad ich głowami była już ogromna, temperatura panująca dookoła koszmarnie wysoka, jednak brunet wciąż gromadził w kuli energię. Skoro ten atak miał wszystko zakończyć, musiał wszystko pochłonąć, a więc i całą jego moc. Nie widział innej możliwości na zwycięstwo, choć wciąż rozchodziło się jedynie o zwycięstwo z pomniejszymi upiorami, jakby skażony upiór zszedł na dalszy plan.
Niespodziewanie jedna z czaszek przedarła się przez huragan. Z wielkim impetem uderzyła o osłonę blondynki, wnet doszło do potężnej eksplozji. Łowczyni zachwiała się, wytrącona z równowagi jakby sama została trafiona, choć w rzeczywistości cały cios zablokowała utrzymywana przez nią kopuła. Dziewczyna w skutek tak bliskiego i silnego wybuchu straciła w pewnym stopniu kontrolę nad prądami powietrza, formującymi barierę i musiała poświęcić kolejne pokłady energii, byle tylko jak najszybciej odzyskać władzę nad powiewami i je utrzymać.
Dym i unoszące się drobinki piasku szybko porwał wiatr, nie pozwalając, by długo przysłaniały łowczyni obraz całej sytuacji. Wbiła wzrok w szamanów, którzy już nie posyłali bezmyślnie pocisków, a stali koncentrując się na ataku, by wzmocnić jego moc. Czaszka, która miała zostać posłana w kierunku łowców drżała i lśniła, ogarnięta poświatą. Krew w błonach upiorów wrzała, a ich żyły pulsowały. Szamani zrozumieli, że jeśli wzmocnią atak, to dotrą nim do celu, przebijając się siłą przez wietrzysko.
- Wytrzymaj jeszcze trochę - usłyszała głos bruneta, jakby wyczuł ogarniający ją w tamtej chwili niepokój. Nie potrafiła się go wyzbyć, jednak zgodnie z prośbą towarzysza, utrzymywała dalej zaporę wiatru. W momencie gdy szamani przystąpili do ataku, spróbowała wzmocnić podmuchy i skoncentrować je na odparciu pocisków. Nie udało się.
Szamani byli zdecydowanie potężniejsi. Ostatecznie zaczęli bombardować osłonę, a za każdym razem, gdy dochodziło do eksplozji, siła podmuchów malała. Alice traciła nad nimi kontrolę. Czuła jak całe jej ciało drętwieje, ilekroć obok niej następuje wybuch. Im częściej się zdarzały, tym było gorzej. Czuła ucisk w sercu i brakowało jej tchu. Po każdym przyjętym ciosie wypuszczała na nowo powietrze z ust, by szybko odzyskać kontrolę, lecz brakowało czasu, by nabrać go z powrotem. Odnosiła wrażenie, że opróżnia płuca z powietrza, którego już od dawna w nich nie ma, ale musiała to robić, by przywrócić zaporę z wiatru. Wykonywała czynności, jakich nikt w realnym świecie nie byłby w stanie zrobić, ale nie mogła ich powtarzać w nieskończoność. Zaczynała już odczuwać bezdech, docierało do niej, jak niewiele jeszcze będzie w stanie wytrzymać. Wtem ataki ustąpiły.
Alice zaczęła gwałtownie łapać oddech, wykorzystując ten moment względnego spokoju. Jednocześnie posłała spojrzenie w stronę upiorów, nie rozumiejąc czemu zaprzestali atakowania, choć czuła, że nie zwiastuje to niczego dobrego.
- Blaine, jest problem - oznajmiła, gdy tylko uspokoiła w miarę możliwości tętno. Widziała jak wszystkie czaszki szamanów silnie drżą i biją jasną poświatą. Krew skryta w błonie na brzuchu szalała, jakby silnie wrząc. Stało się jasne, co zaraz nastąpi.
- Wiem - odparł jedynie.
Szamani zaprzestali dalszego atakowania, bo sami również coś zrozumieli. Ognista kula osiągnęła monstrualne rozmiary, a poświęcona jej energia była silnie odczuwalna. Na dodatek te wartości wciąż wzrastały. Upiory pojęły, że gdy tylko brunet zaatakuje, zostaną zniszczeni. Przed tym atakiem nie uratują ich nawet bariery ochronne, więc nie było sensu pozostawiania sobie szansy na wytworzenie ich. Zrozumieli to, więc tak samo jak łowca, który postawił wszystko na jeden cios, tak oni postanowili uczynić podobnie. Skoncentrowali pociski na swym celu, by zniszczyć zaporę wiatru, uniemożliwić nastolatce utrzymywanie defensywy i tym samym dać pozostałym stworom możliwość działania. Musieli jak najszybciej pozbyć się chłopaka, nim zdąży zaatakować. Pozostawała kwestia tego, komu uda się szybciej zniszczyć wroga.
Alice utrzymywała osłonę, ale wiedziała, że nadchodzący atak szamanów bez wątpienia ją zniszczy. Spojrzała żałośnie na rówieśnika, jakby chcąc go przeprosić spojrzeniem, bo wiedziała, że to wszystko jest ponad jej siły.
- Nie wiem, czy utrzymam osłonę - przyznała
- Potrzebuję jeszcze chwili - odparł dokładnie w momencie, gdy szamani wznieśli czaszki ponad swe głowy, przygotowując się, by posłać je wszystkie w jednej chwili we wrogów.
- Zdaje się, że już nie mamy czasu - powiedziała dość lękliwie. Miała wrażenie, że jej żołądek przekręca się z nerwów na drugą stronę.
- Muszę zaatakować pierwszy - rzucił cicho pod nosem, do samego siebie, jakby miało to cokolwiek zmienić. Jakby dzięki temu miał faktycznie szybciej uformować kompletną sferę. Jednak nie miało to na nic wpływu, jedynie spotęgowało poczucie presji czasu, z jakim ponownie przyszło im się mierzyć. - Kiedy powiem "już", stań tuż przy mnie - zwrócił się pośpiesznie do rówieśniczki. - Jak najbliżej, bo muszę pozwolić ogniowi działać - podkreślił. Dziewczyna z małym zmieszaniem dopuściła do siebie słowa rozmówcy, ostatecznie po prostu przytakując.
- Co jeśli to jednak oni pierwsi zaatakują? - zapytała nie potrafiąc się zdobyć w tamtej chwili na oddanie się ślepej nadziei, że tak nie będzie
- To już zależy od ciebie - odrzekł ku jej zaskoczeniu. Momentalnie zrobiła wielkie oczy, poczuła silny niepokój, szok i presję. Te stany spowodowały, że na moment wichura straciła na sile. - Twoja osłona będzie musiała wtedy wytrzymać, a przynajmniej będzie musiała przyjąć cios - rozwinął
- Więc pośpiesz się z tym atakiem, bo inaczej czarno to widzę - wykrztusiła i wzięła głęboki wdech, jakby chcąc na zapas wypełnić płuca. Wichura ustała, huragan odszedł w zapomnienie, wszystkie powiewy zbiły się w jedno miejsce, jakby tworząc kolejne warstwy wietrznej osłony. Już tylko ona stała żywym trupom i wojownikom na drodze do przeciwników, więc zaczęli pokonywać ten dystans dziką szarżą. Alice mimo wszystko uznała to za lepsze rozwiązanie. Wolała wzmocnić osłonę, bo wówczas tylko ona mogła zapewnić im jakąkolwiek ochronę przez szamanami, którzy wówczas stanowili główne zagrożenie.
W tamtym momencie mogło się odnieść wrażenie, że czas ulega zmianie. Wydawało się jakoby stanął w miejscu, zmuszając nastolatków do obserwowania napastników, szykujących się do ostatecznego ciosu, a zaraz po tym, gwałtownie przyspieszył. Odnosiło się wrażenie, jakby wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy. W przepływie krótkiej chwili zaatakowano i jak się okazało, to szamani szybciej skoncentrowali swoje ataki.
Pociski, będące ludzkimi czaszkami, świsnęły na wietrze, posłane w łowców skrytych za wietrzną osłoną. Blaine wciąż nie był gotów do zaatakowania, potrzebował jeszcze chwili, podczas gdy szamani już zadali cios.
W jednej chwili wszystkie pociski dotarły do celu, wnet doszło do wielu eksplozji, choć uległo się wrażeniu, że miało się do czynienia z jedną, lecz ogromną. Wybuchy były niezwykle silne, przebiły się przez wszystkie warstwy osłony, docierając do łowców. Zaburzyły całkowicie ruch prądów powietrza, jaki łowczyni starała się utrzymać, jakby wpływając na samą energię blondynki i wywołując zamęt. Szamanom udało się osiągnąć cel - zniszczyć zaporę, która dzieliła ich od głównego zagrożenia, jakiego należało się pozbyć.
Alice spoglądając na nadlatujące pociski miała wrażenie, jakby na krótką chwilę czas zwolnił. W jednej chwili słyszała nazbyt głośne bicie własnego serca, wpatrywała się w nadchodzący cios, a w drugiej do jej uszu docierał już tylko huk wybuchu, natomiast obraz całkowicie przysłonił dym i piach. Wciąż wypuszczała z ust powietrze, starając się wzmocnić defensywę, choć nie było na to szans. Pociski eksplodowały, a ona sama miała wrażenie, że coś eksplodowało w jej płucach. Całe jej ciało ogarnęły silny ból i dreszcze. Odrętwiała, osłabła i bezwładnie padła na ziemię, ale przyjęła cios.
- Alice! - zawołał po towarzyszkę z troską i jakby lękiem w głosie, ale nie mógł wówczas zrobić nic więcej. Sfera była niestabilna i wciąż niegotowa, by uwolnić zebraną w niej moc. Blondynka przez chwilę nie odpowiadała, wkrótce zaczęła oddychać nieregularnie, jak przy ataku astmy. Zniknęła w wysokich płomieniach. Starała się zebrać z powrotem na nogi, ale czuła ucisk w płucach i brak sił, aby chociażby ruszyć palcem. Wszystko stało się dla niej odległe, nawet dźwięk. Czuła się tak, jakby raz jeszcze poraziła ją złowroga aura, jakiej wcześniej doświadczyła z rówieśnikiem. - No dalej, nie rób mi tego... - usłyszała, lecz głos wydawał się dobiegać z daleka. Z całych sił zebrała się na to, by poderwać się z ziemi. Zaczęła kaszleć. Ogień dookoła wydawał się wściekły, porywiście wił się na boki, pochłaniał stopniowo coraz to większy obszar, jej jednak wciąż nie wyrządzał żadnej krzywdy, choć czuła w pewnym stopniu bijący żar. Przez jego obecność nie potrafiła wiele dostrzec. Czuła się jak uwięziona wśród płomieni. Rozglądała się zaniepokojona, szukała wzrokiem rówieśnika, lecz było to bezowocne. Wkrótce do jej uszu dotarły okrzyki bojowe wrogich wojowników, a za najgorsze uznała to, że choć głos Blaine'a był taki odległy, to krzyki nadchodzących upiorów słyszała głośno i wyraźnie, jakby dzieliło ją od nich tylko kilka kroków.
Dziewczyna wciąż czuła się osłabiona, ale nie mogła stać bezczynnie. Z każdej strony nadciągała horda potworów. Była pewna, że szamani są w trakcie tworzenia nowych czaszek. Chciała zawołać rówieśnika, ale okrzyki bojowe wojowników zdawały się wszystko zagłuszać. Nie mogła się przebić przez ich głosy - jej był łamliwy, jakby go traciła. Czuła się tak, jakby miała zdarte gardło.
W desperackiej próbie odejścia od dźwięków, które de facto dochodziły do niej z każdej strony, zrobiła krok w obranym przez siebie kierunku, ale czuła się osłabiona, jej nogi były odrętwiałe. Przystąpiła z jednej na drugą, niemal natychmiast przechylając się bezwładnie do przodu, tracąc w nich czucie. Zacisnęła mocno powieki ogarnięta myślą, iż lada moment ponownie upadnie bezwładnie na podłoże. Jednakże, wizja bliskiego kontaktu z ziemią okazała się nietrafna. Wpadła prosto na postać, jaka się przed nią ujawniła, choć mogłaby przysiąc, że jeszcze przed chwilą jej nie było. Trafiła na bruneta, który złapał ją jedną ręką i przyciągnął mocno do siebie.
- Boże, nie strasz mnie tak - usłyszała słowa, rzucone cicho pod nosem. Chciała cokolwiek odpowiedzieć, ale uniemożliwił jej to powrót kaszlu. - Już - oznajmił, nim udało jej się wykrztusić z siebie jakiekolwiek słowo. Spojrzała zza ramienia na tańczące płomienie, wśród których dostrzegła wojowników, którzy do nich biegli, szybko zmniejszając dzielącą ich odległość
- Najwyższy czas - wreszcie udało jej się uwolnić słowa z buzi
- Zamknij oczy - przestrzegł, a ta posłusznie wykonała polecenie. Obróciła się z powrotem do rówieśnika i schowała głowę w jego ramieniu, zamykając przy tym oczy. Czekała, aż to wszystko się skończy.
Nad ostrzem katany w pełni uformowała się sfera, której średnica miała wiele metrów. Strumienie płomieni owijały ją, wewnątrz przelewała się chaotycznie lawa. Żar ognia stale się potęgował, temperatura rosła. Wreszcie Blaine mógł zaatakować. Upiory dotarły do łowców. Wysunęły włócznie w ich kierunku, jednak nim którykolwiek grot dotknął ciała wroga, brunet opuścił szybkim ruchem ostrze katany zwiastując nadejście piekła.
Nastolatek skierował broń w dół, a sfera sprawiła wrażenie, jakby wybuchnęła, niczym bomba jądrowa. Momentalnie rozniosły się fale ognia pędzące w dal, jak fale uderzeniowe. W ułamku sekundy całe pole bitwy stanęło w płomieniach.
Alice czuła jak towarzysz trzyma ją mocno przy sobie, nie pozwalając jej się od siebie odsunąć, by nie stała jej się krzywda, a jednak gdy tylko poczuła nagły skok temperatury i potężny żar, przez chwilę miała wrażenie, jakby i ją miał lada moment pożreć ogień. Dotarły do jej uszu wrzaski, wkrótce nawet tak potężne, że nie słyszała własnych myśli i gdyby nie brunet, to zapewne nie utrzymałaby się na nogach, strącona falą dźwiękową. Miała ochotę zasłonić uszy, ale bała się wykonać jakikolwiek ruch tak długo, jak trwał atak nastolatka. Wkrótce wyczuła jego ruch, jaki okazał się dość gwałtowny. Niespodziewanie poderwał ją z ziemi i zaczął biec, chcąc się oddalić od źródła hałasu, powodującego pękanie bębenków. Dziewczyna nie otworzyła oczu, czekając aż zostanie upewniona, iż jest już po wszystkim. Wreszcie ponownie poczuła grunt pod stopami.
- Już - powiedział głośno do jej ucha, chcąc przebić się przez krzyki kreatury, które wreszcie zaczęły tracić na sile. Na to słowo dziewczyna uniosła niepewnie powieki. Otworzyła oczy wlepiając wzrok w towarzysza, który lekko dyszał, wyraźnie zmęczony ostatnim atakiem. - Dobra robota - powiedział do niej po chwili, odpowiedziała mu nieśmiałym uśmiechem
- Wzajemnie - odparła zdobywając się na to, by rzucić okiem na pole bitwy, od którego się oddalili. Domyślała się, jak musiało wyglądać w chwili trwania ataku. "Jak piekło" pomyślała wyobrażając sobie jak wszystkie znajdujące się na tamtym obszarze istoty pożera doszczętnie ogień, zostawiając jedynie zwęglone ciała, a nawet i nie, bo teraz wśród płomieni widziała jedynie popiół.
Blaine wpatrywał się w towarzyszkę, aż przeniósł wzrok na źródło hałasu.
- Został już tylko on - oznajmił, a ta idąc za jego przykładem, przerzuciła spojrzenie na skażonego upiora, wrzeszczącego z powodu ogarniającego go bólu. Jego nagolenniki przybrały postać ciekłą, roztopiona stal spłynęła po jego nogach. Powłoka upiora była silnie przypalona, a pęcherze pękały. Monstrum machało w bólu rękoma i wrzeszczało wniebogłosy, choć stopniowo cichło.
- Już myślałam, że i jego uda ci się pokonać tym ciosem - mruknęła w małym zamyśleniu
- Może gdyby nie pożarł tylu ludzi... W jakimś stopniu zregenerował dzięki temu siły i przetrwał mój atak, choć odniósł spore obrażenia - przyglądał się przeciwnikowi i westchnął ciężko. - Więc jednak to jeszcze nie koniec, tak jak myślałem - rzucił pod nosem od niechcenia, po czym spojrzał na rozmówczynię. - Zostało ci trochę energii?
- Trochę - potwierdziła
- To dobrze
- Jednak nie sądzę, by wystarczyła na pokonanie skażonego upiora - mruknęła smętnie, ale rozmówca się jedynie uśmiechnął. Przywołał kartę Jokera, w którą wlepił wzrok.
- Nie dlatego pytałem - powiedział po chwili i od razu poczuł na sobie pytające i wnikliwe spojrzenie towarzyszki. - Skażoną perłą nie uzupełnisz swojego wskaźnika, a nie możesz przecież mieć go pustego - stwierdził podnosząc wzrok na rozmówczynię
- Ty też nie możesz - burknęła i nachyliła się, by podejrzeć, ile energii pozostało chłopakowi, jednak w chwili, gdy tylko się zbliżyła, karta zniknęła
- Mnie jeszcze czeka walka
- Nie masz już energii, prawda? - zapytała z całkowitą powagą wypisaną na twarzy. Nie odpowiedział, jedynie opuścił wzrok. - Blaine...
- To nie istotne, skoro to jeszcze nie koniec - wzruszył ramionami, jakby to faktycznie było nic. Oboje jednak wiedzieli, że jest inaczej. Brunet obrócił się w kierunku skażonego upiora, spoglądając na niego z zastanowieniem.
- Więc co zrobimy? - zapytała wiedząc, że nie ma sensu się teraz sprzeczać. Stanęła przy rówieśniku, czekając w spokoju na odpowiedź. Oboje przyglądali się wrogowi, który starał się zapanować nad ogarniającym go bólem.
- Ty zostaniesz tutaj, ja idę po perłę - oznajmił stanowczo
- Ale...
- Alice - przerwał jej momentalnie. - Po prostu zaczekaj, aż pokonam upiora - powiedział wpatrując się w rozmówczynię, której twarz przyozdobił grymas, ale po chwili zastąpiony został smutkiem. Zdawała sobie sprawę, że zwłaszcza teraz, gdy ma niewiele energii, nie okaże się wiele pomocna, jednak nie zmieniało to jej nastawienia co do tego, że brunet będzie zmuszony zmierzyć się z ogromnym, przerażającym i potężnym upiorem całkiem sam. Na samą myśl poczuła ucisk w żołądku. Mimowolnie spojrzała na monstrum, jedynie pobudzając w ten sposób tę część umysłu, jaka odpowiedzialna była za wypełnianie jej głowy obawami.
Blaine chwycił jej podbródek i nakłonił ją, by obróciła z powrotem ku niemu twarz i spojrzała ponownie w jego szare oczy. Uczyniła to, przygotowana na kolejne zapewnienia, że nic mu nie będzie, w które będzie musiała uwierzyć, czy by tego chciała, czy też nie
- Poradzę sobie - usłyszała od rówieśnika. "No bo co innego mógłby mi powiedzieć" pomyślała zrezygnowana.
- Jak chcesz go pokonać nie mając energii? - zadała męczące ją pytanie. Po jego zadaniu chłopak uciekł wzrokiem, wyraźnie niechętny, by udzielić odpowiedzi. Milczał, jakby czas na udzielenie jej miałby się skończyć, a ciekawość dziewczyny przeminąć. Było wręcz przeciwnie, bo u łowczyni zapaliła się czerwona lampka ostrzegawcza i wtem było już jasne, iż nie odpuści. - Blaine - dopomniała się o odzew ze strony rówieśnika. Ten obrócił się, jakby zaraz miał ruszyć prosto do skażonego upiora.
- Znam pewien sposób - odparł już stawiając krok w stronę wroga, chcąc uciec przed udzieleniem pełniejszej odpowiedzi. Nastolatka złapała jego rękę, tym samym zatrzymując go i stanęła na jego drodze. Chciał tego, czy też nie, spotkali się na powrót spojrzeniami. Spotkał się z podejrzliwym wzrokiem zmartwionej towarzyszki
- Jaki sposób? - dopytywała, czego wolał uniknąć
- To bez znaczenia jaki. Ważne, że zadziała - spróbował innego sposobu, który nie poskutkował, jak zresztą się spodziewał.
- Blaine, proszę... - powiedziała ponuro. - Już i tak się domyślam, że to nic dobrego
- Więc nie ma sensu cię martwić
- Wolę wiedzieć - rzuciła stanowczo. - Przestań wszystko trzymać w tajemnicy - powiedziała z wręcz błagalnym wzrokiem. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Był pewien, że prawda jej się nie spodoba, ale nie mógł jej oszukać. Zastanawiając się nad tym, co ma zrobić, szukał słów, jakie mogłyby chociażby tą wiadomość załagodzić.
- Powiem ci pod warunkiem, że tak czy inaczej pozwolisz mi działać i zostaniesz tutaj - rzekł podstępnie, więc dziewczyna niechętnie przystała na ten warunek. Z wyraźnym niezadowoleniem przytaknęła, a brunet westchnął zrezygnowany. - Ofiara krwi - rzekł z pełną powagą. - Tylko to nam pozostało - dodał, jakby miało to uspokoić dziewczynę. Momentalnie zrobiła wielkie oczy, wbiła w niego wzrok całkowicie zmieszana
 - Ofiara krwi? Mówiłeś, że ona tylko zmniejsza przepływ energii. Przecież to nic nie da, jeśli jej nie masz - po jej tonie było słychać, że oczekuje tu i teraz wyjaśnień. Właśnie tego się obawiał. Głupia nadzieja, że obejdzie się bez wnikania w szczegóły umarła równie szybko, co się narodziła.
- To nie do końca tak - odparł niepewnie
- Więc jak?
- Alice, nie czas na to
- Zaraz będziesz korzystać z ofiary krwi, by pokonać skażonego upiora. Myślę, że to czas najwyższy - zaoponowała z przekonaniem i uporem, z którym ciężko było się mierzyć brunetowi. Westchnął zrezygnowany dochodząc do wniosku, że niewiele zdziała. Mógłby skłamać, wymyślić jakąś bajeczkę, ale nie chciał. Nie chciał jej oszukiwać, ale przez to musiał ją skazać na zamartwianie się. Sam nie był pewien, co jest gorsze.
- Jeśli posiadasz jakieś zasoby energii, to ofiara krwi sprawi, że zmniejszysz jej przepływ, bo tak naprawdę to będziesz w głównej mierze korzystać z zupełnie innej - oznajmił niechętnie. - Będziesz korzystać z energii spoza wskaźnika, która różni się od tej, jaka jest zawarta w perłach. Daje większą moc i więcej możliwości... - nagle urwał, wyraźnie nie chcąc kontynuować swej wypowiedzi, jednak Alice nieustępliwie przyglądała się mu wyczekująco.
Wrzaski skażonego upiora ustępowały, a jednak wciąż było je słychać w okolicy. Nastolatkowie znajdowali się na tyle dalej, by krzyki stwora już nie zagłuszały ich własnych myśli. Mimo to dziewczyna zbliżyła się do rówieśnika, jakby w obawie, że nie będzie w stanie dosłyszeć dalszego ciągu zdania. Nie słyszała go jednak dlatego, bo brunet nie chciał go dokończyć. Nie uciekł wzrokiem od błagalnego spojrzenia nastolatki, ale nie odezwał się słowem, gdyż wciąż układał je w głowie, a jednak za każdym razem ich szyk nie potrafił mu przejść przez usta. W końcu poczuł jak Alice ściska mocniej jego dłoń, jakby na znak, że nie puści go, póki wszystkiego się nie dowie.
- Ofiara krwi pozwala ci zaczerpnąć energię z twojej energii życiowej - oznajmił wreszcie, powołując się na przypadkowy wylot słów dochodząc do wniosku, że jakby tego zdania nie zbudował, nigdy nie zabrzmi dobrze.
- I co to oznacza? - zapytała licząc na to, że jej podejrzenia będą dalekie od prawdy. Nie otrzymała odpowiedzi, więc posiliła się o kolejną wypowiedź. - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że...
- Przywołujesz swoją broń, po czym ranisz nią samego siebie. Naznaczasz ją swoją własną krwią - zaczął mówić wchodząc jej w pół zdania, którego i tak nie chciała kończyć. - Uwalniasz przepływ energii równo z uwolnieniem krwi. Zyskujesz moc, za którą płacisz swoją energią życiową - oznajmił spostrzegając jak oczy rozmówczyni stają się przeszklone i szeroko otwarte w zaskoczeniu.
- Chcesz oddać życie, żeby zdobyć energię? - zapytała drżącym głosem, obawiając się odpowiedzi, na jaką czekała niemalże jak na wyrok
- Mniej więcej - odparł bez przekonania. - Nie oddajesz życia za jednorazowe użycie ofiary krwi. Oddajesz jego część
- Skracasz sobie życie - streściła, a brunet zamilkł. Poczuła silne ukłucie w sercu. Zamarła. Szok i przerażenie zagnieździły się w jej spojrzeniu na tyle dosadnie, że jej towarzysz od razu odebrał te odczucia. Tym bardziej pożałował, że przyszło mu objaśniać czym jest ofiara krwi, by potem samemu jej użyć.
- Jak często korzystałeś z ofiary krwi? - nie była pewna, czy chce znać odpowiedź, ale musiała zapytać.
- Z ofiary krwi korzysta się tylko w ostateczności - odparł szybko.
Skażony upiór wyraźnie się uspokoił, choć wciąż towarzyszył mu ogromny ból. Nastolatek spojrzał w jego stronę. Czekał, aż ucichnie na tyle, by móc się w miarę bezproblemowo do niego zbliżyć, nie ryzykując utraty słuchu. Ta chwila właśnie nadeszła
- Muszę już iść - oznajmił nastolatce, stojącej wciąż w dużym szoku. Odwrócił się i zrobił pierwszy krok, drugi, ale na trzeci już mu dziewczyna nie pozwoliła. Nie puszczała jego dłoni, a nawet pociągnęła go ku sobie, w geście protestu. Nie zamierzała mu pozwolić na zrealizowanie swojego planu.
- Nie rób tego - rzekła smętnie do pleców rówieśnika. Nie chciał się odwracać, by nie spojrzeć w zapłakane oczy.
- Alice, była umowa - odparł. Łowczyni chwyciła jego rękę w obie dłonie, nie chcąc dopuścić do ucieczki. - Alice... - wypowiedział jej imię odwróciwszy się z powrotem w jej stronę
- Nie - pokręciła głową jak rozkapryszone dziecko
- Miałaś pozwolić mi działać - przypomniał
- To było zanim dowiedziałam się, że będzie cię to kosztować życie! - krzyknęła z oburzeniem
- To bez znaczenia, bo i tak nie ma innego sposobu na pokonanie skażonego upiora - odparł niemalże beznamiętnie.
- Ma znaczenie i to duże - warknęła jakby zdenerwowana tym stwierdzeniem, spojrzała na rozmówcę niemal ze złością
- Niby dlaczego? - prychnął
- Bo tu chodzi o ciebie! - wrzasnęła, roniąc pierwsze łzy. Zastygł w pewnym stopniu zaskoczony jej postawą, ale nie mógł tracić więcej czasu na kłócenie się z nią
- Tu nie chodzi o mnie. Tu chodzi o coś znacznie więcej. Potrzebujemy tej skażonej perły - starał się brzmieć spokojnie, może i nawet kojąco, podchodząc do nastolatki, która nie chciała przyjąć jego słów do świadomości
- Mam gdzieś tą perłę - wykrztusiła bezmyślnie. - Musi być inne sposób... - trudziła się o znalezienie promyka nadziei. Brunet zgarnął kciukiem słoną kroplę, jaka miała lada moment spłynąć po twarzy dziewczyny
- Nie ma innego sposobu. Poza tym, mój wskaźnik jest pusty. Już i tak podchodzę pod trupa - zmusił kąciki ust, by choć trochę się uniosły, tworząc słaby uśmiech, jakby miało to jakkolwiek wpłynąć na rozmówczynię. Wpatrywała się w niego mając wrażenie, że tym sposobem jedynie spotęgował napływ łez do jej oczu. Uwolniła wreszcie jego dłoń, natomiast przyłożyła swoją do tej, którą trzymał przy jej poliku.
- Ta myśl ma mnie niby pocieszyć? - burknęła
- Skażony upiór doznał bardzo dużo poważnych obrażeń po moim ostatnim ataku. Szybko go pokonam. Po prostu tutaj zaczekaj - odsunął się od towarzyszki i przywołał kartę. Wpatrywała się w niego smętnie, zła na siebie za swą bezsilność w zaistniałej sytuacji.
- A co potem? - zapytała myśląc o jego wskaźniku
- Potem coś wymyślimy - odparł zaczynając się zbliżać do skraju wzniesienia, na jakie ich zaprowadził. - Zaczekaj tutaj - rzucił na chwilę przed tym, jak zbiegł na dół.
Blaine biegł jeszcze przez jakiś czas, błyskawicznie zmniejszając dystans jaki dzielił go od potwora. Wreszcie stanął w miejscu, na środku wcześniejszego pola bitwy, tuż przed obliczem bóstwa koszmaru.
- Zakończmy to wreszcie - pomyślał spoglądając na kartę Jokera. Wreszcie przemienił ją w katanę, której ostrze ułożył płasko na swej dłoni. W głowie huczało mu od wszelkich "za" i "przeciw", ale podjął już decyzję. Obrócił ostrze. Nie zawahał się, bo wiedział, że musi to zrobić. Przejechał ostrzem po otwartej dłoni, rozcinając skórę, spod której zaczęła się sączyć krew.
Gdy tylko czerwień wypłynęła na powierzchnię, chłopak ułożył zranioną dłoń na ostrzu, blisko rękojeści. Złapał stal i szybkim ruchem przejechał wzdłuż niej ręką, naznaczając ją do samego końca szkarłatem. Wreszcie przełożył uchwyt broni do okaleczonej ręki i mocno go chwycił. Szare oczy zrobiły się czerwone, z kącika jednego z nich spłynęła kropla krwi. Oręż wchłonął szkarłat, pozostawiając jednak znaczenia w tej samej barwie, ciągnące się po całym ostrzu niczym krwiste wzory.
Potwór wiedział, że stoi przed nim wróg, choć był dla niego istotą wielkości mrówki, być może nawet i pchły. Nie czekając chwili, uderzył pięściami o stopień piramidy, składający się na część jego kamiennego tronu. Wtem pobliskie obszary zaczęły porastać drewniane iglice.
Alice przyglądała się wszystkiemu ze wzniesienia, obserwując jak twory upiora przeszywają w jednej sekundzie całe pole bitwy, którym kroczył nastolatek. Wysunęła się jeszcze bardziej do przodu, jakby miałoby to jej w jakikolwiek sposób pomóc dostrzec rówieśnika. Mimo to wytężała wzrok starając się go znaleźć, mając głęboką nadzieję, że nic mu się nie stało. Jednak kreatura znowu uderzyła rękoma o pozorne podłokietniki, tworząc coraz więcej i więcej iglic, aby pokryły każdy możliwy metr kwadratowy na polu bitwy. Już obrosły gęsto znaczną jego część, przysłaniając ją niemal w całości, a i tak powstawały kolejne. Nagle z każdej iglicy rozprzestrzeniły się kolce i to w ogromnej ilości. Dziewczyna wstrzymała oddech, wciąż dopatrując się obecności nastolatka, który znikł jej z oczu już jakiś czas temu. Niespodziewanie Blaine obrócił je wszystkie w proch.
W oczach nastolatki wyglądało to tak, jak pojawienie się na krótki moment ogromnego, oślepiającego blasku. Poczuła się, jakby w tamtej chwili bezskutecznie starała się wlepiać wzrok w słońce, ale gdy tylko mogła z powrotem otworzyć oczy, wszystko wydawało się inne.
Iglice obróciły się w ułamku chwili w popiół, a całe pole bitwy już nie przypominało pustego, ziemnego terenu. Sucha, twarda gleba odeszła w zapomnienie, zastąpiona przez ciemne, popękane płyty, między którymi płynęła lawa. Płomienie wędrowały krok w krok za brunetem, jakby je po sobie pozostawiał. Żar w tamtym miejscu był nie do zniesienia dla zwykłego człowieka. Nawet upiór odczuł dość dotkliwie skok temperatury.
Wyraźnie monstrum chciało ponowić atak, jednak na obszarze pokrytym lawą nic już nie wyrosło, natomiast Blaine zatrzymał się dopiero w chwili, gdy stał już tuż przy potworze. Blondynka była zmuszona oglądać całe zajście z daleka, jednak udało jej się znaleźć wzrokiem towarzysza, gdy rozpoczął atak. Widziała wówczas jak wytwarzają się płomienie, zaczynają oplatać swego pana. Strumienie ognia owijały go, stając się coraz większe. Upiór uniósł nogę, chcąc zdeptać nękające go robactwo. Nim zdążył to zrobić, płomienie zmieniły swą formę. W jednej chwili zbiły się w jedno miejsce, stały się ogromne i zaczęły zyskiwać postać. Alice mogłaby przysiąc, że ogień przybrał formę smoka, a przynajmniej tak to widziała ze swojego położenia.
Potężny i ogromny strumień ognia o smoczym łbie popędził ku górze, napotykając na swej drodze kończynę kreatury. Wtedy wręcz wybuchnął żar, płomienie rozpierzchły się jakby formując ognistej istocie skrzydła. Ta istota się nie zatrzymała, przeleciała prosto przez nogę kreatury. Pożarł ją ogień.
Upiór wrzasnął w boleściach. Nim się zorientował, jego tron zaczęła oblegać lawa. Siedzenie wręcz zaczęło przybierać jej formę. Czuł jak się zapada w magmę. Chcąc uciec poderwał się z niej, ale i to okazało się niezwykle dokuczliwe. Stanął tylko na chwilę, bo czuł pulsujący ból w dolnych kończynach, jakby miał problem, by na nich ustać, a tym bardziej poruszać się. Jedną wciąż pożerał żar. Dla Alice wyglądało to tak, jakby ognisty smok rozszarpywał nogę stwora. Jednak w chwili, gdy upiór wstał, istota z płomieni wzleciała wyżej, pędząc prosto na niego. Wzleciała na wysokość jego głowy, gdzie raz jeszcze wybuchnęła ogniem. Wystraszone monstrum odchyliło się do tyłu, tym samym tracąc resztki równowagi i padając prosto w lawę.
Dziewczyna widziała, jak w czasie upadku potwora wybuchają płomienie, natomiast Blaine w tym czasie dotarł do kryształu. Skażony upiór przez niemożliwy ból prawie całkowicie zignorował obecność łowcy, jednak w porę zdał sobie sprawę o jego położeniu. Im wróg był bliżej kolii, tym silniej wyczuwał jego obecność, jak za sprawą systemu alarmującego, ostrzegającego przed niebezpieczeństwem.
Potwór tonął w magmie, ginął w ogniu. Wykonywał spazmatyczne ruchy i wrzeszczał w agonii, a jednak gdy brunet już celował kataną prosto w jego kryształ, to udało mu się zebrać resztki sił, by go pojmać. Chwycił bruneta, zamknął go w swej pięści i szybkim ruchem wrzucił do swej paszczy.
Alice zamarła, widząc jak stwór pożera bruneta. Ognista istota przypominająca smoka, jeszcze przed chwilą latająca wokół potwora, zniknęła. Magma zaczynała zastygać. Chłopak już nie decydował o tym, jak ma wyglądać sen. Został pożarty.
- Blaine! - krzyknęła za rówieśnikiem, choć było oczywistym, że jej głos nigdy do niego nie dotrze. Był za daleko, a przede wszystkim nie miała nawet pewności, czy wciąż żyje. Jednak nagłe krzyki potwora, jakie się nasiliły, pozwoliły jej uwierzyć, że to jednak jeszcze nie koniec.
Ognisty smok ponownie się ukazał, gdy tylko przebił się przez paszczę potwora na zewnątrz. Całe ciało kreatury w jednej chwili zyskało milion śladów po cięciach, a z każdej rany zaczęła się sączyć nie tylko krew, ale i lawa. Smok zaczął ziać ogniem we wroga, latając wokół niego do momentu, aż łowca rozciął szyję kreatury. Ukazał się oczom rówieśniczki, spowity w całości płomieniami i zeskoczył w dół, prosto na kryształ, już kierując ku niemu ostrze katany.
Upiór chciał go powstrzymać, jednak ognisty smok zdążył dogonić swego twórcę, spadając razem z nim do celu, a jednocześnie uderzając wszystko dookoła strumieniami płomieni. Wreszcie ostrze łowcy zostało wbite w kamień. Kryształ rozbił się na miliardy kawałków, dobył się oślepiający blask.
Dziewczyna zdążyła już zbiec na dół ze wzniesienia. Przekraczała ówczesne pole bitwy, pędząc w stronę wroga i towarzysza. Była zmęczona, brakowało jej sił i tchu, a jednak biegła najszybciej jak tylko mogła. Była już blisko, prawie u celu. Musiała zadzierać podbródek, by widzieć potwora i poczynania rówieśnika. Przyglądała się olbrzymowi do momentu, aż blask towarzyszący rozbiciu kryształu nie rozległ się po całym koszmarze.
Nastąpił koniec. Wreszcie upiór poległ. Jego ciało niemal natychmiast zniknęło, choć otoczenie wciąż się utrzymywało. Powróciło do swej poprzedniej postaci - terenu pokrytego jedynie suchym piachem.
Blaine stanął z powrotem na twardej glebie, na której postawił kilka kroków, nim padł z wycieńczenia. Uderzył kolanami o ziemię, zaraz po tym reszta jego ciała przechyliła się bezwładnie do przodu. Przed bliskim spotkaniem z podłożem uchroniła go nastolatka. Zdążyła złapać rówieśnika, nim zdążył całkowicie paść. Starał się zebrać siły, by móc chociażby stanąć na prostych nogach, jednak zamiast tego zaczął kaszleć krwią.
- Nie rób tego nigdy więcej - usłyszał zdenerwowany i drżący, ale jednak pełen troski głos towarzyszki. Przyglądała mu się wystraszona z przejęciem. Jeszcze przez chwilę kaszlał, uronił kolejną kroplę krwi niczym łzę.
- Uwierz, że nie mam ochoty na powtórkę - powiedział, gdy tylko był w stanie coś z siebie wykrztusić. Powoli wracały mu siły, więc spróbował wstać, jednak jak się okazało, wciąż był za słaby, by to zrobić. Dziewczyna ochoczo mu pomogła. Wreszcie poderwał się na równe nogi, jeszcze przez moment trzymając ramiona Alice nie mogąc do końca ustać o własnych siłach.
- Nic ci nie jest?
- Nie - odparł szybko. Wreszcie stanął prosto bez jej wsparcia. Dostrzegł w jej oczach, że się zamartwia. - Naprawdę nic mi nie jest - powiedział spokojnie
- Wyglądasz okropnie - stwierdziła spoglądając na ślady krwi, występujące niemal na całym jego ciele, a na dodatek brud po piachu i kłębach dymu.
- Dzięki - odparł z lekkim uśmiechem. - Czuję się prawie tak dobrze, jak wyglądam. Jak gówno - rzucił niby żartobliwie
- Dobrze to słyszeć - odrzekła podzielając sarkazm rozmówcy, jednak szybko spoważniała. - Ale mówię poważnie. Nigdy więcej ofiary krwi - powiedziała stanowczo. Rozmówca westchnął ciężko, uniósł dłoń zamkniętą w pięść, którą po chwili otworzył, by ukazać rówieśniczce zdobytą perłę.
- Ale patrz, co udało nam się zdobyć - oznajmił niby tryumfalnie. Blondynka nieśmiało, a nawet dość płochliwie, wzięła niewielką kulkę. Uniosła ją wyżej, by móc się jej przyjrzeć. Widziała przelewającą się w jej wnętrzu czerń - energię ciemnej strefy.
- W porządku... - przywołała drugą kartę, jaką dostała od Fioletowego Jokera, natomiast brunet z ogromną uwagą przyglądał się całemu procesowi. Obserwował zdobycz, jaka została uniesiona przez nastolatkę tuż nad specjalną kartę. Nagle jednak zrobił wielkie oczy.
Nim jeszcze blondynka zdążyła wypuścić kulkę z ręki, dobiegł ją głos bruneta.
- Uważaj! - krzyknął równo w chwili, gdy odepchnął ją na bok. Padła na ziemię, spojrzała zdezorientowana na rówieśnika, jaki momentalnie został skrępowany. Jego ciało oplótł łańcuch zakończony ostrzem.
- Blaine! - krzyknęła za chłopakiem
- Jednak Selene miała rację twierdząc, że was tutaj znajdę - usłyszeli męski głos. Oboje posłali wzrok w stronę Visa, który spokojnie się do nich zbliżał. - Przyszedłem po perłę, jak się pewnie zresztą domyślacie - oznajmił dość beznamiętnie. - I żeby nie było żadnych niejasności. Jeśli będzie trzeba, zabiję was bez wahania. Wasz wybór, czy oddacie ją bez walki - dodał pociągnąwszy mocniej za łańcuch, jaki dzierżył w dłoni, zaciskając jeszcze bardziej uścisk, w którym był uwięziony brunet.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine