środa, 12 listopada 2014

Sen czwarty - Cel

Alice osłupiała słysząc to. Spojrzała z niedowierzaniem na rozmówcę nie dopuszczając do siebie tego, co przed chwilą jej powiedział.
- Czyli jeśli nie będę zabijać upiorów to sama umrę? - upewniała się mając nadzieję, że się jednak przesłyszała. Niestety tak nie było. Chłopak przytaknął.
- Lepiej już stąd chodźmy - rzekł po czym zaczął iść w stronę wyjścia. Blondynka przez to wszystko straciła zupełnie orientację i tak naprawdę dopiero po tych słowach wróciła na ziemię. Do snu kobiety, w którym rozkładały się zwłoki potwora, a towarzyszący temu odór rozprzestrzeniał się coraz dalej. Niebieskooka z miłą chęcią ruszyła w kierunku drzwi. Miała nadzieję zostawić wszystkie zmartwienia w tym pomieszczeniu, ale nie zawsze chcieć oznacza móc. Nastolatkowie znaleźli się na korytarzu łączącym wejścia do wszystkich snów. Brunet potargał nieco swoje włosy i westchnął myśląc o tej części rozmowy, która teraz właśnie miała nadejść. Spodziewał się, że rówieśniczka zaraz zada mu kolejne pytanie, jednak tak się nie stało. Jej wzrok był skierowany w dół, ręce ułożone na biodrach, a do tego mówiła sama do siebie: "To tylko chory sen, wszystko tutaj nie jest prawdziwe". Z początku Blaine spojrzał na nią zdumiony, ale po chwili zaśmiał się pod nosem.
- To Wymiar Snów, a nie twój sen. Nawet jeśli nic tutaj nie jest rzeczywiste, nie znaczy, że nie ma wpływu na świat realny - powiedział zaczynając iść przed siebie. Ta spojrzała na niego zdziwiona i zdezorientowana. Jego słowa wydawały jej się tak odległe. Chociaż doskonale je słyszała, nie mogła ich pojąć.
- Śpię, ale nie śnię. Nie rzeczywiste, a jednak oddziałuje na świat rzeczywisty. Śmierć na każdym kroku... Coś jeszcze? - parsknęła usilnie trzymając się tego, że to wszystko jest fikcją i zniknie gdy tylko się obudzi, a wszystko co się właśnie wydarzyło po prostu przepadnie.
- Nie wiem jak jeszcze prościej mogę ci to wytłumaczyć - rzekł oschle. - Jeśli umrzesz w tym wymiarze, to umrzesz i w świecie realnym. Choroba nałożona przez upiora tutaj będzie widoczna w naszym świecie. Proste. Śpisz, ale swój sen opuściłaś wychodząc ze swojego pomieszczenia. Teraz jedynie błąkasz się pomiędzy snami innych ludzi. A co do śmierci, to ona łowcy nie odstąpi na krok. Jeśli nie będziesz zabijać potworów to nie otrzymasz perły, a jeśli jej nie zdobędziesz to nie uzupełnisz wskaźnika, a kiedy ten spadnie do zera to umrzesz - wyjaśnił ponownie jakby znudzony. Oboje szli wolnym krokiem wzdłuż ścieżki. - Jednak aby zdobyć perły musisz się zmierzyć z upiorami. Równie dobrze to one mogą cię zabić - dodał.
- Dlatego mówisz, że łowcy towarzyszy śmierć? Czy będę walczyć czy też nie i tak zginę, tak? - zapytała chcąc się upewnić czy wszystko dobrze zrozumiała. Słuchała z niezwykłym skupieniem i zainteresowaniem chociaż wmawiała sobie, że po przebudzeniu to będzie nieistotne.
- Jeśli nie będziesz walczyć to zginiesz. W innym przypadku będziesz w niebezpieczeństwie, ale jest jakaś szansa, że jednak przetrwasz. Łowcy walczą z różnych powodów, ale głównym ich celem są perły.
- Jaki mogą mieć inny cel? - zapytała podejrzliwie
- Niektórzy walczą po ty, by chronić innych
- Przed chorobą?
- Chorobą, śmiercią, klątwą... W zamyśle powinniśmy być jak bohaterowie chcący walczyć ze złem, aby ratować innych - mówił podniośle chcąc podkreślić oczekiwania, jakim mieli sprostać, ale później zmienił znacznie ton. - Jednak to jest dalekie od prawdy - dodał już ponuro. - Każdy ma swój własny cel, ale w większości jest nim po prostu przetrwanie
- Jest jakiś powód, dla którego akurat my jesteśmy łowcami? - zapytała już spokojnie. Skupiała się całkowicie na obecnej rozmowie i przyswajaniu tych nowych informacji, dzięki czemu nie targały nią emocje wywołane chociażby widokiem upiora, czy też jego śmierci. Dotrzymywała kroku rówieśnikowi, ale ten nagle się zatrzymał. Wcześniej wpatrzona w drogę rozciągającą się przed nią, po tym wbijała już tylko wzrok w ciemnowłosego.
- Chcesz znać powód? - zapytał z pełną powagą. - Nie ma powodu - odparł z krzywym uśmiechem wprawiając tą odpowiedzią blondynkę w zadumę.
- Co masz na myśli?
- Musisz być osobą o czystym sercu, szlachetną... - mówił dokładnie obserwując rozmówczynię. - Myślisz, że z takiego powodu? Bo ktoś jest tego godny? - zaśmiał się
- Ale jakoś akurat na nas musiało paść -  burknęła
- Wierzysz w Boga? - zapytał błyskawicznie, ale nie czekał na odpowiedź. - To inny wymiar, inny świat, który ma swojego własnego Boga. Bóg snów, którym jest Joker. Raz na kilka lat rozrzuca w świat pięćdziesiąt dwie karty, które nadają danej osobie zdolności łowcy. Te karty trafiają do snu przypadkowej osoby nieco je zakłócając, przez co widzi wyjście. Od tamtego momentu w snach ta osoba widzi drzwi. Karta przez jakiś czas jest w stanie uśpienia, aż w końcu w ostatniej fazie neutralizuje cały sen ujawniając się. Wtedy wskaźnik rusza. Od tamtego momentu jest się łowcą
- Czyli jakbym cię nie spotkała, to bym o niczym nie wiedziała, a mój wskaźnik w końcu by spadł do zera i bym umarła? - zapytała z oburzeniem
- Mówiłem, łowcy mieli być niczym bohaterowie narażający życie dla niewinnych, ale nie wyszło. Karty Jokera dostają zupełnie przypadkowi ludzie, a nie wybrańcy. Bez znaczenia czy masz złote serce, jesteś dobra, szlachetna czy co tam jeszcze. Zostałaś w to wciągnięta tylko i wyłącznie dlatego, bo los tak zadecydował. Tak samo to czy przetrwasz czy nie, zależy tylko od ciebie. Jokera tak na dobrą sprawę nie interesuje twoje życie. Ma gdzieś czy przetrwasz bo jemu zależy tylko na likwidowaniu upiorów - powiedział to z niebywałą, w mniemaniu Alice, łatwością i zatrzymał się.
- Fajny Bóg - rzuciła ironicznie cicho pod nosem
- Wiesz, skoro łowcami stawały się zupełnie przypadkowe osoby to oczywistym jest, że zdarzały się takie, które nie miały najmniejszego zamiaru walczyć z jakimiś kreaturami dla innych. Właśnie dlatego Joker nie dał nam wyboru. Ryzykujemy życie bo nie mamy wyjścia, inaczej na pewno zginiemy. Oto i cała historia - powiedział biorąc przed tym głęboki wdech.
- Chore - mruknęła pod nosem
- Niestety, ale taki porządek panuje w tym wymiarze
- Mówisz, że łowcy mają różne cele, jaki jest twój? - zapytała nagle spoglądając niepewnie na nastolatka
- Słyszałem, że Joker co jakiś czas błąka się gdzieś w tym wymiarze. To jest mój cel, chcę go dorwać - powiedział stanowczo, pełen powagi ponownie ruszając przed siebie
- Dlaczego? - Blaine nawet nie dał dziewczynie dokończyć wyrazu
- Lepiej szybko odkryj jaki jest twój cel - wtrącił błyskawicznie. - I jeszcze jedno. Nie ufaj łowcom - dodał z pełną powagą, a nawet dość groźnie spoglądając na Alice zza ramienia, aż przeszedł ją dreszcz. Osłupiała, a ten nagle zniknął nim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Świat będący krainą snów zaczął się rozpadać tak, jak potłuczone lustro. Białe tafle stanowiące element krajobrazu tego wymiaru powoli opadały w dół, ale dna nie było widać. Jasne części oddzielały się od siebie, wymiar pękał, a w miejscach, gdzie były białe fragmenty, był mrok. Wydawało się jakby za tym wszystkim co było wymiarem snów, istniała kolejna przestrzeń, ale ciemna, spowita mrokiem. Czerń wypełniająca nie wiadomo jak wielki obszar kryjący się za płytami jasnej części. Na ten widok mało, że Alice zaniemówiła, ale nie wiedziała nawet jak ma zareagować. Jedyne co zrobiła to zaczęła się cofać, co nie miało sensu. Cały krajobraz pękał, a drzwi w jednej chwili zaczęły zmieniać barwę. Już wcześniej były nieco ciemne przez fakt, iż wykonane były z ciemnego drewna. Teraz jednak zmieniały się na całkowicie czarne. Wyglądało to tak, jakby ktoś rozlał atrament na wszystkie drzwi. Ciemna ciesz błyskawicznie rozprzestrzeniała się na powierzchni przejść pokrywając zarówno je jak i klamki. Prawie wszystko przemieniło się w mroczną przestrzeń.
Blondynka gwałtownie uniosła głowę. Obudziła się przerażona i roztrzęsiona. Rozejrzała się w pośpiechu po okolicy. Biblioteka. Miejsce, w którym się zdrzemnęła. Odetchnęła z ulgą, wzięła głęboki wdech i wydech. Uspokoiła się chociaż wciąż w jej głowie huczał nawał pytań bez odpowiedzi oraz obrazy, które widziała w wymiarze snów, ale ich nie rozumiała. Jeszcze przez krótką chwilę dźwięk dzwonka rozbrzmiewał w całej szkole.
- To był tylko sen - powiedziała cicho pod nosem uczennica. Wydawało jej się, że to zdanie jest dla niej zbawienne. Zabierał cały ciężar z jej serca, uspokajał wichurę myśli bijącą jej głowę. Uspokajał, ale nie likwidował. Pulsujący ból, spowodowany tym, dał o sobie znać dość szybko, ale równie szybko zniknął. Powtórzyła sobie jeszcze raz to magiczne zdanie. Wymazywało wszystko, uspokajało, ale nie mogło wyeliminować jednego. Szarookiego chłopaka o brązowych włosach mówiącego: "Śpisz, ale nie śnisz". Ostatecznie ten jeden element, którego pozbyć się nie mogła, ogarnął jej głowę. Od razu zaczęła szukać wzrokiem owego nastolatka wśród tłumu uczniów zabierających się do opuszczenia biblioteki. Goniła spojrzeniem za wysokim i dobrze zbudowanym uczniem. W końcu znalazła. Dopiero wstawał od stolika, przy którym się wcześniej zdrzemnął. Podszedł do niego bardzo krótko ścięty blondyn.
- Jeśli to tylko sen to wyjdę na wariatkę - pomyślała wstając i chwytając torbę. - Jednak chcę mieć stuprocentową pewność, czy to tylko moja wyobraźnia - myślała dalej powoli zbliżając się do nastolatków.
- Blaine pośpiesz się - pośpieszał go powoli oddalając się od niego. Ciemnowłosy wstał, przerzucając plecak na jedno ramię i ruszył za nim. Niebieskooka nie wiedziała co ma zrobić, ale wiedziała, że tak tego nie zostawi.
- Imię się zgadza, ale przecież pewnie po prostu je znałam tylko zapomniałam, a w śnie musiało mi się ono przypomnieć - tłumaczyła sobie w myślach ruszając za rówieśnikami. Czuła się fatalnie, jak marna podróbka James'a Bonda śledzącego podejrzanych. Jednak nie chciała pozwolić by jej świat realny zderzył się z tym, co widziała śniąc. Szła za uczniami jeszcze przez jakiś czas przemierzając korytarz. Cały czas starała się ukryć między innymi uczniami czy też za ewentualnymi filarami bądź pomnikami. Dotarła za nimi do głównego holu.
- Idź beze mnie, później cię dogonię - rzekł szarooki do rówieśnika. Ten jedynie wzruszył ramionami i poszedł przed siebie. Brunet natomiast skręcił w lewo, udając się do środkowego skrzydła. Blondynka natychmiast pomknęła w tę samą stronę. Ruszyła szybko w obawie, że straci z oczu nastolatka. Podbiegła żwawo i skręciła w lewo. Tuż za rogiem już stał szarooki ze skrzyżowanymi rękami twarzą do niej.
- Czemu za mną łazisz? - zapytał w ten sam sposób, w jaki zrobił to w śnie dziewczyny
- Proroczy sen? - pomyślała czując rumieniec pojawiający się na jej twarzy. Zrobiło jej się głupio, a nie wiedziała jak z tego wybrnąć. - Ja... wcale za tobą nie łażę - powiedziała niepewnie mimowolnie odwracając wzrok. Jedynie co jakiś czas zerkała na bruneta, który to wtedy się nieco uśmiechnął.
- Tak? Więc gdzie idziesz? - zapytał podstępnie z chytrym uśmiechem na twarzy
- Na... Na lekcję angielskiego - odparła szybko z taką pewnością, na jaką było ją tylko stać. Szarooki uniósł brew. Nie wierzył jej, ale nie zamierzał tego powiedzieć
- W takim razie idź - powiedział opierając się o ścianę, a jego lekki, chytry uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- Więc idę - rzekła odrywając całkowicie wzrok od twarzy chłopaka. Zacisnęła dłonie w pięści i zdecydowanym, ale wolnym krokiem ruszyła przed siebie unosząc dumnie głowę.
- Alice, nie zapomnij odkryć, jaki jest twój cel - rzekł za nią, zerkając zza ramienia w jej stronę. Dziewczyna stanęła po czym błyskawicznie się odwróciła. Zobaczyła jego oddalające się plecy, powoli znikające wśród tłumu uczniów. W końcu straciła je z pola widzenia. Zamurowało ją, a rumieniec na jej twarzy nasilił się.
- Więc to wszystko jest prawdą? - szepnęła do siebie wciąż nie wierząc w to, co przed chwilą miało miejsce. Z osłupienia wyrwał ją dopiero dzwonek na lekcje. Niechętnie ruszyła w stronę sali, a słowa Blaine'a towarzyszyły jej przez cały czas. Z początku sama część, w której wypowiadał jej imię, ale z każdym kolejnym razem docierało więcej. Cel. Dopiero po czasie dotarło do niej powaga sytuacji, w której się znalazła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine