niedziela, 27 listopada 2016

Sen sto szósty - Rekompensata

Nastolatkowie opuścili sen Josephine czując nagłą zmianę energii. Wcześniej nie zdawali sobie do końca sprawy z tego, iż w jej pomieszczeniu unosiła się zupełnie inna, która teraz jakby się na nich osadziła i dopiero po przekroczeniu drzwi zaczęła powoli odstępować. Dziewczyna spojrzała na rówieśnika pytająco, lecz nie odezwał się słowem. Udało jej się jednak dostrzec po jego wyrazie twarzy, że również poczuł odmienną energię, która przepływając przez niego sprawiała, że stawał się powoli zmęczony. Nie byli pewni, ile czasu spędzili w Wymiarze Snów. Czas w tym miejscu wydawał się nie istnieć, choć Blaine po wielu latach doświadczenia wyczuwał mniej więcej jego przebieg w świecie realnym. Jednakże tym razem nawet on nie był w stanie określić, ile już minęło od momentu ich zaśnięcia. Niszczone otoczenie przez czerń dawało znak, że wystarczająco, by się obudzili, a przynajmniej takie miało się wrażenie.
Oboje poczuli, jak coś usilnie wybudza ich ze snu, choć nie mogli od razu stwierdzić, co to mogło być. Chłopak przywołał kartę Jokera, by sprawdzić swój wskaźnik, lekko zaniepokojony męczącą go sennością, lecz jak się okazało, był on w stabilnym stanie. Spojrzał na towarzyszkę, która rozglądała się, wyglądając powoli odpadających białych płyt, za którymi krył się mrok.
- Wygląda na to, że czas się obudzić - spostrzegła, lecz nim jej słowa dotarły do rówieśnika, obszar jaki on widział już prawie całkowicie zdominowała ciemność. Niemal natychmiast opuścił Wymiar Snów, w którym blondynka pozostała jeszcze na krótką chwilę.
Blaine już był w stanie usłyszeć hałasującą komórkę. Jeszcze przez moment leżał w bezruchu, z zamkniętymi oczyma, jakby z nadzieją, że głośna melodia wreszcie ustąpi. Tak też się stało, lecz nie trwało to długo. Krótka chwila błogiej ciszy została na nowo przerwana tą samą muzyką, która natarczywie starała się wyrwać łowców z Wymiaru Snów.
Brunet z ogromną niechęcią wyciągnął rękę w stronę stolika, gdzie znajdowało się źródło dźwięku. Na oślep, wciąż nie otwierając oczu, dotarł dłonią do telefonu. Uniósł nieco zaspane powieki, by dostrzec czerwoną słuchawkę na ekranie i odrzucił połączenie, po czym zanurzył twarz w poduszce czując duże zmęczenie i senność. Rzadko zdarzało się to po przespaniu w spokoju całej nocy, zwłaszcza, że przebiegła bez jakichkolwiek polowań. Nie mniej jednak uległ wrażeniu, że to ta odmienna energia, jaka go dopadła we śnie Josephine, ma coś wspólnego z jego ospałością. Chociaż nie wrócił do wymiaru, poczuł niewielką ulgę, gdy ponownie zamknął oczy i oddał się beztroskiemu leżeniu. Jednakże ten odpoczynek został raz jeszcze zakłócony ponownym dźwiękiem telefonu. Dzwoniąca osoba wydawała się na tyle uparta, by uprzykrzać nastolatkom poranek ciągłymi próbami nawiązania połączenia tak długo, aż wreszcie ktoś łaskawie odbierze, tym samym przyspieszając obudzenie się Alice.
Zirytowany chłopak dał za wygraną. Obrócił się na plecy i przyłożył komórkę do ucha. Był tak zaspany, że chociaż odebrał połączenie, to nie odezwał się słowem wciąż czując się jakby tkwił w półśnie. Dla rozmówczyni nie było to żadnym problemem, ponieważ niemalże od razu się odezwała
- Alice...
- Pomyłka - przerwał jej błyskawicznie, już chcąc raz jeszcze odrzucić połączenie, lecz zdenerwowana kobieta krzyknęła na tyle głośno, że nawet po odsunięciu urządzenia od ucha, słyszał doskonale, co mówiła
- Jaka znowu pomyłka!? Masz natychmiast dać mi ją do telefonu! - rzuciła szybko, a on zdał sobie sprawę, że trzyma w dłoni komórkę nastolatki. Blondynka leżąc obok dopiero przeciągnęła się ospale wciąż powoli się budząc. Westchnął z niechęcią wracając do rozmowy
- A ty jesteś...? - zwrócił się do rozmówczyni wciąż niewiele przytomny, a jego pytanie wydało się jeszcze bardziej rozzłościć postać
- Matką Alice! -warknęła gniewnie, podczas gdy chłopak przetarł zaspane powieki
- Aa, ta od papierów
- Znowu ty!? - krzyknęła niesiona gniewem, który sięgnął zenitu, gdy dotarło do niej, z kim rozmawia. Jej niechęć do bruneta była ogromna, a teraz w szczególności miała ochotę zwyzywać nastolatka, lecz nie miała na to czasu
- Przekażę jej, że pani dzwoniła - odparł ziewając i zerknął na towarzyszkę. Dopiero powoli otwierała oczy, niemal tak samo zmęczona i zaspana jak jej rówieśnik. Obróciła się na bok, w jego kierunku, wciąż będąc w lekkim półśnie
- Słuchaj no, gówniarzu... - syknęła gniewnie. - Gdzie moja córka!? - zapytała ostatecznie, co rusz patrząc na zegarek, mając wrażenie, że jego wskazówki ją pchają nad klif, z którego w końcu go zrzucą, jeśli nie zdąży załatwić tego, po co dzwoni. Nie miała czasu, a tym bardziej ochoty na gierki z jakimś nastolatkiem, który potrafił ją doprowadzić do takiej furii, jakiej udawało się nie wielu osobom, a przynajmniej nikt nie miał zamiaru nawet tego próbować. Niby jedynie przepracowana kobieta, ale w oczach wielu była raczej przerażającą, władczą i apodyktyczną pracoholiczką
- Śpi - odparł obracając się na bok, w kierunki blondynki, która wtuliła głowę w poduszkę walcząc z chęcią ponownego zamknięcia oczu. Powieki wydawały jej się ciężkie niczym głaz, a puch tak miękki i przyjemny, że nie była w stanie się od niego oderwać. Słowa jakie padały docierały do niej dość powoli, ale zmusiła się na skupienie i wybudzenie. Wymieniała się spojrzeniem z rówieśnikiem, który milczał, najwyraźniej ignorując to, co mówi rozmówczyni. Jakby na moment się wyłączył na wszystko dookoła, oddając się przyglądaniu dziewczynie z towarzyszącą mu stale sennością
- Kto to? - zapytała wreszcie dziewczyna licząc poniekąd, że pomoże jej to się ocknąć i faktycznie tak się stało, gdy tylko otrzymała odpowiedź
- Twoja mama - odparł, a ta zrobiła momentalnie wielkie oczy i oderwała się błyskawicznie od puchu, który jeszcze przed chwilą trzymał ją silnie i przyciągał niczym magnez. Zerwała się i ocuciła jakby zostało na nią wylane wiadro zimnej wody
- Co!? - rzuciła z niedowierzaniem, przez moment jeszcze łudząc się, że nastolatek żartuje. Brunet odsunął telefon i przysłonił go dłonią zatajając przed rozmówczynią nadchodzącą wypowiedź
- Mówiłaś, że nie wiele z nią rozmawiasz, a póki co, to nie chce skończyć gadać - rzekł dość gderliwie, a blondynkę całkowicie zamurowało. Siedziała na łóżku niczym posąg, wpatrując się z niedowierzaniem w chłopaka, który wrócił do rozmowy z jej mamą. Nagle się otrząsnęła i błyskawicznie wysunęła się do rówieśnika z zamiarem odebrania mu urządzenia, lecz udało mu się tego uniknąć. Obrócił się na bok, chowając przed nią telefon, jakby to była jakaś zabawa
- Daj mi ją - powiedziała pośpiesznie i z przejęciem, widząc, że jej wysiłki nic nie dały
- Chyba chce z panią rozmawiać, choć nie mam pojęcia czemu - przekazał kobiecie. Po tych słowach dziewczyna, jakby wystraszona, rzuciła się na telefon niczym lew na ofiarę.
- Blaine! - krzyknęła głośno, karcąc rówieśnika za jego słowa, jednocześnie wymachując dłonią po komórkę
- Znowu mi krzyczysz do ucha? - rzucił wspominając moment, jaki miał miejsce w klubie, na chwilę przed tym, jak go z niego wyprowadziła
- Blaine, zamknij się na chwilę!
- Alice! - usłyszeli jak wrzasnęła kobieta zdając sobie sprawę, że przez tą walkę o telefon włączony został głośnik
- Chyba nie jest zadowolona - spostrzegł beznamiętnie, choć na twarzy widniał szeroki uśmiech. Obrócił się z powrotem na plecy, przez co dziewczyna padła ostatecznie na jego brzuch. Udało jej się zdobyć telefon, wyłączyła głośnik i przyłożyła urządzenie do ucha.
- Hej mamo... - odezwała się niezwykle nieśmiało, a chłopak jak gdyby nigdy nic leżał chowając ręce między głowę a poduszkę i czekał, aż nastolatka skończy rozmowę. Tymczasem ta głównie słuchała tylko wyrzutów rodzicielki, jakie do niej kierowała, a sama udzielała niewiele dość krótkich odpowiedzi wciąż leżąc na jego brzuchu, patrząc ślepo na jedną ze ścian mieszkania.
- Nie ma mnie w domu - powiedziała ze znudzeniem, wznosząc przy tym oczy ku niebu. Krzyki dochodzące z słuchawki zyskały na sile, choć wydawało się to niemożliwe. Dziewczyna wpuszczała słowa jednym uchem, a wypuszczała drugim. - Skończyłaś? - zapytała nagle, nie mając pojęcia czemu to zrobiła, skoro była pewna, że to tylko doleje oliwy do ognia. Ponownie dobiły się wrzaski ze strony kobiety, aż dziewczyna odsunęła nieco komórkę od ucha krzywiąc się przy tym. Spojrzała na rówieśnika markotnie, jakby w jakiś sposób miał coś na to zaradzić. Nagle z zaskoczoną miną spojrzała na telefon. - Chyba nie mówisz poważnie?
- Co jest? - wtrącił się po chwili, ale nastolatka jedynie uniosła palec w jego stronę dając mu znak, by jeszcze się nie odzywał. Przewrócił oczami i w miarę możliwości wysunął się do dziewczyny. - Sory, ale musisz ze mnie zejść - powiedział, a ta spojrzała na niego pytająco, jakby nie do końca zrozumiała jego słowa. Po chwili zorientowała się, że wciąż leży na jego brzuchu. Odskoczyła nagle jak oparzona, czując jednocześnie napływający, niewielki rumieniec, a brunet zaśmiał się rozbawiony tą reakcją. - Lubisz naleśniki? - rzucił nagle, wstając z łóżka. Spojrzała na niego pytająco
- Co? - zapytała zmieszana, krzyk w słuchawce się wzmógł
- Słuchasz ty mnie w ogóle! - ryknęła kobieta, a brunet już opuścił pomieszczenie, udając się wgłąb mieszkania, pozostawiając Alice samą z rozwścieczoną matką.
Minęła chwila, nim kobieta wreszcie zrozumiała, że dziewczyny nie ma w domu i nie uda jej się w żaden magiczny sposób nagle do niego przeteleportować w mniej niż minutę. Sama konwersacja trwała już tak długo, że blondynka uległa wrażeniu, jakoby jeszcze nigdy nie udało jej się tak długo rozmawiać z rodzicielką. Jednak cała rozmowa przybrała raczej postać wysłuchiwania krzyków zdenerwowanej kobiety, więc Alice przestała żałować, iż rzadko rozmawiają.
- Mamo! Daj. Mi. Spokój! - warknęła wreszcie zirytowana. - Jak będę w domu to do ciebie zadzwonię. Zacznijcie wozić te swoje papiery ze sobą, Jezu - przewróciła oczami już któryś raz w ciągu całej tej rozmowy, aż wreszcie się rozłączyła. Już wcześniej nastolatka próbowała tak urwać rozmowę, ale wtedy jej telefon nie miałby spokoju, bo rodzicielka wydzwaniałaby na powrót tak długo, aż się doprosi o kontynuowanie konwersacji.
- Wreszcie - pomyślała delektując się błogą ciszą, jaka ją przyjemnie otuliła. Blaine wciąż nie wrócił, rozejrzała się mimowolnie po pomieszczeniu, w jakim ją pozostawił. Najzwyklejszy w świecie pokój. Był dość duży, ale przez łóżko nie było tego tak widać, tak samo jak przez sporą szafę obejmującą znaczą część ściany. Alice nie wiedziała jak sobie wyobrazić mieszkanie bruneta, ale musiała przyznać, że ma większy porządek niż Grace, ale głównie dlatego, ponieważ podłoga była wolna od wszelkich zeszytów, ubrań i tym podobnych rzeczy. Jednak biurko w rogu już mogło przypominać to, należące do bałaganiącej uczennicy. Leżały na nim w nieładzie podręczniki, dwie opróżnione butelki po wodzie, laptop i kilka mniejszych rzeczy. Pod meblem dostrzegła jeszcze tylko jakieś ciężarki.
Spojrzała za okno, zza którego do pomieszczenia wdzierały się promienie słońca. Dopiero to ją skłoniło, aby sprawdzić godzinę, wskazującą na wczesne południe. Wstała z łóżka i niepewnie opuściła pokój. Zaczęła powoli przemierzać krótki korytarz, w którym już unosił się zapach naleśników. Minęła drzwi wejściowe i parę drzwi po swojej prawej stronie, aż wreszcie dotarła do niewielkiego salonu połączonego z małą kuchnią, a oddzielał te dwa pomieszczenia długi blat, za którym dostrzegła rówieśnika.
- Długo ci zeszło - spostrzegł nawet nie odwracając się w jej kierunku.
- Niestety - odparła spokojnie, jednocześnie rzucając okiem na otoczenie. Skromne, niewielkie i całkowicie przeciętne mieszkanie, choć miało swój urok i wydawało się całkiem przytulne. Nie mogła tylko określić czemu, bo o jakichkolwiek dekoracjach nie było mowy. Nie dostrzegła ani jednej rośliny, obrazu czy czegokolwiek co mogłoby wzbogacić wystrój mieszkania. Jednak akurat tego mogła się spodziewać po Blaine'ie, który najpewniej nie przywiązuje większej uwagi do takich rzeczy
- Głodna? - zapytał ze spokojem, a ta przytaknęła. Już po chwili brunet obrócił się w jej stronę, kładąc na blacie duży talerz z naleśnikami, po czym dostawił jeszcze dwa mniejsze i skierował się do lodówki, w której dziewczynie udało się dostrzec głównie światło na praktycznie pustych pułkach. Jednak brunet wytropił karton soku, który podał do śniadania.
- Dzięki - odezwała się nieśmiało i zajęła miejsce
- Mówiłaś, że jak byłaś mała to myślałaś, że twoi rodzice są robotami... - zaczął niespodziewanie, a nastolatka spojrzała na niego z zaskoczeniem, nie od razu zdając sobie sprawę, iż faktycznie mu się kiedyś do tego przyznała, a już na pewno nie sądziła, że to zapamiętał. - Nie wiem skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł, no chyba, że miałaś na myśli terminatorów - dodał po chwili. Alice patrzyła na niego z niedowierzaniem, aż nagle wybuchnęła śmiechem. - No co?
- Nie, nic. Możesz mieć trochę racji, ale to głównie ty doprowadzasz ją do takiego stanu - odparła sięgając po sok. - No i czasem mi też się to uda, ale najwyraźniej jesteś w tym lepszy
- Myślałem, że rzadziej dzwoni
- Bo tak jest, ale teraz mają zamiar nawiązać współpracę z jakimś innym przedsiębiorstwem... czy coś takiego. Trochę mnie to nie obchodzi, ale właśnie przez to teraz ciągle potrzebują czegoś z tych papierów, które mają w domu - powiedziała ze znudzeniem. Po chwili naszła ją myśl, że gdyby mieli wozić zawsze ze sobą wszystkie dokumenty, to chyba zaczęliby jeździć z przyczepą. - Na dodatek, kot wrócił, wiesz, ten co ostatnio. Zrobił im bałagan, mama ma uczulenie, a ja przez to musiałam słuchać jej wyrzutów przez jakieś dziesięć minut. - westchnęła i nagle usłyszała cichy dźwięk. - Teraz chyba twój telefon dzwoni - uznała, a rozmówca spojrzał w kierunku sypialni
- Jeśli to twoja mama, to nie odbieram - oznajmił idąc po komórkę dochodząc do wniosku, że ta kobieta jest zdolna do wszystkiego. Gdy dotarł do komórki, ta już przestała hałasować, a dziewczyna dokończyła śniadanie. - To James - oznajmił chowając telefon
- Nie odbierzesz?
- Później oddzwonię - odparł krótko. - Pewnie będzie mi robić wyrzuty, że zniknąłem nim skończył występ. Już się dzisiaj nasłuchałem krzyków - powiedział dość żartobliwie i wrócił do naleśników, a blondynka zrobiła wielkie oczy
- Koncert! - krzyknęła nagle w rozpaczy i schowała twarz w dłoniach. Brunet spojrzał na nią z niepokojem i zmieszaniem. - Czemu ciągle mi to wypada z głowy? Boże, dlaczego to spotkanie musiało się odbyć akurat w czasie jego występu? - mówiła markotnie
- Uspokój się, przecież nie będzie na ciebie wściekły - odparł beznamiętnie. - Od tego ma mnie, ty masz taryfę ulgową
- Ale mi głupio
- Więc postaraj się jakoś mu to wynagrodzić - wzruszył ramionami
- Niby jak?
- Nie wiem, nie znam się na rekompensatach - odparł spokojnie. - Kup mu łopatkę - dodał już cicho
- Co? - zapytała, ale ten tylko machnął ręką
- Dziś ma koncert
- Naprawdę!?
- Tak, choć na liście gości są tylko pluszaki Karen, ale może się załapiesz
- Blaine...
- Mówię poważnie - oznajmił z chytrym uśmiechem, który spotęgował wątpliwości dziewczyny. - Zadzwoń do niego i tyle
- Dobra - westchnęła zrezygnowana. - Ale najpierw muszę wrócić do domu uratować kota przed mamą...
Gdy tylko Alice znalazła się w domu czekała ją masa zadań do wykonania. Zaczęła od sprzątnięcia bałaganu, jaki zgotował Amor i tym razem zamknęła zarówno okno, którym dostawał się do środka domu, jak i drzwi do pracowni rodziców. W zamian uchyliła zwierzęciu przejście na taras i dała podwójną porcję jedzenia jako rekompensatę wrzasków, z jakimi na pewno się spotkał, gdy przyjechali rodzice. Następnie zadzwoniła do nich chcąc już mieć to z głowy, a później do Grace, która nie mogła już się doczekać sprawozdania, nawet nie tyle ze spotkania z Josephine, co z czasu jaki spędziła w mieszkaniu chłopaka.
Po tych wszystkich czynnościach jak i porannej łazience oraz ogólnym doprowadzeniu się do porządku, zadzwoniła wreszcie do James'a, który dość szybko odebrał.
- Halo?
- Przepraszam! - wybuchnęła niekontrolowanie
- Co? - usłyszała od zaskoczonego nastolatka
- Przepraszam, że wyszłam wcześniej. Nie chciałam, ale musiałam...
- Spokojnie, przecież nic się nie stało - zaśmiał się rozbawiony przejęciem rozmówczyni
- Właśnie, że się stało. Obiecałam, że będę, ale nagle mi coś wypadło i...
- Alice, naprawdę nie masz się czym przejmować
- Ale mimo wszystko chcę ci to jakoś wynagrodzić - ogłosiła stanowczo, a rozmówca na moment zamilkł. - James?
- Jak chcesz mi to wynagrodzić? - zapytał niepewnie
- Liczyłam na to, że ty coś wymyślisz... - przyznała wstydliwie i ponownie spotkała się z milczeniem
- Więc może wpadniesz do mnie? - zaproponował nieco szokując dziewczynę. - Chyba, że masz już jakieś plany... - dodał nieśmiało
- Nie - rzuciła gwałtownie. - Chętnie przyjdę
- To super. Lubisz spaghetti?
- No, tak - odparła trochę zmieszana
- To dobrze, w takim razie zrobię na obiad
Dziewczyna dotarła na miejsce. Stanęła przed domkiem jednorodzinnym i ruszyła szybkim krokiem do drzwi wejściowych. Zapukała, lecz nie spotkało się to z jakąkolwiek odpowiedzią ze strony domowników. Zadzwoniła dzwonkiem i wtem usłyszała hałas dochodzący z wnętrza.
- To twoja wina! - krzyknęła dziewczynka, która po chwili otworzyła drzwi nastolatce. - O, to ty - uśmiechnęła się, ale imię wypadło jej całkowicie z głowy
- Fajnie cię znowu widzieć - przywitała się z życzliwym uśmiechem, a ta odpowiedziała jej tym samym. - Karen, prawda? - upewniła się, a ta przytaknęła, po czym z żałosnym wyrazem twarzy opuściła wzrok
- A ty...? - wydukała speszona
- Alice - odparła ze spokojem
- Wchodź - zawołał James z kuchni. Dziewczynka pobiegła w jego kierunku, a jej rozpuszczone czarne włosy podskakiwały wraz z nią.
- James! - mruknęła gderliwie
- Co? - przewrócił oczami, a ich gość niepewny, co ma za sobą zrobić, odwiesił wierzchnie nakrycie i nieśmiało udał się w ich kierunku.
- Miałeś mi zrobić warkocza
- Robię obiad
- Ja mogę ci zrobić - zaoferowała się Alice, wnet Karen spojrzała na nią z błyskiem w oczach
- Naprawdę? - zapytała radośnie, a ta przytaknęła. Nie czekając chwili dziewczynka pognała po szczotkę do włosów i gumkę, zostawiając na chwilę brata z nastolatką
- Wybacz za nią, jest strasznie energiczna i marudna... - oznajmił James. - Obiad już prawie gotowy - dodał wesoło
- Aż głupio mi pytać, ale jak koncert? Ta część, którą widziałam wypadła świetnie - powiedziała entuzjastycznie, na co rozmówca uśmiechnął się pod nosem
- Chyba dobrze, skoro zaproponowano nam, żebyśmy dawali występ w co drugą sobotę
- Serio? To świetnie!
- Szkoda, że ominęła cię moja solówka - rzucił żartobliwie. Po chwili wróciła do nich młodsza siostra, która podbiegła żwawo do nastolatków i zajęła miejsce przy blacie, obok dziewczyny. Obróciła się na bok, a Alice zaczęła rozdzielać grube kosmyki ciemnych włosów.
- Przyjdę na twój następny koncert, obiecuję - rzuciła do rozmówcy w czasie gdy nakładał już posiłek na talerze.
- Ok, trzymam za słowo - uśmiechnął się życzliwie i podał obiad
- Gotowe - oznajmiła dziewczynce, która podbiegła do najbliższego lustra
- Dziękuję! Choć brat robi ładniejsze
- Karen - rzucił karcącym tonem, a Alice uśmiechnęła się żałośnie
- Przepraszam...
- Nie szkodzi - zaśmiała się blondynka. Nie mogła nie poczuć tej rodzinnej atmosfery, jaka wypełniała ten dom, nawet jeśli nie było w nim rodziców. Pomyślała po chwili o mamie rodzeństwa, czując już raczej smutek w sercu, który jednak szybko ukryła i postarała się go wyzbyć. Spojrzała na James'a, który troskliwie ułożył dłoń na głowie siostry i nieznacznie ją potargał, a ta zrobiła naburmuszoną minę mówiąc: "Nie targaj mnie", choć ostatecznie się uśmiechnęła razem z nim.
- Proszę - podał po chwili danie rówieśniczce. Karen już zajadała ze smakiem spaghetti nie zważając nawet na to, jak obijające się o jej młodą twarzyczkę kluski ją brudzą. Nastolatek usiadł przy blacie od strony kuchni, naprzeciwko Alice. - Jak tam występ na konkurs?
- Ta sztuka Berkowitz? Nic mi o tym nawet nie mów
- Aż tak źle?
- Berkowitz to ta zła wiedźma? - wtrąciła Karen. James już miał zaprotestować i powtórzyć, by nie słuchała tego, co wygaduje Blaine, ale ostatecznie wzruszył jedynie ramionami
- W sumie, to tak - odparł, a blondynka się zaśmiała
- Bardzo zła. Pan William jeszcze trochę i nabawi się przez nią ataku serca
- Już nie wytrzymuje? - teraz to on zaczął się śmiać
- Czasem, gdy mamy próbę, jest bliski płaczu widząc, co przyszło nam wystawiać - odpowiedziała rozbawiona, ale wcale nie było to kłamstwo. Jej nauczyciel zarzekał się, że już dawno nie miał do czynienia z czymś tak kiczowatym, jak teraz kazano im wystawiać.
- Kogo grasz?
- Nikogo ważnego. Dostałam główną rolę w poprzedniej sztuce, jednak zawiesiliśmy prace nad nią przez ten wymysł pani Berkowitz. Teraz dostałam jedynie jakąś poboczną rolę, bo źle wyglądam z brodą
- Byłabyś świetnym ojcem założycielem - zaprotestował żartobliwie
- To chyba całkowicie dobiłoby pana Williama
- Karen, jak ty jesz? - spojrzał nagle na siostrę, której twarz była ubrudzona od sosu
- No co? - zapytała nie rozumiejąc, o co może chodzić nastolatkowi. Przewrócił oczami i chwycił po serwetkę, którą po chwili zaczął wycierać twarz dziewczynki
- Nie wierć się tak - dodał ze znudzeniem, aż wreszcie skończył
- Po co to, skoro zaraz znowu się ubrudzę?
- Jedz tak, żebyś się nie ubrudziła - odparł, a dziewczynce zabrakło argumentów. Jedyne, co udało jej się jeszcze z siebie wydusić, to: "Ona też się ubrudziła", wskazując na blondynkę, która zrobiła zdziwioną minę. - Daleko jej do ciebie - spostrzegł ostatecznie
- To co? Jej jakoś nie wycierasz buzi
- Karen na litość boską - uderzył otwartą dłonią o swoją twarz w geście załamania nad siostrą
- Gdzie? - zapytała skołowana dziewczyna, do której jednak wychylił się rówieśnik z kolejną serwetką, wycierając niewielką plamkę sosu z jej polika. Alice spojrzała na niego, ale szybko się po prostu uśmiechnęła życzliwie, jednocześnie dziękując. James musiał przyznać, że liczył na nieco inną reakcję, choć nie dał tego po sobie okazać, bo ta jedynie utwierdziła go w przekonaniu, że dziewczyna nawet nie postrzega go jako kogoś, z kim mogłaby być w związku. Nie zaskoczyło go to, domyślał się, że ona już widzi siebie u boku jakiejś konkretnej osoby, więc spodziewał się, iż jego jakiekolwiek starania są z góry skazane na niepowodzenie. Jednak ze względu na Blaine'a i jego prośbę postanowił próbować, choć owe próby raczej miały za zadanie potwierdzić tezy, jaką przyjął.
Przez większość czasu, gdy rozmawiali, wciąż wpatrywał się głęboko w oczy Alice. Nie uciekała wzrokiem, tylko ze spokojem wpatrywała się w odpowiedzi morskiej barwie jego źrenic. Bez jakiegokolwiek skrępowania, czy czegokolwiek innego, a sama rozmowa przebiegała jak zwykła, przyjacielska pogawędka. Czas wytoczyć cięższe działa, pomyślał.
- Przypomniało mi się, że przecież jesteś moim VIPem, a nawet nie posłuchałaś zbyt wiele jak gram - spostrzegł i wstał z kanapy, na której siedzieli od jakiegoś czasu przed telewizorem. Podszedł po gitarę i wrócił do nastolatki ślącej pytające, a zarazem badawcze spojrzenie.
- Zagrasz mi coś? - zapytała wesoło
- Nie chciałabyś sama spróbować? - odparł po chwili z zadowoleniem, na co zszokowana dziewczyna zrobiła jedynie wielkie oczy
- Ja? Nie umiem
- To cię nauczę - odparł radośnie. Usiadł obok dziewczyny. - Masz jakąś ulubioną piosenkę?
- Czy ja wiem... - odrzekła dość nieśmiało. James spojrzał na nią, a jego twarz wciąż zdobił sympatyczny uśmiech. Zaczął grać spokojną i przyjemną dla ucha piosenkę. Przez moment mieszkanie wypełniało jedynie wspaniałe brzmienie gitary, lecz wkrótce dołączył do niego głos nastolatka, który zaczął śpiewać. Alice była w szoku. Nie sądziła, że James ma tak fantastyczny głos. Wpatrywała się jak w obrazek, gdy grał na gitarze i wsłuchiwała się w piosenkę, którą nagle przerwał.
- Twoja kolej - oznajmił wesoło
- Naprawdę nie umiem - odparła wstydliwie, wnet rozmówca udał głębsze zastanowienie, choć od początku wiedział, jak rozwiąże ten "problem". Podał gitarę dziewczynie
- Najpierw sobie po prostu pobrzdąkaj - wydał polecenie i poinstruował nieznacznie rówieśniczkę, jak ma trzymać gitarę. - Ok, a teraz siadaj - powiedział, na co Alice spojrzała na niego pytająco
- Co?
- Zagramy razem, siadaj - wskazał na swoje kolana. Rozmówczyni spojrzała na niego nieufnie przez chwilę zastanawiając się, czy to jakiś żart
- Mówisz poważnie? - wolała się upewnić, ale ten tylko przytaknął uśmiechając się przyjaźnie. Z jakiegoś powodu ten przesympatyczny uśmiech ją przekonał. Usiadła na jego kolanach, a na swoich umiejscowiła gitarę. - I co teraz? - zapytała ze spokojem.
- Bing! Kolejny znak - pomyślał ponownie zastając inne, choć niewiele, reakcję i zachowanie u rówieśniczki, więc chwycił jej dłoń i ułożył ją delikatnie na gryfie. - Początek jest prosty, więc utrzymuj tak rękę. Drugą brzdąkaj sobie tak, jak robiłaś to poprzednio i będzie dobrze - powiedział wesoło, a ta przytaknęła nastawiając się do tego jak do jakiegoś bardzo ważnego zadania, co dość szybko wyczuł. - I zrelaksuj się. To muzyka, a nie lekcja z Berkowitz - zażartował
- Ok - odparła dość nieśmiało
- Jestem tak straszny jak ona? - zapytał płaczliwie, rozśmieszając i uspokajając tym samym dziewczynę
- Tak - odparła, a on udał załamanego. Alice zaczęła grać, choć nie wychodziło jej to nawet w połowie tak dobrze jak nastolatkowi.
- Przesuwaj palce wolniej i delikatniej - podpowiedział i tak też spróbowała zrobić. Chłopak złapał gryf gitary. - Ok, teraz pozwolisz, że ja zajmę się akordami, a ty brzdąkaniem, zgoda? Chyba, że wolisz sama...
- Nie - przerwała mu natychmiast. - Wolę brzdąkać - dodała z żałosnym uśmiechem. Zaśmiał się pod nosem, po czym tak jak powiedział, tak też zrobił. Dziewczyna zajęła się ruszaniem strun, podczas gdy on miał na głowie akordy. Choć muzyka była nieco inna, to jednak Alice dostrzegała podobieństwo na tyle, by nie wiele przeszkadzały jej jakiekolwiek potknięcia. Po chwili nastolatek zaczął śpiewać, wtedy dziewczyna przestała zwracać uwagę na wszelkie różnice w ich grze, a solowym pokazie przyjaciela.
Muzyka niosła się po domu, nastolatkowie swoją uwagę oddali grze. Nawet nie zauważyli jak Karen przebiegła przez salon, udając się do drzwi wejściowych. Otworzyła je chcąc opuścić dom, kiedy dostrzegła za nimi bruneta, który właśnie podchodził do przejścia. Od razu uśmiechnęła się od ucha do ucha i przytuliła go
- Blaine! - zawołała lecz nie zbyt głośno, aby jej wołanie nie przebiło się przez muzykę
- Hej - przywitał się krótko. - James nie daje ci prywatnego koncertu? - zapytał przypominając dziewczynce o jej umowie z bratem, o której praktycznie zapomniała.
- Nie, gra z twoją dziewczyną - oznajmiła, a nastolatek zrobił wielce zdziwioną minę i ukucnął przed rozmówczynią z myślą, iż musiał coś źle zrozumieć bądź usłyszeć
- Co? Z kim? - zapytał całkowicie zbity z tropu, a ta jedynie przewróciła oczami i chwyciła bruneta za rękę, po czym siłą zaciągnęła go do salonu. Zdezorientowany chłopak pozwolił się prowadzić, aż stanął przed rówieśnikami.
- Widzisz? - rzuciła Karen, dzięki czemu oderwała na chwilę dwójkę nastolatków od gry. Chociaż James nie zareagował wielce na wizytę chłopaka i wciąż pilnował akordów, to muzyka zniknęła, gdyż nastolatka przerwała szarpanie strun.
- Hej, Blaine. James uczy mnie grać na gitarze - powiedziała z uśmiechem.
- Nieźle jej idzie - dorzucił nastolatek zerkając na dziewczynę, która ze spokojem wróciła wzrokiem do gitary. Zaraz po tym spojrzał na przyjaciela i wnet spoważniał
- Przyjdę później - odparł krótko i beznamiętnie, a zmartwiony James odprowadził go wzrokiem.
- Już idziesz? - zapytała markotnie Karen
- Ta, ale jeszcze wpadnę - oznajmił krzepiąco, choć nie odwrócił się do rozmówczyni i wyszedł
- Coś mu się stało? - zwróciła się z pytaniem do brata, który wciąż patrzył na drzwi, jakie za sobą zamknął
- Nie, po prostu coś go boli
- Boli? - wtrąciła się nagle blondynka
- Pewnie też chciał pograć na gitarze - wzruszyła ramionami Karen, a jej brat wymusił na sobie uśmiech. - Albo nie podoba mu się, że grasz z jego dziewczyną
- Kim!? - zrobiła wielkie oczy i zerwała się momentalnie z kolan nastolatka, razem z gitarą, jak oparzona
- Karen... Co ty znowu wymyśliłaś? - zapytał załamany
- Sam przecież mówiłeś, że ją lubi...
- Karen! - wrzasnął z przejęciem, nie dając jej dokończyć zdania, po czym podszedł do niej szybko. - Idź zrobić lekcje, jutro szkoła
- Ale ja właśnie wychodziłam do koleżanki - zaprotestowała
- To idź! - rzekł pośpiesznie. Siostra prychnęła pogardliwie i czmychnęła w stronę wyjścia. Chłopak jeszcze przez chwilę obawiał się odwrócić w stronę rówieśniczki nie mając pojęcia jak z tego wybrnąć. Zerknął na nią nieśmiało, dostrzegając jak jej twarz zalał rumieniec. Stała sztywno jak słup soli, z opuszczonym wzrokiem, którym wolała unikać każdego. Odłożyła gitarę, gdy tylko zdała sobie sprawę, że z nerwów zaczęły jej się z lekka trząść ręce.
- Ah te dzieci, co? - zaryzykował próbą odezwania się, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. - Nie słuchaj jej, zawsze coś opacznie zrozumie, albo coś źle usłyszy... - próbował się tłumaczyć
- Nic się nie stało - odparła w końcu, wymuszając na sobie sztuczny uśmiech, który wyszedł dość żałośnie. Usiadła i westchnęła ciężko powoli porządkując myśli. James uśmiechnął się lekko i usiadł obok
- Powiedziałem Karen, że przyjdziesz, więc od razu zaczęła mnie wypytywać o ciebie - zaczął wyjaśniać, dziewczyna spojrzała na niego nieufnie. - A wbrew pozorom Karen nie każdego jest w stanie polubić - przyznał już bardziej nieśmiało. - Przedstawiłem cię jako przyjaciółkę ze szkoły, ale musiało wylecieć jej z głowy twoje imię, bo zapytała mnie ze skwaszoną miną, czy ciebie zna. Odpowiedziałem, że to ta sama dziewczyna, która pomogła jej trafić do mamy, do szpitala, więc się ucieszyła i powiedziała, że cię lubi. - kontynuował patrząc przed siebie. Wreszcie jednak odważył się spojrzeć na rówieśniczkę, która wsłuchując się w jego słowa nawet nie uciekła wzrokiem. Uśmiechnął się przyjaźnie, a po chwili nawet zaśmiał się lekko pod nosem. - Odpowiedziałem jej: "Nawet Blaine ją lubi, więc ty na pewno też będziesz ją lubić". - dokończył historię i westchnął ciężko zrezygnowany. - Ale to dziecko jak zwykle musiało coś źle zrozumieć. - parsknął, ale gdy tylko usłyszał, ja Alice się zaśmiała, odetchnął z ulgą, że udało mu się jakoś wybrnąć. Zwłaszcza, że opowiedziana przez niego historia nie była tak do końca prawdziwa, a kilka jej fragmentów przemilczał
- Chciałabym mieć młodszą siostrę - powiedziała niespodziewanie nastolatka z uśmiechem
- Pożyczyć ci Karen? Szybko ci się znudzi - zażartował
- Raczej za bardzo by za tobą tęskniła
- To oczywiste - odparł dumnie, a zaraz po tym nastolatka wstała
- Dzięki za zaproszenie i lekcję gry na gitarze, ale będę się już zbierać - oznajmiła z przyjaznym, ciepłym uśmiechem.
- Wpadaj kiedy chcesz, Blaine tak robi od wielu lat - rzekł odprowadzając nastolatkę do wyjścia.
- Będę pamiętać - zaśmiała się i pożegnała z przyjacielem.
Jakiś czas później James'owi udało się wreszcie dodzwonić do bruneta i namówić go na przyjście. Po upływie kilkudziesięciu minut zjawił się raz jeszcze u rówieśnika, który już szykował dla niego porcję spaghetti. Siedzieli przez chwilę w milczeniu.
- Smacznego - przełamał niepewnie ciszę
- Dzięki - odparł krótko brunet
- Miałeś rację, że do mnie zadzwoni - dorzucił zmywając kolejne naczynia po obiedzie
- Wiem - usłyszał w odzewie. - Chyba się dobrze bawiliście - stwierdził beznamiętnie, a rozmówca przewrócił oczami
- Tak, jak przyjaciele - przyznał stanowczo
- Nie starasz się
- Blaine, mogę ci już dać raport z mojej super tajnej misji, którą Karen mi utrudniła - oznajmił z przejęciem i fałszywym entuzjazmem, jednocześnie przerywając mycie naczyń. Usiadł naprzeciw przyjaciela dając sobie jeszcze chwilę na pozbieranie w głowie myśli, co przerwał mu zdezorientowany brunet
- Co? - zapytał ze zmieszaniem
- Masz alzheimera? - odparł sarkastycznie. - Na koncercie miałem sprawdzić, czy w ogóle są jakiekolwiek dla mnie szanse, ale zniknęła. Razem z tobą - powiedział jakby oskarżycielsko, aż nastolatek spojrzał na niego z małym zaskoczeniem
- Do czego zmierzasz?
- Miałem co jakiś czas patrzeć, czy nie przyczepia się do ciebie jak rzep do psiego ogona, a tymczasem porywa cię z klubu i oboje znikacie. Fascynujące, prawda?
- Wypadło nam coś
- Serio? - rzucił ze znudzeniem
- Serio. To samo, przez co musieliśmy jechać do innego stanu. Dość zagmatwana sprawa
- O której nie chcesz mi nic powiedzieć
- Bingo - dokończył swoją porcję. - Dokładka?
- Nie ma
- Nie ma? - zapytał z zaskoczeniem i dość smutno
- Nie ma. Alice zjadła twoją dokładkę - odparł. Brunet opuścił wzrok i odsunął naczynie, po czym wsparł podbródek na pięści, sprawiając wrażenie znudzonego. - Więc mówisz, że to się nie liczy?
- Nie liczy - potwierdził, ale dla James'a nie było to żadnym problemem.
- Niech będzie - zaczął z przekonaniem. - Ale właśnie dlatego miałem ją dzisiaj do siebie zaprosić i co? Zrobiłem to, a dzięki temu już ci mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że... - pokusił się o dłuższą pauzę, aż rówieśnik z powrotem przeniósł na niego wzrok. - Odpuszczam
- Co? - zerwał się nagle zdziwiony
- To co słyszysz. To się po prostu nie uda
- Chrzanisz
- Blaine - westchnął i zdobył się na zachowanie pełnej powagi. - Jesteś do dupy w relacjach między ludzkich, więc gdy ci mówię, że nic z tego, to nic z tego. - rzucił z całym przekonaniem, a brunet go obserwował. - Patrzyłem jej głęboko w oczy, zbliżałem się, chwytałem jej dłoń i nic - rzekł i dostrzegł po chwili, jak rówieśnik odwraca wzrok jakby miało to zatuszować jego niezadowolenie wypisane na twarzy. - O i jeszcze to! - okrzyknął nagle
- Co? - prychnął
- Zrobiłeś taką samą minę, gdy nas zobaczyłeś razem
- Jaką znowu minę?
- Stary, takiej miny to nie zrobiłeś nawet gdy zabrałem ci ostatni kawałek pizzy - powiedział wpatrując się w rozmówcę. - Jak milion nieszczęść
- Masz urojenia
- Ty je masz - burknął po czym westchnął raz jeszcze. - Blaine... - powiedział po chwili już ciszej i ponuro na tyle, że rówieśnik wrócił do niego wzrokiem, nie mogąc go dłużej nim unikać. Dostrzegł powagę wypisaną na twarzy ciemnowłosego nastolatka, zmieszaną z posępną miną. Posłał mu pytające spojrzenie czekając, aż ten rozwinie myśl. - Znamy się szmat czasu i jestem twoim najlepszym przyjacielem. Myślisz, że nie zauważyłbym czegoś takiego? - zapytał. Blaine już miał zaprzeczyć, ale rówieśnik nie dał mu dojść do głosu. - Jest kilka powodów, dla którego nie będę z Alice. Mam ci je wszystkie wymieniać? - to miało być pytanie retoryczne, lecz rozmówca milczał. Nie odezwał się słowem, jakby czekał na odpowiedź. - Naprawdę myślisz, że chcę umawiać się z dziewczyną, w której jest zakochany mój najlepszy przyjaciel?
- Ja nie...
- Przestań - przerwał mu śląc przy tym srogie spojrzenie. - Żony-matki i najlepszego przyjaciela w jednym nie oszukasz - warknął. - Widziałeś nas dzisiaj, nic się nie działo, po prostu byliśmy blisko, a mimo to miałeś taki wyraz twarzy... Widać było, że to sprawi ci ból, a ja nie mam zamiaru cię ranić w ten, czy inny sposób, rozumiesz? Alice może mi się podobać, ale jeśli bycie z nią ma oznaczać, że będziesz... taki, to nawet nie zamierzam próbować - powiedział z całą stanowczością, na jaką było go tylko stać. Rówieśnik nie wiedział co ma odpowiedzieć. Odwrócił wzrok, jakby szukając nim jakiejś odpowiedzi na słowa James'a, ale jej nie znalazł. - Będziesz cierpieć widząc mnie z nią. Taka jest prawda
- Ból mija
- Ból nie mija, tylko się do niego przyzwyczajamy, a nie o to w tym chodzi - rzekł zmuszając bruneta, by dał za wygraną. Jednak nie od razu okazał w tej kwestii porażkę, wpierw zdobył się na zadanie jeszcze jednego pytania, choć tak naprawdę James już zdał sobie sprawę, że Blaine ustąpił
- To jedyny powód, dla którego odpuszczasz sobie? - odezwał się w końcu, a rozmówca zaśmiał się cicho pod nosem
- Wiesz co to Friendzone? - rzucił nagle, aż brunet spojrzał na niego zdziwiony tym pytaniem. - Jeśli będę w to dalej brnąć, to właśnie w nim skończę - uznał ze spokojem
- Że co?
- To co słyszysz. Wszelkie próby zbliżenia się do Alice szybciej skończą się tym, że sam się zakocham, a wtedy będę mógł dołączyć do Klubu Odrzuconych. Po prostu nie mam szans, bo ona woli ciebie. To wszystko - oznajmił, ale chłopak posłał mu jedynie znudzone spojrzenie świadczące o jego braku wiary w te słowa. - Ja się w niej zakocham, a ona powie: "Sory, ale jesteś dla mnie tylko przyjacielem, a tak à propos to jestem zakochana w twoim najlepszym przyjacielu". Zlituj się i nie skazuj mnie na to - rzucił błagalnie, a rówieśnik zaczął się śmiać. - Bawi cię to? - zapytał, ale sam też się zaśmiał
- Opowiadasz mi dowcip i się dziwisz, że się śmieję?
- Dowcip!? - udał oburzenie
- Dobra, zwalniam cię. Jesteś jednak do dupy w podrywaniu - zażartował, a James szturchnął go lekko w ramię
- Tak się bawić nie będziemy. Sam odchodzę - rzucił rozbawiony
- Proszę bardzo - odparł ze spokojem. Nagle usłyszał dźwięk komórki, po którą sięgnął. Wiadomość od Alice, w której go poinformowała, że dzwonił Christopher. Po przeczytaniu jej momentalnie spoważniał. - Będę już lecieć - ogłosił rówieśnikowi pośpiesznie dążąc do opuszczenia jego domu.
Gdy tylko znalazł się na zewnątrz przeczytał jeszcze raz SMS'a głoszącego: "Pan Christopher zadzwonił do mnie kilka minut temu. Nawiązali kontakt z łowcą od portali. Oddzwoń, gdy będziesz mieć czas". Czym prędzej wybrał numer nastolatki kierując się do Tesli. Dźwięk połączenia szybko zniknął, usłyszał rówieśniczkę
- Kiedy? - zapytał od razu
- Spotkanie? W tym problem
- To znaczy?
- Josephine miała wizję
- Jaką znowu wizję? - rzucił zirytowany i wsiadł do pojazdu
- Nie potrafi jej do końca odczytać, ale ma złe przeczucia co do tego rytuału
- I?
- Miała tą wizję w chwili, gdy namawiała tamtego łowcę na spotkanie z nami. Musiała go nieźle nastraszyć, po przez to nie chciał nam pomóc przy rytuale
- Powiedz, że żartujesz...
- Niestety nie
- Niech mi powie kto to, a sam go zmuszę, żeby nam pomógł
- Uspokój się. Nie chciał nam pomóc, ale Josephine go namawiała. Powiedział, że to przemyśli, a ona dalej będzie próbowała go przekonać, jednak na rytuał potrzeba będzie sporo energii, więc sama musi jeszcze postarać się o uzupełnienie wskaźnika
- Musimy zdążyć do pełni - przypomniał, lecz rówieśniczka świetnie sobie zdawała z tego sprawę
- Wiem. Wstępnie mamy być przygotowani na weekend. Christopher ma mnie informować na bieżąco
- Ok - odparł. - Josephine mówiła coś więcej odnośnie tej wizji
- Niestety, o tym nie wiem zbyt wiele... - odparła. - Możliwe, że Christopher się czegoś dowie i nam to przekaże
- W porządku. Do usłyszenia - rozłączył się i od tamtego momentu nie mógł wypruć z głowy myśli odnośnie rytuału i co mogłoby pójść nie tak. Jak zwykle nie mógł zrobić nic więcej jak czekać, a to w tej chwili ani trochę mu się nie podobało

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine