niedziela, 5 lutego 2017

Sen sto czternasty - Niebezpieczeństwo

Samochód sunął po mokrej nawierzchni tak długo, aż zatrzymało go czerwone światło sygnalizatora. Znalazł się w długim pasie pojazdów, które również mknęły po betonowej, miejskiej drodze, o którą rozbijały się miliony kropel deszczu, jaki lunął dość nagle. Nastolatka wpatrywała się w cienkie strumyki pędzące po szybie Tesli z ogromną ulgą, że nie znajduje się teraz po ich drugiej stronie.
- Dzięki, że mnie podwozisz - rzekł James dokładnie w chwili, gdy naszło dziewczynę, by powiedzieć to samo. Nie dość, że temperatura dość drastycznie spadła, to doszły do tego silne opady.
- Przecież zawsze cię podwożę
- Wiem, ale dzisiaj chyba nie jest ci szpital po drodze, co? - spostrzegł wpatrując się wciąż w ekran telefonu komórkowego. Rozmówca wzruszył jedynie ramionami.
- Też dziękuję - wtrąciła blondynka
- Tak, tak. Znajcie dobroć szofera Blaine'a - rzucił. - W zamian możecie napisać za mnie wypracowanie z angielskiego - dodał z chytrym uśmiechem, na co James buchnął śmiechem.
- Nie wystarczy ci, że się u mnie stołujesz? - zapytał żartobliwie.
- Dobra, wygrałeś. Alice, a ty jaką masz wymówkę? - zapytał ruszając w dalszą drogę
- Ratowanie ci tyłka na lekcji historii - stwierdziła dość dumnie, ciemnowłosy chłopak zaśmiał się jeszcze bardziej.
- No to może nawet uda ci się zdać ten przedmiot przesypiając go
- Tak się składa, że ona też go przesypia - prychnął
- Ale nie idę spać, gdy Clark rozdaje testy do napisania - stwierdziła jasno i wtem zorientowała się, że już prawie dojechali do celu podróży. - Karen już jest na miejscu? - zapytała przyjaciela z ciekawości, a ten szybko przytaknął.
- Napisała do mnie, że podwiózł ją tata
- Wrócił na dłużej? - wtrącił Blaine zerknąwszy kątem oka na rówieśnika. Ten raz jeszcze przytaknął.
- Sytuacja jest jaka jest, więc zostanie na jakiś czas w domu, choć nie jestem pewien na jak długo. Przynajmniej odciąży mnie trochę od roboty, choć gotuje tak kiepsko, jak ty, więc kuchnia tak czy inaczej pozostanie pod moją kuratelą. - przeniósł wzrok na otoczenie za oknem. Mijali całą masę wysokich drapaczy chmur, sklepów i restauracji stopniowo zbliżając się do szpitala. - Mama wkrótce będzie mieć przeprowadzone kolejne EKG, ale ogólnie jest z nią na szczęście nieco lepiej
- Dobrze to słyszeć - uśmiechnęła się życzliwie, odpowiedział tym samym
- Lekarze znowu proponują wszczepienie rozrusznika serca - westchnął
- Co twój ojciec na to? - zapytał chłopak
- Przeciwny, jak zawsze - wzruszył ramionami. - Ale zbliżają się święta. Mama chce zrobić wszystko, by móc je spędzić w domu razem z nami - oznajmił uśmiechając się w gruncie rzeczy sam do siebie. Nawet się nie zorientował, kiedy auto się zatrzymało. Dopiero po chwili dotarło do niego, że spogląda właśnie na budynek będący szpitalem. Odpiął szybko pas i sięgnął po swój plecak. - Wrócę późno, więc będziesz musiał zjeść coś na mieście. - zwrócił się do przyjaciela.
- Poradzę sobie
- Na pewno?
- Tak, mamo - machnął do niego ręką, rozmówca się nieznacznie zaśmiał.
- No to lecę. Trzymaj się Alice - zwrócił się jeszcze do rówieśniczki i wysiadł z pojazdu, po czym szybko pobiegł do budynku ostrzeliwany kroplami deszczu. Czym prędzej wbiegł do szpitala, by schronić się przed ulewą, a w tym czasie samochód ruszył dalej.
Na pewien czas zapanowała cisza. Alice wpatrywała się w milczeniu w miejski krajobraz skąpany w deszczu. Dopiero teraz zaczęła dostrzegać, jak gdzie nie gdzie widoczne są już świąteczne dekoracje, a sklepowe wystawy nabierają bożonarodzeniowego klimatu, choć jeszcze nawet nie zaczął się grudzień.
- Faktycznie, niedługo święta. - mruknęła cicho do samej siebie w zastanowieniu
- Na to wygląda - odparł spokojnie. - Też już nie możesz się ich doczekać jak James? Właściwie to chyba Karen najbardziej ich wyczekuje
- Nie zupełnie... - odparła markotnie, a ten zerknął na nią kątem oka. Westchnęła ciężko. - W zasadzie to przez święta czuję się, jakbym była złym człowiekiem - stwierdziła smętnie, a nastolatek zaśmiał się wyraźnie rozbawiony tym stwierdzeniem
- Ty? Złym człowiekiem? - rzucił z niedowierzaniem. - Skąd ten pomysł i co mają do tego święta?
- Nienawidzę świąt - przyznała szorstko.
- I co z tego? Dlatego niby jesteś złą osobą? - prychnął
- Blaine, ja naprawdę ich nie znoszę, a przecież co za człowiek by ich nie lubił? - stwierdziła smętnie zrzucając na nich moment ciszy, jaka zdawała jej się ciągnąć w nieskończoność.
- Na przykład ja - odparł, wnet spojrzała na niego zaskoczona
- Nie lubisz świąt? - zapytała przyglądając się podejrzliwie rozmówcy.
- Lubiłem je, gdy byłem mały, teraz to dla mnie dzień jak co dzień i tyle - stwierdził beznamiętnie. - A jak jest z tobą? - zapytał, a nastolatka skrzywiła się jakby z niezadowoleniem. - Dlaczego nienawidzisz świąt?
- Nie chcesz tego słuchać - stwierdziła jasno.
- Niby dlaczego? - uśmiechnął się pod nosem jakby podstępnie.
- Jestem pewna, że nie chcesz wysłuchiwać głupich wyżaleń.  - uznała beznamiętnie.
- Kogoś innego zapewne nie, ale twoich wysłucham - odparł, blondynka na moment zaniemówiła nie mogąc się zdecydować, co ma odpowiedzieć.
- Nie musisz - odpowiedziała wreszcie. - To nie jest nic, co chciałoby się wysłuchiwać.
- Sam przecież zapytałem, prawda? Więc po prostu odpowiedz - stwierdził, na co ta westchnęła
- Wydaje mi się, że i tak domyślasz się, dlaczego ich nie lubię. Po prostu... może miałam zawsze co do nich zbyt wygórowane oczekiwania
- W jakim sensie?
- Chciałam spędzić choć raz święta tak, jak powinno się je spędzać. Z rodziną, choinką, całą tą magią świąt. Przynajmniej tak to sobie zawsze wyobrażałam, gdy widziałam jakieś filmy lub seriale. Spędzanie Bożego Narodzenia w gronie najbliższych przy świątecznej kolacji i takie tam - mówiła w lekkim zamyśleniu, jakby umysłem odbiegała do tych wszystkich wyobrażeń. - Ale nigdy tak nie było. W sumie to ciężko tu mówić o spędzaniu czasu z rodziną, skoro rodzice rzadko pojawiają się w domu niezależnie od tego, czy są święta, czy też nie. Założę się, że w tym roku też będą pracować w wigilię. - westchnęła jakby zmęczona tym stanem rzeczy. - Nigdy nie miałam ubranej choinki, udekorowanego domu, ani chociażby jednego prezentu. Nigdy nie wierzyłam w Świętego Mikołaja, bo tata od razu uświadomił mnie, że to tylko stek bzdur wymyślony po to, by zdzierać z dorosłych pieniądze na zabawki pod choinkę dla dzieci.
- Nigdy nie spędziłaś porządnie świąt? - zdziwił się, a ta pokręciła głową
- Zdarzało się, że czasem Grace zapraszała mnie z rodziną do siebie. Było miło, ale wtedy czułam się tylko jeszcze gorzej. Wówczas naprawdę uważałam się za złą osobę.
- Dlaczego?
- Bo byłam zazdrosna, a to z kolei wzbudzało we mnie wstręt do samej siebie. Zazdrościłam jej takiej rodziny, takich świąt, takiej atmosfery - stwierdziła smętnie, wciąż unikając wzroku rówieśnika, wlepiając go w krople deszczu spływające po szybie samochodu. Już nawet nie chciała spoglądać na to, co maluje się za oknem w obawie, że dostrzeże kolejne świąteczne ozdoby bądź wystawy.
Przypomniała sobie te kilka świąt, jakie spędziła u przyjaciółki. Doceniała je i naprawdę były dla niej z jednej strony cudowne, ale z drugiej wciąż czuła się wyobcowana, jak intruz. Z czasem po prostu zaakceptowała ten stan rzeczy, uznała, że po prostu nie będzie obchodzić świąt, a raczej będzie je obchodzić we własnym kącie z książką. Musiało jej to wystarczyć i wmawiała sobie, że wystarczało. Jednak tak naprawdę w święta czuła się najbardziej samotna, bo wiedziała, że wszędzie indziej ludzie spędzają czas z najbliższymi, tylko ona pozostaje sama, a skoro była sama to nie było sensu dekorować w jakimkolwiek stopniu domu. Nie było sensu obchodzić świąt, więc wolała się od nich odciąć, choć wszystko dookoła zawsze przypominało o tym dniu, czy to reklamy w telewizji, czy też dekoracje w mieście bądź świąteczne wystawy w sklepach.
- A co z resztą twojej rodziny? - zapytał niepewnie
- Odcięła się. Moi rodzice skutecznie zrazili ich do nas. Za pracą wyprowadzili się do tego miasta i zniknęli. Zawsze stawiali pracę wyżej od rodziny, więc jasno dawali im do zrozumienia, że nie mają czasu na żadne odwiedziny i cokolwiek innego, bo są zarobieni. W końcu pokłócili się na tyle, że całkowicie urwali kontakt
- Ale przecież to nie musi się tyczyć ciebie
- To nie takie proste. Poza tym, ten kontakt został zerwany gdy jeszcze byłam bardzo mała, więc tak naprawdę to moją bliską rodziną są osoby prawie mi nieznane. Zresztą, to już bez znaczenia. Pogodziłam się z tym, jak i ze wszystkim innym. Po prostu trzeba jakoś żyć dalej - powiedziała bez przekonania, jednocześnie wymuszając na sobie sztuczny uśmiech.
- Sama w to nie wierzysz - stwierdził chłodno
- Po prostu zostawmy ten temat - zarządziła stanowczo. - Właściwie, to miałeś mi coś powiedzieć. Coś związanego z Wymiarem Snów - przypomniała ochoczo, lecz nagle chłopakowi zaczęło burczeć w brzuchu. - Głody? - zaśmiała się
- Zignoruj to...
- Jak chcesz to możesz wpaść do mnie na obiad, skoro na James'a nie masz dzisiaj co liczyć - zaproponowała wesoło
- Nie trzeba - odparł i w tej samej chwili brzuch ponownie dał o sobie znać. Nastolatka niemal dostrzegła wstyd na twarzy bruneta, przez co nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Na pewno? Wolę cię nakarmić, niż pisać ci wypracowania z angielskiego za podwózkę - zażartowała. Chłopak zerknął na nią niepewnie.
- Wolałbym wypracowanie, ale jestem głodny, więc niech będzie - uśmiechnął się lekko. - Ale nic nie mów James'owi - dodał dość żartobliwie. - Potraktowałby to za zdradę jego kuchni
- Dobra, nic nie powiem - zaśmiała się. Niespodziewanie tuż przed samochód bruneta wbiegł mężczyzna w starych i brudnych łachmanach. Auto gwałtownie się zatrzymało, zderzak tylko lekko pchnął bezdomnego, który mało się nie przewrócił, natomiast dwójka nastolatków poleciała do przodu, po czym uderzyła plecami o siedzenia. Nieznajomy został odepchnięty przez pojazd i zmuszony był zrobić kilka kroków do tyłu, ale po tym wszystkim zaczął kierować się chwiejnym krokiem z powrotem tuż przed pojazd. Stanął przed nim i oparł się jedną ręką o maskę samochodu.
- Co z nim? - rzuciła wstrząśnięta blondynka
- Mam nadzieję, że jest po prostu pijany - odparł przyglądając się z podejrzliwością menelowi i zatrąbił. Słychać było kilka krzyków wzburzonych ludzi. Nieznajomy wpatrywał się w stronę dwójki nastolatków, ale wreszcie ruszył dalej.
- To było co najmniej dziwne... - stwierdziła dziewczyna będąca wówczas w dużym szoku. Brunet jeszcze przez chwilę odprowadzał obdartusa wzrokiem, aż wreszcie ruszył popędzany przez kierujących, którzy stanęli w korku za nim.
Alice spojrzała na rówieśnika, który prowadził z niezwykle poważną miną. Wydawał się przejęty i zamyślony, nie umknęło to jej uwadze. Przyspieszyli, jakby chcąc jak najszybciej dotrzeć do domu nastolatki.
- Dobrze, że mieliśmy zapięte pasy - spróbowała nakłonić jakoś chłopaka do rozmowy, ale wciąż milczał. - Blaine, wszystko w porządku? - zapytała go już nieco zmartwiona.
- Mieliśmy porozmawiać o czym, co dotyczy wymiaru, prawda? Kilka spraw - odezwał się stanowczo. - Tylko się nie wystrasz - rzucił, na co ta zrobiła wielkie oczy
- Teraz już się boję
- Jokery są bogami snów, ale mimo to nigdy nie uznawałem ich za istoty nadto inteligentne. Raczej jako bóstwa ślepo wykonujące swe zadania pozbawione w pewnym stopniu zdolności samodzielnego myślenia
- Naprawdę?
- Na początku zakładaliśmy istnienie jednego Jokera, który przebudzał łowców i tworzył upiory, które ich zabijały. Tyle było w tym sensu, co nic, więc jedną z możliwości było po prostu to, że Joker jest po prostu niezbyt mądry i ślepo wykonuje jakieś zadania bez konkretnego celu. Cóż, jak się okazało, wcale tak nie jest - przyznał dość niechętnie. - Chodzi o to, że nie sądziłem, by byli zdolni do planowania czegoś większego, kojarzenia osób i tak dalej. Okazuje się jednak, że są rozumni
- A to źle, jak mniemam
- Nie dziwi cię, że Fioletowy wie, gdzie i w czyim śnie pojawi się skażony upiór, skoro rzekomo on nie odpowiada za nie?
- Cóż, uznałam, że skoro jest bogiem, i to podobno tym, który nadzorował pozostałą dwójkę, to posiada taką wiedzę. Nie wiem jak, ale to bóstwo o dużej mocy, więc czemu miałby czegoś takiego nie wiedzieć?
- Jeśli ma jakiś tam zakres informacji dotyczący upiorów, to nie wykluczone, że Czerwony będzie mieć jakąś wiedzę odnośnie łowców i śniących - powiedział, a nastolatka wytrzeszczyła oczy.
Chłopak zaparkował samochód przed domem Alice. Wysiadł z niego spokojnie, natomiast ta dość energicznie i od razu stanęła przy rówieśniku opętana przez ciekawość i zainteresowanie, którym towarzyszyły również zmartwienia.
- No dobra, ale co masz przez to na myśli? - wypytywała wędrując wraz z rozmówcą w stronę drzwi wejściowych. - Wydaje mi się, że nawet Fioletowy ma dość ograniczoną wiedzę na temat łowców
- Wiesz jak bardzo ograniczoną?
- Nie - odparła niepewnie, sięgając przy tym po klucze. Otworzyła drzwi, weszli do środka i pozostawili w przedpokoju wierzchnie odzienie wraz z plecakami.
- No więc właśnie. Nie mamy pojęcia ile on jest w stanie uzyskać informacji, ani ile z tego może się dowiedzieć Czerwony.
- Biorąc pod uwagę, że współpracuje z Niebieskim, który odpowiada za dusze, to chyba faktycznie mogą co nieco się dowiedzieć... ale jak to ma się do nas? - zapytała zmieszana, kierując się do kuchni, a ten szedł jej śladem.
- To tylko moje domysły - uprzedził od razu. - Jednak jeśli jest faktycznie tak jak myślę, to będziemy musieli uważać
- To akurat nic nowego
- Nie mówię wcale o Wymiarze Snów - oznajmił. Rozmówczyni uniosła brew w niemym pytaniu, wpatrując się podejrzliwie w Blaine'a.
- Jak to?
- Wygląda na to, że Jokery są całkiem bystre. Jeśli Czerwony jest w stanie dostać w jakiś sposób informacje o łowcy bądź śniącym, to może się to obrócić przeciw nam. Kontroluje upiory, sam je wysyła do snów niektórych osób, a to oznacza, że będzie mógł narzucić na wybraną przez siebie osobę klątwę, która nie zostanie zdjęta, dopóki jakiś łowca nie pokona odpowiadającego za nią upiora
- Co sugerujesz? - zapytała nieśmiało, chcąc lepiej zrozumieć przedstawianą przez nastolatka sytuację.
- Pamiętasz przypadek Christophera? Ten, który mi opowiadałaś
- Chodzi o tą próbę zabójstwa? - zapytała niepewnie, a ten przytaknął. - Podobno byli już wtedy blisko, ale mimo to Christopher zaatakował Dae Shima, zadał mu kilka ran, próbował go zamordować, ale ktoś w porę zareagował.
- Został opętany nim Fioletowy go przebudził. Coś musiało osłabić wtedy psychikę Christophera, był bardziej podatny na klątwę, a Czerwony to wykorzystał. Wysłał upiora, który miał go opętać po to, by ten wykończył Dae Shima.
- I co w związku z tym?
- To tylko domysły, ale wydaje mi się, że nie bez powodu Czerwony obrał właśnie ich na swój cel - powiedział z pełną powagą. Dziewczyna na moment zaprzestała wykonywania poprzednich czynności i spojrzała ze strachem w oczach na rozmówcę. - Wcześniej mi się wydawało, że upiory nakładające klątwy opętują przypadkowych śpiących i prawdopodobnie tak jest, ale nie wykluczone, że niekiedy Czerwony wysyła je do konkretnych osób, w konkretnym celu.
- Co masz na myśli?
- Czerwony chciał się pozbyć Dae Shima, bo był jedyną osobą, która była w stanie nam pomóc. Był dla niego zagrożeniem, a że najprawdopodobniej ten nieczęsto opuszczał swój sen, to zlikwidowanie go stało się sporym problemem. Skoro były małe szanse na pozbycie się go w Wymiarze Snów, pozostało mu wykończenie go w świecie realnym za pośrednictwem śniącego, opętanego przez upiora - oznajmił pewny swych słów, choć uprzedzał, że to tylko jego własne domysły.
- Naprawdę myślisz, że tak właśnie było?
- Tak - odparł krótko. - Dlatego mówię ci, żebyś na siebie bardzo uważała w najbliższym czasie. Nie mam pojęcia jak, ale jest szansa, że opęta też kogoś z naszego otoczenia - oznajmił z powagą. Nagle dziewczyna wytrzeszczyła oczy
- Myślisz, że tamten bezdomny na drodze...? - zapytała nieśmiało
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem, ale nic nie jest wykluczone. Nie ufaj nikomu, nie zostawaj z nikim sam na sam, w porządku? - zwrócił się do rówieśniczki, która dostrzegła w jego spojrzeniu troskę. Spoglądała smętnie w jego oczy czując, jak przebiega ją dreszcz na samą myśl, że teraz już nawet w realnym świecie nie będzie mogła czuć się bezpiecznie.
- Dobrze - odparła mimo wszystko spokojnie.
Po pewnym czasie podała obiad. Wciąż wydawała się rozkojarzona od momentu, gdy Blaine powiedział jej o swoich przeczuciach i opętaniu. Usiadła naprzeciwko niego milcząc.
- Kolejna sprawa... - zaczął niepewnie spoglądając na nią. - Chodzi o to dzisiejsze spotkanie
- Tak?
- Spotkamy się z pozostałymi, na wstępie zapytamy, czy na pewno chcą to wszystko usłyszeć. Jeśli tak, przekażemy co mówił Fioletowy, ale po wszystkim zerwiemy z nimi współpracę
- Co? Jak to? - zdziwiła się. - To znaczy, wiem, że raczej nie mieliśmy ich w to wszystko wciągać, ale to chyba oni powinni o tym zadecydować.
- Nie chcę nikogo więcej narażać na to wszystko - powiedział. - Ciebie też nie
- Chyba nie chcesz i mnie od tego wszystkiego odsunąć? - posłała mu srogie spojrzenie
- Mam być szczery? Chcę i to bardzo. Najchętniej zabrałbym od ciebie kartę, którą przekazał ci Fioletowy i kazał ci siedzieć w swoim śnie, gdzie będziesz bezpieczna, ale jak się okazało, to niemożliwe.
- I dobrze, bo i tak bym się na to nie zgodziła - prychnęła szorstko
- Nie rozumiesz, mamy się zmierzyć z bogiem, a ja martwię się już o samą walkę ze skażonym upiorem. Gdyby była taka możliwość, to wolałbym, żebyś w tym nie uczestniczyła, ale Fioletowy dał ci swoją kartę zmuszając cię do angażowania się w to wszystko - stwierdził smętnie. - Najgorsze i tak jest to, że to ja cię w to wszystko wrobiłem - westchnął zrezygnowany
- Nie rozumiem, co w tym złego. Cieszę się, że tak się stało - odpowiedziała momentalnie
- Cieszysz się, że cała grupa Selene życzy nam śmierci, a także Matt i dwójka bogów snów? - parsknął
- Nawet jeśli to cieszę się, że będę mogła ci pomóc zniszczyć to wszystko, pokonać Czerwonego, uwolnić wszystkich od Wymiaru Snów i zapobiec katastrofie - odparła zdecydowanie i uśmiechnęła się do rozmówcy. - Chyba nie zdajesz sobie nawet sprawy ile ci zawdzięczam - powiedziała, a ten wbił w nią zaskoczony wzrok.
- Mi? - zapytał z niedowierzaniem i lekkim szokiem. - Zawdzięczasz? Poza bluzą, to tylko ryzykowanie życia
- I tak bym musiała ryzykować w walce z upiorami, żeby móc jakoś przetrwać. W ten sposób przynajmniej mogę się pochwalić, że staram się zapobiec apokalipsie - rzuciła niby wesoło. - Poza tym... uratowałeś mi życie, nawet nie raz. No i mam wrażenie, że dzięki tobie stałam się choć trochę odważniejsza - stwierdziła już mniej pewnie, lecz z lekkim uśmiechem. Nagle chłopak się zaśmiał, spojrzała na niego pytająco.
- W takim razie nie wyobrażasz sobie nawet ile ja zawdzięczam tobie - rzucił także uśmiechnięty, a ta poczuła jak na jej twarz napływa lekki rumieniec. - Alice... - zwrócił się do niej już z powagą
- Tak?
- Jeśli ktoś ci się wyda podejrzany, albo będziesz miała złe przeczucia czy cokolwiek innego... obiecaj mi, że od razu do mnie przyjdziesz
- Nie musisz się tak o mnie martwić
- Obiecaj mi to - rzucił błyskawicznie i z pełną powagą.
- Obiecuję - odparła w końcu i poczuła pewien niepokój.
- W porządku. Dziś ma się odbyć to całe spotkanie i jeśli starczy nam czasu, to zapolujemy na jakieś słabe upiory. Jutro będzie ostatni dzień, by uzupełnić wskaźniki, więc najlepiej zrobimy, jeśli udamy się na jakiegoś silnego upiora, ale musimy pokonać go w miarę możliwości jak najszybciej, by nie tracić zbyt wiele energii - oznajmił stanowczo wciąż mając pewne wątpliwości co do upiora o skażonej perle. - Musimy mieć nadzieję, że to wystarczy...
- To wszystko - rzekł na koniec brunet do pozostałych łowców znajdujących się we śnie Zoey. Spoglądali na niego z powagą wypisaną na twarzach, przez cały czas słuchając jego słów w wielkim skupieniu. Wreszcie William pogładził dłonią zarośniętą brodę jakby w zastanowieniu, po czym się odezwał.
- Jak mamy rozumieć stwierdzenie, że mrok wszystko przejmie i zniszczy oba nasze światy? - zapytał wyraźnie zmieszany
- Nie wiemy, nie opisywał nam tego dokładnie. Powiedział tylko, że nastąpi apokalipsa, jeśli Czerwony nie zostanie powstrzymany, a chaos opanuje zarówno Wymiar Snów, jak i ten nasz.
- Ty, paniusiu, nie dostrzegłaś nic konkretniejszego w swoich wizjach? - rzuciła Avril do staruszki, która smętnie pokręciła głową.
- Widziałam wiele, ale były to obrazy bardzo chaotyczne. Nie potrafilibyście wytrzymać tego wyobrażenia, gdybym je wam przekazała. Wryło się w mój umysł, pozostawiło uczucia, jakie się z tym wydarzeniem wiązały. Zniszczenie, jakie ma nadejść, będzie czymś naprawdę okropnym.
- Możesz to jakoś konkretniej opisać? - zapytał zaciekawiony William
- Znane wam jest pojęcie "sądu ostatecznego"? - zapytała z pełną powagą. - To tak, jakby Czerwony chciał wyznaczyć swój własny sąd ostateczny
- Przekazałaś swoją wizję mojemu panu, prawda? - wtrącił Christopher, a ta przytaknęła
- Wydaje mi się, że on jedyny był zdolny wytrzymać ten obraz - odparła markotnie i opuściła przygnębiona wzrok
- Widział coś konkretniejszego? - zapytała Alice dość nieśmiało
- Widział w gruncie rzeczy mrok i zniszczenie, czuć było ogromny ból i strach. Apokalipsa oblegająca cały świat niosąca śmierć każdej żywej istocie.
- Więc sprawa jest dość poważna - Avril skrzyżowała ręce na piersiach. - Tylko co dalej? Wiadomo ile mamy w ogóle czasu, nim to nastąpi? - zapytała, na co blondynka pokręciła przecząco głową
- Musimy zdobyć skażone perły, to jest dla nas teraz priorytetem. Dzięki temu wkroczymy do ciemnej strefy - oznajmił brunet.
- A co z Selene? - wtrąciła przenosząc na chłopaka spojrzenie swych różowych oczu
- Udało jej się zdobyć informacje - przyznała niechętnie blondynka. - Prawdopodobnie wie wszystko, co i my, więc może teraz śmiało działać
- Nie do końca... - wtrącił William. Po chwili schował ręce za plecy i z zadowoleniem kontynuował swą wypowiedź. - Tak się składa, że uzupełnienie wskaźnika mroczną energią będzie wymagało na pewno więcej skażonych pereł niż tylko jedna, a Fioletowy podał wam, zdaje się, położenie tylko jednej z nich
- Zgadza się
- Ale czego tak właściwie ta cała Selene chce? - wtrącił Christopher
- Zabicia Fioletowego i przejęcia jego mocy - odparł brunet
- Do tego zadania nie potrzebne jej będą skażone perły, prawda? - rzuciła Avril ze zmieszaniem
- Może chcieć zaatakować Fioletowego, gdy znajdzie się w ciemnej strefie - rzucił luźno nauczyciel
- Ale Fioletowy ma się zmierzyć z Niebieskim, tak? On chyba nie znajduje się w ciemnej strefie - spostrzegła Josephine
- Sądzę, że raczej chodzi jej o pokonanie nas, a nie zdobycie pereł - stwierdziła Alice
- Przejęcie skażonej perły, o którą się staracie, też w pewien sposób wyjdzie na jej korzyść - wtrącił Christopher
- Więc, co robimy? Jaki jest plan? - zapytała całkiem energicznie Avril. Nastolatka uciekła wzrokiem, natomiast Blaine natychmiast odpowiedział
- Wy nic nie robicie. To już was nie dotyczy - orzekł, a ci spojrzeli na niego pytająco. - Dziękujemy wam wszystkim za pomoc, ale tutaj nasze drogi się rozejdą
- Słucham? - wtrącił z oburzeniem Christopher
- Nie chcemy was narażać. Dae Shim przepłacił za to życiem, nie powinniście ryzykować swojego. Ja i Alice musimy poradzić sobie z naszą misją sami - wyjaśnił pokrótce
- Chłopcze, wiemy z jakim niebezpieczeństwem się to wiąże, ale mimo to nie mamy zamiaru rezygnować - oznajmiła niezwykle stanowczo kobieta
- To nie podlega dyskusji - rzekł chłopak
- Nie ty będziesz o tym decydować - warknął mężczyzna
- Właśnie, że ja. Fioletowy wyznaczył nas do wykonania tej misji, a nie was. Naprawdę nam pomogliście, ale nie ma sensu byście dalej ryzykowali. Już i tak przez nas jesteście na liście Selene.
- Skoro udało jej się zdobyć wszystkie te informacje, które dzisiaj nam przekazaliście, to nie sądzę, by miała na nas polować w jakiś szczególny sposób - wtrącił William
- Mimo to nie jesteście bezpieczni. Możliwe, że będzie chciała później zdobyć informacje o położeniu drugiej skażonej perły. Nie mamy pewności, czy nie spróbuje ich zdobyć od któregoś z was
- W takim razie czy będziemy ci pomagać, czy też nie, to już i tak nie ma znaczenia, skoro staliśmy się celem - parsknął łowca
- Zrozumcie, nie chcemy żeby wam się coś stało. Już jedna osoba została zabita, pan William ledwo przetrwał... - mówiła nieśmiało niebieskooka
- Mała, nie wymyślaj. Już za bardzo się w to zaangażowaliśmy, by teraz tak po prostu się wycofać - rzuciła dziewczyna. - To za daleko zaszło, nie ma odwrotu
- Nie ma już nic, co moglibyście w tej kwestii zrobić - powiedział Blaine stanowczo. - Dzięki wam jesteśmy bliżej pokonania Czerwonego, ale na tym wasze zadanie się kończy. Sami musimy zdobyć skażone perły i rozprawić się z Jokerem
- Słuchaj no... - zaczął rozgniewany Christopher
- Rozumiem - nauczyciel momentalnie wciął się w jego wypowiedź, przykuwając na sobie wzrok pozostałych. - Cóż, od początku zapewniałem, że mój udział w tym wszystkim zakończy się równo z rytuałem. Zgodziłem się w nim pomóc, ale to chyba faktycznie moment by się wycofać
- Tak po prostu odpuścisz, Williamie? - zapytała Josephine śląc mu pytające spojrzenie
- Moja droga, ze mnie jest artysta, a nie wojownik. Aktor, a nie bohater - uśmiechnął się szeroko. - Co więcej, wierzę w tę dwójkę. Naprawdę wierzę, że uda im się to osiągnąć
- Dziękujemy - uśmiechnęła się życzliwie blondynka, a ten kiwnął z zadowoleniem głową.
- Nie mam zamiaru się wycofywać - parsknął Christopher
- Nic na siłę, towarzyszu. Alice, Blaine, chcę żebyście wiedzieli, że zgadzam się na to, by odstąpić od tego wszystkiego, niemniej jednak jeśli jeszcze kiedykolwiek będziecie potrzebowali mojej pomocy, to mówcie śmiało. Rozumiem, że teraz nie jest wam ona potrzebna, stąd to rozstanie, ale nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość - rzekł sympatycznie. Pozostali wciąż się w niego wpatrywali.
- Cóż... - odezwała się Josephine. - Nie chcę was opuszczać w tej kwestii i tego nie zrobię, jednak nie oszukujmy się, w czasie toczenia boju o skażoną perłę nie będę wam potrzebna. To już nie te lata, a i moc zaczyna przyprawiać mnie o migreny, gdy tylko zbliżają się pełnie bądź większe wizje.
- Też odpuszczasz? - zapytał mężczyzna z małym niezadowoleniem
- Ależ skąd! - zaprzeczyła momentalnie po czym spojrzała na dwójkę nastolatków. - Jestem stale do waszej dyspozycji i jeśli tylko zdobędę jakieś wartościowe informacje, które mogłyby wam się przydać, to wam je przekażę
- To ryzykowne
- Nie szkodzi. Jak ma się jedno życie do życia wszystkich ludzi? Nadchodzi apokalipsa, to nie czas na strach i obawy. Jeśli tylko zesłana zostanie na mnie jakaś wizja, czy cokolwiek innego, przekażę wam ją. Wciąż będę wam pomagać, czy tego chcecie, czy też nie, bo zależy mi na waszym zwycięstwie - zapewniła stanowczo obrazując swą postawą upór. - Jednakże zgodnie z waszym życzeniem, nie wspomogę was w walce z upiorami, ponieważ nawet gdybym chciała, to okazałabym się raczej kulą u nogi, ale w każdej innej kwestii będę do waszej dyspozycji - oznajmiła. Alice spojrzała porozumiewawczo na Blaine'a, który popadł w małe zastanowienie
- Dziękujemy - powiedział wreszcie. - Jednak musisz mieć na uwadze Selene
- Również nie zamierzam ustąpić - wtrącił Christopher. - Przyjąłem krwawą perłę swego pana, zyskałem z nim ostatnie spotkanie, ostatnią rozmowę, w której mi przekazał, że uda wam się. Wierzył w to i ja w to wierzę. Zyskałem jego wiedzę i wspomnienia, to utwierdziło mnie w swym przekonaniu, że pokonacie Czerwonego - oznajmił i wbił z powagą wzrok w Blaine'a. - Jesteś niezwykle potężny, muszę to przyznać. Jednak to nie oznacza, że musisz sam dźwigać to wszystko na swoich barkach
- Poradzę sobie - zapewnił
- Mimo wszystko nalegam, byś nie odrzucał udzielenia ci wsparcia, gdy jest ci ono ofiarowane
- Tu chodzi o wasze dobro, proszę pana - wtrąciła Alice
- Tylko nasza dwójka zmierzy się z Jokerem, więc tylko nasza dwójka powinna się teraz martwić zbieraniem skażonych pereł - oznajmił brunet. - Musimy poradzić sobie tylko we dwoje. Jeśli nie damy rady jakiemuś upiorowi, to jakie są szanse, że damy radę bogowi, który ich wysyła? - rzucił, a rozmówca opuścił wzrok. - To nasza misja i sami musimy jej podołać.
- Nie musicie - wtrąciła Avril
- Musimy, a przynajmniej chcemy - odparł szybko. Zapadła cisza, wszyscy spoglądali niepewnie po sobie. Wreszcie Christopher westchnął ciężko skupiając na sobie uwagę pozostałych.
- W takim razie dalej będziemy waszym wsparciem, ale działającym w ukryciu, pasuje wam to?
- Co masz przez to na myśli? - zapytała zmieszana Alice
- Róbcie jak uważacie, ale jeśli uznacie, że potrzebna jest wam nasza pomoc, po prostu nam powiedzcie i nie bójcie się o nią prosić. Być może teraz jeszcze twierdzicie, że poradzicie sobie sami, ale możliwe, że to się zmieni. Macie ze mną kontakt i tutaj, i poza Wymiarem Snów - rzekł, nastolatkowie spojrzeli po sobie.
- Dziękujemy - wykrztusiła niebieskooka, na co druga dziewczyna prychnęła głośno.
- Nie taka była nasza umowa i łatwo wam nie odpuszczę - stwierdziła jakby z oburzeniem. - Jednak na razie niech będzie po waszemu. Na razie - podkreśliła chłodno. - W takim razie, co wy teraz planujecie? Stawić się tak po prostu we śnie, gdzie ma być skażona perła? - zapytała już spokojniej
- Z grubsza. Jutro jeszcze uzupełnimy energię, a pojutrze czeka nas walka - oznajmił.
- W takim razie nie pozostało nam nic innego, jak życzyć wam powodzenia - rzekł radośnie William, a pozostali poszli za jego przykładem życząc dwójce nastolatków zwycięstwa i zdobycia skażonej perły. Ci jednak nie potrafili podzielić ich entuzjazmu, choć Alice starała się grać spokojną. Wewnątrz jednak oboje czuli pewien niepokój względem skażonego upiora. Mieli złe przeczucia i choć nie mieli pojęcia, co konkretnie ich czeka, już sama myśl o sobotniej wizycie w Wymiarze Snów potrafiła sprawić, że do ich umysłów zaczynały napływać najgorsze wyobrażenia odnośnie tego jak potoczy się ta historia. Przebiegał dreszcz, serce ze zdenerwowania przyspieszało, jednak na twarzach wymalowany był pozorny spokój, bo nic innego nie pozostało, jak właśnie w spokoju czekać na to, co przyniesie noc już za dwa dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine