sobota, 24 stycznia 2015

Sen dziewiąty - Spotkanie

Alice znalazła się we własnym śnie. Stała przed drzwiami w pustym pomieszczeniu.
- Czas wziąć się za trening - westchnęła. Chwila skupienia. Dziewczyna starała się przywołać w śnie coś, na czym mogłaby potrenować. Jakiegoś manekina albo worek do bicia. - Pokażę mu poziom - parsknęła cicho momentalnie odbiegając myślami od celu. W mgnieniu oka tuż przed nią pojawił się szarooki nastolatek. Wystraszona blondynka, aż cofnęła się do tyłu, zderzając się plecami z drzwiami. - Nie jego miałam sobie wyobrazić! - zdenerwowała się. Zirytowana własnym roztargnieniem wzięła głęboki wdech nie spuszczając wyśnionego Blaine'a z oczu.
- Trenuj leniu - odezwał się chłopak z wyższością natychmiastowo ściągając Alice myślami. Ponownie całą uwagę skupiła na nim
- Leniu!? - krzyknęła rozgniewana. - Siedź cicho. Jesteś tylko wytworem wyobraźni - dodała ze srogim spojrzeniem, podczas gdy na twarzy ciemnowłosego zagościł chytry uśmiech.
- Oh, więc nawet w twoim śnie muszę ci towarzyszyć? Nieźle się przywiązałaś - rzekł, ale dziewczyna postanowiła tego nawet nie komentować
- Zaraz znikniesz i będzie spokój - parsknęła zamykając oczy i ponownie się skupiając. Wytrąciło ją z tego stanu uczucie, że ktoś dotyka jej włosów, delikatnie ciągnąc jej jasne końcówki. Momentalnie łowczyni otworzyła oczy. Wytwór jej wyobraźni stał tuż przed nią, owijając sobie jeden kosmyk jej włosów dookoła palca prawej ręki.
- Co... co... co ty robisz!?
- Czekam. Miałem zniknąć, a ty miałaś trenować. Coś kiepsko ci idzie - rzekł nieco oschle
- Próbujesz mnie zdenerwować? - parsknęła zgarniając włosy do tyłu
- Stwierdzam fakt. Tak ci zajmuję myśli, że nie jesteś w stanie przyzwać marnego worka treningowego?
- Skąd wiesz, że nie ty jesteś moim workiem treningowym? - odparła z chytrym uśmiechem i słyszalną pewnością siebie. Blaine spojrzał na nią z niedowierzaniem po czym zaczął się śmiać
- Nawet jeśli nie jestem prawdziwy to bym cię rozłożył na łopatki
- Eh, nic by ci się nie stało gdybyś był czasem... No sama nie wiem. Milszy?
- Hmm... Zastanówmy się. Przecież to od ciebie zależy. Nie moja wina, że nie jesteś w stanie wyobrazić mnie sobie miłym
- Wiesz co, nieważne. Daj mi się zabrać za trening - westchnęła zrezygnowana i nieco znużona. Podwinęła rękawy swetra i rozciągnęła się. Szarooki jednak wciąż jej towarzyszył.
- To myśl o treningu, a nie o mnie
- Wcale o tobie nie myślę! Nie mam pojęcia czemu wciąż tu jesteś, zjeżdżaj - zdenerwowała się, a chytry uśmiech wciąż zdobił twarz chłopaka. Zaczął iść w jej stronę, a ta starała się zebrać myśli i przejść wreszcie do treningu. Ciemnowłosy stanął tuż przed nią. Blondynka z grymasem postanowiła nie patrzeć nastolatkowi w oczy. Jej spojrzenie rzucone było na wprost niczym wystrzelona strzała. Tym samym jej wzrok utkwił na szyi towarzysza.
- Czemu on nie znika? Przecież nie myślę o nim. Zaraz... Ah właśnie przecież myślę! Alice otrząśnij się bo prawdziwy Blaine cię zabije jeśli nie zaczniesz trenować - prowadziła dyskusje w swojej głowie. - Niech on da mi spokój. Dobra. Worek treningowy, worek treningowy - myślała, kiedy nagle dłoń szarookiego dotknęła podbródka blondynki unosząc delikatnie jej głowę do góry. Ich spojrzenia się spotkały, a Alice całkowicie zamurowało. Wbijała wzrok w szare, lekko przymrużone oczy.
- No ładne rzeczy sobie wyobrażasz - powiedział w szarmancki sposób po czym zniknął, jakby go w ogóle nie było. Dziewczyna stała sparaliżowana jeszcze przez chwilę.
- Co to do cholery miało być!? - wrzasnęła łapiąc się za głowę. Usiadła jak do medytacji mając nadzieję, że w ten sposób zapewni sobie większe skupienie, chociaż teraz w szczególności huczały jej najprzeróżniejsze myśli i przemyślenia. W końcu jednak udało jej się wyciszyć i skupić na swoim celu, odkładając wszystkie inne sprawy na bok. Ukazały jej się trzy drewniane manekiny. Niebieskooka odetchnęła i podniosła się. Nie spiesząc się przywołała kartę Jokera po chwili przemieniając ją w tessen. Czarny wachlarz z malinowymi wzorami i ostrymi jak brzytwa końcami znalazł się w dłoni łowczyni.
- No dobra i co dalej? - rzekła pod nosem do siebie. Machnęła nieco leniwie wywołując podmuch, który uderzył manekiny. Nie był on potężny, ale trafił cele bez problemu. Kolejne podejście, ale tym razem mocniejszy zamach. Od razu było widać większą moc. To jednak nie wystarczyło. Alice wciąż uważała się za słabą jak mocnego zamachu by nie zrobiła. Usiadła po pewnym czasie treningu zmęczona.
- Katana Blaine'a wydawała się zwykłą białą bronią, ale czasem płonęła. Pewnie musiał połączyć ją ze swoją mocą. - główkowała przyglądając się półokrągłemu przedmiotowi. - Ja nawet nie wiem czy ten wachlarz ma takie właściwości, że uderza podmuchem, czy już wykorzystuje moją moc - załamała się. Wiedziała, że powoli kończy jej się czas w tym wymiarze, a na chwilę obecną jedynie testowała siłę podmuchów zależną od tego, jak dużą siłę włoży w machnięcie bronią. Wsunęła dłoń we włosy i zaczęła je czochrać z podirytowania. - Dobra, do roboty! - wstała gwałtownie jakby dostała zastrzyk energii. - Nadal nie wiem jak aktywować moc, albo czy już tego nie robię, ale trzeba coś pokombinować - stwierdziła podchodząc do jednego z manekinów. Postanowiła wypróbować tym razem sam wachlarz, a dokładniej jego ostrza osadzone na końcówkach. Uderzyła nimi w "worek treningowy". Ku jej zaskoczeniu nie dość, że został ślad po cięciu, to był on dość głęboki. Broń okazała się mocniejsza, niż to się wydawało jej właścicielce. Już zabierała się za zadanie kolejnego ciosu. Ponownie efekt był dla niej zaskakujący. Teraz niebieskooka oddaliła się od drewnianych ofiar. Wznowiła trenowanie podmuchów, ale długo to nie trwało. Już po chwili białą przestrzeń zaczęła opętywać czerń, rozprzestrzeniająca się błyskawicznie niczym zaraza. W mgnieniu oka wszystko było czarna jak smoła, ciemność ogarnęła wszystko, a Alice oddano do realnego świata. Została zmuszona do opuszczenia snu.
Uczennica podniosła głowę z ławki mrużąc jeszcze oczy. Wszyscy dookoła już pakowali się i w pośpiechu opuszczali salę. Wciąż nieco zaspana, wstała i schowała podręcznik do torby. Niepozornie rozciągnęła się i zaczęła szukać wzrokiem Blaine'a, ale już nie było po nim śladu. Podirytowana uderzyła siebie w głowę, mówiąc sobie w duchu: "Przestań". Ruszyła pośpiesznie do klasy, gdzie miała odbyć się następna lekcja. Niestety na niej już nie mogła uciąć sobie drzemki. Na pozostałych również nie było ku temu okazji, więc jedyne co jej pozostało, to odliczać czas do końca zajęć. Zaraz po nich blondynka miała się spotkać z trzema przyjaciółkami.
Czas mijał dość szybko. Alice wciąż odlatywała myślami. Nie mogła się skupić na lekcjach, wciąż rozmyślała nad tym, co działo się w jej śnie. Dręczyło ją to przez cały czas.
W końcu zadzwonił dzwonek, który dla blondynki miał być już dziś ostatnim. Nawoływał wszystkich uczniów do wyjścia z sal i korzystania z przerwy, a dla niebieskookiej był to znak, że wreszcie może wyjść ze szkoły. Nieco powolnie przemierzała korytarz z głową w chmurach. Otrząsnął ją cios, który otrzymała w plecy. Lekkie pchnięcie w plecy zadane przez szeroko uśmiechniętą brunetkę.
- Przyśpiesz! Zoey i Sharon już czekają przy bramie - popędzała przyjaciółkę
- Dobra, dobra. Nie marudź - odparła lekceważąco i razem z Grace opuściła budynek. Tak jak oznajmiła dziewczyna, dwie nastolatki stały przy wyjściu. Te szybko do nich dołączyły.
- Co tak długo? - zapytała Sharon udając oburzenie
- Wybacz, że nie wybiegam z klasy w dzikim pośpiechu - odparła z uśmiechem na twarzy
- Hm... No niech będzie, wybaczam
- Możemy już iść? - upewniła się rudowłosa. Wszystkie jej przytaknęły, ta ruszyła przed siebie, a pozostałe razem z nią. Cała czwórka już po chwili zniknęła wśród budynków i zgiełku miasta. Ulice pełne samochodów, chodniki pełne ludzi i niebo pełne chmur.
- Kiedy ta pogoda zdążyła się tak popsuć? - burknęła Zoey. - Mam nadzieję, że nie będzie padać, bo zniszczy mi się grzywka - dodała po chwili.
- Słyszałyście o tym morderstwie? - rzuciła nagle Grace. - Gdy szłam rano z Alice do szkoły to minęłyśmy tego zabitego mężczyznę
- Serio? Ktoś wspominał w mojej klasie o jakimś morderstwie, ale nie wsłuchiwałam się. Co się stało? - zdziwiła się czarnowłosa. Wszystkie zatrzymały się na przejściu dla pieszych wyczekując zielonego światła
- U mnie też o tym mówili. Podobno jakiś świr podbiegł do faceta i od tak poderżnął mu gardło
- Ten koleś miał chyba na imię... - zatrzymała się brunetka skupiając myśli. - Troy? Coś takiego chyba
- Terry - poprawiła ją niebieskooka, po czym przeszła z przyjaciółka na drugą stronę ulicy
- No właśnie! Okropny widok
- Powiedziała fanka horrorów? - skomentowała z chytrym uśmiechem Sharon
- Ja i tak trzymałam się nieźle
- Przed, czy po tym jak prosiłaś, żebyśmy już poszły, bo nie chcesz na to dłużej patrzeć? - zaśmiała się blondynka
- No wiesz ty co! Ale fakt, faktem niebezpiecznie się robi teraz. Ciekawe, o której godzinie go zaatakowano
- Dajcie spokój, zmieńmy lepiej temat - westchnęła Zoey. Po pewnym czasie nastolatki wreszcie dotarły do swojej ulubionej kafejki. Nie tracąc chwili weszły do środka i udały się na piętro. Znalazł się na szczęście wolny stolik, przy którym mogły usiąść. Umiejscowione było przy dużym oknie między dwoma, skórzanymi kanapami. Menu już leżało na ciemnym meblu. Dziewczyny rzuciła na nie okiem i dość szybko dokonały zamówienia. Tylko Grace nie mogła się zdecydować, co wziąć.
- Ale to prawda! - śmiała się w trakcie wymiany plotkami. - Przygląda ci się jak wygłodniały pies kawałkowi soczystego steku
- Dzięki za porównanie do mięsa... - odrzuciła Zoey. - Tak czy inaczej nie zamierzam z nim pójść na bal. Jest na tyle niski, że i bez obcasa bym była wyższa od niego
- Błachy powód
- Ale jest - dyskutowały podczas gdy blondynka co jakiś czas na nowo pogrążała się w swoich myślach. Mieszała swoje cappuccino wbijając wzrok w wirujący, ciemny napój i gubiąc się w swojej głowie.
- Alice, wszystko gra? - szturchnęła ją lekko czarnowłosa siedząca obok niej
- Ah, tak. Jasne
- Na pewno? Cały dzień wydajesz się jakaś nieobecna - wtrąciła Grace nieco zmartwiona
- Tak, tylko...
- Tylko? - drążyły dalej. Niebieskooka wzięła głęboki wdech jeszcze w tej ostatniej chwili zastanawiając się, czy aby na pewno powiedzieć przyjaciółką o tym, co ją aktualnie dręczy
- Zdrzemnęłam się na lekcji...
- Ty!? - wtrąciła zdziwiona Sharon, pamiętając jaką to Alice była pilną uczennicą
- Eh, no więc zdrzemnęłam się i śnił mi się pewien chłopak... - dokończyła, a jej przyjaciółki wbiły w nią wzrok
- Który? - dopytywała Zoey
- To nie istotne. Zastanawiam się tylko, dlaczego mi się przyśnił
- Kto tam wie, może ci się podoba - zarzuciła z chytrym uśmiechem brunetka
- Co!? Nie, nie, nie! Po prostu niedawno z nim rozmawiałam, może to dlatego. Sama nie wiem, ale to było dość dziwne
- No opowiadaj, ale nie skąp nam szczegółów - powiedziała zaintrygowana nastolatka, o szafirowych oczach, a blondynka zaczęła żałować, że się odezwała
- Nie chciałam, żeby mi się przyśnił - parsknęła po czym wzięła łyk cappuccino. - Mówiłam mu, żeby mnie zostawił w spokoju, a on podszedł do mnie i... chyba próbował mnie pocałować - wyjaśniła niepewnie. Speszona szybko wzięła kolejny łyk napoju
- No ładnie! Znamy go? Jest z naszej szkoły? - wypytywała Sharon
- Przystojny? - wtrąciła rudowłosa
- Dlaczego mnie nie dziwi, że Zoey zapytała właśnie o to? - zaśmiała się dziewczyna o brązowych oczach
- No co? Przecież to ważna kwestia
- Zapomnijcie, że w ogóle coś mówiłam - odparła znużona blondynka i spojrzała na to, co było za szybą. Siedziała przy oknie, a po jego drugiej stronie miasto jak zawsze tętniło życiem. Przerzuciła okiem po samochodach, które czekały na zmianę światła. Następnie skierowała spojrzenie na sklepik po drugiej stronie ulicy. Był to sklep spożywczy ze stolikami ustawionymi na zewnątrz, zaraz przed nim. Z budynku wyszedł młody chłopiec trzymający w dłoni puszkę Sprite'a. Usiadła na zewnątrz i zaczął pić napój. Mimo znaczącej odległości, Alice od razu go rozpoznała. Łowca, którego widziała w Wymiarze Snów. Ten, który uciekł w popłochu z niejasnych dla niej przyczyn.
- Alice, no daj spokój - marudziły przyjaciółki, a ta nagle zerwała się z miejsca
- Sorki, muszę iść - powiedziała szybko wyjmując z torby pieniądze i kładąc je na stole.
- Co, jak to? - pytały, ale nie otrzymały odpowiedzi. Nastolatka szybko wybiegła z budynku. Na jej szczęście światła właśnie się zmieniły, więc mogła spokojnie przejść na drugą stronę. Pobiegła w stronę spożywczaka przeciskając się przez pieszych.
- Skoro Blaine nie chce mi powiedzieć, dlaczego mam się obawiać łowców, to on to zrobi - pomyślała zbliżając się do blondyna. Przekonana, że chłopiec nie stanowi dla niej żadnego zagrożenia, a przynajmniej nie poza Wymiarem Snów, postanowiła od niego wydobyć kilka informacji. Jednak to mogło okazać się znowu nie takie łatwe. Gdy tylko stanęła zdyszana na przeciw niego, ten zrobił wielkie oczy. Niebieskooka starała się uspokoić oddech. Wbiła wzrok w nieznajome dziecko. Wyglądało na jakieś jedenaście lat, nie więcej.
- Hej - powiedziała zdyszana, ale młody łowca zerwał się na nogi upuszczając pustą już puszkę. Zaczął się wycofywać do sklepu, z którego po chwili wyszła kobieta w jasnym płaszczu.
- Lucas, coś się stało? - zapytała widząc go ogarniętego trwogą. Ten nie odezwał się słowem, a jedynie chwycił ją za rękę i zaczął ciągnąć za sobą szybko się oddalając od sklepu. Alice zdezorientowana patrzyła jedynie w oddalające się dwie osoby. Musiała dać za wygraną. Stała jeszcze przez chwilę w miejscu, aż w końcu ruszyła w stronę domu z nadzieją, że jeszcze spotka zielonookiego.
- Taki młody, a już musi walczyć z upiorami? - rozmyślała. Na dziś już miała dość. Spotkanie wyimaginowanego Blaine'a w śnie, spotkanie się z przyjaciółkami, spotkanie młodego łowcy. Cały dzień był dla niej dość męczący. Cieszyła się z nadejścia wieczoru, ale wiedziała też co to oznacza. Czas na łowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine