poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Sen pięćdziesiąty drugi - Źródło upiorów

Nastolatka uniosła nieznacznie zaspane powieki. Wydawały się wciąż ciężkie, zmusiły ją do ponownego zamknięcia oczu. Do dziewczyny docierały dźwięki kropel wody, które energicznie uderzały o okno. Brzmienie o takiej sile nasunęło jej na myśl, że na zewnątrz świat bombardowany jest nie tylko wodą, lecz i lodem. Gradem pojawiającym się z zaskoczenia. Otworzyła w końcu oczy. Uniosła się powolnie i podeszła do zalewanej szyby. Jednak mimo złudzeń, okolica została przykryta po prostu kurtyną szalejącego deszczu, który przybył do miasta w towarzystwie silnego wiatru. Alice przeciągnęła się i szybko chciała ułożyć sobie w głowie wydarzenia z pobytu w Wymiarze Snów. Spojrzała na komórkę i szybko ją zabrała, a następnie udała się na dół, by zjeść śniadanie.
Zabrała potrzebne składniki i usiadła przy stole. Wsypała ospale zbożowe płatki i po chwili zalała je mlekiem. Podczas jedzenia stale obserwowała telefon z wyczekiwaniem, jakby w magiczny sposób miał nagle zadzwonić gdy na niego spojrzy. Jednak nie rozległ się jego dźwięk ani razu. Pomimo upływu czasu. W końcu wybiła godzina jedenasta. Deszcze nie ustawał nawet na krótką chwilę, a blondynka usadowiona na siedzisku z książką w dłoni wsłuchiwała się co jakiś czas w brzmienie kropel, które straciły na sile, ale wciąż uderzały o okno. Po kilkunastu minutach, poza nimi, dziewczyna usłyszała również dźwięk komórki. Odłożyła energicznie książkę i pośpiesznie chwyciła po przedmiot. Na ekranie ujrzała połączenie przychodzące, które mówiło, że dzwoni Blaine. Odebrała telefon nie zmieniając miejsca i wbijając wzrok w obraz za oknem, skąpany w jesiennym deszczu.
- Alice? Tu Blaine - usłyszała męski głos. Wyraźny choć niepewny w brzmieniu
- Hej - odezwała się nieśmiało
- Dalej chcesz się tego dowiedzieć? - zapytał już z pewnością i spokojem
- Tak - odparła bez chwili namysłu, a po tym usłyszała westchnięcie
- Niech ci będzie, ale to nie rozmowa na telefon - oznajmił pośpiesznie. - Musimy się gdzieś spotkać
- Na dworze odpada. Nie dość, że leje to robi się chłodno - pomyślała i zaczęła drążyć myśli, gdzie mogliby się udać. Nim jednak zdążyła wybrać jakieś miejsce, rozmówca zaczął dyktować adres.
- Tam? - zapytała lekko zaskoczona dość odległym miejscem. - Dlaczego tak daleko?
- Żeby w razie gdyby usłyszał nas łowca, to skojarzył nas z tamtym rejonem - odparł momentalnie. - Jest tam spora kawiarnia. - dodał
- Więc, o której? - zapytała podnosząc się z miejsca
- Za jakieś trzy godziny? - zaproponował spokojnie
- Może być - odparła bez większego entuzjazmu
- Spotkamy się w takim razie na miejscu
- Ok. Do zobaczenia - odezwała się nieśmiało i rozłączyła się. Komórkę od razu położyła na biurku sprawdzając jeszcze raz godzinę, a następnie ruszyła wziąć prysznic.
Minęło prawie pół godziny. Dziewczyna długi czas suszyła swoje długie, jasne włosy. Owinięta ręcznikiem wróciła do pokoju i stanęła przed szafą w zamyśleniu. Niespodziewanie na jej twarzy pojawił się uśmiech, którego nie mogła się pozbyć. - Nie sądziłam, że po tym wszystkim będę mieć jeszcze okazję martwić się o takie głupoty, jak chociażby: "W co by się dziś ubrać?" - pomyślała radośnie. Od momentu zostania łowcą ma się do czynienia z przerażającymi kreaturami, które chcą cię zabić. Na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo. Drapieżcy postanawiają zabić swoich bliźnich, byle tylko przeżyć. Alice, w tym nie tak długim czasie, zaznała już bolesnego uczucia bycia przebudzonym przez Jokera. Zdawała sobie sprawę, że to ją zmienia. Psychicznie wpływa na nią i jej zachowania. Już przez wiele czasu nie mogła odejść myślami od innego wymiaru skrywającego sny. Wiele czasu musiała zacząć poświęcać na sen, a w ciągu dnia rozpamiętywała z niego potyczki. Sądziła, że z biegiem czasu coraz trudniej będzie jej oddzielić siebie od łowczyni, którą się stała. Żyć i postępować jak sprzed tego stanu. Te małe rzeczy, których nigdy nie dostrzegała, teraz cieszyły ją zapewniając, że wciąż poza łowczynią, jest po prostu sobą.
W końcu dziewczyna się przebrała i naszykowała ostatecznie do wyjścia. Pozostały czas spędziła już spokojnie między innymi kończąc czytać książkę. Po dłuższym czasie niespodziewanie rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zaraz za nim nerwowe pukanie. Zaskoczona nastolatka chwyciła szybko za torebkę, a w drugą dłoń zabrała komórkę. Pośpiesznie zeszła na dół i podeszła do przejścia i przez wizjer w drzwiach ujrzała swoją przyjaciółkę. Zmarznięta brunetka już miała ponownie zapukać, ale wnet dziewczyna otworzyła wejście.
- Co tak długo? Zimno jest - burknęła markotnie od razu wchodząc do środka. Skórzane spodnie, a także kurtka, jednak nie zapewniły nastolatce tyle ciepła ile myślała. Do tego jeszcze trampki i jasna koszulka z krótkim rękawem.
- Co ty tu robisz? - zdziwiła się i nie ukryła tego. Położyła torebkę i komórkę na szafce z butami, z której po chwili wyciągnęła sznurowane, zamszowe botki na grubym obcasie, zachowane w jasnym odcieniu brązu. Usiadła na pufie zaczynając je powoli wkładać. Kątem oka co jakiś czas patrzyła na rozmówczynię
- Dzwoniłam do ciebie kilka razy, a ty nie odbierałaś - rzuciła oburzona
- Pewnie się wtedy kąpałam - pomyślała. - Tylko dlatego przyszłaś? - zapytała podejrzliwie, wnet Grace podniosła niewielką torbę foliową
- Pamiętasz jak ci powiedziałam, że nie idę do szkoły, bo muszę coś załatwić?
- Pamiętam - odparła. Dziewczyna wyjęła z ekscytacją z torby zlepek zaschniętej gliny formującej dość chaotyczny kształt.
- Co... co to jest? - zapytała blondynka wytężając wzrok, a jednak nie mogąc rozszyfrować przedmiotu
- Rzeźba! Zepsułam tamtą, więc zrobiłam nową - oznajmiła tryumfalnie. Dziewczyna przetrzepała czarne rurki i wstała. Podeszła bliżej dziewczyny z jej dziełem i dokładnie się mu przyjrzała. Grace nigdy nie wykazywała się zbytnim talentem plastycznym. Jej umiejętności manualne nie zmieniły się wiele od tych, które posiadała będąc dzieckiem. Alice przypomniała sobie moment, w którym widząc jej rysunek, miała wrażenie, że jest to dzieło przedszkolaka. Starając się ukryć grymas po wpatrywaniu się w rzeźbę, zaczęła myśleć, co powiedzieć.
- Zamierzasz ją oddać Ryanowi? - zapytała niepewnie przenosząc szybko wzrok na brunetkę, która z uśmiechem przytaknęła
- Grace... Nie wiem jak ci to powiedzieć
- Co?
- Lepiej mu tego nie dawaj i zapomnij o całej sprawie - wykrztusiła z trudem, wkładając przy tym szary szalik-komin przysłaniający lekko napisy, które miała u góry swojej jasno brązowej bluzki o ciemniejszych rękawach. Jedynie można było jeszcze na niej dostrzec litery: "NY". Nastolatka spojrzała na nią milcząc. Zaczęła przenosić wzrok to na rzeźbę, to na nią. W końcu jej twarz przybrała smutny wyraz, który stawał się coraz gorszy
- Wiedziałam! - burknęła markotnie. - Cały dzień roboty, a i tak to nie wygląda tak, jak powinno! - rzuciła zrozpaczona. Alice zmieszana zaczęła ją uspokajać, ale sama nie wiedziała, co mogłaby zrobić. - Może ty mi pomożesz - powiedziała zdruzgotana
- Ja? - zdziwiła się
- Ty jesteś ode mnie lepsza w te klocki. Proszę - zaczęła mówić z błyskiem w oku, stale podchodząc bliżej Alice, aż ta wycofując się runęła na pufę. - Proszę, proszę, proszę
- Grace, ale przecież Ryan nie jest na ciebie zły o tą rzeźbę
- Będzie mi lżej na sercu
- Zakochanie robi z ludźmi dziwne rzeczy... - spostrzegła cicho
- Chodź, mam w domu jeszcze trochę gliny - oznajmiła wesoło, a ta zrobiła wielkie oczy
- Nie mogę, mam na dziś już plany - odparła pośpiesznie wywołując chwilę ciszy. Nastolatka patrzyła na siedzącą dziewczynę w zamyśleniu i małym niedowierzaniu
- Rety, jak nie chcesz mi pomóc, to wystarczy powiedzieć - burknęła
- Nie widzisz, że się zbieram do wyjścia? - parsknęła z mała irytacją
- Biblioteka? Książki ci nie uciekną, więc chodź ze mną
- Co? Nie - odpowiedziała szybko. - Nie mogę. - dodała wychylając się lekko, by spojrzeć na zegarek powieszony na ścianie. - Jeszcze się spóźnię jeśli się nie pospieszę. - spostrzegła. Gwałtownie podniosła się i szybko zrobiła kilka kroków dalej, by podejść do sporej szafy, w której pośpiesznie szukała swojego płaszcza.
- Gdzie idziesz? - zapytała w końcu, gdy ta dalej szukała ubrania
- W miasto
- Na zakupy?
- Nie, muszę coś załatwić
- Co? - wypytywała dalej niczym policjant na przesłuchaniu
- Nie ważne - odparła sięgając w końcu po odzienie
- Oj no powiedz
- Grace, daj mi spokój - rzuciła
- Miałyśmy nie mieć przed sobą tajemnic - burknęła smutno
- To żadna tajemnica
- Więc powiedz
- Nie i przestań mnie tak wypytywać - odparła zirytowana wkładając płaszcz i zapinając go. Nagle brunetka przysunęła rzeźbę przed jej oczy
- Widzisz tą ohydę? Pokazałam ci ją, chociaż to wstyd takie coś zmajstrować
- Chciałaś to dać Ryanowi...
- Co nie zmienia faktu, że mi możesz przecież wszystko powiedzieć
- Może kiedyś - westchnęła cicho. Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Nim Alice zdążyła zrobić krok, jej przyjaciółka od razu po niego sięgnęła. Spojrzała na wyświetlacz widząc, że połączenie przychodzące jest od Blaine'a. Patrzyła na komórkę jeszcze przez chwilę, a potem na rówieśniczkę, która wręcz zastygła. Nagle odebrała, a ta wręcz podskoczyła
- Hm? - odezwała się dokładnie się wsłuchując i unikając Alice, która drapieżnie rzucała się na nią chcąc odzyskać swoją własność
- Zaczekam w środku, żeby zająć już miejsca - oznajmił chłopak, wnet nastolatka wyrwała w końcu telefon rówieśniczce, która zszokowana nie mogła oderwać podejrzliwego spojrzenia od blondynki
- Przepraszam, co mówiłeś? - zapytała lekko zdyszana
- Że będę czekał w kawiarni. W weekend może tam być dość sporo osób bądź co bądź - powtórzył
- Dobra. Niestety chyba się trochę spóźnię - oznajmiła patrząc z lekkim przerażeniem na zegarek, wnet usłyszała jak nastolatek cicho westchnął.
- Baby... - powiedział do siebie pod nosem, jednak dość słyszalnie. - Ile się spóźnisz?
- Nie wiem - odparła po chwili spoglądając na zmieszaną przyjaciółkę. - Odezwę się później, pa. - dodała odruchowo, po tym szybko się rozłączając. - To... - chciała się jakoś wytłumaczyć dziewczynie
- Blaine, tak? - zapytała z podstępnym wyrazem twarzy. Dziewczyna szybko wrzuciła komórkę do torebki i wypchnęła rówieśniczkę za drzwi, samej też wychodząc. Pośpiesznie zamknęła je na klucz i zaczęła iść przed siebie. Brunetka szybko ją dogoniła
- Ani słowa - burknęła srogo do przyjaciółki, która zaśmiała się pod nosem.
- Jak chcesz. Później pogadamy - rzekła radośnie dotrzymując dziewczynie drogi jeszcze tylko przez chwilę.
Nastolatka westchnęła i spojrzała na zegarek będąc już przed kawiarnią. Dwanaście minut spóźnienia, których jeszcze przez chwilę nie mogła sobie wybaczyć, a jednak cieszyła się w duchu, że tych minut nie było więcej. Przyjrzała się dość sporej kawiarni, do której nieśmiało weszła. Na przeciw wejścia był mały barek i ciągnął się w lewą stronę przez pewną długość. Z tamtej też strony mieściło się kilka stolików, jednak nie było ich wiele. Z prawej strony, która była znacznie większa, była natomiast cała masa miejsc, w większości już zajętych przez różnych ludzi. Blondynka stanęła niepewnie wewnątrz budynku i rzuciła pośpiesznie spojrzenie na otoczenie. Dostrzegła bruneta odzianego w białą koszulkę, siedzącego przy stoliku, mieszczącego się na końcu kawiarni, z lewej strony, na przeciw przeszklonego stoiska z ciastami. Nieśmiało, acz pośpiesznie, podeszła do niego. Siedział ze wzrokiem wbitym w obraz malujący się za oknem, opierając głowę o rękę wspartą łokciem. Widok ciemnych, burzowych chmur rozciągających się po całym niebie, które chwilowo nie roniły więcej kropli. Zatrzymała się przy jego krześle, na którego oparciu zawieszona była skórzana kurtka.
- Wybacz, że tak długo - odezwała się i od razu ruszyła dalej ściągając w drodze płaszcz, po czym zajęła miejsce naprzeciwko. Blaine nie odrywał jednak wzroku od przestrzeni poza budynkiem. Niemal cała wypełniona ludźmi. Na co to niektórych już powoli zaczynały spadać pojedyncze krople deszczu. Ponownie pogoda przymierzała się do zalania deszczem otoczenia. Niespodziewanie do stolika podeszła kelnerka, która położyła przed dziewczyną filiżankę herbaty. Zwróciła się momentalnie do szarookiego
- Dolać jeszcze herbaty? - zapytała życzliwie. Ten spojrzał na nią kątem oka i przytaknął. Energicznie zabrała jego filiżankę i oddaliła się. Zmieszana blondynka spojrzała na napój z małym zakłopotaniem, które dostrzegł chłopak.
- Ja płacę, jak chcesz to coś sobie zamów - oznajmił ponownie spoglądając na wzmagającą się ulewę
- Ale... - odezwała się nieśmiało, a ten westchnął
- Skoro ja cię tutaj ściągnąłem to zapłacę - wtrącił momentalnie, a po chwili zjawiła się ta sama kobieta, która ułożyła nową herbatę na stole i odeszła pośpiesznie. Brunet usiadł prosto i wbił wzrok w dziewczynę, która zabłądziła momentalnie w jego spojrzeniu. - Nawet po tym co usłyszałaś, dalej chcesz to wiedzieć? - zapytał wciąż mając nadzieję, że ta zmieni zdanie, ale tak się do samego końca nie stało. Już nie było wyjścia, jak wyjawić całą prawdę. Chłopak posłodził herbatę i zaczął ją mieszać. Alice patrzyła się jak tworzy łyżką małe wiry w filiżance, nie uderzając przy tym ani razu o porcelanę. Nie wytwarzając ani jednego, cichego dźwięku, który ona wciąż słyszała uderzając przypadkowo łyżeczką o naczynie, przy mieszaniu. Siedziała w milczeniu, czekając, aż wreszcie brunet się odezwie, podczas gdy on zbierał myśli starając się je jakoś poukładać. Sam nie był pewien od czego ma zacząć, ani nawet jak. W końcu wziął łyk napoju i z powagą spojrzał na blondynkę.
- Znasz legendę o Jokerze. Wciąż ją pamiętasz? - upewniał się
- Tak. Joker jest bogiem snów, który nas przebudził. Powołał łowców do walki z upiorami, by mogli chronić bliźnich - mówiła spokojnie stale patrząc rozmówcy w oczy. - Skąd w ogóle biorą się te legendy? - zapytała po chwili
- Znikąd - odparł prostując się i wzruszając lekko ramionami. Pytające spojrzenie nastolatki od razu uderzyło w jego szare oczy. - Łowca przekazuje historię łowcy, drapieżca poznaje ją ze wspomnień zmarłego, albo samemu ma się takie odczucia
- Naprawdę? - rzuciła nie bardzo przekonana do tych słów
- Ty tą historię poznałaś na początku ode mnie. Nikt ci nie kazał w to wierzyć, ale jednak uwierzyłaś, prawda? - zapytał, a ta niechętnie przyznała mu rację. - Jakaś część ciebie po prostu mówiła ci, że taka jest prawda. Że Joker faktycznie powołał nas do walki z upiorami i dał możliwość chronienia bliskich. Ta legenda jest znana przez wiele łowców, więc i przyjęta za tą prawdziwą. - mówił. - Oczywiście to co uznamy za prawdziwe i tak zależy głównie od nas samych. - dodał od razu
- Rozumiem - odparła
- Jednak wszystko co ci powiem zaprzecza tej legendzie - powiedział z całkowitą powagą. Było widać od razu jak ważna stała się nagle cała rozmowa i jej duże znaczenie. Dziewczyna słuchała z ogromnym skupieniem
- Zostałem łowcą dawno temu. Znałem legendę o Jokerze i już kilka zasad rządzących Wymiarem Snów. Jednak pewne wydarzenie sprawiło, że wszystko się zmieniło. Jeden moment wywrócił wszystko do góry nogami i właśnie wtedy obrałem sobie taki cel... - mówił

>Retrospekcja< 
Chłopiec przemierzał korytarz, aż nagle rozległ się blask. Zupełnie znikąd, niespodziewanie kilka metrów naprzeciw niego, rażący promień zmusił go do zasłonięcia oczu. Mgnienie, jakby światła, szybko minęło, a w miejscu jego źródła stała postać, której odzienia skąpane były w czerwonych odcieniach. Różnych odcieniach tego koloru spodnie, a po czapce na przemian biegły czarne i czerwone pasma. Brunet ujrzał Jokera, ale sam pozostał niezauważony. Stanął jak wryty. Nie mógł zrobić kroku, nie mógł się odezwać. Całkowicie go sparaliżowało. Przyglądał się jedynie jak postać wyciąga rękę w stronę drzwi. Klamka gwałtownie zaczynała ciemnieć. Z śnieżnobiałej zamieniła się w czarną prawie jak węgiel. Postać machnęła ręką w drugą stronę zmieniając odcienie jeszcze kilku. W końcu postanowił podobnie uczynić z drugą stroną. Odwrócił się więc w stronę małego chłopca o szarym, przerażonym spojrzeniu. Maska o porcelanowej bieli z ciemnym, makabrycznym uśmiechem skierowana została w jego stronę. Przez dziurki na oczy dostrzegł ciemne jak atrament oczy. Mrok zastąpił całkowicie twardówkę z tęczówką, a źrenica była jasna jak maska postaci. Joker zaczął iść w stronę młodego łowcy jednak im bliżej był, tym bardziej zanikał. Niespodziewanie przyśpieszył kroku. Blaine wciąż wystraszony zaczął się cofać w popłochu. W końcu postać zniknęła. Dopiero po dłuższym czasie dziecko uspokoiło oddech i niepewnie zaczęło iść w stronę drzwi. Znaczna większość klamek ściemniała. Jedne były niemal czarne, inne były szare. Przekroczył próg drzwi, które miały styczność z Jokerem, a wewnątrz nich od razu wyczuł obecność upiora.
>Koniec retrospekcji< 

- Co prawda byłem wtedy mały i wystraszony - kontynuował. - Ale jestem pewny tego co widziałem. Każdego szczegółu. - dodał spoglądając na zszokowaną nastolatkę
- Ale jeśli to prawda to... - zaczęła mówić lekko oszołomiona, ale chłopak szybko jej przerwał
- To Joker tworzy wszystkie upiory. On jest źródłem. Wysyła je do zabijania ludzi
- Skoro tak, to po co miałby przebudzać niektórych śniących? Łowcy tylko mu w tym przeszkadzają
- Wiem. Dlatego powiedziałem, że to zaprzecza legendzie
- Po co Joker to robi? - zapytała gwałtownie, a chłopak ponuro przeniósł wzrok na filiżankę i dokończył herbatę
- Nie wiem. Legenda miała nieco więcej sensu, prawda? - rzucił żartobliwie. - Jednak jestem pewien, że to on stoi za pojawianiem się tych potworów
- W sumie nawet się nie zastanawiałam, skąd one się biorą... - burknęła w zastanowieniu. - Podejrzewałabym prędzej, że to umysły śpiących je tworzą
- Kiedyś też tak myślałem, ale najwyraźniej tak nie jest. W sumie będąc w śnie kogoś nie widzisz jego snu, więc czemu akurat koszmary miałyby się wydostać i na dodatek mieć tak dużą moc, by nieść śmierć? - rozmyślał
- Więc twój plan to zabicie Jokera, ponieważ tworzy upiory
- Joker jest bogiem snów, ale sam odpowiada za wszelkie zło tamtego wymiaru. Mam zamiar go zabić i zakończyć to wszystko. Jeśli się uda nie będzie więcej upiorów
- Ale czy wtedy my nie umrzemy? - zapytała nieśmiało
- Liczę na to, że cały ten wymiar się rozpieprzy - rzucił od niechcenia, a ta podejrzliwie wbiła na niego wzrok
- Słucham?
- Pamiętasz te Jego gadki o moim planie?
- Tamtego łowcy? - zapytała z myślą o złotookim chłopaku
- Tak. On nie wierzy w to, by Joker przyzywał upiory. Jego zdaniem zabicie go, będzie najgorszym co można zrobić, a cały wymiar zostanie zniszczony z nami włącznie - mówił, a dziewczyna nie wiedząc co ma o tym wszystkim myśleć po prostu słuchała w skupieniu, coraz bardziej zakłopotana. - Liczę na to, że tak się stanie z tym tylko, że raczej obejdzie się bez śmierci śniących i łowców
- Nie masz pewności?
- Mam tylko przypuszczenia i właśnie to mu nie pasuje. Dlatego jest jak jest. Wiesz jaki jest jego cel?
- Nie. Jaki?
- Nie dopuszczenie do zabicia Jokera - odparł chłodno z lekką irytacją
- Ale w takim razie to oznacza, że będzie musiał cię zabić
- Dokładnie. Stanowie dla niego problem, więc jestem na jego liście. Ty już też
- Bo ci pomagam, zgadza się?
- Nie - rzucił błyskawicznie. - Nie dlatego, że mi pomagasz, ale dlatego, że wiesz zbyt dużo. Nawet gdybyś uznała, że mój plan jest szalony i głupi to on by na ciebie polował, bo wiesz, że Joker odpowiada za upiory. Nieważne czy to prawda, czy też nie, on zabije każdego, kto to wie. - wyjaśnił, a rozmówczynię wręcz przeszedł dreszcz. - Już rozumiesz, dlaczego ci powtarzałem, że im mniej wiesz tym lepiej? - burknął niespodziewanie
- Masz same przypuszczenia, a jesteś pewny co do swojego planu? - rzuciła podejrzliwie
- Pomyśl. Gdy śniący w danej chwili nie śni, to nawet go nie ma w jego śnie. Jest jedynie puste pomieszczenie. My jako łowcy stale opuszczamy nasze sny, żeby udać się na polowanie. Gdy nie śpimy, nie ma nas, więc najwyraźniej nie jesteśmy ściśle powiązani z tym wymiarem na tyle, żeby zginąć w momencie jego zniszczenia - wyjaśnił pokrótce
- Więc co masz tak naprawdę na celu? Uratowanie wielu żyć eliminując upiory, czy po prostu zerwanie z byciem łowcą? - odezwała się niepewnie i oparła się o ręce wspierane łokciami, przy tym przybliżając się nieco do rozmówcy
- Czy ma to jakieś znaczenie skoro idzie to w parze? - zapytał retorycznie. - Jednak są pewne zagadki, których do tej pory nie mogę rozwiązać
- Masz na myśli łowców?
- Tak. Nie wiem czy faktycznie Joker nas przebudza, chociaż dalej coś każe mi w to wierzyć, czy może sami się przebudzamy. Jednak jeśli to sprawka Jokera, to byłaby ona całkowicie bez sensu, skoro zabijamy jego upiory
- Chyba, że nie to było naszym zadaniem - wtrąciła
- Jest też taka opcja
- Chociaż z kolei znowu coś każe mi wierzyć, że jednak faktycznie mamy eliminować upiory
- U łowców po przebudzeniu pojawia się instynkt mówiący, by polować na upiory i przejmować ich perły. Ty wiesz to ode mnie, ale gdybym ci tego nie powiedział to prędzej czy później instynktownie zapewne byś próbowała - oznajmił. Nagle nastolatka zanurzyło dłonie we włosach łapiąc się za głowę, którą szybko spuściła w dół
- Boże... - burknęła. - Jakie to wszystko chore - dodała, a chłopak zaśmiał się cicho pod nosem. Kątem oka spojrzał na mężczyznę czekającego na swoje zamówienie. Postawny, dość młody klient, zmuszony do czekania, zaczął się wsłuchiwać w rozmowy pobliskich osób zatrzymując wzrok na blondynce. Blaine spojrzał na niego srogo ukradkiem i wrócił szybko wzrokiem do rozmówczyni
- Tak czy inaczej mamy za niski poziom, żeby zabić tego bossa - rzekł nagle, a dziewczyna lekko skołowana podniosła nieznacznie głowę
- Musimy zdobyć lepszy ekwipunek... - odezwała się lekko zażenowana starając się przypomnieć sobie, jak to Grace czasem mówiła o grach
- Na tych mapach, na których expimy, raczej nie zdobędziemy lepszego - odparł spoglądając na mężczyznę, który został zawołany przez sprzedawczynię. Podała mu zamówienie, a ten szybko odszedł tracąc całe zainteresowanie. Nastolatka całkowicie zmieszana zachodziła w głowę co mogłaby teraz powiedzieć, ale nie miała pomysłów. Przejęcie było tak dokładnie wymalowane na jej twarzy, że wystarczył krótki rzut oka, aby je zauważyć. Chłopak uśmiechnął się dość szelmowsko nachylając się, by zbliżyć się do dziewczyny. - Bycie nerdem cię przerasta? - zapytał w miarę cicho będąc niedaleko niej, a ta momentalnie podskoczyła jak oparzona i spojrzała na niego zmieszana
- Nadal mamy ich udawać? - zapytała markotnie, a chłopak bez słowa zaczął się jej przyglądać
- Nie - odparł po pewnym czasie. Zamyślony ponownie milczał, a speszona rozmówczyni zaczęła w popłochu uciekać wzrokiem co jakiś czas zerkając na bruneta
- Więc, mamy zabić Jokera i mieć nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze? - zapytała chcąc usilnie przełamać niezręczną dla niej ciszę. Chłopak ponownie usiadł prosto i westchnął
- Piszesz się na to? - rzucił prosto z mostu, a ta nieśmiało przytaknęła. - Więc tak właśnie wygląda plan. - dodał. - Z twoją mocą moje ataki mogą zyskać niesamowicie na sile, ale mimo wszystko walczyć mamy w końcu z bogiem. Nie wykluczone, że po prostu oboje umrzemy. - oznajmił jakby to było nic takiego, podczas gdy lękliwie Alice przełknęła głośno ślinę. - Kolejna kwestia to fakt, że teraz i ciebie będzie chciał zabić
- Kim on właściwie jest?
- To Matt. Kim jest i skąd się znamy nie ma z tym nic wspólnego, więc nie musisz tego wiedzieć. Tak czy inaczej teraz będzie chciał cię zabić. Nie zrobi tego jednak jeśli będę w pobliżu
- Jak to? - zapytała nieśmiało
- Gdyby mógł, to dawno by mnie zabił, ale tak się składa, że jesteśmy na podobnym poziomie. Nie ryzykowałby walką ze mną bez pewności, że wygra, a tak nie wiadomo jak to by się skończyło. Z tobą w pobliżu będzie podobnie. Albo będziesz mi pomagać co przeważy szalę zwycięstwa na moją stronę, albo okażesz się bardziej zawadzać niż pomagać i wtedy zwycięstwo będzie jego - wyjaśnił spokojnie, a na twarzy rozmówczyni zawitał mały grymas. - Jednak ty nie stanowisz dla niego wyzwania, więc lepiej będzie jeśli będziesz czekać w swoim śnie na mnie
- Eskorta - skomentowała lekceważąco
- Poniekąd to też ty o tym zadecydowałaś - rzekł, a ta spojrzała na niego z serdecznym uśmiechem
- W końcu podążam za swoim losem, prawda? - powiedziała. Brunet spojrzał na nią nieco zdumiony, a po chwili westchnął
- Ciekawe jak to się skończy - pomyślał z półuśmiechem. - Niedługo pełnia, więc musimy być przygotowani. Teraz jak najszybciej musimy się postarać o uzupełnienie wskaźników w jak największym stopniu. - przypomniał chwilę po tym zamawiając coś do jedzenia i to samo zrobiła dziewczyna. Jeszcze przez prawie pół godziny siedzieli w kawiarni czekając przy okazji, aż przestanie padać, aż w końcu opuścili kawiarnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine