poniedziałek, 21 listopada 2016

Sen sto trzeci - Protektor

To był dość ciepły i bezchmurny, jesienny dzień, a właściwie już któryś z kolei, jaki przejawiał się piękną pogodą i lekkim wietrzykiem. Dla uczniów sekcji sportowej była to dogodność pozwalająca na przeniesienie się z treningiem na zewnątrz. Ćwiczyli już drugą godzinę, a miały ich czekać jeszcze kolejne dwie. Po krótkiej przerwie przeznaczyli kilka minut na przebiegnięcie się kilkukrotnie dookoła boiska. Wielu z nich już czuło pot na skórze, ale nikt jeszcze nie doznał zbyt dużego zmęczenia.
Po okolicy rozniósł się głośny dźwięk gwizdka, co podziałało na nastolatków jak bodziec nakazujący im wrzucić wyższy bieg. Zaczęli żwawiej pokonywać wyznaczoną trasę. Długowłosy blondyn raz jeszcze gwizdnął uległszy wrażeniu, iż co to niektórzy nie zrozumieli przekazu, bądź postanowili go zignorować utrzymując poprzednie tempo. Na powtórny sygnał nie mogli jednak już zrobić nic więcej, jak ruszyć za śladem towarzyszy nieco przyspieszając, bo przed bacznym wzrokiem kapitana drużyny nie mogli uciec. Ten stał z boku, trzymając w dłoni deskę z klipem i podpiętymi pod nią kartkami. Pomimo wypełniania ich nie spuszczał oka z trenujących uczniów. Cechował się rzetelnością oraz skupieniem i nawet późniejsze wołanie go nie oderwało jego uwagi od tych czynności.
- Conor! - usłyszał męski głos, który szybko rozpoznał. Jego właściciel spokojnym krokiem i z zadowoleniem wypisanym na twarzy podszedł do chłopaka.
- Pan Steven - rzucił identyfikując postać nie rzuciwszy na nią nawet okiem. Był to nauczyciel wychowania fizycznego, a jednocześnie trener sekcji sportowej, a jednak dzięki, być może i zbyt dużemu, zaangażowaniu Conora i jego dbaniu o drużynę, Steven pojawiał się na ich zajęciach dość sporadycznie zagospodarowując sobie ten czas, jakby był wolnym.
- Jak trening? - zapytał radośnie, na co chłopak zerknął na niego kątem oka, po czym przeniósł wzrok na biegających uczniów
- Ostatnio udało nam się wygrać mecz towarzyski koszykówki, ale niewiele brakowało. Musimy jeszcze trochę potrenować
- Twoje "niewiele" przybiera różną formę jeśli chodzi o punktacje meczów - spostrzegł
- Póki co chłopaki stale poprawiają swoje wyniki - przyznał, lecz ukrył swoje zadowolenie, jakby okazanie go miało przerwać dobrą passę
- Ty nie trenujesz? - zapytał dopiero po chwili, jakby nie pewny czy powinien
- Muszę najpierw wypełnić nasze zgłoszenia na udział w zawodach, co z resztą leży w pana kwestii - odparł beznamiętnie, a ten wymusił na sobie uśmiech i nagle klepnął mocno nastolatka w plecy
- Jak to dobrze, że ty tak świetnie sobie radzisz z prowadzeniem treningów dla sekcji sportowej i całą resztą... lepiej nawet ode mnie. Ja tu wydaję się zbędny - powiedział, ale nie otrzymał żadnego odzewu ze strony chłopaka. - A tak przy okazji, widziałeś może Willa? - zapytał nagle
- Kogo?
- No Willa. Pana Williama - odpowiedział, ale Conor wciąż obdarowywał go pytającym spojrzeniem. - Nauczyciela sekcji artystycznej, który prowadzi zajęcia teatralne - rozwinął, wskutek czego rozmówca zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem
- Żartuje pan? Na boisku? Nawet pana rzadko tutaj widuję
- Oj no bo... - nim dokończył, nastolatek gwizdnął krótko, wnet grupa zaczęła iść marszem
- Po co szuka pan pana Williama?
- Przyszło sprawozdanie z tego tygodnia... - oznajmił machając kartkami, jakie trzymał w dłoni. - I kazano mi wyjaśnić pewną kwestię z Willem
- Rozumiem - odparł krótko nie wnikając w szczegóły. Po chwili wydobył gwizdkiem długi dźwięk, sygnalizując członkom drużyny, aby ponownie zaczęli biec
- À Propos tego... Gdzie *Lunatyk? - rzucił luźno i wytężył wzrok szukając nim Blaine'a
- Jak to gdzie? Biega - skinął głową w kierunku nastolatka, który sprawiał wrażenie odciętego od rówieśników. Był zdecydowanie szybszy od pozostałych osób. Nawet się nie starał, a jednak pozostawiał ich w tyle. - Kretyn znowu się spóźnił - burknął pod nosem z dezaprobatą do wspominanej osoby
- Ej, Walker! - zawołał momentalnie mężczyzna zwracając na siebie uwagę bruneta, który nie zatrzymując się, przeniósł jedynie na niego pytające spojrzenie, - Przyszło sprawozdanie z tego tygodnia i wiesz co? Znowu masz uwagi za spanie na lekcjach! - krzyknął rozgniewany
- Bywa - odkrzyknął i na powrót oddał się bieganiu, natomiast nauczyciel spojrzał na niego ze znudzeniem i rezygnacją czując, iż właśnie tak chłopak zareaguje na tą wiadomość.
- Później z nim porozmawiam - westchnął powoli się oddalając. - Pójdę lepiej porozmawiać z Willem - postanowił ostatecznie i szybko ruszył zamienić swe słowa w czyn.
Panowała całkowita cisza, przerywana jedynie wymianą dialogów uczniów, którzy byli w trakcie odgrywania swych ról. Mężczyzna z ekscytacją i ogromną uwagą przyglądając się grze aktorskiej swych podopiecznych. Wciąż uważał scenariusz, jaki był zmuszony ustalić z Berkowitz, za niegodny jego grupy, ale wolał mimo wszystko ustąpić, niż wejść na ścieżkę wojenną z ową kobietą. Liczył więc, że ich występ przygotowany na konkurs dotyczący ojców założycieli będzie tym najlepszym, a jednocześnie, że wreszcie wyniki zostaną podane i będą mogli zająć się wystawieniem prawdziwej sztuki.
Alice siedziała w ostatnim rzędzie, blisko wyjścia razem z Toshą, która miała za zadanie sygnalizować, gdyby z ich miejsc nie dało się usłyszeć słów, które padają na scenie. Praktycznie w ogóle się to już nie zdarzało, lecz z przyzwyczajenia zachowywano ten środek ostrożności. Blondynka jednak nie wydawała się ani trochę skupiona na grze swych rówieśników. Ułożyła się w miarę możliwości wygodnie na miejscu nieco odsuniętym od koleżanki, aby móc się w spokoju zdrzemnąć, gdyż czuła jak powoli znowu zmaga ją sen, a nie sądziła, by w najbliższym czasie miała się odbyć raz jeszcze próba jej sceny. Wystarczająco się napracowała na wcześniejszej godzinie wiele razy ją powtarzając, więc teraz postanowiła dać sobie chwilę wytchnienia.
Próba trwała, a Alice już przymykała oczy, gdy nagle niezwykle energicznie na salę wkroczył nauczyciel wychowania fizycznego całkiem donośnie sygnalizując swe przybycie.
- Will! - zawołał głośno mężczyznę, który zamarł i dopiero po chwili zaczął się powoli obracać w kierunku źródła hałasu. Od razu wuefista poczuł na sobie jego niezwykle srogie spojrzenie i bijącą w nim złość spowodowaną przerwaniem próby.
- Steve... - wymamrotał przez zaciśnięte zęby
- Przeszkodziłem? - zapytał jakby tym faktem zaskoczony
- Przeszkodziłeś! Na litość boską, Steve tutaj się pracuje! Tutaj się gra! Tutaj się tworzy! - krzyczał z ogromnym przejęciem, sporo przy tym gestykulując, co tylko rozbawiło rozmówcę
- Ah, ta twoja miłość do teatru - rzucił, na co William westchnął zrezygnowany, jednocześnie rozmasowując skronie, po czym zwrócił się do zdezorientowanych uczniów
- Wybaczcie, ale musimy zrobić pięć minut przerwy - oznajmił, a następnie ruszył w kierunku znajomego, który czekał radośnie przy ostatnich rzędach miejsc. - Przerwałeś najlepszą scenę wśród tego całego nieporozumienia, jakie przyszło mi wystawiać, więc mam nadzieję, że masz ku temu dobry powód - rzucił zmierzywszy go wzrokiem
- Myślałem, że dorzuciłeś kilka urozmaiceń do tego występu - zdziwił się, a mężczyzna gwałtownie go uciszył wystraszony
- Oszalałeś? Nie mów głośno! Ściany mają uszy - rozejrzał się dość teatralnie, obserwując przy tym otoczenie. - Nie wspomniałem, że załączyłem sceny, o których nie wie Berkowitz, bo bym ich wszystkich spłoszył - warknął do niego w konspiracyjnym szepcie, na co ten wybuchnął śmiechem
- Nie za stary jesteś na zabawę w buntownika? Berkowitz cię zabiję jeszcze w trakcie występu
- Wypraszam sobie, jesteśmy w tym samym wieku, stary pryku - również się zaśmiał. - Co do tamtego... Jeśli wygramy, to panna Berkowitz zapomni w oka mgnieniu o moich dodatkach, które nawiasem mówiąc ratują całą tą błazenadę - prychnął dumnie. - Jednak raczej nie po to przyszedłeś, prawda? - rzucił już ze spokojem
- Odebrałeś już sprawozdanie z tego tygodnia? - zapytał podnosząc kartki. Tosha siedziała blisko nich z uwagą przysłuchując się  ich rozmowie. Alice również wszystko słyszała, choć siedziała nieco dalej. Głośne wejście Steven'a tak gwałtownie przerwało jej próbę zaśnięcia, iż ostatecznie odmówiła sobie drzemki starając się jakoś pozostać przytomną.
- Oh, całkowicie o tym zapomniałem - machnął ręką od niechcenia i dość lekceważąco, ewidentnie niezbyt chętny do odebrania postawionej jego klasie recenzji, jakie ta szkoła miała w zwyczaju sporządzać w postaci krótkich notatek i uwag. Po chwili jednak Steven podał mu plik kartek ze znudzoną miną
- Tak, tak gapo. Udało mi się zwędzić twój, ale nie po to tutaj przyszedłem - oznajmił nieco zdezorientowany postawą Williama, który to błyskawicznie odwrócił wzrok w kierunku swojej uczennicy, jaka miała nadzieję pozostać przez nich niezauważona.
- Tosha, pomóż kolegom na scenie
- Niby z czym? - odparła opryskliwie
- Z życiem, czymkolwiek. Już, już
- Ale proszę pana, ja tutaj tylko grzecznie siedzę... - rzuciła dość błagalnie, na co rozmówca zrobił skruszoną minę
- Oh, no już dobrze. Zostań
- Naprawdę? - ucieszyła się, ale wtedy błyskawicznie wyraz twarzy bruneta uległ zmianie
- Nie. Panience już dziękujemy - odparł stanowczo
- Nienawidzę, gdy pan tak robi - westchnęła i chcąc nie chcąc odeszła. Alice słysząc to stwierdziła, że zapewne jest równie niepożądanym świadkiem rozmowy dwójki nauczycieli, co jej koleżanka, a więc dość niechętnie przeciągnęła się ospale gotowa, by wstać i zejść na dół. Jednak w momencie, gdy już miała się podnieść z miejsca, usłyszała jak padło jej imię, bynajmniej z powodu jej dostrzeżenia, gdyż pozostawała przez nich wciąż niezauważona. Okazało się, iż to ona ma być tematem dyskusji, więc chcąc nie chcąc, czując się powiązana ze sprawą, kucnęła niepozornie, kryjąc się tym samym między rzędami miejsc i przysłuchując się konwersacji.
- Chodzi o twoją uczennicę, Alice jeśli mnie pamięć nie myli - oznajmił trener już zachowując powagę, więc rozmówca idąc za jego przykładem również odłożył na bok wszelkie wygłupy. Z lekką obawą wziął papiery i spojrzał na nie
- Rozwiniesz? - zapytał nakłaniając go do tego, choć wuefista wcale nie czekał na zachętę.
- Chodzi o spanie na lekcjach, a jak dobrze wiesz, w swojej klasie mam mistrza tej dziedziny. Okazuje się, że dokładnie tak jak on zaczęła przesypiać każdą lekcję pani Clark. Oboje ucinają sobie wtedy drzemkę, ale i nie tylko wtedy
- Nie oszukujmy się Steve, my też byśmy się na jej wykładach zdrzemnęli - odparł żartobliwie chcąc złagodzić atmosferę, jaką stworzył rozmówca. Jednocześnie odetchnął z ulgą, że tylko o to chodzi, a nie coś poważniejszego. Raz jeszcze wrócił do papierów przerzucając po nich wzrokiem
- Ale mowa tutaj nie tylko o lekcjach Clark. Głównie właśnie chodzi o te inne przedmioty, na których jej się zdarzało zasypiać na amen. Może i Clark nie przywiązuje do takiego zachowania większej uwagi, ale inni nauczyciele... sam rozumiesz
- Posłuchaj, Alice to doskonała uczennica osiągająca bardzo dobre wyniki w nauce i niesprawiająca absolutnie żadnych problemów wychowawczych i to, że zdarza jej się przysnąć tego nie zmieni - oznajmił z całym przekonaniem, na jakie było go stać, choć wiedział, że drzemanie na lekcjach nie jest czymś, na co uczeń może sobie pozwalać.
- Więc będziesz się starać jej bronić jak lew? - zarzucił rozmówcy sceptycznie. - Wiem Will, że usprawiedliwiasz jej w jakiś sposób te wszystkie uwagi, jednak to na dłuższą metę się nie sprawdzi. Uwierz, bo sam przez to przechodziłem - oznajmił, ale mężczyzna prychnął nagle teatralnym gestem, mocno gestykulując swą ignorancję. - William - powiedział do niego nieco oschle
- Nie mam serca jej wypytywać, co robi po nocach - rzekł po chwili grając smutek i przybierając maskę niewinnej postaci, na co trener zareagował jedynie westchnięciem i przyłożeniem sobie otwartej dłoni do twarzy w geście załamania nad rozmówcą.
- Kazano mi z tobą porozmawiać, ponieważ już po Walkerze widać efekty tego jego drzemania. Rada zrozumie przyśnięcie na moment raz na jakiś czas, ale codziennie... Chyba rozumiesz, że nie chcą, by jedna z najlepszych uczennic teraz wciąż nie potrafiła się skupić i zasypiała, co nigdy przedtem jej się nie zdarzało
- A ty chyba rozumiesz, że nie mam na to wielkiego wpływu - odparł momentalnie
- Myślisz, że ja miałem? Do tej pory Lunatyk sobie śpi na lekcjach, a gdyby nie to, pewnie jego średnia należałaby do tych najwyższych, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze wyniki
- Jeśli chodzi o oceny to rada nie ma się czym przejmować. Alice jest przykładną uczennicą, która nie zlekceważy nauki jak jej znajomy - zapewniał ślepo w to wierząc, jednakże wuefista nie wydawał się co do tego przekonany.
- Mam ci przekazać, żebyś zamiast ją ratować to zwrócił jej uwagę
- Rada wie...? - zapytał już nieco wystraszony
- Że dzięki tobie unika konsekwencji? Nie, po prostu zgadłem, ale mówię serio Will - skończ tą zabawę w protektora i z nią porozmawiaj. - powiedział w powagą. - Skieruj ją na jakieś badania na cukrzycę, albo coś innego, nie wiem. - dodał niepewnie. - Albo powiedz jej, żeby nie balowała w tygodniu, bo nie powinno się zabaw odsypiać w szkole - rzucił już dość żartobliwie ostudzając atmosferę. Rozmówca zaśmiał się nieznacznie
- Te imprezowiczki - rzucił cicho pod nosem, choć wiedział, że w przypadku blondynki najpewniej jest to dalekie od prawdy. Znał swych podopiecznych i traktował ich jak rodzinę, co być może przyczyniało się do sytuacji takich jak ta, gdy faktycznie mógł być uznany za protektora - ich obrońcę. - Kto cię wybrał na kozła ofiarnego w tej sprawie? - zapytał po chwili z zainteresowaniem
- A jak myślisz? - rzucił rozzłoszczony. - Berkowitz! Raz przyszła dosłownie na krótką chwilę do Clark na lekcję, aby podrzucić coś dotyczące konkursu i co? Weszła i wyszła jak mgnienie, a jednak kątem oka zdążyła zauważyć tą dwójkę śpiochów - wyjaśnił dość płaczliwie. - Nie mam siły ci więcej opowiadać. Boże, ten Lunatyk mnie w końcu wykończy
- Nie powinieneś narzekać. Jeden ci sprawia problemy, a drugi bierze na siebie całą twoją robotę - spostrzegł wesoło
- Conor to błogosławieństwo, Lunatyk przekleństwo... Chociaż fakt, że nie powinienem narzekać. Bądź co bądź jednak Walker ma jedne z najlepszych osiągnięć sportowych w szkole i gdyby nie to spanie, to i stypendium może by dorwał. Jeszcze gdyby nie był taki pyskaty i lekceważący... - westchnął posępnie
- Znasz jego sytuację
- Tak i byłem wyrozumiały co do jego nieobecności, ale wszystko ma swoje granice - prychnął z zamiarem opuszczenia już sali. - Cóż, chyba już powiedziałem to, co miałem do powiedzenia. Nie będę ci przeszkadzał w tej twojej próbie
- Zatem do zobaczenia jutro - pożegnał się teatralnie gestykulując, jak to było w jego zwyczaju. Gdy tylko rozmówca opuścił pomieszczenie, mężczyzna z większą uwagą przyjrzał się sprawozdaniu kadry nauczycielskiej.
- Śpi na lekcjach, problemy ze skupieniem się i koncentracją, nieznaczne opuszczenie się w nauce... - czytał cicho pod nosem, podczas gdy nastolatka, która słyszała całą rozmowę, do samego końca nie wiedziała, czy ma wciąż pozostać w ukryciu, czy może się ujawnić, skoro już jest po wszystkim. Widok nieco zmartwionego Williama jednak ją tknął na tyle, by wstać i dać o sobie znać, nie zważając na to, jakie mogą być tego późniejsze skutki. Podniosła się na proste nogi i powoli zaczęła podchodzić do wychowawcy, choć targał nią niepokój i poczucie winy. Nie sądziła, że przez bycie łowczynią dostanie się nawet jej nauczycielowi, a dobrze wiedziała, że nie będzie w stanie nic z tym zrobić. Nawet teraz Wymiar Snów ją wzywał, choć nie tak silnie jak niekiedy to bywało.
- Proszę pana... - zwróciła się nieśmiało do mężczyzny, który obrócił się w jej kierunku z całkowitym spokojem
- Jak mniemam słyszałaś co nieco - zwrócił się do niej i usiadł po chwili na jednym z miejsc. Nastolatka przytaknęła niepewnie, a ten klepnął miejsce obok sygnalizując, aby je zajęła. Tak też zrobiła, siadając obok mężczyzny, który wpatrywał się na oddaloną scenę, gdzie nastolatkowie byli zajęci swymi rozmowami i wygłupami.
- Proszę pana, spróbuję się poprawić, ale...
- Alice - przerwał jej momentalnie. - Jestem już twoim nauczycielem dość długo. Znam was wszystkich, zarówno wasze oblicza, które mi ukazujecie, jak i te w maskach, gdy wcielacie się w role. Jesteście moimi aktorami, więc tak naprawdę nie mogę jednoznacznie osądzić, czy te postacie, jakie przede mną prezentujecie nie są jeszcze jedną maską, jaką stworzyliście specjalnie dla mnie - mówił spokojnie, a jego głos w pewnym sensie wydawał się kojący. Spoglądał w dal, jakby z sentymentem, chociaż blondynka mogłaby przysiąc, że w jego oczach doszukała się współczucia, a może raczej żalu. Nie potrafiła dłużej w nie spoglądać, więc podążyła za spojrzeniem rozmówcy umiejscawiając go na rówieśnikach na scenie. - Jednakże, Alice... - obrócił się ku niej z życzliwym uśmiechem na twarzy. - Chcę wierzyć, że cię znam, a wiesz, za kogo cię uważam? Za bardzo mądrą i rozsądną młodą damę, która wie jak postępować. Jeśli uważasz, że te drzemki są dla ciebie czymś koniecznym, to nie chcę kwestionować twej decyzji. Sama najlepiej wiesz, jak faktycznie jest - oznajmił ze spokojem, a dziewczyna przez te słowa poczuła się tak naprawdę jeszcze gorzej wiedząc, jaką wiarę w niej pokłada rozmówca i zdając sobie za razem sprawę, iż nie będzie w stanie zrobić wiele ze swoją sytuacją. Przynajmniej jeszcze nie, bo tylko pokonanie Jokerów mogło cokolwiek zmienić
- Postaram się uważać na lekcjach - zapewniła z przekonaniem. - I nie opuszczę się w nauce. Nawet nie zamierzałam, po prostu... tak jakoś wyszło, że... - westchnęła nie potrafiąc się wytłumaczyć i ubrać myśli w słowa. - Jednak nie mogę obiecać, że zasypianie na lekcjach się skończy, a przynajmniej nie w najbliższym czasie - powiedziała szczerze z dość posępną miną czując się winną, iż właśnie tak wygląda prawda, a czuła się w obowiązku wyjawienia jej. William jedynie zaśmiał się cicho pod nosem.
- Skoro taka jest twoja decyzja... - odparł jedynie. - Niezbyt pedagogiczne podejście, co? - zwrócił się po chwili dość żartobliwie, a ta uśmiechnęła się lekko
- Trochę
- Jednak na swoją obronę powiem, że nie powiedziałbym tego żadnemu łobuzowi, albo osobie, która robi coś naprawdę nieodpowiedniego. Jednak ty nie należysz do tych osób. Jesteś odpowiedzialna i poukładana, więc zaufam twojej decyzji
- Dziękuję i... przepraszam - wykrztusiła nie potrafiąc spojrzeć w oczy rozmówcy, w chwili wypowiadania tych słów
- Wiesz, co powiedział kiedyś pewien filozof? - zapytał nagle wzbudzając zainteresowanie u nastolatki, a jednak nieco się zawahał przytoczyć te słowa, jakie przyszły mu na myśl. - "Każdy dzień to odrobina życia: każde przebudzenie, to odrobina narodzin, każdy poranek, to odrobina młodości, każdy sen zaś, to namiastka śmierci." - zacytował ostatecznie, wprowadzając uczennicę w spore zaskoczenie. Wpatrywała się w jego rozżalone oczy kontrastujące z uśmiechem, jednocześnie analizując to zdanie, lecz szybko mężczyzna podniósł się z miejsca. - Dlatego staraj się cieszyć dniem i życiem, zamiast marnować je na spanie i nic nie robienie - dodał na odchodne, po czym wreszcie dołączył do uczniów na scenie, pozostawiając zdezorientowaną nastolatkę.
- Dobra moi drodzy, koniec tych zabaw. - okrzyknął radośnie i energicznie. - Raz, raz. Całego dnia nie mamy. Chcecie poczuć na sobie gniew panny Berkowitz? Bo ja podziękuję!
Łowca zadał ostateczny cios pokonując wreszcie upiora. Po metropolii rozniósł się hałas równo z ciężkim upadkiem ogromnej, makabrycznej istoty. Uderzyła o betonową jezdnię zapadając się głęboko w nią. Krew trysnęła wokół, zachlapując kilka budynków i pobliskie otoczenie.
- Nareszcie - rzuciła nastolatka ciężko dysząc, podczas gdy brunet zaczął się zbliżać do wroga. Odczekał chwilę, jakby nie do końca przekonany, iż udało im się pokonać stwora, lecz wreszcie wyczuł energię skumulowaną pod postacią perły. Wyciągnął rękę ku ciału zmarłego stworzenia, czekając aż przedmiot podąży do jego dłoni. W oka mgnieniu był już w posiadaniu niewielkiej kulki, więc zaczął się kierować do swej towarzyszki. Stanął wreszcie przed nią, a ta wpatrywała się w niego wyczekując swojej połowy perły.
- Pokaż swój wskaźnik - rozporządził nastolatek, więc posłusznie podała mu kartę lekko zaskoczona.
- Przecież sprawdzałeś go jeszcze przed walką - burknęła nieśmiało
- I oto chodzi - odparł jedynie, przyglądając się karcie, podczas gdy ta bacznie obserwowała go całkiem podejrzliwie i pytająco. - Zużycie energii się zmniejszyło. Wciąż nie do końca jeszcze kontrolujesz jej przepływ przez broń, ale jest znacznie lepiej - oddał nastolatce przedmiot, po czym podzielił perłę na dwie, z czego jedną jej podał. - Szybko się uczysz - stwierdził i choć nie powiedział tego w sposób szczególnie entuzjastyczny, to w oczach blondynki pojawił się błysk
- Naprawdę? - zapytała niezwykle podekscytowana i dumna z siebie. Dopiero to w pewnym sensie go rozbawiło i wywołało lekki uśmiech na twarzy
- Tak - odparł. - Jak na fakt, iż nie jesteś łowcą zbyt długo, to w miarę szybko zrozumiałaś mniej więcej jak działa ta kontrola własnej energii. Co prawda musisz nad tym jeszcze popracować, ale robisz postępy - oznajmił ze spokojem i ruszył w kierunku drzwi, podczas gdy przestrzeń dookoła powoli zaczęła zanikać.
- Właśnie, Blaine! - zawołała za nim, podchodząc do niego energicznie. - Odnośnie uczenia się i postępów, wciąż nie potrafię wykrywać energii... - przyznała wstydliwie, jakby była to umiejętność błaha do opanowania, a jej mimo to sprawiała problemy. W istocie jednak nie tak łatwo było ją opanować świeżo upieczonym łowcom, ale chłopak zdążyć o tym zapomnieć przyzwyczajony, iż sam od dawna bez najmniejszego problemu wykrywa nawet jej niewielkie pokłady.
- Naprawdę żadnej nie wyczuwasz? Nic, a nic? - pytał dość zdziwiony, przez co dziewczyna poczuła się jeszcze gorzej i z wielką niechęcią i zawstydzeniem przytaknęła potwierdzając jego słowa. - Cóż... Moją energię już powinnaś kojarzyć, skoro ciągle wchodzę do twojego snu.
- Rozróżniam ją, ale jej nie wykrywam. Znaczy, w swoim własnym śnie to faktycznie wykrywam każdą energię i odróżniam twoją od na przykład Avril, ale tutaj jej nie wyczuwam - tłumaczyła pośpiesznie, a ten odwołał kartę i przez krótki moment sprawiał wrażenie skupionego
- A teraz? - zapytał, lecz blondynka mimo wszystko zaprzeczyła. Stał w zamyśleniu zastanawiając się, co mógłby na to zaradzić. W końcu podszedł blisko dziewczyny i powtórzył pytanie, lecz odpowiedź się nie zmieniła. Westchnął zrezygnowany po czym złapał nadgarstek nastolatki. Spojrzała na niego zdezorientowana. Zmusił ją, aby przyłożyła dłoń do jego klatki piersiowej w miejsce, gdzie było czuć bicie jego serca, a jeszcze bardziej przepływającą energię.
- A teraz czujesz? - zapytał powtórnie. Rówieśniczka zjechała odrobinę niżej dłonią doszukując się miejsca, gdzie wszystko wydawało się najbardziej odczuwalne, jednocześnie żywiąc nadzieję, że żaden rumieniec nagle nie zawita na jej twarzy. Przepływająca na moment energia przez ułamek sekundy sprawiła wrażenie drżenia i znów się szybko ustabilizowała upewniając dziewczynę w przekonaniu, iż wreszcie ją wykrywa
- Czuję - odparła wreszcie zachowując powagę
- Zamknij oczy - wydał polecenie, które bez chwili zawahania wykonała. - Skup się na tej energii - dodał. Energia wciąż przepływała w ciele chłopaka dość spokojnie, choć Alice wyczuła ją jedynie w pobliżu jego serca. - Gdybyś miała widzieć tę energię, to jak być ją opisała? Co widzisz?
- Kulę? - rzuciła niepewnie, nie mogąc jaśniej sprecyzować tego co widziała. - Jakiś punkt
- Tylko tyle? - upewniał się, a ta przytaknęła. - Dobra, skupiaj się dalej. - powiedział w tej samej chwili dociskając dłoń towarzyszki do swej klatki. Zadrżała i gdyby nie to, że dłoń Blaine'a spoczywała od tamtej chwili na jej dłoni, mocno ją utrzymując na jego klatce piersiowej, to pewnie z zaskoczenia szybko by ją zabrała jak oparzona. Opuściła nieznacznie głowę, lecz nie otworzyła oczu. Energia tym razem wydawała się już nie przepływać tak spokojnie, lecz szybciej
- Wciąż jakiś punkt, ale widzę trochę linii, które z niego biegną - wykrztusiła wreszcie.
- Widzisz nieznacznie drogę, jaką przebywa ta energia, czyli moje ciało. Łowcy przeważnie potrafią wyczuwać tylko te punkty i to im w zasadzie wystarczy, by określić położenie wroga. Niektórzy z nich jednak potrafią wykryć energię precyzyjniej, określając w przybliżeniu postać. Teraz ci się to nieco udaje, bo znajdujesz się tuż przy źródle energii, jaką wykrywasz
- Ty potrafisz wykrywać ją dokładniej?
- Tak - odparł beznamiętnie i zabrał dłoń. - Nie otwieraj oczu - powiedział odsuwając się na tyle, że nastolatka już nie dotykała go nawet opuszkami wyciągniętych ku niemu palców. - Wykrywasz ją jeszcze?
- Tylko odrobinkę
- Spróbuj określić moje położenie - rozporządził
- Teraz? - zapytała jakby tym zaskoczona
- Tak, teraz - odparł szybko, a jego głos dobiegał zza jej pleców i choć chciała zaufać wykrywaniu energii, to nie potrafiła odmówić zmysłowi słuchu, jaki narzucał jej odpowiedź. Ufała, że właśnie tam stoi nastolatek.
- Czekaj, przemieszczasz się? - zapytała by się upewnić
- Sama powinnaś to wywnioskować - odparł, a słowa wciąż dobiegały zza nastolatki.
- Jesteś za mną? - rzuciła, a ten się zaśmiał
- Zgadujesz czy wiesz? - odparł i tym razem jego głos już dochodził z prawej strony
- Serio Blaine, bawić ci się zachciało? - rzuciła nieco markotnie
- Czekam - odparł jedynie, a ta westchnęła i starała się z całych sił skupić. Ostatecznie jednak po kilku próbach, tylko niektóre okazały się udane, z czego musiała przyznać, że połowę strzelała. Wyszli wreszcie ze snu nieznanego im śniącego udając się na dalsze polowania, z czego Alice przemierzała korytarz z dość posępną miną. Chłopak dostrzegł to w pewnej chwili
- W końcu się nauczysz
- Ta - odparła bez przekonania.
- Swoją drogą... - zaczął przypominając sobie o kwestii, jaką chciał poruszyć. Jednocześnie okazało się to dobrym rozwiązaniem, aby pomóc towarzyszce nieco odbiec od niepowodzenia. - Myślisz, że dobrze zrobiliśmy mówiąc Avril, gdzie ma zostać przeprowadzony rytuał? - zapytał dość sceptycznie
- Tak, a co? Uważasz inaczej? - odparła pytaniem dość lekceważąco, doskonale wiedząc, iż ta dwójka darzy się jedynie niechęcią, ale jednak łowczyni o różowych oczach zgodziła się na współpracę, by im pomóc. Nie zamierzała ukrywać przed nią niczego, skoro była dla nich wsparciem.
- Oczywiście, że tak. Przecież mowa o Avril - prychnął
- Już wystarczająco jasno dałeś jej do zrozumienia, że ma się nie zjawić w tym śnie - odparła przywracając na myśl moment, jaki miał miejsce tuż przed ich udaniem się na spotkanie z Selene, gdy wtajemniczali towarzyszkę. - Poza tym i tak raczej tam nie trafi
- Oby, ale dlaczego to wszystko ma się odbyć właśnie we śnie twojej przyjaciółki? - zapytał już nieco skołowany, wcześniej starając się w to nie wnikać. Tym razem jednak nie odmówił sobie zadania tego nurtującego go pytania
- Christopher do mnie zadzwonił w dzień, gdy był nów, jeszcze przed tym całym spotkaniem. Chciał żebym wybrała czyjś sen, w którym odprawią rytuał, ale warunkiem było, że uda nam się bez problemu trafić do snu tej osoby. Dae Shim nie będzie mieć z tym problemów, skoro ujrzał w naszych wspomnieniach niemal wszystko.
- I padło na... - próbował przypomnieć sobie personalia śniącej
- Sharon Fuller. Raczej nie miałaby mi tego za złe. Ba! Jeszcze by się cieszyła, że coś tak "niezwykłego" miało miejsce właśnie w jej śnie - stwierdziła znając doskonale fascynację przyjaciółki wszelkimi paranormalnymi zjawiskami i tym podobnymi. Brunet jedynie spojrzał na rozmówczynię z małą dezorientacją, ale zrezygnował z zagłębiania się w ten temat.
Wreszcie znaleźli kolejnego przeciwnika. Ruszyli w kierunku przejścia o ciemnawej klamce, które wkrótce przekroczyli stając przed obliczem kolejnego upiora.



*Lunatyk - Ksywka, jaką nadano Blaine'owi, przez jego ciągłe spanie. Jest to połączenie słowa "sleep", z nazwiskiem chłopaka: "Walker". Sleepwalker = lunatyk 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine