sobota, 26 listopada 2016

Sen sto piąty - Wizyta u Przyszłości

Dwójka nastolatków starała się jak najszybciej znaleźć w Wymiarze Snów. Czując upływający im czas, jaki dała im nieznajoma, pośpiesznie pędzili na spotkanie z nią. Wreszcie się zjawili tuż przed wejściem do snu Dae Shima, lecz poza nimi na korytarzu nie było nikogo. Rozglądali się nerwowo, wyszukując wzrokiem łowczyni, lecz nic to nie dawało. Ani żywej duszy.
- Spóźniliśmy się? - odezwała się Alice, a jej pytanie zabrzmiało jak stwierdzenie, chociaż mogłaby przysiąc, iż stawili się na miejsce o czasie. Wolała nawet nie zerkać w kierunku Blaine'a, domyślając się, jak musi być przez to wściekły. Byli tak blisko, iż wciąż nie wierzył, że z takiego powodu cały plan może legnąć w gruzach. 
- Nie - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Nie ma takiej opcji - warknął, a nastolatka spoglądała na niego posępnie, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć. - Nie spóźniliśmy się 
- Troszeczkę - usłyszeli nagle damski głos, wnet obrócili się natychmiastowo w stronę jego źródła. Ich oczom ukazała się starsza kobieta o już lekko posiwiałych włosach, która stała tuż przed wejściem do snu mędrca. - Zmęczyło mnie czekanie na was, więc spędziłam krótką chwilę u Dea Shima. Przykro mi, że was wystraszyłam przez tą nieobecność. - powiedziała z niezwykłą uprzejmością i życzliwym uśmiechem wypisanym na nieco pomarszczonej, jasnej twarzy. Nastolatkowie odetchnęli z ulgą - udało im się zdążyć, jednak nie mieli okazji, by zabrać słowo, gdyż kobieta przemówiła ponownie, jednocześnie podchodząc do dwójki łowców. - Wybaczcie mi, ale czas mimo wszystko wciąż nagli. Pośpieszmy się, nim nadejdą moje kolejne objawy - powiedziała łapiąc ich dłonie i nim się zorientowali, zabrała ich przed swój sen. - Zapraszam - powiedziała wesoło, chwyciła za złotą klamkę, otworzyła przejście i przekroczyła próg drzwi. Nastolatkowie spojrzeli po sobie z małym zdezorientowaniem. Chcąc nie chcąc nie pozostawiono im żadnego wyboru, więc ruszyli za kobietą.  
Drzwi zamknęły się za dwójką łowców, wnet całe otoczenie się zmieniło. Biel zastąpiona została zaciszem przytulnego mieszkania pełnego mebli zachowanych w dość staromodnym stylu. Starsza pani już zasiadła w fotelu, a w rękach miała talerzyk wraz z filiżanką herbaty. Spojrzała wyczekująco na swych gości z szerokim uśmiechem, nawet nie orientując się, jakie zmieszanie odczuwają. 
- Przyszliśmy tylko na chwilę, żeby cię prosić o pomoc - powiedział Blaine nie chętny do ostawiania szopki, jaką przygotowała łowczyni, jednakże zdawał sobie sprawę, iż to do niej należeć będzie ostatnie słowo. 
- Wiem o co chcecie mnie prosić, wiem też dlaczego. Jednakże wbrew wszystkiemu co wiecie i myślicie, ta rozmowa może wcale nie przebiec tak szybko, jak wam się wydaje - powiedziała po czym wzięła łyk gorącej herbaty. - Siadajcie - dodała zachęcająco. Alice jako pierwsza dała za wygraną i ruszyła w kierunku stołu, na którym nie tylko czekał na gości napój, ale także różne smakołyki. Blondynka rzuciła na nie podejrzliwe spojrzenie zastanawiając się, jaki sens jest spożywania czegokolwiek w miejscu, gdzie przebywają jedynie duszą, ale ostatecznie po prostu usiadła na bordowej, długiej sofie o złotych zdobieniach świadczących o pewnym przepychu. Brunet dał za wygraną i zajął miejsce obok towarzyszki, skrzyżował ręce i nie spuszczał wnikliwego spojrzenia z nieznajomej, która nie przestawała się życzliwie uśmiechać. 
- Długo wam zeszło - stwierdziła zachowując stale przyjazny ton, a jednak nastolatek przymrużył z niezadowoleniem oczy na te słowa. Niespodziewanie kobieta wzdrygnęła się tak gwałtownie, że gorąca ciecz ulała się nieznacznie z filiżanki. Krople popłynęły stróżkami po strojnej porcelanie ostatecznie tworząc swoje małe jeziorko na talerzyku. - Co? - zapytała nagle, a nastolatkowie zrobili ze zdziwienia wielkie oczy 
- Słucham? - odezwała się nieśmiało 
- Mówiliście coś? - dopytywała ze zmieszaniem, ale ci od razu zaprzeczyli. Westchnęła zmęczona i odłożyła naczynia na stół, po czym rozmasowała obolałe skronie. - Więc nawet tutaj trochę mi to nie będzie dawać spokoju... - stwierdziła z niechęcią 
- Co się dzieje? - blondynka wpatrywała się nieufnie w rozmówczynię 
- Wybaczcie, wybaczcie - odpowiedziała w popłochu. - Moja moc miewa swoje kaprysy - zaśmiała się głośno i śmiała coraz głośniej, aż nagle zamilkła i z ogromną powagą spojrzała na chłopaka. - Nie, stracisz. Nie możesz! - rzuciła do niego, wprawiając go w jeszcze większą dezorientację, niż sam mógłby się tego spodziewać 
- Co ty wygadujesz? - rzucił z nutą irytacji, aż rozmówczyni spojrzała z zaskoczeniem to na niego, to na jego towarzyszkę, aż ostatecznie opuściła wzrok, złączyła dłonie i zamknęła oczy 
- Boże miłościwy, Duchu Święty, daj mi ukojenie w tej chwili cierpienia. Oczyść mój umysł, podaruj mi zdolność widzenia właściwego przeznaczenia... - zaczęła mówić podczas gdy Blaine spojrzał pytająco na równie zdezorientowaną blondynkę, która jednak postanowiła coś wskórać przemawiając do nieznajomej. 
- Przepraszam - przerwała jej, wnet staruszka błyskawicznie podniosła wzrok i spojrzała na dziewczynę. - Mam na imię Alice, a to Blaine - przedstawiła się nie wiedząc w jaki inny sposób zacząć konwersację 
- Wiem - odparła krótko. - Dae Shim mi wszystko powiedział, wszystko mi pokazał 
- Ah tak? - zabrzmiało to niepewnie i trochę lękliwie. Rozmówczyni energicznie przytaknęła głową 
- "Oblicze odbija się w wodzie, a w sercu odbija się człowiek" - przytoczyła słowa z Biblii zdecydowanie się uspokajając. Wzięła głęboki wdech z powrotem rozsiadając się wygodnie w fotelu. - A w wasze serca wejrzał Dae Shim. Ujrzał waszą przeszłość i obdarował mnie tymże wejrzeniem - wzięła łyk herbaty już zachowując całkowity spokój 
- Już wszystko dobrze? - zapytała troskliwie dziewczyna, na co ta przytaknęła 
- Naprawdę wybaczcie - odezwała się nieśmiało. - To przez moją moc... Ostatnio objawy się wzmogły 
- Jakie objawy? - wtrącił się nagle brunet, wciąż nieufnie przyglądając się rozmówczyni 
- Mam moc przyszłości, co już z resztą jest wam wiadome. Jednak przyszłość jest czymś bardzo zmiennym i nietrwałym. Odkąd tylko byłam łowczynią nie starałam się zyskać na mocy, próbowałam ją po prostu poskromić, a to okazuje się nie być takie proste, choć muszę przyznać, iż w pewnym momencie mogłam uznać, że mi się udało. 
- Ale? - ciągnął 
- Z czasem także i zyskiwałam na sile. To się wiąże z większym zakresem umiejętności. Potrafię ujrzeć przyszłość, choć nie zawsze moje wizje są jasne i wyraźne. Mogę przewidzieć swoją, bądź czyjąś, ale przyszłość jest czymś naprawdę bardzo zmiennym. Najmniejsza zmiana w czymkolwiek potrafi zaburzyć całą linię czasu, w jaką miałam wgląd. W jednej chwili widzę miliony scenariuszy tego samego zdarzenia, wzbierają się wszystkie na raz, zwłaszcza gdy jest więcej niż jedna teraźniejszość. Muszę mieć chwilę, żeby się uspokoić - mówiła coraz szybciej z przejęciem, jakby miała się lada moment zapowietrzyć 
- Spokojnie - rzuciła pośpiesznie blondynka 
- Więcej niż jedna teraźniejszość? - zdziwił się chłopak kierując to pytanie do swej rówieśniczki z nadzieją, iż ona udzieli mu odpowiedzi, choć podjęła się tego ostatecznie staruszka. 
- Ty masz swoją teraźniejszość, ona ma swoją, ja mam swoją. Jeśli ona coś zmieni, zrobi coś zupełnie innego, to jej przyszłość może się zmienić. Ostatnio mam objawy... w jednym momencie widzę dużo przebłysków, momentów, jakie jeszcze się nie wydarzyły. Przewidywania związane z wymiarem, jakie przysłaniają mi wszystko inne i nie pozwalają się skupić na teraźniejszości - mówiła szybko, wreszcie jednak zrobiła dłuższą pauzę dając sobie chwilę wytchnienia. - Poza swoim snem wymiar zaczął mi narzucać wgląd w swój los, który jest niejasny, a jednak stale zaburza mój umysł. Mam nadzieję, że już rozumiecie, czemu wolałam, aby nasze spotkanie odbyło się właśnie tutaj 
- Rozumiem - odezwała się spokojnie, a staruszka upiła z filiżanki napój.
- Przedstawiłam wam się? - zapytała lekko skołowana, a ci zaprzeczyli. - Naprawdę? - rzuciła z ogromnym zaskoczeniem mogąc przysiąc, iż już to zrobiła. - Wybaczcie raz jeszcze... Jestem Josephine. Bardzo miło mi was poznać 
- Nam również 
- Przyszliśmy w sprawie rytuału - wtrącił się brunet chcąc już przejść do sedna 
- Jest pani niezbędna przy rytuale, więc przyszliśmy prosić panią o pomoc - rozwinęła nastolatka, choć cała sytuacja była już staruszce znana
- Ah, wiem, wiem. Dae Shim mi wszystko przekazał - powiedziała, po czym zaśmiała się pod nosem. - Już kilka lat minęło, odkąd go widziałam... 
- Słyszeliśmy od niego, że wasze drogi się rozeszły - przyznała ze spokojem, podczas gdy brunet się do niej zbliżył 
- Nie jesteśmy tutaj na pogaduszki, przejdźmy do sedna - rzucił do niej konspiracyjnym szeptem 
- Daj spokój, kazaliśmy jej czekać, to teraz ciebie te kilka chwil nie zbawi. Poza tym, ona coś pewnie wie, co jest dla nas ważne. Inaczej cała ta rozmowa byłaby zbędna - odparła równie cicho, jednak towarzyszyła jej irytacja. Kobieta oddając się wspomnieniom, nawet nie zauważyła tej sceny, jaka miała przed nią miejsce w postaci tajnej narady 
- Tak niestety bywa. Nie mogliśmy dojść do porozumienia - rzuciła z lekką nostalgią w głosie 
- Przez wyznanie? - stwierdził beznamiętnie chłopak dostrzegając dookoła liczne przedmioty świadczące o tym, iż kobieta była chrześcijanką. Ta jednak wydała się tym stwierdzeniem zdziwiona i błyskawicznie zaprzeczyła 
- Nie, skądże. Choć może wydawać wam się to dość dziwne, to poróżniła nas wiara, lecz nie wyznanie - odparła, ale nie było to dla nastolatków najlepszym i najbardziej zrozumiałym wytłumaczeniem, co odczytała chociażby po pytających spojrzeniach, jakie w nią wbili. - Nasza wiara w Wymiar Snów była nieco odmienna, ale to miejsce ma to do siebie, że każdy może przyjąć zupełnie inną wersję jego historii, a i tak nigdy do końca nie będzie jasne, która legenda jest prawdziwa. Ja przyjęłam wiarę w pierwszego Przebudzonego - przyznała bez wzruszenia, po czym odłożyła talerzyk z filiżanką i z zadowoleniem zaczęła przyglądać się swym gościom. - Historia niczym baśń, objawiona mi we śnie. - zaśmiała się pod nosem. - Nie mam już snów, będąc łowcą, ale ta jedna legenda zrodziła się w mej głowie, gdy właśnie w swoim śnie przebywałam, jakbym ją wyśniła za czyjąś sprawą. 
- Były w tej wizji Jokery? 
- Oczywiście. Cała trójka wypełniała od zawsze swoje obowiązki utrzymując porządek w tym miejscu. Czerwony pilnował bram Gehenny, panując nad plugastwem, by nie wpełzło do królestwa światłości. Niebieski miał inne zadanie - gdy ktoś umarł, jego dusza traciła połączenie z ciałem i ulatywała, więc pomagał jej dotrzeć na wyższe piętra, by żadne złe duchy i stwory jej nie opętały. Przeprowadzał ją tak, by nie natrafiła na ciemne obszary usiane demonami, tylko by wzeszła do miejsca, gdzie zostanie dalej pokierowana przez anioły. Fioletowy natomiast sprawował kontrolę nad pozostałą dwójką, a także duszami skrytymi za barierami. Jasna strefa pozostawała jego domeną, której strzegł. Jednak byli nieświadomymi wysłannikami ślepo wykonującymi te obowiązki. Tak naprawdę nic nie wiedzieli, aż zjawił się on - pierwszy przebudzony. - mówiła, a ci słuchali jej słów ze skupieniem. Zrobiła dłuższą pauzę na kolejny łyk herbaty. Rozmasowała po chwili skronie najwyraźniej ponownie atakowana różnymi, nowymi wizjami przyszłości. Odetchnęła ciężko, nim wróciła do kontynuowania swej wypowiedzi. - Pewnego razu jakiś śniący sam zniszczył swą barierę. Był pierwszą osobą, jaka się przebudziła i jedyną, jaka zrobiła to samodzielnie. Uwolnił się w jednej chwili z bariery, a energia, jaka od niego biła, była inna, niezwykła. Zwrócił na siebie uwagę Jokerów zakłócając dotychczasowy porządek, więc nie minęła nawet chwila, gdy ci stanęli przed jego obliczem, chcąc sprawdzić niejasne zakłócenia. Byli zdumieni. - ciągnęła dalej z całkowitą powagą. - Przebudzony próbował nawiązać z nimi kontakt, gdy okazało się, iż Jokery nie znają niczego poza tym miejscem. Nie mieli pojęcia o istnieniu świata ludzi, ani o niczym innym. Dopiero pierwszy Przebudzony wpoił im do głowy istnienie innych wymiarów. 
- Jak to się skończyło? 
- Byli zafascynowani tym wszystkim. Z uwagą wysłuchiwali historii ze świata ludzi, które im opowiadał przez dość długi czas. Przez to wielkie zainteresowanie nawet nie zauważyli, że bijąca od niego energia stale spadała. Emanowała coraz słabiej, niczym płomień, który przygasa. Tak i jego siła była w końcu bliska wygaśnięcia, choć on zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Gdy nadszedł czas bliski jego odejścia, powiedział: "Stoję przed wami jedynie jako duch. Choć ciało moje widzicie, wcale go tutaj nie ma, ponieważ tylko dusza moja ma możliwość zaistnienia na tym piętrze. To mój jeden z ostatnich przystanków na drodze do światłości, do wieczności jaka mnie czeka w raju.". Po tych słowach w Jokery coś wstąpiło. Nie chciały pozwolić Przebudzonemu odejść. Ciągnięte czy to poczuciem, iż są więzione w tym pustym miejscu, czy też czymś zupełnie innym, pojęły duszę rozmówcy, lecz ta zaczęła znikać udając się bez pomocy Niebieskiego poza tą przestrzeń. Czerwonemu udało się przebić serce Przebudzonego, wyrywając z niego cząstkę duszy, którą pożarł i poznał coś, czego nie powinien nigdy móc poznać. Prawdę, która go zmieniła. 
- Co masz na myśli? - zapytała zmieszana nastolatka 
- To co słyszysz. Dae Shim nie wierzył do końca w tę wizję, jednak ja ją ujrzałam i przy niej pozostanę. Czerwony się zmienił, a zraniona dusza w cierpieniu narzuciła na niego klątwę, która skazała go na przebywanie za bramą Gehenny, której pilnował. Już nie utrzymuje tego plugastwa w ciemności, a wręcz sam wysyła go do jasnej strefy. Gniew i złość go zaślepiły nadając mu zupełnie inny cel, niż ślepe wykonywanie dalej swych obowiązków. - mówiła z posępnym wyrazem twarzy, ale wciąż zachowując powagę. - Fioletowy dostrzegł, że Czerwonego pochłonął mrok, którego przedtem pilnował. Nie było już ratunku, więc porzucił go, pozostawiając w ciemności, gdzie było jego miejsce. Lecz ten się nie poddał. Walczy po dziś dzień kierowany złością i nienawiścią jaką zaczął darzyć ludzi jak i brata, który go opuścił. 
- To... - próbowała znaleźć jakieś odpowiednie słowo, ale wszystkie ugrzęzły jej w gardle 
- To moja wiara - powiedziała kobieta. - A wy przybyliście, bo chcecie pomóc przywrócić porządek w Wymiarze Snów, prawda? 
- Musimy spotkać się z Fioletowym, ale do tego jest potrzebny rytuał, w którym musisz wziąć udział, by się udał - streścił nastolatek 
- Dae Shim przekazał mi wasze wspomnienia, ukazał wasze serca, więc wiem, że przyświeca wam szczytny cel. - powiedziała i spojrzała z uśmiechem na chłopaka. - "Oby tylko Pan użyczył ci roztropności i rozsądku." - przytoczyła kolejne słowa. - Widziałam twoją przeszłość. "Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko." - rzekła, a ten spojrzał na nią pytająco. - Nowy Testament, list do Koryntian - rzuciła w geście wyjaśnienia. - Gdy ty byłeś jak dziecko, milczałeś kryjąc wszystko w sobie, walczyłeś jak prawdziwy wojownik i obrałeś już za młodu cel, którego niewielu by się podjęło. 
- Nic o mnie nie wiesz, nawet jeśli widziałaś moją przeszłość - warknął dość oschle. Alice zmierzyła go ponuro wzrokiem, a staruszka się cicho zaśmiała 
- Mam ochotę zacytować ci więcej fragmentów, zwłaszcza, iż Dae Shim wspomniał mi, iż nie jesteś zbyt wylewny 
- Co? - spojrzał srogo 
- Ukrywasz przeszłość głęboko w sobie i z nikim nie chcesz się nią podzielić, choć doradzał ci, byś jednak się przełamał i ją wyznał 
- Nie po to tutaj przyszliśmy, żebym tego wysłuchiwał 
- Widzę - rzuciła niespodziewanie, jednocześnie podnosząc gwałtownie wzrok w górę, jakby się czegoś doszukiwała wzrokiem. - Przy braku wyznania przyszłość pokazuje sytuację, której nie chcesz być świadkiem. "Miłość nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego.", więc nie powinieneś się wahać. - powiedziała, a na jej słowa nastolatek na moment zastygł próbując przeanalizować tę wypowiedź. - Złote oczy obdarują wejrzeniem w chwili zwątpienia, by ta poczuła obawy, na jakie nie byłaby skazana w innym przypadku - dodała nim chłopak zdążył w ogóle dopuścić do siebie poprzednie zdanie. Nagle wzdrygnęła się gwałtownie i spojrzała na Alice. - Dlaczego? 
- Co? - zapytała podejrzliwie 
- Nic nie mówiłaś? Ah... - sięgnęła po herbatę, którą chociaż piła już od jakiegoś czasu, to filiżanka wciąż pozostawała pełna ilekroć ją podnosiła. 
- Wariatka... - pomyślał brunet przewracając oczami 
- "I jaśniejsze niż południe wzejdzie ci życie, a choćby ciemność zapadła, będzie ona jak poranek. Możesz ufać, bo jeszcze jest nadzieja..." - powiedziała nagle jeszcze bardziej dezorientując nastolatków 
- Dobrze się pani czuje? - zapytała wreszcie niezwykle nieśmiało blondynka, a kobieta szybko przytaknęła 
- Księga Hioba. O czym to ja mówiłam? 
- To nie moc, tylko po prostu ma coś z głową - szepnął do nastolatki, która go szturchnęła, aby przestał, podczas gdy Josephine zachodziła w głowę doszukując się chwili przeszłej, a widziała zamiast niej wiele momentów z przyszłości, którymi były jedynie wydarzenia na tyle bliskie, iż nie warte były uwagi. Różne scenariusze tego samego spotkania. 
- O przeszłości - przypominała sobie. 
- Skończyłem już ten temat - burknął, a ta przez chwilę się zastanawiała, czy naprawdę został zakończony, czy Blaine tylko tak powiedział 
- "Moc bowiem w słabości się doskonali". Fioletowy o tym wie. Tobie już udało się zamienić słabość w siłę, dlatego te płomienie tak potężnie żarem biją. Choć widzę, że w przyszłości zostanie to zachwiane, bo lekceważysz nasze rady - powiedziała, a brunet odwrócił wzrok z oburzeniem, ale tak naprawdę oddał się głębszemu rozmyślaniu. Kobieta uśmiechnęła się szeroko. - Widzisz? Właśnie zmieniłeś decyzję, zmieniłeś przyszłość, którą widziałam. Teraz widzę co innego 
- Daj mi spokój - odparł mając wrażenie, że to jego za chwilę zacznie boleć głowa 
- Ogień płonie silniej niż kiedykolwiek dotąd - upiła łyk herbaty. - "W czynach swoich był podobny do lwa, do lwiątka, które ryczy rzucając się na zdobycz." - wróciła do wspomnień bruneta, gdy był jeszcze dzieckiem. - Już za młodu dzielny i waleczny. Postanowił ocalić ludzi od gniewu Czerwonego Jokera. "Lew najdzielniejszy wśród zwierząt, przed niczym się nie cofa." 
- Co? - rzucił zmieszany 
- Być może dlatego się przez tyle lat nie poddałeś, wybawicielu 
- O nie - zaprotestował od razu. - Żaden "wybawiciel", "bohater", ani nic z tych rzeczy, jasne? - prychnął, a staruszka zaśmiała się głośno. 
- Skoro nie chcesz tych zaszczytnych tytułów, niech będzie. 
- Widzisz coś może odnośnie walki z Jokerami? - zapytała z nadzieją 
- We własnym śnie mam większe możliwości, jednak wciąż wgląd do ciemnej strefy pozostaje dla mnie niemożliwy - przyznała trzymając stale talerzyk i filiżankę. - Jednak wiem, że ktoś straci życie 
- Oby chodziło o Jokerów 
- Poleje się szkarłat, rozlegnie się krzyk. Krwawy księżyc zawiśnie w ciemnościach, pojawi się na czarnym niebie, a wtenczas wy będziecie toczyć bój - zaczęła mówić ze spojrzeniem całkowicie pustym, rzuconym gdzieś w przestrzeń. Siedziała sztywno, w całkowitym bezruchu, mówiąc szybko z ogromnym przejęciem. 
- Proszę pani... - zwróciła się do niej Alice, ale nie otrzymała absolutnie żadnej reakcji 
- W noc pełni krwawego księżyca straci ktoś życie, a śmierć ta zadecyduje o losie wymiaru. - traciła dech. Nastolatka niepewnie wysunęła ku niej rękę, chcąc przywrócić rozmówczynię z powrotem na ziemię 
- Josephine - zwróciła się do niej wciąż bez efektów 
- Dwie wizje, trzy. Przegrana, wygrana. Wy atakujecie, nie... Joker atakuje. Ciemność 
- Halo - rzuciła do niej zdecydowanie głośniej i nagle kobieta chwyciła nadgarstek blondynki, pozwalając filiżance herbaty upaść i rozbić się o podłogę. 
- Lecz ty idź swoją drogą, aż przyjdzie koniec! - krzyknęła do niej przerzucając na nią wzrok i nachylając się do niej. Jej oczy, które wcześniej były brązowe, teraz pozostawały całkowicie białe. Były pozbawione zarówno tęczówek, jak i źrenicy. Alice ogarnęło w tamtej chwili przerażenie, poczuła jak włosy na karku stają jej dęba. 
- Hej - rzuciła do niej już czując narastający strach. Próbowała się wyrwać z uścisku łowczyni, ale jak się okazało, nie była w stanie 
- I spoczniesz - kontynuowała podnosząc stale głos. Blaine momentalnie wstał i zbliżył się do rówieśniczki w obawie, jakby coś miało się stać, wtem to na niego Josephine przeniosła wzrok. - I powstaniesz do swojego losu u kresu dni! 
- Wystarczy! - wrzasnął rozłączając ręce łowczyń, po czym blondynka w popłochu zrobiła kilka kroków do tyłu aż wpadła na bruneta, który złapał ją za ramiona, pomagając jej tym samym odzyskać nieco równowagę. Josephine nagle jakby się ocknęła z transu. 
- Co to było? - warknął oschle brunet podczas gdy ta obserwowała z uwagą dziewczynę, wciąż w niewielkim zamyśleniu, nieco nieobecnym wzrokiem 
- "Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną" 
- Blaine... - wymamrotała do rówieśnika, a ten zagwizdał głośno. Staruszka wręcz podskoczyła jak oparzona zrywając się z fotela na równe nogi 
- Wybaczcie! - okrzyknęła. - Wizje, te wizje... 
- Co to miało znaczyć? - zapytał srogo 
- Widziałam to tylko chwilę, ale już odeszło. Ale to się wydarzy, na pewno. - rzuciła pośpiesznie i zaczęła oczyszczać sen z rozbitej porcelany. Zamknęła oczy, a już po chwili filiżanka stała nietknięta na stoliku, pełna gorącej herbaty. - Wybaczcie - powtórzyła siadając i zaczęła rozmasowywać skronie. - To dar, choć momentami też i przekleństwo. To była daleka wizja. Daleka wizja przyszłości, więc już umknęła mojemu umysłowi. Przepraszam 
- Nic się nie stało - wydukała niepewnie dziewczyna i spojrzała na nastolatka porozumiewawczo. Puścił ją, aby mogła z powrotem zająć miejsce na sofie, lecz teraz to on usiadł bliżej kobiety. 
- Dobra - rzucił z całkowitą powagą. - Przyszliśmy do ciebie w jednym celu. Potrzebujemy twojej pomocy przy rytuale. Powiedz, czy się zgadzasz - powiedział krótko i treściwie, chcąc już opuścić ten sen. Kobieta wzięła wdech i wydech, po czym oddał się rozważaniu nad odpowiedzią 
- Jeśli tylko będę w stanie, to pomogę, lecz ostatnio moje wizje są chwiejne i przyprawiają mnie o prawdziwe migreny 
- Potrzebujemy cię - wtrąciła dziewczyna kryjąc w sobie wciąż towarzyszący jej nieco lęk. Rozmówczyni uśmiechnęła się życzliwie i przytaknęła 
- Zrobię, co tylko będę w stanie - oznajmiła i nagle wychyliła się do bruneta. - Unikaj, łowco, wody - powiedziała konspiracyjnym szeptem 
- Mając moc taką, jaką mam, już to robię - odpowiedział beznamiętnie, a ta nagle złapała w dłonie jego rękę 
- Jednak jej nie unikniecie - powiedziała z przejęciem, a jej oczy błyskawicznie zaczęły dążyć do bieli. - ...bo jak śmierć potężna jest miłość - powiedziała donośnie i z powagą, a spojrzenie stało się puste 
- C-co? Co to ma do wody? - rzuciła blondynka ze zmieszaniem 
- Żar jej to żar ognia 
- Nie wiem - odparł krótko rówieśniczce 
- Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości... - kontynuowała podczas gdy dwójka łowców spojrzała po sobie pytająco. Wreszcie Blaine się wyrwał z uścisku Josephine, która jeszcze wypowiedziała kilka wyrazów, kończąc zdanie. Wreszcie ocknęła się i spojrzała wystraszona na gości 
- Wybaczcie - powtórzyła smętnie z żalem wypisanym na twarzy. Elementy otoczenia zaczęły stopniowo znikać, mieszkanie powoli odchodziło w zapomnienie. - Nie będę was już dłużej zatrzymywać. Gdy mam kontakt z kimś, to jego przyszłość całkowicie mnie pochłania, więc pewnie was tym wystraszyłam 
- Niech się pani tym nie przejmuje - powiedziała nastolatka choć dość niepewnie. - Wie pani, gdzie ma się odbyć rytuał? - zapytała dla pewności, zmieniając przy okazji temat 
- Tak, już zostało mi to przekazane 
- W takim razie zobaczymy się w czasie pełni - rzucił nastolatek zerkając już kątem oka na wyjście 
- Mamy do pani jeszcze jedną prośbę 
- Chodzi o łowcę z mocą portali? - wtrąciła dość szybko 
- Tak 
- Nie mogę nic obiecać, jest to osoba dość ekscentryczna. Wizja przeznaczenia tak dużej ilości energii na rytuał nie będzie dla niego zachęcająca  
- Wystarczy, że załatwi nam pani spotkanie. Sami spróbujemy go przekonać 
- W porządku - odpowiedziała życzliwie. - Choć i w tym przypadku nie mogę obiecać, by się udało, lecz niech będzie - powiedziała dość wesoło i nagle się wzdrygnęła. - Nie wiesz? - zapytała nagle, a ci już tylko spoglądali na nią z lekkim znudzeniem. - Oh, znowu nic nie mówiliście, prawda? - zapytała wstydliwie, a ci przytaknęli. - Wiesz, gdzie możecie się z nim spotkać? 
- Nie bardzo - odparła, a ta błyskawicznie sprawiła wrażenie uradowanej 
- Ha, właśnie o to mi chodziło. Przewidziałam to, ale mój umysł płata mi takie figle, iż nie wiem, czy już zdążyłam zadać dane pytanie i uzyskać na nie odpowiedź, czy to tylko wizja. Starość mi doskwiera... - zaśmiała się żałośnie. - Czy odpowiada ci sen twojej przyjaciółki? - zapytała po chwili 
- Sharon? - upewniła się 
- Tak. Skoro tam ma odbyć się rytuał, to podam jej sen jako miejsce spotkania z łowcą o mocy portali, jeśli się na nie zgodzi. Dae Shim jest z wami w kontakcie, więc za jego pośrednictwem wszystko przekażę, zgoda? 
- Niech będzie - usłyszała w odzewie od nastolatków 
- W takim razie, dziękuję za wasze przybycie, jednak czuję, że jestem bliska przebudzenia, także... 
- Rozumiemy - wtrącił się w jej zdanie udając się w kierunku drzwi 
- Dziękujemy za pomoc - dorzuciła nastolatka i szybko podbiegła do bruneta, który już przekraczał próg drzwi. Kobieta obdarowywała ich na pożegnanie ciepłym uśmiechem, a już po chwili przejście z powrotem się zamknęło. Mogła się przebudzić, tak samo jak nastolatkowie. Pozostał im już tylko ostatni łowca, aby mogli wdrążyć plan w życie. Łowca portali. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine