Kobieta nieznacznie uniosła kąciki ust w dumnym, choć ledwie widocznym uśmiechu i już świdrowała wzrokiem przybyłego łowcę, kroczącego do niej wraz z posłanym po niego wysłannikiem. Podobnie uczyniła jej towarzyszka, momentalnie skupiając całą swoją uwagę na jego osobie. Mężczyzna stanął przed nią nie odezwawszy się słowem, czekając, aż jakieś padnie z jej ust.
- Cieszę się, że się zjawiłeś - przemówiła z zadowoleniem, ale i nutką wyższości, przełamując panującą w śnie całkowitą ciszę. Zaraz po tym skinęła głową do Arcano na znak, że może już odejść. Bez problemu zrozumiał przekaz tego gestu i niczym żołnierz zmuszony do odmaszerowania, odwrócił się niemalże machinalnie, po czym opuścił sen. Zdawać się mogło, że przez całą jego wędrówkę do drzwi każdego z osobna otuliło milczenie. Cisza powróciła, a przerwana została dopiero w chwili, gdy łowca opuścił białą przestrzeń, będącą snem nikomu nieznanego młodzieńca
- Trafiłbym i bez eskorty - wycedził niezbyt dobrze ukrywając swe niezadowolenie. Od razu odmalowało się to na twarzy Selene, z której zniknął uśmiech, natomiast zostawała wypisana całkowita powaga
- Nie wątpię, jednak chciałam mieć pewność, że przybędziesz. Sprawa, jaką do ciebie mamy nie cierpi zwłoki - oznajmiła stanowczo, wymuszając na rozmówcy, by i on przybrał stan całkowitego skupienia i powagi
- Zdawało mi się, że mój udział w ostatnim przedsięwzięciu będzie moją ostatnią interwencją w najbliższym czasie - odrzekł całkowicie beznamiętnie. Jego słowa nie wywołały żadnej reakcji u Pani Czasu, jednak jej towarzyszka zareagowała niemal natychmiast, czując pewne zdenerwowanie
- Vis, może i oficjalnie nie należysz do Jery, ale zgodziłeś się nas wspomóc - przypomniała nieco rozdrażniona postawą rozmówcy. - Zapewniałeś, że będziesz nas wspierać
- Wiem - wtrącił zirytowany, chcąc jak najszybciej przerwać wywód Azjatki. Zamilkła z niezadowoleniem wypisanym na twarzy
- Zapewniam, że nie kłopotałabym cię, jeśli nie byłoby to konieczne - rzuciła kobieta obserwując badawczo rozmówcę. - Jednak sprawy przybrały z goła inny obrót
- Co masz na myśli? - zapytał z podejrzliwością. Pozwolił, by łowczyni przystąpiła do niego o kilka kroków, aby zniwelować niewielki dystans, jaki istniał między nimi. Uległ wrażeniu, iż wraz ze zmniejszaniem odległości zbliżająca się postać wydawała się być coraz to groźniejsza. W tych niezwykłych oczach dopatrzył się surowości, ale i swego rodzaju groźby.
- Czy jest ci znany termin "skażona perła"? - zapytała z pozoru spokojnie, lecz wymieniając się z nim spojrzeniem poczuł narastający niepokój. Czuł w jej wzroku przestrogę, nakaz wyznania prawdy i najlepiej by była to prawda, która ją zadowoli.
Selene jednak otrzymała swą odpowiedź szybciej, niż zdążyła ona paść z ust mężczyzny. Dostrzegła zdezorientowanie tlące się wśród zielonych tęczówek
- Nie, a powinien? - odparł czując zmieszanie, jakie zostało odebrane ze spokojem, a nawet miało się wrażenie, że przyniosło pewien rodzaj ulgi
- Nie ma potrzeby, by Enigma potwierdziła twoje słowa? - wypowiadając to pytanie zaczęła się powoli cofać, by na powrót stanąć obok wspomnianej towarzyszki
- Nigdy nie słyszałem, o skażonej perle - zapewnił ze stanowczością. Kobiety spojrzały po sobie porozumiewawczo. Selene skinęła głową do towarzyszki. Poprzestała na zapewnieniach Visa, więc Azjatka mogła już przejść do objaśnień.
- Udało się dotrzeć do Fioletowego Jokera - rzekła ze spokojem, wywołując tą informacją u łowcy mniejsze zaskoczenie, niż byłaby się tego spodziewała. Nie mniej jednak kontynuowała wypowiedź, streszczając pokrótce przebieg rytuału i to, czego udało jej się dowiedzieć po zajrzeniu w umysł Alice. Mężczyzna słuchał z ogromną uwagą każdego jej słowa, szybko orientując się w sytuacji.
- Nic mi na ten temat nie wspominał - zapewnił szczerze i nie podlegało to wątpliwości
- Wiem, że nie otrzymujesz informacji, ale musiałam się upewnić - usłyszał w odpowiedzi od Selene. - Myślisz, że w zaistniałej sytuacji byłby skłonny przekazać ci położenie pozostałych skażonych pereł? - zapytała spokojnie, nie okazując po sobie żadnych nadziei, które żywiła. Bardziej było je widać po Azjatce, czekającej tylko z pozoru cierpliwie na odpowiedź.
- Nie wiem - odparł smętnie, bez przekonania. Opuścił wzrok jakby naprawdę się zastanawiał, czy udałoby mu się zdobyć namiary na kolejne cele, ale tak naprawdę odpowiedź pozostawała bez zmian. "Nie wiem". Głowę zaprzątało mu coś zupełnie innego. Nawet się nie zorientował, kiedy został już przejrzany przez łowczynie - wiedziały co go trapi, ale nie od razu to okazały.
- Vis - rozbrzmiało głośno, wyrywając go z rozmyślań. Momentalnie podniósł wzrok z powrotem na Panią Czasu, która słała mu wyrozumiałe i ciepłe spojrzenie, choć w tonie jej głosu nie można było się doszukać żadnej z tych cech - pozostawał mocny i stanowczy. - Liczymy, że nam pomożesz - powiedziała tym razem już łagodniej, licząc na to, że w ten sposób przejedna rozmówcę i uzyska to, czego chce. W pierwszej chwili nawet wydawało się, iż osiągnie swój cel, jednak równie szybko, co narodziło się to przekonanie, tak samo błyskawicznie zniknęło. Vis zawahał się, wyraźnie niepewny co do tego, czy ma tak bezpośrednio uczestniczyć w nadchodzących wydarzeniach.
- Wiesz dobrze, Selene, że nie mogę opowiedzieć się tak jawnie przeciwko Fioletowemu. Pomagam wam jak mogę, ale nie powinienem otwarcie przyczynić się do jego upadku - przypomina z ogromną niechęcią, ale i żalem. - Chciałbym, żeby było inaczej. Doskonale wiesz, że popieram waszą sprawę. Sprawę, dla której walczy Jera, ale... - nie musiał kończyć, by jego przekaz był jasny. Widniejący w oczach smutek połączony z rezygnacją potwierdzał autentyczność jego słów.
Enigma spochmurniała, jednak nie tylko dlatego, iż plan miał się nie udać. Wpatrując się w mężczyznę mogła wręcz poczuć jego wewnętrzne rozdarcie, ale jedyne, co mogła mu ofiarować, to ponure spojrzenie pełne współczucia i żalu. Wiedziała, że właśnie z tego powodu nie przyłączył się formalnie do ich grupy - bo chcą zniszczyć Fioletowego, a on ze względu na Niebieskiego nie chciał do tego przyłożyć ręki. Właśnie to zaprzątało tak jego głowę.
Towarzystwo milczenia i ponurej atmosfery stało się aż nazbyt odczuwalne. Jedynie Selene wciąż miała kamienną twarz, podczas gdy u pozostałej dwójki odmalował się żal oraz smutek, i dopiero ona przepędziła ciszę, odezwawszy się zdecydowanie.
- Rozumiesz w jakiej znajdujemy się sytuacji? - rzuciła z taką stanowczością, iż po ciele przebiegł dreszcz, a pytanie przybrało formę stwierdzenia w uszach łowców. Próżno było doszukiwać się w tej chwili u niej choćby krzty współczucia czy też pobłażliwości. Barwa jej głosu stała się nieco ostrzejsza, spojrzenie słane z wyższością stało się groźne. Wbrew pozorom łowczynią nie kierował gniew, a po prostu obranie innej drogi do osiągnięcia celu, inna taktyka. - Czas, w którym mogłeś stać na uboczu właśnie minął - oznajmiła wręcz doniośle. Vis uciekł od jej chłodnego spojrzenia. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie niczym u dziecka dostającego od matki reprymendę.
- Zabicie właścicieli elementu ognia i wiatru nie jest ewidentnym opowiedzeniem się przeciwko Fioletowemu - wtrąciła spokojnie Enigma, nie ulegając żadnym emocjom
- Są wybrańcami Fioletowego
- A ty jesteś wybrańcem Niebieskiego - przypomniała dosadnie przywódczyni. - Czy nie powinieneś więc go strzec? - zapytała niemal szyderczo. Momentalnie mężczyzna srogo spojrzał na rozmówczynię i zacisnął dłonie w pięści, choć wewnętrznie czuł bezsilność.
Selene wzięła głęboki wdech, po czy westchnęła, zupełnie jakby uspokajając się i wymuszając na sobie przybranie innej postaci. Wyrozumiałej mówczyni, potrafiącej przemawiać w sposób wręcz skazujący na to, by jej wysłuchano. Tak też się stało, tonem mocnym i stanowczym, ale jednak zdecydowanie spokojniejszym odezwała się ponownie do Visa. Dostrzegł w jej smętnym spojrzeniu żal.
- Gra toczy się w tej chwili o skażone perły. Jeśli tamtej dwójce łowców uda się zebrać ich wystarczającą ilość, dopną swego. Zabiją Jokerów, zarówno Czerwonego, jak i Niebieskiego - oznajmiła spokojnie, a na jej słowa łowca drgnął, zrobił wielkie oczy i wbił wzrok w kobietę. - Niebieski musi pogodzić się z faktem, że w tym momencie Fioletowy stanowi dla niego zagrożenie i nie zawaha się, by go zgładzić. Nie możecie już stać z boku, to czas najwyższy, by działać - przemówiła wzniośle, chcąc natchnąć tymi słowami słuchacza do działania. Nawet Azjatka widziała, że jej się to udaje. Dostrzegała u mężczyzny wahanie, ale w końcu ze zdecydowaniem przytaknął
- Wystarczy, że ich zabiję, tak? - zapytał dla jasności, choć odpowiedź wydawała mu się oczywista
- To niewątpliwie byłoby najszybszym rozwiązaniem dla zakończenia tej wojny - przyznała spokojnie, wciąż jednak kobieta brzmiała niezwykle władczo i dumnie. - Możemy również przechwycić skażone perły, nie pozwalając im na zebranie niezbędnej ilości energii ciemnej strefy. Bez niej nie wdrążą w życie reszty planu, jakim jest stanięcie do walki z Jokerami
- Więc albo przejmę perłę, albo ich zabiję - rzucił sam do siebie w zamyśleniu
- Zapewniam cię, że nie oddadzą perły bez walki, więc jedno z drugim się łączy - wtrąciła z całym przekonaniem Azjatka
- Niech i tak będzie - wzruszył ramionami dość obojętnie. - Mam wykonać to zadanie w pojedynkę?
- Tak - przywódczyni błyskawicznie potwierdziła jego przypuszczenia. - Dysponując elementem wody powinieneś bez większych problemów rozprawić się z właścicielem elementu ognia, zwłaszcza jeśli uda się wkroczyć do snu akurat w chwili, gdy będą osłabieni walką ze skażonym upiorem - oznajmiła beznamiętnie, a w chwili mówienia Enigma wbiła w nią wzrok, starając się nie okazać po sobie zaskoczenia. Upomniała samą siebie, by ukryła zdezorientowanie i pozostała niewzruszona.
- W porządku - rzucił wręcz od niechcenia. - Podaj czas i miejsce - dodał szybko i stanowczo. Selene zwróciła się do towarzyszki, zderzając się z nią spojrzeniem. U Enigmy podejrzliwość i zakłopotanie było aż nazbyt widoczne, jednak Selene to całkowicie zignorowała.
- Enigma - wypowiedziała i jak na znak Azjatka podeszła do łowcy, jednak jeszcze na chwilę przed użyciem mocy rzuciła zza ramienia krótkie spojrzenie na przywódczynię. Nieugięta, stała bez wzruszenia wyczekując, aż ta wykona polecenie.
Łowczyni wykorzystując swą zdolność przekazała Visowi to, czego potrzebował. Jej tęczówki i źrenice dążyły do bieli, ale nawet nie zdążyły jej osiągnąć. Zadanie zostało szybko wykonane, a oczy wróciły do swego pierwotnego wyglądu. Mimo to Azjatka jeszcze przez chwilę stała naprzeciw mężczyzny i wpatrywała się w niego z troską, której zdawało się, że nie dostrzegł w tym krótkim spojrzeniu. W końcu wróciła na swoje miejsce, tuż u boku Pani Czasu.
- To wszystko? - zapytał dość obojętnie, najwyraźniej pogodzony ze swym losem, jaki został mu przypisany. Był gotowy podjąć się powierzonego mu zadania.
- Tak. - Mężczyzna kiwnął głową na pożegnanie, po czym odwrócił się od kobiet i ruszył w stronę wyjścia
- Vis - zawołała nagle za nim Enigma. Zatrzymał się i spojrzał na nią pytająco przez ramię. - Dopilnuj, byś miał zapas energii na tę walkę - powiedziała dość niepewnie. Uśmiechnął się, jakby rozbawiony jej troską. Obrócił się w jej kierunku, przywołując do dłoni przedmiot
- Nie ma takiej potrzeby. Mam to - rzucił, gdy tylko miał już w ręce Kartę Niebieskiego Jokera. - Poza tym, woda wygrywa z ogniem - dodał z uśmiechem.
Vis ostatecznie opuścił sen. Kobiety już tylko patrzyły jak się oddala w stronę drzwi, odprowadzany ciszą, jaka odeszła równo z nim.
- Okłamałaś go - spostrzegła. Selene nie odpowiedziała na zarzuty. Jedynie posłała jej beznamiętne spojrzenie. - "Bez większych problemów"? - zacytowała ją czekając na wyjaśnienia
- Zastanawia cię, czy naprawdę sądzę, że z łatwością wygra - od razu zrozumiała. Kobieta nie wydała się tym zaskoczona. Wiedziała, że Selene ją doskonale zna. Nawet na tyle, by bez jakiejkolwiek mocy odczytać co ją trapi, więc po prostu przytaknęła, przyznając jej rację
- To niemożliwe, byś nie zdawała sobie sprawy z tego, na jakim poziomie znajduje się właściciel elementu ognia. Obie wiemy, że jest potężny, więc nie sądzę, aby Vis poradził sobie z nim "bez większych problemów"
- To prawda - odparła ku jej zaskoczeniu
- Więc w czym rzecz? Wysłałaś go w pojedynkę i dałaś mu do zrozumienia, że z łatwością wygra. Nie zrobiłabyś czegoś takiego, gdybyś nie miała ku temu powodu - stwierdziła stanowczo, na co ta się uśmiechnęła. Tak jak ona znała doskonale Enigmę, tak Enigma doskonale znała ją.
- Moja droga, nie znajdę wytłumaczenia dla swych czynów, które by cię zadowoliło. To dość bolesna prawda - odparła z lekkim uśmiechem, ale jej spojrzenie było smętne i ponure
- Wystarczy, że mnie usatysfakcjonuje. Nie musi mnie zadowolić - rzuciła pewnie. Z uwagą obserwowała rozmówczynię, która uciekła od niej wzrokiem woląc na tą chwilę umiejscowić je na śniącym, skrytym za barierą.
- Przypominanie, że życie jest brutalną grą byłoby tylko strzępieniem języka. Doskonale wiesz, tak samo jak i ja, że świat jest okrutny, to miejsce także. Wiesz też, że czasem by wygrać grę należy podjąć się dość radykalnych środków - zaczęła mówić przystępując kilka kroków bliżej nieznajomego człowieka, aż wreszcie się zatrzymała. Azjatka dotrzymywała jej kroku, stanęła ramię przy jej ramieniu, idąc za jej przykładem posłała spojrzenie na właściciela snu, choć co jakiś czas zerkała na rozmówczynię.
- Jak więc chcesz to rozegrać? - zapytała z wyrozumiałością, jaką Selene przyjęła z radością i uśmiechem, który jednak szybko stał się żałosny, gdy przyszło jej wyjawić swój plan.
- To zabrzmi dość bezwzględnie, ale niekiedy oddanie do zbicia pionka może być najkorzystniejszym posunięciem - rzekła niechętnie. - Stracenie jednego pionka może jeszcze przechylić szalę
- Mówisz o śmierci Visa? - pomimo kołatających ją emocji utrzymała kamienną maskę i utrzymała beznamiętny ton rozumiejąc, że skoro Selene tak zadecydowała, to musi być to najlepszą opcją. Nie wyzbyła się jednak tym myśleniem wszystkich wątpliwości i pytań.
- Nie zrozum mnie źle. Nie wysyłam go na pewną śmierć, bo ma szansę na wygranie. Nic nie jest przesądzone. To jak potoczy się jego los będzie zależeć w tamtej chwili od niego
- Ale jednak podejrzewasz, że przegra. Wybrańcy Fioletowego go zabiją - starała się odkryć jakie to myśli skrywa umysł jej rozmówczyni
- Vis jest zbyt pewny siebie i nieostrożny. Łatwo wpada w gniew, przez co działa dość impulsywnie. Jednakże jest potężnym łowcą i dysponuje mocą, która idealnie nadaje się do walki przeciwko właścicielowi elementu ognia - zaczęła mówić z całym przekonaniem co do swych słów. - Co więcej, jest wybrańcem. Wybrańcem, którego druga karta została aktywowana, więc zakres jego mocy jest znacznie większy
- To prawda, ale... - odezwała się niepewnie. - Vis jest silny, jednak właściciel elementu ognia wydaje mi się jednym z najpotężniejszych łowców. Energia jaką dysponuje... - poczuła rękę Selene na swoim ramieniu, spoglądała na nią wiedząc, że to ją uspokoi - jak zawsze. - Obawiałam się w ogóle użyć na nim swojej mocy - przyznała wstydliwie
- Wiem moja droga - odparła troskliwie z życzliwym uśmiechem. - Masz rację. Tamtej chłopak jest wrogiem, z którym niewątpliwie trzeba się liczyć - przyznała jej rację
- Nie zdziwiłabym się gdyby ogniem pokonał wodę - mruknęła nieśmiało. - Choć fakt, że ma aktywną kartę... - już sama nie była pewna, czyje zwycięstwo wydaje jej się bardziej prawdopodobne
- Będąc całkowicie szczera: uważam, że nie można jasno stwierdzić kto wygra tą bitwę. To będzie zależeć od zbyt wielu czynników. Energia zostanie w dużym stopniu poświęcona na walkę ze skażonym upiorem. Teren, okoliczności, wykorzystanie mocy... To zawsze miało wielki wpływ na przebieg walki
- Więc jaki jest w końcu twój, znaczy nasz plan? - zapytała zmieszana
- Niezależnie od tego kto wygra, to starcie przechyli szalę zwycięstwa na naszą stronę - oznajmiła dumnie
- W jaki sposób zwycięstwo wybrańców Fioletowego ma nam pomóc? - burknęła starając się nadążyć za myśleniem przywódczyni. Z grymasem na twarzy czekała na wyjaśnienia, wpatrując się w łagodnie uśmiechniętą kobietę.
- Jeśli Vis wygra, ta bitwa zakończy wojnę. Będzie pierwszą i ostatnią, bo wróg zostanie pokonany. Jednakże zawsze istnieją dwie strony medalu. Spotkamy się z pewnymi... niedogodnościami i to dość problematycznymi
- Położenie skażonych pereł - rzuciła już rozumiejąc plan. Selene spojrzała na nią z dumą
- Dokładnie. Niebieski, po tym jak zniknie zagrożenie, nie będzie raczej chętny do doprowadzenia któregokolwiek z nas do swego brata. - wydała się zamyślona, jakby już teraz szukała rozwiązania tego problemu, jednak szybko odrzuciła zamartwianie się tym scenariuszem, skoro wciąż pozostawał jeszcze drugi. - Jeśli Vis polegnie, zyskamy sojusznika. Najpotężniejszego sojusznika z możliwych
- Boga snów...
- Ciężko o lepszego sprzymierzeńca, prawda? Jego wsparcie da nam ogromne możliwości
- Chcesz zastąpić miejsce Visa jako wybraniec Niebieskiego? - zapytała, ale ta odpowiedziała jej jedynie uśmiechem. - Dlaczego właśnie w ten sposób?
- Choć Vis ma aktywowaną kartę, to jest ograniczony. Joker nie mówi mu wiele. Nie wiedział o skażonych perłach i zapewne nie dowie się gdzie je znaleźć, gdy już zniknie zagrożenie w postaci wybrańców Fioletowego. Niebieski musi zostać przyparty do muru, by podjąć działania przeciwko bratu i dać nam informacje, a tak się stanie w chwili, gdy Vis umrze
- Bo wysłannicy Fioletowego zabiją jego wysłannika. Zostanie bez podwładnego. To jak oficjalne wypowiedzenie wojny - spostrzegła z przejęciem.
- Niebieski zbyt długo pozostawał z boku. Gdy jego ulubiony łowca, jego wybraniec, zostanie zamordowany przez wysłanników Fioletowego, ostatecznie opowie się przeciwko niemu. Wtedy będzie skłonny zaakceptować Jerę. Jera zostanie jego wybrańcem, wysłannikiem przeciwko bratu... Nie. Wysłannikiem przeciwko oprawcom Visa - poprawiła się szybko. Uniosła dumnie podbródek mówiąc coraz to podnioślej. - Niech i tak będzie. Zemścimy się w jego imieniu na wybrańcach Fioletowego, a w zamian zyskamy niezbędne informacje i siłę, co przybliży nas do osiągnięcia naszego celu
- Z tego co mówisz, najlepszą dla nas opcją wydaje się...
- Stracenie pionka - dokończyła za nią. Enigma opuściła ponure spojrzenie. - Przykro mi, że tak to musi wyglądać - powiedziała do niej
- Przyczyni się do większego dobra - powiedziała jakby zapewniając o tym samą siebie
- Nie jest powiedziane, że przegra, jednak jeśli tak się stanie...
- To ostatecznie i tak wygramy my - dopowiedziała resztę, a Selene przytaknęła. - Przegramy bitwę, wygramy wojnę - powiedziała chłodno, zachowując już całkowity spokój.
- Oddacie skażoną perłę po dobroci? - zapytał pomimo faktu, iż domyślał się jak brzmi odpowiedź. Tak czy inaczej jej nie otrzymał. Przeciwnicy pozostali w bezruchu, jak zamienieni w kamień. Alice nawet nie spróbowała poderwać się na proste nogi, była jak słup soli. Jedynie jej spojrzenie wędrowało to na Visa, to na skrępowanego rówieśnika. Myślała nad jakimkolwiek wyjściem z tej sytuacji, ale w tamtym momencie miała całkowitą pustkę w głowie, wzbudzającą w niej coraz silniejsze uczucie frustracji i bezsilności.
Łowca wydawał się coraz bardziej zniecierpliwiony. Każda sekunda głuchej ciszy coraz bardziej go irytowała, aż w końcu szarpnął łańcuch tak mocno, że owinięty nim nastolatek poleciał do przodu, padając mimowolnie na kolana. "To było ostrzeżenie" sugerował jego wyraz twarzy dopominający się już nie tyle o samą skażoną perłę, co o jakąś znaczącą reakcję.
- Zostaw go! - krzyknęła wreszcie blondynka, której rozpaczliwe błaganie okazało się być dla Visa jak balsam dla uszu. Z szyderczym uśmiechem skupił całą swoją uwagę na brunecie oplątanym jego łańcuchem.
- Zostawię, jak tylko dostanę perłę - odparł szarpnąwszy ponownie łańcuch, który niespodziewanie ścisnął się mocniej na pochwyconym nastolatku. Brunet zacisnął mocno zęby, starając się, by jego twarz nie wykrzywiła się z bólu jaki odczuwał. Nie był już tylko oplątany przez stal. Czuł, że ona wrzyna się w jego ciało. Łańcuch zaciskał się coraz bardziej, dążąc do momentu, w którym zmiażdży wroga. Broń zgodnie z wolą Visa potraktowała ofiarę jak tubkę z pastą do zębów, którą należy wycisnąć do samego końca.
- Dostaniesz ją! - zapewniła desperacko dziewczyna, nie mogąc już znieść tego widoku. Nie mogła dłużej patrzeć na cierpiącego towarzysza.
Na jej słowa mężczyzna przeniósł na nią wzrok, choć wydawał się być znudzony takim obrotem spraw. Z obojętnością zaczął powoli podchodzić do rozmówczyni, która wciąż wpatrywała się w rówieśnika
- Nie oddawaj mu jej - warknął przez zaciśnięte zęby, gdy tylko łańcuch na powrót poluzował nieznacznie uścisk. Spojrzał prosto w oczy dziewczyny, jednak z zaskoczeniem dostrzegł w nich nie rezygnację czy żal. Widział w nich determinację i wolę walki.
- Nie wygramy. Odpuśćmy - powiedziała smętnie, lecz w oczach było widać, że wcale nie zamierzała się poddać, jak przedstawiała to przed wrogiem. "To nie koniec".
- Lepiej jej posłuchaj - rzucił z obojętnością. Blaine prychnął z niezadowoleniem skazany na odegranie podobnej roli.
- Tylko pod warunkiem, że puści nas wolno - rzucił z niechęcią dołączając do teatrzyku rozpoczętego przez towarzyszkę. Vis jednak nie zareagował w żaden sposób na jego słowa. Stanął wreszcie przy dziewczynie, która obdarowała go nienawistnym spojrzeniem.
- Perła - dopomniał się. Łowczyni już miała się podnieść z ziemi, gdy nagle mężczyzna pochwycił w pięść jej włosy blisko nasady i pociągnął, zmuszając ją, by wstała. - Bez żadnych sztuczek - przestrzegł groźnie, jednocześnie pociągnąwszy mocno blond kosmyki, odchylając w ten sposób siłą głowę nastolatki nieznacznie do tyłu, zmuszając, by jej spojrzenie było skierowane ku piekielnemu niebu. Utkwiła wzrok w przeplatających się na nieboskłonie płomiennych barwach nie chcąc okazać wrogowi szklistych oczu. Zaciskała zęby tłumiąc krzyk, jakiego za wszelką cenę nie chciała z siebie wydobyć. Choć ogarnął ją silny ból nie pozwoliła sobie na to, by wydobyć z siebie choćby jęku.
- Jeśli ci ją dam, uwolnisz go - rzuciła oschle, na co rozmówca się zaśmiał, wyraźnie rozbawiony jej próbą dyktowania mu warunków.
- Niech ci będzie - rzucił od niechcenia, wyczekując tylko momentu przejęcia kulki wypełnionej atramentowo czarną energią. Wreszcie ją ujrzał, gdy tylko łowczyni otworzyła dłoń.
Mężczyzna zmuszony był puścić dziewczynę, by móc sięgnąć po swą zdobycz. Dłoń wysunęła się z morza blond kosmyków i została spokojnie posłana po skażoną perłę. Jednak w tamtej chwili ręka skrywająca niewielki przedmiot zamknęła się z powrotem w pięść, z jakiej dobył się na krótką chwilę błysk. Natychmiast przemienił się w broń, którą bez chwili wahania łowczyni posłała prosto w rękę, w której przeciwnik trzymał łańcuch. Pchnęła ją mocno, by zatopić ją jak najgłębiej w jego kończynie.
Zaskoczony mężczyzna nie zdążył jakkolwiek zareagować. Ostrza, jakimi był zakończony tessen, przecięły jego skórę, wbiły się głęboko, przebijając się przez mięśnie. Puścił łańcuch, który od razu zniknął, jakby rozpływając się w powietrzu. Miał wrażenie, że stal starała się dotrzeć do kości, a napotykając na swej drodze żyły i nerwy zadała ogromne obrażenia, tarasując sobie drogę. Natychmiast przyprawiło go to o olbrzymi ból, przez który nawet nie starał się o wysiłek utrzymania łańcuchów, krępujących wroga.
Vis w popłochu odsunął się od nastolatki, a w jego ciele pozostał zanurzony tessen. Bez chwili zastanowienia sięgnął po niego. Szybkim ruchem pozbył się broni przeciwniczki, jednak poskutkowało to utratą jeszcze większej ilości krwi. Czerwona posoka sączyła się z rannego miejsca gęstym strumykiem, niczym rzeka o gwałtownym i niespokojnym nurcie. Łowca w pierwszej chwili chwycił się za zranioną rękę, bezskutecznie tamując napływ szkarłatnej cieczy, jednak ostatecznie zlekceważył to. Poczuł wściekłość silniejszą od wypełniającej go fali bólu. Gniew zmusił go, by ignorując ranę odpowiedział pięknym za nadobne. Przystąpił do odpowiedzenia na atak dziewczyny. Nie minęła nawet sekunda, a Blaine zjawił się przy nim i wyprowadził z całej siły cios pięścią, którą spowijały płomienie.
Mężczyzna pośpiesznie utworzył z wody osłonę, ale nadchodzący atak okazał się na tyle silny, że bez większych problemów przebił się przez nią. Dobył się syk, a także gęste białe obłoki. Wytworzona w wyniku zderzenia się ognistej pięści z wodną tarczą para wodna wzniosła się, formując osłonę rozdzielającą dwójkę wojowników. Ostatecznie jednak pięść przebiła się przez wodną tarczę, chociaż utraciła na tym towarzyszące jej jeszcze przed chwilą płomienie. Przeciwnik w jednej chwili, trwającej mniej niż sekundę, dostrzegł jak prawy sierpowy przedziera się przez osłonę pary wodnej, rozdziera obłok i pędzi prosto na niego. W drugiej chwili potężne uderzenie nadeszło z takim impetem, że jego ofiara przetoczyła się po ziemi. Krew uleciała ze złamanego nosa, strumykami napływając na gniewnie wykrzywione usta. Nadchodząca dawka bólu, rozchodząca się po całym ciele, była już niczym w porównaniu z ogromną wściekłością, jaka wypełniła żyły.
Nim Vis zdążył wstać, pojawiły się płomienie tworzące okrąg, a on znajdował się w jego środku. Czym prędzej ułożył przy klatce ręce, formując je w kształt litery "x". Jego ciało zamknięte zostało w wodnej kuli, a okrąg wręcz wybuchnął. Słup ognia wystrzelił do góry, więżąc mężczyznę w wirze płomieni.
Utrzymywał wodną kulę, by nie pozwoliła płomieniom się do niego dostać, jednak okazywały się być niezwykle silne. Nie zamierzał czekać, aż ogień zniknie. Wytworzył silny strumień wody, chcąc od środka zlikwidować nękające go płomienie. Woda parowała, jednak zdominowała przeciwny żywioł, rozrastając się coraz to bardziej, aż w końcu całkowicie go zastąpiła. Wysoki słup wody dopiero po chwili lunął na ziemię, odsłaniając postać Visa. Przezwyciężenie ciosu Blaine'a kosztowało go więcej wysiłku, niż się tego spodziewał. Zirytowany stanął lekko przygarbiony, wytężając wzrok za wrogami, a przy tym lekko dyszał. Powstała para wodna tylko przez moment ograniczała widoczność, jednak nawet gdy już zniknęła, dwójki nastolatków wciąż nie było widać. Zniknęli.
Łowcy zatrzymali się dopiero gdy uznali, że odbiegli wystarczająco daleko od wroga. Potrzebowali choćby chwili, by odsapnąć. Choćby chwili, by pozbierać myśli. Blaine postawił nastolatkę z powrotem na ziemi, gdy tylko przebyli odpowiedni dystans i znaleźli się wśród ruin dawnych budowli. Chłopak niemal od razu przywarł plecami do jednej ze ścianek i osunął się na ziemię. Usiadłszy zaczął stopniowo uspokajać szybki oddech.
- Myślałam, że nie masz już energii - rzuciła. Była zaskoczona, że jednak udało się jej rówieśnikowi jeszcze wykorzystać moc, ale mimo wszystko zdziwienie zostało przyćmione przez smutek. Ponuro obserwowała jak towarzysz z wycieńczenia w dość szybkim tempie wypełnia płuca powietrzem i od razu je opróżnia. Z jeszcze większym smutkiem zaobserwowała wyraźne ślady na jego skórze, pozostałe po łańcuchu.
Chłopak przywołał kartę Jokera, na którą przeniósł wzrok.
- Też tak myślałem - odparł spoglądając na pusty wskaźnik. Blondynka nie mogła się powstrzymać, sama również rzuciła na niego okiem. Od razu zrobiła wielkie oczy nic z tego nie rozumiejąc. - Prawdopodobnie to przez zniszczenie kryształu skażonego upiora, w którym składował energię - przeszedł do wyjaśnień jeszcze nim nadeszły pytania, bo wiedział, że nadejdą.
- To w ogóle możliwe, że z takiego powodu zdobyłeś energię?
- Widocznie tak. Nasiąknęłam tą energią, ale nie wchłonąłem jej. Dlatego wskaźnik nie został uzupełniony. Po opuszczeniu snu na pewno po prostu zniknie
- Więc póki jesteś w tym śnie, to masz jeszcze trochę mocy... Wiesz ile?
- Nie mam pojęcia - westchnął. - Wydaje mi się, że ten upiór pożarł zdecydowanie więcej łowców, niż mogłoby się nam wydawać
- Nie powinno to być dobrą wiadomością, ale...
- Możemy dzięki temu walczyć
- Nie ma możliwości, byśmy po prostu stąd uciekli z perłą? - wiedziała, że nie ma takiej opcji, ale wolała, by brunet potwierdził jej przypuszczenia i odebrał jej tą głupią nadzieję, jaka od pewnego czasu ją nieznośnie męczyła
- Perła nie opuści tego snu i nie zostanie wchłonięta póki jest przyciągana przez czyjąś energię. Tamten facet jest w trybie walki, więc emanuje energią blokując perłę - oznajmił jakby ze znudzeniem.
- Nie zużywa w ten sposób energii?
- Emanowanie energią nie zużywa jej - oznajmił. - Sama nią emanujesz - dodał z chytrym uśmiechem. - Póki nie odpuścisz będziesz nią emanować
- Więc wiedziałeś, że blefowałam - uśmiechnęła się żałośnie
- Nie od razu, później się zorientowałem, ale nie po tym, tylko po twoim spojrzeniu - rzekł spokojnie, na co zamrugała szybko, analizując w głowie jego słowa. Ze zmieszaniem przekrzywiła lekko głowę, bacznie obserwując rówieśnika
- Po spojrzeniu?
- Upór i wola walki - rzucił krótko, niemal z dumą
- Użyłeś ofiary krwi, by zdobyć tą perłę - rzekła poważniejąc. - Nie oddam jej bez walki - odmalował się na jej twarzy grymas, na który brunet zareagował lekkim uśmiechem. Wreszcie wziął głęboki wdech i wydech, po czym wstał.
- To dobrze, bo też nie mam zamiaru jej oddać - przyznał z całą swą stanowczością. Podał towarzyszce rękę i pomógł jej wstać. Poderwał ją szybkim, silnym ruchem na równe nogi. - Nie możemy. Musimy wygrać - dodał, na co przytaknęła z determinacją wypisaną na twarzy.
Nikt się nie czaił, nie ukrywał swojej obecności. Dwójka nastolatków szła pewnym krokiem w kierunku, który dyktował Blaine. Zmierzali do wroga, który stale do nich kroczył. Wyczuwali nawzajem swoją obecność. Vis wykrywał ich energię, tak jak i Blaine wykrywał jego. Gdy tylko pochwycili przeciwnika wzrokiem, zatrzymali się. Każdy z osobna stanął w całkowitym bezruchu. Nikt jednak nie rozpoczął ataku. Stanęli oddaleni od siebie na kilka metrów, czekając, aż ktoś wykona pierwszy ruch.
- Daję wam ostatnią szansę. Oddajcie skażoną perłę - powtórzył, na co nastolatkowie przywołali swoje bronie
- Zapomnij - odparł oschle brunet. Rozmówca spokojnym ruchem zdjął okulary i niedbale rzucił je za siebie.
- Jak wolicie - powiedział i rozpostarł ręce. Poruszył nimi tak, że ciągnąca się za dłońmi woda uformował koło. Gdy tylko gwałtownie złączył dłonie został posłany prosto we wrogów strumień wielkości utworzonego uprzednio okręgu.
Alice spróbowała zdziałać cokolwiek podmuchem, ale był za słaby. Jej towarzysz czym prędzej utworzył ognistą ścianę, ale już przy pierwszym zderzeniu wzniosła się para wodna, a zapora została przełamana. Strumień wody uderzył z impetem, ale bruneta już tam nie było.
Vis niespokojnie rozglądał się za wrogiem. Nagły podmuch wiatru wymierzony w ziemię utworzył zasłonę z piasku. Mężczyzna był zmuszony polegać na wykrywaniu energii, jednak postać mknęła z jednego miejsca w drugie ze zdumiewającą prędkością.
W ostatniej chwili uniknął ostrza, które przecięło powietrze tuż przed jego nosem. Gwałtownie stąpnął nogą, wnet otoczył go pierścień stworzony z wody. Brunet wykonał kolejne cięcie, ale od razu ostrze zostało zatrzymane łańcuchem, jaki ułamek chwili wcześniej zmaterializował się w dłoni łowcy. Nagle otaczający mężczyznę strumień rzucił się prosto na wroga. Blaine zdążył otoczyć się silnym płomieniem na chwilę przed ciosem. Woda syczała i bulgotała przez niezwykle wysoką temperaturę. W ostatecznym rozrachunku całkowicie wyparowała, przybierając gazową formę pary wodnej. Tym razem to żywioł ognia wygrał starcie.
Łowcy wymieniali się stale ciosami. Przez większość czasu nie było jasne, kto zyskuje przewagę. Szli jak równy z równym, jednak wreszcie nastolatek zaczął dominować. Wbrew przeświadczeniu mówiącemu o przewadze żywiołu wody nad ogniem, to właśnie płomienie się utrzymywały. Z każdą chwilą walki powietrze wydawało się coraz to gorętsze, białych obłoków przybywało, a ciosy bruneta zamiast słabnąć zyskiwały na sile. Nie opuszczała go wola walki i zwycięstwa. Jednak wkrótce odmalowały się u Visa gniew i irytacja, także dające mu siłę do dalszej walki.
Mężczyzna zamachnął się ponownie łańcuchem, śląc jego koniec z ostrzem w przeciwnika. Blaine kucnął, by uniknąć nadchodzącego ciosu i od razu podciął nogi przeciwnikowi sprawnym kopnięciem. Momentalnie wróg straciwszy równowagę padł na ziemię. Lada moment ujrzał jak nastolatek posyła ognistą pięść prosto w jego twarz. Walcząc z czasem i adrenaliną buzującą w żyłach zdążył w ostatniej chwili odchylić głowę i uniknąć ciosu. Przywołał broń, chwytając za ostrze na końcu łańcucha, po czym błyskawicznie pchnął je prosto w rękę wroga, która z impetem grzmotnęła w podłoże, tuż obok jego ucha. Nastolatek okazał się równie biegły w unikach, zdążył cofnąć rękę, nim została dosięgnięta przez stal.
Ostrze jednak pomknęło dalej. Nie napotykając na swej drodze oporu, uderzyło w ziemię, wbijając się płytko w glebę, z której nagle wystrzelił strumień wody, jaki pomknął prosto w chłopaka. Dopiero gdy ten wzniecił ogień, jakim otoczył całe swoje ciało, woda wyparowała i przestała posyłać go coraz to dalej od przeciwnika.
Vis nie czekając chwili już nadbiegł do wroga wymierzając kolejne ciosy. Powtórzyła się ich gorliwa wymiana. Atakowali siebie nawzajem, żaden nie chciał ustąpić. Zdawało się przez chwilę, że role zostały odwrócone. Teraz to Vis przypierał chłopaka do muru, bombardując go masą wodnych pocisków, których Blaine starał się unikać. Sam nie miał okazji do kontrataku, przez otaczające mężczyznę wodne pierścienie nie pozwalające się nikomu zbliżyć.
Nadszedł potężniejszy podmuch, dający brunetowi tylko krótką chwilę na wymierzenie ciosu i odzyskanie przewagi w starciu. Wiatr pchnął krople wody, chcąc je odegnać jak najdalej od zielonookiego, którego tęczówki zaczęły już przyjmować niebieską barwę.
Ponownie Blaine znalazł się w ataku, zmuszając wroga do żmudnego utrzymywania defensywy. Posłał prosto w niego ogniste pociski, jednak nie stanowiły one najmniejszego problemu. Mężczyzna wykonał okrężny ruch rękoma, formując tym samym osłonę. Nie przypuszczał jednak, że wróg nie odpuści i zacznie usilnie w nią uderzać.
Tarcza, pomimo iż była utworzona z wody, wydawała się twarda jak głaz. Mimo to chłopak uderzał w nią wściekle, raz po raz, pochłoniętymi ogniem pięściami. Wywierał na przeciwniku stawianie kroków do tyłu, napierając na jego osłonę coraz to mocniej. Przy każdym uderzeniu płomienie malały, ale także ubywała woda. Wściekle bulgotała, przez co Visowi coraz ciężej było ją utrzymać. Gotowała się i parowała, stopniowo ulatując w powietrze w postaci pary. Mężczyzna mimo to wykorzystywał swą moc, by na bieżąco uzupełniać braki osłony, choć kosztowało go to sporo energii. Wytwarzał kolejne pokłady wody, od razu nakazując im opływać przed nim w formie okrągłej tarczy, natomiast brunet nieustannie wymierzał kolejne ciosy pięścią ogarniętą ogniem, z czego każdemu następnemu towarzyszył coraz to potężniejszy płomień.
Wreszcie Blaine'owi udało się przebić przez zaporę. Wzniecił niezwykle silny ogień, którym otoczył ciało i z ogromną siłą posłał cios w tarczę. Woda stojąca na jego drodze od razu parowała. Pięść przebiła się i znalazła tuż nad głową Visa, który zdążył się uchylić.
Mężczyzna chcąc wykorzystać okazję przywołał błyskawicznie broń i owinął łańcuchem rękę bruneta, jaka znalazła się tuż nad nim. Sprawnym, szybkim ruchem osiągnął cel. Nim brunet zdążył jakkolwiek zareagować, Vis kucnął pociągnąwszy nieznacznie w dół łańcuch, który zacieśnił mocno uścisk. Uderzył otwartą dłonią o podłoże, wnet tuż u jego stóp wystrzelił gejzer wynoszący go wysoko do góry. Chciał przeskoczyć za plecy wroga i wciąż trzymając łańcuch, w którym uwięził kończynę przeciwnika, wyłamać mu ją.
Był pewien, że ten mały plan się powiedzie, jednak zniweczyła go blondynka. Potężnym podmuchem odrzuciła otulającą ich zaporę białych oparów, a także odepchnęła wroga do tyłu. Zaczął unosić się nad ziemią w małym wirze powietrza. Nagle szarooki chwycił go w kostce i mocno ściągnął na dół. Powiewy ustąpiły, pozwalając mu na ten ruch. Wtem powietrze przecięło ciało wroga, jakie gwałtownie runęło na wciąż niezwykle twardą glebę.
Vis został brutalnie rzucony sztywno na ziemię i do niej przybity. Usłyszał wyraźnie krótki dźwięk. Miał wrażenie, że jego kręgosłup właśnie rozpadł się na kawałki. Zawył z bólu, ale nie czekając chwili rozpostarł gwałtownie ręce. Z jego dłoni momentalnie wystrzeliły strumienie wody, które pomknęły w kierunku Blaine'a niczym węże i mknęły za nim, nie dając mu uciec. Raz jeszcze był zmuszony zwalczyć wodę ogniem.
Nagle ciało przeciwnika zostało zamknięte w wodnej kuli. Zaczął się powoli podnosić, wyraźnie obolały. Wreszcie stanął na nogi, jednak przygarbiony, ugięty nisko w kolanach. Kosmyki kasztanowych włosów pływały w osłonie, jaką wytworzył. Nie zasłaniały już ani trochę oczu, których zielony odcień posmakował niebieskiej barwy. Przybrały ostatecznie morski kolor.
- Starczy tego - warknął zdenerwowany. Wezbrał z nim gniew o tyle większy, im większy czuł ból. Blaine stanął w miejscu, obserwując z uwagą przeciwnika. Jego rówieśniczka tymczasem utworzyła mały wir wiatru tuż u jego stóp. Mała trąba powietrzna oderwała mężczyznę od wody, którą się otaczał. Odrzuciła go do góry, oderwała nad ziemię, by stracił grunt pod stopami. Jednakże momentalnie w jego dłoni pojawiła się broń.
Blaine ruszył do wroga, chcąc zaatakować, póki ten znajduje się w powietrzu bez możliwości ucieczki, ale okazało się, że takową dysponował. Posłał ostrze w ziemię z taką siłą, że natychmiastowo zaryło w glebie i w niej utkwiło. Wtem pociągnąwszy za łańcuch, przyciągnął się z powrotem na ziemię, nim wróg zdążył nadejść.
Silnie przyciągnął się na dół, padł na równe nogi. Równo w chwili, gdy tylko postawił z powrotem stopy na podłożu, wystrzeliła dookoła niego woda, która pognała ogromną falą prosto na Blaine'a. Ten czuł, że tym razem nie uda mu się odeprzeć ciosu. Nie zdąży wyparować wody przed jej nadejściem, więc zmuszony do ucieczki odskoczył na pewną odległość, schodząc z drogi nadciągającej fali.
- Mam was już serdecznie dość, wiecie? - splunął krwią, od razu przetarł buzię. Jego stan wydawał się opłakany. Wciąż miał siłę by walczyć, ale jego ciało było zakrwawione i pokiereszowane. Łowcy odnieśli w starciu sporo ran, jednak to on otrzymał te najdotkliwsze. - Koniec zabawy - parsknął gniewnie i uniósł nienawistne spojrzenie na bruneta. W jego morskich oczach można było dostrzec ruch opływającej wody. Słał płomienne spojrzenie, choć przepełnione chłodem morskich głębin. Oboje od razu to zauważyli, widzieli bijącą w nich moc. Dostrzegli, że dla mężczyzny był to moment, by postawić wszystko na jeden cios. Blaine natychmiast podbiegł z powrotem do rówieśniczki. Spojrzała na niego z przejęciem. Wiedzieli, że coś nadchodzi. Broń dzierżona przez przeciwnika przemieniła się z powrotem w kartę. Wtem w drugiej dłoni mężczyzny pojawił się silny blask, aż przybrał formę drugiej karty - Niebieskiej, przedstawiającej postać Niebieskiego Jokera.
- Niemożliwe - rzuciła robiąc wielkie oczy. Nie mogła oderwać wzroku od przedmiotu. - Czy to druga karta? - zwróciła się do towarzysza zaczynając wątpić swym zmysłom.
Nagle Vis uniósł przedmiot ku górze. Ponownie dobił się z niej blask. Błękitny blask, jaki w oka mgnieniu ogarnął całe otoczenie, zupełnie jakby nagle okolica znalazła się w snopie światła o tym zabarwieniu, jednak wszystko poza jego zasięgiem przyciemniało. Zostało okryte mrokiem.
Ciemność, jaka nagle zapadła ogarnęła cały sen. Nie dało się praktycznie nic dostrzec, co tylko znajdowało się poza obszarem, na który padało niebieskie światło. Nastolatkowie stojąc w rozświetlonym miejscu wraz z wrogiem, nerwowo obserwowali otoczenie, nic z tego nie rozumiejąc. Nawet Blaine nigdy nie spotkał się z czymś takim. Niespodziewanie po otoczeniu rozległy się różne dźwięki, dobiegające z trzymanej w dłoni Visa niebieskiej karty. Szlochy, skowyt, krzyki i jęki. Zaraz za ich brzmieniem z przedmiotu uleciały setki dusz, ujawniając się łowcom.
Duchy zmarłych, zbłąkane dusze. Wszystkie one wzleciały nad kartę, zaczęły kręcić się ponad nią niczym chmura niosąca zamiast deszczu, to setki przeraźliwych dźwięków. Teraz te brzmienia dało się słyszeć zewsząd. Łowcy mieli wrażenie, że słyszą udręczone dusze nie tylko nad swoimi głowami, ale i wokół nich. Zrozpaczone majaki płakały im do uszu, krzyczały za ich plecami, jęczały u ich stóp. Ukazane oczom nastolatków dusze latały w niebieskim świetle, tworząc ze swych niematerialnych, ulotnych form nowe niebo, jednakże ich przeraźliwe głosy niosły się z każdego miejsca, przyprawiając o dreszcze.
Vis przyłożył do serca kartę, która jeszcze niedawno była jego bronią. Zalśniła jasno, po czym zniknęła, jakby zatapiając się w jego ciele. Zjawy zaczęły nerwowo latać w jedną i w drugą stronę, natężając przy tym krzyki i szlochy. Niespokojne niebo, jakie tworzyły, teraz wyglądało, jakby lada moment miał się rozpętać istny armagedon.
- Daj mi moc poległych dusz! - okrzyknął mężczyzna, którego głos przebił się przez hałas. Gwałtownie przyłożył Niebieską kartę do klatki piersiowej w miejsce, gdzie biło serce. Zniknęła, choć na chwilę pozostał po niej blask, jaki wkrótce zaczął bić również z oczu mężczyzny. Nagle wszystkie dusze wijące się po najbliższym otoczeniu pomknęły za kartą. Ruszyły w miejsce, gdzie znajdował się przedmiot. Wrzaski nasiliły się i były tak głośnie, że nastolatkowie, choć do tej pory pozostali sparaliżowani ze strachu, czym prędzej poderwali ręce do uszu, by je zakryć. Każda jedna z osoba dusza porywiście ruszyła do ciała łowcy, do jego serca, w którym się zatopiły. Setki dusz w jednej chwili, jak jeden mąż, wleciały w to jedno serce, którego właściciel zaraz po tym stał jakby został pozbawiony życia. Błękitne światło zniknęło, jednak ciemność pozostała. Blask zniknął pozostawiając mrok.
- Co to było!? - wrzasnęła przerażona czekając, aż wzrok choć trochę przywyknie do egipskich ciemności, jakie nastały. Chłopak złapał jej ramiona, pod wpływem jego dotyku podskoczyła w przerażeniu. Serce miała już w gardle, a biło ze strachu jak oszalałe. Nie spodziewała się ujrzeć czegoś takiego, jednak jej rówieśnik również nie sądził, iż przyjdzie im się z czymś takim zmierzyć.
- Ile masz energii? - zapytał z powagą i przejęciem, po którym szybko wywnioskowała, iż sytuacja lada moment stanie się naprawdę nieciekawa. Oboje tak naprawdę nie mieli pojęcia, czego mogą się spodziewać, jednak zdawali sobie sprawę, iż nie będzie to nic dobrego.
- Nie wiem, niewiele... - wydukała lękliwie. Chłopak sam nie potrafił orzec ile jeszcze energii mu pozostało. Miał nadzieję, że skażony upiór zgromadził jej całą masę i taką też ilością nasiąknął. Jeśli nie, szanse na ich zwycięstwo właśnie spadły do zera.
- Tornado - rzucił krótkie hasło, jakby właśnie wpadł na genialny pomysł
- Co? - zapytała zmieszana, nie podzielając zapału rozmówcy, który to już zaczął koncentrować energię. Czerwone oczy buchnęły ogniem, płomienie w nich tańczyły, tak jak i wkrótce zaczęły się przewijać między jego palcami, stopniowo wspinając się wyżej. Ogniste języki oplatały ręce łowcy pełzając aż do ramion, a przy okazji rozświetlając nieznacznie najbliższe otoczenie.
Vis również przystąpił do działania. Podniósł wreszcie głowę, wcześniej zawieszoną nisko w ramionach. Jego spojrzenie było przeraźliwe puste, jakby został opętany. Dookoła niego zaczęła się wić woda, nagle pojawiła się jej ogromna ilość. Wkrótce stanął w ogromnym jej strumieniu.
- Zaraz zaatakuje. Nim to zrobi musisz stworzyć najsilniejsze tornado, na jakie cię stać - oznajmił stanowczo. - Musisz odpychać nadchodzącą wodę, trzymać ją z dala od ognia, jaki wytworzę wewnątrz twojego tornada. Jeśli będziesz utrzymywać ją dalej od płomieni, to może uda się ją zlikwidować
- Czekaj, czy ty chcesz wyparować całą wodę, jaką on wytworzy? - spojrzała na rozmówcę jak na prawdziwego szaleńca
- Nie mamy wyboru, więc lepiej już koncentruj energię
- Nie wiem nawet czy utrzymam to tornado, jeśli masz zamiar szaleć w jego wnętrzu płomieniami - zaoponowała. Nie wspominała nawet o fakcie, że przez ogarniający ją lęk tym bardziej ciężko będzie utrzymywać kontrolę nad tak potężnym wirem powietrza
- Nie mamy wyjścia!
- Skąd pomysł, że uda mi się osłonić twój ogień, skoro tamten łowca wzmocnił się kartą Niebieskiego!? - zdenerwowała się, głównie panującą sytuacją
- Spójrz, on tą moc przeznacza na ilość, nie na siłę
Postać mężczyzny całkowicie zniknęła w wodnym wirze jaki stale się znacząco powiększał. Blondynka została zmuszona, by odstawić na bok strach i obawy. Wzięła wdech i wydech, uspokajając tętno, bicie serca, a przede wszystkim umysł. Pragnęła teraz bardziej niż kiedykolwiek mieć w głowie pustkę. Skupić się tylko na tym jednym ataku i go utrzymać.
- Stój jak najbliżej mnie, żeby ogień cię nie zranił - powiedział, lecz jego słowa zdawały się być odległe. Blondynka wzięła głęboki wdech. Zaczęła nabierać powietrza. Wiatr stał się niezwykle niespokojny. Powiewy skumulowały się w ich miejscu. Po krótkim czasie prądy powietrza wreszcie przybrały postać tornada. Nastolatkowie nie widzieli przeciwnika przez panującą ciemność, ale wiedzieli, że przygotowuje się do zaatakowania. Alice niecierpliwie czekała już tylko na nadejście wody, bo ten moment miał o wszystkim zadecydować.
Wszystko wydarzyło się w jednej chwili.
Vis zaatakował. Nadciągnęły niszczycielskie i ogromne fale. Nadeszło tsunami.
Woda uderzyła w wirującą kolumnę powietrza, jaka się nią w krótkiej chwili owinęła. W jednej chwili wewnątrz wiru wystrzelił w górę słup ognia. Płomienie rozszalałe we wnętrzu trąby powietrznej emanowały potężnym żarem. Pobliska ciecz zaczynała natychmiastowo parować. Podmuchy zdały się być jeszcze silniejsze, jakby chcąc dorównać swej sile ogniowi, podczas gdy woda desperacko brnęła do ugaszenia go. Trzy potężne żywioły obrały za cel jedno miejsce, w którym rozpętały armagedon. Natężenie siły tych trzech mocy doprowadziło całe otoczenie do zniszczenia, jednak one same wciąż próbowały zdominować siebie nawzajem, kontrolowane przez trójkę łowców. Trójkę osób znajdujących się w samym środku klęski żywiołowej.
Woda swą niszczycielską siłą uderzała o kamienne wzgórza niszcząc je, wyrywając ich części kawałek po kawałku. Wiatr porywał wszystkie te głazy, jakie zostały przyniesione przez potop. Woda zdawała się powoli przebijać, jednak ogień ponownie zyskał na sile. W pałacu huraganowych wichrów zaistniało piekło. Ogniste bestie szalejące niczym wygłodniałe potwory zamknięte w klatce, pragnące się wyrwać, by pożreć słabą ofiarę stały się tak silne, że wkrótce uderzenia wody nie były już jedynym problemem dla utrzymania tornada. Płomienni wojownicy już nie tylko przemieniali ciecz w gaz, ale poczuli tak silny zew walki, że wyrywali się z okowów wirów powietrza, jakie w zamyśle miały ich chronić przed zgaśnięciem. Wiatr porwał wyrywające się płomienie, zbyt potężne, by zostały ugaszone. Ogniste tornado zakończyło starcie.
Sen się zmienił. Został zniszczony. Tron dawnego bóstwa tego świata już go ani trochę nie przypominał. Schodkowa piramida popadła w ruinę, której części zostały rozrzucone po okolicy, zupełnie jak w przypadku wcześniej spotykanych poniszczonych budowli. Wszystkie drewniane iglice zostały ułamane i zniszczone. Wszystko dotkliwie poczuło siłę żywiołów.
Blaine zaczął kaszleć, jego towarzyszka padała z sił. Ledwie utrzymywała się na nogach, osunęła się nieprzytomnie prosto na niego. Czuła każdy mięsień swojego ciała, absolutnie każda jego część pulsowała jak po nazbyt dużym wysiłku fizycznym. Chłopak złapał osłabioną dziewczynę, jednak sam był na tyle padnięty, że mało nie zachwiał się razem z nią.
- To chyba mój limit - przyznał dysząc. Alice przywołała kartę sprawdzając wskaźnik. Pozostały jej resztki energii. "Lepsze to, niż gdyby wskaźnik był pusty", pomyślała.
- To koniec? - zapytała z nadzieją, spoglądając na rówieśnika. Nim zdążył odpowiedzieć, niespodziewanie otoczyła go woda.
- Tak, to koniec - usłyszała mężczyznę, który uwięził bruneta w wodnej kuli. - To w a s z koniec - rzucił srogo
- Blaine! - krzyknęła za chłopakiem, do którego wyciągnęła rękę. Chciała go wyciągnąć z wodnego więzienia, jednak Vis nie zamierzał na to pozwolić. Łańcuch uderzył ją w brzuch, a po chwili oplótł ją w pasie.
- Tak, wołaj go. Wołaj i obserwuj jak się topi - mówił ze zgrzytem zębów. Jego spojrzenie było inne niż na początku. Był jak opętany, ale przy tym oszalały ze wściekłości. Sztyletował wzrokiem przeciwników, pałał do nich nienawiścią za wyrządzony mu ból. "Teraz to ja wam zadam ból", sugerował jego wyraz twarzy.
- Puść go - wrzasnęła wściekle, na co ten jedynie machnął łańcuchem sprawiając, że dziewczyna poleciała w bok i uderzyła o głaz przyniesiony przez wodę. Jej ramię ogarnął silny ból, gdy tylko zderzyło się z kamieniem. Nie zdążyła nawet upaść z powrotem na podłoże, a już mężczyzna przerzucił ją na powrót obok bruneta, uderzając nią o ziemię.
Na krótką chwilę broń zniknęła. Alice ledwie miała siły, by dźwignąć się na nogi. Czuła się przygwożdżona do ziemi i bezsilna. Leżała obolała spoglądając jak przeciwnik stawia kroki w stronę swego więźnia. Obróciła się w jego stronę.
Blaine starał się wytworzyć ogień, ale nie mógł. Nie miał energii, a na pewno nie w takich ilościach, by wzniecić płomienie wewnątrz wodnej sfery. Każda próba skończyłaby się natychmiastowym stłamszeniem jego żywiołu. Chłopak czuł jak traci tlen. Próbował wypłynąć poza kulę, ale nie mógł się poruszyć. Uległ wrażeniu, iż jest zakuty w niewidzialne kajdany. "To ta woda".
Blondynka już nie miała pomysłów. Nie widziała wyjścia z zaistniałej sytuacji. Nawet oddanie skażonej perły nie dawało im szans na ratunek, bo Visowi już na niej nie zależało. Teraz chciał tylko zobaczyć jak umierają. Chciał pozostawić po sobie jedynie zimne trupy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz