wtorek, 19 stycznia 2016

Sen siedemdziesiąty szósty - Emocjonalna ruletka

Dziewczyna z ogromnym uśmiechem mijała kolejnych przechodniów. Niemalże w podskokach zbliżała się do przejścia dla pieszych, przy którym się zatrzymała, czekając na zielone światło. Wydawałoby się, że nic jej tego dnia nie zepsuje humoru, nic nie będzie w stanie zmusić, jej wysoko uniesionych kącików ust, by skierowały się w dół. Rozpromieniona z niecierpliwością wpatrywała się w sygnalizację świetlną. Muzyka wydobywająca się z jej słuchawek zagłuszała niemal cały zgiełk miasta, jaki o tej godzinie wydawał się jeszcze większy. Tłumy ludzi i pojazdów przemierzających miasto, skryte pod szarymi chmurami, które przysłaniały znaczną część nieba, ukazując tylko jego fragmenty. Nastolatka w końcu kontynuowała swoją wyprawę, znajdując się już prawie na miejscu. Pląsała rytmicznie z nogi na nogę, wędrując niespełna w małych podskokach do wnętrza wielkiego budynku. W drodze niemalże nie czuła dość niskiej temperatury, ani chłodnawego wiatru, który co jakiś czas dawał o sobie znać przy delikatnych powiewach. Jednak nagłego ocieplenia, po wejściu do galerii handlowej, nie dało się zignorować. Pomknęła przed siebie, udając się do najbliższej ławki. Przystanęła przy niej i zaczęła ściągać wierzchnie odzienie, wciąż pod nosem nucąc sobie aktualnie odtwarzaną przez jej telefon piosenkę. Niespodziewanie muzyka się zmieniła, a także brunetka mogła poczuć wibracje w swojej kieszeni. Czym prędzej chwyciła za komórkę, jak porażona. Rzuciła okiem na ekran, którzy w tym momencie wyświetlał jej wspólne zdjęcie z niebieskooką blondynką. Momentalnie uśmiech zastąpił grymas.
- No proszę, proszę. Kto to do mnie dzwoni? - rzuciła dość cierpko
- Wybacz, że nie odbierałam - zwróciła się do dziewczyny z żalem. - Spałam
- Kto śpi w południe? - burknęła rzucając kurtkę-parkę, o ciemno-zielonej barwie i skórzanych rękawach, na drewniane siedzenie
- Ostatnio popadłam w taki nawyk i to już dla mnie normalne, że popołudniu ucinam sobie drzemkę - odparła wymuszając radosny ton
- Alice, no wiesz ty co? Nie masz czasu się ze mną spotkać, a na drzemanie już tak? - mruknęła dość markotnie zabierając swoje rzeczy i udając się w głąb budynku.
- Mówię ci już któryś raz, że ostatnio mam naprawdę sporo na głowie - westchnęła. Jej rówieśniczka nawet nie mogła sobie wyobrazić ile spraw już zaprząta jej myśli, zwłaszcza te odnoszące się do Wymiaru Snów
- Poniedziałek był wolny, a i tak nie miałaś czasu. Ostatnio widujemy się tylko w szkole, przy czym niemal bez przerwy wydajesz się nieobecna myślami - parsknęła imitując małe oburzenie. Jakby jej ton mówił w tym samym czasie: "To skandal". Tymczasem rozmówczyni miała wrażenie, że eksploduje jej głowa. Włączyła głośnik w komórce, pozwalając sobie na rozmasowanie skroni. Mijał już czwarty dzień, od momentu spotkania z Selene, a blondynka i tak nie mogła się uwolnić od drążenia myśli odnośnie dołączenia. Nie miała jak zaprzeczyć Grace. Nie zdawała sobie sprawy, że chwil, w których pozwalała sobie odlecieć na jakiś czas myślami, było tak wiele. Przez ostatnie kilka dni poza coraz większą dawką zadań do szkoły, rozważała podjęcie się współpracy z Selene. Wszystkie za i przeciw, aż ostatecznie zamiast podjąć decyzję, tylko jeszcze bardziej wkraczała na ścieżkę niepewności. Im bardziej chciała zboczyć z jej szlaku, tym dalej w nią brnęła. - Alice, stało się coś? Na pewno nie chcesz o tym pogadać? - rozległo się nagle w telefonie pytanie, przepełnione troską. Tak jak było do przewidzenia, brunetka nigdy nie potrafiła długo tłumić w sobie gniewu, zwłaszcza, gdy czuła, iż coś nie gra. Na nieszczęście blondynki, mogła czytać z niej niemalże jak z otwartej księgi, choć ta jej zdolność wydawała się osłabiona od momentu całkowitego przebudzenia.
- Nic się nie dzieje, to tylko przez szkołę - odparła wymuszając na sobie radony i energiczny ton
- Ale kit wciskasz - rzuciła zmierzając do toalet. Usłyszała głębokie westchnięcie ze strony Alice.
- Teraz strasznie dużo mamy zadane też z historii, przez ten cały projekt
- Wy też go wykonujecie? - zapytała zdziwiona
- Z tego co wiem, to chyba wszyscy muszą pomóc przy nim
- Ale chyba nie dałaś się wrobić w odwalenie całej roboty za swoją grupę, prawda? - mruknęła pełna podejrzliwości. Rozmówczyni niemalże poczuła na sobie jej wnikliwe spojrzenie, chociaż tylko rozmawiały przez telefon
- Etap prac grupowych mamy już za sobą. Teraz każdy dostał coś do zrobienia indywidualnie - odparła mając nadzieję, że to zakończy temat jej napiętego grafiku i ciągłego błądzenia myślami. Już któryś raz pomyślała, jak bardzo chciałaby zdradzić wszystko Grace. Tak jak to było dawniej, gdy mówiły sobie wszystko i nie miały przed sobą żadnych tajemnic. Jeśli Alice nie miała, to jej strona łowczyni była zmuszona, do posiadania ich. Ten fakt strasznie ją drażnił. Z każdą rozmową z nią narastała ochota, by powiedzieć jej o Wymiarze Snów, ale to nie wchodziło w grę. Wolała jej w to nie mieszać, a tym bardziej nie zamartwiać. Brunetka była już wystarczająco zatroskana o nią, by nie musieć tego doprawiać wiadomością o ryzykowaniu życiem w starciach z upiorami, bądź innymi łowcami. Te myśli już i tak zepchnęły sprawę wiarygodności na dalszy plan. Historię tak niebywałą można by wsadzić między bajki, a nie zwierzenia do najlepszej przyjaciółki. Nie było innej opcji, jak ponownie ugryźć się w język i sfabrykować pozornie zwyczajny stan rzeczy.
- Nie mieli już czego wymyślić... - rzuciła z niechęcią do omawianego tematu
- Właściwie, to po co dzwoniłaś? Już ci mówiłam, że nie mam przez najbliższe kilka dni czasu - zwróciła się do rówieśniczki markotnie
- Poinformować cię o dwóch sprawach - oznajmiła jakby tryumfalnie. - Pierwsza, jestem na randce z Ryanem - powiedziała radośnie, ledwo się powstrzymując od pisków
- Naprawdę!? Jak do tego doszło, zaprosił cię? - pytała entuzjastycznie. - Czekaj, teraz jesteś na tej randce?
- Przyszłam trochę wcześniej, ale niedługo powinien się zjawić. Co do wcześniejszego pytania, to... Sprawa druga! - powiedziała tonem niczym prezenterka nagród w jednym z telewizyjnych show. - Jutro się spotkamy. My dwie. Nie ma żadnego: "Nie mam czasu", "Mam wiele spraw na głowie", "Naprawdę nie mogę", nie wymigasz się, rozumiesz?
- Kiedy ja naprawdę... - mówiła ponuro, ale ta od razu jej przerwała
- Nie interesuje mnie to. Opowiem ci wszystko jutro, więc zarezerwuj dla mnie czas. I nie ma zmiłuj, bo wbiję ci na chatę i zrobię awanturę, jakiej dawno nie widziałaś - powiedziała, a brzmiało to jak najprawdziwsza groźba
- Naprawdę nie wiem
- Alice - warknęła nagle
- Niczego nie obiecuję - westchnęła nie chcąc przed nią przyznać, że chociaż naprawdę by chciała, to nie wie, czy przez ten krótki czas coś się nie wydarzy. Włączając w to sprawy związane z Wymiarem Snów, nie była w stanie tego jasno stwierdzić.
Brunetka rozłączyła się chowając szybko telefon do kieszeni. Stojąc w damskiej toalecie, gdzie jak to niemal zawsze bywało, było pełno kobiet, oparła się o umywalkę głośno wzdychając i opuszczając głowę. Dziewczyna, myjąca dłonie obok niej, spojrzała jakby ze zmartwieniem, ulegając mylnemu wrażeniu, że Grace robi się słabo. Ta myśl szybko ją opuściła, gdy ta niespodziewanie uderzyła pięściami o blat gwałtownie unosząc wzrok, by wbić go w swoje odbicie w lustrze. Przykuło to uwagę kilku osób, ale ostatecznie i tak puścili to w niepamięć.
- Alice, co się dzieje? - zapytała sama siebie w duchu, z miną wyrażającą smutek. Nie pamiętała, by kiedyś taka sytuacja miała miejsce. Sytuacja, w której czuje, że jej przyjaciółce ciąży coś na sercu, a jednak mimo kilkukrotnego nakłaniania, nie chce wciąż powiedzieć o co chodzi. Przez moment zapomniała o wszystkim przyglądając się obrazowi w lustrze, a jednak będąc nieobecną i wzrokiem i myślami. - Ile to już trwa? - pytała samą siebie, ulegając wrażeniu, że straciła rachubę czasu. Może nawet to wszystko by ją tak nie przygniatało, gdyby nie myśl, iż Alice nie chce się zwierzyć właśnie jej, a komuś innemu jest w stanie. We wspomnieniach znalazła momenty, w których zwracała się do Sharon. Nigdy dotąd nie było czegoś takiego, w czym ona nie mogła by ją wesprzeć, więc czemu mimo to poszła po radę do niej osoby? Czemu tak to wszystko zataja? Czemu zwróciła się do niej zamiast do mnie? Te pytania zawładnęły jej myślami.
- Zaczynam myśleć jak jakaś wariatka, przecież to może naprawdę nic takiego - powtórzyła sobie na głos, mając nadzieję, że w ten sposób sama się do tego przekona, ale tak się nie stało. Przez dłuższy czas miała poczucie, jak się z Alice od siebie tylko oddalają w ostatnim czasie. To coraz bardziej ciążyło. Już nie wiedziała jakie emocje w niej dominują. Kłębiły się w niej tworząc całkowity mętlik. Jak wrzucone do wielkiego gara i energicznie wymieszane. Miszmasz wszystkiego, to wszystko aż huczało.
Zazdrość przez wrażenie, że jest zastępowana przez Sharon. Złość, że jest odrzucana na dalszy plan. Złość na samą siebie za te odczucia. Rozgoryczenie. Smutek z takiego obrotu sprawy. Tajemnice. Obawa straty najlepszej przyjaciółki. Pełna symfonia uczuć, która towarzyszyła jej od jakiegoś czasu. Trzymała się jej jak uciążliwa melodia, która wpadła w ucho i za nic nie można się jej pozbyć z głowy. Zbyt wiele, miała już coraz bardziej dość.
Wyrwał ją nagle dźwięk jej telefonu. Otrząsnęła się momentalnie i wręcz podskoczyła, jakby nagle ktoś ją wyrwał z jakiegoś transu. Pośpiesznie wzięła komórkę wyłączając ustawione w nim przypomnienie. Napis: "Randka z Ryanem!" z przesadną ilością serduszek i uśmiechów.
Spojrzała jeszcze raz w lustro, po czym nagle uderzyła dłońmi swoje policzki, jakby licząc, że to ją ostudzi. Prawie jak rumieniec, czerwony ślad przyozdobił jej twarz.
- Koniec tego pesymizmu Grace! - pomyślała ochoczo. - Wreszcie się doczekałaś tej randki, więc nie spieprz tego! - dodała mocząc dłonie w chłodnej wodzie. Przejrzała się jeszcze raz, czując jak ze zdenerwowania jej serce zaczyna bić dość nierytmicznie. Brązowe włosy, które nie tak dawno doczekały się wizyty u fryzjera i cieniowania, były dość krótkie, sięgające do uszu, może niewiele dalej. Spokojnie odsłaniały dwa kolczyki w prawym uchu. Potargała nieznacznie biegnącą na bok grzywkę, nadając jej dość subtelnego, lecz przyjemnego dla oka, nieładu. Wreszcie uznała, że jest gotowa. Przynajmniej taką miała nadzieję i tego się trzymała.
Dotarła na umówione miejsce, gdzie już stał nastolatek. Pomachała mu czując nasilający się rumieniec. Do gara pełnego emocji doszła ogromna radość, zauroczenie i niewielka dawka zestresowania. Centrum handlowe było wciąż oblegane przez całą masę ludzi. Zwłaszcza teraz, gdy organizowano w nim kilka wystaw różnego rodzaju. Oboje chcieli na tym skorzystać i rozejrzeć się co nieco.
- Długo czekałeś? - zapytała starając się ukryć fakt, że wprawdzie ona była na miejscu jeszcze przed czasem. Ryan ściągnął wierzchnie ubranie. Sięgnął po czapkę, spod której wystawały loczki o niesamowicie jasnym odcieniu blondu, i zdjął ją szybkim ruchem, spoglądając na rozmówczynię.
- Coś ty, jesteś punktualna jak w zegarku - rzucił z życzliwym uśmiechem. Grace sfabrykowała uśmiech. Akurat o jej punktualności przeważnie padały całkiem odmienne zdania, ale nie miała najmniejszego zamiaru wyprowadzać chłopaka z błędu. - Myślałaś już, jaką wystawę chcesz zobaczyć najpierw? - zapytał czochrając nieznacznie włosy, jakby próbował je doprowadzić do ładu. Nastolatka patrzyła na niego jak w obrazek, starając się wciąż kontaktować i nie uśmiechać się jak głupi do sera.
- Właściwie to nie, a ty? - odparła przyglądając się nieco, jeszcze czerwonym od zimna, policzkom blondyna, mając nadzieję, że może jej rumieniec uznał za wywołany również z powodu chłodu, jaki panuje na zewnątrz.
- Możemy przejrzeć je po kolei, pewnie znajdzie się coś ciekawego - zaproponował przyjaźnie, na co ta energicznie przytaknęła. Ruszyli do wystaw rozmieszczonych w różnych częściach budynku. Wiele witryn sklepowych już było dekorowanych pod zbliżające się Halloween. Wypożyczalnie przebrań od razu nabrały klienteli. Niektóre butiki z ubraniami, przybliżając się do tego dnia, nie tylko zmieniały wystawy, ale też resztę wystroju, a nawet wzbogacały swoje kolekcje o stroje bardziej imprezowe. Mijając wiele takich sklepów, dotarli już do wystawy omawiającej motoryzację. Rzucili jednak tylko na nią okiem, nawet się przy niej nie zatrzymując, tylko udając się dalej. Grace ani trochę ona nie interesowała, ale następna przyciągnęła jej uwagę, jak z resztą niemalże większości osób. Nie mogła się powstrzymać, by przyspieszyć kroku, aby jak najszybciej dostać się do obleganego przez ludzi punktu. Chłopak uśmiechnął się nieśmiało, powoli idąc za krokiem towarzyszki. Wystawa organizowana przez sklep zoologiczny znalazła rzeszę fanów, choć niewielu z nich okazało się być nabywcami słodkich pupili.
- Jaki śliczny! - mruknęła przyglądając się małemu futrzakowi i przykucając przy nim. Ryan dołączył do niej, nachylając się nad małym królikiem o beżowym futerku. Zerknął na brunetkę, która z błyskiem w oku przyglądała się stworzeniu.
- Masz jakieś zwierzę? - zapytał z zainteresowaniem
- Niestety nie - odparła. - Chyba, że moje rodzeństwo się liczy - burknęła, ale zaraz po tym spojrzała na rozmówce jakby zobaczyła ducha. Już miała się tłumaczyć, że to wcale nie tak, ale darowała to sobie, gdy spostrzegła, iż rozmówca się nieznacznie zaśmiał
- Aż tak przeszkadzają? - zapytał ze spokojem
- Różnie bywa - jej twarz przyozdobił wymuszony uśmiech. - A jak jest z tobą?
- Jestem jedynakiem z królikiem - rzucił podnosząc się, a ta uczyniła to samo za jego przykładem, po czym oboje podeszli do małych kotków. - Kiedyś myślałem nad wzięciem psa ze schroniska, ale póki się nie wyprowadzę od rodziców, to raczej nie ma na to szans - oznajmił jeszcze przez jakiś czas patrząc na małe pociechy. Na oglądaniu ich zeszło im więcej czasu, niż przypuszczali, ale w końcu ruszyli dalej. Po kilku wystawach dotarli do tej, która dotyczyła sztuki. Wystawione na sztalugach obrazy, kilka rzeźb, malunków na kartkach. Nieco dalej było pełno fotografii, jakby te wszystkie zdjęcia stanowiły już inną wystawę. Grace z podekscytowania złapała ramię nastolatka, delikatnie je przyciągając w kierunku rzeźb.
- Obejrzymy też tą wystawę? - zapytała ochoczo, ulegając wrażeniu, że okazując zainteresowanie czymś, czym on się interesuje, wypadnie lepiej w jego oczach. Ryan spojrzał się dość zmieszany, ale szybko przytaknął. Oboje przyglądali się różnym dziełom.
- Aż tak lubisz rzeźbiarstwo? - rzucił zaskoczony
- No pewnie! - odparła entuzjastycznie, a wyraz twarzy blondyna nagle przybrał podstępnego wyrazu
- To super, a jaki jest twój ulubiony rzeźbiarz? Może masz jakąś ulubioną rzeźbę? - zapytał starając się nie zaśmiać widząc szok u rozmówczyni
- No... - zaczęła gorączkowo się rozglądać, aż ten się zaśmiał
- Grace, nie musisz kłamać, że lubisz to co ja - powiedział. - Przecież nie dlatego cię lubię - dodał z niewielkim rumieńcem, jednak był on niczym, w porównaniu do tego, który przyozdobił twarz nastolatki. Dodatkowa czerwień należy się także za wstyd.
- Wiesz, rzeźbiarstwo to nie jest coś, czym się super interesuję - zaczęła nieśmiało, a w jej przypadku onieśmielenie rzadko pukało do jej drzwi. - Ale rzeźby naprawdę mi się podobają, zwłaszcza jak zauważyłam jak ciężko cokolwiek stworzyć... - mruknęła z zażenowaniem, gdy przypomniała sobie kupkę gliny, która w zasadzie nie przypominała niczego sensownego.
- Próbowałaś kiedyś rzeźbić?
- Pamiętasz jak przypadkiem zniszczyłam twoją rzeźbę w dniu festiwalu? - westchnęła zrezygnowana, a on przytaknął. Momentalnie zgubiła wątek na nowo się obwiniając za tamtą gafę. - Naprawdę przepraszam, nie chciałam!
- Spokojnie, spokojnie. Już ci to mówiłem kilka razy, że nic się nie stało - uśmiechnął się życzliwie. - Więc? - dopomniał się o rozwinięcie wcześniejszej myśli
- Było mi tak strasznie głupio, że chciałam ci to jakoś wynagrodzić, a jedyne co mi przyszło na myśl to zrobienie rzeźby dla ciebie, ale... - spojrzała na jedną z prac na wystawie. - Daleko jej było do czegoś, co chociaż w połowie byłoby tak ładne, jak to - powiedziała ponuro. Ryan patrzył na nią z niedowierzaniem i małym zdziwieniem. Brunetka ilekroć spojrzała w jego oczy, uciekała momentalnie wzrokiem jak sparzona, po czym na nowo zerkała w ten brązowy odcień. Powtarzała tak, mając wrażenie, że ta minuta milczenia trwa znacznie więcej minut.
- Dziękuję - zwrócił się przekazując zdziwienie rozmówczyni
- Co? - rzuciła zdezorientowana
- Liczą się chęci, więc dziękuję ci za nie - wzruszył ramiona, uśmiechając się przy tym niewinnie. - Chociaż naprawdę nie masz powodu, żeby czuć się źle z powodu zniszczonej rzeźby
- Ale...
- Powiedzieć ci coś? - przerwał sprawiając, że brunetka nagle zamilkła. - Mój kolega, jeszcze z poprzedniej klasy, wpadł na pomysł pójścia za mną do sekcji artystycznej. Wydaje się dokładny w tym co robi i skupiony, ale tak naprawdę to jest jak słoń w składzie porcelany. Potrafił w jeden dzień zniszczyć pięć rzeźb, a ile moich ucierpiało, w ciągu całej naszej nauki, to nawet nie policzę - mówił starając się uspokoić dziewczynę i nawet mu się to udało. Nie była pewna, czy ta historia nie jest naciągana, ale w ostateczności wolała już dać temu spokój.
- Tak właściwie to przypomniało mi się coś - zwróciła się energicznie do blondyna, który obdarzył ją pytającym spojrzeniem. - Mam ulubionego rzeźbiarza - poinformowała dumnie, z szerokim uśmiechem
- Tak, kogo?
- Patrzę na niego - odparła wywołując na twarzy nastolatka niewinny uśmiech, doprawiony lekkim rumieńcem
- Czuję się zaszczycony - odrzekł rozbawiony. Mimo już sporej ilości odbytych rozmów z dziewczyną, nie przestawała go zadziwiać. Zwłaszcza, że na pierwszy rzut oka nie wydawałaby się osobą, zdolną do powiedzenia czegoś takiego. Miał wrażenie, że stopniowo odkrywa tą jej stronę, tak samo jak ona stopniowo coraz bardziej poznawała jego. Wbrew wielkiej ekscytacji i zauroczenia, Grace trochę się tym denerwowała. Jak dotąd doznała już kilka razy podobnego stanu, chociaż z niechęcią musiała przyznać, że niekiedy wywoływały go po prostu tylko gwiazdy filmowe bądź piosenkarze. Teraz było to silniejsze i podobało jej się to uczucie. Uleganie wrażeniu, że jest się całkowicie zauroczonym, ale bała się, że ten urok pryśnie. Jednak z każdą chwilą jedynie się potęgował. Z każdym momentem, w którym lepiej poznawała Ryana, uczucie tylko rosło i miała nadzieję, że tak właśnie pozostanie.
Ruszyli obejrzeć dalsze wystawy. Blondyn minął tą, która przeznaczona była na gry, ale jego towarzyszka momentalnie zamarła w bezruchu. W końcu odwrócił się za nią, unosząc do niej brwi w niemym pytaniu.
- Sorki - rzuciła w pośpiechu i szybko podeszła do nastolatka
- Chcesz obejrzeć tamtą wystawę? - zapytał, a w odpowiedzi brunetka niepewnie skinęła głową. Bez dalszych słów, nastolatek ruszył w stronę sporego ekranu telewizora, do którego podłączona była konsola.
- Najnowsza część! - rzuciła z radością, sięgając po pada z błyskiem w oku. Nagle niemal wszystko dla niej ucichło, a uwagę przykuła gra o zombie
- Resident Evil? - przeczytał napis. - Lubisz takie gry? - zapytał spokojnie
- Kocham! Człowieku, zombie są ekstra - rzuciła wybierając: "Start".
- Rozumiem - odparł z żałosnym uśmiechem, nie bardzo rozumiejąc tą wielką fascynację. Jednak, nie trzeba było się wielce znać, by dostrzec, że Grace sobie całkiem nieźle radzi.
- Ryan, a masz jakąś ulubioną grę? - zapytała podając pada
- Rzadko gram, więc nie bardzo. Na konsoli grałem tylko u kolegi - oznajmił biorąc niepewnie przedmiot do ręki
- Jeśli nie chcesz, to możemy pójść dalej - powiedziała w pośpiechu, gdy ten włączył grę
- Skoro tak lubisz te gry, to mogę spróbować - rzucił radośnie. - Ale... - zaczął przerzucając wzrok z ekranu, na pada. - Musisz mi najpierw wytłumaczyć o co w tym chodzi i jak się w to gra - dokończył z małym zawstydzeniem. Brunetka zaśmiała się pod nosem, po czym przeszła do szybkich wyjaśnień, z których wyrwał ją dźwięk jej telefonu.
- Spróbuj, a ja odbiorę - rzuciła wyciągając w pośpiechu hałaśliwe urządzenie. Szybko przyjęła połączenie i przyłożyła komórkę do ucha. Porozmawiała przez krótki moment z mamą, po czym rozłączyła. Wnet ujrzała SMS od przyjaciółki: "Wybacz, ale jutro chyba nie będę mogła wyjść. Zadzwoń jak już będziesz mogła rozmawiać". Zaraz po przeczytaniu go nasiliły się te emocje, które pragnęła chociaż dzisiaj zamknąć w ciemnej piwnicy i najchętniej wyrzucić klucz.
- Powiedzmy, że rozumiem o co chodzi, ale jestem w tym do bani - oznajmił nastolatek przywołując do siebie spojrzenie brunetki, która w popłochu schowała komórkę.
- Jakbyś trochę pograł, to na pewno byś sobie dobrze radził - powiedziała optymistycznie, starając się utrzymać wysoko kąciki ust, ale zdawały się być nieruchome, mimo starań.
- Coś się stało? - zapytał wychwytując, jak nagle zniknął entuzjazm nastolatki. Można było wyczuć ten spadek energii
- Nie, to nic takiego - odpędzała na nowo tamte myśli, a słowa tak często wypowiadane ostatnimi czasy przez Alice, ledwo przeszły jej przez usta
- Na pewno? - upewniał się z troską przyglądając się markotnej minie rozmówczyni
- Tak, na pewno - odparła biorąc głęboki wdech. - Zostało nam jeszcze kilka wystaw do obejrzenia, idziemy? - zapytała już wesoło, chociaż musiała wymusić powrót tego stanu. Ryan postanowił nie naciskać, więc jedynie przytaknął i odłożył pada na miejsce.
Nastała noc zarzucając kurtynę ciemności. Granatową przestrzeń pełną migoczących gwiazd, nie sposób było jednak dojrzeć przez szare chmury wciąż unoszące się na jej obszarze. Nie zrzuciły na dół kropel deszczu, aż do momentu, gdy zegar wybił późną, nocną porę, w której większość osób, skryta już pod ciepłą kołdrą, była pogrążona w snach. Dla łowców był to kolejny czas na polowanie.
Alice wpuściła perłę do karty Jokera, patrząc jak jej wskaźnik w pewnym stopniu się wypełnia.
- Jeszcze trochę i będziemy musieli utrzymać energię - oznajmił spoglądając na przedmiot, w który tak jego rówieśniczka wbijała wzrok. - Zbliża się pełnia - dodał nie mogąc przywołać ani myśli, ani oczu blondynki - Alice - postukał palcem w jej kartę, a ta momentalnie wróciła na ziemię głową
- Tak? Co? - zwróciła się do niego wstydliwie
- Coś ty taka nieobecna? - zapytał przyglądając się rozmówczyni, która nagle zrobiła wielkie oczy, na dźwięk tych słów
- Ostatnio... stale jestem nieobecna - wymamrotała niechętnie, nie zważając na to, że te słowa niewiele wyjaśniają. - Powtórzysz, o czym mówiłeś? - poprosiła odwołując przedmiot
- Mówiłem, że niedługo pełnia. Jeśli nie będzie żadnych niespodzianek, to mamy czas, jeśli będzie jak ostatnim razem, to kameleony mogą się pojawić dość wcześnie
- Myślałeś już nad ofertą Selene? - wtrąciła nagle, nie mogąc przestać głowić się nad tym. Przez ostatni czas nawet od strony Blaine'a nic na ten temat nie usłyszała, a miała wrażenie, iż czasu nie jest wcale tak dużo. Nigdy nie jest zbyt dużo czasu, jeśli podjęcie decyzji ma mieć wpływ na to, czy powierzysz w czyjeś ręce swoje życie.
- Nic nowego nie wymyśliłem. Matt ma w zwyczaju pojawiać się od tak, żeby mi pozawracać głowę. Jeśli na niego trafię, to będę miał okazję do zadania mu kilku pytań, chociaż to może i tak nic nie zmienić. "Naciąganie prawdy", jak to ujmuje, nie jest dla niego dużym problemem - westchnął udając się w stronę drzwi, a nastolatka przyspieszyła nieznacznie, by dotrzymać mu kroku. - Podejrzewam, że wszystko i tak się okaże na naszym następnym spotkaniu
- Avril wciąż się nie zjawiła w moim śnie - poinformowała w małym zamyśleniu. - Mam nadzieję, że sobie przypomni, gdzie widziała ten symbol
- A ja mam nadzieję, że to coś zmieni - odparł niezbyt entuzjastycznie
- Przez ostatni czas przeszukiwałam skraje internetu szukając tego. Jera
- Znalazłaś coś ciekawego?
- Znak runiczny powiązany z czasem. Przyciąganie ludzi i zdarzeń pomocnych w osiągnięciu celu... Tylko tyle mi się skojarzyło z naszą sytuacją - rzekła markotnie. Oboje znaleźli się na korytarzu. Nastolatka przywołała raz jeszcze kartę. - Blaine - zwróciła się do rówieśnika, a jej wyraz twarzy jak i ton sugerowały prośbę. Nie musiała nic mówić, brunet wiedział na czym będzie ona polegać. Podszedł bliżej, by mogła pochwycić jego rękę i przenieść się przed sen Zoey.
- Mówili jeszcze o czymś, ale tego nie sprawdzałam. Nie pamiętam dalszej części
- A ile pamiętasz? - zapytał spoglądając na śnieżnobiałą klamkę
- Słowo Lux 
- Lux in tenebris - rzucił momentalnie. - To z łaciny "światło w ciemności" - dodał, a blondynka spojrzała na niego, jakby z niedowierzaniem i zastanowieniem. - Nie wiem czy znajdziesz coś, co można by skojarzyć z tym wymiarem - oznajmił
- Szczerze powiedziawszy, to można się doszukać wielu powiązań wśród wielu zupełnie odmiennych tematów i to mnie nieco niepokoi - westchnęła przenosząc się wraz z towarzyszem przed drzwi, prowadzące do snu Grace. Nawet nie opuściła karty, chcąc od razu po tym przenieść się do Sharon, ale ostatecznie tego nie uczyniła. - Przejrzałam nawet... - nagle urwała. Przerażone spojrzenie utkwiło na klamce do drzwi, na których tabliczka głosiła napis: "Grace M. Taylor". Zaniemówiła, osłupiała, nie mogła zrobić absolutnie nic. Ani wydobyć z siebie dźwięku, ani się ruszyć. Przypomniał jej się moment, w którym pierwszy raz ujrzała, że upiór skaził pomieszczenie jej przyjaciółki, barwiąc przedmiot na jasny odcień szarego. Przypomniała go sobie i zatęskniła za nim. Żałowała, że nie może jeszcze raz ujrzeć jasnej szarości.
- Nie... - wykrztusiła jedynie, robiąc krok do przodu, jakby nie ufając swoim oczom. Wątpiła w swoje zmysły, zrobiła jeszcze jeden krok. Chciała w nie wątpić, chciała, by się myliły. Nigdy niczego tak nie pragnęła, jak tego, by klamka okazała się faktycznie tylko jasnoszara. - Nie - przeszklone oczy nie byłyby w stanie utrzymać nawet przez chwilę cisnących się łez. Spłynęła jedna osamotniona, przecinając polik nastolatki, zaraz kolejna i jeszcze jedna. Czuła gulę w gardle. Serce nie zaczęło ze strachu szaleć. Nie biło mocno i nieregularnie, jak przy strachu, towarzyszącym spotkaniu Selene. Nie uderzało tak, jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej. Wydawało się zamarłe, jakby nagle się zatrzymało. Uderzało w dłuższych odstępach niż przedtem, za to potężnie. Alice uległa wrażeniu, że niezwykle głośno, jakby mogło zagłuszyć niemal każdy dźwięk.
- Alice... - zwrócił się do rozmówczyni podchodząc do niej. Puste spojrzenie brnęło w dal, uszy doprowadzały tylko załamany dźwięk. Stała jak posąg, niczym zamieniona nagle w kamień. Brunet wymówił jeszcze raz jej imię, próbując przywołać rówieśniczkę, ale zdawała się głucha na jego słowa. Każdy dźwięk był puszczany mimo uszy. W końcu spróbował złapać jej przedramię. Niespodziewanie blondynka machnęła ręką, odtrącając dłoń łowcy.
- To nie może być prawda - wykrztusiła przez łzy, szybszym krokiem podchodząc do przejścia. Stała już tuż przed drzwiami, miała klamkę tuż przed oczyma
- Alice, posłuchaj - zwrócił się podchodząc do niej, ale ona nie słuchała. Nie odbierała żadnego słowa. Wyłączyła się, jedynie patrzyła na tą barwę, której nie sądziła nigdy ujrzeć. Chwyciła za klamkę i pchnęła drzwi. Przejście ani drgnęło
- Grace - mruknęła jeszcze raz próbując otworzyć wejście do jej snu. Ponownie nie przyniosło to efektów. Jak maszyna, która się zacięła, nieustannie powtarzała tą czynność, nie chcąc się poddać. Za każdym razem, odnosiła ten sam skutek. Zaczęła uderzać barkiem o drzwi, jakby starała się je już nie tyle otworzyć, co wyważyć. Płakała kontynuując i wciąż ignorując Blaine'a, który stale starał się do niej dotrzeć. Za każdym razem odpychała jego zbliżającą się dłoń. Nie chciała przestać próbować, nie chciała, by ktoś jej przerwał. Desperacko powtarzała czynności czując coraz mocniejszy ucisk w klatce.
- Alice! - krzyknął do niej, gdy raz jeszcze przylgnęła do drewna. Oparła o nie czoło, pozwalając sobie na kilka gwałtownych wdechów. Blaine już zaczynał do niej mówić, myśląc, że wreszcie do niej dotarł. Mylił się, już po chwili raz jeszcze uderzyła o drzwi, jak nawiedzona, nie ustępowała i próbowała otworzyć przejście. Brunet zacisnął zęby nie mogąc już dłużej wytrzymać tego widoku. Złapał ramiona dziewczyny lekko nią potrząsając. Niebieskie oczy nawet nie zwróciły się w jego stronę. - Alice, otrząśnij się. Nie otworzysz ich - rzekł sprowadzając ją tymi słowami na ziemię. Żadne inne nie były w stanie tego zrobić. Spojrzała na rozmówcę, wciąż przez niego trzymana. Nagle zacisnęła zęby i zaczęła się wiercić, próbując się wyrwać z jego uchwycenia
- Nie mów tak, otworzą się! Muszą! - warknęła siłą starając się odepchnął ręce rówieśnika. Trzymał ją mocno, nie dopuszczając do tego.
- Alice posłuchaj mnie... - próbował do niej przemówić, ale ta dalej szła w zaparte. W końcu przyciągnął ją mocniej do siebie i przytulił. Przez chwilę zaskoczenie, potem znowu wyparcie. Jednak ostatecznie chłopak obejmował ją za mocno, by mogła wciąż walczyć. Brakło jej sił, tchu, energii. W tym momencie brakowało jej jasnoszarej barwy zwiastującej co najwyżej chorobę.
- Blaine... - wymamrotała zapłakana odchylając lekko głowę. - Powiedz, że to wcale nie jest złoty. - dokończyła, ale nie usłyszała odpowiedzi. Jednak się nie myliła, a jej zmysły nie płatały figli. Żałowała, że tak właśnie było. Emocje wcale nie opadły, co potwierdził kolejny napływ łez. Wymiar miał niedługo zyskać kolejną łowczynię. Kolejną osobę, która będzie walczyć na śmierć i życie z upiorami. Kolejną, która może paść ofiarą tych bestii, drapieżców, nieuzupełnionego wskaźnika. Kolejna osoba, której śmierć będzie towarzyszyć na każdym kroku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine