wtorek, 7 lipca 2015

Sen trzydziesty ósmy - Rozgrzewka

Po rozmowie z Blaine'em w jego śnie, blondynka od razu uzupełniła wskaźnik wcześniej pozyskaną perłą. Krótko po tym widok rozpadającego się otoczenia przemienił się w czerń, zaraz po czym dziewczyna się obudziła.
Codzienne poranne czynności Alice sprawiły, że czas zleciał jej wyjątkowo szybko. Nim się zorientowała musiała już wyjść z domu. Przemknęła szybko korytarzem pakując do niewielkiej, czarnej torebki telefon komórkowy. Opuszczając dom zamknęła drzwi na klucz i czym prędzej ruszyła na przystanek. Pogoda tego dnia była niezwykle spokojna. Obszar nieba tym razem nie był w całości zasłonięty przez ciemne chmury, a jedynie towarzyszyło ich kilka świecącemu słońcu. Wiatr co jakiś czas jedynie dawał o sobie znać bardzo delikatnymi, ale dość chłodnymi podmuchami. Mimo to było całkiem ciepło.
Już po dołączeniu do Grace, obie uczennice szły w stronę szkoły przez pełne ludzi miasto. Jego zgiełk był tym bardziej nasilony, że dochodziło popołudnie. Reprezentacja ich szkoły grała mecz dopiero jako ostatnia tego dnia, tak więc obie pozwoliły sobie na późniejsze zjawienie się na turniej.
- Rozumiem, że dziś też z nim pogadasz - rzuciła z uśmiechem
- Mówiłam ci, że nie chcę wyjść na natrętną - burknęła z rezygnacją brązowooka. - Poza tym... - zaczęła mówić niepewnie, aż zamilkła
- No mów - zachęcała przyjaciółkę mijając kolejnych przechodniów
- Był dość nieśmiały - powiedziała z małym zastanowieniem przywołując wspomnienia o Ryanie. - To takie urocze! - krzyknęła po chwili z rozmarzonym spojrzeniem, aż blondynka zdezorientowana uniosła brew wbijając w nią wzrok
- Urocze? - zaśmiała się
- Tak! - odparła momentalnie z podekscytowaniem. - Na początku jak z nim rozmawiałam to myślałam, że to ja będę nieśmiała i zawstydzona, a tym czasem on co jakiś czas uciekał wzrokiem i w ogóle - opowiadała radośnie coraz bardziej przestając zwracać uwagę na otoczenie. Dziewczyna złapała ją za rękaw i pociągnęła lekko w swoją stronę, by ta nie wpadła na parkomat.
- Widać, że cię wzięło - rzekła z życzliwym uśmiechem ponownie łapiąc przyjaciółkę za rękaw, by ta aby przypadkiem nie weszła na ulicę. Coraz bardziej zbliżały się do szkoły, a także do bardziej ruchliwych części miasta. Światło się zmieniło, wnet wraz z pozostałymi ludźmi przeszły na drugą stronę.
- Ktoś chciał, żeby mu podać picie. Chwyciliśmy jednocześnie za butelkę, by podać ją. Jak dotknęliśmy się dłońmi to się tak zarumienił... - mówiła łącząc dłonie przy piersi i raz wręcz pisnęła cicho pod nosem. - Ten rumieniec! - wybuchnęła nagle, aż kilka osób spojrzało na nią kątem oka
- Rumieniec, tak? - uśmiechnęła się powoli odchodząc myślami do wspomnień. - Kto by pomyślał, że on też się rumieni - powiedziała do siebie cicho pod nosem lekko rozbawiona
- Mówiłaś coś? - zapytała brunetka, ale ta szybko odpowiedziała przecząco.
- W sumie to nie sądziłam, że lubisz nieśmiałych - spostrzegła zastanawiając się nad pewną siebie rozmówczynią
- Ponoć przeciwieństwa się przyciągają, nie? - rzuciła półżartem podążając wciąż chodnikiem wraz z tłumem innych osób. Nagle się zatrzymała, a zaraz za nią niebieskooka.
- Coś się stało? - zapytała zdziwiona, ale ta kazała jej zaczekać i pognała w bok znikając wśród przechodniów. Po krótkiej chwili wróciła z gazetą w dłoniach.
- Skoro nasza drużyna gra jako ostatnia to pewnie będę się nudzić - wyjaśniła podając przedmiot
- Pewnie szybko ci się znudzi i pójdziesz sprawdzić co u Ryana - spostrzegła
- Nie prawda - burknęła. - Schowasz ją? Bo ja nie mam w co
- Na upartego się chyba zmieści - odparła zginając papier i wciskając go do torebki. Zaraz po tym ruszyły w dalszą drogę, która była już dość krótka.
W końcu uczennice dotarły na miejsce. Jak to podczas festiwalu, już przy bramie do placówki widać było sporo osób spoza szkoły. Na jej terenie natomiast osoby w mundurkach o niebieskich odcieniach przeplatały się z uczniami o dwóch innych uniformach, a także zwykłych zwiedzających w codziennym odzieniu. Łatwo było dostrzec tego dnia, kto przyszedł z którą drużyną. Mijane stoiska niedaleko wejścia były głównie z przekąskami i piciem, ale był ich naprawdę duży wybór. Wśród osób na turnieju przebywały nawet rodziny z małymi dziećmi, które dopraszały się opiekunów o watę cukrową czy tez inne słodkości.
- Hej, Alice - niósł radośnie męski głos, a jego właściciel zbliżał się powoli do wołanej dziewczyny. Ta błyskawicznie odwróciła się w jego stronę razem z przyjaciółką
- Hej - odparła z uśmiechem do czarnowłosego chłopaka w sportowym stroju o niebieskich i białych barwach, z numerem trzy na koszulce. W nieco większej odległości od niego, w tym samym kierunku podążał Conor z numerem dziesiątym. - Ah, właśnie. To Grace. Grace, to James - przestawiła sobie nastolatków, a ci się przywitali życzliwie
- To ten od kurtki? - szepnęła do blondynki, a ta podskoczyła ja oparzona
- Cicho! - warknęła do niej, a zawodnik o morskich oczach ze zdezorientowaniem patrzył na uczennice. - Nie zwracaj na nią uwagi - rzuciła do niego po chwili z żałosnym uśmiechem, wnet ten się zaśmiał
- Będziesz dziś kibicować? - zapytał po chwili, a blondyn prawie ich minął
- Żartujesz? Pewnie, że tak! - odpowiedziała szybko pełna energii
- W takim razie dam z siebie wszystko - odparł równie energicznie i radośnie, a wnet na te słowa kapitan drużyny zatrzymał się i zrobił kilka kroków do tyłu
- Słucham? - odezwał się niespodziewanie, a nastolatkowie spojrzeli na niego. - A tak to byś, kurwa, nie dał z siebie wszystkiego!? - warknął do znajomego
- Nie, no co ty! Nie to miałem na myśli... - zaczął się tłumaczyć, ale zdawał sobie sprawę, że to już nie ma sensu biorąc pod uwagę stres związany z turniejem, który tak odbijał się na niebieskookim
- Już na boisko. Zrobisz dodatkowe okrążenia to może ci się zachce zawsze dawać z siebie wszystko, a nie tylko gdy dziewczyna ci kibicuje - rzucił groźnie ze srogim spojrzeniem przyprawiającym o ciarki, po czym ruszył dalej. James z żałosnym uśmiechem podrapał się po głowie
- Wygląda na to, że muszę iść - powiedział. - Do zobaczenia później. - dodał po chwili i truchtem ruszył do Conora. Nagle drogę im przerwała grupka nastolatków w zielono-białych strojach sportowych. Kroczyła zwarcie i dumnie w stronę stoisk. Blondyn z uwagą przyjrzał się im
- To z nimi dziś gramy? - zapytał James po tym, jak oddalili się od przeciwnej drużyny
- Tak. Już wczoraj się kręcili po festiwalu przez chwilę - odparł nieco zamyślony
- Opłacało im się jechać tyle skoro nie grali? - rzucił
- Sprawdzali nas. Patrzyli jak gramy - odpowiedział momentalnie
- To nie najlepiej - mruknął ponuro, a ten uśmiechnął się podstępnie
- Ale jeśli dziś stawi się na mecz ten kretyn, to się nieco zdziwią - odparł przyśpieszając kroku.
W tym czasie dziewczyny jeszcze przez chwilę stały jak wryte
- To było... straszne. - mruknęła krótkowłosa dziewczyna zaraz po odejściu dwójki chłopaków
- Straszne to było jak pytałaś, czy to ten od kurtki - burknęła
- Przecież nie usłyszał - odparła. - Ale dobrze myślałam, że cię lubi. - dodała po chwili z zadziorny uśmiechem
- Co ty pleciesz? - rzuciła rozglądając się w popłochu, a ta westchnęła
- Czytasz całą masę romansów, a sama nie chcesz jakiegoś? - mruknęła zrezygnowana
- Jeśli się zakocham to chyba będę o tym wiedzieć, prawda? - rzuciła nieco oschle wpatrując się pytająco w rozmówczynię i obie zaczęły iść dalej
- Dobra, zostawmy ten temat na później - powiedziała niezadowolona, a po chwili się zatrzymała. - Już idziemy na trybuny? - zapytała nieco ponuro
- Czemu nie? - zapytała lekko zdziwiona, a wnet dostrzegła nieopodal blondyna o kręconych włosach, który wraz ze znajomym z klasy, rozmawiał z jakąś rodziną przy rzeźbach. - Mówiłam, że tak będzie - rzuciła dość zadziornie.
- Idź, zajmę nam miejsca - dodała po chwili spoglądając już tylko jak jej przyjaciółka wręcz w podskokach zmierza w stronę brązowookiego. Sama ruszyła w dalszą drogę mijając już głównie stoiska grup artystycznych, aż wreszcie dotarła na miejsce. Trwający drugi mecz dobiegał końca. Kibice na trybunach do samego końca nawoływali do dalszej gry zawodników podnosząc stale ich morale, żeby nawet w tych ostatnich sekundach postarali się zdobyć choć jeden gol. W końcu jednak rozległ się dźwięk gwizdka. Bezstronny sędzia wynajęty przez organizatorów turnieju ogłosił koniec meczu. Zwycięska drużyna wpadła w euforię, a druga z odmiennym nastawieniem zaczęła się zbierać do uściśnięcia sobie z nimi dłoni. Osoby kibicujące którejś z tych szkół, stanowiące większość osób na widowni, zeszły z miejsc powoli oddalając się w stronę wyjścia. Blondynka spokojnie zajęła miejsce w drugim rzędzie czekając na przyjaciółki, a także początek meczu. Chcąc sprawdzić godzinę zajrzała do torebki, której niemal całe miejsce zajęła gazeta. Po spostrzeżeniu, że został jeszcze czas i dopiero rozpoczyna się rozgrzewka, zabrała się za lekturę nie mając zbyt wielu opcji do wyboru.
- Kolejna śmierć - spostrzegła artykuł zatytułowany; "Przez sen do grobu". Zaintrygowana zaczęła ze skupieniem czytać jego treść. Głosiła ona o pozornym samobójstwie niejakiej Briany G. Beck. Według zeznań wielu jej męża, czy też rodziców, kobiecie zdarzało się lunatykować. Były to niegroźne sytuacje z reguły wyglądające tak, że ta wstała z łóżka, przeszła się po mieszkaniu, a chwilę po tym do niego wracała. Ona sama tych rzeczy nie zapamiętywała. Nie widząc w tym problemu zignorowała to, a zatroskany mąż jedynie starał się jej ograniczyć możliwość ruchu na czas snu. Mężczyzna jednak w noc wypadku musiał zostać w pracy. Zaglądać miała do niej zaufana sąsiadka mieszkająca piętro niżej. Z jej zeznań wynika, że w momencie wejścia do pokoju widziała jak Briana stoi przy otwartym na oścież, dużym oknie. Wołała kobietę, ale to nie przynosiło efektów. Biegła do dwudziestoośmioletniej lunatyczki, aby ją zatrzymać, lecz ta szybciej zrobiła krok. Skoczyła z siedemnastego piętra po czym umarła na miejscu. "Czy to faktycznie na skutek lunatykowania, jak zapewniają bliskie osoby zmarłej, które zapewniają, że ta nie miała powodu, by odebrać sobie życie, czy może jednak samobójstwo?"
Dziewczyna odłożyła gazetę nerwowo po czym skierowała wzrok na boisko. Drużyna reprezentująca jej szkołę zbierała się powoli na jednej stronie pola do gry, a po drugiej już zaczynali ćwiczenia zawodnicy w zielono-białych strojach.
Większość zawodników usiadła na ławce, a co drugi do tego pił wodę. Conor stanął na przeciw nich z założonymi rękami. Przyglądał się im, po czym przeniósł wzrok w dal, gdzie go zatrzymał na dłużej. Dostrzegł zbliżającego się Blaine'a.
- Jednak kretyn się zjawił - rzucił blondyn w momencie gdy ten rzucił butelką z wodą po ławkę
- Ledwie przyszedłem, a już mnie wkurzasz - burknął zajmując miejsce na ławce. Kapitan drużyny spojrzał przez ramię na rywali
- Posłuchajcie uważnie. Drużyna z którą dzisiaj gramy rok temu nie brała udziału w turnieju jesiennym, ale dwa lata temu wygrała go. W tym roku na pewno również chcą zwyciężyć, tak samo zresztą jak i my - mówił z pełną powagą przelatując spojrzeniem po kompanach. - Zwycięska drużyna przejdzie do dalszego etapu, a przegrana pożegna się w tym roku z nagrodą. I my, i oni walczyć będziemy jakby to był już finałowy mecz. Możliwe, że to będzie najtrudniejsza rozgrywka jaką rozegramy na tegorocznych zawodach, więc dawajcie z siebie nawet nie sto, a dwieście procent. - rzekł stanowczo, swoją postawą znacznie podwyższając morale. Mimo targającej nim presji zwycięstwa potrafił zachować spokój przed samym meczem. Pomimo swej surowości jego rówieśnicy wiedzieli, że nawet na trenerze nie mogliby tak polegać, jak na nim.
- Poprzedni mecz się przedłużył, więc mamy mniej czasu na rozgrzewkę. Zacznijcie skippingiem. Ograniczymy ilość ćwiczeń, by zdążyć oddać kilka rzutów karnych. Jeśli starczy czasu to może jeszcze potrenujemy podania. - ogłosił, a chłopaki zaczęli podnosić się z ławek. - Blaine, pamiętasz co to podanie, prawda? - rzucił po chwili do bruneta, a ten burknął cicho pod nosem i czym prędzej ruszył ćwiczyć. Kilka okrążeń połowy boiska było już za nimi, a także połowa czasu, który mieli. Po pewnym czasie ćwiczeń coraz więcej osób przybywało na trybuny. Do Alice dołączyły jej przyjaciółki, które usiadły razem z nią w drugim rzędzie. Pierwsze cztery były już całkowicie zajęte, a osób wciąż przybywało. Trybuny na przeciwko, znajdujące się po drugiej stronie boiska, również były powoli zapełniane, w większości przez osoby kibicujące drugiej szkole. Na boisko wkroczył trener, który przy pomocy gwizdka dał znak, że do meczu zostało mniej niż pięć minut. Obaj kapitanowie zwołali swoje drużyny.
- Wszyscy gotowi, nikomu nic nie jest? - pytał. - Każdy czuje się na siłach do gry?
- Tak - odparli chórem
- Dobrze. W takim razie słuchajcie teraz uważnie. Zagramy inną formacją niż wczoraj. Blaine i ja dalej gramy jako napastnicy. Pomoc też bez zmian. - rozporządzał. - James, przejmiesz miejsce środkowego obrońcy. Wczorajsi przeciwnicy mieli słaby atak, więc przeszedłeś do pomocy, ale ci grają bardzo ofensywnie, więc liczymy na ciebie. - kontynuował, a czarnowłosy przytaknął. - Albert obrona z prawej, Larry z lewej. - oznajmił po chwili namysłu. Nastolatkowie z numerem piątym i dwunastym również przytaknęli.
- Chyba jednak nie czuję się na siłach... - wymamrotał przerażony chłopak, na którego padły wszystkie spojrzenia po jego słowach. Miał bardzo jasne blond włosy, równo ściętą grzywkę. Jego uroda zdawała się być dość dziewczęca
- Jimmy jesteś bramkarzem - rzucił. - Poza tym ty zawsze się boisz i nie czujesz się na siłach
- Ale ja naprawdę... - mówił coraz bardziej przerażony
- Nie martw się o nic - wtrącił chłopak o morskich oczach. - Zapominasz, że jestem w obronie? Nie pozwolę, żeby któryś spróbował strzelić piłką w twoją stronę - rzekł z szerokim, życzliwym uśmiechem uspokajając znacznie zawodnika z numerem jeden. Niebieskooki odetchnął nieco po czym ponownie rozległ się dźwięk gwizdka.
- Dobra, słuchajcie. Zaczniemy od gry pressingiem. Postaramy się zdobyć jak największą przewagę już w pierwszej połowie - oznajmił na szybko po czym wszyscy zawodnicy ruszyli zająć pozycje. Kapitanowie obu drużyn uścisnęli sobie dłonie. Sędzia rzucił monetą. Już wkrótce miało rozpocząć się ciężkie starcie między drużynami dwóch różnych szkół o to, która przejdzie dalej w eliminacjach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine