sobota, 2 maja 2015

Sen dwudziesty piąty - Sen łowcy

Biel wypełniająca całe pomieszczenie odeszła w niepamięć. Chociaż takiego widoku spodziewała się dziewczyna, ujrzała coś całkowicie innego. Czerń sięgająca po horyzont jakby cały pokój został potraktowany smołą. Nie było widać początku, ani końca snu. Przestrzeń biegła nieskończenie daleko, ale Alice nie była w stanie tego stwierdzić. Jej wzrok skupił się na szalejącym ogniu. W całej okolicy wybuchnął żar, pojawiły się płomienie wijące się niczym węże. Zszokowana łowczyni zrobiła krok w tył. Poczuła na plecach drewniane drzwi. Stała o nie oparta, ale raptem po paru sekundach nie czuła już ich obecności. Odwróciła się szybko szukając wzrokiem przejścia. Dostrzegła je, oddalające się na dużą odległość mijając rozjarzony teren. Niebieskooka była skołowana, nie wiedziała co się dzieje. Nie była nawet pewna co do tego, czy to drzwi uciekły od niej, czy ona sama się w pewien sposób przemieściła, nie robiąc nawet kroku. W tym wymiarze nic nie było tym, czym się zdawało być i dobrze to wiedziała. Ta wiedza jednak przysporzyła jej jedynie zmartwień. W popłochu zaczęła się rozglądać, ale widok był ten sam. Widząc to przyszło jej na myśl tylko jedno - piekło. Niemal wszędzie rozprzestrzeniały się płomienie rozświetlające wbrew pozorom zaledwie odrobinę otoczenie. Tętniły mocą, a mimo to ich światło wydawało się przegrywać z ciemnością. Mrok górował, a do niego lgnęły kłęby dumy. Szarawe chmury podążały ku górze na nieskończenie wysoką odległość. Zupełnie jakby tworzyły wąskie posągi próbujące dosięgnąć chmur. Niektóre płomienie również sięgały niezwykle wysoko. Między szalejącym ogniem istniały niewielkie miejsca uwolnione od jego jarzma. Na takim niewielkim fragmencie terenu stała łowczyni pozbawiona drogi ucieczki. Nie minęła chwila, by do całości przerażającej scenerii doszedł dźwięk. Z początku dość cichy, przypominający sapanie. Alice coraz ciężej było oddychać. Od razu zasłoniła usta dłonią. Jej kaszel momentami zagłuszał nieznane odgłosy. Wiedziała, że nie może zostać długo w tym miejscu, ale nie mogła nic zrobić. Kilkukrotnie próbowała przywołać kartę Jokera, ale nie była w stanie. Przerażona i zestresowana wciąż usilnie próbowała wymyślić jakiś sposób ucieczki. Kolejne dźwięki obiły się jej o uszy. Hałas towarzyszący łańcuchom ciąganych po ziemi, odgłosy groźnych stworzeń, a wkrótce pojawił się raz nawet krzyk. Momentalnie wszystko ucichło. Blondynka nie mogła wymyślić nic lepszego, jak zawołanie Blaine'a. Chociaż naprawdę chciała to zrobić to nawet tego nie mogła. Ilekroć otworzyła usta, dym nalatywał do jej buzi jak zaczarowany nie pozwalając jej powiedzieć słowa. Pomimo targanych nią emocjami skupiła się na wietrze. Lekki podmuch odparł na pewną odległość dym i płomienie. Zaraz po tym poczuła ucisk w klatce, ale nie tracąc chwili wykrzyczała imię bruneta, ale nie dało to efektów. Jej głos zanikał w pomieszczeniu. W ostateczności nie mogła zrobić nic. Nagle płomienie przechyliły się w jedną stronę. W innym miejscu stało się podobnie. Dziewczyna wytężając wzrok dostrzegła jakby cień, przemykający między ogniem w różne strony. Pojawiły się różne szelesty, a chwilami warczenie. Ogarnięta trwogą niebieskooka wciąż śledziła ruchy nieznanego stworzenia biegającego nieopodal. Próbowała nadążyć za nim wzrokiem w między czasie wciąż starając się zawołać bruneta. Nie było szansy, na dotarcie do drzwi. Wielka ściana z ognia całkowicie je zasłoniła. Nie mogła uciec. Cień wkrótce zaczął poruszać się w koło. Blondynka nie mogła nadążyć. W końcu zupełnie straciła go z oczu. Słyszała jednak kroki. Te dźwięki szybko się pojawiały i znikały. Nieustannie pochodziły z innego miejsca. Jednak było dla niej jasne, że wciąż próbują się dostać właśnie do niej. Płomienie zyskały na mocy. Nawet koszulka na ramiączka była zbyt uciążliwa w obliczu tego żaru. Niespodziewanie ogień zaczął się przesuwać. Odstąpił na pewną odległość od nastolatki, by nieco dalej stworzyć ścianę ze swoich płomieni. Uwięził ją w okręgu wciąż prezentując iskrami swoją potęgę. Ponownie ktoś przemknął niedaleko niej. Alice chciała znowu wykorzystać swoją moc, ale nie była w stanie. Coś ją blokowało, a z każdą próbą wywołania chociażby najmniejszego podmuchu, czuła potężny ucisk w klatce. Zrezygnowana czekała na to, co ma nadejść. Część jej samej chociaż zdając sobie sprawę z fatalnego położenia, wciąż nie pozwalała podupaść niezłomności. Szykowała się na atak. Była pewna, że wkrótce jakiś nadejdzie. Nie myliła się. Postać znienacka pojawiła się tuż przed jej oczami. Alice odruchowo chciała zasłonić twarz rękoma, ale istota jej to uniemożliwiła, nim ta zdążyła ruszyć chociażby palcem. Napastnik drapieżnie złapał ofiarę za ramię wbijając w jej skórę ostre szpony. Dziewczyna ogarnięta trwogą wbiła wzrok w oprawcę. Jego włosy były jak atrament, ciemne kosmyki opływały w pewnym stopniu twarz. Poszarzała cera niczym dym, który nieustannie unosił się dookoła. Miał głowę spuszczoną w dół, przez co włosy, ukryły jego oczy. Dziewczyna była w stanie jednak dostrzec makabryczny, szeroki uśmiech. Pokazywał zęby, a raczej ostre, białe kły skąpane we krwi. Nastolatka miała wrażenie, że serce wyskoczy jej z piersi. Zaczęła nerwowo oddychać, a po jej ciele przeszedł dreszcz. Napastnik uniósł powoli głowę. Spod ciemnych kosmyków dojrzała oczy, które nie przypominały ludzkich. Pozbawione były twardówki, całą powierzchnię spowijała tęczówka o krwistoczerwonej barwie. Spojrzał na łowczynię swoim groźnym, przeszywającym spojrzeniem. Czerwień w jego oczach zaczynała przybierać jaśniejszy, mocniejszy odcień. Gdy ich wzrok się spotkał, Alice stwierdziła, że w tym fałszywym piekle, ujrzała prawdziwego demona.
Nastolatka jęknęła z bólu czując jak szponom wroga udało się przebić jej skórę. Czuła krew powoli spływającą po jej ramionach. Łzy napłynęły do jej oczu. Potworny gorąc wciąż towarzyszył osobnikom. Demon po chwili zabrał jedną rękę i uniósł ją do góry.
- Żywy stąd nie wyjdziesz - usłyszała męski głos. Chociaż widziała przerażający uśmiech i mrożące krew w żyłach spojrzenie, to była pewna, że usłyszała Blaine'a. Postać wzięła zamach. Chwilę przed zadaniem ciosu zacisnął mocniej chwyt na ramieniu ofiary.
- Blaine, to ja, Alice! - wrzasnęła przy tym chwytając go wolną dłonią. Złapała go za nadgarstek, a wnet rozluźnił znacznie uścisk. Wciąż trzymał drugą rękę w górze, ale nie wymierzył nią ciosu. Wbił w niebieskooką upiorne spojrzenie, któremu towarzyszyło ogromne zdziwienie. Wciąż przestraszona dziewczyna zaciskając zęby z bólu, zaczęła powoli zmuszać chłopaka do zabrania ręki. Czuła jak powoli szpony opuszczają jej ciało zostawiając po sobie spływającą małym strumieniem krew. Postać opuściła ręce, opadły bezwładnie wzdłuż jego ciała. Momentalnie spuścił głowę w dół, jakby zeszła z niego cała energia. Dziewczyna odetchnęła głęboko z ulgą czując jak powietrze powoli się oczyszcza. Mimo to wciąż obserwowała ciemnowłosego nie wiedząc co ma myśleć. Przerażający wygląd wzbudzający trwogę, dzikie zachowanie i próba zamordowania jej. Niespodziewanie ogień dookoła wybuchnął jakby chciał pożreć całą okolicę, a zaraz po tym w szybkim tempie zaczął przygasać. Dłonie jak i włosy zaczęły powoli się zmieniać. Chłopak zasłonił dłonią lewe oko. Rzucił szybkie spojrzenie na dziewczynę, która wciąż widziała u niego krwistoczerwony, straszny wzrok. Zamknął oczy, a po otworzeniu ich, ponownie były szare i spokojne. W przeciągu chwili cały się zmienił wyglądając ponownie jak Blaine, którego znała Alice. Teren również oczyścił się z płomieni. Ogarniająca wszystko czerń błyskawicznie została przepędzona przez biel.
- Co ty tu do cholery robisz? - zapytał ze srogim spojrzeniem. Chociaż z pozoru wszystko wróciło do normy, dziewczynie nadal towarzyszył strach
- Czy to nie oczywiste? Przez kilka nocy się nie pojawiałeś od czasu tamtej kłótni
- I co w związku z tym? - parsknął oschle krzyżując przy tym ręce. Jak zwykle chłodny i pełny ignorancji, a jednak wydawał się być inny. Chociaż dziewczyna już spotkała się z tego typu zachowaniem z jego strony, to czuła, że jest inaczej. Odczuwała to o wiele gorzej niż zazwyczaj. Jego słowa, każde po kolei, trafiły w nią jak strzała wystrzelona z łuku. Przy brzmieniu każdego z nich miała wrażenie, że rany, które jej zadał szponami, zaczynają pulsować bólem. Z chwilą ciszy wszystko zniknęło poza niepewnością nastolatki. Był na nią zły, wiedziała to. Wiedziała, że nie spodobało mu się jej przybycie tu, ale nawet teraz twierdziła, że dobrze, iż zaryzykowała. Nie miała pewności, czy jego gniew spowodowało tylko jej przybycie do jego snu, czy może raczej wciąż odczuwane negatywne emocje wynikające z ich wcześniejszej rozmowy. Pomimo tylu niepewności była pewna, że nie chce takiego stanu rzeczy i ostatkiem sił spróbuje naprawić wszystko.
- Głupi jesteś!? - parsknęła oschle starając się odrzucić wszelkie inne stany, jak chociażby strach, na bok. Nie było to łatwe, jak i odsunięcie zbędnych myśli i nawału pytań. Wszystko było to trudne, zwłaszcza dla niej. Jednak pewne emocje po prostu wzięły górę. - Martwiłam się o ciebie - dodała patrząc ponuro na rozmówcę, a wnet dostrzegła jego zdziwienie. Spojrzał na nią z niedowierzaniem bacznie przypatrując się jej osobie. Jakby nie dopuszczał do siebie w ogóle jej słów
- Słucham? - rzucił jakby z oburzeniem zachowując dystans między nimi
- To co słyszałeś, nie będę się powtarzać - parsknęła oschle odwracając wzrok. Brunet nie odwracał od niej swojego i zachodził w głowę co ma powiedzieć
- Nie masz powodu, by się o mnie martwić - powiedział nieco spokojniej drapiąc się delikatnie po głowie
- Gdybym nie miała, to by mnie tu nie było. Zastanawiałam się, czy nie pojawiałeś się przez to, co wtedy powiedziałam... i zrobiłam, w śnie Grace - wyjaśniła nieśmiało. Była poddenerwowała i nie wiedziała co robić. Zawsze wszystko starała się planować, a teraz impulsywnie weszła do piekła, które było snem jej znajomego. Myśląc kilkukrotnie nad tą rozmową nadal nie miała pojęcia jak ją przeprowadzić. Złapała nerwowo za gruby kosmyk włosów, które miała zarzucone do przodu. Czekała na jakiekolwiek słowo szarookiego jak na wyrok. Gdy ten westchnął, przeniosła niepewnie wzrok na niego
- Serio myślisz, że z tak durnego powodu miałbym się zamknąć w swoim śnie?
- Czyli jest inny powód? - zapytała z nadzieją, że otrzyma odpowiedź, która ją usatysfakcjonuje, ale spodziewała się, że tak nie będzie
- Jest. Miałem ochotę sobie odpocząć i tyle - powiedział od niechcenia po czym rzucił okiem na krwawiące rany łowczyni. Szybko odwrócił wzrok i zaczął powoli oddalać się od niej. - Powiedz mi lepiej... - zaczął po czym się zatrzymał. Stał odwrócony plecami do dziewczyny w odległości kilku metrów. Spoglądał przed siebie w zamyśleniu. - Czy chociaż przez chwilę zastanowiłaś się przed wejściem tu, czy dobrze robisz? - zapytał, a skołowana dziewczyna przez moment zaniemówiła.
- Tak - odpowiedziała nieśmiało i z pewną podejrzliwością
- Czyżby? Bo mam wrażenie, że nie. - rzucił szybko i spojrzał przez ramię na rozmówczynię. - Pomyślałaś chociaż przez chwilę, czym grozi wejście do snu łowcy? - dodał z pełną powagą.
- Nie myśl, że nie brałam tego pod uwagę, ale bądź co bądź weszłam do twojego snu, a nie przypadkowego łowcy - parsknęła z nutką ignorancji, wnet brunet odwrócił się błyskawicznie w jej stronę z lekkim szokiem
- I tyle? Weszłaś od tak, bo to mój sen? - zapytał oschle, chowając ręce w kieszeń. - Myślisz, że już na tyle mnie znasz? - dodał wprowadzając mętlik w głowie dziewczyny. Patrzyła na niego z niedowierzaniem jakby nie rozumiejąc jego słów. Jego ton wydawał się przez chwilę wręcz agresywny. Po jej ciele przebiegł ponownie dreszcz, przypomniał się widok demona i uczucie wbijanych szponów. Nagle chłopak zakrył dłonią twarz i opuścił głowę. Z punktu widzenia Alice wyglądało to, jakby uderzył go silny ból głowy. - Widziałaś do czego prawie doszło, dalej czujesz się taka bezpieczna? - zapytał ponuro powoli podnosząc wzrok, a dłoń wsunął w kosmyki włosów. Tym jednym pytaniem przejął myśli nastolatki. Sama zadawała je sobie wiele razy, a nigdy nie była w stanie sobie odpowiedzieć. Pomimo jednak tego, co widziała była bliżej odpowiedzi niż wcześniej. Dalej nie miała pojęcia czego się spodziewać po brunecie, ale nie mogła całkowicie w niego zwątpić.
- Prawie, ale jednak do tego nie doszło - rzekła spokojnie spuszczając wzrok i delikatnie chwyciła się za zakrwawione ramię. Żadne z nich nie wypowiedziało tych słów, ale było oczywiste o co chodzi. Jeszcze chwila, a łowczyni byłaby martwa, a tej rozmowy by nie było. Szarooki opuścił ręce wzdłuż ciała. Przygryzł dolną wargę rozmyślając
- Ale mogło. To nie zmienia faktu, że ten wymiar jest pełny niebezpieczeństw, a ty masz to gdzieś
- Wcale, że nie! - burknęła choć niepewnie. - Ja po prostu...
- Nie chcesz przyjąć tego do wiadomości? - przerwał jej starając się zrozumieć wszystko. Niebieskooka spojrzała na niego nieśmiało i też opuściła ręce. - Do snu innego łowcy byś weszła?
- Jasne, że nie - parsknęła chociaż on od razu wyczuł nutkę niepewności w jej głosie
- Za tamtym dzieciakiem wbiegłaś do jakiegoś pomieszczenia bez chwili namysłu i mam ci niby uwierzyć? - rzucił ze srogim spojrzeniem podchodząc bardzo powoli do rozmówczyni
- Przecież widziałam, że to nie był sen łowcy - wybraniała się
- A wiesz co ci grozi w takim śnie? - zapytał stopniowo zmniejszając dzielącą ich odległość
- Mogą mnie zaatakować i zabić - wykrztusiła niepewnie
- Mogą zrobić znacznie więcej - rzucił błyskawicznie chytrze, ale o śmiertelnie poważnym wyrazie twarzy. - Łowcą może być kobieta lub mężczyzna, dziecko lub osoba dorosła. Łowca w swoim śnie ma władzę, posiada o wiele większą moc, może zmienić całe otoczenie, może zrobić co mu się spodoba... - mówił wzbudzając lęk w Alice. Stanął tuż przed nią i spojrzał jej w oczy. Jego przebiegłość, ale też grozę czuła w tym momencie aż za dobrze
- Co ty... - pytała nieśmiało wystraszona wpatrując się w podejrzanie zachowującego się nastolatka. Ten zignorował ją i mówił dalej
- Wejście do snu łowcy jest jak wpadnięcie w pajęczynę pająka. Nie uciekniesz. Nie możesz nic zrobić, jesteś bezsilna, a on może zrobić z tobą co chce - dokończył
- Co ty robisz? - parsknęła w końcu robiąc krok do tyłu
- Jak to co? Słowa do ciebie nie docierają, więc może zrobią to czyny - wyjaśnił z chytrym uśmiechem. Podszedł szybko do nastolatki wywołując u niej przerażenie. Pchnął ją, aż ta upadła. Mimo uderzenia o ziemię nie odczuła żadnego bólu. Miała wrażenie, że to on wpłynął na teren amortyzując jej upadek. Jednak to nie wymazało jej niepokoju. Chłopak stał przed nią bacznie ją obserwując. Po chwili poczuła jak jej nadgarstki i kostki zostają związane. Owinięte chłodnym metalem. Był to łańcuch, który pojawił się zupełnie znikąd. Pociągnął kończyny dziewczyny zmuszając ją do położenia się. Splótł razem jej dłonie i przymocował do podłoża. Zszokowana i wystraszona nastolatka patrzyła pytająco na szarookiego. Ten stał niewzruszony i przyglądał się jej. - Nie możesz nic zrobić, wszystko dookoła jest pod kontrolą śniącego. Wyobraź sobie, że wejdziesz do snu durnego zboczeńca, myślisz, że po prostu cię zabije skoro może zrobić znacznie więcej?
- Blaine, daj spokój, to nie jest śmieszne! - warknęła próbując się wydostać
- No raczej, że nie jest, ale taką lekcję zapamiętasz przynajmniej na bardzo długo - rzekł po czym stanął nad dziewczyną. Po chwili usiadł na jej biodrach patrząc na nią ponuro
- Blaine, ja nie żartuję! Złaź i mnie uwolnij. Nie musisz mi dawać takiej lekcji, wiem co się może wydarzyć, zrozumiałam - szarpała się dalej. Chłopak nachylił się nad nią opierając się na dłoni, którą umiejscowił niedaleko głowy blondynki
- Naprawdę? To dobrze. Będziesz pamiętać, że najgorsze co możesz zrobić, to wejść do snu łowcy - powiedział, a wnet na jego twarzy zagościł chytry uśmiech. Położył drugą dłoń na ciele dziewczyny niedaleko jej bioder. - Zapamiętaj sobie, że nie każdy łowca jest dobrą osobą - dodał. W oczach Alice pojawił się strach, a nastolatek od razu go dostrzegł. Właśnie na ten widok czekał. - Co to, boisz się? Myślałem, że mnie dobrze znasz, a tu proszę - powiedział mając wrażenie, że wreszcie dał odpowiednią nauczkę i wystarczającą lekcję dla łowczyni. Jednak po jego słowach coś się w wyrazie twarzy dziewczyny zmieniło. Tak samo jej spojrzenie, odtrącając niespodziewanie strach. Te dwa pierwsze zdania w pewnym stopniu uspokoiły ją.
- Nie boję się - odparła z pełnym przekonaniem i opanowaniem. Wbiła wzrok w niego dostrzegając jego zmieszanie. Jednak nie odwracał go. Chytry uśmiech zniknął z jego twarzy, a pozostał obojętny jej wyraz
- Czyżby? - zapytał. Nachylił się bliżej twarzy dziewczyny zginając rękę, na której się opierał. Niewielka odległość dzieliła ich twarze. Drugą dłoń wsunął pod koszulkę blondynki. Na jej twarzy zaczął pojawiać się rumieniec. Czuła jak jej twarz stopniowo robi się czerwona i ten fakt ją potwornie irytował, ale nie mogła nic z tym zrobić. Nie była w stanie się ruszyć. Wciąż śledziła spojrzenie niewzruszonego chłopaka
- Próbujesz mi coś udowodnić? - zapytała nieco opryskliwie. Po chwili brunet zaczął przejeżdżać dłonią w górę, w kierunku talii. Robił to bardzo powoli nie odwracając spokojnego spojrzenia od dziewczyny. Ta czuła każdy jego ruch. Każde dotknięte przez niego miejsce wydawało jej się rozpalać. Miała wrażenie, że jej ciało zaczyna płonąć i chociaż tego nie rozumiała, było to dla niej przyjemnie uczucie.
- Nadal uważasz, że to był dobry pomysł, by tu przyjść? - zapytał. Przesunął dłoń jeszcze na pewną odległość, nieco wyżej w talii ją zatrzymał. Zaczął powoli przysuwać twarz zmniejszając dystans między nim, a Alice. Zaczął stopniowo przymrużać oczy
- Uznałeś siebie przecież za mój los w tym wymiarze - powiedziała też powoli mrużąc oczy. Serce waliło jej jak szalone. Sama nie wiedziała jakie uczucia dominują, ale było ich naprawdę wiele. Targały nią różne emocje i masa myśli. Jednak tym razem wszystko to zdawało się być stłumione przez całą sytuację. - Nie mogłam pozwolić, żeby los mnie unikał - dodała wciąż czując jego dotyk. Wnet na jej słowa brunet się zatrzymał. Zrobił to momentalnie, jak maszyna, którą wyłączono. Nosy nastolatków prawie się zetknęły, ale wszystko ustało. Blaine usiadł z powrotem, wyprostowany, po czym zerwał się na proste nogi. Z wyrazem twarzy, który ciężko było blondynce rozszyfrować, odsunął się od niej. Łańcuchy ograniczające ruchy niebieskookiej zniknęły w oka mgnieniu. Ze zdziwieniem zaczęła powoli wstawać, nie odrywając wzroku od bruneta.
- Pewnie zaraz się obudzę, więc lepiej już idź - rzekł bez przekonania chowając ręce w kieszeń. Blondynka nie miała pojęcia co powiedzieć. Wciąż czuła rumieniec na swojej twarzy i bijące jak szalone serce. - Jutro o tym pogadamy - dodał niepewnie. Nagle nieznana dziewczynie siła przeniosła ją tuż obok drzwi, przez które po chwili została wypchnięta. Stała na korytarzu, a przejście zamknęło się z hukiem. Alice została z mętlikiem w głowie. Czuła, że i ona niedługo się przebudzi. Czuła się dość słabo. Nie mogła wymazać z pamięci dotyku chłopaka. Nie mogła odejść myślami od tamtej chwili. Niespodziewanie dostrzegła jak płytki białej przestrzeni zaczynają odpadać od jej czarnej strony. Budziła się. Przyjęła to obojętnie. Teraz jedynie zastanawiała się nad własnymi uczuciami, które się w niej kotłowały. W końcu otoczyła ją czerń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine