środa, 22 lipca 2015

Sen czterdziesty piąty - Księżyc

Alice przekroczyła bramę szkoły. Momentalnie chwyciła za spódniczkę czując nadchodzący podmuch chłodnego wiatru. Ten dzień był wyjątkowo chłodny, a za razem pochmurny. Dziewczyna dostrzegła czarnowłosą przyjaciółkę, która kupowała całą masę przekąsek z różnych stoisk. Spokojnym krokiem podeszła do niej rzucając przy okazji okiem na okolicę.
- Hej Sharon - przywitała nastolatkę, która miała buzię pełną jedzenia. Po przełknięciu odpowiedziała w końcu niebieskookiej. - Nie ma z tobą Zoey? - zapytała po chwili przerzucając swój długi i gruby warkocz na plecy
- Dzwoniła do mnie, że nie idzie bo jest zimno i zanosi się na deszcz - odpowiedziała próbując imitować głos rudowłosej. - Poza tym jej się nie chce - dodała kupując kolejnego rogalika. - Chcesz coś do jedzenia? - zapytała po chwili, ale ta potrząsnęła głową przecząco. Obie zaczęły iść, wzdłuż ścieżki i straganów, w stronę boiska, na którym rozgrywany był już pierwszy mecz
- A Grace nie ma? - odezwała się po czasie
- Nie. Zadzwoniła do mnie, że woli dziś nie przychodzić - odpowiedziała blondynka zatrzymując się w chwili dotarcia już na dużą, otwartą przestrzeń i rozglądając się
- Ale jak to? - burknęła smutno
- Pamiętasz jak mówiła nam, że zepsuła rzeźbę? Powiedziała, że nie chce się pokazywać dziś Ryanowi na oczy - odparła od niechcenia. - Podejrzewam, że on w ogóle nie jest zły, ale i tak postanowiła zostać w domu - odparła wzruszając ramionami
- Naprawdę... mecz przecież przegapią - rzuciła posępnie
- Nie przypominam sobie, żebyś rok temu tak szalała na trybunach - spostrzegła nieco zdziwiona
- Bo rok temu przez cały festiwal jesienny byłam chora, więc mnie ominęło - odpowiedziała ponuro. - Chociaż myślałam, że Zoey wie o moim zainteresowaniu meczami - dodała z żałosnym uśmiechem
- Zajmiesz nam miejsca? Zaraz do ciebie dołączę tylko zgłoszę obecność wychowawcy - rzekła znajdując wzrokiem nauczyciela, a ta przytaknęła wesoło i ruszyła na trybuny. Ona w tym czasie ruszyła w stronę młodego mężczyzny, który przebywał w towarzystwie gromadki uczniów. Żwawo podeszła do niego. Już miała się odezwać, lecz on ubiegł ją witając się jako pierwszy.
- Alice! Dzień dobry, właśnie była o tobie mowa - odezwał się radośnie dwudziestoparolatek o kasztanowych włosach i lekkim zaroście.
- O mnie? - zdziwiła się, a ten podał jej kartkę
- Pani Clark dopomina się o wpłatę albo zgłoszenie rezygnacji z wycieczki - rzekł spokojnie
- Wycieczka? - zapytała zszokowana w popłochu przerzucając spojrzenie na otrzymany przedmiot
- Nie słyszałaś o niej?
- Wie pan, nasza kochana Alice ostatnio sobie przysypia na historii - wtrąciła się w rozmowę dziewczyna. Mężczyzna wbił brązowe, ciemne jak gorzka czekolada oczy w blondynkę ze zdziwieniem.
- Czy ja dobrze słyszę? - zapytał
- Ja tylko...
- Nie musisz się tłumaczyć, znam panią Clark. Mi też zbiera się na sen gdy jej słucham - przerwał śmiejąc się, wnet rozmówczyni odpowiedziała mu nieco wymuszonym uśmiechem. - Ale wy tego nie słyszałyście - dodał po chwili pełen powagi. - Pójdę ci zaznaczyć obecność nim zapomnę. - rzucił jeszcze pośpiesznie i zaczął iść w stronę ławki
- Nie musiałaś mu tego mówić - parsknęła do mulatki o brązowych, falowanych włosach, które tak jak zwykle były związane w kitkę.
- Wyluzuj, pan William jest spoko, sama z resztą słyszałaś, że się tym zbytnio nie przejął - odparła z uśmiechem. - Powiedzieć ci w skrócie o tej wycieczce? - dodała szybko, a blondynka przytaknęła. Ciemne, brązowe oczy rozmówczyni powędrowały na kartkę. - Jedziemy razem z drugą grupą z historii. Tą, którą uczy pani Berkowitz. Zapłacić mamy do piątku bo w niedzielę wieczorem jest wyjazd - mówiła
- Zaraz. W niedziele wieczorem już jedziemy? - wtrąciła zmieszana
- Tak. Berkowitz stwierdziła, że szkoda marnować czasu na jazdę, więc w niedziele wieczorem wyjeżdżamy, żeby ranem już być na miejscu - wyjaśniła. Ewidentnie dawała też znaki, że sama uważa ten pomysł za dość głupi. - Cały dzień spędzimy na zwiedzaniu i tak dalej, a późnym popołudniem planowany jest powrót. Wrócimy najprawdopodobniej w nocy
- Więc albo kasa, albo rezygnacja, tak? - upewniała się, wnet dziewczyna przytaknęła
- I nie radzę rezygnować, bo podobno te osoby dostaną specjalne zadania do wykonania - oznajmiła. - Mówiono też, żeby słuchać z uwagą przewodników bo to później może nam się przydać. - rzuciła od niechcenia
- Komu mamy wpłacić pieniądze? Pani Clark?
- Obojętnie, ale ogólnie zapisy już do Berkowitz
- No to jutro się tym zajmę - westchnęła
- Lepiej zrób to jak najszybciej. Tamta baba sadza osoby zgodnie z kolejnością zapisu. Żeby się nie okazało, że będziesz siedzieć sama, tuż za nią - ostrzegła koleżankę po czym odeszła w kierunku straganów. Alice natomiast poszła na trybuny.
Idąc minęła sporo uczniów z z dwóch innych szkół, którzy opuszczali teren placówki po meczu ich drużyn. Jedni szczęśliwi, drudzy przeciwnie. Łatwo było się domyślić, która szkoła wyszła zwycięsko. Niebieskooka dostrzegła przyjaciółkę siedzącą w pierwszym rzędzie. W końcu zajęła miejsce obok niej.
- Wybacz, że tak długo - rzuciła wbijając wzrok na boisko, gdzie zaczynała się powoli rozgrzewka drużyny reprezentującej jej szkołę i ich dzisiejszych przeciwników. Nie dostrzegła jednak wśród zawodników znajomego o morskich oczach.
Conor rzucił okiem na rywali po czym wrócił spojrzeniem do rówieśników
- Wygrali w poniedziałek mecz, ich formacje są raczej defensywne aniżeli ofensywne. Nie narzucajcie zbyt szybkiego tempa gry, to raczej nie będzie konieczne - mówił, a zaraz po tym podał ćwiczenia na rozgrzewkę. Wszyscy ruszyli biegiem dookoła połowy boiska przygotowując się do gry. Kapitan drużyny od razu do nich dołączył. Po przebiegnięciu drugiego kółka zjawił się czarnowłosy nastolatek cały zdyszany. Blondyn spojrzał na niego srogo i podszedł.
- Spóźniłeś się
- Wiem, sorki - odparł z żałosnym uśmiechem, a ten westchnął
- Bierz kluczyk do szatni i szybko wracaj - rzucił podając przedmiot rówieśnikowi, a ten ruszył zmienić strój. Obie drużyny w tym czasie przeszły już do podań.
- Oddaję - powiedział pośpiesznie
- Jak Blaine przyjdzie na czas, to ty się spóźniasz - burknął, a brunet jakby wyczuł, że ten o nim mówi, wbił od razu w niego srogie spojrzenie. Zaraz po tym niebieskooki kazał wykonać dwa okrążenia połowy boiska wykonując przy tym ćwiczenia. Czym prędzej nastolatek ruszył.
- Conor... - odezwał się nieśmiało bramkarz, a ten wbił w niego wzrok. Momentalnie wystraszony zrobił krok do tyłu
- Kurde Jimmy, czego ty się tak boisz? - rzucił znudzony. - Co chciałeś?
- Wydaje mi się, że zaraz zacznie padać... - mówił niepewnie, a rozmówca przeniósł wzrok na niebo pokryte ciemnymi chmurami, które szybko się przemieszczały
- Liczmy na to, że nas minie. Jak nie to się przeniesiemy na sale i tyle - odparł idąc w stronę pozostałych zawodników.
Tymczasem Alice siedziała obok przyjaciółki myśląc nad ostatnimi wydarzeniami.
- Sharon, kiedy jest najbliższa pełnia? - rzuciła nie łudząc się, iż otrzyma odpowiedź. Jednak ją dostała i to błyskawicznie
- We wtorek - odparła momentalnie i z błyskiem w oku spojrzała się na rozmówczynię. - Czyżby zaczęła cię interesować astronomia? - zapytała pełna radości i nadziei
- Może nie zaraz interesować... - zaczęła mówić niepewnie
- Więc skąd to pytanie?
- Tak z czystej ciekawości - rzekła nieco zamyślona. - Dlaczego na czas festiwalu biblioteka musi być zamknięta? - zapytała siebie w myślach markotniejąc
- Alice?
- Moja kochana biblioteka - powiedziała cicho i ponuro
- Hej, Alice, mówię do ciebie
- Wybacz, odpłynęłam
- Słuchaj, żadna ze mnie skarbnica wiedzy, ale należę do sekcji geograficznej jeśli masz jakieś pytania dotyczące księżyca - powiedziała radośnie
- Nie wiem czy wiedza geograficzna byłaby tu odpowiednia... - mruknęła cicho pod nosem. - W sumie i tak do meczu jeszcze chwila, jeśli chcesz możesz mi powiedzieć coś o księżycu - oznajmiła nieco od niechcenia, a ta z radością zaczęła mówić. Blondynka starała się nie odejść myślami i wciąż słuchać, a przy tym oglądała trening. Nagle przebiegł niedaleko trybun James, wydający się być dość zamyślony. Zaczął drugie okrążenie biegnąc z nieobecnym spojrzeniem, które z łatwością zauważyła blondynka, chociaż widziała je tylko przez krótki moment. Ruszyła wzrokiem za nastolatkiem, który to wbiegł na połowę rywali
- Co on robi? - rzuciła jakby do siebie, ale przykuwając uwagę przyjaciółki
- James, wracaj tu! - rozległ się głos Conora, na który czarnowłosy chłopak stanął na baczność. Pośpiesznie zaczął biec z powrotem. - Co ty robisz? - rzucił karcącym tonem
- Wybacz, jakoś tak pobiegło mi się za daleko - odparł z nieśmiałym uśmiechem
- Dołącz do pozostałych - westchnął. - Zostało niewiele czasu, teraz potrenujmy karne! - oznajmił pozostałym członkom drużyny. Ci od razu zajęli miejsca. Jimmy stanął na bramce i kopnął piłkę do pierwszej osoby w kolejce. James ustawił się na końcu, zaraz za Blaine'em. Zamienił z nim kilka słów po czym w ciszy czekali na swoją kolej.
Sharon skończyła mówić o fazach księżycach i podręcznikowych informacjach po czym zaczęła pić wcześniej kupiony napój.
- To tyle? - upewniła się niebieskooka
- Tak, no chyba, że mamy przejść do mistycyzmu - zaśmiała się, a blondynka z błyskiem w oku wbiła w nią wzrok
- To jest to - pomyślała. - Mów śmiało
- Cóż... - zaczęła się zastanawiać. - Szczerze to nie wiem co bym mogła ci takiego powiedzieć. Tarot?
- Tarot? - zdziwiła się
- Karta księżyca w tarocie. O tym mogę ci coś opowiedzieć - odparła nieśmiało
- W sumie, to czemu nie - westchnęła
- Z tego co mi wiadomo to księżyc jest silnie powiązany ze snami. Przeważnie jego znaczeniem jest iluzja, tajemnica, marzenia... - zaczęła wymieniać drążąc myśli. - Jednak nieco inaczej interpretowana jest jego karta w tarocie - oznajmiła. - Musisz też wiedzieć, że w zależności od talii, karta może się różnić i mieć nieco inne znaczenie
- Dużo znasz takich znaczeń?
- Całkiem sporo - odparła dumnie. - Widziałam też kilka tych kart na własne oczy
- No dobra, więc słucham - oznajmiła skupiając swoją uwagę na rówieśniczce, która momentalnie spoważniała
- Zacznijmy od tego, że reprezentuje światłość stwarzaną przez mrok
- Światłość stwarzana przez mrok?
- Niektórzy uważają księżyc za najmroczniejsza kartę w tarocie. Talia Thota przedstawia krwawiący księżyc, dwie postacie przedstawiające boga...
- Jakiego boga? - wtrąciła momentalnie
- Anubisa. Już on sam w sobie ma wiele wspólnego ze śmiercią i zaświatami - powiedziała nie zmieniając nastawienia. Chociaż dziewczyny wiedziały o jej zainteresowaniu mistycyzmem, nigdy Alice nie sądziła, że bierze je, aż tak poważnie. - Ale czasem pojawia się też aspekt trójbogini. W niektórych taliach ma nieco spokojniejszy charakter.
- Czemu więc uważany jest raczej za mroczny? - dopytywała coraz bardziej zaciekawiona
- Bo w wielu taliach oznacza on po prostu śmierć - rzuciła spokojnie. - Księżyc, który zbliża się do nowiu. Nów jako jego symboliczna śmierć. Głównie jednak sam księżyc jako zwycięstwo mroku nad światłem. Yin i Yang. - wzięła łyk napoju. - Słońce zachodzi, umiera światłość, a księżyc się pojawia zwiastując mrok, który zaczyna dominować, aż wygra. - dokończyła, a niebieskooka spojrzała na nią niepewnie. Nie była przekonana co do jej słów, ale nie chciała też jej przerywać. Zrobił to jednak głos nastolatka, wnet obie wbiły wzrok w zawodników swojej drużyny.
- James uważaj! - krzyknął po odruchowym podaniu piłki do kolegi z drużyny. Była jego kolej na oddanie strzału karnego, ale ten stał zamyślony odpływając całkowicie myślami. Stał z posępną miną, aż do momentu, gdy nie usłyszał ostrzeżenia. W popłochu otrząsnął się i dostrzegł lecąca prosto na niego piłkę. W ostatniej chwili się schylił, a piłka przeleciała nad jego głową uderzając w chłopaka stojącego za nim. Niepewnie skierował morskie oczy na przyjaciela
- Przepraszam - powiedział ze skruchą do Alberta, który skierował w jego stronę obolałą twarz i srogo na niego spojrzał
- Skupisz ty się czy nie? - warknął
- James! - krzyknął Conor stojący dalej szybko zwracając na siebie uwagę zawodnika. - Chodź tu - wydał polecenie. Wydawał się całkowicie spokojny, choć Alice bała się, że wybuchnie złością. Nie mogła usłyszeć o czym rozmawiają, ale pozostali nastolatkowie też nie mieli na to szansy, gdyż obu chłopaków odeszło na drugi koniec swojej połowy boiska.
Blondynka westchnęła zamyślona spoglądając na oddalającego się ciemnowłosego ucznia. Chwilę później przeniosła wzrok na Blaine'a, który spojrzenie kierował tak samo jak ona. Jednak zaraz po tym jak spotkały się ich oczy, zawołano zawodnika, by wrócił do treningu. Mimo to, ta krótka chwila wystarczyła by ujrzeć zmartwienie niebieskookiej. Dostrzegła je także uczennica o karmelowych oczach.
- Wiesz co on taki rozkojarzony? - odezwała się znienacka
- Nie wiem. Długo się w sumie nie znamy, ale nie widziałam go jeszcze takiego - odparła
- Zapytaj go o to - rzuciła radośnie z szerokim uśmiechem
- Co? No sama nie wiem - powiedziała niepewnie
- Twój horoskop mówi: "Nie bój się działać, gdy czujesz, że jest taka potrzeba. Twoje starania zaowocują niejednym uśmiechem na twarzach innych, a będą one skierowane do ciebie w podzięce". - powiedziała spoglądając w przestrzeń. Nastała chwila milczenia, nagle rozległ się dźwięk gwizdka oznaczającego zbiórkę i że zaraz zacznie się mecz
- Wymyśliłaś to na poczekaniu - spostrzegła zrezygnowana blondynka. Zaczął się mecz, ale James nie brał w nim udziału. Zamiast tego zajął miejsce na ławce.
- Pogadasz z nim? - zapytała niespodziewanie
- Pewnie tak - odparła po czym westchnęła. - No to mów dalej o tym tarocie - zachęciła przyjaciółkę
- Co by tu jeszcze... - zaczęła się zastanawiać. - W naprawdę wielu kartach księżyca jest przedstawiana też woda. Coś w rodzaju jego żywiołu. Czasem odpowiada za głębinę, z której wynurzają się nasze lęki. Po zanurzeniu się możemy odkryć straszną prawdę o nas samych - mówiła przerzucając spojrzenie przed siebie. - Pamiętam, że na jakiejś karcie podobno symbolizowała portal do innego świata, kontakty ze światem dusz
- Że ty się tykasz tarota... - mruknęła
- Sama pytałaś o księżyc - zaśmiała się. - Skoro już o świecie dusz i księżycu to coś mi się przypomniało - zaczęła mówić zachodząc w myśli po dokładne brzmienie szukanych zdań
- Co takiego?
- W przeszłości wierzono, że w księżycowym królestwie, widzianym tylko nocą, mieszka sama śmierć, a na srebrnym globie dusze umarłych oczekują w milczeniu na powtórne urodziny.
- Tylko ile to ma wspólnego z Wymiarem Snów? - pomyślała posępnie. - Dzięki - odezwała się po chwili 
- Zawsze do usług - odparła radośnie. - Nie sądziłam prawdę mówiąc, że będziesz chciała tego słuchać. - oznajmiła po chwili. - Zoey zawsze ma ciarki jak jej opowiadam o czymś związanym z wierzeniami czy magią - zaśmiała się, a po tym oddała się całkowicie oglądaniu meczu. Obie drużyny grały zawzięcie jednak już po pierwszej połowie jasne było kto zostanie zwycięzcą spotkania. Wynik wynosił trzy do jednego, a rywale już byli wyczerpani ciągłymi strzałami oddawanymi przez niebieskich. Doszło jednak do kontuzji jednego z zawodników drużyny pomarańczowej, więc przerwa miała być dłuższa niż zakładano. Chcąc to wykorzystać, Alice zaczęła iść w stronę znajomych, którzy razem z resztą zespołu wędrowali na drugą połowę boiska. Już miała zamiar krzyknąć za ciemnowłosym, kiedy nagle dwie dziewczyny to zrobiły i w podskokach do niego podbiegły. Ten zdawało się, nie usłyszał ich wołania. Dopiero za drugim razem dotarł do niego ich głos. Zdezorientowany odwrócił się zostając w tyle od reszty kolegów. Blondynka szła powoli, aż zatrzymała się i stanęła nieco z boku, czekając, aż uczennice się oddalą. Spoglądała kątem oka na przebieg ich rozmowy. 
- James słyszałyśmy, że podobno rezygnujesz z wycieczki! - powiedziały smutno 
- Co? - zapytał nieco ponuro, wciąż nie bardzo obecny myślami. - Ah tak, wycieczka. Niestety nie mogę 
- Ale jak to!? Mówiłeś, że pojedziesz - mruknęła 
- Coś się stało, że nie jedziesz? - wtrąciła druga, wnet na jego twarzy pojawił się uśmiech 
- Nie, no co ty - rzucił radośnie. - Wszystko gra, po prostu muszę się czymś zająć po południu 
- Nie możesz po wycieczce? - burknęła 
- Albo przed? 
- Nic z tego. Przecież jedziecie razem, więc w czym problem? - zapytał z życzliwym uśmiechem 
- Byłoby z tobą zabawniej... Poza tym chyba jeszcze tylko ty nie podpadłeś Berkowitz, żeby ją uspokoić w razie czego 
- Samą rezygnacją jestem już na jej czarnej liście - odparł łapiąc się za kark 
- Super, teraz jej czarna lista wygląda dokładnie jak lista obecności - warknęła 
- Szkoda, że nie jedziesz 
- Też żałuję, ale mówi się trudno. Jeszcze będzie wiele wycieczek - odparł z uśmiechem, a te odwzajemniły go i szybkim krokiem odeszły. Twarzy chłopaka na nowo przybrała posępny wyraz, a zamyślone spojrzenie pobiegło w stronę rówieśników. Alice niepewnie ruszyła w końcu do niego. 
- James - zawołała za nim będąc już niedaleko, a ten odwrócił się 
- Alice? Stało się coś? 
- W sumie to ja chciałam się o to zapytać... - odparła uciekając spojrzeniem. Chłopak uśmiechnął się 
- A co miało się stać? 
- Strasznie nieobecny dziś jesteś i dość... ponury - odparła nieśmiało unosząc spojrzenie 
- Tylko mi nie mów, że się o mnie martwisz - rzucił radośnie 
- Ja... - podskoczyła jak oparzona odwracając się, a ten położył dłoń na jej głowie przykuwając z powrotem jej wzrok 
- Nie martw się, nic mi nie jest - powiedział z uśmiechem i przymrużonym oczami, jakby był zmęczony. - Muszę wracać do reszty drużyny - oznajmił zabierając dłoń po czym odwrócił się i szybko pobiegł w ich stronę. Zaraz miała się zacząć druga połowa, rozległ się dźwięk pierwszego gwizdka. Ciemnowłosy nastolatek podbiegł do przyjaciela, który pił wodę. 
- Możesz jej powiedzieć - oznajmił spoglądając na rówieśnika szarymi oczami 
- Wiesz dobrze, że... 
- Inaczej. Jej możesz powiedzieć - poprawił się brunet rzucając butelkę wody w stronę ławki. Jego rozmówca nie odezwał już się słowem tylko poszedł usiąść. W tym samym momencie zabrzmiał ponownie dźwięk gwizdka, oznaczającego rozpoczęcie drugiej połowy. Alice wtedy już wróciła na swoje miejsce, na trybunach. 
- Dowiedziałaś się czegoś? - zapytała Sharon przeciągając się 
- Nie - odparła. - Dostałam jedynie sztuczny uśmiech - pomyślała z ponurą miną. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine