czwartek, 13 października 2016

Sen dziewięćdziesiąty siódmy - Wyjazd

Chłopak dostał się po cichu do wielkiego biurka wykonanego z ciemnego drewna, pełnego różnych zdobień. Na nim już leżał stos papierów i teczek, a segregatory były powpychane w szafki tuż obok. Brunet niemalże czuł pędzący nieubłaganie czas, a jednak starał się nie wywołać w pośpiechu niepożądanego hałasu, który mógłby zbudzić ze snów domowników. Na stercie makulatury dorzucił swoje dokumenty, na których już wcześniej zdążył złożyć swój podpis, a także dodatkową kartkę z krótką notką. Uznając robotę za wykonaną oddalił się szybko od biura udając się do wyjścia z budynku.
Pokonał wiele schodów, minął sporo pomieszczeń, wreszcie idąc wzdłuż dość długiego korytarza dotarł na miejsce. Otworzył drzwi i znalazł się na zewnątrz, na ogromnym placu, z którego zaczął zmierzać do swojego samochodu. Szedł już spokojniej uznając, że nie powinny go czekać żadne niespodzianki od tego momentu, a jednak właśnie dopiero teraz one nadeszły. Dzieliła go już niewielka odległość od pojazdu, gdy nagle zauważył przy nim Alice, wyczekującą jego przybycia.
Dziewczyna wstała jeszcze przed brzaskiem słońca zarówno podekscytowana, jak i poddenerwowana. Nie była nawet pewna czy uda jej się dotrzeć do bruneta, pomimo adresu, który dzień wcześniej udało jej się wyciągnąć po długich namowach od James'a. Ostatecznie jednak nie miała innego wyboru, jak po prostu ruszyć w drogę i przekonać się na własnej skórze.
Po porannych, rutynowych czynnościach zabrała potrzebne jej rzeczy i wyszła z domu. Wciąż obserwowała uważnie drogę czekając na moment, gdy będzie miała wysiąść, aż do momentu, kiedy zadzwonił jej telefon. Pośpiesznie chwyciła za komórkę wiedząc już, że dzwoni do niej rówieśnik o morskich oczach.
- Hej, dojechałaś już? - zapytał wesoło, ale nie potrafił ukryć swojego zaspania, które było wręcz słychać w jego głosie. Zwłaszcza moment niekontrolowanego ziewnięcia mógł to potwierdzić. Dziewczyna przez to całe przejęcie nawet nie poczuła się zmęczona.
- Właśnie wysiadam. Kawałek drogi będę musiała pójść pieszo - odparła opuszczając autobus i zaczynając swoją wędrówkę
- W takim razie dotrzymam ci towarzystwa przez telefon - rzucił po czym znowu ziewnął. Blondynka nie mogła się oprzeć, by nie uśmiechnąć się życzliwie do słuchawki
- Jesteś pewny, że nie wolisz jeszcze pospać, zamiast rozmawiać ze mną?
- Nie, wszystko gra. Kto rano wstaje, temu pan Bóg daje... czy jakoś tak. Jedyne co daje, to chyba salwę ziewania, ale co tam
- Zdajesz sobie sprawę, że Blaine na pewno będzie chciał wiedzieć skąd wiedziałam, gdzie się udać, prawda?
- Już obmyślasz jakby tu obarczyć mnie za to winą? - zażartował, a dziewczyna sprawdzając godzinę przyśpieszyła nieco kroku. - Powiedz prawdę: "James mi powiedział gdzie będziesz. To kara za twoje wczorajsze spóźnienie"
- Spóźnienie?
- Będzie wiedzieć o co chodzi, żarłok jeden - prychnął
- Mimo wszystko, jeszcze raz dzięki za pomoc
- Nie ma sprawy, jestem ci przecież coś winien...
- Mi? Niby za co? - zapytała docierając do miejsca w większości pozbawionego domów. Widziała natomiast po swojej lewej stronie siatkę, przy której rosły wysokie drzewa zasłaniające cały obszar za nimi.
- Za tamtą całą akcję ze szpitalem. Zaprowadziłaś Karen bezpiecznie na miejsce, no i zostałaś chwilę ze mną, chociaż przecież nie musiałaś
- Żartujesz? Nie jesteś mi nic winien - rzuciła niemalże oburzona
- Uznajmy więc, że teraz spłacam swój dług - rzucił wesoło. - Jak ci idzie szukanie?
- Adres się zgadza, niby jestem na miejscu, ale... Nie widzę żadnego domu - odparła nieśmiało, aż usłyszała jak rozmówca się śmieje. - To nie jest śmieszne, gdzieś ty mnie wywiózł - burknęła zawstydzona
- Spokojnie, dobrze idziesz. Idziesz wzdłuż ogrodzenia, za którym rosną drzewa? - zapytał, a ta od razu przytaknęła. - W takim razie idź wciąż wzdłuż niego. Skręcisz w lewo, a tam zamiast drzew już będzie żywopłot i trochę dalej brama wjazdowa.
- Ok - odparła bez większego przekonania i podążała za wskazówkami chłopaka. Wszystko zgadzało się z jego opisem, skręciła w lewo, a drzewa zastąpił średniej wielkości żywopłot i niedaleko już była otwarta brama. Stanęła przed nią z rozdziawioną buzią, robiąc wielkie oczy.
Ujrzała ogromną i wspaniałą posiadłość usytuowaną na niezwykle obszernym i pięknie utrzymanym terenie. W oczy rzucała się roślinność, która niewątpliwie znajdowała się pod opieką niejednego ogrodnika. Równo obcięte żywopłoty, wiele kwiatów, różne krzewy i drzewa. Przed głównym wejściem do budynku po wytężeniu wzroku mogła dostrzec, iż na tym zabetonowanym odcinku znajduje się nawet fontanna.
- Wow... - wymamrotała do słuchawki, aż nagły wybuch śmiechu ściągnął ją z powrotem na ziemię
- Czekałem na taką reakcję - śmiał się do rozpuku wyobrażając sobie minę rówieśniczki
- Sprowadziłeś mnie tu dla żartu? - zapytała z niedowierzaniem tylko potęgując śmiech nastolatka
- Jasne, że nie!
- Chcesz mi powiedzieć, że Blaine mieszka w tej willi? - zapytała sceptycznie z ogromem wątpliwości
- Co? Nie. Nigdy nie mówiłem, że tutaj mieszka
- Ale przecież...
- Miałem cię zaprowadzić do niego. Musi tutaj coś załatwić, więc będzie wyjeżdżać stąd - rzucił od razu, spadł na nich moment milczenia, w którym Alice rozglądała się myśląc, co powinna zrobić
- Mam czekać na niego przed bramą? - zapytała po chwili wciąż nie przekonana do słów czarnowłosego ucznia
- Jeśli chcesz zostać rozjechana...
- Blaine ma mnie rozjechać?
- Ogrodnik. Uwierz, nie jest zbyt miły. Gdy byłem mały i szukałem tutaj Blaine'a, to pogonił mnie kosiarką - westchnął, a blondynka wręcz zaniemówiła. - No nie ważne, ale lepiej tam nie stój. Skoro brama jest otwarta, to znaczy, że Blaine już wjechał autem przed dom. Miał wejść do środka tylko na chwilę, więc na pewno nie chciało mu się jej zamykać. Idź wzdłuż drogi
- Mam wejść na ten teren? Oszalałeś?
- Zaufaj mi - uśmiechnął się szeroko do komórki
- Chyba wolę zaczekać przy bramie...
- Jak chcesz, ale Blaine wtedy cię oleje i odjedzie - wzruszył ramionami przeglądając zawartość lodówki
- Nie chcę wchodzić na czyjeś podwórko... o ile można to wciąż nazwać podwórkiem
- Idź tam! - krzyknął nagle, aż ta podskoczyła. - Jeśli zależy ci na twojej sprawie, to zrobisz to! Biegnij, nim będzie za późno. O tej godzinie i tak nie zwrócisz na siebie uwagi - mówił pełen przejęcia jakby chcąc natchnąć w ten sposób blondynkę do działania. Stała mimo to jak słup soli obserwując drogę jakby prowadziła ona do domu strachów, a nie pięknej posiadłości.
- Nie chcę...
- Alice! Nie chodzi o to, czego chcesz, ale co musisz zrobić! Do dzieła, jestem z tobą! - mówił podniośle, a ta zrobiła nieśmiały krok przed siebie, wkraczając na teren prywatny. Zamarła na moment, spodziewając się, że w tym momencie rozbrzmi po całej okolicy jakiś alarm, ale wciąż panowała cisza
- Do...dobra - wykrztusiła niepewnie i zaczęła powoli iść wzdłuż ścieżki. - James...
- Tak?
- Zabiję cię, jeśli to jakiś okropny żart
- Dobrze - odparł życzliwie, a ona nie mogła uwierzyć, że to robi
- Czuję się jak stalker - rzuciła markotnie do rozmówcy, który się zaśmiał
- Poczuj się jak agentka na misji, a nie jak prześladowca
- Agentka? - prychnęła
- Tak, a ja jestem twoim szefem i wysyłam cię na misję. Tylko informuj mnie na bieżąco o jej przebiegu - rzekł dumnie. Wreszcie dziewczyna, choć nieznacznie, zaśmiała się. Mimo wszystko wciąż była spięta i poddenerwowana
- Ta droga wydaje się nie mieć końca - pomyślała. W oddali ujrzała czarną Teslę. Nie sądziła, że widok tego samochodu może ją jeszcze raz tak uspokoić, jak w noc Halloweenową. Odetchnęła z ogromną ulgą i nadzieją, że lada moment zjawi się właściciel pojazdu, do którego zaczęła szybciej podchodzić. - Składam raport, widzę jego samochód
- Widzisz, nie żartowałem! Jak ktoś cię zaczepi, powiesz, że przyjechałaś z Blaine'em
- Ten dzień się ledwie zaczął, a ja już nie mogę się doczekać jego końca
- Tak w ogóle, to gdzie macie zamiar jechać? Blaine mówił mi tylko, że daleko, ale nic więcej
- Jak mam być szczera, to nie mam pojęcia. On zna miejsce i drogę
- Podróż w nieznane... brzmi fajnie - rzucił radośnie. - Właśnie, mam do ciebie dość głupie pytanie
- Tak? - zapytała wyglądając przybycia bruneta
- Robisz coś za tydzień w weekend? - wykrztusił zmuszając się, aby brzmieć jak najzwyczajniej
- Raczej nie, czemu pytasz?
- Dzisiaj wieczorem biorę udział w przeglądzie kapel. Wyjeżdżasz, więc raczej nie mam po co cię pytać czy przyjdziesz, ale mają wybrać kilka najlepszych, które za tydzień zagrają w klubie. Nie mam pojęcia czy mojej uda się wyjść z grupy, ale jeśli się uda to... będziesz chciała przyjść? - zapytał starając się ukryć jakiekolwiek oznaki nieśmiałości
- Pewnie - odparła radośnie
- Serio? No to super - odparł wesoło, a chwilę później dziewczyna dostrzegła bruneta wychodzącego z willi. - Blaine idzie, muszę kończyć
- Spoko
- James
- Tak?
- Powodzenia na tym przeglądzie - rzuciła na szybko. Nastolatek uśmiechnął się pod nosem. - I dzięki za pomoc
- Nie ma sprawy - odparł spokojnie, po czym się rozłączył.
Dziewczyna schowała komórkę do kieszeni i stała wpatrując się w rówieśnika, próbując pohamować wszelki stres i zdenerwowanie. On natomiast patrzył na nią z niedowierzaniem. Przyspieszył kroku znajdując się szybko przy niej.
- Nie wierzę... - rzucił cicho
- Jedziemy? - zapytała jedynie, jakby to, że wybiera się z nim było czymś oczywistym
- Co? Alice, co ty tutaj w ogóle robisz? Jak tutaj trafiłaś? - rzucał pytaniami całkowicie skołowany. Dziewczyna wzruszyła ramionami
- James - odpowiedziała krótko i beznamiętnie. - Kazał też przekazać, że to kara za wczorajsze spóźnienie - dodała szybko, a ten wręcz zaniemówił, natomiast w myślach już beształ srogo przyjaciela
- Jak go tylko dorwę... - rzucił wreszcie cicho pod nosem, wciąż nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje. Dziewczyna stała tuż obok przednich drzwi przy miejscu dla pasażera, jakby wyczekując tylko, aż zostaną otworzone. W istocie jednak przyglądała się nieśmiało rówieśnikowi zastanawiając się, czy będzie wystarczająco uparta i odważna, a może nawet i ordynarna, aby zmusić chłopaka, by zabrał ją ze sobą do starca. Nagle pojazd wydał z siebie krótki dźwięk na znak, że drzwi zostały otworzone. Brunet niespodziewanie oparł się o maskę pojazdu, nachylając się nad rówieśniczką
- Wracaj do domu, jadę sam - oznajmił stanowczo. Dziewczyna wpatrywała się ponownie w jego oczy jak zahipnotyzowana, ale umysł wciąż walczył, aby się oprzeć i postawić na swoim.
- Nie - odparła po krótkim czasie wewnętrznej bitwy, który jej samej wydawał się znacznie dłuższy
- Przykro mi, ale nie masz nic do gadania w tej sprawie - rzucił z nadzieją, że to zdusi pewność siebie i upartość blondynki. Wbrew jego założeniom, te słowa tylko je podsyciły. Kierowana impulsem, o jaki siebie nigdy nie podejrzewała, odsunęła się od bruneta, otworzyła drzwi pojazdu, po czym wsiadła do środka. Blaine stanął jak wryty wpatrując się w ten teatrzyk nie wierząc w to, co widzi. Zacisnął mocno zęby i prychnął podchodząc do jej drzwi, a wtem dziewczyna otworzyła okno. Szybka prędko została opuszczona w dół, a Alice oparła w jej miejscu ręce wpatrując się w chłopaka.
- Jadę. Z. Tobą - oznajmiła wkładając w to tyle pewności siebie, na ile tylko było ją stać, choć w obecnej sytuacji uznała, że już nie ma innego wyjścia, jak ciągnąć tą walkę do końca. Nawet jeśli nie była pewna, czy wyjdzie z tej bitwy zwycięsko, to nie było już mowy o poddaniu się.
- Nie jedziesz - powtórzył stanowczo, wnet niespodziewanie frontowe drzwi do posiadłości zostały otworzone z niosącym się hukiem i przykuły wzrok nastolatków. Ujrzeli starszego mężczyznę z lekko posiwiałymi włosami, który w dłoniach gniótł kartkę, jaką zostawił po sobie brunet
- Blaine! - krzyknął nagle ze wściekłością. Jego nieco już pomarszczoną twarz wykrzywiał grymas gniewu.
- Cholera... - rzucił pod nosem i pośpiesznie wsiadł do samochodu. Zajął miejsce za kierownicą i wprawił pojazd w ruch, podczas gdy mężczyzna szybko się do nich zbliżał
- Czekaj no, gówniarzu! - krzyknął
- Co się dzieje? Kto to? - zapytała mocno skołowana
- Nie ważne, nikt taki - odparł szybko, jakby od niechcenia i pośpiesznie zaczął odjeżdżać.
Alice nie zadawała już więcej pytań wiedząc, że pewnie i tak nie uzyska żadnej satysfakcjonującej odpowiedzi. Zamknęła okno i w ciszy jechała z rówieśnikiem. Przebyli trochę drogi, aż wreszcie nastolatek zaparkował samochód gdzieś w mieście. W ciszy zaciągnął hamulec ręczny po czym spojrzał srogo na towarzyszkę, nie odzywając się słowem. Chociaż uciekała od niego własnym, to wciąż czuła na sobie ten gniewny wzrok.
- Podwiozę cię do domu i pojadę sam, jasne? - rzucił nagle z lekkim zdenerwowaniem. Alice nie pozostało nic innego, jak przybrać maskę pewnej siebie osoby. Tyle zajęć koła teatralnego, a w prawdziwym życiu odegranie czegokolwiek sprawiało jej wciąż problemy. Czekał ją test bojowy, zmusiła się, do wytrwania w postanowieniu, aby pojechać z rówieśnikiem.
- A co, wyrzucisz mnie? - zapytała po chwili, krzyżując ręce na piersiach
- Chcesz się przekonać? - odparł bez chwili zawahania, a w jego głosie nie wyczuwała żadnego blefu, przez co na moment zamarła. Zaczęła się zastanawiać, czy faktycznie ten plan się uda, czy może to już ten moment, w którym powinna zacząć po prostu błagać o pozwolenie, aby pojechać razem z nim. Westchnęła po chwili, jakby resetując myśli, które w ogromnej ilości zaczęły wić się w jej głowie. Dała sobie ten moment spokoju, oczyszczając umysł po czym spojrzała rozmówcy prosto w oczy.
- Śmiało. Wyrzuć mnie już teraz - rzuciła stawiając wszystko na jedną kartę. Nie miała już zamiaru odpuścić. Chłopak obserwował ją przez moment w milczeniu. Spadła na nich chwila ciszy, w której wymieniali się srogimi spojrzeniami. Nagle brunet westchnął głośno i usiadł prosto
- Od kiedy taka pyskata jesteś? - parsknął zirytowany
- Za dużo czasu spędzam z tobą - odparła jakby od niechcenia
- Świetnie... - mruknął pod nosem w międzyczasie sprawdzając godzinę. - Muszę jechać, już późno - oznajmił przerzucając wzrok na rówieśniczkę, która nie zareagowała na te słowa. Zmierzył ją wzrokiem w małym zastanowieniu. - Alice, mówię poważnie, powinnaś wrócić i zostawić to mi. Grace...
- Grace pozwoliła mi jechać - natychmiast mu przerwała
- A ja mam w to uwierzyć? - zapytał pełen sceptycyzmu i niedowierzania
- Chcesz do niej zadzwonić i ją zapytać? - odparła beznamiętnie
- To coś zmieni, skoro i tak nie chcesz wysiąść? - rzucił, a w odpowiedzi nastolatka jedynie wzruszyła ramionami. Ponownie chłopak westchnął, po czym nachylił się do rówieśniczki. - Dobra, spójrz mi prosto w oczy i powiedz, czy Grace pozwoliła ci jechać
- To ci wystarczy? - zapytała zaskoczona
- Ani trochę nie umiesz kłamać w żywe oczy, więc powiedzmy, że tak - odparł spokojnie. Blondynka jeszcze przez chwilę zastanawiała się, czy to nie jakiś podstęp, ale ostatecznie wbiła wzrok w oczy rówieśnika.
- Jak sobie chcesz. Grace pozwoliła mi jechać - powiedziała ze spokojem. Brunet się odsunął obserwując ją w zamyśleniu. - To jedziemy? - zapytała w końcu, wyrywając go z tego stanu
- W takim razie ja ci nie pozwalam - oznajmił lekceważąco wprawiając dziewczynę w osłupienie. Wbijała w niego wzrok z towarzyszącym jej szokiem, starając się przyswoić sobie słowa bruneta.
- Co? - zapytała po chwili milczenia, wypowiadając te słowa z niezwykłym chłodem
- To zbyt niebezpieczne...
- Przestaniecie w końcu!? - krzyknęła zdenerwowana, przerywając chłopakowi. Spojrzał na nią zaskoczony. Dziewczyna spodziewała się tych słów, a jednak gdy usłyszała je po raz kolejny, coś w niej pękło. Starała się uspokoić, siedziała z opuszczoną w dół głową, za którą się złapała. - Powtarzacie to bez przerwy. Zrozumiałam za pierwszym razem, ale mimo wszystko chcę jechać. - powiedziała w końcu i wbiła wzrok w szare oczy. - Nie traktujcie mnie jak porcelanową lalkę, która lada moment może się rozpaść na kawałki. Nie jestem nią. - dopiero po wypowiedzeniu tych słów zaczęła sama się zastanawiać nad ich autentycznością. Czy faktycznie nią nie jestem? Pytała się w duchu czując narastającą niechęć do samej siebie. - Mogę za siebie decydować, a chcę pojechać. - Powiedziała wreszcie z przejęciem, wychylając się do bruneta. Przynajmniej tego jednego była pewna. - Doceniam, że się tak o mnie martwicie, ale nie chcę tego. Nie chcę być trzymana z daleka od wszystkiego, co mogłoby być w jakimkolwiek stopniu niebezpieczne i kazać ci mierzyć się z tym samemu. Siedzimy w tym razem - powiedziała, a rówieśnik wciąż milczał patrząc na nią łagodnym wzrokiem. Nie potrafiła w pewnym momencie już znieść tej ciszy, wypełnionej wymianą smętnych spojrzeń. Odwróciła się do okna wzdychając ciężko. Ze smutną miną obserwowała obraz za szybą. Chłopak usiadł prosto, pozostawiając kurtynę milczenia nietkniętą. Oboje zbierali myśli i uspokajali się w duchu
- Ja... - odezwała się wreszcie - Ja jestem świadoma tego, że jestem tylko głupią, naiwną i bezbronną nastolatką... - zaczęła mówić spokojnie, ze wzrokiem wbitym w dal, opierając głowę o chłodną szybę. - I zdaję sobie z tego sprawę, że tak naprawdę to nic nie potrafię i jestem słaba. - nie potrafiła spojrzeć na nastolatka w chwili wypowiadania tych słów, choć chciała. Chociaż sama je wymawiała, to wszystkie wydawały się trafiać bezpośrednio w nią, jakby samą siebie właśnie uświadamiała o swej beznadziejności. - I mogę tylko się domyślać jak bardzo kłopotliwa jestem. Stale coś robię nie tak i przysparzam ci więcej problemów...
- Alice... - wtrącił nagle, nie chcąc już dłużej tego wysłuchiwać, ale ta nie dała mu dojść do słowa.
- Wiem - przerwała mu od razu. - Jednak chcę pojechać - dodała z całym przekonaniem i zmusiła się, by spojrzeć na rozmówcę. - Pomimo tego, że jestem tak naprawdę bezużyteczna i słaba, pozwól mi pojechać. Poradzę sobie, będę musiała - rzuciła z całym przekonaniem. Mogło się ulec wrażeniu, że wręcz widać gołym okiem jej upór i determinację. Brunet przyglądał się jej zmieszany, wciąż nie będąc do końca przekonany. - Chcę pojechać. - powtórzyła wyrywając go z głębszych rozmyśleń. Westchnął zrezygnowany, po czym odpalił z powrotem samochód
- Naprawdę sądzisz, że twoja obecność jest niezbędna? - zapytał nim jeszcze włączył się do ruchu
- Pewnie nie - przyznała szczerze. - Ale jeśli naprawdę nie ma sposobu, aby przerwać proces przebudzania Grace, to chcę to usłyszeć na własne uszy. - powiedziała z nadzieją, że jednak nie będzie jej czekać taka odpowiedź. - Poza tym, nie chcę zostawiać cię z tym samego - dodała spokojnie. Brunet zerknął na nią prowadząc samochód. Sam nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć i czy faktycznie dobrze robi, zabierając dziewczynę ze sobą.
- A powinnaś - uznał beznamiętnie
- Nie jesteś w tym wszystkim sam - rzuciła wyglądając za okno. - Już nie. - zerknęła krótko na rozmówcę wpatrzonego w drogę. Zwalniał gotowy, by zatrzymać pojazd na światłach.
- Ale to nie Wymiar Snów. To nasz wymiar, rzeczywistość
- To co? - prychnęła. - Wiążę nas obietnica, pamiętasz? -
- Wciąż chcesz się jej trzymać?
- Zawsze dotrzymuję obietnic. - uśmiechnęła się niewinnie. - Dlatego będę przy tobie. Nie ważne jaki to będzie wymiar, będę cię wpierać - powiedziała, wtem brunet skierował na nią szare oczy, w jakich wydawało jej się, że dostrzega smutek
- Mówisz takie rzeczy z taką łatwością, jakbyś naprawdę tak myślała - rzekł spokojnie, wciąż pogrążony w małym zamyśleniu.
- Bo tak myślę - odparła równie spokojnie. - Chcę ci pomóc, chociaż najpewniej nie będę w stanie. To głupie, bo chcę się czuć potrzebna, chociaż wiem, że wcale nie jestem
- Nie mów tak i tak nie myśl - rzucił krótko
- Będę próbować pomóc na tyle, na ile będę mogła. Może jednak w czym się przydam - mruknęła bez przekonania, a jednak zmuszając się z całych sił do optymistycznego myślenia
- Biorąc pod uwagę jak świetnie idzie mi rozmowa z ludźmi, to może faktycznie dobrze, że jedziesz - rzucił dość żartobliwie z myślą, że może jakoś rozweseli rozmówczynię. Uśmiechnęła się.
- Fakt, jesteś do bani w kontaktach międzyludzkich - odparła równie żartobliwie
- Dzięki
- Do usług - zaśmiała się i zerknąwszy na rówieśnika dostrzegła, jak i jego twarz przyozdobił lekki uśmiech. Kontynuowali jazdę. Nastolatka obserwowała jak mijają kolejne budynki.
- Ile będziemy jechać? Jakieś trzy godziny? - zapytała po chwili w zastanowieniu, wnet rówieśnik się zaśmiał
- Grace nie mówiła ci, gdzie to?
- Mówiła tylko, że daleko, ale jej "daleko" ciężko określić. Dla niej momentami nawet nasza szkoła jest już daleko  - odparła patrząc na rozbawionego bruneta. - No dobra, pięć godzin? - rzuciła ponownie, a ten potrząsnął głową przecząco. - Więc ile? - zapytała zrezygnowana, a jednocześnie dość zaskoczona. Towarzysz sięgnął jedynie jedną ręką do schowka, z którego wyciągnął teczkę i podał ją rówieśniczce. Wzięła je czym prędzej i wbiła w nie wzrok z zainteresowaniem
- Tutaj masz kopię dokumentów. Grace powiedziała, że skopiowała tylko to, co naprawdę niezbędne - oznajmił wesoło. - Przejrzyj je, skoro już i tak jedziesz ze mną. - dodał, a ta idąc za jego namową wyjęła papiery z teczki. Momentalnie wytrzeszczyła oczy. Niesiona niedowierzaniem przybliżyła do twarzy kartkę, jakby podejrzewając u siebie nagłe pojawienie się wady wzroku
- Gdzie!? - rzuciła w międzyczasie, wciąż nie mogąc przyjąć tego do wiadomości. - To nawet nie jest sąsiedni stan! To jest...
- Według internetu jakieś czternaście godzin drogi bez korków - oznajmił. Blondynka wbiła w niego wzrok i zastygła. - Niespodzianka - uśmiechnął się do niej chytrze
- W takim razie na miejsce zajedziemy gdzieś po północy...
- Mylisz się - rzucił szybko rozwiewając wyobrażenie dziewczyny. - Nie licz na to, że przejadę taki dystans bez przerwy na drzemkę. Bycie łowcą jest strasznym utrapieniem
- Więc czternaście godzin, plus postoje, tak?
- Tak - odpowiedział krótko. Jego twarz raz jeszcze przyozdobił chytry uśmiech. - Więc jak, jesteś pewna, że chcesz jechać? - zapytał podstępnie, a rozmówczyni zmarszczyła brwi w determinacji
- Oczywiście
- Więc wygląda to tak: jedziemy tak długo, aż nie zrobię się śpiący. Kiedy to nastąpi, to robimy przerwę na sen. Na miejscu będziemy mniej więcej rano - oznajmił i krótko po tym rozbrzmiał dźwięk jego telefonu. Sięgnął szybko po niego zerkając na wyświetlacz. Westchnął zrezygnowany i niechętnie odebrał połączenie.
- Nie ma mnie, wrócę w poniedziałek - rzucił błyskawicznie do telefonu po czym od razu się rozłączył, nie dając dojść do słowa rozmówcy. Dziewczyna obserwowała w milczeniu jak ten wyłącza telefon i chowa go z powrotem do kieszeni. Nie mogła się powstrzymać od słania pytającego spojrzenia w jego kierunki. Gdy dostrzegła, jak ten na nią zerka mimowolnie uciekła wzrokiem sądząc, że i tak nie odpowie jej na jakiekolwiek pytania związane z jego życiem prywatnym. Aktualnie właściwie to nawet nie czuła potrzeby, by o cokolwiek go pytać. Dopiero teraz zaczęła czuć w jakimkolwiek stopniu zmęczenie, choć obwiniała za to całą tą dyskusję, jaką prowadziła jeszcze przed chwilą z brunetem. Teraz panowała cisza i nie opuściła ich jeszcze przez jakiś czas. Nastolatka obserwowała otoczenie za oknem, które stale się zmieniało, a chłopak pozostawał skupiony na jeździe.
- Wiedziałeś, że buddyzm to inaczej "nauka przebudzonego"? - rzuciła ni stąd ni zowąd do rówieśnika chcąc przełamać to milczenie, które zaczynało jej ciążyć. Lubiła ciszę, była do niej przyzwyczajona, jednak w tym momencie zależało jej, aby ją zwalczyć.
- Serio? - odparł jedynie, chociaż nie sprawiał wrażenia wielce zainteresowanego tym faktem
- Grace mi wspominała, że ten mężczyzna wyznaje buddyzm, albo przynajmniej ma z nim jakiś związek. Poczytałam trochę na ten temat. Trochę się zastanawiam, jak on godzi buddyzm z wiarą w Wymiar Snów - przyznała
- "Wiarą w Wymiar Snów"? Uznajesz to za jakieś wyznanie? - zapytał sceptycznie
- Istnienie wymiaru może sporo mieszać w głowie wierzących, nie ważne jakiego wyznania. Weźmy na przykład gorliwego katolika wierzącego w istnienie tylko jednego Boga. W pewnym momencie przebudza się, zostaje łowcą i musi przyjąć do wiadomości istnienie trzech kolejnych bogów egzystujących jedynie w obrębie zupełnie innego wymiaru. Jak wytłumaczy to wszystko nie wypierając się tego, w co wierzy?
- Może nie łączy jednego z drugim. Ty tak nie robisz?
- Ja? Zły przykład, ja przychylam się bardziej ku nauce, a nie wiarom w bóstwa
- Uznajmy więc, że wiara w naukę jest kolejnym wyznaniem. Jak naukowo wyjaśnisz istnienie i działanie Wymiaru Snów?
- Nauka wyznaniem? Nauka opiera się na dowodach i faktach, a nie wierze w coś nadprzyrodzonego
- Zwij to jak chcesz, ale nie zmienia to mojego pytania - odparł lekceważąco, natomiast dziewczyna zaczęła się głębiej zastanawiać nad odpowiedzią
- To potwierdza to, co powiedziałam: Wymiar Snów może bardzo namieszać w głowie. Naukowo mogłabym uznać to za jakąś chorobę na podłożu psychicznym, ale nie wierzę, by tak właśnie było.
- Raczej byłoby to słabym wyjaśnieniem biorąc pod uwagę, że moglibyśmy zapowiedzieć czyjąś śmieć, jeśli w wymiarze zauważymy ciemną szatę śniącego. No, albo chorobę
- Wcześniej szukałam u filozofów jakiegoś powiązania z Wymiarem Snów, później w najróżniejszych religiach. Pamiętasz naszą rozmowę w bibliotece, gdy szukałam jakiś informacji na temat Jokera i Wymiaru Snów? - zapytała, a ten przytaknął od razu. - Mitologia grecka, nordycka, egipska, wierzenia hinduistyczne, katolicka... Wszędzie można szukać, nigdzie nie znajdziesz nic konkretnego, ale dostrzeżesz jakieś powiązania. Jakby Wymiar Snów łączył wszystko w co wierzymy, ale biorąc z tego wszystkiego tylko odrobinę. To bez sensu
- Wymiar Snów to zupełnie inny wymiar. Może nie ma sensu doszukiwać się w nim czegoś więcej niż bycia miejscem, do którego dostajemy się umysłem, a w którym znajdują się jedynie nasze sny?
- Mimo wszystko sprawdziłam i buddyzm, tak z ciekawości
- I jak?
- Buddha oznacza dosłownie "przebudzony", ale możemy to uznać równie dobrze za "oświecenie". Oznacza to raczej istotę, która przebudziła się ze "snu ignorancji" - powiedziała dość niepewnie patrząc na Blaine'a. W jej głosie było słychać nieco sceptycyzmu. Co więcej, nie była przekonana, czy ma zarzucać chłopaka informacjami, które prawdopodobnie nie mają dla nich żadnego znaczenia. - Na pewno chcesz tego wszystkiego słuchać? - zapytała ostatecznie
- Dlaczego miałbym nie chcieć?
- Wychodzę z założenia, że pewnie przynudzam - przyznała zrezygnowana. - Poza tym, powtarzam ci tylko to, co udało mi się przeczytać w internecie. Nie twierdzę, że może to mieć jakikolwiek związek z wymiarem
- Posłuchać nie zaszkodzi, zastępujesz mi radio - rzucił ze spokojem zerknąwszy na nastolatkę. - Więc, coś jeszcze ci się skojarzyło z wymiarem?
- Pomyślmy... Założyciel buddyzmu był mędrcem, który poszukiwał sposobu na wyzwolenie istot żywych od cierpienia. Porzucił bogactwo, został ascetą, szukał odpowiedzi u wielu mistrzów, jednak to było na nic, dlatego postanowił oddać się głębokiej medytacji na tak długo, aż znajdzie metodę na wyzwolenie ludzkości od cierpienia - powiedziała dość szybko i bez emocji, jakby akurat ta część informacji nie była wiele warta. - Medytował przez 49 dni. Wreszcie, w dzień pełni księżyca, osiągnął Oświecenie - dodała po czym zaśmiała się cicho pod nosem. - Można powiedzieć, że w dzień pełni księżyca przebudził się z tego "snu ignorancji"
- Jeśli ktoś się przebudza w pełnię to nic, tylko mu współczuć - rzucił spokojnie
- Oczywiście zdajesz sobie sprawę, że nie o takim przebudzeniu mówimy? - zapytała dla pewności, chociaż zdawała sobie sprawę, że wypowiedź bruneta była po prostu słownym żartem
- Raczej ciężko byłoby usłyszeć o prawdziwym, znanym nam przebudzeniu w jakiejkolwiek legendzie. Ja przynajmniej z niczym takim się nie spotkałem
- Pewnie nikt nie rozgłasza otwarcie tego, że jest łowcą. Skończyłby w pokoju bez klamek, albo na stole operacyjnym, aby przeprowadzone zostały jakieś badania nad jego mózgiem. No, ewentualnie zostanie po prostu uznany za wariata i zignorowany
- Nikt nie powiedział, że nie jesteśmy wariatami - spojrzał na dziewczynę z krzywym uśmiechem na twarzy, odpowiedziała mu tym samym
- Polujemy na bogów, jesteśmy chyba największymi wariatami spośród tej całej zbieraniny łowców
- Szczera prawda
- James nie wie o Wymiarze Snów, prawda? - zapytała dość nieśmiało, chociaż znała tak naprawdę odpowiedź.
- Nie wie
- Zastanawiałeś się kiedyś jakby to było, gdyby o nim wiedział? - rzuciła, a chłopak przez moment zamilkł myśląc nad odpowiedzią, po czym zaśmiał się cicho pod nosem.
- Jeśli powiedziałbym mu o nim gdy byliśmy dziećmi, to narzekałby: "A kiedy ja się przebudzę? Też chcę walczyć z potworami! Będziemy walczyć razem" i pewnie zacząłby się zastanawiać jaką miałby moc i broń, a co do ryzyka, spadłoby na dalszy plan. Uznałby to za zabawę w bohaterów - stwierdził, po czym westchnął. - A teraz... wolę o tym nie myśleć - powiedział już markotniej. Dziewczyna przyglądała się mu, dostrzegła jak jego wyraz twarzy staje się ponury i szybko pożałowała, że o to zapytała. - Zdecydowanie już i tak ma za wiele zmartwień, nie potrzebuje kolejnych
- Wybacz, nie potrzebnie zaczęłam ten temat - powiedziała smętnie, a ten spojrzał na nią jakby zdziwiony
- Nie szkodzi, przecież to nic takiego. Przez ten cały czas już zdarzało mi się samemu zadać to pytanie, więc nie masz się czym przejmować. Po prostu... powiedzmy, że nie potrafię znaleźć pozytywnej odpowiedzi na to pytanie i to jest w tym najgorsze - odrzekł ze spokojem. - Wracając do tematu tego buddyzmu, masz coś jeszcze? - zapytał chcąc zmienić temat, dziewczyna również wolała go pozostawić, więc czym prędzej starała się sobie coś przypomnieć
- Według buddyzmu jest sześć krain, a są one podzielony na trzy strefy. Pierwsza jest strefą pragnień zmysłowych, w której jest piekło, ale także znajdują się na jej poziomie ludzie, zwierzęta, głodne duchy i tytani. Strefa czystej formy należy do bogów. Natomiast strefa poza formą obejmuje nieskończoną przestrzeń, nicość - oznajmiła. Brunet spojrzał na nią z uniesioną brwią w małym zaskoczeniu - Co? - zapytała dość nieśmiało
- Wszystko to zapamiętałaś?
- Szybko się uczę i jeśli wiem, że muszę coś zapamiętać, to zapamiętuję to dość szybko. Inaczej musiałabym siedzieć długo nad scenariuszami marnując czas, który mogłabym przeznaczyć na lekcje bądź czytanie. Tak przynajmniej wszystko mi sprawnie i szybko idzie - odpowiedziała, jakby było to coś banalnego i oczywistego
- Jesteś dziwna - zaśmiał się
- I kto to mówi? - odparła żartem
- A co jest ze mną nie tak, poza byciem aspołecznym draniem?
- Twoje mieszanie herbaty
- Jezu, znowu ta herbata? - wzniósł oczy ku niebu, a dziewczyna zaczęła się głośno śmiać
- Skoro to za mało to... O wiem! Nadal mi nie powiedziałeś gdzie nauczyłeś się tańczyć
- To jest takie dziwaczne?
- Mam być szczera?
- Dawaj
- Cały jesteś dziwaczny
- Wybacz, ale nie zaskoczyłaś mnie tym stwierdzeniem
- Nie żartuję. Jesteś jedną, wielką zagadką, której nie da się rozwiązać, bo nic nie chcesz o sobie mówić
- Zdradzić ci sekret?
- Mów - rzuciła z błyskiem w okach i entuzjazmem, a nastolatek uśmiechnął się chytrze
- Tak pozostanie
- Blaine! - burknęła z grymasem na twarzy, a ten się zaśmiał
- Znowu zbaczamy z tematu
- Chyba już nic więcej i tak nie znalazłam wartego wspomnienia. Swoją drogą, buddyści wyznają przecież zasadę niekrzywdzenia. Upiorów też ma to niby dotyczyć? Na pewno nie, bo inaczej nie przeżyliby będąc łowcami, a więc muszą jakoś godzić swoje wyzwanie z Wymiarem Snów. No chyba, że uznają je za Asury, ale mogą je pokonywać?
- Przegrzejesz sobie głowę jak będziesz próbować dopasować Wymiar Snów do każdej wiary. Dlaczego w ogóle tak usilnie szukasz wyjaśnień?
- A dlaczego nie? Mam dość analityczny sposób myślenia. Gdy coś jest dla mnie niepojęte, to próbuję to jakoś zweryfikować. Poza tym... dobrze wiesz, że jestem strasznie ciekawską osobą
- Brzmisz jak naukowiec, a siedzisz w sekcji artystycznej na zajęciach z aktorstwa. Wyjaśnij mi to
- Lubię się uczyć, ale jednak literatura bardziej do mnie przemawia. Po prostu jestem dość... wszechstronna. - stwierdziła ostatecznie. - Aktorstwo daje mi frajdę, no i wcielam się w role, mogę być kimś innym... - dodała już nieśmielej. - Rodzice uznali koła teatralne za głupie marnowanie cennego czasu bez jakichkolwiek perspektyw, więc chcąc im zrobić na złość, zapisałam się. Zrobiłam to przez głupi, dziecięcy kaprys, ale jak się okazało, aktorstwo bardzo mi się spodobało i od tamtej pory zawsze chodziłam na zajęcia z niego - mówiła do momentu, aż zadzwonił jej telefon. - No proszę, kto by się spodziewał. Mama - rzuciła z niechęcią
- O wilku mowa, co?
- Halo? - odebrała już na samym początku obdarzając rodzicielkę chłodnym tonem
- Alice, pójdź szybko do pracowni...
- Nie ma mnie w domu - przerwała od razu
- Co!? Znowu cię nie ma? Gdzie ty do cholery się szwendasz!? Masz natychmiast wrócić do domu i zadzwonić do mnie, gdy tylko już będziesz na miejscu - zaczęła mówić gniewnie
- Po co?
- Musisz przejrzeć dla mnie pewne dokumenty... - zaczęła mówić, ale ponownie córka jej przerwała
- Nie licz na mnie - rzuciła krótko do słuchawki po czym się rozłączyła
- Coś nie tak?
- Mama znowu coś chciała do pracy i jest oburzona, że nie ma mnie w domu - prychnęła wywracając oczami. Wnet raz jeszcze rozbrzmiał dźwięk jej telefonu. Niechętnie spojrzała na ekran, by upewnić się, że to dzwoni ponownie jej mama. Założenia się potwierdziły, więc po prostu odrzuciła połączenie i wyłączyła telefon
- No proszę, idziesz w moje ślady? - zapytał zerknąwszy na towarzyszkę
- Powiedzmy, że sytuacja tego wymaga - westchnęła chowając komórkę, po czym spadło na nich milczenie. Jechali przez jakiś czas w ciszy, zakłócanej momentami jedynie przez GPS.
Udało im się wyjechać z miasta, powoli mknąc przez kolejne. Wreszcie światła drogowe zaczęły im sprzyjać jakby w czasie ich przybycia specjalnie zmieniały swą barwę na zieloną. Dzięki temu nadrabiali trochę stracony czas, jednak wszystko wskazywało na to, że na miejscu i tak zjawią się o późnej godzinie. Mogli liczyć jedynie na to, aby faktycznie podróż obyła się bez stania w większych korkach, niż jest to przewidywane. Stopniowo stale zmierzali w kierunku autostrady otuleni milczeniem, które w żadnym stopniu już im nie przeszkadzało, w przeciwieństwie do ciszy, która sprawiała wrażenie, jakby się na nich osadzała, a przynajmniej takiemu wrażeniu uległa blondynka. Zerknęła niepewnie na rówieśnika.
- Mogę włączyć radio? - zapytała sięgając ręką do urządzenia, czekając na odpowiedź chłopaka, który w czasie zastanawiał się, jak przebiegnie spotkanie z buddą. Wyrwany z rozmyśleń przytaknął spokojnie, więc nastolatka włączyła urządzenie. Stacja właśnie puszczała słuchaczom koniec piosenki, po czym nastolatkowie usłyszeli głos mężczyzny wspominającym o poprzednim utworze. Chwilę później zaczął mówić o możliwości wystąpienia niewielkich utrudnień ruchu spowodowanych wypadkami samochodowymi na wymienionych przez niego trasach.
Zaraz po tym można było usłyszeć kolejną piosenkę. Dziewczyna przybliżyła się do szyby, wyglądając przez okno. W pojeździe rozbrzmiał utwór Green Day zatytułowany "21 Guns", w którego słowa mimowolnie wsłuchała się dwójka nastolatków.
Blaine dalej prowadził, ale nie potrafił zignorować tekstu piosenki przez chwilę ulegając wrażeniu, jakby jego słowa były skierowane właśnie do nich. Jakby te pytania faktycznie zostały skierowane do niego. Jechał mimo to przed siebie, popadając przez nie w małe zamyślenie. Dopiero na refrenie coś go skłoniło, by rzucić okiem na towarzyszkę, która wciąż obserwowała krajobraz malujący się za oknem. "Zrezygnuj z walki" - zaczynał tracić wiarę w to, że Alice będzie do tego zdolna. Powinno go to cieszyć, ale było na odwrót. Całe założenie polegało na tym, by zrezygnowała z walki i uciekła, jeśli sprawa będzie już przesądzona. Wiedział, że w takiej sytuacji tylko to będzie w stanie ją uratować, ale nie sądził, by jednak się tego podjęła. Będzie walczyć do końca, pomyślał, chociaż sądził, że takich ludzi już nie ma, a przynajmniej jest ich naprawdę niewiele. Potrząsnął głową, jakby chcąc w ten sposób uciec myślami od tego wszystkiego. Od Wymiaru Snów, czarnych wizji przyszłości, walki z Jokerami, a nawet od przeszłości. Nagle, gdy zaczęła być grana przedostatnia zwrotka, zacisnął mocniej ręce na kierownicy, jakby czując nagły przypływ zdenerwowania. Zacisnął mocno zęby, zagrano ostatnią zwrotkę, a potem na powrót wrócono do odgrywania refrenu. Brunet zatrzymał gwałtownie pojazd na światłach, które już nie sprzyjały im tak, jak wcześniejsze. Alice zaskoczona spojrzała na rówieśnika, którego widok spotęgował tylko jej zdziwienie. Siedział prawie, że z pustym wzrokiem, napiętymi mięśniami, dłońmi mocno ściskając kierownicę.
- Blaine...? - odezwała się niepewnie do rówieśnika, który jak wyrwany z transu spojrzał na nią już ze zmieszanym spojrzeniem natychmiastowo rozluźniając uścisk. - Wszystko gra?
- Tak - odparła cicho odgarniając jedną ręką kilka kosmyków do tyłu, po czym potargał nieznacznie włosy z tyłu. Opuścił wzrok w zamyśleniu. Starał się wrócić do teraźniejszości, chociaż jego umysł na moment został skrępowany przez wspomnienia, a także wizje przyszłości.
- Na pewno? - zapytała troskliwie, powoli uniósł wzrok do rozmówczyni.
- Będę... będę musiał ci coś powiedzieć - oznajmił w końcu niezwykle poważnie, aż dziewczyna zaczęła się obawiać, o co mogłoby chodzić. - Nie teraz, ale niedługo. Coś ważnego
- Dobrze - odrzekła spokojnie i równie poważnie. Blaine wziął głęboki wdech i spojrzał na światła, które wciąż pozostawały czerwone, lecz miało się to lada moment zmienić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine