piątek, 13 maja 2016

Sen osiemdziesiąty siódmy - Armia mroku

Nadeszła ta noc. Noc, w której księżyc po raz kolejny był widoczny na niebie w całej swej okazałości. Niebo pozbawione chmur jakby chciało, aby napawano się jego widokiem. Alice przez cały dzień nie zmrużyła oka oszczędzając w ten sposób energię. Była senna. Była naprawdę bardzo senna. Po zostaniu łowcą potrzeba zaśnięcia była znacznie częstsza i zdecydowanie bardziej odczuwalna. Mimo to czekała do zmroku, tak jak to ustaliła z brunetem. Czekała, aż niebo przybierze granatowy odcień i ujawni miliony gwiazd. Gdy tylko ten moment nadszedł, położyła się. Ledwie zamknęła oczy, przeniosła się do Wymiaru Snów.
Stała wraz z rówieśnikiem przed wejściem do koszmaru pełni. Czuła napływającą energię, która dobywała się zza przejścia. Ulatywała z niego w niejasny sposób. Po prostu, drzwi nią emanowały. Przyciągały łowców jak magnes, ostrzegając przed tym, co kryje się się za nimi, jedynie klamką - czarną jak atrament i silnie połyskującą, jak żadna inna. Dziewczyna nie mogła oderwać od niej oczu. Dokładnie taka, jaką widziała miesiąc temu. W krótkiej chwili nawiedziły ją wspomnienia z ostatniej wizyty w koszmarze pełni.
Lustra skryte w mroku, tworzące przejścia przypominające labirynt. Pękające szkło, wylewająca się litrami krew. Przerażające odbicie samej siebie, okropna rozmowa z upiorem, straszne wizje. Poczuła narastający strach. Widok pomieszczenia, którego całe podłoże pokryte było taflą szkarłatnej cieczy, a w niej spoczywająca cała masa ciał poległych ludzi, nawiedził jej myśli. Zmusił, by wróciła do tamtych wizji. Przebiegł ją dreszcz, jakby przeżywała to na nowo. Walka ze swoimi odbiciami, krzyki, płacz, wrzaski. Nie była gotowa, nie potrafiła zdobyć się na to, aby raz jeszcze wpakować się w coś takiego. Dopiero stojąc przed przejściem do nieznanego koszmaru uświadomiła sobie, jak realne może być przejście przez takie samo, bądź podobne piekło zgotowane przez pełnię.
Opuściła momentalnie głowę czekając tylko, aż Blaine otworzy drzwi, ale nie była pewna, czy zmusi się, aby zrobić krok w kierunku pomieszczenia. Do miejsca, w którym nie miała pojęcia czego się tak naprawdę spodziewać. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa, chociaż i tak dziękowała, że nie zmusiły jej do ucieczki. Stała w bezruchu, czuła się jakby zapuściła korzenie. Nie była w stanie wykonać żadnego stąpnięcia. No dalej, pomyślała zagłuszając przerażające wizje, jakie zaczęły ją męczyć. Odtwarzały się jak film, którego nie była w stanie zatrzymać, a tym bardziej wyłączyć. Przypominały o zdarzeniach z poprzedniej pełni.
Przełknęła głośno ślinę w momencie, gdy nastolatek złapał klamkę. Odrętwiała, czuła się jak zamieniona w kamień. Jedynie wargi jej drżały ze strachu przed tym, że ponownie ma przeżyć równie okropny koszmar. Nie była na to gotowa, ale uznała, że na to nie da się być gotowym. Brunet spojrzał na nią kątem oka, jakby wyczuwając jej poddenerwowanie. Emocje jakie odczuwała były wypisane na jej twarzy na tyle dosadnie, iż nie sposób było nie zgadnąć, że ogarnia ją przerażenie i kołotają nią nerwy. Mimo to nie odezwał się słowem, po prostu otworzył drzwi. Stali naprzeciwko otwartego na oścież przejścia. Serce blondynki biło jak szalone, jakby miało wyrwać się z klatki piersiowej. Adrenalina i strach utkwiły w jej żyłach ogarniając całe ciało.
Przez moment wydawała się wyłączona na wszelkie zewnętrzne boźdźce, zatracona w przeszłości, jaka zapukała do jej podświadomości i porwała ją, każąc przeżywać jeszcze raz ten sam koszmar. Dopiero po chwili się ocknęła z transu, gdy poczuła jak jej dłoń jest więziona w silnym uścisku. Z zaskoczeniem spojrzała na bruneta, który trzymał mocno jej rękę, ale jego wzrok był wycelowany na wprost, w bezkresną biel, do której mieli się udać. Nie mogła wydusić z siebie słowa, a w głowie pojawił się nowy mętlik z całkowicie nowymi elementami. Z dwojga złego wolała już poddać się burzy, jaką wywołał gest nastolatka, niż cała drżeć wspominając poprzednią pełnię.
- Nie puszczaj, póki sen się nie zmaterializuje. W innym przypadku może nas rozdzielić - zwrócił się do niej spokojnie, a ona pośpiesznie przytaknęła i zacisnęła uścisk własnej dłoni. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na przejście. Tak błahym ruchem nastolatek przywrócił jej na moment jasność myślenia. Wciąż odczuwała strach, wciąż wspomnienia koszmaru sprzed miesiąca były świeże i próbowały ją nękać. Mimo to w jakiś sposób odzyskała panowanie. Prawie jakby towarzysz podzielił się z nią swoim spokojem. Kiwnęła na znak, że jest gotowa, chociaż było to kłamstwem. Uznała jednak, iż nigdy nie uzna się za gotową na takie wyzwanie. Bardziej niż teraz być nie mogła, więc póki czar zrównoważenia działał, chciała przekroczyć próg przejścia. Oboje to uczynili i znaleźli się w białej przestrzeni, która lada moment po zamknięciu się drzwi miała się całkowicie zmienić.
Wtem rozległ się blask na tyle potężny, że zmusiłby niewątpliwie każdego, do zamknięcia oczu. Nie miał źródła, po prostu był. Oślepiał z każdej strony, jakby całe pomieszczenie nagle zaczęło nieznośnie lśnić. Dziewczyna zamknęła oczy, przyjmując ze spokojem ten niemożliwie silny blask. Wraz z jego pojawieniem przestała cokolwiek czuć. Miała wrażenie, że jasność wypełnia ją całą, wyłączając jej wszelkie zmysły. Wzrok, słuch, dotyk... zniknęło każde odczucie, a po chwili zniknął i blask.
Nim uniosła chociaż odrobinę powieki, poczuła jak opadają na nią miliony kropel. Dobiegł ją ogrom dźwięków. Zderzająca się stal, okropne wrzaski, krzyki dobiegające z każdej strony, grzmoty. Przez dobiegające zewsząd hałasy nabrała wrażenia, że wcale nie chce otwierać oczu, ale wiedziała, że musi. Zacisnęła mocniej dłoń upewniając się w ten sposób, że wciąż znajduje się w niej dłoń rówieśnika. Dźwięki wciąż rozbrzmiewały, choć nie wydawały się być niezwykle blisko. Mimo to słyszała ich niezwykle wiele. Poczuła, że chłopak uwalnia z uścisku jej rękę. Odważyła się, by otworzyć oczy. Niechętnie uniosła powieki, zwęziły się nieznacznie jej źrenice, ujrzała otoczenie, jakie przygotował dla łowców upiór tej pełni.
Dominowała ciemność, wypełniała ten świat przykrywając go swą mroczną osłoną, jaka od czasu do czasu była rozrywana silnymi piorunami uderzającymi o ziemię. Dwójka nastolatków stała pomiędzy drzewami w niezwykle gęstym lesie, ale to nie w nim trwały walki. Stali na skraju boru, dzięki czemu doskonale widzieli miejsce, jakie wydawało się być centrum wszystkich starć.
Ogromna polana porośnięta wyraźnie zniszczoną, wysuszoną trawą i umierającą roślinnością. Na niej toczyły się już walki między łowcami, a upiorami, którzy wyglądali jak rycerze, tyle że ich ciężka zbroja była ciemna jak smoła. Mroczni wojownicy - tak określiła ich nastolatka, dokładnie im się przyglądając. Byli niczym rycerze opętani przez ciemność. Wymachiwali ostrymi mieczami, straszyli swym wyglądem i bezwzględnością. Zadawali widocznie silnie ciosy, a łowcy wciąż walczyli. Widziała już leżących nieprzytomnie poległych obu stron. Ich ciała spoczywały na mokrej ziemi, całkowicie ignorowane przez pozostałe osoby.
Były zajęte własnymi walkami, jakie zdawały się trwać już jakiś czas. Pod ciemnym niebem, którego nie sposób było dostrzec przed gęste warstwy burzowych chmur, dawali z siebie wszystko, by zwyciężyć. Pokazy mocy ludzi rzucały się w oczy. Wybuchy, fale uderzeniowe, pokazy nadludzkich umiejętności.
Chmury, rozprzestrzeniające się po całej powierzchni ciemnego nieba, gęste, kłębiaste, czarne niczym dym, więziły w sobie iskry, które starały się dać o sobie znać. Niejedna uciekała i silnie uderzała w ziemię w postaci potężnej błyskawicy przecinając kurtynę deszczu. Duże i ciężkie krople spadały na ziemię, lało jak z cebra. Już po chwili stania w tym świecie było się przemoczonym do suchej nitki. Jednak w tych kroplach było coś niezwykłego. Zupełnie innego od znanych w ludzkim świecie. Z wyglądu takie same, ale ich właściwości wydawały się inne. Dziewczyna nie umiała tylko wyjaśnić, dlaczego odniosła takie wrażenie. Po prostu to czuła.
Przyglądała się trwającym starciom na polanie. W oddali było widać piętrzące się wzgórza, a jeszcze dalej, w odległej części stworzonego przez pełnię świata, wznosiło się ogromne pasmo górskie. Szczyty wysunięte tak wysoko ku niebu, jakby chciało je dosięgnąć. Najwyższemu z nich się to udało, jego czubka nie było widać, bo już znikał w burzowych kłębach.
Bitwa, tak chciała to określić. Bitwa prawie jak te, o których uczyła się na lekcjach historii, na których odkąd została łowcą wciąż spała. Nie sądziła, że będzie jej dane w tak wielkim starciu uczestniczyć. Walka między ludźmi, a mrocznymi rycerzami i niestety musiała przyznać, iż wyglądało na to, że oddziały tych drugich są liczniejsze.
Przyglądała się z niedowierzaniem, zaskoczeniem, a także i odrobiną fascynacji niebywałym widokiem. Przede wszystkim jednak wzbudzał on niepokój oraz strach. Wszystko pokryte płaszczem mroku i deszczu. Akompaniament grzmotów błyskawic, ulewnego deszczy, chlupania, krzyków ludzi, wrzasków, ryków i dźwięków zderzającej się broni. Na tym skrawku świata, stworzonego przez pełnię oddziały łowców walczyły z upiorami na śmierć i życie. Już teraz pole było splamione sporą ilością krwi, a ziemia przygarniała martwe ciała.
Alice przyglądała się przełykając gulę paniki. Przeszedł ją ponownie dreszcz. Istne oberwanie chmury doprawione wyładowaniami. Mrok panujący dookoła. Mnóstwo potworów chcących zabić ludzi. Nieco mniej łowców, wśród których mogli czaić się drapieżcy. Stała z brunetem jakby wyłączona z biegu wydarzeń, skryci poza polem walki wśród drzew oddalonych trochę od trwającej batalii. Zamarła w bezruchu stając się obserwatorem. Wolała nim pozostać, ale nie mogła na to liczyć.
- Więc to pełnia z gatunku mordobicia - stwierdził apatycznie, przyglądając się uważnie otoczeniu.
- Trzymaj się w miarę możliwości blisko mnie, ale z dala od upiorów. Jeśli będziesz w niebezpieczeństwie to krzycz - podał jej szybko krótką instrukcję, a ona przytakiwała, bo na nic więcej nie mogła się zdobyć. Nie odrywała wzroku od walczących osób.
- Często pełnie tak wyglądają? - zapytała dość nieśmiało
- Pełnie przybierają różny obraz, jak sama zresztą widzisz. Skup się, włączamy się do walki. Ci wojownicy, to tylko pionki, jeszcze nie widzę dominującego upiora - oznajmił i opuścił las. Wysunął się spomiędzy potężnych pni drzew i zaczął się kierować przed siebie, zmierzając do centrum wszystkich starć, a ona pośpiesznie podbiegła, by zrównać z nim krok. - Najwyraźniej ten sen zaczął się już jakiś czas temu - dodał niepewnie, widząc już ogrom ciał poległych i miejsca zaplamione czerwienią
- Upiorów jest trochę więcej... - spostrzegła sceptycznie i z grymasem na twarzy. Kolejna rzecz, jaka nie napawała jej optymizmem w tym śnie. Krótka myśl mówiąca jej, że być może powinna jednak dziękować, że teraz pełnia postanawia ją męczyć fizycznie, zamiast psychicznie, szybko minęła. Koniec końców uznała, że już sam ten widok silnie uderza w jej stan psychiczny oraz chęć opuszczenia tego miejsca. Wszak pełnia niezależnie na to, jaka by nie była, nie jest zwykłym snem z upiorem.
- Trochę. Damy sobie jakoś radę - powiedział krzepiąco, a ta przyjrzała mu się z zainteresowaniem. Nawet nie zerkając na nią wyczuł jej spojrzenie silnie utkwione na jego osobie. Wbił w nią wzrok unosząc brew w niemym pytaniu, okazując małe zmieszanie
- Jesteś optymistą, czy po prostu próbujesz mnie w jakiś sposób uspokoić? - pokusiła się o zadanie pytania, dając sobie jeszcze tą krótką chwilę wytchnienia. Jeszcze chociaż moment zwykłej, spokojnej rozmowy nim rzucą się w wir walki. Sporo to dla niej znaczyło, ta chwila oddechu od trwających wydarzeń w tym śnie. Nastolatek spojrzał z powrotem przed siebie, na cel, do którego zmierzał, czyli liczny zespół mrocznych rycerzy, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią, która tak naprawdę była dla niego dość oczywista.
- Jestem realistą - odparł bez większego wyrazu, praktycznie z beznamiętnością. Po chwili jednak zwrócił się z powrotem do niej, z chytrym uśmiechem zdobiącym jego twarz - A uspokajanie cię dziwnym trafem stało się już dla mnie normą - dodał zbijając ją całkowicie z tropu. Drgnęła zaskoczona tym zdaniem, tym razem ona odwróciła wzrok, śląc go przed siebie
- Jak mam to odebrać? - mruknęła podejrzliwie, ale nim nadeszła jakakolwiek odpowiedź, chłopak przywołał broń i odbił atak mieczem czarnego rycerza. Nastolatka, nieco zaskoczona nagłym zjawieniem się wroga, dobyła tessen. Przeciwnik ruszył szarżą na chłopaka, z wysuniętym w jego stronę ostrzem. Momentalnie wykonała podmuch, gdy był już dość blisko niego, wybijając go z równowagi i nieznacznie odpychając do tyłu, by zamiast przeć dalej naprzód, zmusił się do zatrzymania, a nawet cofnięcia się o krok w celu utrzymania się na nogach. Brunet wykorzystał nadaną mu przez dziewczynę okazję i od razu wykonał cięcie kataną. Broń uderzyła o niezwykle wytrzymały hełm mrocznego wojownika, nie pozwalając, aby coś się przez niego przebiło. Na twarzy łowcy pojawił się wyraźny grymas niezadowolenia. Nie chcąc tak łatwo odpuścić, próbował dalej przepchnąć katanę przez opancerzenie. Zaczęło powoli pękać, ale to zbyt długo trwało. Rycerz zebrał się wreszcie i pośpiesznie pchnął miecz w stronę przeciwnika. Musiał odpuścić, aby zdążyć wykonać unik.
- Z prawej! - krzyknęła do chłopaka wywołując kolejny podmuch. Obrócił się we wskazanym kierunku i szybko odskoczył do tyłu. Drugi rycerz machnął ostrzem w miejsce, w którym przed chwilą stał, ale dość niezgrabnie, odepchnięty wiatrem. Zaczął biec do wrogów. Ci uczynili to samo zmierzając szybko do niego. Pierwszy zamachnął się dość wcześnie, nastolatek wyminął cięcie, a kolejne, jakie wymierzył drugi rycerz, skontrował ostrzem. Wcześniejszy postanowił spróbować jeszcze raz przeczuwając, że teraz ma szansę na atak. Blondynka mu ją odebrała, niespodziewanie więżąc go w niewielkim wirze. Rycerz stracił grunt pod nogami i uniósł się nieznacznie nad ziemią, wirując w maleńkim tornadzie. Blaine uznał, że musi się pospieszyć, jeśli ma to wykorzystać. Kontrował cios, stal przepychała się ze stalą. Włożył więcej siły wygrywając to przepychanie się ostrzy. Odrzucił minimalnie zachwianego wroga. Wir tracił szybko na sile, co nie umknęło jego uwadze.
- Alice, za tobą! - krzyknął do niej już wyczuwając zbliżającą się energię wrogów. W tym samym momencie machnął kataną doprawiając ją o płomienie. Od razu sięgnęły je krople deszczu, ale nie gasiły ich. Prawie, jakby były jedynie iluzją, ale chociaż ognia nie gasiły, to sprawiały, że tracił nieznacznie na swej mocy.
Blondynka odwróciła się pośpiesznie. W jej kierunku dopiero biegło dwóch przeciwników. Nie była pewna, czy utrzyma dwa wiry jednocześnie, zwłaszcza, jeśli nie może trwonić energii. Jeden nagle się zatrzymał i obrócił w bok. Zaintrygowana tym ruchem skupiła uwagę na nim, ale wnet dostrzegła jak w jego kierunku biegnie inna osoba. Odbiła się od ziemi i wyskoczyła do góry prosto na lekko zaskoczonego rycerza. Alice zrobiła wielkie oczy widząc tak śmiały, nieroztropny atak. Wnet jednak postać jeszcze w locie, w ułamku sekundy, zmieniła swą postać stając się groźnym i drapieżnym tygrysem. Powaliła na ziemię rycerza rycząc wściekle.
Nie mogła przyglądać się dłużej tamtemu starciu, wróg biegnący w jej kierunku był coraz bliżej. Machnęła silnie wachlarzem wytwarzając podmuch, który miał na celu powalenie przeciwnika. Udało się jednak tylko go spowolnić w momencie, gdy zaparł się nogami. Postanowiła, że na tę chwilę musi skupić się chociażby na kupieniu tym sposobem trochę czasu.
Brunet wykonał szybkie cięcie, a rycerz zakładając, że będzie wymierzone w jego korpus bądź głowę, zakrył w miarę możliwości mieczem te części ciała. Chłopak był na tyle szybki, że zdążył minimalnie zmienić kąt uderzenia, jakie wymierzył kataną, tym samym odcinając rękę wrogowi, w której trzymał swój oręż. Opadł wraz z odciętą kończyną na błotnistą ziemię w tym samym momencie, w którym więżąca wichura całkowicie zniknęła pozostawiając nieco skołowanego wroga. Rękę nastolatka spowił ogień, chwycił szybko przeciwnika za głowę i pchnął na pierwszego upiora. Wpadł na niego, oboje się zachwiali i stanęli w jednej linii, a nastolatek pchnął żarzącą się katanę w ich głowy. Przebił się przez oba hełmy tym razem już bezproblemowo. Zerwał się do rówieśniczki tak pośpiesznie, że swoją broń pozostawił w ciałach mrocznych wojowników, a sam po prostu pobiegł, by nie marnować więcej czasu. Widział, że wróg jest już na tyle blisko niej, że musiała się nieznacznie wycofać do tyłu. Rycerz nagle przyspieszył, jakby nie wiadomo skąd zdobył się na o wiele szybszy bieg, niż na początku prezentował. Dziewczyna zaskoczona tym nagłym ruchem pośpiesznie się odsunęła, a unik musiała wspomóc mocą. Uniosła się za jej pomocą lekko nad ziemię i odskoczyła do tyłu, wspomagając skok wiatrem, by unieść się na większą odległość. Rycerz raz jeszcze szybko ruszył na nią szarżą, ale wpół drogi wbiegł na niego Blaine niczym zawodnik gry w rugby. Powalił go na ziemię i w jednej chwili przywołał katanę, którą wbił w sam środek głowy przeciwnika. Alice odetchnęła nieznacznie i szybkim krokiem podbiegła do rówieśnika. Pokonali kilku czarnych rycerzy, ale wciąż było ich więcej niż ludzi. Przeważająca ilość upiorów stopniowo malała, ale słabsi łowcy w momencie, gdy nacierała na nich duża ilość wrogów, również ginęli pod gradem wielu ataków.
- Nic ci nie jest? - zapytała troskliwie, ale ten tylko wstał i machnął orężem, aby wyzbyć się nieznacznie krwi, jaka zabarwiła jego ostrze. Dopiero po chwili spojrzał na rówieśniczkę i udzielił jej odpowiedzi
- Nie - odrzekł krótko i treściwie, ale ledwie to usłyszała, bo niespodziewanie rozbrzmiał głośny dźwięk. Nowy, zupełnie inny od tych, które do tej pory słyszeli. Był rozdzierający, niemal ogłuszający. Dosięgnął każdej osoby, jaka znalazła się w śnie. Jego brzmienie powędrowało daleko, dotarło nawet do lasu, rosnącego za polem bitwy.
Dudnienie w róg przykuło uwagę każdego, nie sposób było go zignorować. Trwało jakiś czas, oczy każdego skierowane zostały w stronę jego źródła, zawisły na wzgórzu, skąd się dobywał. Zagłuszyło wszystkie inne dźwięki i trwało przez pewną chwilę.
- To chyba nie wróży nic dobrego... - rzuciła cicho pod nosem przyglądając się, tak jak pozostali, upiorowi zupełnie innemu od tych, jakie już znajdowały się na polu walki. Był znacznie oddalony, ale bez problemu widać było różnice. Daleko mu było, by chociażby przypominać mrocznego rycerza.
Kreatura była wielkich rozmiarów, zdecydowanie większa od człowieka i to przynajmniej dwukrotnie. Upiór niebiesko-fioletowej barwy nie tylko wysoki, ale również korpulentny, miał ciało pokryte granatowymi zdobieniami w postaci zawiłych linii. Długa broda zawiązana w kitkę, a zamiast włosów jarzył się błękitny płomień tańcząc na wietrze, niewzruszony na spadające krople wody. Potwór był przyozdobiony akcesoriami - grubymi złotymi bransoletami, wieloma kolczykami w postaci kół, a jednak to wszystko bladło w obliczu trzymanego przez niego, w jednej z czterech rąk, rogu, w który wreszcie przestał dmuchać. Długi, ciemny, zdobiony złotymi symbolami, a brzmienie jego wydawało się ogarniać każde miejsce, trafiać do każdego i obezwładniać dźwiękiem.
Istota opuściła przedmiot, podniosła drugi. Cienką, długą pałeczkę, którą właściciel uniósł niezwykle wysoko, jakby była ona niezwykłym trofeum, jakie należy podziwiać. Wydawało się, że gdy tylko kreatura przestanie dąć w róg, zapadnie grobowa cisza, a jednak tak się nie stało, chociaż na polu bitwy faktycznie wszystko zamarło obserwując upiora. Pomijając brzmienie typowe dla burzy, dało się usłyszeć donośny dźwięk. Nie. Wiele dźwięków, ale niosących się chóralnie, a nadciągały od strony wzgórz, gdzie znajdowało się sine monstrum.
Brunet wytężył wzrok czując, że coś się zbliża. Chciał wyczuć nadchodzącą energię nowego przeciwnika. Naprawdę do samego końca miał nadzieję, że tak się stanie, a ten koszmar okaże się w miarę możliwości nie tak dużym wyzwaniem. Jednak jak można było się spodziewać i jak sam zresztą się domyślał, czekało go rozczarowanie. Wyczuł energie. Nie jedną, nie dwie, nawet nie dziesięć. Może nawet nie sto. Nie mógł określić ile. Wyczuł po prostu, że zaraz nadejdzie wielka fala niczym tajfun. Nie on jeden to wykrył. Na twarzach niektórych łowców, którym się to udało, momentalnie odmalował się niepokój i obawy. Po chwili wszyscy mogli się przekonać dlaczego. Gdy tylko upiór machnął gwałtownie przedmiotem w ich stronę, źródła dźwięków podobne do tych, jakie towarzyszyły przemarszom licznych oddziałów, ukazały się wszystkim. Jak za sprawą magicznej różdżki, kreatura spowodowała przybycie kolejnych wrogów, którzy ustawili się na wzgórzach, gdzie się zatrzymali, najwyraźniej czekając na kolejny znak. Natychmiastowo potwór ustawił z powrotem pałeczkę do góry, trzymał ją silnie, prostopadle i obserwował.
Zaskoczeni łowcy zrobili wielkie oczy. Do tej pory już pewna ich ilość zdążyła stracić życie, starając się pokonać hordę czarnych rycerzy, więc myśl o tym, co miało za chwilę nadejść, spadła na każdego z ogromną siłą, przytłaczając trwogą, niepokojem i szokiem. Na wzgórzu wyłoniła się cała masa upiorów różnego rodzaju, ustawiona w długich szeregach. Była ich ogromna ilość, a to wciąż nie był cały oddział, jaki przybył. Większość ukrywała się wciąż za wzgórzem czekając, aż przodujące szeregi ruszą do ataku. Nadleciały latające bestie w tak licznej ilości, że wspólnie sprawiały wrażenie, jakby tworzyły swój własny, oddzielny fragment nieba. Jakby stanowiły jakąś jego odrębną część. Z przerażeniem i obawami obserwowano nowe upiory, jakie czekały na znak, by ruszyć zwartą grupą w dół wzniesienia prosto na polanę. Kamienne golemy, latające kreatury, orkowie z łukami, mutanty, których plecy pokryte były ostrzami, postacie ujeżdżające ogromne skorpiony. Nie wykluczone, że w tłumie przerażających bestii znajdą się jeszcze jakieś inne gatunki, ale nie chciało się nawet o tym myśleć. Dowódca oddziałów opuścił przedmiot, wrogowie obserwowali z góry łowców, na których za chwilę mieli ruszyć ogromną lawiną. Siny upiór ze wstrętem przyglądał się wrogom wydającym się być jak małe robaki. Łatwe do wyeliminowania, zupełnie nic nie znaczące.
Dziewczyna zamarła w bezruchu, jak pozostali. Ogarnęło ją niesamowite przerażenie obezwładniające całe jej ciało. Obserwowała z niedowierzaniem wrogów w oddali. Niesamowity, ale jakże paraliżujący i zastraszający widok. To nie była bitwa, pomyślała. Zdecydowanie to określenie jej już nie pasowało, wyzbyła się go całkowicie. To była prawdziwa wojna. Wojna ludzi - łowców, przeciwko hordzie przerażających upiorów. Alice przypominało to bój niczym wyrwany z jakiejś powieści fantasy. Jednak były pewne różnice, znaczące różnice. Czy na pewno miała się za chwilę odbyć wojna? Dziewczyna z uwagą i grozą przyglądała się licznej armii mroku. To będzie rzeź, pomyślała i nie miała wcale na myśli, że to oddział ludzi będzie zwyciężać. W pamięci przeliczyła wszystko mimowolnie poddając sytuację krótkiej analizie. Bardzo ogólnej i dość chaotycznej przez targany nią niepokój. Straty po stronie łowców, jeszcze przed przybyciem tak licznej gromady. Straty po ich stronie, których ci nawet nie odczują, o ile w ogóle je zauważą. Bardzo duża ilość łowców, przeciwko niemożliwie wielkiej liczbie upiorów. Zamarła.
Na razie jednak przeciwnicy czekali na znak, a przewodzące im monstrum z wyższością spoglądało na ludzi widząc w nich szkodniki, których należy się pozbyć. Panująca atmosfera sięgnęła niebezpiecznej granicy strachu i paniki. Wkraczała już na teren trwogi i histerii. Wiele osób zastygło w bezruchu - ich ciała całkowicie odmówiły im posłuszeństwa, strach przejął kontrolę nad każdym mięśniem każąc mu zastygnąć, a inni na odwrót - cali dygotali i wycofywali się stopniowo płochliwymi krokami do tyłu, chociaż to nie zmieni ich położenia w ogólnym rozrachunku. Gdy armia ruszy, dorwie każdego. Takie jest jej zadanie, takie jest zadanie upiora pełni. Pozbyć się każdego przybyłego łowcy.
Blondynkę na początku można było zaliczyć do grupy osób, które ogarnięte trwogą praktycznie zamieniły się w posągi. Wzbierający w nich strach nie pozwalał im nawet kiwnąć palcem, w całym ciele wręcz pulsował lęk. Zgroza ich zdominowała. Jakby skamieniały mięśnie nie pozwalając na najdrobniejszy ruch, chociaż czuli, jak przechodzi ich gęsia skórka.
Horyzont stale przecinały błyskawice, już i tak potężna burza przybrała formę istnej nawałnicy. Potężne podmuchy wiatru suwały drzewami na boki, jakby próbowały je wyrwać. Mrok panował dookoła, rozjaśniany przelotnie wyładowaniami, ale widząc przybyłych wrogów, dziewczyna zrozumiała, że mrok dopiero ma nadejść.
Niespodziewanie monstrum szaleńczo, bardzo porywiście, uniosło przedmiot z powrotem do góry. Najmniejszy ruch podsycał strach u Alice, temu niewiele by brakowało, by zatrzymać bicie jej serca. Domyślała się, co może on oznaczać, było to dla niej wręcz oczywiste, ale błagała, aby jej przypuszczenia okazały się być błędne. Gwałtowny ruch stwora przeraził ją na tyle, że mimowolnie znalazła się w drugiej grupie - zaczęła cała się trząść. Dreszcz i tak mocne bicie serca, jakby chciało uciec z tego snu nie ważne, czy ze swoją właścicielką, czy bez niej. Bojaźń nią zawładnęła, całym jej ciałem, a także umysłem. Przejęła nad nią kontrolę zmuszając do wycofywania się. Łowczyni, nie do końca świadomie, zaczęła robić krok w tył, ale nim zdążyła się cofnąć, nastolatek złapał jej ramię zatrzymując ją. Nagły gest z jego strony wydawał się tylko dolewać oliwy do ognia. Myślała, że już bardziej przerażona być nie może. Podskoczyła jak oparzona, a jej źrenice na moment przypominały rozmiarem główki od szpilek. Dopiero po momencie spostrzegła, że ten ruch należał do jej towarzysza, który wciąż wpatrywał się we wrogów, tak jak to robiła większość osób. Nie mogła jednak powiedzieć, że ją to w jakikolwiek sposób uspokoiło. Nie wiedziała, czy będzie w stanie walczyć czując w sobie tak ogromny lęk. Nie była pewna, czy walka w ogóle ma sens zakładając, że szanse na zwycięstwo są znikome. Zaczęła głęboko, dość nerwowo oddychać.
- No dobra, może jednak nie "trochę więcej" - wrócił do wcześniejszej rozmowy przełamując milczenie, jakie trzymało ich długo w swych sidłach. Przełknęła głośno ślinę i spróbowała wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo. Wszystkie ugrzęzły w jej gardle hamowane popłochem bliskim silnej panice, a nawet histerii.
- Naprawdę mamy się zmierzyć z taką armią? - trochę upłynęło, nim odzyskała zdolność mówienia. Wreszcie wykrztusiła chaotycznie zlepek słów drżącym głosem nawet nie próbując wymusić na sobie odwagi. Wiedziała, że ta próba i tak skończyłaby się porażką
- Na to wygląda - odparł z lekkim lekceważeniem, co rozmówczyni przyjęła z ogromnym niedowierzaniem. Dopiero to było w stanie zmusić ją, aby oderwała wzrok od armii mroku. Wbiła go w rówieśnika z ogromną podejrzliwością i zaskoczeniem, które nabrało na sile widząc jego postawę. Spokój i całkowite skupienie.
Upiór raz jeszcze zawył w róg, jakby chcąc w ten sposób odzyskać każde stracone w tym czasie spojrzenie, aby na powrót znów oczy wszystkich zostały skierowane na niego. Udało mu się to. Nie minęła sekunda, a każdy spojrzał na niego. Upiór uniósł twarz ku niebu, pozwalając by krople deszczu ją obmyły. Zamknął oczy zanurzając się w ogromnym skupieniu. Opuścił róg, uniósł ku górze pustą rękę, aby znalazła się na tej wysokości, na której wznosił pałeczkę. Czekał, choć nikt nie mógł pojąć na co. Błyskawica rozdarła niebo, przecięła na wpół malujący się krajobraz. Zaraz po tym upiór machnął jednym ruchem przedmiot do przodu. Niczym dyrygent swą batutą, dał szybki znak, który bez problemu armia mroku odebrała. To był ten znak, na który czekały oddziały, a którego obawiali się łowcy. Rozległ się wrzask upiorów niczym okrzyk bojowy. Ruszyli.
Cała armia zaczęła zbiegać w dół wzgórza, pędząc czym prędzej na polanę, gdzie znajdowali się łowcy. Lawina potworów, wielka fala. Ludzie stali jeszcze na moment nie mogąc w to uwierzyć, ale to naprawdę się zbliżało. Czerń wrogów pokryła w końcu całe wzgórze niczym płachta.
Łowcy poczuli, jak ziemia się zaczyna trząść. Zmierzająca do nich armia wprawiła podłoże w coraz to silniejsze drgania. Wśród zniszczonej, wysuszonej trawy zaczęły energicznie podskakiwać ziarenka piasku i mniejsze kamienie. Podskakiwały coraz mocniej, w miarę zbliżania się armii mroku. Przedzierała się niezwykle szybko. Orki zatrzymały się w pewny miejscu, jeszcze przed dotarciem do celu. Dzierżąc łuki wycelowali w tamten teren i posłali grad strzał. Wydawały się niewzruszone na ulewny, silny deszcz. Ignorowały silne podmuchy wiatru. Natura panująca w tym świecie pod żadnym względem nie ingerowała w ich działania. Strzały ruszyły, pomknęły przed siebie.
Łowcy nie byli pewni co robić. Wbiec prosto w powódź wrogów? Brzmi jak samobójczy plan. Zacząć się powoli wycofywać? Do walki musiało dojść, te kilka metrów by tego nie zmieniło. Ukryć się w lesie? Ta opcja również wydawała się być kiepskim wyborem.
Więc stali w miejscu. Znieruchomieli w obawie przed starciem, przerażeni siłą, a głównie liczebnością wroga.
- Blaine... - wymamrotała płaczliwie, ale on nie odpowiedział, tylko obserwował. Rozniosło się przerażające skrzeczenie skrzydlatych stworzeń przecinających niebo i będących już niedaleko. Armia mroku była już bardzo blisko pierwszej linii łowców. Przerażenie wzięło u wielu górę każąc się stopniowo cofać, ale niektórzy stali nieruchomo w miejscu czekając na to, co miało wkrótce nadejść. Strzały posłane przez orków runęły na polanę. Nie dosięgły nastolatków, stali trochę dalej, ale grupa łuczników również się przemieszczała stopniowo do przodu.
Dziewczyna miała wrażenie, że lada moment strach weźmie górę i całkowicie ją sparaliżuje. W zasadzie musiała przyznać, że już mu uległa co rusz wykonując płochliwe ruchy, chociaż jeszcze nie znaleźli się wśród hordy mrocznych stworzeń. Usłyszała jak rycerz wydał z siebie okropny wrzask, gdy łowca będący blisko nich zadał mu śmiertelny cios. Odruchowo obróciła się, aby spojrzeć na źródło dźwięku. Zaraz po tym obróciła się na powrót do rówieśnika, który stał ze stoickim spokojem. Wrogowie byli blisko. Już słyszała jak ludzie wysunięci bliżej wzgórz toczą z nimi walki. Dotarły już do niej jęki, wrzaski i okrzyki. Wszystkie odgłosy zgrane w jedną symfonię, która przyprawiała ją o dreszcze.
- Blaine - rzuciła do niego oczekując jakiejkolwiek reakcji, ale jej nie zastała. - Blaine! - warknęła w końcu, gdy jedna ze strzał wbiła się w ziemię dokładnie przed ich stopami. Impulsywnie chwyciła jego bluzę i lekko szarpnęła, zwracając jego uwagę. Zerknął kątem oka w stronę rówieśniczki bez większego wyrazu
- Co?
- Co? Serio pytasz!? - wrzasnęła kurczowo ściskając w dłoni czerwony materiał. Momentalnie jej strach został zastąpiony złością, jaką wymierzyła w towarzysza sprawiającego wrażenie, jakby nic takiego się nie działo. - Nie widzisz jaka armia na nas biegnie!? - warknęła kipiąc gniewem, przyglądając się mu. Odwrócił na powrót od niej wzrok śląc go prosto przed siebie.
- Koncentruję energię - oznajmił, ale ją to w niczym nie pocieszyło.
- Naprawdę chcesz walczyć przeciwko nim? Oszalałeś? - rzuciła poddenerwowana, a on niespodziewanie obrócił się do niej szybkim ruchem. Znalazł się tuż przed nią i złapał mocno jej ramiona chcąc, by się choć trochę uspokoiła i go wysłuchała.
- Może to wiele, ale przez chwilę staraj się nas osłaniać - powiedział do niej ze spokojem. Wiele emocji wciąż w niej buzowało w obliczu takiego zagrożenia, z jakim mieli się zmierzyć
- Osłaniać? Oni nas rozniosą! - odparła drżącym głosem czując się jakby zaraz jej oczy miały wypełnić łzy. - Ich jest za dużo - zaczęła się pośpiesznie rozglądać już nawet nie wiedząc, w którym miejscu zawiesić wzrok. - Zdecydowanie za dużo, nas jest mniej, a jeśli dojdą do tego jeszcze drapieżcy... - mówiła jak nakręcona. Nagle brunet złapał w dłonie jej twarz zmuszając ją, aby ponownie utkwiła swój wzrok na nim. Przebiegł ją dreszcz, stanęła zaskoczona na moment wyzbyta tym ruchem z wszelkich myśli i innych odczuć niż dezorientacja. Zaniemówiła wpatrując się w stojącego tuż przed nią rówieśnika.
- Nie panikuj - powiedział z powagą, ale dóść krzepiąco. - Jak tylko skończę to będziemy próbować się przedrzeć na wzgórze. - dodał, a ta zrobiła wielkie oczy. Chłonęła jego słowa jak gąbka sama nie mogąc wydobyć z siebie przez chwilę żadnego, ale ta informacja odebrała jej nie tylko jasność myślenia, ale również sprawiła, że poczuła się jakby jej nogi były z waty. Uginały się pod nią, gdy on przykładał dłonie do jej policzków, a dookoła wrzało od bitew.
- Na wzgórze? Żartujesz? - rzuciła z niedowierzaniem błagając, by to naprawdę był po prostu kiepski żart. Wiedziała jednak, że nim nie jest. Ponownie jej głos zaczął drżeć w niemałej panice
- Koszmar się skończy po pokonaniu upiora pełni, a nie jego pionków. Musimy dostać się do tego na wzgórzu - wyjaśnił pokrótce. - Ten siny najprawdopodobniej nim jest, ale nie rusza się z miejsca, więc sami musimy się do niego dostać. - dodał. Dyrygent faktycznie pozostawał w miejscu, a jedynym jego ruchem, było ruszanie pałeczką. Wysyłał swe oddziały do walki, choć sam pozostawał na wzgórzu wszystkiemu się przyglądając. Blondynka uznała to za misję niemożliwą, samobójczą. By dostać się do celu konieczne było przedarcie się przez całą armię upiorów, którzy niewątpliwie przy pierwszej okazji rzucą się na nich, by odebrać im życie. Co jednak mogła powiedzieć? Wiedziała, że brunet będzie starał się ziścić ten plan, jak ciężki by w wykonaniu nie był. Z jej pomocą, czy też bez, a niestety musiała przed samą sobą przyznać, że nie będzie w stanie odmówić udzielenia jej
- We dwójkę mamy się tam dostać...?
- Pierwsza linia powinna wkrótce ruszyć, a my z nią - rzekł i choć dostrzegł jak jej spojrzenie przybiera pytającego wyrazu, to nie rozwinął swej wypowiedzi. - Po prostu osłaniaj, póki koncentruję energię - powiedział, ale nie napawało jej to optymizmem. Zabrał ręce z jej twarzy i obrócił się z powrotem przodem do wzgórz, a ona westchnęła. Jej serce biło jak oszalałe, a ona już nie miała pojęcia, co tak naprawdę jest tego powodem. Jego ruch, to co poczuła i to, w jakiej sytuacji się właśnie znajdują wywoływało spory mętlik. Wszystko i nic za razem, bo jakie to miało znaczenie, skoro jej zdaniem zaraz miała ruszyć na samobójczą wyprawę. Spojrzała na rówieśnika z zastanowieniem, stojącego ze skupieniem. Przywołała wreszcie kartkę i przemieniła ją w broń.
- Jak on to robi? - pomyślała z grymasem na twarzy, odwracając się przodem do nadciągającej armii. - Gdy już zaczynam świrować on robi coś, po czym kompletnie tracę orientację w sytuacji  - myślała czując już spokój, chociaż wiedziała, z czym przyjdzie im się zmierzyć. Nie rozumiała tego ani trochę, jak taki, jej zdaniem, bzdurny gest może na nią tak wpłynąć. Pobudzić pracę serca, wywołać lekki dreszcz... przede wszystkim pytała się, jak cokolwiek może to uczynić w tak okropnej sytuacji, jaką stwarza koszmar pełni. Nie rozumiała i to nie była pierwsza rzecz, która była dla niej niezrozumiała związana z brunetem. Ile by dała, żeby odkryć skąd on wiedział, co zrobić, by ją uspokoić. "Uspokajanie cię dziwnym trafem stało się już dla mnie normą" - wspomniała w duchu jego słowa i z naburmuszoną miną wystąpiła o dwa kroki do przodu.
- Mówi coś, z czym się nie zgadzam, a jednak robię to, co powie wierząc mu, że się uda... Jeśli to jest zauroczenie, to jest to strasznie beznadziejne i niepraktyczne uczucie - stwierdziła w duchu, ale przerwała szybko te myśli. Nie czas na to.
Nadleciały strzały, tym razem nie było mowy, aby nie trafiły. Machnęła tessenem odbijając podmuchem każdą z nich. Ze spokojem, ze skupieniem. Odparła atak. Piorun uderzył nieopodal, wkrótce rozległ się głośny grzmot, ale i tak nie był w stanie zagłuszyć trwającej bitwy. Jeszcze chwila i miała ruszyć z towarzyszem prosto na armię mroku, starając się przezwyciężyć tą pełnię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine