piątek, 27 maja 2016

Sen osiemdziesiąty ósmy - Przeprawa

Odbite podmuchem strzały padły na ziemię, ale orkowie już wystrzeliwali kolejne. Uparcie posyłali jedną za drugą, a Alice nieustannie używała mocy, by odbić każdą z nich. Jednak ochraniała tylko niewielki obszar, w którym znajdowała się z rówieśnikiem, podczas gdy łucznicy posyłali swe strzały na całą polanę. Celowali w każdego łowce, który znajdował się w koszmarze. Całe pole bitwy zaczynało się powoli uginać pod tym gradem pocisków. Lunęły na ludzi tak, jak krople panującej nawałnicy. Przelatywały przez zasłonę ulewnego deszczu, przez mroźną zawieruchę, a jednak zupełnie nic na nie w żaden sposób nie wpływało. Leciały prosto i celnie świszcząc na wietrze, ani trochę nie zważając na jego podmuchy. Wielu łowców zraniły, kilku zabiły. W panującej ciemności było ciężko o ich wykrycie. Mrok obejmował cały teren, choć nie był niezwykle intensywny. Ciemne chmury kryjące całe niebo rzucały na świat czarną osłonę. Przecinały ją co jakiś czas błyskawice rozświetlając na krótko otoczenie.
Na polu walki lała się krew. Spod ciemnych zbroi, które już padły na ziemię, wypływały strumyki szkarłatnej cieczy. Ciała poległych obu stron znikały wśród wysokiej trawy. Okrzyki i wrzaski rozbrzmiewały jakby ich celem było przebicie się przez dźwięki grzmotów. Ludzie używali swych najróżniejszych mocy. Laser wystrzelił ku górze z centralnej części pola i ruszył w ślad za latającymi bestiami. Stale latały nad miejscem pełnym wrogów, niczym wygłodniałe sępy. Co jakiś czas zlatywały niżej, by wydobyć z siebie przeraźliwy skrzek przyprawiający o zawroty głowy i sprawiający wrażenie, jakby miał rozsadzić bębenki. Nagle bliżej wzgórz miał miejsce wybuch. Bitwy nie ustawały. Armia wciąż nacierała na polanę zbiegając ze wzniesień, choć wiele upiorów już zdążyło dotrzeć do mrocznych rycerzy. 
Wykonała kolejny podmuch. Uległa wrażeniu, że ten skutecznie zniechęcił orków, do posyłania kolejnych strzał w jej najbliższy obszar. Może wreszcie sobie odpuszczą widząc, że nie przynosi to rezultatów, pomyślała. Odetchnęła z niemałą ulgą spostrzegając, że faktycznie jak na tę chwilę nie nadciąga kolejna fala pocisków. Poczuła ponownie silny powiew wiatru dochodzący zza jej pleców. Drzewa wygięły się groźnie w jej kierunku, wydawały się przez moment wręcz bliskie upadku przez tak mocną zawieruchę. Nie zwróciła na to uwagi, nawet nie odwróciła się w stronę roślinności. Musiała być czujna, musiała osłaniać siebie i towarzysza. Obserwowała centralną część polany, gdzie toczyło się najwięcej bitew. Czarni rycerze poruszali się w ciemnościach jak ryby w wodzie, a jednocześnie łatwo im było o element zaskoczenia.
Strzały wciąż nie nadciągały. W pierwszej chwili ulga, a teraz silny niepokój i zniecierpliwienie w wyczekiwaniu na kolejny atak łuczników. Dziewczyna już dawno zdążyła przemoknąć do suchej nitki. Zawiał ponownie chłodny, porywisty wiatr, przyprawiając ją o ciarki. Dreszcz przebiegł po całym jej ciele. Chłód niemalże ukuł ją w mokrą od deszczu skórę. Ciężkie krople wciąż opadały na ziemię w gwałtownej i obfitej ulewie. Grzmoty z czasem wydawały się coraz głośniejsze. Wszyscy starali się ignorować każdą z tych rzeczy. Były tak silnie odczuwalne. Hałas uderzający w uszy, chłodne, słone krople uderzające o ciała obecnych, powiewy niekiedy tak silne, jakby chciały wytrącić z równowagi albo porwać swym podmuchem. Mimo to nie można było zwracać na to uwagi, jeśli chciało się przeżyć. Nie to było ważne, tylko walka. Ataki wroga nadchodzące z każdej strony. Wyprowadzanie własnych ciosów. Wykrywanie przeciwnika. To wydawało się oczywiste, a jednak sporo osób o tym zapominało i pozwalało, by strach przejął nad nimi władzę. Zwłaszcza po ujrzeniu, jak liczebne są oddziały nieprzyjaciela. 
- Jeszcze chwila - oznajmił brunet rówieśniczce. Oboje dostrzeli nadbiegającego w ich stronę rycerza. Westchnęła ciężko, a z jej ust uleciał słabo widoczny obłoczek pary 
- Naprawdę myślisz, że mamy jakieś szanse? - zapytała sceptycznie, stojąc obok niego 
- Tak - odparł, ale spodziewała się takiej odpowiedzi. Jak inaczej miałby niby jej odpowiedzieć? Mimo wszystko nie czuła się przekonana 
- Dobrze, że chociaż ty tak myślisz, bo ja niekoniecznie - skomentowała i równo z podmuchem wiatru poszła do przodu, jakby pozwalając mu się popchnąć w kierunku zbliżającego się rycerza 
- Zapominasz o czymś - usłyszała nagle i zerknęła na niego pytająco. - W koszmarze pełni nie musimy oszczędzać mocy. Nie musimy się hamować - oznajmił z chytrym uśmiechem, a ta nagle uśmiechnęła się krzywo
- W takim razie i ja powinnam skoncentrować moc
- Zrobisz to, gdy będziemy już na miejscu. Ja zajmę się atakowaniem go, a ty będziesz mieć czas na to
Nic na to nie odpowiedziała. Najwyraźniej tak musiało być, a przynajmniej tak pomyślała nie chcąc zawracać sobie tym głowy. Nie teraz, gdy od wroga dzieliło ją raptem kilka metrów, a ta wartość stale malała.  
Wojownik uniósł miecz nie przerywając biegu. Nastolatka złożyła wachlarz i zaczęła iść w jego stronę. Wreszcie znajdowali się na tyle blisko siebie, aby rycerz mógł wykonać cięcie. Biegł jeszcze chwilę już śląc w jej osobę ostrze, a wtem zawiał kolejny chłodny powiew. Gdy tylko nastolatka poczuła jak wiatr uderza o jej plecy, odbiła się od ziemi, skoczyła do góry. Nie wykonała żadnego znaczącego gestu, a jednak podmuch nieznacznie zmienił swą formę. Uniósł ją wyżej, wzniosła się wysoko w powietrzu, a rycerz posłał gwałtowny i silny zamach ostatecznie nie trafiając przeciwniczki. Zaskoczony stanął w miejscu, podczas gdy łowczyni ze spokojem i pełną kontrolą spadła na ziemię, znalazła się tuż za jego plecami. Szukał jej wzrokiem, już miał się odwrócić, ale nim zdążył wykonać jakiś znaczący ruch, ta spowiła złożony tessen większą mocą. Nie mogła otoczyć go ogniem jak rówieśnik robił to z kataną. To musiało jej wystarczyć. Wdrożyła w przedmiot więcej swojej mocy na tyle, na ile wydawało jej się to możliwe. Kontrolowanie przepływu energii wciąż pozostawało dla niej czymś, nad czym musi popracować, ale na to teraz nie było czasu. Poczuła jak wachlarz w minimalnym stopniu owiewa powietrze jakby dodatkową powłoką. Wróg wreszcie wykonał obrót unosząc jednocześnie ku górze swój miecz. Nastolatka stała tuż przed nim. Nim posłał w nią ostrze, wbiła broń w jego głowę. Z całej siły starała się wbić ją jak najgłebiej. Przebiła się przez czarny hełm, wyłoniła się krew. Dziewczyna puściła broń, zawiał kolejny podmuch, który pchnął ciało rycerza. Padło bezwładnie na ziemię. 
Dziewczyna odsunęła się na dwa kroki od pokonanego przeciwnika. Nadchodziła kolejna dwójka, nadlatywały strzały, a ona czekała. Znaleźli się blisko niej, uniosła gwałtownie rękę. Groty niemalże już ją dotknęły, kiedy momentalnie otoczył ją wir wiatru. Tak samo szybko jak się pojawił, tak samo błyskawicznie odrzucił wszystko dookoła niczym fala uderzeniowa. Odepchnął każdego pobliskiego wroga, a także wystrzelone pociski.
Wielce zaskoczeni wrogowie zostali odtrąceni na pewną odległość i padli na ziemię, ale wciąż żyli. Jeden czym prędzej zaczął się podnosić z podłoża, drugi nieco powolniej szedł w jego ślady stopniowo podrywając się na równe nogi. Nastolatka przerzucała wzrok z jednego na drugiego. Wreszcie przywołała broń. Tessen zniknął z ciała poległego przeciwnika i pojawił się w dłoni swej właścicielki. Uchyliła się nieznacznie, miała zamiar rzucić złożonym w ostrze orężem, ale nim to zrobiła, obydwu rycerzy pochłonął ogień.
Chociaż stało się to nagle, a wybuch żaru był silny i gwałtowny, dziewczyna pozostała niewzruszona. Ten ruch ją specjalnie nie zaskoczył, a nawet odetchnęła, że wreszcie nadszedł. Stanęła prosto, spoglądając na osobę odpowiedzialną na wykończenie dwójki upiorów. Szedł w jej kierunku w międzyczasie kreując w ręce katanę. Czekała, aż zrówna z nią krok.
Orkowie postanowili posłać w nich kolejne strzały. Groty przecięły deszcz i wiatr, ale celu nie osiągnęły. Blondynka nawet się nie odwróciła w ich kierunku, wciąż stała do nich tyłem, zwrócona twarzą do rówieśnika. Wyczuła je. Wyczuła jak pociski przedzierają się przez podmuchy, jakie stwarzał ten sen. Wiatr, którym była w stanie w mniejszym, bądź większym stopniu manipulować. Obecność tych powiewów okazała się być jej na rękę bardziej, niż na początku przypuszczała. Na razie wzmacniała je tylko odrobinę własną mocą. Tylko tyle było potrzeba, aby odeprzeć nadlatujące strzały. 
- Pierwsza linia pewnie już ruszyła - oznajmił, gdy ją minął. Nie zatrzymał się ani na chwilę, obróciła się, by ruszyć wraz z nim przed siebie. By ruszyć w stronę wzgórz
Stali blisko lasu, byli możliwie najbardziej oddaleni od centrum polany, a tym bardziej od wzniesień, z których obserwował ich siny upiór. Przed nimi sporo drogi, dziewczyna coraz mniej wierzyła w powodzenie tego planu. Spojrzała na cel swej wędrówki. Monstrum, jakie stało dumnie i przyglądało się walkom tylko czekając, aż ludzie zostaną wreszcie całkowicie rozgromieni przez jego armię mroku. 
- Pierwsza linia? - zapytała przyspieszając kroku tak samo, jak zrobił to jej rozmówca 
- To nie jest pierwsza pełnia, która polega na wielkiej bitwie. W takich przypadkach oddziały łowców  tworzą pierwszą linię, która składa się z osób, jakie uważają się za wystarczająco silne, by ruszyć w pierwszej linii ataku na głównego upiora 
- Kto to niby ustala? - parsknęła z niedowierzaniem 
- Nikt. Nie jesteśmy wojskiem, nie mamy generała, lidera, przywódcy ani nic z tych rzeczy - pokierował wzrok na głównego wroga. - Po prostu wiemy, że zabicie upiora pełni zakończy koszmar
- Przynajmniej ci tutaj trochę odwrócą uwagę jego oddziałów - spostrzegła rzucając szybko spojrzenie po otoczeniu. Szybko tego pożałowała widząc ciała poległych ludzi, albo trwające walki z ich udziałem. Bliżej środka polany już nie tylko rycerze stanowili wyzwanie dla łowców. Golemy i jeźdźcy rozgramiali przeciwników w brutalny sposób. Kamienne monstrum złapało w dłoń swoją ofiarę, zaczęło zaciskać rękę w pięść. W końcu całkowicie zgniotło skrępowanego mężczyznę. Drugi rozerwał kobietę na dwa kawałki. Skorpion wbił kolec w plecy osoby, która parująca cios rycerza nawet nie zdała sobie sprawy z obecności stwora. Dosiadający go jeździec nagle został złapany w węzeł, jakby jakiś łowca zarzucił na niego lasso. Pociągnął linę, zrzucił jeźdźce z wielkiego skorpiona.
Blaine zaczął biec. Jego towarzyszka zamarła na moment widząc te okropne obrazy. Przerażenie na nowo w niej wykiełkowało. Nie ona jedna musiała się z tym uczuciem zmagać. Krzyki ludzi tego dowodziły. Nie jedna osoba poddała się i postanowiła daremnie uciekać, aby znaleźć wyjście z tego snu. Z tego koszmaru nie ma ucieczki, pomyślała. Zawołana przez rówieśnika przyspieszyła czym prędzej. Dogoniła go i zaczęli biec. Nadlatywały kolejne strzały, a ona ponownie wzmacniała podmuchy wiatru, aby uchronić ich przed tym gradem. 
- Spójrz - zwrócił się do niej i skinął głową w kierunku wzgórz. Przeniosła szybko tam wzrok. Na szczycie wciąż stał upiór - dyrygent. Wykonał kolejny ruch swą pałeczką, a skrzydlate istoty wydawały się całkowicie oszaleć po tym znaku. Skrzeczały tak wściekle i głośno, że nie dało się tego znieść. Nagle jednak się uciszyły i zaczęły już tylko atakować co jakiś czas niespodziewanie zlatując prosto na wrogów.
Przyglądała się chwilę kreaturze, ale szybko zaczęła zjeżdżać wzrokiem. Niżej wzniesienia rozprzestrzeniały się w sporej liczbie szeregi łuczników. Orkowie nieustannie wystrzeliwali strzały posyłając je na pole bitwy, a sami natomiast nie ruszali się z miejsca. Rozstawili się w kilku różnych odległościach stanowiąc jednocześnie przeszkodę dla śmiałków, którzy ośmielą się wspiąć do ich przywódcy. Ci właśnie już tam zmierzali. Dostrzegła jak niewielka gromadka łowców zaczyna powoli przedzierać się w górę. W pierwszej chwili nie mogła uwierzyć swym oczom. Pierwsza linia ataku rozpoczęła natarcie.
- Oni wiedzą, na co się piszą? - chciała zapytać samą siebie, ale mimowolnie wypowiedziała to na głos
- Przeważnie są to silni łowcy mający jakieś tam umiejętności i doświadczenie, ale zdarzają się i tacy, którym tylko się wydaje, że je mają - oznajmił. - Na takich nic nie poradzisz, będą przekonani, że są silni i sobie poradzą
- Co jeśli pierwsza linia ataku zawiedzie? - zapytała nieśmiało. Chłopak nie odpowiedział. 
Biegli wciąż przed siebie przedzierając się przez osłonę ciemności i miliardy kropel. Co rusz wyskakiwał im na spotkanie jakiś upiór. Brunet spowił katanę ogniem. Pomimo panującej ulewy, płomienie w ogóle nie przygasały. Czy to za sprawą niezwykłych właściwości tego deszczu, czy mocy chłopaka, nie wiedziała.
- Biegnij ciągle przed siebie, będę nas chronił. Skup się na dotarciu do wzniesień i odpieraniu strzał łuczników - wydał polecenie, a ona przytaknęła ani na chwilę nie zwalniając. Blisko niej ostrze przecięło powietrze, aż zderzyło się z kataną. Chłopak się zatrzymał przed rycerzem. Odepchnął jego miecz i przebił swym orężem jego zbroję. Alice na moment zwolniła oglądając się za rówieśnikiem, ale on tylko machnął ręką, by biegła dalej, nie zważając na niego. Zrozumiała przekaz, ale wykonanie ślepo tego polecenia było dla niej ciężkim zadaniem. Ostatecznie po prostu ruszyła ufając, że brunet da sobie radę.
Nagle trójka upiorów stanęła na drodze dziewczyny. Wszyscy wyciągnęli ku niej ostrza. Odskoczyła do tyłu. Zaczęli podążać ku niej. Wtem dwójkę z nich pochłonął ogień, a trzeciego Blaine samodzielnie zabił przecinając kataną jego ciało. Gładko jak po maśle, pomyślał. Stal przeleciała płynnie przez pancerz jakby był tylko zwykłym materiałowym odzieniem. Wrogowie padli na ziemię, a chłopak ruszył przodem. Blondynka wznowiła bieg starając się go doścignąć.
- Zbliżamy się do centrum - spostrzegła dziewczyna. Nagle nastolatek rozprostował w bok rękę zatrzymując rozmówczynię
- Czekaj - dorzucił pośpiesznie. Nagle tuż przed nimi pojawił się golem. Wyskoczył niespodziewanie, a ziemia na moment zadrżała pod jego ciężarem. Uniósł ręce w górę i zaraz miał je posłać w nastolatków. Niebieskooka zamarła. Nadbiegła kolejna osoba. Wysoki i potężny, a jego ciało było z kamienia, jak w przypadku golema, a jednak nie wyglądał w ogóle jak on. Nadbiegł i wymierzył potężny cios skalistą pięścią prosto w kreaturę, po czym rzucił się na nią tak, że powalił ją całkowicie na ziemię. Dziewczyna z niedowierzaniem patrzyła na nieznajomego łowcę, nagle poczuła jak Blaine ją łapie i ciągnie za sobą w innym kierunku. Wciąż lekko oszołomiona po prostu dała się prowadzić. Obeszli przeciwnika po czym wrócili na drogę, którą zmierzali. Prosto do wzgórz.
- Będziemy musieli bardziej uważać, tutaj siły wroga już zdążyły się wymieszać z tymi, które już były na polu bitwy - oznajmił widząc, iż już nie przyjdzie im mierzyć się jedynie z czarnymi rycerzami, chociaż i ich nie brakowało. W tym miejscu zdecydowanie bardziej huczało od walk, a krwi było więcej, niż można było się tego na początku spodziewać. 
Ogień, jaki otaczał katanę nieznacznie oświetlał najbliższe otoczenie. Mimo to nadchodzące ataki za każdym razem wydawały się naprawdę niespodziewane. Z mroku wyłaniały się ostrza. Chłopak starał się tak poprowadzić towarzyszkę przez polanę, by żadne z nich jej nie dotknęło. Jeśli było trzeba, odpierał cios swoją bronią. Biegli czym prędzej przed siebie, ale im byli dalej, tym ciężej było o uniknięcie walki.
Drogę wreszcie zagrodziły im dwa ogromne skorpiony. Chłopak zabluźnił pod nosem, posłał ogień na oba stwory. Nastolatka machnęła tessenem. Wrogów otoczył niewielki wir powietrza, który zaczął przyjmować płomienie. Pilnowała, by jej dzieło nie zniszczyło żaru, tylko go przejęło i wzmocniło. Nagle chłopak znowu ją pociągnął, żeby wyminąć pożeranych przez ogień, zamkniętych w wirze wrogów. Zostaw ich i biegnij, usłyszała.
Wciąż odpychała strzały łuczników. Od pewnego momentu robiła to już wręcz machinalnie. Biegła, pod stopami chlupała woda. Blaine co rusz znikał, aby zabić przeciwnika, a po chwili wracał. Porywisty wiatr wciąż dawał o sobie znać, a blondynka wykorzystywała jego siłę, kierując go tak, aby zepchnął z ich drogi kolejnych rycerzy. Panująca nawałnica ani na moment nie straciła na mocy. Co jakiś czas głośne grzmoty zagłuszały wszystko dookoła. Nagle w pobliżu błyskawica przecięła kurtynę deszczu i swym blaskiem oświetliła otoczenie. Oświetliła rycerza, który znajdował się praktycznie tuż przy niej. Gdy tylko blask minął, tuż obok niej stał brunet, a na jego ostrze był nadziany upiór. Spłynął szkarłat. Nastolatek nogą odepchnął ciało pokonanego wojownika. W tym samym momencie płomienie otoczyły dwóch innych, którzy już ustawili się przy blondynce.
Dogonił rówieśniczkę, byli coraz bliżej wzniesienia. Co rusz ktoś wyskakiwał tuż przed nich. Nie tylko upiór, ale i łowca. Tocząc bój przemknęli nie raz obok nich, bądź stanęli im na drodze. Brunet prowadził towarzyszkę to w jedną, to w drugą stronę, by wyminąć zagrożenie. Zaczynała ulegać powoli wrażeniu, że to nie ma końca. Chłopak ponownie został w tyle, parując cios jednego z napastników, a niebieskooka biegła dalej.
Kontynuowała, aż ponownie zastała na swej drodze przeszkodę. Kolejny skorpion. Każdy z nich był taki sam. Ogromne stworzenie o grubym pancerzu. Na jego grzbiecie zarzucone były niebieskie płachty i spore siodło, na którym zasiadał jeździec w lekkim skórzanym uzbrojeniu, wzmocnionym jedynie w kilku miejscach o stalowe elementy. Oczy przepasała metalowa obręcz przysłaniając je całkowicie, a mimo to postać wydawała się doskonale orientować w otoczeniu.
Jeździec rozkazał swemu wierzchowcowi zaatakować. Dziewczyna rzuciła tessenem w upiora. Zraniony puścił uchwyt w siodle i starał się wyjąc ze swego ciała broń. Wykorzystując okazję, dziewczyna machnęła ręką. Podmuch zrzucił postać ze skorpiona. W niezwykle pechowy sposób upadła na ziemię nadziewając się jeszcze bardziej na wbitą w tors broń. Stworzenie przeszło do szarży na przeciwniczkę chcąc zaatakować szczypcami.
Blaine wreszcie dotarł z powrotem do rówieśniczki. Szybkim ruchem przeciął wysunięte ku nastolatce kończyny upiornego skorpiona. Po chwili machnął kataną w jego kierunku posyłając mu ognistą falę.
- Biegnij! - krzyknął do niej spostrzegając, że zamarła na moment w miejscu. Czym prędzej wzięła się w garść. Wyminęła ogromne stworzenie, z którym rozprawiał się jeszcze przez chwilę brunet. Obszedłszy wierzchowca natrafiła na jego właściciela, któremu udało się obrócić na plecy. Ledwo zipiąc zabierał się do usunięcia przedmiotu z ciała. Nadbiegając, dziewczyna nogą przybiła go do ziemi, by samej móc sięgnąć po swą własność. Dotknęła broni, a ta rozłożyła się w ciele upiora, boleśnie je rozcinając. Zaraz po tym wzięła swą broń i ruszyła dalej, pozostawiając za sobą zmarłego jeźdźca.
Na nowo spotkała się z rówieśnikiem. Spojrzała na niego kątem oka.
- Już niedaleko - powiedział, jakby wyłapując, iż przykuł na moment jej wzrok. Tak jak się tego spodziewała, pełnia ani trochę się jej nie podobała. Była coraz bardziej zmęczona i gdyby nie ciągły bieg, to pewnie mocno by przemarzła. Kolejny piorun uderzył niebezpiecznie blisko, aż odskoczyła nieznacznie w bok. Wszystko zaczynało ją straszyć jakby lada moment miał nadejść kolejny atak, co było przecież bardzo prawdopodobne.
Przerzucie, choć doprawione strachem i niepokojem, jej nie myliło. Po raz kolejny tuż przed nich wyskoczył golem. Gleba ugięła się pod jego ciężarem, podłoże zadrżało. Nastolatkowie zrobili gwałtownie kroki do tyłu, podczas gdy bestia wydobyła dziwny, chropowaty dźwięk i uniosła ręce ku górze, złączając kamienne dłonie. Po chwili z ogromną siłą posłała ją w dół. Oboje odskoczyli. Dziewczyna mało się nie potknęła o ciało martwego rycerza, które leżało nieopodal. Pięści golema uderzyły w podłoże. Zostawiły po sobie spore wgniecenie.
- Tylko nie on... - warknął zirytowany. O ile pokonanie rycerza zajęłoby mu odrobinę czasu, o tyle walka z jeźdźcem na skorpionie byłaby nieco dłuższa. Jednak golem był najgorszą z opcji. Kamienna kreatura nie zważała ani na ogień, ani na zadane mu ciosy stalą. Nie mieli czasu, by z nim walczyć. Nie mogli też ryzykować, bo nawet moc wiatru na niewiele by się zdała. By unieść tak ciężkiego, skalnego potwora zdecydowanie potrzebaby było znacznie więcej energii, niż w przypadku takiego rycerza.
Brunet złapał towarzyszkę i pociągnął w bok łudząc się, że uda im się i tym razem wyminąć golema. Nikt nie nadchodził, by się nim osobiście zająć, jak miało to miejsce poprzednio, więc ucieczka stała się jedną z lepszych opcji. Szerokim łukiem przebiegli dalej, aż ujrzeli kolejnego golema. Zatrzymali się
- Co teraz? - zapytała wystraszona w chwili, kiedy spostrzegła, że poprzedni skalny upiór właśnie ich dogonił i nadchodzi z drugiej strony.
Na wprost nie, w lewo też. Pozostaje strona prawa.
Już mieli pobiec, ale jak się okazało i tam znalazła się kreatura tego rodzaju.
- Kurwa... - parsknął chłopak odsuwając dziewczynę za siebie. Stała skryta za jego plecami, a golemy podchodziły ku nim.
- Blaine...
- Biegnij
- Co? - rzuciła nie wierząc w to, co słyszy
- Nie ma co z nimi walczyć, więc postaram się po prostu odciągnąć ich uwagę, a potem ich zgubię - wyjaśnił jej szybko, spoglądając na nią zza ramienia.
- Oszalałeś? Nie zostawię cię tutaj z trzema golemami! - warknęła zdając sobie sprawę, iż z bitwy z nimi nie przyszłoby im nic dobrego. Ten nagle się odwrócił i wziął ją na ręce. - Przestań - protestowała, ale on jej nie słuchał. Golemy się zebrały i wszystkie uniosły pięści, by po chwili posłać je na nastolatków. Nim zdążyli je opuścić, brunet przemknął między dwoma upiorami i postawił dziewczynę. Nie mógł biec zbyt szybko mając ją na rękach. Mokra ziemia również temu nie sprzyjała. Spojrzał na rówieśniczkę łapiąc ją za ramiona
- Biegnij i nie czekaj na mnie, dogonię cię jak tylko będę mógł - powiedział stanowczo. Golemy już się obracały do nich
- Ale...
- Idź! - rzucił, a ta niechętnie odwróciła się i wznowiła bieg. Nastolatek obrócił się przodem do wrogów. Skalne kreatury zaczęły w różnych momentach wyciągać po niego ręce, aby i jego zmiażdżyć bądź rozerwać. Unikał tych ruchów, wreszcie wyminął ich, by zwrócili się w kierunku lasu. Musiał kupić trochę czasu rówieśniczce, a potem zgubić trójkę wrogów. Zaczął się powoli cofać, aż wyczuł kolejne dwie energie. Obrócił się wbijając ostrze w rycerza, który stał za nim. Padł na ziemię. Chłopak spojrzał na upiora, jaki krył się za nim. Czwarty golem do kolekcji. To chyba jakiś kiepski żart, pomyślał gdy został otoczony przez skalne kreatury.

Alice biegła ile sił w nogach starając się skupić na swoim zdaniu - na dobiegnięciu do wzniesień. Ciężko jej to przychodziło, odkąd do uczuć, takich jak strach i niepokój, dołączyło zmartwienie. Przez troskę o towarzysza mało i by zapomniała o odpychaniu strzał podmuchami wiatru. Nie czuła się z tym dobrze, że ona miała biec dalej, podczas gdy Blaine ryzykuje życie, żeby tylko jej to umożliwić. Z drugiej strony rozumiała, że byłaby tylko problemem i dodatkowym zmartwieniem, gdyby została. Raz jeszcze poczuła do siebie niechęć. Powinnam stać się znacznie silniejsza, pomyślała, ale teraz to i tak nie miało znaczenia. Jak nic, poza ciągłym biegiem, by dotrzeć na górę.
Pierwsza linia przedzierając się przez lawinę armii mroku rozproszyła ją na tyle, że blondynka nie musiała już przedzierać się przez cały zastęp upiorów, a wystarczyło jedynie unikać ich i wymijać. Wiele z nich wciąż było atakowanych przez łowców, którzy nadal toczyli bitwy na polanie.
Była coraz bliżej i do pewnego momentu szło jej zaskakująco dobrze. Żadnych golemów, jedynie rycerze, których łatwo odpierała podmuchami wiatru, bądź po prostu wymijała. W ostateczności jednak drogę zagrodził jej jeździec na skorpionie przerywając dobrą passę. Stanął przed nią, a gdy chciała go minąć, machnął w nią szybko ogonem odrzucając ją z powrotem.
Mocą uchroniła się przed zderzeniem w podłożem. Przez krótki moment utrzymywała się na wietrze tuż nad ziemią, aż wreszcie delikatnie na nią opadła. Wierzchowiec gwałtownie zacisnął szczypce. Wbiła w niego przerażone, a jednocześnie zaskoczone spojrzenie. Zaczęła się podrywać z ziemi, a jeździec w tym czasie dał znak wierzchowcowi, by natychmiast zaatakował jadowitym kolcem. Niezwłocznie przystąpił do ataku. Wysunął ku swej ofierze ogon, podczas gdy ona dopiero się podnosiła. Jej reakcja była zdecydowanie zbyt opóźniona, by mogła w jakikolwiek sposób odeprzeć nadchodzący atak. Miała za mało czasu, by wykonać jakikolwiek ruch. Po prostu nie była w stanie. Nie zdążyła nawet przywołać broni, a kolec już w zawrotnym tempie leciał tuż na nią. Ze strachu wręcz zamarła. 
Stworzenie pchnęło w ofiarę jadowity kolec, jakim zakończony był jego ogon. Uderzyło pewne, że trafi przeciwniczkę, a następnie wykończy ją albo samodzielnie, albo zrobi to trucizna. Żadna z tych wizji się nie sprawdziła, a kolec zderzył się ze stalą. Blondynka zrobiła wielkie oczy wpatrując się z zaskoczeniem w swego obrońcę. Chłopak wciąż parował cios wroga, nie pozwalając mu się przebić. Nie trwało to jednak długo. Choć żadne z nich nie ustępowało, ten okazał się silniejszy. Pchnął mocniej ostrze swojej szabli zmuszając skorpiona, by odstąpił, choć to wciąż nie był koniec. 
- Nic ci nie jest, bella? - usłyszała pytanie wypowiedziane z powalającym, hiszpańskim akcentem. Jego nadawca spojrzał na nią zza ramienia. Obserwowała go w widocznym zmieszaniu. Chłopak wydający się być w jej wieku, opalony, o ciemnych włosach i niemal tak samo ciemnych oczach, uśmiechnął się czekając na odpowiedź. Zdobyła się jedynie na pokiwanie w odpowiedzi głową. - Całe szczęście - dorzucił wesoło i na powrót wbił wzrok we wroga. 
Przystąpił do kolejnego ataku kolcem. Nagle twarz łowcy przyozdobił podstępny uśmiech. Zaczął powoli iść w stronę stworzenia ściągając na siebie jego atak. Dziewczyna nie miała pojęcia, jak zareagować. Pozwolić mu walczyć, czy pomóc mu? Nim podjęła decyzję, nadszedł cios. Chłopak momentalnie ukucnął pozwalając, by kolec przeleciał tuż nad jego głową i uderzył w ziemię tuż za nim. Wbił się w glebę blisko przed stopami blondynki. Uniknąwszy w ten sposób ciosu, nieznajomy złapał jedną ręką część ogona, jaka właśnie znajdowała się nad jego głową. 
- To chyba już ci nie będzie potrzebne, amigo - rzucił radośnie w momencie, kiedy trzymana przez niego część ciała skorpiona, zaczynała być pokrywana przez lód. Stwór czym prędzej chciał uciec od mrożącego dotyku, ale nie zdążył. W oka mgnieniu jeden z segmentów jego ogona zamienił się całkowicie w lód, a nastolatek machnął w to miejsce szablą. Kreatura odsunęła się do tyłu w popłochu. Pozostała część ogona padła na ziemię, tak jak i kawałki lodu, w większości zabarwione czerwienią. Wierzchowiec cofnął się płochliwie do tyłu, jeździec zaczynał mieć problemy w kontrolowaniu go. Z odciętej części spływała wciąż ciecz. 
- Moc lodu? - rzuciła zaskoczona dość cicho do samej siebie, a jednak łowca usłyszał jej słowa. Odwrócił się do niej z szerokim uśmiechem i przytaknął
- Hiszpan z mocą lodu, kto by się spodziewał, co? - odrzekł żartobliwie, a po chwili przerzucił spojrzenie z powrotem na swojego przeciwnika, który desperacko próbował zapanować nad swoim wierzchowcem. Ten wykonywał niemalże spazmatyczne ruchy, ale to po chwili przestało być dla dosiadającego go upiora problemem.
Nastolatek przyłożył dłoń do szabli, przejechał nią po ostrzu, które w miejscu dotknięcia natychmiast zostawało pokryte szronem. Gdy tylko spowił swoją mocą całą broń, wbił ją szybkim, silnym ruchem w ziemię. Momentalnie podłoże w pobliżu skorpiona spowił lód, a także przejął jego kończyny. Każdą z nich uwięził mróz swym jarzmem na tyle, iż kreatura nie mogła się poruszyć.
Jeździec wiedział, że w tej sytuacji niewiele może zrobić na swym wierzchowcu. Zszedł z niego, chociaż obawiał się, że i jego dosięgnie moc przeciwnika. Mimo to zaryzykował, podczas gdy skorpion stopniowo w coraz większej części pokrywał lód. Pomimo usilnych starań, nawet po wyrwaniu się z tego mroźnego więzienia, już po chwili ponownie się w nim znajdował.
Upiór zaczął biec jak najszybciej na łowcę. W międzyczasie wyciągnął dwa ostrza, które trzymał przepasane za plecami. Był coraz bliżej, nie został zaatakowany. Po krótkim odcinku spostrzegł, jak ku niemu wysuwają się sople, a jednak żadne go nie dosięgło. Biegł prosto do celu, nawet nie zdając sobie sprawy, że wszystko idzie zgodnie z małym planem jego przeciwnika.
Sople się wysuwały, ale raczej po to, by wyznaczyć wrogowi drogę, jaką ma podążać. Ten za późno się zorientował. Biegnąc najszybciej jak może, chłopak niespodziewanie machnął ręką, a droga, którą podążało monstrum zlodowaciała. W oka mgnieniu gleba przybrała formę grubej tafli lodu, a nadciągający przeciwnik wpadł w poślizg jakby znajdował się na lodowisku. Upadł hałaśliwie i boleśnie. Nie czekając ani chwili, nieznajomy zbliżył się nieznacznie, by dotrzeć do lodowatej ścieżki, jaką stworzył dla przeciwnika. Obolały upiór zaczynał się powoli podnosić, ale ciemnowłosy zdążył dotrzeć do zlodowaciałego odcinka, jaki był najbliżej niego. Nie chcąc stracić okazji do ataku, wbił w lód ostrze swej szabli. Nagle w miejscu, w którym leżał przeciwnik, wysunął się ogromny sopel, który przebił się bez problemu przez jego ciało, jakby był równie ostry i mocny, jak dzierżący przez chłopaka miecz.
Nieznajomy stał jeszcze moment w miejscu, spoglądając na ciało zmarłego, z którego wystawał ostry kolec lodu zabarwiony czerwienią. Upewniał się, że to koniec, bo o ile u zwykłego człowieka mógłby to stwierdzić bez najmniejszego problemu, o tyle u upiorów nigdy nie można było być pewnym, iż wreszcie zginął. Wróg leżał nieruchomo, uznał ten znak, za wystarczający dowód. Uniósł szablę i odwrócił się w stronę blondynki, stojącej w niemałym szoku. Zjeżyły jej się włosy na karku, a on zaczął powoli iść w jej stronę. Dziwnie szybko na jego twarzy pojawił się życzliwy uśmiech. Nie miała pewności, jak zareagować. Zrobiła nerwowo krok do tyłu, a on się zatrzymał.
- Spokojnie, nie zamierzam ci zrobić krzywdy - zaśmiał się i odwołał momentalnie swoją broń, ale wciąż nie przekonał dziewczyny. Nie sprawiał wrażenia, by jego słowa miały być kłamstwem. Nie wydawał się wrogo nastawiony, ale przecież jest łowcą. Skąd mogła wiedzieć, czy nie jest drapieżcą? Ta myśl jej nie opuszczała. Uratował mi życie, pomyślała, a jednak to nie przeważało nad decyzją, czy może mu zaufać. Wreszcie jej umysł zaczął nasuwać jeszcze inne myśli i pytania, jak chociażby: "Dlaczego łowcy muszą być tacy nieufni w stosunku do innych?".
Wznowił krok, bardzo powoli zbliżał się do niej, a radosny wyraz twarzy go nie opuszczał. O ile walka z upiorami przestała dla Alice mieć większe znaczenie, o tyle wciąż nie wyobrażała sobie, jak mogłaby zaatakować człowieka. W samoobronie można podjąć się różnych działań, lecz na tę chwilę była zdania, że jeśli przyjdzie do walki, to chyba nie zdobędzie się na odwagę, by go zabić bądź chociażby zranić.
Musiał dostrzec zmieszanie i nieufność u rozmówczyni, bo spojrzał na nią trochę ponuro.
- Skąd mam mieć pewność? - zapytała przełamując milczenie, jakie na nich spadło
- Słucham? Nie skrzywdziłbym uroczej dziewczyny - prychnął z urazą, a nastolatka zamarła z niedowierzania. Zwęziła oczy i z podejrzliwością obserwowała nastolatka
- Co? - rzuciła nie wierząc w to, co słyszy
- Bella, ja krzywdzić mogę tylko upiory - machnął ręką. Był już bardzo blisko dziewczyny, więc ta ponownie cofnęła się o krok. Widząc ten gest, zatrzymał się przed nią i oparł ręce na biodrach. - Aleś nieufna - skomentował z lekkim uśmiechem. - Pozwól, że się przedstawię. Jestem Javier. A ty jesteś...? - rzucił pytająco i wyciągnął ku rozmówczyni rękę, by pochwycić jej dłoń. Niespodziewanie tuż przed nastolatką buchnął żar. Ściana ognia odgrodziła na moment nastolatków. Wystraszony łowca cofnął się o kilka kroków, a płomienie wydawały się wciąż próbować go dosięgnąć. Wiły się w jego kierunku, zmuszając by cofnął się jeszcze trochę, po czym ogień ustał i dwójka nastolatków ponownie spoglądała na siebie. Alice przybrała kamienną twarz, chociaż była niemal tak samo zaskoczona, jak jej rozmówca. Nie wiedziała, czego ma się teraz spodziewać, ale na pewno nie sądziła, że usłyszy od zaatakowanego coś takiego.
- A ty najwyraźniej gorąca! - rzucił wytrzeszczając oczy. Blondynka zamarła już całkowicie zbita z tropu. W mgnienia oku Javier się otrząsnął z małego szoku i podskoczył do rozmówczyni z błyskiem w brązowych oczach. - Oh piękna, może więc będziesz w stanie roztopić swym ogniem moje zlodowaciałe serce? - rzucił niespodziewanym ruchem łapiąc w swe ręce dłonie Alice i przykładając je do swojej przemoczonej, białej koszuli w miejsce, gdzie czuć było bicie.
- To jakiś żart, podstęp czy wariat? - zapytała samą siebie. Ogień pojawił się ponownie otaczając nastolatkę. Spłoszony łowca cofnął się odrobinę i spojrzał na nią pytająco tkwiąc w przekonaniu, iż przecież zdołał przełamać dzielący ich mur.
- Odsuń się od niej bo zostanie z ciebie popiół - usłyszał męski głos w oddali, zza jego pleców i czym prędzej zwrócił się w stronę Blaine'a, który wreszcie nadszedł. Wytrzeszczył oczy, a po chwili ciężko westchnął z nieukrytym rozczarowaniem
- Serio, jesteś z kimś? - burknął ponuro, ale po chwili wszyscy stanęli jak wryci, gdy do chłopaka nadbiegła dziewczyna witając go silnym uderzeniem w brzuch. Chłopak zgiął się jak scyzoryk i jęknął, a ona wtedy doprawiła atak uderzając otwartą dłonią w jego twarz
W pierwszej chwili Alice pomyślała, że drapieżca przystąpił do ataku na niego, ale jednak widząc te ciosy doszła do wniosku, że w takim wypadku ta walka wyglądałaby nieco inaczej. Właściwie, to całkowicie inaczej. Nagle rozniósł się głos nieznajomej, jaka uraczyła rówieśnika kilkoma ciosami.
- Za co to!? - warknął rozzłoszczony
- Ty idioto, musisz zwiewać zawsze gdy zobaczysz jakąś laskę? - krzyknęła do niego wściekle
- O co ci chodzi, potrzebowała pomocy. Miałem ją zostawić? - zapytał smutno imitując maślane oczy, ale nawet w najmniejszym stopniu nie złagodziło to gniewu nastolatki o niezwykle ciemnych, kręconych włosach.
- A żeby cię kiedyś taka jedna zlała na kwaśne jabłko, to jeszcze przyjdę jej kibicować ty durny flirciarzu. To jest pełnia, skup się do cholery!
- Wyluzuj, nic mi nie jest! - odparł, a ona posłała mu mordercze spojrzenie. W ostateczności westchnęła ciężko próbując się uspokoić, bo ręka ją znowu świerzbiła, by wymierzyć cios Javierowi.
- Nie czas teraz na to - rzuciła, po czym odwróciła od rozmówcy. - Milion razy powtarzam ci to samo, a do ciebie nic nie dociera - parsknęła pod nosem krzyżując ręce, a po chwili zamarła. Wytrzeszczyła oczy z ogromnym zdziwieniem i niedowierzaniem. Stała jak słup soli. Słowo ledwo dobyło się z jej krtani.
- Blaine? - zwróciła się do bruneta, który podobnie do niej stanął jak wryty i zrobił wielkie oczy. Przyglądała mu się z ogromną uwagą i powątpiewaniem. Po chwili uniosła dłoń do ust nie mogąc uwierzyć w to co widzi, a jednak nie mogła zaprzeczyć, iż faktycznie stoi przed nim. Jej oczy zabłysły chwilę przed tym, gdy zrobiły się przeszklone
- Scarlett? - rzekł w odpowiedzi równie zszokowany, a ona przytaknęła radośnie, energicznie kiwając głową z szerokim uśmiechem jaki wnet odmalował się na jej twarzy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine