środa, 24 sierpnia 2016

Sen dziewięćdziesiąty pierwszy - Taktyka

Ludzka Forteca wciąż chroniła towarzyszy broni. Łowcy w pośpiechu pobiegli, by skryć się za barierą łowcy, która rozciągała się zza jego tarczy. Blaine szedł w przeciwnym do nich kierunku. Minął mężczyznę powoli krocząc w stronę upiora pełni.
- Wracaj! - krzyknął do niego, lecz ten zignorował wołania. Pałeczka dyrygenta już była zwrócona ku górze, a błękitne płomienie ruszyły w kierunku wrogów niczym w wyniku silnej eksplozji. W końcu dotarły do nastolatka, a wreszcie i do łowcy z tarczą.
Bariera rozpostarła się dookoła, niczym wielka ściana, z którą właśnie zderzał się ogień. Wszystko za nią zniknęło w błękicie płomieni, które pochłaniały cały obszar na swej drodze. Alice stała wraz z pozostałymi osobami, skryta za osłoną wytworzoną przez postawną postać. Wypatrywała towarzysza z nadzieją, że nic mu nie jest. Nadzieja jednak słabła, gdy dostrzegła jak sylwetka chłopaka się ugina.
Brunet stał wśród tańczących błękitnych płomieni. Żarzyły się, chciały go pożreć, pochłonąć bez reszty, a jednak nie mogły. Chłopak zdążył stanąć we własnych płomieniach. Czerwony ogień otaczał jego ciało. Dzierżąc katanę w dłoni kucnął na jednym kolanie, starając się zwyciężyć wrogi pożar. Okazało się to być nawet trudniejsze, niż przypuszczał.
Upiór trzymał uniesiona ku górze pałeczkę. Znamiona lśniły na niebiesko. Płomienie tańczyły szalenie i próbowały przebić się przez osłonę mężczyzny. Były niezwykle wysokie i biły niewyobrażalnym żarem. Nawet będąc skrytym za barierą czuć można było nieznacznie bijący od nich gorąc.
- Kolejny poległy... - usłyszała Alice zza pleców. Wielu łowców wpatrywało się przed siebie najwyraźniej również szukając wzrokiem bruneta, który w ich mniemaniu udał się na pewną śmierć
- Nie poległ - odrzuciła cicho. Osoba spojrzała na nią pytająco, ale jej uwaga szybko została odwrócona. Ogromny słup ognia wystrzelił do góry, a w jego centrum stał brunet. Wszyscy z zaskoczeniem wbili wzrok w żarzącą się czerwień zamkniętą wśród błękitnych płomieni
- Co... ?
- Władca płomieni
- Patrzcie! - przekrzykiwali się łowcy, a blondynka podbiegła jak najbliżej bariery wypatrując chłopaka. Jeszcze przez moment kucał z wbitą w podłoże kataną. Zaczął się powoli podnosić, a ostrze wysunęło się z ziemi. Słup ognia zniknął, ale nie czerwono-pomarańczowy kolor, który zaczął zastępować błękit.
Można było bez problemu dostrzec, jak stopniowo niebieskie płomienie zaczynają przybierać cieplejsze barwy. Powoli kolor zdawał się przeskakiwać z jednego na drugi, ogień Blaine'a walczył o zdominowanie terenu. Walczył z niebieskim ogniem upiora, by przejąć go.
Alice czym prędzej uniosła wachlarz. Trzymała go przed sobą, skierowanego w kierunku nastolatka. Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Zaraz po tym zaczęła stale wydmuchiwać powoli i spokojnie powietrze, a jednak wiatr dookoła niej wydawał się szaleć. Kilku łowców z zaskoczeniem spojrzało na nią i odsunęło się ostrożnie. Blondynka kierowała swoją moc do rówieśnika. Czuła w sobie jej przepływ. Przyspieszyła przejmowanie ognia przez towarzysza, a on wreszcie ruszył do przodu.
Zaczął iść w stronę potwora. Powoli się zbliżał, a z każdym jego krokiem najbliższe płomienie przybierały barwę jego ognia. Stopniowo okiełznywał je, starał się dostosować energię i moc. Czuł się coraz pewniej w otoczeniu. Nie zatrzymał się ani na chwilę, a w pewnym momencie wręcz przyspieszył. Coraz szybciej kierował się do przeciwnika. Nie mógł ślepo rzucić się do niego, wciąż musiał pozostać skupiony na tym, by to jego ogień dominował, a jednak wciąż się zbliżał
Pomimo panującej ulewy, żadna kropla nie była w stanie dotrzeć do płomieni. Nikły, jakby wykreowany sen nie chciał, aby dopuściły się one do jakiejkolwiek interakcji z tworami upiora, czy też łowców. Dyrygentowi przestało to być na rękę. Widział, jak brunet jest stale coraz bliżej.Grzmoty i krzyki przeplatały się z dźwiękami pożeranego przez ogień otoczenia.
Upiór pełni stał nieruchomo, bacznie obserwując nadchodzącego wroga. Nie chciał dać za wygraną. Czy to duma, czy to z innego powodu, po prostu utrzymywał atak. Starał się, by na nowo to jego niebieskie płomienie ogarnęły cały teren. Chociaż wciąż większość pozostawała skąpana błękitem, czuł lekki niepokój. Sytuacja zaczęła się szybko zmieniać
Brunet wreszcie rozpoczął bieg. Nie zależało mu, by przejąć wszystkie płomienie. Nie mógłby, to kosztowałoby go zbyt wiele energii. Nawet teraz zużywał jej szaloną ilość po to, by być w stanie jakoś wytrwać w pożarze błękitu. Musiały wystarczyć te płomienie, które stały mu na drodze do celu. Zajął się nimi, wspomagany przez blondynkę. Teraz już mógł ruszyć do ataku. Pobiegł tak szybko, jak było to możliwe w tych warunkach, kiedy energia wydaje się szaleć i nieustannie toczyć bój z energią, jaką dysponuje upiór, który bez walki nie chce oddać swego ognia. Pomimo jego starań, nastolatkowie zdawali się przejąć kontrolę nad najbliższymi płomieniami. Chłopakowi udało się stanąć przy ogromnym monstrum, któremu ledwie w ogóle sięgał do pasa. Wzory wyryte na sinej skórze wciąż biły niebieskim blaskiem. Chociaż nastolatek był już przy wrogu, on nie mógł wykonać żadnego ruchu. Wciąż trzymał sztywno pałeczkę skierowaną ku górze, utrzymując swój atak.
To był ten moment, pomyślał w chwili, gdy uniósł ostrze katany, które całkowicie pokrywały płomienie. Nawet wtedy dyrygent patrzył na wroga z góry, spojrzeniem pełnym odrazy i niechęci. Ten wyraz się nieznacznie zmienił, kiedy stal zatopiła się w jego ciele. Nastolatek przebiegł przy potworze, przecinając w tej samej chwili niebiesko-fioletową skórę. Monstrum ryknęło, ból zaślepił go na tyle, by ciężej przychodziła mu kontrola swego ataku
- Wygląda na to, że jednak uda mi się to zakończyć - uśmiechnął się chytrze, gdy obrócił się ponownie do wroga. Płomienie, które przejął i rozpalił czerwienią wraz z pomarańczem, zaczynały lgnąć do katany. Przyciągała je niczym magnes stal. Mknęły do niej, zaczynały wić się wokół stali wzmacniając otaczający ją ogień. Powiększał się, zyskiwał na sile, a bijący od niej żar stawał się nie do wytrzymania, jednak nie dla właściciela tego elementu. Tracił energię, ale pobliskie płomienie dawały mu moc i miał zamiar ją wykorzystać. Zaczął na nowo biec do przeciwnika. Dyrygent ze wściekłością spojrzał na niego. Starał się przejąć z powrotem pożar, przywołać błękit. Czuł, że powoli odnosi sukces, a jednak zbyt wiele już zostało odebrane mu przez przeciwnika. Wydawać się mogło, jakby Blaine wręcz pochłaniał płomienie. Wszystkie tańczyły wściekle, ale także uginały się w jego kierunku. Niczym istoty, które usilnie starają się go tknąć i przekazać swą moc. Wesprzeć w boju swego pana.
Nastolatek wykonał kolejne cięcie, a zaraz potem następne. Nie robił sobie przerwy. Machał kataną, którą stale otaczał coraz większy płomień. Moc docierała z pobliża, z całego pożaru jaki panował. Atak bruneta tak naprawdę trwał tylko krótką chwilę, ale w ciągu tych paru sekund zdążył wyrządzić przeciwnikowi niezwykle poważne i głębokie rany, z których sączyły się strumienie krwi. Chłopak nie zaprzestawał atakować. Wciąż biegł, bądź wybijał się do góry. Odbił się od ręki potwora, by na powrót jeszcze raz poderżnąć gardło wroga. Był przekonany, że to już koniec bitwy. Czuł powoli zmęczenie, ale znacznie bardziej odczuwał już tryumf. Cofnął się nieznacznie, ugiął lekko na nogach, by z powrotem ruszyć na wroga i zadać śmiertelny cios. Mimo obdarowania go już wieloma takimi cięciami, ten wciąż stał. Ledwie dostrzegał, co się dzieje. Jedynie czuł nieustanny ból i jak jego ciało zalewa krew. Brakowało jednej krótkiej chwili. Upiór już był pewien, że tego starcia nie wygra, a więc pozostało mu jedno: zebrać szybko energię. Blaine już się zbliżał. Płomień pożerający ostrze był niesamowicie ogromny. Wziął zamach, by uderzyć. Upiór gwałtownie opuścił pałeczkę w dół, a znamienia na jego ciele straciły niebieski blask. Chłopak wykonał cięcie, stal zderzyła się z barierą.
Zaskoczony brunet zrobił wielkie oczy. Pożar w mgnieniu oka ustał, zniknął nie pozostawiając po sobie śladu, jakby nigdy wzgórza nie obległ ogień. Czym prędzej nastolatek odskoczył do tyłu obserwując ze złością wroga skąpanego w szkarłacie własnej krwi, która wciąż wypływała w szalonych ilościach z jego ran, jakie rozciągały się niemalże po całym ciele. Brunet posłał kule ognia, ale tak jak przypuszczał, wszystkie zostały zatrzymane przez barierę, jaką wytworzyła kreatura.
- Cholera - warknął zirytowany, a wtem minęli go łowcy. Rzucili się dziko do ataku, chcąc jak najszybciej zbić osłonę przeciwnika
- Atakować, ta walka dobiega końca!
- Ruchy! - krzyczeli nawołując towarzyszy broni do kontynuowania bitwy. W ich mniemaniu starcie można już było uznać za wygrane. Rany zadane przez Blaine'a były tak poważne, iż wydawało się to być kwestią kilku ciosów, aby upiór wreszcie padł.
Brunet stanął normując oddech, który nieznacznie przyspieszył. Stracił pewną ilość energii, ale mimo to nie zamierzał zaprzestawać atakowania. Dołączył szybko do pozostałych łowców, by pomóc czym prędzej zbić barierę. Słabła, wiedzieli to.
Nagle upiór wydał okropny wrzask i machnął pałeczką w prawo, a jego znaki zaświeciły jasnym blaskiem.
- Pioruny!
- Do tyłu, wycofać się! - okrzykniętą, a mężczyzna z tarczą już przyjął odpowiednią pozycję, do odparcia kolejnego ataku. Wszyscy stanęli za nim, bariera ponownie osłoniła zebranych, którzy zdążyli się skryć. Obrońca napiął mięśnie i starał się nie okazywać po sobie tak silnego zmęczenia. Jednak wiedział, że i on traci sporo energii. Nie był pewien ile ataków jeszcze uda mu się wytrzymać, ale wizja rychłego zwycięstwa dodawała otuchy. Jednak prysła ona jak mydlana bańka
Dyrygent utrzymywał pozycję. Mnóstwo błyskawic posłał na ziemię, kierując je głównie w barierę tarczownika. Wzgórze było ostrzeliwane przez pioruny jeszcze przez jakiś czas.
- Dobrze się czujesz? - zapytała troskliwie bruneta, który pochylony oddychał głęboko
- Tak - odparł krótko. - Jeszcze chwila i byłoby po nim - rzucił znacznie ciszej
- Dobra robota, młody - usłyszał od mężczyzny przeładowującego swój rewolwer. - Ładnie go pokiereszowałeś. Z takimi obrażeniami przy następnym ciosie powinniśmy go wykończyć
- Ludzie! - krzyknęła kobieta do towarzyszy. - Teraz mamy szansę. Gdy tylko upiór pełni nałoży barierę, atakujcie najmocniej jak się da, by jak najszybciej zniszczyć tą osłonę. Wtedy go wykończymy - rozporządziła
- Chyba kończy atak piorunami - oznajmił ktoś inny, na ten sygnał każdy przygotował się do kontynuowania starcia.
- Gotowi... - zaczęła mówić, ale nagle zrobiła wielkie oczy, jak większość osób. Upiór opuścił rękę z pałeczką. Symbole pokrywające jego ciało straciły blask. Wszyscy byli zdezorientowani, podczas gdy potwór ustawił się niczym zapaśnik sumo. Przenosił ciężar ciała z nogi na nogę, podnosił je kolejno w górę i opuszczał silnie w dół, uderzając nimi o podłoże. Wywołany wstrząs wywoływał coś na wzór słabego trzęsienia ziemi, lecz wystarczającego, by zachwiać równowagę przeciwników, a niektórych nawet powalić na ziemię. Krew ulewała się jeszcze bardziej. Monstrum traciło jej ogromną ilość, zwłaszcza przy tych ruchach, a jednak się na nie zdecydował. Zmieszani łowcy obserwowali go z podejrzliwością, lecz niektórzy ruszyli do boju. Znaki na sinej skórze zalśniły zielenią, kreatura uderzyła się dwoma rękoma mocno w tors. Jego skóra zadrżała, tarczownik już przyjął postawę obronną wyczekując ataku, który jednak nie nadszedł. Dyrygent uderzył się w klatkę piersiową wydając z siebie przy tym przeraźliwy, przepełniony bólem krzyk. Blask zyskał na sile, a rany na ciele kreatury zaczęły zanikać. Nastąpiła niemalże natychmiastowa regeneracja, w czasie której symbole powoli traciły swój blask.
- Atakować! - krzyknął łowca, który nie czekając na nic biegł na wroga
- On się leczy!? - wrzasnął z pełnym oburzeniem łowca stojący nieruchomo. Upiór pełni stanął na powrót prosto. Wszystkie jego rany zniknęły. Jedyne ślady po obrażeniach, jakie doznał, to szkarłat, który zabarwił w niektórych miejscach jego skórę. Dyrygent wrócił do swej pierwotnej postawy. Stał dumnie, spoglądając z wyższością na łowców, którzy starali się do niego jak najszybciej dostać. Już przy nim byli, ale on wiedział, że nic nie zrobią.
Najbliższy łowca naskoczył na upiora, wykonał mocne cięcie siekierą. Z dumą spojrzał na głęboką ranę, którą zadał. Jednak już po chwili, na jego oczach, ciało potwora się zregenerowało, a po obrażeniu nie został ślad. Postać z wielkim szokiem wciąż wpatrywała się w to jedno miejsce, jakie wydawało się być wręcz nietknięte przez jego broń. Nie było nawet najmniejszego zadrapania. Nie był jedynym, który spotkał się z takim efektem swego ataku. Wszyscy, którzy rzucili się na wroga, by zadać cios, spotkali się z tą sytuacją. Natychmiastowa regeneracja, przez którą wręcz zaniemówili.
Dyrygent obserwował jeszcze krótką chwilę, a zaraz po tym uniósł ręce ku górze. Symbole na jego ciele straciły zielony blask, niektóre ze znaków całkowicie zniknęły ze skóry potwora. Ten, nie czekając więc ani chwili dłużej, wykonał machnięcie pałeczką w lewo, by ponownie na jego sinej skórze dobył się blask ciemnego fioletu. Zesłał na ziemię duchy umarłych wojowników, które od razu przystąpiły do ataku na najbliższych łowców. Większość nie miała już szans na ratunek, zostali zlikwidowani przez trupy zakute w ciężką zbroję i lśniące purpurą.
Nielicznych starała się uratować Alice. Wykonywała podmuchy wiatru rozpraszając nietrwałe formy nasłanych przez upiora wrogów. Postacie zmarłych wojowników niknęły na wietrze, lecz było ich wiele. Pałeczka została nagle zwrócona w prawo, symbole zmieniły barwę, a łowcy zmuszeni byli na powrót skryć się za osłoną tarczownika. Raz jeszcze łowcy stanęli w deszczu piorunów.
- Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam jego ataków - niechętnie wolał przestrzec pozostałych, nim mieć ich później na sumieniu, gdy jego bariera zostanie ostatecznie przełamana. Alice troskliwie spojrzała na niego, a potem na dyrygenta, który zdawał się nie tracić w ogóle na sile.
- Gdy będzie atakował przy pomocy duchów, to ja się zajmę ochroną - wykrztusiła nieśmiało, chociaż miała nadzieję powiedzieć to z pewnością w głosie. Przykuła tym samym wzrok kilku osób
- Ty jesteś wojowniczką wiatru, tak? - rzucił ktoś, ale nawet nie była w stanie sprecyzować, od kogo otrzymała do pytanie. Poczuła się nagle osaczona przez nieznajomych, którzy zebrali się w miarę blisko siebie, aby nie zmuszać mężczyzny, do tworzenia wielkiej osłony. Niepewnie przytaknęła i lekko spłoszona zaczęła szukać wzrokiem Blaine'a. Nie ona jedna to uczyniła. Kobieta spojrzała na niego z powagą wypisaną na twarzy
- Dasz radę go tak samo urządzić przy jego następnym ataku ogniem? - zapytała z nadzieją
- Mam nadzieję załatwić go wtedy jeszcze bardziej - rzucił niemal apatycznie
- Nie sądzę, by po tym wszystkim był skłonny używać tamtego ruchu - spostrzegła sceptycznie Alice i przeniosła wzrok na omawiane monstrum. - Raczej spodziewa się, że wtedy sytuacja się powtórzy, a on zostanie ranny
- Obyś się myliła - wtrącił się kolejny łowca do rozmowy
- Ale jeśli się nie myli, to co zrobimy? Nie dość, że szybko potrafi aktywować barierę, to jeszcze ma zdolność regeneracji
- Właśnie
- Nawet nie możemy podejść przez jego ciągłe ataki. Jedynie ognistemu łowcy się to udało w czasie używania mocy przez upiora
- Ludzka Forteca jak sam powiedział, nie wie ile jeszcze wytrzyma - rozmowy zaczęły przybierać na sile, głosy wielu łowców zaczęły się nawzajem przekrzykiwać tworząc niepotrzebny hałas. Blaine stał bez słowa, w pewnej chwili zamknął oczy i powrócił do koncentrowania energii. Zmieszana rówieśniczka stanęła przy nim przysłuchując się z nieco większej odległości panującej dyskusji, która momentami zaczynała przypominać kłótnie. Jedynie grzmoty wydawały się jeszcze od nich głośniejsze. Nastolatka nieśmiało zerknęła na sytuację na dole. Nie widziała wiele, ale szkarłat zdążył zdominować polanę jak i ogrom ciał poległych. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, jak musi tam wyglądać sytuacja, ale jednocześnie to dawało jej siły do działania. Z każdą sekundą ktoś walczył o życie. Z każdą minutą być może nawet i je tracił. Im dłużej trwało starcie na szczycie wzgórza, tym więcej wymiar tracił łowców. Pełnia zbierała swoje żniwa, niemal jak poprzednio.
Alice pokręciła gwałtownie głową na boki, jakby chciała w ten sposób wyrzucić z niej wspomnienia o poprzednim koszmarze pełni. Prawdą była, że wolała się ich pozbyć, ale teraz nie to było najważniejsze. Dyskusje łowców wydawały się prowadzić do poważniejszych kłótni. Blondynka już przestała się im przysłuchiwać. Chciała się wyciszyć, wymyślić cokolwiek, co mogłoby pomóc. Jednak tworzący przez ludzi hałas stawał się dla niej coraz bardziej rozpraszający.
- Możecie... !? - krzyknęła nagle pełna irytacji do grupki towarzyszy. Blaine uniósł nieznacznie powiekę, by podejrzeć co się dzieje. Zebrani na moment zamilkli patrząc to pytająco, to z zaskoczeniem na nastolatkę, na której twarzy malowało się małe zdenerwowanie
- Dziękuję - parsknęła w końcu nieco ozięble
- Słuchaj, gówniaro... - nagle zaczęła podchodzić do niej jedna z osób
- Daj jej spokój
- Bo co?
- Bo ci zaraz...
- Ludzie! To upiór pełni jest wrogiem, więc się uspokójcie - warknął tarczownik i na moment ponownie była chwila ciszy
- Jeśli pozwolicie... - wtrąciła się na nowo Alice. - To chyba mam pewien pomysł, ale nie jestem pewna czy się powiedzie - oznajmiła już mniej śmiele, jednak to nie zraziło zdesperowanych towarzyszy do wysłuchania tego, co ma do powiedzenia
- Więc mów - zachęciła ją kobieta
- Cóż... Zakładając, że upiór zna cztery umiejętności...
- Pięć, jeśli liczyć regenerację. Póki wzory świecą się na zielono, to i tak nic nie zrobimy, bo od razu się wyleczy
- W takim wypadku powinniśmy mieć dostosowane zachowania na każdą z nich, Podejrzewam, że nie będzie skłonny zaatakować ogniem po tym, co miało miejsce. Jeśli jednak się tego podejmie, to Blaine ponownie stanie w ofensywie
- A reszta ataków?
- Jeśli użyje bariery zalecałabym przystąpienie do szturmu na nią. Im szybciej zbijemy tą jego osłonę, tym lepiej. Będziemy mieć czas, aby zaatakować - wtrąciła kobieta, a Alice przytaknęła
- Chyba, że po zbiciu jej od razu przejdzie do ataku. W takim wypadku i tak zostaniemy zmuszeni do wycofania się. Nie warto w takim wypadku marnować energii - dopowiedziała blondynka
- Więc co robimy?
- Koncentrujcie energie. Upiór i tak nic nie zrobi w momencie utrzymywania bariery
- No dobra, pozostała kwestia duchów i piorunów - trącił rewolwerowiec
- Tak, w jednym przypadku nie ma innego wyjścia, jak się wycofać - rzuciła posępnie i spojrzała na tarczownika. - Niestety, nie pozostanie nam nic jak obrona
- Nie martw się - mężczyzna uśmiechnął się życzliwie. - Dam radę. Ile będzie trzeba, tyle wytrzymam
- Mówiłeś... - wtrąciła kobieta
- Tak, ale tylko to nam pozostało. W czasie, gdy on będzie używał bariery, postaram się jakoś skoncentrować energię, by moja w jakiś sposób utrzymała się dłużej
- Ostatnie, duchy - westchnęła ciężko, nie będąc do samego końca przekonaną, czy powinna brać na siebie taką odpowiedzialność. Jednak ta opcja wydawała się jej najbardziej opłacalna. - Zignorujcie je i ruszcie do ataku - oznajmiła, a w tym momencie wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem i niedowierzaniem
- Co ty dziecko opowiadasz? - wtrącił się ktoś
- To jedyna szansa, by zaatakować, skoro prawdopodobnie upiór nie będzie już chciał użyć umiejętności ognia. Ja zajmę się obroną
- Te duchy są silne i nie da się ich pokonać
- Nie da się, bo mają niestałą formę. Machnięcie bronią nie wyrządzi im krzywdy, tylko co najwyżej nieznacznie rozproszy, ale potrafię mocą wiatru rozwiać ich ulotne formy na tak długo, by kupić wam nieco czasu. Upiór, gdy tylko zostanie atakowany i tak przerwie atak - oznajmiła z przekonaniem. Łowcy spojrzeli po sobie pytająco. Liczebność piorunów się zmniejszała, wydawało się, iż upiór zaprzestaje ataku
- Więc co robimy? - rzucił ktoś luźno
- To, co słyszałeś. Przygotuj się do ataku - usłyszał w odzewie. Przez chwilę Alice jeszcze nie mogła uwierzyć, że naprawdę postanowiono jej w tej kwestii zaufać. Wiedziała, że ochrona pozostałych zabierze jej zapewne cały zasób energii, ale patrząc na tarczownika, który się z tym wcale nie liczył i przez cały czas chronił innych, przestało się to dla niej tak liczyć. Wszak w czasie pełni nie powinna się powstrzymywać, albo perła upiora pełni, albo nic, tak jak to usłyszała od rówieśnika.
Dyrygent opuścił pałeczkę zaprzestając ataku. Zgodnie z przewidywaniami nastolatki, postanowił stale atakować. Od razu machnął pałeczką w lewo. Dobył się fioletowy blask. Dziewczyna zadawała sobie tylko pytanie, czy faktycznie łowcy posłuchają jej, a także, czy na pewno sobie poradzi.
- Idę - rzucił nagle do towarzyszki, która niemalże podskoczyła. Pośpiesznie przeniosła na niego wzrok. - Osłaniaj nas
- Dam radę - powiedziała w gruncie rzeczy po to, by przekonać samą siebie do tych słów
- Wiem - odparł i na nowo ogień pochłonął stal jego katany. - Dasz radę - rzucił do niej szybko i pobiegł do przodu pozostawiając ją w lekkim oszołomieniu
- Muszę dać radę - pomyślała przyglądając się polu bitwy przed nią. W tym momencie padające na nią krople deszczu w pewnym sensie niosły ze sobą małe ukojenie. Zamknęła na moment oczy i wyciszyła się. Nadszedł ten moment.
Łowcy ruszyli do ataku. Wielu z nich mimo wszystko polegało bardziej na sobie i swej zwinności, niż na wsparciu Alice, co jednak nie było dla niej zaskoczeniem. Łowcy nie są ufni, a przynajmniej nie powinni być. Robiła wszystko, co w jej mocy, by ochronić każdą osobę, nawet jeśli wątpili, że to zrobi. Bądź co bądź przystąpili do szturmu na upiora pełni. Fakt, iż wielu samodzielnie robiła wszystko, aby uniknąć ciosów wroga, ułatwiał co nieco pracę dziewczynie.
Musiała mieć na uwadze zasób swojej energii, więc interweniowała dopiero w ostateczności, co wielu już mogło uznać, za całkowity brak wsparcia. Nie mogła jednak zawracać sobie tym głowy. Teraz wszystko zależało od tego, jak przebiegnie atak. Łowcy ruszyli szybko do przodu. Blaine w mgnieniu oka znalazł się już przed wrogiem, który jednak postawił przy sobie wiele duchów umarłych wojowników, jako swoją własną linię obrony. Zaatakował z dystansu, odskakując co jakiś czas od szarżujących wrogów. Kolejne osoby były atakowane. Alice machnęła silnie tessenem, podmuch zmiótł całą sylwetkę przeciwnika, który rozpłynął się na wietrze. Z następnymi działo się to samo. Obserwowała z uwagą całe pole walki.
- Dalej, atakować! - okrzyknęła kobieta, która była już blisko przeciwnika. - Zadać jak najwięcej obrażeń! - dodała podniośle i rzuciła się, by zadać cios. Blondynka pośpiesznie pozbyła się wrogów, jacy stali na drodze do celu. Czuła, jak uchodzi z niej cała masa energii z każdym podmuchem. Nieco mniej kosztowało jej przejęcie porywu wiatru, który wykreował sen. Zmanipulowanie ich było znacznie prostsze, niż samodzielne wytwarzanie powiewów, ale wiedziała, że musi wytrzymać. Być może ta akcja zakończy wreszcie walkę. Niewielu łowców się udało tak szybko zbliżyć. Bardzo mała ich ilość biegła ślepo do przodu, wierząc w to, iż dziewczyna ich ochroni, a więc błądzili unikami po polu bitwy, nim dotarli do celu. Blaine już wykonywał cięcia. Płomień jego katany się wzmógł, wyraźnie zwiększył siłę. W obawie przed nadchodzącym atakiem, dyrygent machnął pałeczką w dół kryjąc się za barierą. Łowcy stanęli w miejscu. Nadeszła krótka chwila na skupienie energii.
Twarz upiora wykrzywił grymas pełen obrzydzenia i niechęci względem stojących przed nim ludzi. Pogardliwie prychnął obracając w bok głowę, a jednocześnie posłał przedmiot dzierżony w dłonie w lewo, nie chcąc dać wrogom czasu na cokolwiek. Wraz z blaskiem fioletu, zjawiły się na nowo purpurowe duchy, ale były znacznie bliżej upiora, ewidentnie w celu odparcia pobliskich łowców i zapewnieniu mu ochrony. Jak się okazało, przeciwnicy mieli to za nic. Była ich naprawdę spora ilość, ale w tym samym momencie zaczęła się tworzyć coraz to silniejsza wichura. Zajęła się niemal każdym z purpurowych wojowników. Brunet raz jeszcze spowił swój oręż silnym płomieniem. Pomknął czym prędzej prosto na wroga, podczas gdy rosnąca w siłę wichura zaczynała likwidować umarłych szybciej, niż udawało się im przybrać swą właściwą formę.
Dyrygent doznał z powrotem wielu poważnych obrażeń, lecz tym razem nie zamierzał się spierać w kwestii tego, czy wygra jego moc, czy łowcy. Duma musiała dać za wygraną, nie mógł sobie pozwolić utrzymywać ataku, tak jak to robił poprzednio. Inaczej przewidywał, że skończy być może z jeszcze gorszymi ranami. Czym prędzej machnął pałeczką w lewo, symbole zaświeciły jasnym blaskiem. Wielu łowców zrobiło wielkie oczy
- Odwrót - okrzyknięto, każdy starał się jak najszybciej wrócić do mężczyzny z tarczą. On sam natomiast ruszył do przodu, by ochronić jak najwięcej osób, jednak każdy sobie zdawał z tego sprawę, iż wielu nie uda się już uciec. Dyrygent błyskawicznie przystąpił z jednego ataku w drugi, nie mając zamiaru marnować czas na nakładanie wpierw bariery. Był świadom tego, iż tym sposobem przyczyni się do zguby wielu łowców.
Wrogowie znajdowali się blisko niego, atakując w czasie panowania duchów. Nagle zniknęły, a chmury nad wzgórzem zrobiły się jeszcze ciemniejsze. To było tak nagłe i szybkie, iż jasnym się stało, że wiele osób nie zdąży uciec przed piorunami. Lada moment grad błyskawic miał uderzyć w ich kierunku, podczas gdy łowcy dopiero wracali do osoby z tarczą. Mężczyzna stał z tyłu, wraz z innymi łowcami wsparcia. Gdy tylko zorientował się w sytuacji zaczął biec do przodu. Każdy metr mógł okazać się dla kogoś zbawieniem, więc pędził ile mógł, chociaż to mogło być za mało. Upiór pełni, chociaż ponownie został ranny i mocno krwawił, stał dumnie i z dezaprobatą patrzył na uciekających ludzi. Wtem zaczęły z nieba uderzać pioruny. Tarczownik przyjął pozycję i skrył się za tarczą. Bariera rozpostarła się na pewną odległość. Tym, którym się udało dotrzeć za nią, od razu przystąpiła do skupiania energii.
- Wytrzymasz? - zapytała mężczyznę, który nawet nie chciał patrzeć na kolejne ofiary, które nie zdążyły się wycofać. Przytaknął siedząc w ciszy i starając się skupić na utrzymaniu swojej osłony.
- Taktyka nie najgorsza - przyznała kobieta. - Należy ją utrzymać. Ponownie został zraniony
- Zaraz się pewnie zregeneruje - parsknął sceptycznie inny łowca
- Może skupmy się na atakowaniu z dystansu?
- Tego typu ataki nie wyrządzają mu zbyt wielkich szkód - zaczęła się na nowo dyskusja
- W czasie jego regeneracji ostrzeliwujcie go z dystansu. W pozostałych nie zmieniajmy taktyki. Po prostu musimy się szybciej wycofywać
- Przeniosę bliżej barierę... - rzekł przez zęby, wytrzymując ciosy piorunami
- Wtedy otrzymasz o wiele więcej obrażeń, już i tak ledwie stoisz na nogach
- Wytrzymam - rzucił i zamiast ataku piorunami, upiór powrócił do przenoszenia ciężaru z nogi na nogę. Lekkie wstrząsy obległy wzgórze, symbole przybrały zieloną barwę. Upiór uderzył się mocno w tors dwiema otwartymi dłońmi, a pozostałe dwie wzniósł ku niebu. Nastąpił proces regeneracji, w czasie którego łowcy przystąpili do ostrzeliwania wroga z dystansu. Wielu nawet nie była pewna co niby w ten sposób mają osiągnąć. Zmusić go, by przerwał leczenie się? Nawet jeśli to było celem, to nie został osiągnięty. Kreatura miała w poważaniu wszelkiego rodzaju ataki. Regenerowała się niemal natychmiast po odniesieniu jakiegokolwiek obrażenia. Wreszcie zieleń zniknęła wraz z kilkoma kolejnymi symbolami.
Dyrygent stanął prosto i szybko uniósł pałeczkę ku górze, a w tym samym momencie płomień na głowie upiora nieco zmalał, po czym nagle wybuchnął potężnie. Blaine nie czekając chwili zaczął biec prosto do wroga
- Co on wyprawia? - parsknął obserwując monstrum. - Przecież wie, że zostanie zaatakowany przez tego chłopaka
- To upiór: głupi potwór
- Nie, po prostu próbuje czegoś nowego. Aktualnie ma przez nas zmniejszone pole manewru - wtrąciła Alice i podeszła szybko do bariery. Na nowo skupiła się, by wzmacniać ataki rówieśnika, który już był w pół drogi do wroga, gdy dopiero wybuchnął wściekle błękitny pożar.
Ogień próbował go pochłonąć, ale brunet już potrafił szybko się z nim zgrać i go przejąć. Momentalnie owinął stal katany płomieniem i wykonał przed sobą szybkie cięcie. Do przodu poszybowała ognista fala, która sprawiała wrażenie, jakby po zetknięciu z jakimkolwiek niebieskim płomieniem, przemianowywała jego barwę na swe ciepłe kolory. Momentalnie nastolatek zrobił sobie własną ścieżkę do przeciwnika i w mgnieniu oka znalazł się przy nim. Dyrygent z oburzeniem spojrzał na wroga, który nie czekając chwili wzbił się do góry. Nie mógł dopuścić, by nastolatek zadał cios. Pośpiesznie machnął pałeczką w dół. Ostrze zderzyło się z barierą, brunet szybko odskoczył nieco do tyłu. Upiór wydawał się z tryumfem obserwować przeciwnika i błyskawicznie skierował przedmiot w prawo. Na nowo symbole rozjaśniły jasnym blaskiem.
- Więc to był jego plan - mruknęła obserwując bacznie sytuację. - Użył ataku ognia, żeby zwabić go, a potem jak najszybciej przemienić cios, na atak piorunami - doszła do wniosku. Potwór już był przekonany, że pozbędzie się niechcianego wroga. Czekał na moment, aż zadowoleniem będzie obserwować, jak postaci nie udaje się uciec przed jego ciosem. Burzowe chmury na powrót skupiły się nad wzgórzem, by posłać błyskawice. Blaine przeklął cicho pod nosem i ruszył szybko do tyłu. Walka z czasem, której przypatrywali się pozostali łowcy, okazała się jednak nie być wcale taka ciężka. Chłopak zjawił się za mężczyzną z tarczą tak szybko, jakby wcale nie biegł, tylko przeniósł się z miejsca na miejsce
- "Czegoś nowego", tak? - parsknął ktoś, gdy brunet na nowo uspokajał oddech i powrócił do koncentrowania energii. Był przekonany, że gdyby nie bariera, to już by wykończył upiora.
- Próbował zwabić. Możliwe, ze to samo zrobi w przypadku duchów
- Mogę pójść sam - wtrącił Blaine
- Taki kozak z ciebie? - rzucił jakiś chłopak, ale nastolatek go zignorował
- Nie zdążycie się wycofać, a ja tak
- Chwilowo to bez różnicy, bo atakuje piorunami
- Nie możesz zmienić formy na kamienną? Wtedy chyba nie powinien ci wyrządzić wielkiej szkody - rzucono pytanie do jednej z kobiet
- Te pioruny są zbyt silne. Aby utrzymać kamienną formę będąc stale ostrzeliwana przez błyskawice, musiałabym stać w bezruchu i w skupieniu, żeby to w ogóle wytrzymać, a to raczej by nic nie zmieniło. Jeszcze jest wersja b) moja ilość energii nie pozwoli mi zbyt długo utrzymać takiej formy, w końcu jego pioruny się przebiją i będzie po mnie
- No to pozostaje czekać - rzucił tarczownik, chociaż dla wszystkich było jasne, że długo nie wytrzyma. Wielu i tak było pod wrażeniem, że tak długo ich chroni.
Przez jakiś czas upiór kontynuował ostrzeliwanie wzgórza salwą piorunów. Mężczyzna słabł, co było widać gołym okiem. Łowcy zdawali sobie sprawę, że jeszcze trochę i nie będzie w stanie ich chronić. Chociaż wielu nie chciałoby się do tego przyznać, to jednak prawdą było, iż bez tego najprawdopodobniej nie przetrwają. Kilku łowców zaczęło się zastanawiać jak ta bitwa by wyglądała, bez tej osoby, która jednak okazała się ważnym trybikiem. Wydawało się jednak pewne iż brak bariery, będzie oznaczać ich zgubę.
Zebrani odetchnęli z ulgą, gdy dostrzegli ruch pałeczką. Co prawda atak ogniem, chociaż Blaine potrafił go obejść, wciąż mimo wszystko musiał być odpierany przez tarczownika, aby inni byli bezpieczni. Jednak w tym czasie brunet miał okazję do ataku, co mogło oznaczać koniec bitwy. Z dwojga złego, nic nie było tak niekorzystne, jak ataki błyskawicami.
Dyrygent wykonał ruch przedmiotem w lewo. Duchy przystąpiły do ataku, tak jak i łowcy, chociaż nie mogli być pewni, że nie jest to kolejna pułapka. Nie tracąc chwili czym prędzej ruszyli do upiora. Alice zaczęła tworzyć wichurę. Wiatr otoczył pole bitwy, podmuchy rozwiewały wojowników, jacy tylko byli bliscy oddania ciosu. Nagle skupienie blondynki zostało oddane na próbę. Mężczyzna obok niej padł na kolana zaczynając mocno dyszeć. Spojrzała na niego kątem oka
- Nic ci nie jest? - zapytała z przejęciem, podczas gdy on odwołał na moment swoją tarczę
- To... to nic - odparł bez przekonania, po czym zaczął kaszleć
- Przemęczasz się - uznała sama również czując coraz większą utratę energii i zmęczenie, jednak wydawało się to jej być niczym w porównaniu do tego, co najpewniej znosił ten łowca
- Nie martw się, zrobię wszystko, by to wytrzymać
- Co masz przez to na myśli? - rzuciła pełna podejrzliwości jednocześnie wciąż posyłając powiewy we wrogów. Wachlarzem instruowała je prawie jak dyrygent bądź magik. Łowcy się zbliżali do upiora, Blaine już przy nim był gotowy do zaatakowania.
- Nie zawracaj sobie mną głowy - rzekł powoli się podnosząc. Mimowolnie rzuciła na niego krótkie spojrzenie. Dostrzegła niewielką zmianę w jego oczach. Ciemnoszare, spokojne i skupione. Nie były ani trochę jak płynna rtęć, przypominało to bardziej stal. Dziewczyna nie mogła sobie przypomnieć jaki kolor oczu miał wcześniej. Czy też szary, lecz po prostu mniej wyrazisty, czy jakiś inny? Szybko przestała się nad tym zastanawiać, skupiła się na obronie. Wichura jednak dobrze blokowała pojawianie się umarłych.
Nastolatek chciał jak najszybciej zadać cios. Nie spodziewał się jednak, że tym razem dyrygent samodzielnie postanowi odeprzeć wrogie ataki. Machnął szybko jedną z rąk, podczas gdy tą, w której dzierżył pałeczkę, pozostawiał w bezruchu. Brunet nie spodziewał się tego ruchu, lecz zwinnie mu umknął. Odbił się od niej wyżej i skierował katanę w głowę upiora. Kolejny raz pośpiesznie machnął ręką, by odepchnąć bruneta. Nie mógł odskoczyć będąc w powietrzu, ale niespodziewanie mocny podmuch wybił go do góry. Z małym zaskoczeniem chłopak spojrzał na rówieśniczkę, która stale go obserwowała i pilnowała. Odruchem półuśmiech przyozdobił jego twarz. Odbił się wreszcie od kolejnej nadciągającej dłoni i cofnął się nieznacznie. Czuł napływ adrenaliny. Łowcy dopiero się zbliżali, chociaż byli już prawie przy wrogu. Blaine był na tyle szybko, by już się przy nim zjawić. Stanął prosto, unosząc katanę ku górze, a nad nią zaczęła formować się kula ognia. Wreszcie minęli nastolatka pozostali ludzie i przeszli do ataku. On w tym samym czasie machnął bronią posyłając kulę we wroga. Pałeczka pomknęła w prawo, symbole jasno zaświeciły. Tak szybko, jak wszyscy przybiegli, tak teraz starali się wrócić. Dyrygent otrzymał obrażenia, lecz to nie powstrzymało go od posłania kolejnego ataku. Wydawało się, że skupia na tej umiejętności niemalże całą moc. Drastycznie przybrała na sile, pioruny uderzały wszędzie. Ostrzeliwały całe wzgórze raz po raz istnym gradem błyskawic
Większość wycofała się za mężczyznę, który kucał na jednym kolanie i trzymał tarczę. Był niezwykle skupiony. Nie okazywał już po sobie zmęczenia, chociaż prawdą było, iż czuł się wykończony i pozbawiony niemal całej energii.
- To koniec - stwierdził ktoś. - Nie wytrzymamy
- Co ty bredzisz - warknął wściekle kolejny łowca
- Nie widzisz tego? On teraz będzie atakować tylko piorunami. Tarcza nie wytrzyma
- Wytrzyma - rzucił mężczyzna
- Dobrze wiemy, że nie
- Pozostała jeszcze ofiara krwi - rzucił ponuro, lecz stanowczo przyciągając na siebie wzrok. - Ten chłopak... Jak ci na imię?
- Blaine
- Jesteś szybki i potrafisz przezwyciężyć jego ogień. Utrzymam tarczę, ale przy najbliższej możliwej okazji musisz go wykończyć - rzucił do chłopaka, który nagle odwołał broń
- Będzie musiał zmienić atak - uznał
- Skąd pewność?
- Nie może utrzymać długo tego samego ataku. Inaczej by już wcześniej używał tylko i wyłącznie tej umiejętności. Teraz, gdy użył duchów, wcale nie próbował nas zwabić. Nie ryzykowałby tak, skoro dzięki temu już miałem możliwość zaatakowania - uznał obserwując go
- Coś sugerujesz?
- Niedługo zmieni umiejętność, wtedy zaatakuję - powiedział, chociaż wielu sceptycznie podeszło do jego zapewnień. Alice obserwowała go w milczeniu wsłuchując się jego słowom. Sama też nie była pewna, czy to się uda, ale nie pozostało im nic innego. Czas miał pokazać, czy się uda i wreszcie nadszedł ten moment. Upiór ruszył pałeczką, Blaine już miał ruszyć, lecz przedmiot został skierowany w dół. Monstrum skryło się za barierą
- Świetnie... - parsknął ktoś, lecz nastolatek wciąż pozostawał gotowy do biegu. Czekał na jakąkolwiek zmianę, chociaż nie był pewien, czy uda mu się wykończyć od razu wroga.
Walka wydawała się trwać całą wieczność. Energia, która dysponowali na początku łowcy odeszła niemal w zapomnienie. Ulotniła się momentalnie, a teraz każdy pozostał z jej nieznaczną ilością, daleką od pierwotnej. Na wzgórzu leżała cała masa ciał poległych, faktycznie miejsce wyglądało na pole bitwy. Chociaż nie ścierały się na nim oddziały tak liczne, jak na polanie, to można było spokojnie rzec, że i tutaj śmierć miała ręce pełne roboty. Polegli tonęli w błocie i trawie, a także w szkarłacie własnej krwi. Niektórzy ledwo już stali na nogach, każdemu dokuczało zmęczenie. Jednak nie to było najgorsze. Najgorszym okazały się być myśli odnośnie tego, jak to dalej będzie. Brak tarczownika, nadchodzące ataki, stale regenerujący się przeciwnik. Wszystkie te myśli były zbyt przytłaczające.
Symbole rozlśniły jasnym światłem, co okazało się być jednym z najgorszych widoków dla wielu łowców. Mężczyzna już szykował tarczę. Jego serce biło jak szalone, jakby chciało bez niego uciec przez tym atakiem. Zostawić go samego ze swą bronią, bo nie pokłada już w nim wiary. Uderzało zawzięcie, a w żyłach każdego płynęła adrenalina. Jednak powiedział sobie, że wytrzyma. Wytrzyma tak długo, jak będzie trzeba. Blaine ugiął się lekko na nogach, a rówieśniczka spojrzała na niego z niepokojem.
- Blaine... - zwróciła się do niego niemalże pytająco, aż obdarował ją krótkim spojrzeniem - Co planujesz?
- Zakończyć to - rzucił do niej cicho. Zbliżyła się jakby cała ich rozmowa była wielką tajemnicą
- Jak?
- Jeśli będzie trzeba, pobiegnę i zaatakuję
- Zwariowałeś? Tych błyskawic jest za wiele, by udało ci się jakoś je wyminąć
- Jakoś sobie poradzę - odparł, a blondynka zaniemówiła wbijając w nią wzrok. Wtem dyrygent posłał salwę piorunów na wzgórze, atakując z ogromną siłą
- Nie pozwolę ci pójść - rzuciła nagle dziewczyna
- Co? - parsknął patrząc na nią kątem oka. Nagle stanęła naprzeciw niego
- To, co słyszałeś
- Przecież jeśli padnie osłona, to i tak będzie trzeba się ruszyć
- "Jeśli padnie" - powtórzyła stanowczo. - Ale póki co, nie ma potrzeby wybiegać na ten teren oblegany przez wyładowania - rzuciła z przejęciem, a on westchnął ciężko
- Alice... - nie dała mu dojść do słowa
- Może po tym zaatakuje znowu ogniem. Wtedy będziesz mógł...
- Alice, posłuchaj - przerwał jej
- Ale...
- Ależ wzruszające - nagle ktoś się wtrącił. - Porządnie się do ciebie przywiązała. Ja bym cię puścił na te pioruny - uśmiechnął się wesoło i zaczął iść w ich stronę rękoma schowanymi w kieszeniach spodni. Dwójka nastolatków zamilkła i przez chwilę patrzyła na rozmówcę z niedowierzaniem. - Wydaje mi się, że wpakowaliście się w niezłe kłopoty
- Co ty tu robisz? - rzucił nagle nastolatek. W odpowiedzi ujrzał chytry uśmiech
- Obserwowałem sobie, ale trochę to nudne oglądać ciągle akcję, ale w niej nie uczestniczyć - odparł wesoło
- Co kombinujesz, Matt? - zapytał oschle
- Pff, przyszedłem ci pomóc, a ty dla mnie znowu jesteś taki niemiły. Nieładnie, Blaine, nieładnie - mruknął grając smutek
- Daruj sobie - rzekł jakby ze znudzeniem
- Pomóc? - zdziwiła się nastolatka
- Żadna pomoc. Przylazł po perłę pełni
- Ranisz mnie - burknął i zaczął iść przed siebie. - Dobra ludzie! - okrzyknął nagle do łowców dookoła, którzy błyskawicznie spojrzeli na niego pytająco. - Wygląda na to, że bitwa lada moment dobiegnie końca - oznajmił pewnie, po czym przekroczył barierę tarczownika
- Co ty wyprawiasz!? - wrzasnął nagle mężczyzna obserwując z przerażeniem poczynania nastolatka. Już chciał go złapać i pociągnąć z powrotem za osłonę, ale nie mógł. Był zmuszony do stałego utrzymywania tarczy, aby osłona nie zniknęła, a było to coraz cięższe do wykonania biorąc pod uwagę grad ataków, jakie przyjmuje.
- Coś ty w ogóle za jeden? - rzucił nagle jeden z zebranych obserwując z podejrzliwością nową osobę. Złotooki spojrzał na nadawcę wypowiedzi kątem oka, z podstępnym uśmiechem wypisanym na twarzy. Nagle wszystkie błyskawice zostały wymierzone w niego. Dyrygent nie czekając ani chwili posłał każdy piorun w odsłoniętego wroga.
- Ja? - odezwał się po chwili Matt w momencie, gdy ostrzeliwały go pioruny. Po chwili odwrócił się z powrotem w stronę łowców z chytrym uśmiechem na twarzy. - Jestem władcą gromu - oznajmił dumnie. Czuł jak jego ciało jest stale elektryzowane, ale nie robiło to na nim najmniejszego wrażenia. Wreszcie wyjął rękę z kieszeni, a wtem w jego dłoni pojawiła się karta Jokera. - I postanowiłem się trochę rozerwać, więc za perłę pomogę wam z tym upiorem - dodał wesoło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine