wtorek, 12 kwietnia 2016

Sen osiemdziesiąty piąty - Wyznanie

Cała stołówka w krótkiej chwili została całkowicie wypełniona uczniami. Dzwonek jeszcze nie skończył wydobywać z siebie donośnych dźwięków, a wszyscy już ruszali, by zjeść w spokoju lunch. Pomieszczenie było bardzo obszerne, zdecydowanie większe od sali gimnastycznej. Praktycznie całe stanowiło jadłodajnie, ale mniejsza jego część była wyznaczona dla sklepiku szkolnego, na którego obszarze znajdowały się dwuosobowe stoliki, automaty z przekąskami i spory bufet. Wielu uczniów, gdy mieli lekcje w pobliżu, przychodziło, by kupić sobie jakieś przekąski, albo by usiąść i napić się kawy.
To miejsce miało przeznaczony niemały obszar w rogu sali, na przeciw pierwszego z wejść. Na całej reszcie przestrzeni znajdowały się już tylko stoliki czteroosobowe, bądź więcej, w dość sporej ilości. Pod ścianą, poza obszarem przeznaczonym na bufet, rozciągał się punkt wydawania posiłków, do którego ciągnęły się kolejki nastolatków z tacami. Wielu wprowadzało zastój swym niezdecydowaniem, nie będąc pewnym, na które danie się skusić. Sharon nie miała z tym najmniejszych problemów. Jej taca była praktycznie pełna, ale ta jeszcze nie skończyła pakować na nią żywności.
Wreszcie obładowana ruszyła w stronę czteroosobowego stolika, przy którym już siedziała jej przyjaciółka. Z szerokim uśmiechem zajęła miejsce obok niej. Zoey wróciła do starego zwyczaju jedzenia sałatek i unikania bardzo kalorycznych dań, chociaż nie miała najmniejszych problemów z figurą. Wiele dziewczyn nawet jej zazdrościło posiadania takiej tali osy, czego tak naprawdę miała świadomość. Jej samoocena bądź co bądź nigdy do niskich nie należała. Siedząc tak tuż obok Sharon, której taca była wypchana po brzegi jedzeniem, utworzył się wręcz bijący po oczach kontrast. Ciemnowłosa dziewczyna miała wieczny apetyt i nigdy nie przejmowała się swoją figurą, ale los jej sprzyjał, a raczej świetny metabolizm, bo nie mogła narzekać na otyłość.
Alice wkrótce usiadła przy ich stoliku z zamyślonym wyrazem twarzy, który miały już zwyczaj widywać na tyle często, by przestało to być jakąkolwiek nowością, albo powodem do pytań. Jednak prawdą było, że tego dnia wybitnie wydawała się być gdzieś zupełnie indziej duchem. Myśli odbiegały od niej, ale tym razem nie były szaleńczo porywane przez wewnętrzną łowczynię. Fakt, nadal nie dawała o sobie zapomnieć. O sobie, Wymiarze Snów i wszystkim, co tylko było z tym związane. Jednak teraz było to coś bardziej przyziemnego. Wspólna zagwozdka i dla Alice, i dla jej przebudzonej "ja". Po prostu nurtująca, silnie ją dosięgająca myśl, która nie rozdzielała się na strefę realną i snów. Mimo to Grace widząc tą zamyśloną minę u rówieśniczki, od razu zakładałaby, że wywoływana jest zadręczaniem się tą drugą przestrzenią. Wkrótce mogła ją dostrzec z bliska, gdy tylko podeszła z tacą i zajęła ostatnie wolne miejsce przy stoliku. Mogła, ale tak się nie stało, a przynajmniej nie w pierwszej chwili. Oderwanie od rzeczywistości u blondynki umknęło jej prawie całkowicie. Usiadła z szerokim uśmiechem i tacą prawie tak pełną jak u czarnowłosej uczennicy.
- Coś ty taka wesoła? - zapytała dość zadziornie rudowłosa uczennica. Alice starała się skupić na padających słowach, ale uległa wrażeniu, że pomimo starań słowa po prostu wpadają jej jednym uchem, a wylatują drugim
- Jeszcze godzinka i lecę do domu - odparła radośnie
- Jak co tydzień - spostrzegła tracąc zainteresowanie i przebierając widelczykiem w sałatce
- Tak, ale dziś po szkole mam plany. Fajne plany - rzuciła, a uśmiech nie schodził jej z twarzy
- Ryan? - zapytała momentalnie odzyskując ciekawość
- Nie - odparła rozglądając się nerwowo, jakby sprawdzając, czy wspominany chłopak nie stoi gdzieś w pobliżu. W natłoku ludzi nie było to wykluczone, więc liczyła jedynie, iż należał do innej grupy obiadowej, która zjadła lunch wcześniej. Mimo to przerzuciła jeszcze ukradkiem spojrzenie po otoczeniu. Wśród tłumu nastolatków i kilku ochroniarzy pilnujących porządku nie dostrzegła wspominanej osoby. - Dajcie spokój, nie spędzam z nim każdej minuty swojego życia - burknęła jakby urażona, co w pewnym stopniu rozbawiło rozmówczynię
- Ale byś chciała - wtrąciła się nagle Sharon zawijając na widelec makaron
- Jest dziś zajęty - odparła niepewnie
- Więc co to za plany? - odezwała się Alice dziabiąc puree ziemniaczane, wciąż z dość nieobecnym spojrzeniem. Próbą dołączenia się do rozmowy starała się zakamuflować swój stan licząc, że nie wydaje się bardziej zamyślona niż zwykle.
- Dzisiaj spędzę swój wolny czas z nową grą - oznajmiła melodyjnie, chociaż jej rówieśniczki nie podzielały jej radości, a zwłaszcza uczennica o szafirowych oczach, do której taka rozrywka nie bardzo przemawiała. Westchnęła wręcz jakby rozczarowana tą odpowiedzią. W tym samym momencie Grace spojrzała na nią, ale szybko przeniosła wzrok na jej posiłek. - Chcesz żebyśmy nabawiły się kompleksów? - zapytała nagle
- O co ci chodzi?
- O to, że jesz ze trzy razy mniej od nas - odparła, lecz żartobliwym tonem. - Znowu dieta? - dodała
- Tylko na jakiś czas - odrzuciła biorąc łyk soku. - Sharon nigdy się nie skarżyła na to - dodała i obie spojrzały na zajadającą się rówieśniczkę
- Ej, lubię jeść. Nie będę sobie tego odmawiać, bo chcesz świetnie wyglądać na imprezie - powiedziała z pewnością siebie, po czym ponownie wypełniła buzię jedzeniem. Wijący się makaron wpadł z powrotem w sos, aż kilka jego kropel rozbryzgało się poza talerz. Nagle Grace odsunęła nieco dalej swoją tacę
- Grace, daj spokój i jedz. Jesteś szczupła,nie masz się czym przejmować - rzekła przewracając oczami, a ta głośno prychnęła
- Nie przejmuję się - burknęła niczym naburmuszone dziecko. - Ale już tutaj czuję zapach czosnku ze spaghetti Sharon i nagle straciłam apetyt - oznajmiła i było to szczerą prawdą. Zatkała nos mając wrażenie, że zaraz zacznie ją mdlić. - Co więcej, też jesteś na tyle szczupła, by móc jeść normalnie, a nie porcje XS - dodała
- Jak mam być szczera, to i tak zjadłam więcej niż Alice - skomentowała i momentalnie blondynka uniosła wzrok znad talerza. Przeleciała pytającym spojrzeniem po rówieśniczkach, które się jej przyglądały. Zrozumiała, że raz jeszcze umknęła jej pewna część rozmowa. Nawet nie spostrzegła, kiedy duchem opuściła stołówkę stając się tak nieobecną.  - Zamiast jeść to męczy te ziemniaki. Tylko mi nie mów, że też nie masz apetytu - rzuciła, a ta szybko przerwała machinalne zatapianie sztućca w swoim puree
- Zamyśliłam się - odparła z głupim, sztucznym uśmiechem odkładając przedmiot
- To akurat nic nowego - westchnęła rudowłosa. Rozmówczyni nerwowo odgarnęła kosmyki włosów ulegając wrażeniu, iż jej stany nieobecności zaczynają być męczące nie tylko dla niej. Starała się kontaktować, ale czy to się udawało podlegało dyskusji. Przegryzła trochę swojego obiadu nie odczuwając zbyt dużego głodu. Oszukiwałaby samą siebie twierdząc, że teraz czuła silniej cokolwiek innego niż uczucie, jakie męczyło ją już od momentu brzasku, który nieznacznie zakradał się wczesnym porankiem przez okna. Nie była pewna tylko, czy jest w stanie sprecyzować owe uczucie. Zmieszanie, zakłopotanie, niepewność - to zdecydowanie przychodziło jej na myśl, ale za tym wszystkim kryło się coś jeszcze, co zdawało jej się być na tę chwilę nieosiągalne
- Tak w ogóle, to po co ta dieta? - zapytała dziewczynę starając się wznowić dyskusję, jakby obwiniając się za jej urwanie. Jednocześnie próbowała odciągnąć temat rozmowy od jej roztargnienia. Pełne skupienie, pomyślała.
- Ponieważ zbliża się Halloween! - oznajmiła radośnie. - Szykuje się wielka impreza, którą organizuje Vanessa Jones w jednym z klubów
- Vanessa? Myślałam, że się nie znosicie - rzuciła zdziwiona blondynka. Mowa była o jednej z popularniejszych dziewczyn w szkole, która była od nich o rok starsza. Zjawiała się na każdej imprezie, jakby to był jej obowiązek, ale w szkole nie bywała już tak często. Pomimo tego nikt nie miał problemu, by po tym, jak padnie jej imię, przywołać w głowie obraz jej osoby. Wysoka (głównie przez fakt, iż zawsze chodziła w butach na przynajmniej dziesięciocentymetrowym obcasie), szczupła (zdaniem niektórych wręcz obrzydliwie chuda) nastolatka, kryjąca twarz pod toną tapety. Jej włosy nie wzbudzały zachwytu niczym innym jak długością. Sięgały, podobnie jak u Alice, do pasa, ale były suche, łamliwe i poniszczone od nadużywania prostownicy i innych wynalazków do włosów. Kwestią dyskusyjną pozostawało, czy mocna czerń jest ich naturalnym kolorem, czy magicznym działaniem farby. W pewien sposób Vanessa uważała Zoey za swoją rywalkę i ze wzajemnością. Obie zdawały się walczyć o nieistniejące podium w strefie popularności
- I oto właśnie chodzi. Na ostatniej imprezie, którą ja organizowałam, bezczelnie przyszła pomimo, iż nie została zaproszona - wróciła wspomnieniami do tamtego wydarzenia, a na jej twarzy wymalowana została złość. - W Halloween się odwdzięczę tym samym
- Więc nie jesteś zaproszona? - odezwała się Grace, ale brzmiało to bardziej jak stwierdzenie
- Ja nie potrzebuję zaproszenia - burknęła momentalnie i wypiła do końca sok pomarańczowy, a dziewczyny spojrzały na nią w milczeniu, praktycznie zbite tym zdanie z tropu - Zjawię się i rozkręcę tą jej imprezę na tyle, że ludzie zapomną, kto tak właściwie ją organizował - dodała gniotąc wściekle karton po napoju w dłoni. Dziewczyny spojrzały się na siebie porozumiewawczo, a Sharon wydawała się być całkowicie obojętna na całą rozmowę.
- Nie zrozumiem popularnych - pomyślały obie nie chcąc brnąć w szczegóły planu zemszczenia się Zoey na Vanessie
- Tak więc... - zaczęła mówić drastycznie zmieniając sposób mówienia. Wymusiła na sobie miły, przyjazny ton kierując swoje słowa do rówieśniczek. - Macie jakieś plany na Halloween? - zapytała z szerokim uśmiechem
- Tak - odpowiedziały równo bez chwili namysłu. Sharon nie udzieliła odpowiedzi, delektowała się posiłkiem. Mogła sobie pozwolić na wyłączenie się z rozmowy, już wcześniej odbyła z Zoey podobną i nie było potrzeby ponawiania jej. Teraz na celowniku została Grace i Alice, na które spojrzała popijając jedzenie
- Nie wykręcicie się - wtrąciła wreszcie, odkładając napój, już wrobiona w wypad do klubu. Nie miała nic przeciwko temu, przyjaźniąc się z rudowłosą dziewczyną takie wyjścia odbywały się dość często. Jednak pozostałe dwie uczennice nie uważały się za osoby nadające się na takie zabawy. Zwłaszcza łowczyni uznająca to za ostatnią rzecz, jaka teraz powinna zaprzątać jej głowę i zabierać czas
- Wielka miska popcornu, cola i maraton horrorów, oto mój plan - oznajmiła dość dumnie brunetka. Zaraz po tym burczenie w brzuchu kazało jej się przełamać, by jednak coś zjeść, więc zabrała się za swoje naleśniki. Nawet nie chciała zerkać, czy czosnkowy sos zniknął z talerza dziewczyny, zajadającej się teraz deserem
- Gorąca czekolada, koc i książki, więcej mi nie potrzeba - dorzuciła blondynka i idąc za śladem rówieśniczki przeszła do jedzenia swojego dania. Zoey spojrzała na nie bez wyrazu, po czym uniosła jedną brew w małym zdziwieniu, ale wzrok świadczył bardziej o niedowierzaniu
- Żartujecie? - rzuciła, ale obie pokiwały przecząco głowami. - Grace, horrory będą puszczane na okrągło w telewizji, niemal na każdym kanale, już na tydzień przed Halloween - spostrzegła sceptycznie. - Alice, mam wrażenie, że większość twoich weekendów właśnie tak wygląda - dodała kierując te słowa do drugiej dziewczyny. - Dajcie spokój, chodźcie z nami na tą imprezę
- Zoey, chcesz żebyśmy wszystkie poszły na imprezę, na którą nawet nie jesteśmy zaproszone? - rzuciła z niezadowoleniem brunetka, jakby to był nie tyle zły, co wręcz koszmarny plan. Poniekąd była takiego zdania. O ile nie przeszkadzało jej pójście co jakiś czas do jakiegoś klubu, o tyle teraz po przedstawieniu tak istotnego faktu, jak brak ich imion na liście gości, nie miała na to najmniejszej ochoty
- Przecież to wypad do klubu, nikt nie ma pisemnych zaproszeń, ani nie ma sporządzanej listy, dajcie spokój. Poza tym, nie ma opcji, żeby mnie nie wpuszczono - burknęła z urażeniem godnym znieważonej królowej. Dziewczyna głośno westchnęła czując, że ta rozmowa nie przebiegnie gładko
- Nie widzę powodów, bym miała pójść
- Jest powód
- Jaki? - rzuciła sceptycznie z lekceważącym wyrazem
- Proszę was - odparła z miną zbitego psiaka
- Nie - odparła momentalnie. Alice również nie miała ochoty na zabawę. Nie uważała się za typ imprezowiczki. Zdecydowanie sto razy bardziej wolała zostać w domu, przeczytać ulubioną książkę i schować się pod pierzyną. Liczyła teraz cicho w duchu, że towarzyszka niedoli wybrnie za nie obie, uwalniając je od planów Zoey dotyczących Halloween'owej imprezy. Sama przez mętlik w głowie nie czuła się na sile, by móc się wykłócać
Rudowłosa nastolatka skrzyżowała ręce na piersi, determinacja była wypisana na jej twarzy
- Dobra, mam ci dać powód? - zapytała, a zabrzmiało to wręcz jak groźba
- No dawaj - podniosła rzuconą rękawicę. Obie patrzyły sobie stanowczo w oczy, jakby zaraz miała rozpocząć się zaciekła walka między nimi. Niemal można było sobie wyobrazić iskrę przelatującą z szafirowych tęczówek do brązowych
- Zapoznałam cię z Ryanem - powiedziała po chwili pauzy z podstępnym uśmiechem. Czuła już tryumf widząc, jak ta robi wielkie oczy
- Kurde... - parsknęła cicho. - Cios poniżej pasa - mruknęła naburmuszona jak dziecko
- Alice, idziesz? - zapytała z chytrym uśmiechem jakby próbując w ten sposób przekazać nastolatce, że będzie dla niej lepiej jeśli zgodzi się po dobroci
- Idzie - odpowiedziała za nią Grace
- Ale... - zaczęła mówić zastanawiając się w pewnym momencie, czy to ma w ogóle jakiś sens. Wiedziała, że teraz cała trójka będzie chciała ją za wszelką cenę nakłonić do wyjścia. To nie był pierwszy raz i była pewna, że nie ostatni, a zawsze kończyło się to tak samo.
- Słuchaj, jak ja idę, to ty też - oznajmiła nie przyjmując do wiadomości żadnej odmowy, co zdążyła już blondynka przewidzieć. Westchnęła głęboko na znak, że daje za wygraną.
- Boże, za co? - pomyślała, nawet nie mając siły na sprzeciwienie się. Nie tyle siły, co raczej zamiaru zaprzątania sobie głowy próbą wymigania się. Jej myśli zdecydowanie nie kroczyły w tym kierunku, a już dawno ugrzęzły gdzieś indziej. Były zamknięte w innym wątku, a uwolnienie się od niego zdawało się na tę chwilę zbyt nierealne.
- Nie słyszę sprzeciwu, więc ustalone. Później wam podam adres i takie tam. Chyba nie muszę wam mówić, że skoro to impreza Halloween'owa, to macie przyjść przebrane, prawda? - zapytała dość podejrzliwie
- Dobra, dobra - machnęła ręką dziewczyna
- Nie chcę się przebierać - niebieskooka nieznacznie się ożywiła, ale to tak naprawdę niewiele zmieniało
- Alice, no błagam. Sama ci wynajdę jakiś strój, jeśli nie chce ci się żadnego szukać
- To ja nie wiem, czy nie będzie lepiej, jeśli sama jakiś załatwię...
- Pójdę z tobą do wypożyczalni, żebyś się nie wymigała, albo nie przyszła przebrana za jakieś warzywo - wtrąciła momentalnie pełna nieufności i wyjęła telefon komórkowy. - Jeszcze się zgadamy kiedy - dodała unosząc wzrok znad telefonu, kierując go do rozmówczyni, a ta tylko raz jeszcze westchnęła zrezygnowana na moment uwalniając umysł przywołujący do niej słowa: "Chcę już do domu"
- Za rok wszystkie przyjdziecie do mnie i będziecie ze mną oglądać jak zombie zajadają się ludźmi - rzuciła z przejęciem Grace wskazując na każdą po kolei palcem
- Nie ma sprawy - odparła Sharon wciąż wydająca się obojętna na te plany. Alice ponownie stała się nieobecna, ale starała się nie opuścić stale trwającej rozmowy.
Przerwa powoli mijała, stopniowo nastolatkowie opuszczali stołówkę, ale znaczna ich część wciąż jeszcze spożywała swoje posiłki. Temat Halloween został zastąpiony kilkoma innymi. Żywa rozmowa nie dotyczyła blondynki, która to na nowo wbijała nieobecne spojrzenie w praktycznie pusty już talerz.
- Poszczęściło ci się, Grace, że Berkowitz jeszcze nic nie wymyśliła dla twojej sekcji na ten cały projekt
- Sekcja mody dostała od niej zadanie?
- Tak. Wykonanie strojów dla grupy teatralnej, która ma wystawić jej sztukę o ojcach założycielach Nie mogę się doczekać końca tego projektu, żebym wreszcie nie musiała słyszeć nazwiska tej parszywej baby - burknęła zahaczając kosmyk miedzianych włosów za ucho
- Nic mi nawet o tym nie mówcie. Ja mam z nią lekcje historii, a teraz je doprawiła przygotowaniem nas do jakiegoś quizu na temat założycieli - westchnęła czarnowłosa dziewczyna
- Ryan mi mówił, że zleciła nawet wykonanie popiersi - napomknęła wspominając rozmowę z chłopakiem. - Ona chyba nie rozumie, że to nie jest szkoła cudotwórców - westchnęła
- Błagam, zmieńmy temat - rzuciła gwałtownie. - Lepiej powiedz, jak tam z Ryanem, skoro już o nim mowa - dodała momentalnie zmieniając nastawienie. Powiedziała to z szerokim uśmiechem i wymownym spojrzeniem, widocznie nie mogąc się doczekać jakiś ciekawych opowieści
- Wszystko dobrze... - odparła niepewnie czując na sobie przeszywające spojrzenia dwóch dziewczyn. Dopadła ją nieśmiałość udowodniona niewielkim rumieńcem, stopniowo malującym się na jej twarzy. - Na ostatniej randce świetnie się oboje bawiliśmy - pochwaliła się przełamując ten stan z niebywałą szybkością
- Liczyłam na bardziej pikantne szczegóły - mruknęła z rozczarowaniem
- Zoey, zlituj się. Nawet nie wiem czy możemy nazwać się oficjalnie parą - odparła robiąc się coraz bardziej czerwona na twarzy, co tylko rozbawiło rozmówczynię
- Spokojnie, żartowałam - rzuciła śmiejąc się
- "Miłość rośnie wokół nas" - Sharon zaśpiewała cicho piosenkę z bajki Disneya, kręcąc łyżeczką w powietrzu małe kółeczka
- Jeszcze niech ciebie dopadnie - rudowłosa rzuciła do niej żartobliwie
- A ty? - odparła z uśmiechem w odpowiedzi odkładając sztućca
- O mnie się nie martw. Dobrze wiesz, że sobie radzę - puściła do niej oko
- Grace się zakochała, Alice się zakochała... - zaczęła mówić jakby wchodząc w melancholijny stan chwyciła za niewielki przedmiot. - Żebyście przez to tylko o nas nie zapomniały - dodała wskazując deserowym widelczykiem na brunetkę po czym wbiła go w niewielki kawałek ciasta
- Alice? - zapytała nieco zdezorientowana, a wspominana nastolatka milczała przejeżdżając palcem po brzegu szklanki, podpierając podbródek na drugiej ręce
- Blaine, tak? - rzuciła zastanawiając się chwilę, czy dobrze zapamiętała imię bruneta. - No przecież wiesz dobrze o kim mowa - dopowiedziała z rezygnacją
- Jak mają o nas nie zapomnieć, skoro Alice już jest nieobecna duchem - wtrąciła Zoey spoglądając na nią z zadziornym uśmiechem. - Nawet nie słyszy co się do niej mówi
- Słyszę - odparła bez wyrazu
- Ah tak? - zapytała Sharon z podstępnym wyrazem twarzy
- Mam wszystko wymieniać, czy tylko od momentu, jak Sharon zaczęła śpiewać? - odpowiedziała z całkowitym spokojem, a w tym samym momencie rozległ się hałas dzwonka. Od razu wstała od stołu biorąc swoją tacę. - Lecę na zajęcia, na razie - pożegnała się i odeszła odłożyć przedmiot. Grace patrzyła na jej oddalające się plecy, ulegając wrażeniu, że coś jej nie pasuje. Szybko zrozumiała co. Wreszcie czym prędzej ruszyła w jej ślady, by odnieść swoją tacę, a zaraz potem starała się dogonić blondynkę.
- Alice, zaczekaj - zawołała ją szybko podbiegając, by zrównać z nią krok. Znalazła się tuż obok niej dopiero w głównym holu na moment przed tym, jak dziewczyna chciała skręcić w lewo.
- Coś się stało? - zapytała zdezorientowana nagłym wyrwaniem jej z głębokiego zadumania
- Wiesz, to ja chciałam cię o to zapytać - odparła, a ta wznowiła krok. - Coś się wydarzyło w nocy? Aż tak zamyślona dawno nie byłaś - rzuciła podejrzliwie będąc przekonaną, że instynkt ją nie zawodzi.
- Nic takiego - odparła z żałosnym uśmiechem nawet nie zdając sobie sprawy, że w ten sposób tylko potwierdza u Grace żyjące w niej przekonanie, iż kłamie. Szły mijając uczniów, których większość starała się dotrzeć do swoich sal. - Tak w ogóle, to miałam cię zapytać... Zdobyłaś już te dokumenty?
- Jeszcze nie - odparła niechętnie. - Mówiłam, to nie takie proste - westchnęła zrezygnowana zaczynając pytać siebie samą, czy uda jej się w ogóle wejść w ich posiadanie
- Wiem - powiedziała zatrzymując się przy swojej szafce. Otworzyła drzwiczki. Grzebała w książkach pozostawionych na półkach, stale unikając wzroku rówieśniczki. Wzięła jedną do ręki zaczynając wertować jej strony. Nie miało to nic na celu, ale to zrobiła. Jedynym powodem było uniknięcie rozmowy z Grace, na którą czuła, że nie jest w stanie się zdobyć. Jeszcze nie teraz, nie gdy sama sobie nie potrafiłaby tego przyznać, co tak ją zaczynało męczyć
- Poza tym, nie zmieniaj tematu tylko mów, co się dzieje - powiedziała stanowczo, gdy ta wciąż przeglądała jedną z publikacji. Rozległ się dźwięk kolejnego dzwonka, ten miał oznaczać rozpoczęcie lekcji.
- Spóźnisz się na zajęcia - powiedziała pamiętając jedynie, iż dziewczyna ma mieć teraz lekcje w innym skrzydle. Pięć minut na dotarcie do szafki, zabranie rzeczy i udanie się na zajęcia. Mimo to brunetka przeznaczyła je na stanie obok przyjaciółki, usilnie próbując zrozumieć, co się dzieje. Korytarz powoli stawał się pusty. Stopniowo uczniowie znikali za drzwiami klas, a one stały niewzruszone, jakby uprzedni dźwięk, rozbrzmiewający po całym budynku placówki, w ogóle ich nie dotyczył. Grace wyrwała podręcznik z rąk rozmówczyni, posyłając przy tym przeszywające spojrzenie. Zaskoczona uczennica jeszcze przez chwilę milczała, patrząc jej w oczy.
- Alice - zwróciła się do niej chłodno. Dziewczyna nie potrafiła kłamać, zwłaszcza prosto w twarz. Dała niechętnie za wygraną, ale przeczuwała, że ta rozmowa może nie należeć dla niej do łatwych.
- Aż tak to widać? - zapytała niepewnie, zastanawiając się dlaczego na scenie potrafi odegrać emocje i rolę bez większych problemów, a poza nią nie umie nawet sprawiać pozorów, że wszystko jest w jak najlepszym porządku
- Minęło już parę minut lekcji, a przykładna uczennica stoi na korytarzu i ze mną rozmawia, zamiast spieszyć się na zajęcia - spostrzegła z chytrym uśmiechem. Na te słowa blondynka rozejrzała się po pustym korytarzu. - Poza tym poszłaś do swojej szafki, chociaż masz teraz zajęcia teatralne, na które nie potrzebujesz książek. - kontynuowała z pewnością w głosie. Jej instynkt ją prowadził. Instynkt detektywa na tropie. - No i wybacz, ale zajęcia z handlu mamy wspólnie we wtorki, a jest poniedziałek. Do czego ci więc jest potrzebna teraz ta książka? - zapytała podstępnie, machając przy tym przedmiotem. Duma była wypisana na jej twarzy, natomiast blondynkę w pierwszej chwili zatkało. - Albo jesteś bardzo rozkojarzona, albo starasz się nieudolnie coś ukryć... no albo i jedno i drugie - dodała bardziej żartobliwym tonem. Alice wyrwała z powrotem podręcznik i schowała go pośpiesznie do szafki, którą tak samo szybko starała się zamknąć.
- Twój detektywistyczny tryb bywa męczący - burknęła czując małe zażenowanie
- Co mam ci powiedzieć? Córeczka tatusia! - uśmiechnęła się szeroko. - A teraz gadaj, bo przetestuję na tobie metody przesłuchiwania - zażartowała choć z powagą wypisaną na twarzy. Nie odpuści, tego Alice była pewna. Już wystarczająco długo tyle prze nią ukrywałam, pomyślała.
- Nie jestem pewna, czy to zrozumiesz... Ja tego do końca nie rozumiem - postanowiła w ten sposób wybrnąć, lecz czuła, że to się nie uda
- Mogę spróbować
- Ale...
- Alice - wypowiedziała stanowczo jej imię dając jej do zrozumienia, że ma natychmiast przestać owijać w bawełnę. Dziewczyna oparła się o szafkę. Dookoła nie było już żadnego ucznia. Zostały same na długim, szerokim, pustym korytarzu.
- Ale obiecaj, że nie będziesz robić z tego jakiejś sensacji, albo nie wiadomo czego, jasne?
- Chodzi o Blaine'a? - zapytała, ale ta wypowiedź zabrzmiała bardziej jak stwierdzenie faktu. Nastolatka błyskawicznie spojrzała na nią robiąc wielkie oczy. Spostrzegłszy tą reakcję, brunetka zaśmiała się cicho i oparła się o sąsiednią szafkę widocznie rozbawiona
- Skąd wiesz? - zapytała zszokowana
- Nie byłam pewna, aż do teraz - zaśmiała się jeszcze bardziej, a blondynka przyłożyła dłoń do twarzy, jakby miało to pomóc ukryć jej zażenowanie. - Wątpiłam, żeby nie reagowanie na zaczepki Zoey i Sharon było twoją nową taktyką
- Tak, cóż... - wykrztusiła nieśmiało
- Więc, o co chodzi? Przyznajesz, że się w nim zabujałaś? - zapytała zadziornie, a nastolatka opuściła wzrok tak nisko, jak tylko mogła. Ile uczuć na raz może w jednym momencie zagotować się w człowieku? Zażenowanie powoli wygrywało, ale nie ono grało pierwsze skrzypce. Grace spojrzała na rozmówczynię robiąc wielkie oczy. Nawet zadając tamte pytanie nie sądziła, by dostała na nie jakąś odpowiedź, która nie byłaby natychmiastowym zaprzeczeniem. Całkowite wyparcie się, tego się spodziewała - Nie gadaj...
- Nie zabujałam - odparła czując, że jest już cała czerwona, ale to nie przekonało brunetki. Nieśmiało spojrzała na nią. - Zauroczenie - wykrztusiła z siebie, co przyszło jej z wielkim trudem. Nie minęła chwila, a ta stanęła naprzeciw niej nie mając pojęcia, jak ma zareagować
- Czy ty właśnie przyznałaś, że jesteś zauroczona w Blaine'ie? - musiała to usłyszeć raz jeszcze, by móc w spokoju odrzucić myśl, że ma problem ze słuchem
- Grace, przestań. Ta rozmowa jest dla mnie wystarczająco krępująca - burknęła
- Tak, czy nie? - wtrąciła szybko
- Tak - odpowiedziała po chwilowej pauzie. Nastolatka jeszcze przez moment nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. Nie wiedziała, jak ma zareagować, widząc ponury wyraz twarzy rozmówczyni. Powinna się cieszyć, więc czemu tak nie jest? Zabawa w detektywa nic by tu nie pomogła.
- Co się takiego wydarzyło, że wreszcie to zrozumiałaś? - zapytała z życzliwym uśmiechem i krzepiącym spokojem. Jej instynkt nie musiał jej podpowiadać, że Alice potrzebuje teraz przyjaciółki. Obserwowała, jak bierze głęboki wdech, a potem wypuszcza powietrze próbując się uspokoić i pozbierać myśli.
- Nie mów tego tak, jakbym była w nim zauroczona już wcześniej - burknęła z lekkim zażenowaniem. - Wcale tak przecież nie było, prawda? Skoro sama tego nie wiem, to kto ma to wiedzieć? - zapytała siebie w duchu czując mętlik w głowie.
- A jak mam mówić, jeśli faktycznie tak było? - powiedziała żartobliwym tonem łudząc się, że pomoże to rozluźnić nieco atmosferę. Na nic się to zdało, a może nawet i pogorszyło nawałnicę myśli w głowie uczennicy. Spostrzegła to w jej oczach, które opuszczone w dół wpatrywały się w przestrzeń niedostępną dla nikogo, poza nią samą. - W takim razie zacznijmy od początku. Kiedy to się stało? - zadała ostatnie pytanie, na które Alice chciałaby odpowiedzieć.
- Nie wiem - odparła przenosząc na nią wzrok. - Może i masz rację, nie umiem odpowiedzieć. Po prostu... - zaczęła szukać słów, które najwyraźniej sumiennie jej umykały zwiastując moment dłuższej pauzy. - Wczoraj sobie to uświadomiłam - zlepiła wreszcie kilka z nich w sensownie brzmiące zdanie. Po wypowiedzeniu go, uznała, że jednak nie miało ono sensu. Nie dla niej, skoro sama nie była przekonana, co do własnych uczuć. Zbeształa się w duchu, była zła na samą siebie, że jest dla samej siebie taką zagadką. Świat powinien być prosty, klarowny, jasny... a zamiast tego została nastolatką rozdartą między dwoma wymiarami, niepewna co do swoich uczuć i postępowań.
Grace usiadła na podłodze i oparła plecy o szafkę. Jej przyjaciółka śledziła te posunięcia wzrokiem. Dostrzegła, jak ta krótkim machnięciem ręką zasygnalizowała, by do niej dołączyła. Tak więc, idąc za tym gestem, usiadła tuż przy niej na chłodnej podłodze, stykając się plecami z metalowym meblem.
- Wiesz jak ja zdałam sobie sprawę, że coś czuję do Ryana? - zapytała z rozmarzonym spojrzeniem, a ta posłała jej pytające, pełne ciekawości. - Kojarzysz te momenty w romansach, kiedy dziewczyna i chłopak stykają się ze sobą dłońmi? - zadała pytanie niby retoryczne, a jednak przerwała wypowiedź, jakby czekając na jakiś odzew ze strony nastolatki. Przytaknęła stale ją obserwując, natomiast ta spojrzała przed siebie, tak naprawdę nie wpatrując się w nic konkretnego. - Strasznie głupie, prawda? Przeważnie albo wyśmiewałam się z takich momentów, albo powtarzałam do znudzenia, jakie to żałosne - przypomniała żartobliwością kryjąc zażenowanie
- Tak, pamiętam. Nie tylko z tych rzeczy drwiłaś - wtrąciła wspominając po chwili te momenty
- Cóż... - odparła i zamilkła na moment. - Ale to wygląda trochę inaczej, gdy samemu ten romans się przeżywa - oznajmiła jeszcze przez chwilę nie wierząc, że zdobyła się na to, by wypowiedzieć te słowa. Nie poznaję cię - pomyślała sobie, a jej przyjaciółka pewnie podzieliłaby jej zdziwienie tym faktem, ale nie to było jej teraz w głowie. Wciąż z ciekawością czekała na opowieść, jak małe dziecko nie mogące się doczekać, aż mama zacznie czytać bajkę na dobranoc. - W sumie to chyba zauroczyłam się w nim od razu
- Naprawdę? - zapytała mając nadzieję, że w tonie nie tliło się niedowierzanie
- Naprawdę. Profesor kazał mojej klasie dołączyć się do jego, podczas gdy on będzie coś załatwiać z jego nauczycielem. Gdy weszliśmy do sali, już trwały zajęcia - wróciła duchem do tamtego momentu z przeszłości. Doskonale pamiętała tą chwilę, gdy weszła do sali artystycznej, która była wypełniona wonią gliny. Nie odbywało się zbyt wiele rozmów, uczniowie byli zbyt skupieni na swojej pracy. Oczywiście, gdy tylko zjawiła się klasa z sekcji biologiczno-chemicznej, każdy na krótki moment oderwał się od swoich zajęć, by chociaż kątem oka sprawdzić, kto przybył do sali.
- Na początku nawet go nie zauważyłam. Od niechcenia rozejrzałam się dookoła, jak babrają się gliną, albo rzeźbią coś w drewnie, albo sprzątają stanowiska pracy - opowiadała powoli odcinając się od teraźniejszości. - Zrobił się mały hałas i zamęt, więc profesor powiedział, żebyśmy nie stali jak kołki, tylko dołączyli się do prac kolegów. Ich nauczyciel natomiast rozporządził, żeby się nami zajęli i pokazali co i jak. Mimo to raczej nikt nie rwał się do roboty
- I wtedy zobaczyłaś Ryana - przewidziała dalszą część, jakby słyszała tą opowieść już milion razy
- Tak - odparła z szerokim, rozmarzonym uśmiechem. - Podeszłam trochę bliżej niego i obserwowałam jak kończył robotę, ale nie miałam odwagi się odezwać - oznajmiła trochę rozdrażniona tamtym momentem nieśmiałości, skoro uważała się za osobę pewną siebie. - Gdy skończył jakoś tak wyszło, że spojrzał w moją stronę. Dopiero wtedy mnie tak strzeliło - mówiła odwracając się do Alice, by móc wbić w nią wzrok, tak jak ona wbijała swój w nią. - Po tamtym spojrzeniu i po tym, jak wówczas uśmiechnął się do mnie - mówiła z delikatnym rumieńcem, czując wewnętrzne ciepło stopniowo ogarniające całe jej ciało. Zwykły, życzliwy uśmiech i najzwyczajniejsze w świecie spojrzenie, a mimo to ich obraz zadomowił się w podświadomości brunetki i najwyraźniej w jej sercu.
Blondynka nieznacznie przeniosła wzrok, wracając do swojej sytuacji i wspomnień, zastanawiając się nad nimi dogłębniej, aż do momentu, jak po krótkiej pauzie rozmówczyni kontynuowała historię
- Mało tego, zapytał mnie, czy chcę spróbować - rzuciła trochę tym faktem rozbawiona. - Podejrzewam, że byłam cała czerwona, a na pewno skołowana, a on z całkowitym spokojem przygotował mi glinę i powiedział, żebym spróbowała
- On? Ten "nieśmiały" Ryan? - zapytała przywołując określenie, jakiego Grace raz użyła opisując go. W odpowiedzi skinęła głową i cicho się zaśmiała
- Magia - dodała i zaśmiała się trochę głośniej. Po pustym korytarzu, gdy tylko nie roznosił się w pobliżu głos którejś z nich, słychać było jedynie wywody nauczycieli dochodzące z klas, albo hałasujących na lekcjach uczniów. Nastolatki praktycznie już zapomniały, że trwają zajęcia. - Normalnie jest naprawdę dość nieśmiały, ale potrafi się przełamać... - próbowała jakoś wybronić się z tego opisu. - A przy rzeźbieniu wybitnie wykazuje całkowity spokój i pewność siebie - stwierdziła przypominając sobie swobodę wypowiedzi chłopaka w momencie, kiedy znajdowali się w sali artystycznej. Nagle dziewczyna chlasnęła się delikatnie w rumiane policzki, niczym na ocucenie
- Grace... ? - rzuciła nieco zdziwiona do rówieśniczki
- Podeszłam wreszcie. Powiedział, że da mi coś najprostszego do zrobienia. Podeszłam do tego... to, co się tak kręci - zgubiła wyraz
- Koło garncarskie? - zaśmiała się 
- No dokładnie. Przygotował glinę i zapytał, czy już kiedyś próbowałam rzeźbić. Byłam tak nieprzytomna, że ledwie wykrztusiłam: "nie". Wtedy... - nagle schowała twarz w dłoniach i zaczęła się lekko kołysać na boki w dzikiej euforii
- No mów - rzuciła radośnie, lekko szturchając łokciem rozmówczynię
- Dotykałam już gliny, próbując ją jakoś formować. Wtedy przyłożył swoje dłonie do moich chcąc mi pomóc - powstrzymywała się od pisków. - Średnio mi to pomogło, bo przez to czułam, że mam nogi jak z waty - dodała już trochę się uspokajając
- Więc to tak - powiedziała cicho, kierując wzrok przed siebie, ale patrząc gdzieś poza przestrzeń
- Zauroczenie bierze się ze zmysłów - doszła do wniosku, podnosząc się do góry. Powoli zbliżyła się do poidła czując, że zaczyna ją nurtować pragnienie. Nachyliła się odrobinę nad kranem, wreszcie wzięła mały łyk wody. - Wzrok. Podoba ci się, wpadł ci w oko - zaczęła wymieniać, a następnie skusiła się na jeszcze jeden niewielki łyk. - Słuch, jak wsłuchujesz się w barwę jego głosu - przetarła buzię, a Alice opuściła wzrok zastanawiając się nad każdym jej słowem. - Węch. Jego zapach zapada ci w pamięć. Dotyk...
- Nie wierzę, że te słowa padają z twoich ust - powiedziała stojąc już obok niej
- Ja też - odparła z żałosnym uśmiechem. - Przez miłość człowiek dziwaczeje - stwierdziła drapiąc się lekko po głowie. - Jest jak jest. Zmysły wprawią cię w zauroczenie, a serce zdecyduje, czy zamieni to uczucie w miłość - powiedziała patrząc z ciekawością na blondynkę. - Więc jak jest z tobą? Jak to się stało, że spostrzegłaś u siebie zauroczenie? - zapytała na krótką chwilę wybijając rozmówczynię z rytmu. Chwila milczenia, w którym próbowała zorientować się, co ma powiedzieć. Nic nie przychodziło jej do głowy, słowa same zaczęły wypływać z jej ust
- Wczoraj, będąc w Wymiarze Snów poszliśmy na łowy. Trafiliśmy do snu, w którym grasował upiór potrafiący zmienić otoczenie. Znaleźliśmy się razem z nim w ogromnej sali balowej i musieliśmy wtopić się w tłum wykreowanych ludzi, tak jak i on to robił - mówiła pokrótce, mając nadzieję, że brunetka nie będzie wnikać w szczegóły. Pozwalała jej mówić słuchając z uwagą.
- Tańczyłam z nim
- Tańczyliście? - ledwie powstrzymała się, by zadać to pytanie cisnące się jej na usta. Mimo to pozwoliła rozmówczyni kontynuować wypowiedź, pozostając z niejasnym obrazem w głowie. Zaczęła pić wodę, jako dodatkowy hamulec przed zadawaniem nieistotnych w tej chwili pytań
- W pewnym momencie muzyka była jeszcze wolniejsza - zaczęła mówić, prawie że drżącym głosem. - Przyciągnął mnie do siebie, patrzył głęboko w oczy, trzymał moją dłoń... - mówiła, aż jej przyjaciółka momentalnie zachłysnęła się wodą. Zaczęła głośno kaszleć próbując dojść do siebie. Alice spojrzała na nią wystraszona
- Wybacz - rzuciła po chwili, gdy już wszystko grało. - Blaine to ten brunet, tak?
- Przecież wiesz, kto to - burknęła ze zmieszaniem i lekką irytacją
- Po tym co powiedziałaś, to nie jestem pewna. Wolałam się upewnić - powiedziała szybko i głęboko odetchnęła. - Do czegoś doszło?
- Nie! - odpowiedziała w pierwszej chwili głośno, jakby została oskarżona o coś naprawdę złego, ale po chwili powtórzyła przeczenie już cicho i spokojnie z prawie nieobecnym spojrzeniem
- Z tego powodu poczułaś zauroczenie?
- Później jeszcze chwilę tańczyliśmy przytuleni, a w mojej głowie zaczęło się roić od jakiś wspomnień. Momenty, kiedy uratował mi życie, albo uspokajał, albo... po prostu był. Głowa mnie zaczyna boleć - rzuciła nagle i sama wzięła łyk wody
- Miłość - stwierdziła melodyjnie
- Zauroczenie
- Zauroczenie zamienia się w miłość
- Albo po prostu mija - odparła w małym stopniu z chłodem, po czym westchnęła. - Grace, posłuchaj uważnie. Nie mów o tym nikomu, nawet Zoey i Sharon i nawet nie próbuj jakiś zabaw w swatkę, zrozumiałaś?
- Dobra, ok - rzuciła od niechcenia, powstrzymując się, by nie przewrócić oczyma. - Wiesz już co z tym faktem zrobisz? - zapytała z nutką nadziei
- Tak - odparła momentalnie nieco zadziwiając rozmówczynię, ale nadaremno było czekać na rozwinięcie tej wypowiedzi
- Więc... co takiego zrobisz? - musiała się doprosić o to
- Nic
- Nic!? - krzyknęła z oburzeniem, aż wnet przypomniała sobie o trwających zajęciach. - Jak to "nic"? - rzuciła konspiracyjnym tonem stale rozglądając się dookoła
- To jest już ta część, której nie zrozumiesz - odparła samej także przemierzając wzrokiem pusty korytarz. Odetchnęła z ulgą, iż nikt nie wyszedł z klasy zorientować się, co było źródłem hałasu
- Masz rację, nie rozumiem - burknęła. - Chodzi o to, że jesteś zbyt nieśmiała, czy o coś innego? - zapytała próbując jednak pojąć tok myślenia uczennicy
- Chodzi o to, że robienie czegokolwiek w tym kierunku nie ma sensu - odparła jakby to było coś niezwykle oczywistego
- Sprecyzuj - posłała srogie spojrzenie czując, że blondynka wymiguje się od odpowiedzi
- Mówimy o Blaine'ie. Łowcy, którego celem jest zabicie Jokera. Nic innego, poza osiągnięciem go, się nie liczy. Myślisz, że w głowie mu randki i romanse?
- Skąd wiesz, że nie przełamiesz tego, gdy mu przypomnisz o tych sprawach? - pomyślała, jak sama zauważyła, dość optymistycznie
- Nie wiem o nim prawie nic, ale poznałam go na tyle, by być przekonaną, że poza zabiciem Jokera nic się nie liczy. To jest priorytet i jak mam być z tobą szczera, to dla mnie chyba też
- "Chyba"? - powtórzyła
- Jeśli dzięki temu wszystko zostanie przerwane, a ciebie uchroni to od losu łowcy, to tak. To jest teraz najważniejsze
- Alice, nie powinnaś ignorować swoich uczuć - powiedziała starając się zabrzmieć niezwykle poważnie
- Nie powinnam, ale muszę - odparła zaczynając iść w stronę sali teatralnej. Brunetka nie ustępowała, ruszyła za nią.
- I co, to wszystko? - zapytała nie wiedząc, co innego ma powiedzieć. Jednak wiedziała, że na tym nie skończy się ta dyskusja, nie pozwoli na to
- Słuchaj, przyznałam, że się zauroczyłam. Zauroczenie albo zniknie, albo zamieni się w miłość, jak to sama ujęłaś - mówiła jak o suchych informacjach, pozbawiona większego wyrazu. Grace natomiast próbowała zrozumieć, do czego ona zmierza. - Zabicie Jokera to priorytet. Póki co Blaine istnieje tylko dla Wymiaru Snów. Zaczekam - oznajmiła zatrzymując się. Spojrzała rówieśniczce prosto w oczy, jakby sporządzała właśnie pewnego rodzaju przysięgę. O ile sama nie będzie potrafiła jej dotrzymać, chciała, aby przyjaciółka jej w tym pomogła. - Odłożę jakoś te uczucia na bok. Zaczekają, do momentu, aż osiągniemy nasz cel. Jeśli do tego czasu znikną całkowicie, problem zażegnany. Jeśli dalej będę coś do niego czuła, wtedy mu to powiem
- Zdobędziesz się na odwagę? - zapytała dość żartobliwie z życzliwym, szerokim uśmiechem
- Jeśli odważę się walczyć z bogiem i zdołam go pokonać, to chyba uda mi się już wszystko - zaśmiała się nieznacznie. Nagle usłyszały kroki, na dźwięk których błyskawicznie zwróciły wzrok szukając nadchodzącej osoby. Mężczyzna szedł szybko, jakby się gdzieś spiesząc.
- Cześć, Alice - przywitał swoją uczennicę machając lekko dłonią, nie zatrzymując się ani na chwilę
- Dzień dobry... - odpowiedziała nieśmiało patrząc, jak William mija ją i Grace. Nagle się zatrzymał i stanął jak wryty. Jednak się zorientował, pomyślała. Jej towarzyszka najwyraźniej też się zorientowała, bo nagle zaczęła iść w kierunku damskiej toalety. Nim blondynka się zorientowała, dziewczyny już nie było obok niej, a postać z lekkim zarostem obróciła się na pięcie w jej stronę.
- Alice... - wypowiedział ze wzrokiem pełnym podejrzliwości. - Mamy teraz lekcję, prawda?
- Tak - wykrztusiła niepewnie
- Alice... - znowu wypowiedział jej imię, ale tym razem dość srogo
- Przepraszam, ja... - nim zdążyła dokończyć, nauczyciel wysunął w jej stronę plik kartek. Zamilkła w tym momencie, spoglądając z zastanowieniem na popisany scenariusz
- Nie przepraszaj, ale odpokutujesz za nie przyjście na moje zajęcia - oznajmił stukając palcem w arkusze papieru. Nastolatka przewertowała kilka kartek rzucając na nie okiem
- W jaki sposób? - zapytała nie wiele rozumiejąc. Scenariusz od historyczki był pokreślony różnokolorowymi pisakami. Pozmieniane zdania, powykreślane, albo krótkie notki napisane na marginesach
- Zaniesiesz to, do pani Berkowitz oznajmiając, że to są uwagi sekcji teatralnej odnośnie jej sztuki
- Nie, proszę pana, błagam...
- Alice, nie przychodząc na moje zajęcia zraniłaś moje biedne serduszko - powiedział wcielając się najpewniej w jakąś właśnie kreowaną postać. Z wielkim smutkiem wypisanym na twarzy przyłożył dłonie do klatki piersiowej, gdzie czuł bicie. - Bardzo cierpi, spotkanie z panią Berkowitz może je wykończyć. Chcesz tego? - zapytał, a dziewczyna westchnęła. Jej klasa widywała te jednoosobowe przedstawienia Williama dość często, bo nie tylko wygłupami się odznaczał
- Dobra - powiedziała z rezygnacją. - Ale nie wpisze mi pan nieobecności na tej godzinie - postanowiła się targować
- Świetnie! - okrzyknął mając wyobrażenie, jakby oszukał samą śmierć. Widocznie weselszy odszedł z powrotem do swojej sali, zostawiając nastolatkę z zadaniem, którego nikt z czystych chęci by się nie podjął.
Ostatnia noc, jaka pozostała przed pełnią. Zgodnie z rozporządzeniem bruneta, Alice została w swoim śnie. Nie mogą zmarnować tej pozostałej energii i dobrze o tym wiedzieli. Jak silna pełnia by nie była, nie jest to walka z przeciętnym upiorem. Dziewczyna uczestniczyła w takim koszmarze tylko raz, a już na własnej skórze się przekonała, że nie może lekceważyć tych nocy. Czas mijał, a ona pozostawała wciąż sama w swoim pomieszczeniu. Teraz naprawdę jej to nie przeszkadzało. Miała czas na pozbieranie myśli, ciszę i spokój. Wkrótce miała też gościa w swym śnie.
Być może wydawało jej się, że łowca przyszedł tak późno, bo sama ułożyła się do snu niezwykle wcześnie. Nie chciała się nad tym rozwodzić, bo przywoływało to tylko więcej fal zagwozdek w umyśle. Poczuła jego energię. Zwróciła się w stronę przybyłej postaci
- Hej - rzucił krótko w geście przywitania, powoli i spokojnie podchodząc do właścicielki snu. Alice spojrzała na bruneta i odpowiedziała tak samo. Prawdę powiedziawszy, myślała, że po tym wszystkim, gdy go ujrzy jej serce zacznie wariować. W ilu to już książkach czytała o podobnych stanach? Uległa wrażeniu, iż po przyznaniu się do zauroczenia, zmieni się coś więcej. Jej spojrzenie na chłopaka, albo to jak się przy nim czuje. Tak się nie stało, co bardzo ją ucieszyło. Jedynie przez moment czuła silniejszy przepływ emocji, ale tak szybko jak się pojawił, tak też zniknął, był jak mgnienie. Może jednak tylko usilnie sobie wmawiała, że wszystko jest po staremu?
- Jutro pełnia, prawda?
- Tak - odparł, gdy ta wstawała powoli, by móc zmierzyć się z rozmówcą. - Miałem cię zapytać o tamtego mężczyznę. Twoja przyjaciółka ma już jego papiery? - zapytał bez wyrazu
- Grace - powiedziała i przez moment zastanowiła się, czy uda jej się w ogóle wejść w ich posiadanie. - Jeszcze nie - odpowiedziała w końcu
- Zdąży przed nowiem?
- Oby - nie mogła odrzec nic innego. Pokładała nadzieję w rówieśniczce, ale myśl, że uda się zdobyć te dokumenty powoli stawała się dość odległa. - Jakoś się uda - rzuciła optymistycznie, nie do końca będąc sama przekonaną co do tych słów
- Mhm - usłyszała jedynie w odpowiedzi. - Zostań tę noc tutaj - powiedział odwracając się w kierunku wyjścia, chcąc opuścić sen nastolatki
- Blaine - zatrzymała go impulsywnie, a on spojrzał na nią pytająco. - Chciałam poćwiczyć
- Więc ćwicz - odparł jakby rozbawiony tym stwierdzeniem, na co na twarzy dziewczyny zagościł grymas
- Chciałam poćwiczyć tą kontrolę przepływu energii, ale wciąż nie bardzo rozumiem na czym to polega - sprecyzowała. - Ogólnie wyczuwanie energii i takie tam - dodała już mniej pewnie
- Tutaj może ci być ciężko to wyćwiczyć. W swoim śnie posiadasz nieograniczoną energię - oznajmił. Łowczyni opuściła wzrok z małym rozżaleniem. - Mogę ci co najwyżej powiedzieć o wyczuwaniu energii - powiedział po chwili milczenia, jakby dając za wygraną. Dziewczyna gwałtownie uniosła wzrok, ale nie w jego stronę, lecz w bok, w kierunku drzwi
- Puk puk, zgadnij kto tam! - rozległ się radosny głos
- Avril? - ujrzała zbliżającą się dziewczynę, która energicznie przystępowała z nogi na nogę, aż długie kitki trzepotały jej na boki
- Błagam, mała, nie mów mi, że o nim śnisz - przyjrzała się z odrazą brunetowi, a ten jej odpowiedział srogim spojrzeniem
- Nie wyśniłam go - przyłożyła z zażenowaniem dłoń do twarzy
- Alice, masz szkodnika w swoim śnie - powiedział spokojnie. - Jak chcesz, to mogę się go pozbyć
- Spróbuj... - parsknęła łowczyni o różowych oczach
- Uspokójcie się... - wtrąciła się pośpiesznie
- Mniejsza z tobą. Ty i tak gówno mnie obchodzisz - rzekła po chwili odgarniając kosmyki, jakie opadły jej na prawe ramię.
- I vice versa - rzucił od niechcenia, gdy ta podskoczyła do niebieskookiej. 
- Alice, przyszłam w ważnej sprawie - powiedziała momentalnie zmieniając ton i nastawienie
- O co chodzi? - zapytała zaniepokojona tym nagłym stanem u rozmówczyni
- Przypomniało mi się, gdzie widziałam znak Jery - oznajmiła z pełną powagą. Dwójka nastolatków ożywiła się na te słowa robiąc przy tym wielkie oczy. - Ale nie wiem, czy to co usłyszysz ci się spodoba - dodała już z mniejszym przekonaniem. Do pełni jeden dzień, do nowiu prawie trzy tygodnie, a do wywrócenia wszystkiego do góry nogami wystarczyła chwila. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine