niedziela, 2 kwietnia 2017

Sen sto osiemnasty - Skażony upiór

Dziewczyna zrozumiała, że udało im się dotrzeć do samego piekła. Stali pod jego firmamentem przepełnionym wręcz ognistymi barwami, obserwując wroga - potwora tak wielkiego, że miało się wrażenie, iż sięga tego diabelskiego nieba nawet w chwili, gdy siedzi na swym kamiennym tronie.
Jednak fakt, iż monstrum mierzyło jakieś sto metrów nie było wcale jedynym powodem, dla którego wzbudzało taką grozę i lęk, choć z pewnością dzięki temu potęgowało te wszystkie stany. Przede wszystkim to jego wygląd sprawiał, że człowieka przebiegał dreszcz. Wygląd i jego czyny.
Wódz kroczył przed siebie, po kamiennym wzniesieniu, a tuż za nim podążali niewolnicy, popędzani z tyłu przez pilnujących ich wojowników. Ciągnięci sznurem, jakim przewiązano ich nadgarstki, chcąc nie chcąc stanęli przed obliczem skażonego upiora. Watażka zatrzymał się dopiero w chwili, gdy był już na skraju wzgórza, przy czym krzykiem rozporządził, by zniewoleni tubylcy padli na kolana przed oblicze bóstwa tego snu.
Nie stawiali oporu, bo choć wiedzieli, co ich czeka, nie mogli nic z tym zrobić. Czuli bezsilność i nóż przy gardle, choć w ostateczności czego by nie zrobili, miało się to zakończyć ich śmiercią. Innego scenariusza nie przewidywano, właśnie dlatego w ich oczach już nie tyle widoczny był strach, co po prostu rezygnacja i rozpacz. Tylko u jednego wciąż dominował lęk. Tylko on nie wiedział, co go czeka, chociaż czuł, że będzie to niechybna śmierć. Jako jedyny wciąż panikował, podczas gdy pozostali pogodzili się ze swym losem. Ten chłopak różnił się zarówno wyglądem, jak i postawą, bo po prostu nie należał do tego snu.
- Łowca - spostrzegł brunet przyglądając się z uwagą zajściu. Dopiero to słowo odciągnęło spojrzenie Alice od potwora.
- Łowca? - zapytała doszukując się, gdzie towarzysz kieruje swój wzrok, by zaraz wbić w tamto miejsce swój. Utkwili je na chłopaku, którego łatwo dało się wyróżnić wśród ludzi o ciemnej karnacji, mających na sobie jedynie przepasany, zwiewny materiał. Stał na ich przodzie, w najzwyklejszym ubraniu, blady jak kreda i zalany łzami.
Upiór nakazał niewolnikom paść na kolana, jednak przemawiał w niezrozumiałym dla łowcy języku. Nawet gdy już chłopak spostrzegł, jak pozostali wykonują polecenie, sam nic nie zrobił. Ślepo wpatrywał się w skażonego upiora sparaliżowany strachem na tyle, by stracić jakikolwiek kontakt z tym, co dookoła ma miejsce. Zamarł w bezruchu ogarnięty trwogą do momentu, aż podszedł do niego wojownik. Nie czekając ani chwili wbił mu grot swej włóczni pod żebro, w ramach kary za nieposłuszeństwo, a zaraz po tym zmusił go siłą, by padł na kolana.
Wódz w tym czasie już zaczął głośno przemawiać do skażonego upiora. Mówił tak niezwykle donośnie, że nawet nagły, przepełniony bólem wrzask chłopaka nie był w stanie się przebić przez jego głos. Wypowiadane przez niego słowa niosły się jeszcze jakiś czas po całej okolicy, aż nagle nastała całkowita cisza.
- Co z tym zrobimy? - zapytała niepewnie dziewczyna, obserwują jak watażka daje znak swym pomocnikom, by zmusili chłopaka do wystąpienia, przy czym sam się wycofał. Łowca stanął z przodu, na skraju wzniesienia, czekając w przerażeniu na dalsze wydarzenia
- Z czym? - odparł żywiąc nadzieję, że wcale nie chodzi rozmówczyni o nieznajomego, niestety tak właśnie było. Oboje jednak zdawali sobie sprawę z tego, że w tej chwili są bezsilni.
- Z nim. Z tym łowcą - odparła markotnie, chociaż po wypowiedzeniu tych słów sama sobie udzieliła odpowiedzi, jaką powielił po chwili brunet.
- Nic - rzucił krótko i stanowczo. - Nic nie możemy zrobić - rozwinął i faktycznie nie mogli wiele więcej zrobić, jak tylko się przyglądać. Zbyt duża odległość dzieliła ich od nieznajomego, a czasu na zareagowanie było tyle, co nic. Samo wtargnięcie w tamto miejsce już i tak byłoby zdecydowanie zbyt niebezpieczne. Nie chcieli tego przyznać przed samym sobą, ale w gruncie rzeczy było to także zdecydowanie nieopłacalne - za duże ryzyko, zużycie energii i niepotrzebny wysiłek.
Niespodziewanie skażony upiór się poruszył, czemu towarzyszył donośny dźwięk. Łowca czekał na nieuniknione, obezwładniony, sparaliżowany strachem. Czuł bezsilność pomimo posiadania mocy i broni, bo nie mógł z siebie wykrzesać ani trochę sił do walki, nie miał już także energii. Mógł tylko obserwować, jak monstrum wysuwa ku niemu dłoń. Nie minęła chwila, a pochwyciło go w swe szpony i uniosło do góry. Ostre pazury wbiły się w ciało łowcy, omal nie doprowadzając do jego śmierci. W panice wiercił się tylko pogarszając swój stan. Życie z niego wyraźnie ulatywało i nie miał już sił, by walczyć dłużej o przetrwanie, a jednak pchnięty ogromnym bólem wierzgał zawzięcie, chcąc się uwolnić, choć był świadom tego, że nie ma na to nawet najmniejszych szans.
Potwór obracał go przed sobą, unosił nieco wyżej, potem zaraz nieco opuszczał w dół. Zdawał się mu wyraźnie przyglądać, pomimo iż w rzeczywistości nie posiadał oczu, bo na ich miejscu znajdowała się ogromna narośl. Pochłaniała całą górną część głowy i piętrzyła się wyżej, pokryta gdzieniegdzie kolcami.
Alice odwróciła od razu wzrok, gdy tylko stwór rozpostarł szeroko szczękę, ujawniając rzędy ostrych kłów. Domyślała się, co zaraz nastąpi. Zgodnie z jej przewidywaniami upiór uwolnił ofiarę ze swych szponów tak, by spadła prosto do jego otwartej paszczy. Pożarł łowcę, czerwony klejnot na szyi potwora lekko zalśnił. Wódz z głośnym okrzykiem nakazał wojownikom związać bardziej ludzi i wypchnąć ich do przodu.
Szybkim, a nawet i gwałtownym ruchem bóstwo pochwyciło złożonych mu w ofierze niewolników. Zgarnął wszystkich na swoją dłoń. Ryknął głośno, a wytworzona fala dźwiękowa mało ich z niej nie zmiotła. Ostatecznie w końcu pochwycił grubą linę, jaką byli związani tubylcy i ciągnąc za nią sprawił, że wszyscy zawisnęli w powietrzu.
Nastolatka podejrzała kątem oka całe zajście. Spodziewała się, że oto zaraz upiór pożre swych niewolników, jednak tak się nie stało. Spostrzegła jak drugą ręką odkręca słój trzymany w kolejnej. Uniósł wieko naczynia, wypełnionego niemal w całości pomarańczowoczerwoną cieczą, w której pływały ludzkie ciała. Szybko zanurzył w niej nowo otrzymane ofiary.
Blaine przyglądał się stworowi z ogromną dokładnością, starając się zapamiętać każdy detal, każdy najmniejszy szczegół. Nie chciał, by cokolwiek umknęło jego uwadze.
Ciało pokryte nie skórą, a powłoką składającą się z pęcherzy. Dwie nogi osłaniane stalowymi nagolennikami, z których wystawały ostrza. Cztery długie ręce. Ramiona gęsto porośnięte czymś do złudzenia przypominającym pajęcze odnóża. Na szyi wisiorek wyglądający prawie jak szeroka kolia z brązu, pośrodku której znajdował się czerwony klejnot. Nad paszczą pełną kłów znajdowała się bardzo gruba narośl, z jakiej po bokach wyłaniały się ogromne kolce, a mniejsze występowały na niej rozmieszczone dość chaotycznie w różnych miejscach. Najbardziej natomiast przykuły jego uwagę rany i ślady po walce.
Chłopak mierzył przeciwnika wzrokiem od góry do dołu. Spostrzegł ułamane ostrza przy nagolennikach, ślady po cięciach, głównie na rękach, a także kilka blizn na odkrytym brzuchu stwora. Szybko więc wydedukował, że w nie tak odległym czasie skażony upiór musiał z kimś prowadzić zacięty bój. Nie był tylko pewien, jak dawno miało to miejsce. Zaobserwował jednak jeszcze, że wszelkie urazy stwora zaczęły się zdecydowanie szybciej regenerować, gdy tylko pożarł łowcę.
- Nie możemy zbyt długo zwlekać - oznajmił przykuwając uwagę towarzyszki. Niemalże od razu poczuł na sobie jej pytające i wnikliwe spojrzenie. - Zdaje się, że regeneruje siły - wyjaśnił pokrótce
- To nie dobrze - zaczęła na powrót przyglądać się z uwagą wrogowi. - Więc co robimy? Masz jakiś plan? - zapytała, lecz nie od razu uzyskała odpowiedź. W pierwszej kolejności spotkała się z ciszą, w czasie gdy nastolatek skupiał się na energii przeciwnika, a przy tym dokładnie mierzył go wzrokiem.
- Tak ogromne upiory przeważnie mają jakiś słaby punkt. Kwestia znalezienia go
- Mam nadzieję, że już go znalazłeś - odezwała się markotnie. Chociaż przyglądała się stworowi, sama nic konkretnego nie dostrzegła
- Kwestia wykrycia i sprecyzowania energii - rzucił krótko. - Jeśli jednak ktoś potrafi ją jedynie wykrywać, to zapewne niewiele byłby w stanie wyczytać. Co najwyżej jedynie dostrzegłby ogromną ilość energii skażonego upiora, ale żeby znaleźć jej źródło trzeba umieć ją sprecyzować
- Ale ty potrafisz znaleźć to źródło, prawda?
- Powiedzmy. U łowców źródło znajduje się w miejscu serca, ale u upiorów jest naprawdę różnie - oznajmił po czym skinął głową w kierunku potwora. - Widzisz ten czerwony kryształ na jego szyi? - rzekł i jak na znak, rozmówczyni posłała w tamtym miejscu swój wzrok. - Tam jest najsilniejsze skupisko energii, więc możliwe, że to źródło - rzekł spokojnie. - Gdy pożarł tamtego łowcę, kryształ zalśnił, a energia upiora zdecydowanie wzrosła w tamtym miejscu.
- Więc jeśli zniszczymy ten kryształ, to upiór straci na sile - doszła do wniosku, choć ostatecznie jej wypowiedź zabrzmiała jak pytanie. Brunet przytaknął i zaczął się rozglądać. - Ale jak się do niego dostaniemy? Na dole jest cała masa upiorów - rzekła zerknąwszy na dół. Tuż u stóp skażonego upiora przewijało się mnóstwo ożywieńców. Udało się także dostrzec przynajmniej ze trzech szamanów.
- Dlatego zeskoczenie z tego wzniesienia odpada. Zostałyby z nas naleśniki, a jeśli użyłabyś mocy, to by nas wykryli - rzekł zaczynając wędrować wzdłuż krańca góry, dostrzegając nieopodal ścieżkę prowadzącą na dół. - Pójdziemy tędy - oznajmił, jednak nastolatka przyjęła tą wiadomość z małym niezadowoleniem
- Tam jest cała masa ożywieńców - spostrzegła spoglądając na tłum wrogów chodzących bez celu po zejściu ze wzgórza. - Czemu w ogóle się tam znajdują?
- Upiór wie o naszej obecności w tym śnie. Postanowił zabezpieczyć zejścia żywymi trupami
- Więc tak czy inaczej nas wykryją
- Możliwe, bo będę musiał przywołać broń, ale załatwię ich nie korzystając z mocy, więc jest szansa, że nawet jeśli upiór się zorientuje, że wybiliśmy tych tutaj, to raczej nie od razu. Będziemy mieć trochę czasu
- Skoro tak uważasz... - odparła bez przekonania
- Biegnij w dół wzdłuż drogi, ja się zajmę "przeszkodami" - rozporządził i przywołał kartę Jokera. Wtem niemalże natychmiast skażony upiór wstał ze swego tronu. Rozpostarł szeroko ręce i dobył z siebie niewyobrażalnie głośny dźwięk - coś na pograniczu krzyku i rzężenia. Jego głos niósł się daleko, docierając do każdej istoty, a towarzyszyła mu fala dźwiękowa, jaka zmiotła pobliskie kreatury w dal niczym potężny podmuch. Nawet nastolatkowie, choć byli znacznie oddaleni, musieli ugiąć się na nogach, by zachować równowagę.
Upiór usiadł z powrotem, wprawiając tym samym najbliższe otoczenie w pewne wstrząsy. Łowcy spojrzeli po sobie.
- Rozumiem, że to zły znak - rzuciła blondynka lękliwie
- Ta... - odparł przemieniając kartę Jokera w katanę. - Już nas znalazł - oznajmił po chwili
- Już? Przywołałeś jedynie kartę!
- To mu wystarczyło - odparł spoglądając jak ożywieńcy, wcześniej błąkający się bez celu po zejściu ze wzniesienia, teraz wspinali się wyżej, kierując się do nich. - Uprzedził wszystkich - spojrzał kątem oka na potwora, który podniósł słój i gwałtownie nim wstrząsnął
- I co teraz? - zapytała lękliwie, czując ogromny niepokój. Chłopak przygotował się do biegu
- Bez zmian, tylko szybciej
- Słucham? - rzuciła, ale ten jej nie odpowiedział, tylko ruszył przed siebie.
Brunet wbiegł prosto w tłum ożywionych trupów. Postanowił nie marnować mocy na któregokolwiek z nich, musiał oszczędzać energię, więc korzystając jedynie ze swej zwinności i oręża ruszył szarżą na wrogów. Podbiegał do każdego z osobna w ułamku sekundy i jednym ruchem przecinał ich ciała w pół.
Alice pośpiesznie ruszyła za towarzyszem, jednak gdy udało jej się dotrzeć do ścieżki prowadzącej w dół zniesienia, Blaine już zdążył pokonać znaczną część przeciwników i sprawnie likwidował kolejnych. Stanęła na chwilę jak wryta, spoglądając na to z rozdziawioną buzią. Połowa ścieżki była już usłana poćwiartowanymi ciałami ożywieńców, okaleczonymi tak dotkliwie, że nie byli już w stanie się pozbierać.
Szybko potrząsnęła głową przywołując się do porządku i zmuszając nogi do biegu. Nie mogła wyjść z podziwu dla umiejętności bruneta, a przy tym okrucieństwa koszmarów, ale nie było czasu, by się nad tym rozwodzić. Musieli się spieszyć. Podczas gdy ona dopiero zbiegała w dół, chłopak pokonywał następnych wrogów stojących im na drodze. Był na tyle szybki, że w oczach dziewczyny wydawał się jedynie niewyraźną smugą, plamą. Dostrzegała jak podbiegał do każdego z wrogów w mniej niż sekundę i tak samo szybko pokonywał. W jej oczach wyglądało to tak, jakby ledwie zdążył podbiec do któregokolwiek z ożywieńców, a ten już padał pocięty na kawałki. Ciało przeważnie nawet nie zdążyło upaść, a już chłopak znajdował się przy kolejnym wrogu i atakował go.
Wreszcie Blaine stanął na samym dole, pokonawszy wszystkie żywe trupy i czekał, aż dołączy do niego towarzyszka, która starała się czym prędzej do niego podbiec.
- Skażony prawdopodobnie wezwał każdego upiora w tym śnie, aby stawił się, by go bronić i nas zabić, więc musimy się pospieszyć i zaatakować go, nim zjawi się tutaj ta jego cała wataha - powiedział do niej, gdy tylko zrównała z nim krok.
- Ten kryształ ma na szyi, więc jest na wysokości jakiś stu metrów. Jak chcesz się tam szybko dostać? - zapytała, wtem ponownie wziął ją na ręce
- Przede wszystkim to jesteś za wolna - rzucił beznamiętnie i nim zdążyła się zorientować, co się dzieje, zabrał ją czym prędzej do kamiennego wzgórza, będącego tronem skażonego upiora.
Stanęli przy bocznej części siedzenia potwora, jakie przypominało w tamtym miejscu schodkową piramidę olbrzymich rozmiarów. Chłopak zadarł wysoko podbródek, by móc ujrzeć jej szczyt. Postawił blondynkę z powrotem na ziemi i podszedł bliżej budowli.
- Co teraz? - zapytała niepewnie, rozglądając się za wrogiem, jednak w pobliżu nie dostrzegła już więcej przeciwników.
- Wytworzysz podmuchy, by wyrzucić nas do góry
- Co z wykryciem?
- Musimy zaryzykować. I tak wie, że jesteśmy gdzieś w pobliżu - odparł szybko. Dziewczyna wzięła głęboki wdech i podeszła do rozmówcy. Przywołała tessen i delikatnie nim machnęła. Dało się poczuć, jak wiatr zyskał znacznie na sile. Podmuchy zaczynały ich otaczać. Spowijały ich delikatnie do momentu, aż blondynka nie nabrała powietrza do buzi, które nagle gwałtownie z niej wypuściła. Rozległa się wichura, a potężne powiewy wiatru wzbiły ich ku górze, jakby samo tornado pozwalało im wejść na wyższe poziomy budowli.
Przekroczyli jedynie pierwszy stopień, a już znajdowali się na wysokości kilkudziesięciu metrów nad ziemią. Alice z grymasem spojrzała w dół, czego szybko pożałowała, ale jednocześnie cieszyła się, że nie ma lęku wysokości, bo nie byli nawet w połowie drogi. Stworzyła kolejny, podobny podmuch, jaki wyniósł ich jeszcze wyżej, na drugi stopień schodkowej piramidy. Już miała wzbić ich w górę po raz trzeci, kiedy nagle dotarła do nich przenikliwa aura, sprawiająca, iż tracili na sile.
Blaine ją znał, zdążył ją poczuć w czasie walki z szamanem, jednak zdawało się, że tym razem ta złowroga aura jest zdecydowanie intensywniejsza. Poczuł, jak traci siły, jakby była z niego wysysana energia. Alice dość szybko uległa wrażeniu, iż jeszcze chwila i nie będzie w stanie utrzymać się na nogach, a co dopiero wznieść ich jeszcze wyżej.
- Co się dzieje? - zapytała robiąc niemalże flegmatycznie kroki do tyłu, gdzie wydawało się, że niknie zasięg rażącej aury.
- To chyba ta budowla - doszedł do wniosku, także się cofając. Dopiero gdy pochwyciła go owa aura był w stanie wyczuć energię bijącą z wnętrza budowli.
Nastolatkowie stanęli już na skraju stopnia, piętami praktycznie osuwając się w dół. Nie mogli się cofnąć już nawet o krok. Wciąż czuli jak słabną. Niespodziewanie posłana została w ich stronę czaszka. Świsnęła na wietrze i uderzyła blisko nich. Zmuszeni zostali, by odskoczyć do tyłu. Alice od razu wzmocniła podmuchy, aby postawiły ich na ziemi, zapobiegając bolesnemu upadkowi z wysokości.
Szaman posłał kolejny pocisk, drugi uczynił to samo. Nastąpiła seria wybuchów w różnych miejscach. Nastolatkowie w pośpiechu przed nimi uciekali. Dziewczyna nawet nie była pewna, skąd nadlatywały czaszki, po prostu biegła za rówieśnikiem, który po prawdzie to ciągnął ją za sobą.
Wreszcie zatrzymali się pod urwiskiem, gdzie mogli poczuć się choć na chwilę bezpiecznie, zniknąwszy z oczu wrogom. Mieli tylko krótką chwilę spokoju, słyszeli w pobliżu kolejne eksplozje.
- Wygląda na to, że bokiem się nie wespniemy - westchnęła zrezygnowana
- Ani z tyłu. Najwyraźniej te budowle stanowią część tronu skażonego upiora i całe są otoczone tą aurą - rzekł chłopak spoglądając na starożytne schodkowe piramidy. - Niewykluczone, że to w tym właśnie miejscu narodzili się szamani, bo aura jest bardzo podobna. Być może wewnątrz wciąż ich się kilku znajduje - powiedział, a w tej samej chwili skażony upiór poderwał się na równe nogi. Nastolatkowie wbili w niego wzrok i poczuli, jak ziemia pod nimi się gwałtownie zatrzęsła.
Monstrum raz jeszcze wrzasnęło. Łowcy zakryli uszy w ochronie przed niemożliwie głośnym dźwiękiem - słowom jakie bóstwo kierowało do swych poddanych. Wreszcie usiadło z powrotem i odkręciło słoik.
- Czekaj... - rzucił do nastolatki, która spojrzała na niego pytająco, a za razem lękliwie
- Co? - zapytała, aż dostrzegła, jak brunet robi wielkie oczy. Czym prędzej wziął ją ponownie na ręce i pobiegł. W tej samej chwili potwór rzucił denkiem słoika w miejsce, gdzie się znajdowali. Monstrualnych rozmiarów przedmiot uderzył o urwisko, niszcząc je. Kamienie osypały się w dół, niemal w lawinie, a ziemia się zatrzęsła.
Blaine biegł jak najszybciej, by uciec przed spadającymi w dół głazami, jednak wkrótce drogę zagrodziły im drewniane twory wodzów, jakie nagle wyniosły się z ziemi. Nastolatek zatrzymał się gwałtownie, mało nie nadziewając się na kolce, jakie porastały iglice. Zabluźnił cicho pod nosem i obrał inny kierunek. W krótkiej chwili przebiegł kilka kilometrów, ale w końcu raz jeszcze natrafił na przeszkodzę. Niespodziewanie wyrosła z ziemi ścianka stworzona z drewnianych iglic nie przepuszczająca absolutnie nikogo na drugą stronę. Gdyby tylko brunet nie wykrył zawczasu, jak energia zbiera się pod ziemią w tamtym miejscu, to pewnie by tym razem naprawdę wbiegł prosto na duże kolce, które na pewno przebiłyby jego ciało i cało towarzyszki na wylot. Pobiegł w inną stronę, ale sytuacja się ponowiła. Byli jak zwierzyna w pułapce. Ściany odgrodziły im drogi ucieczki. Nawet gdy Blaine spróbował jakąkolwiek z nich spalić, to od razu wyrastały kolejne iglice, bądź zaczynały być chronione barierą szamanów.
Chłopak postawił w końcu blondynkę na ziemi, zaczęli się oboje cofać. Sytuacja nie wyglądała dobrze. Tak naprawdę to wydawała się tragiczna. Usłyszeli mlaskanie, posłali spojrzenia do źródła dźwięku. Prosto do skażonego upiora zajadającego powoli i ze smakiem ciała niewolników, jakie trzymał w pomarańczowoczerwonej cieczy w słoju.
Znaleźli się naprzeciw kreatury. Na obszernym, dużym terenie rozciągającym się tuż u podnóża jego stóp, odgrodzonym od reszty przestrzeni wysokimi, ciasno zbitymi tworami potworów. Byli w pułapce, z której nie było już ucieczki. Jedyne, co im pozostało, to walka. Byli otoczeni przez zastępy potężnych upiorów, jacy przyglądali się im z ogromną uwagą, gotowi do zaatakowania. Jednak nie wykonali żadnego ruchu, jakby na coś czekali. Mnóstwo szamanów stało jak najdalej od centrum wydarzeń, a w ich towarzystwie znalazło się kilkudziesięciu wodzów, ale nie kiwnęli nawet palcem.
- Blaine... - wymamrotała z przerażeniem, gdy tylko dostrzegła, jak bóstwo wznosił dwie, spośród swych czterech rąk, ku górze. Zaczął głośno przemawiać, lecz łowcy nic z tego nie rozumieli.
Chłopak nie czekając ani chwili ugiął się lekko w kolanach. Stal jego katany spowił silny ogień. Ruszył biegiem do ogromnego potwora, w oka mgnieniu znalazł się tuż przy nim, jakby wcześniej dzieląca ich odległość nie miała żadnego znaczenia. Przemknął szybko do wroga, pędził z wysuniętym przed siebie ostrzem, jednak nie dotarł do celu. Zatrzymał się tuż przed nim i zamiast wykonać cięcie, wbił ostrze w ziemię.
Dziewczyna spojrzała na to zajście ze zdezorientowaniem. Spoglądała na rówieśnika, jak zanurza ostrze katany w podłożu, a chwilę po tym jej oczom ukazał się ogromny słup ognia, który wystrzelił gwałtownie i wysoko, niczym woda przy erupcji gejzeru. Słup ognia osiągnął kilkadziesiąt metrów i pomknął przed siebie prosto na upiora, jednak zatrzymała go bariera ochronna, jaką wspólnie wytworzyli zebrani szamani.
Płomień zderzył się z osłoną, ostatecznie nie wyrządzając wrogowi nawet najmniejszej krzywdy. Skażony upiór nawet nie przerwał głoszenia swych słów do poddanych. Brunet z niezadowoleniem wypisanym na twarzy zerknął kątem oka na szamanów, których krew skryta w błonach gwałtownie wrzała, a nabrzmiałe żyły jeszcze przez chwilę pulsowały pod skórą.
- Tak jak myślałem, dopóki nie pokonamy tych tutaj, nie dostaniemy się nawet do skażonego - rzucił, gdy tylko wrócił do nastolatki. Z przerażeniem spojrzała na olbrzymiego stwora, a później na jego hordę posłusznych kreatur.
- Ich wszystkich? Z czwórką upiorów już był problem - rzuciła sceptycznie, wciąż przyglądając się wszystkiemu dookoła. Nagle nastała całkowita cisza. Bóstwo skończyło mówić, opuściło ręce. Upiory zaczęły koncentrować energię. Wtem skażony krzyknął do nich. Nastolatkowie, choć nie rozumieli tych słów, od razu się zorientowali, że był to rozkaz przystąpienia do ataku. Był to rozkaz zlikwidowania łowców.
Szamani, jak na znak, złączyli gwałtownie dłonie. Czaszki lewitujące wokół ich szyi nieznacznie zalśniły. Nabrzmiałe żyły otaczające całe ich ciało sprawiły wrażenie, jakby zaczęły drżeć. Wodzowie podobnie złączyli ręce, jednak szybko przyłożyli je do podłoża. Iglice, na których wisiały ciała, straciły swe kolce, uwalniając tym samym trupy. Wszystkie od razu ożyły, jednak na tym nie był koniec, bo niemalże natychmiast ożywieńce zaczęły wędrować na pole bitwy z każdego możliwego miejsca. Całe ich zastępy stały na zejściach ze wzgórza, z których zeskakiwali w dół, aby stoczyć bój. Nie minęła minuta, gdy na terenie przed bóstwem znalazła się blisko setka ożywionych trupów, a stale przybywali kolejni. Wydawało się, że na to pole bitwy zmierzają wszystkie żywe trupy i wszystkie upiory, jakie istnieją w tym koszmarze.
Brunet rzucił okiem na otoczenie. Nie było szansy na ucieczkę, ale ona i tak nie wchodziła w grę. Czy tego chcieli, czy też nie, aby pokonać skażonego musieli wpierw załatwić jego watahę, jaka zapewniała mu ochronę, a jednocześnie uniemożliwiała im skupienie się na celu. Starał się ocenić, jakie mają szanse w walce, ale nie był w stanie, przez stale zmieniającą się sytuację. Ożywieńców przybywało, a czuł, że wkrótce zjawi się także więcej upiorów.
Żywe trupy ruszyły szturmem prosto na dwójkę nastolatków, jednak ledwie się zbliżali, Blaine od razu ich likwidował. Alice otoczyła się wichurą, odrzucając każdego napastnika, a nadlatujące czaszki starała się zawsze pokierować silnym podmuchem prosto w ich większe grupy, aby przy okazji ich zlikwidować.
Stale gdzieniegdzie miały miejsce eksplozje spowodowane pociskami, jakie posyłali szamani. Co jakiś czas z ziemi wyrastały twory wodzów, starając się nadziać łowców, lecz za każdym razem udawało im się uniknąć ciosu. Jednak nastolatkowie czuli coraz większe zmęczenie.
Chłopak starał się zachować energię na silniejszych i bardziej wymagających przeciwników, ale okazywało się to niemożliwe. Nadbiegł kolejny ożywieniec, przeciął go wpół. Następny nadszedł, a jednocześnie dwójka zachodząc go od tyłu. Wyczuwał obecność każdego z nich nie dając się podejść. Wyminął wroga, pchnął go kopnięciem na pozostałą dwójkę i wszystkich ich przebił kataną, jednak wciąż mogli się poruszać. Spowił katanę ogniem, aby płomienie przeniknęły przez pokonanych i doszczętnie ich spaliły, uniemożliwiając im dalszą walkę.
Likwidował kolejno następnych napastników. Nadleciał pocisk, ale nawet nie musiał starać się go uniknąć. Towarzyszka stale czuwała, by odrzucić każdą czaszkę. Zaufał jej pozwalając, by osłoniła go przed ciosem. Kontynuował starcia. Wyczuł energię kumulującą się blisko niego, więc od razu odskoczył, pozostawiając w tamtym miejscu wroga. Wyłoniła się iglica, jaka zamiast Blaine'a, nadziała ożywieńca, jednak zaraz po tym, jak spudłowała, wróciła z powrotem do ziemi, uwalniając trupa.
Pomimo zdecydowanej przewagi liczebnej po stronie wroga, nastolatkom udawało się szybko likwidować ożywieńców. Blaine w sekundę potrafił pozbyć się nawet kilku z nich. Alice niszczyła całe ich grupki odrzucając pociski szamanów. Jednak twory wodzów wciąż pozostawały dla nich niebezpieczne, chociaż sukcesywnie unikali każdego z nich.
Co to niektórzy szamani zaprzestali atakowania, kreując nowe pociski. Brunet chcąc wykorzystać okazję, zaatakował jednego z nich. Ruszył w jego kierunku, a będąc już w miarę blisko posłał w niego ognistą kulę. Szaman został ochroniony barierą innego, nie odnosząc ostatecznie żadnych obrażeń. Zirytowany brunet odwrócił się szybko, nabrał powietrza, po czym zaczął ziać ogniem niczym smok, eliminując masę ożywieńców pędzących prosto na niego. Zaraz po tym ruszył biegiem do rówieśniczki.
Był w pół drogi, gdy dotarł do każdego okrzyk bojowy. Nastolatkowie spojrzeli na wzniesienie. Dostrzegli zastępy wojowników, kolejnych wodzów, a także prowadzonych przez nich niewolników. Cała ta horda zaczęła stopniowo schodzić w dół, by dołączyć do bitwy.
Chłopak dołączył do rówieśniczki. Stanęli blisko, stykając się plecami i rozglądając dookoła. Żywe trupy zaprzestały atakowania, zaczęły się powoli cofać do szamanów. W tym czasie posiłki już zbiegały, by do nich dołączyć.
- Co się dzieje? - zapytała z nadzieją, że ten będzie w stanie jej odpowiedzieć. Jednak milczał, obserwując z uwagą całą sytuację. Niewolnicy zostali zaprowadzeni na wzniesienie, na którym stali ich poprzednicy, jako ofiara dla bóstwa, ale kilku z nich powędrowało w dół wraz z upiorami. Skażony ochoczo przyjął podarunek, niektóre osoby zatapiając w swym słoju, a inne od razu pożerając.
Wokół szamanów zaczęła się tworzyć jakby mgławica o fioletowym zabarwieniu. Gęsta prawie jak dym, jednak wciąż nieco przejrzysta, uniosła się i rozprzestrzeniła dookoła, wkrótce zaczynając brnąć do łowców. Ci stali wciąż zwróceni do siebie plecami, obserwując nadciągający opar.
- Przygotuj się, by to odpędzić - rzucił do towarzyszki, która przytaknęła i uniosła już tessen. Upiory i ożywieńce stanęły poza obszarem, na którym rozprzestrzeniał się obłok. Niewolnicy i kolejne zastępy kreatur już zdążyły zejść na dół i do nich dołączyć. W tym czasie nastolatka wzięła głęboki wdech, czekając, aż mgławica będzie wystarczająco blisko, by ją odepchnąć podmuchem.
Wreszcie nadszedł ten moment. Nastolatka machnęła wachlarzem, jednak ku jej zdziwieniu, nie przyniosło to prawie w ogóle efektów. Machnęła jeszcze raz, ale ponownie zdawało się to być na nic. Mgławica dotarła do nich, poczuli jak tracą na sile. To było zupełnie jak aura, którą szamani roztaczali wokół siebie. W błyskawicznym tempie sprawiała, że wróg padał z sił. Dziewczyna ledwo trzymała się na nogach, zaczynało jej brakować sił, by w ogóle unieść do góry broń. W końcu przyłożyła złożony tessen blisko swych ust i wypuściła z ust zebrane wcześniej powietrze. Wachlarz spowił lekki blask i póki się utrzymywał, rozłożyła go. Wkładając w to resztki siły machnęła nim, wywołując wichurę. Wreszcie udało się odpędzić dym chociażby na niewielką odległość.
Dziewczyna dyszała tylko moment, szybko zmusiła się, by raz jeszcze nabrać powietrze i skupić energię. Ponowiła atak, odpędzając wreszcie mgłę z powrotem w kierunku szamanów. Nim do nich zdążyła dotrzeć, zniknęła, jakby rozpływając się w powietrzu.
- Trzymasz się? - zapytał blondynkę, która przytaknęła, ale czuła coraz większe zmęczenie.
Niewolnicy zostali przyprowadzeni przed oblicza niektórych szamanów. Ci gwałtownym ruchem zatopili w ich klatce ręce i wyrwali serca, jakie zaraz po tym zmiażdżyli w dłoniach.
- W tym miejscu serca chyba dają siłę - spostrzegła, informując o tym jakby samą siebie. Brunet jednak usłyszawszy to rzucił okiem raz jeszcze na bóstwo, jedzące kolejne ofiary.
- Dlatego on nie atakuje - stwierdził. Alice idąc za jego przykładem także spojrzała na skażonego upiora. - Nie ingeruje w ogóle w walkę, tylko zostawia ją swoim upiorom, bo woli skupić się na odzyskaniu sił
- Jakby już nie był zbyt silny... - burknęła zastanawiając się, jaką musi dysponować mocą, skoro pożarł na pewno całą masę ludzkich serc
- Dokładniej to pożera ofiary, by zyskać energię, ale przeznacza ją od razu na regenerację. Pewnie odniesione rany go nieco osłabiają, więc stara się ich jak najszybciej pozbyć - oznajmił, po czym szybko przeniósł wzrok na szamanów, do których zaczęły podchodzić żywe trupy. Zaczęli łapać w dłonie ich głowy, ale nic poza tym. Od razu po tym ożywieńce ruszały, by ponownie atakować łowców. W tej samej chwili kilka serc niewolników dostało się w ręce wodzów
Brunet z podejrzliwością zaczął się przyglądać nadchodzącym przeciwnikom, jednak nie dostrzegał w nich żadnej zmiany. Jedynie ślad krwi, jaki pozostawił szaman, po zabarwieniu szkarłatem ręki w trakcie wyrywania serca niewolnikowi.
Ożywieniec zaczął dość szybko biec w ich stronę. Nastolatek machnął kataną, tworząc falę ognia, jaka popędziła w przeciwnika. W chwili zderzenia, ciało żywego trupa momentalnie eksplodowało z taką siłą, że odrzuciło pobliskie kreatury. Alice wzdrygnęła się wystraszona i zrobiła wielkie oczy.
- Więc to tak... - rzucił chłopak z niezadowoleniem. - Żywe bomby
Agsharum'alak! - krzyknął głośno wódz, jaki zdawał się stać na czele hordy. Wtem wojownicy, z towarzyszącym im okrzykiem bojowym, ruszyli do ataku. Na nastolatków biegli już nie tylko wybuchające trupy, ale i wprawieni w boju wrogowie. Sytuacja zdawała się z każdą chwilą stawać coraz gorsza. Zwłaszcza obecność wojowników nie zadowalała bruneta, bo o ile żywego trupa był w stanie pociąć na kawałki w sekundę, to ci już nie dawali się tak łatwo pokonać.
- Nie możemy ich zabijać, gdy będą blisko nas, bo oberwiemy. Spróbuję ich odrzucać, ale nie wiem, na jak długo starczy mi energii  - oznajmiła niepewnie, wpatrując się w żywe bomby. - Blaine... - zwróciła się po chwili do bruneta, który spojrzał na nią pytająco - Mamy w ogóle szanse wygrać?
- To się okaże - odparł spostrzegając, jak wodzowie zgniatają serca i przykładają je do ziemi. - Nie wygląda to najlepiej - przyznał szczerze
- Miałam nadzieję, że powiesz mi coś zupełnie innego - odparła smętnie
- Prawdopodobnie teraz przystąpi ostateczny szturm - odpowiedział. Wrogowie stale zmniejszali dzielącą ich odległość. Alice wytworzyła wichurę, podmuchy odrzucały przeciwników nie pozwalając im się na pewien czas przedrzeć dalej. Chłopak czuł jak energia zaczyna przepływać pod ich stopami i na pobliskim obszarze.
- To chociaż powiedz, że masz jakiś plan - mruknęła markotnie. Nastolatek przyciągnął ją do siebie.
- Po kolei - odparł zmuszając dziewczynę, by stanęła jak najbliżej niego. Przycisnął ją do swojego ciała, momentalnie spojrzała na niego zdezorientowana. Wtem wokół nich zaczął się wzmagać żar.
- Co robisz? - zapytała zmieszana, wpatrując się nieśmiało w oczy rozmówcy. W szarość, zaczynającą przypominać płynną rtęć.
- Chronię nas przed atakiem wodzów, reszta później - oznajmił, a w jego oczach już bił ogień. Nastolatków zaczęły owijać płomienie, niczym pierścienie. Wreszcie oboje poczuli, jak ziemia zaczyna się wręcz trząść. Upiory zaatakowały.
Iglice wyrosły niemal wszędzie. Pokryły cały obszar, koncentrując się na miejscu, gdzie znajdowali się nastolatkowie, ale także na pobliskim otoczeniu. Drewniane twory przysłoniły upiorom cały obraz. Porastały teren na tyle gęsto, że nie sposób było cokolwiek zobaczyć. Wydawało się, że nastąpił koniec walki.
Jednak wkrótce ku niebu zaczął unosić się gęsty dym. Czuć było ogień, drewniane twory pożerały płomienie w zastraszającym tempie. Wkrótce wszystkie zamieniły się w popiół, odsłaniając dwójkę nastolatków, jacy nie odnieśli praktycznie żadnych obrażeń
Brunet jednak czuł, że uleciało z niego mnóstwo energii. Musiał wytworzyć silny ogień i otoczyć nim siebie oraz towarzyszkę. Na tyle silny, by móc nim spalić drewniane twory nim przed ich wyłonieniem się. Miał za zadanie obrócić natychmiastowo w popiół każdą iglicę, jaka miała wyrosnąć w ich pobliżu, a później zniszczyć te pozostałe. Jedynym pocieszeniem był fakt, że wodzowie nie powtórzą tego ruchu, dopóki nie dostaną kolejnych serc niewolników.
Wojownicy wraz z ożywieńcami ruszyli szturmem na łowców. Blaine starał się ustabilizować oddech. Skupiał energię zastanawiając się jednocześnie, jakie ma być jego następne posunięcie. Nie widział jednak wiele możliwości. Pozostała jedna, ale nie był wciąż co do niej przekonany. Miał wątpliwości, nie był pewien, czy należy tak zaryzykować, ale nie widział więcej opcji.
Spojrzał po chwili smętnie na rówieśniczkę. Ostatecznie to go przekonało. Utwierdziło go w tym, że musi to zrobić. Musi poświęcić całą energię, jeśli mają to przeżyć
- Wszystko, albo nic - rzucił cicho pod nosem. Te słowa mimo to dotarły do uszu Alice, która szybko spojrzała na rówieśnika
- Co?
- Jeśli chcemy to wygrać, będę musiał zużyć całą energię - oznajmił łapiąc dłoń towarzyszki, po czym przyłożył ją do uchwytu swojej broni. Wolał nie przyzwanać, że nie tyle mowa tu o zwycięstwie, co chociażby szansy na przeżycie. Alice spojrzała na niego zdezorientowana, poczuła mrowienie, gdy zetknęła się z jego energią, zawartą w katanie. Uniosła brew w niemym pytaniu. - Spróbuj ją rozgrzać, to pójdzie szybciej - wydał polecenie. Blondynka wykonała je, pobudzając swoją energią energię towarzysza
- Całą? Na nich? - pytała zaskoczona, na co w odpowiedzi przytaknął. - Ale co wtedy będzie ze skażonym upiorem? - zapytała zmartwiona
- Nie martw się, załatwię to
- Jak?
- Dowiesz się później - odparł krótko i beznamiętnie. - Spróbuj mi przekazać jak najwięcej energii. Zawrzeć ją w katanie
- Nie podoba mi się to - stwierdziła smętnie, ale raz jeszcze wykonała polecenie. Chłopak złapał rękojeść ostrza w tym samym miejscu, w którym trzymała je dziewczyna. Poczuła lekki żar, jednak kontynuowała przekazywanie energii. Chłopak zaczął powoli pobudzać swoją energię, jaka była zawarta w orężu. Ostrze było już nagrzane, zaczynało wyglądać, jakby zostało dopiero wykute.
- Wystarczy - zwrócił się do blondynki i uniósł katanę ku górze. Wokół niego dało się poczuć nagły skok temperatury.
- Czy to...? - zapytała widząc jak nad kataną formuje się ognista kula, wyglądająca tak, jakby wypełniała ją lawa spowijana przez płomienie.
- Tak. Atak, którego użyłem w czasie tamtego koszmaru pełni - potwierdził jej przypuszczenia. Przypomniała sobie ten sen pełen luster, krwi oraz walki z ich odbiciami. Niby jak przez mgłę, ale pamiętała również ten cios, jaki szykował nastolatek. - Tylko wiesz, wtedy nie wykorzystałem nawet połowy siły tego ciosu - dodał
- Co masz przez to na myśli? - zapytała zaskoczona tą informacją
- Był mocno osłabiony, bo musiałem dostosować jego siłę do twojej osłony z wiatru, żeby jej nie zniszczyć. No i na wszelki wypadek wolałem wziąć też poprawkę na każdego znajdującego się w tamtym śnie łowcę - oznajmił. Do ich uszu ponownie dotarły okrzyki bojowe. Nastolatka raz jeszcze wytworzyła wichurę, aby odgrodzić ich od napastników, którym jednak udawało się powoli przebijać przez podmuchy. Mogła jedynie kupić rówieśnikowi trochę czasu
- Szamani i tak się osłonią - spostrzegła sceptycznie
- Nie uda im się - odparł krótko. Kula lawy, tworzona nad ostrzem, robiła się coraz większa i większa, a wokół nastolatka wzmagał się żar. Z ognistej sfery zaczęły ulatywać strumienie płomieni, atakujące najbliższych przeciwników niemal natychmiast doprowadzając do ich spalenia.
- Jak to?
- To zbyt silny atak. Nie osłonią się. Spróbują, ale przebiję się przez te bariery - oznajmił z całym przekonaniem. Kula spowita płomieniem ponownie się powiększyła. Zaczęła z niej spływać na ostrze lawa, która jedynie opływała stal, powoli je pochłaniając. - Mogłabyś znowu nas osłonić, tak jak wtedy? - zwrócił się do niej, ale nie obdarzył jej spojrzeniem. Wbijał wzrok w formowaną sferę, całkowicie się na niej skupiając. Była już przynajmniej trzy razy większa niż ta, jaką zaatakował w czasie koszmaru pełni, a to wciąż nie była jej ostateczna forma.
- Spróbuję - odparła zamknąwszy oczy i złożywszy wachlarz. Nabrała do ust powietrza, ułożyła przed nimi tessen i gdy tylko wystarczająco się wyciszyła, zaczęła powoli wydmuchiwać powietrze. Wachlarz zaświecił, wtem go rozłożyła, a przy tym wciąż wypuszczała z ust powietrze. Robiła to nieustannie, wywołując wichurę, jaka zyskiwała na sile. Nagle dziewczyna sprawiła, że jej broń zniknęła. Uniosła ku górze rękę, w której jeszcze przed chwilą dzierżyła oręż, powodując tym samym niezwykle potężny poryw wiatru i wytworzenie silnych prądów powietrza. Rozległ się podmuch, który odrzucił wszystko dookoła w dal, niczym fala uderzeniowa. Wrogowie zostali pchnięci do tyłu i padli na ziemię, lecz szybko zerwali się z powrotem na nogi, by kontynuować atak. Jednakże nastolatkowie już byli skryci w kopule tworzonej przez silne i gwałtowne podmuchy. Była o wiele większa niż ta, którą wytworzyła Alice podczas pierwszego koszmaru pełni. Musiała być, by pomieścić ognistą sferę, jaka stale się powiększała.
Podmuchy były jeszcze silniejsze i bardziej niespokojnie. Teraz Alice potrafiła wykorzystać więcej mocy, sprawić, by ten atak był jeszcze potężniejszy. Wichura wydająca się na tyle silna, jakby chciała urwać głowę, panowała już na pewnej odległości przed samą osłoną z wiatru, w której byli łowcy. Napastnicy nawet gdy próbowali się do nich dostać, mieli problem z samym przedarciem się przez obszar, w którym wiał niezwykle silny wiatr.
Wodzowie próbowali wyłonić iglice, by przerwać ataki nastolatków, ale panujący wewnątrz kopuły żar na to nie pozwalał. Szamani zaczęli cisnąć w tamtą stronę pociski. Co to niektóre odrzucały podmuchy w przypadkowe miejsca, innym udało się dotrzeć do kopuły, jednak ostatecznie wybuchały przy zderzeniu.
Alice przy każdej eksplozji czuła, jak coraz trudniej jej utrzymać osłonę, która ich chroniła. Miała coraz mniej energii, traciła siły, ale starała się wytrzymać jak najdłużej tylko mogła. Stale utrzymywała potężne prądy powietrza, czekając na znak bruneta. Ten wpajał w atak całą energię, jaką dysponował. Musiał tym ciosem przebić się przez wszystkie osłony szamanów. Musiał spalić doszczętnie wszystko, co tylko znajdowało się dookoła. Musiał zabić każdego upiora, który znajdował się w tym koszmarze.
Wybuchnął pożar wewnątrz wietrznej osłony. Płomienie szalały, tańczyły wściekle, wyciągając się ku ogromnej kuli. Brakowało już tylko chwili, by zadać cios. Szamani nie chcieli jednak na to czekać. Skupili wszystkie swoje pociski na osłonie nastolatki. Czaszki zalśniły, zaczęły się gwałtownie trząść wisząc wciąż w powietrzu. Krew w błonach upiorów wydawała się wściekle wrzeć. Koncentrowali się, by posłać wszystkie pociski prosto w barierę i ją zniszczyć, tak jak i Blaine koncentrował się na swoim ciosie. Pozostawała kwestia tego, kto pierwszy zaatakuje, oraz czy ten atak wystarczy, by przesądzić o losach bitwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine