sobota, 1 listopada 2014

Sen pierwszy - Przejście

Dźwięk budzika rozbrzmiewał w pokoju nastolatki. Niechętnie wstała i wyłączyła hałasujące urządzenie. Przeciągnęła się rozglądając po swoim pokoju utrzymanym w pastelowych barwach. Lawendowe ściany, kremowy sufit, a dla kontrastu meble wykonane głównie z ciemnego drewna. Dziewczyna podeszła do siedziska umiejscowionego pod oknem rozsuwając jasnoniebieskie zasłony. Słońce wrzuciło swoje promienie do środka pomieszczenia. Dzień był bardzo ładny, błękitne niebo zdobiły nieliczne białe puchy. W końcu Alice opuściła swój pokój udając się schodami w dół i podążając do kuchni. Mieszkała w dość sporym domu wolnostojącym o czerwonym, dynamicznym odcieniu i ciemnym zadaszeniu. Wewnątrz jednak większość miejsc została zachowana w delikatniejszych barwach. Kuchnia zaliczała się do tej właśnie grupy. Karmelowe ściany, beżowy kredens i blat, biała lodówka, a także stojący nieco dalej kremowy stół. Jedynie dodatki takie jak mikrofalówka czy też ekspres do kawy były ciemne. Nastolatka zabrała się za zrobienie sobie płatków z mlekiem na śniadanie. W trakcie czynności usłyszała jak zamykane zostają drzwi. To rodzice wyszli do pracy. Zarówno mama jak i tata Alice zajmowali wysokie stanowisko w tej samej firmie. Byli bardzo zapracowani, ale zdaniem dziewczyny, po prostu byli pracoholikami i tyle. Wracali późnym wieczorem, albo kilka dni później, a z domu wychodzili jeszcze przed nią. Przez to nie widywała ich zbyt często. Soboty również spędzali oddając się swojemu zawodowi, a w niedziele różnie bywało. Nastolatka jednak już się przyzwyczaiła do takiego stanu rzeczy. Po zjedzeniu zajęła się poranną toaletą. Zaraz po tym usiadła przy oknie rozczesując swoje długie, blond włosy z ciemniejszymi pasemkami, o kręconych końcówkach, sięgających jej bioder. Skierowała swoje duże, niebieskie oczy w świat za oknem rozmyślając nad swoim snem. Snem, który tak jak wszystkie, jakie miała w ciągu roku, miał ten sam element.
Leżała na plaży. Tak bardzo realistyczny wydawał jej się ten wykreowany przez jej umysł świat. Czuła ciepły piasek na swoich stopach, bryzę oraz szum fal, które uderzały o powierzchnię wody, rozciągającą się niedaleko. Zachodzące słońce i czyste niebo nad głową śniącej. Wszystko takie zwyczajne z jednym wyjątkiem. Za nią znajdowały się drzwi wydające się prowadzić donikąd. Nie było obok nich żadnej ściany, ani nic podobnego. Stały po prostu, a dookoła nich nic nie było. Biała przestrzeń jakby przejście należało do zupełnie innego fragmentu snu. Alice ponownie spróbowała otworzyć drzwi jednak to było na nic. Jak zwykle pozostawały zamknięte, a ona nie miała żadnego klucza.
Z rozmyśleń wyrwał dziewczynę dopiero dźwięk jej telefonu. Odebrała go pośpiesznie szykując sobie ubrania.
- Halo?
- Mogę się trochę spóźnić bo nieco zaspałam - odezwał się dziewczęcy, donośny głos
- Nie ma problemu, zaczekam na ciebie w tym miejscu co zawsze - odparła po czym odłożyła słuchawkę i przerzuciła grzywkę na prawo pozostawiając mniejszą część z lewej. Włożyła szybko zakolanówki, krótkie spodenki i długi sweter w kratkę z luźnym golfem o dwóch guzikach z prawej strony. Kiedy była już gotowa, opuściła dom. Mieszkała w spokojnej okolicy, ale dość daleko od szkoły znajdującej się w centrum miasta. W jej okolicy kursował jeden autobus, który zabierał ją do miasta. Wysiadała na drugim przystanku przy piekarni, gdzie zawsze spotykała się z przyjaciółką. Znajdował się co prawda już w otoczeniu wysokich budynków wznoszących się do chmur oraz rozpędzonych samochodów pędzących po szerokich ulicach, ale wciąż dzielił go jeszcze kawałek drogi do placówki.
Po upływie kilkunastu minut niebieskooka ujrzała w oddali machającą brunetkę z szerokim uśmiechem, energicznie podbiegającą do niej.
- Wybacz, że tyle to trwało
- Rany, Grace. Nic by ci się nie stało gdybyś wstała kiedy dzwoni twój budzik - odparła jakby zawiedziona i obie ruszyły w stronę szkoły.
- Łatwo powiedzieć, wolę sobie pospać - rzekła radośnie
- Miłośniczka snów - zaśmiała się blondynka poprawiając swoją torbę pełną książek
- Dziś miałam naprawdę fajny sen. Byłam na balu w bufiastej, kolorowej sukience... - opowiadała, a zdziwiona nastolatka zmierzyła ją wzrokiem. Długie spodnie, buty sportowe, koszulka z logo Nirvany oraz skórzana kurtka. To był właśnie styl tej brązowookiej uczennicy.
- Wybacz Grace, ale nie wiem czy jestem w stanie wyobrazić sobie ciebie w jakiejś kiecce
- Ale posłuchaj! Był bal, aż nagle okazało się, że wśród ludzi są zombie! Wybrano mnie jako liderkę grupy i byłam najlepszą wojowniczką - opowiadała z dużym entuzjazmem. Teraz nabrało to dla Alice sensu, dlaczego ten sen tak się podobał jej przyjaciółce. Rozmawiając mijały całą masę ludzi, wieżowców, uliczek, restauracji i różnych sklepów. W końcu dotarły na miejsce. Szkoła była zadbana i bardzo duża, odłączona od zgiełku miasta marmurowymi murami sięgającymi półtora metra, ciągnącymi się dookoła terenu należącego do placówki. Ład panował zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz budynku. Do środka prowadziły bardzo duże, szerokie drzwi, za którymi znajdował się ogromny hol. Sporo obrazów zdobiło jasnopomarańczowe ściany, a gdzie nie gdzie stały niewielkie pomniki czy też popiersia. Do tej szkoły średniej nie było się tak łatwo dostać. Zrzeszała bardzo dużo ludzi między innymi ze względu na sporą ilość różnorakich kół zainteresowań. Zajęcia odbywały się w trzech różnych skrzydłach. Przyjaciółki rozdzieliły się idąc na lekcje, które miały w różnych miejscach szkoły.
Dzień mijał tak jak i lekcje, które nastolatkom się bardzo dłużyły. Zostały już tylko dwie godziny, aby Alice mogła udać się do domu jednak nauczyciel, z którym miała mieć właśnie zajęcia, nie przychodził. W końcu do uczniów przyszła kobieta z kadry, prosząc o udanie się do biblioteki, gdyż mężczyzny dziś nie ma. Zgodnie z poleceniem wszyscy udali się na wyznaczone miejsce. Panowała w nim całkowita cisza. Pomieszczenie miało bardzo pokaźne zasoby różnorakich książek, a także sporo stolików, przy których można było usiąść. Nie zabrakło też kanapy pod ścianą. Każdy znalazł dla siebie miejsce. Alice usiadła przy małym stoliku nieco oddalonym od pozostałych. Rzuciła szybkie spojrzenie na rówieśników, którzy to czytali, bawili się telefonami, albo rozmawiali w miarę możliwości cicho. Jej wzrok zatrzymał się na ciemnowłosym chłopaku, który uciął sobie drzemkę chowając twarz w ramionach ułożonych na stoliku. Dziewczyna co prawda nigdy z nim nie zamieniła nawet słowa, ale go kojarzyła. Miała z nim niektóre lekcje, ale z tego co do tej pory spostrzegła na wielu z nich spał. Przez ten widok sama stała się senna. Wzięła przykład z nastolatka i sama również ułożyła ręce na stole, na nich głowę, zamknęła oczy i zapadła w sen.
Alice rozejrzała się uważnie po okolicy. Ponownie znajdowała się na plaży. Chciała dokończyć tamten sen, który miała w nocy. Piaszczysty brzeg, spokojne morze, niewielkie i łagodne fale, szum, bryza, lekki wiatr kołyszący blond kosmyki dziewczyny zachód słońca i... Drzwi wykonane z ciemnego drewna. Nieodłączny element snów niebieskookiej tak jak zwykle był otoczony przez pustą przestrzeń. Znudzona nastolatka podeszła do wyjścia, czy też może wejścia. Chwyciła jasną klamkę, ale nadal nie była w stanie otworzyć przejścia. Westchnęła i postanowiła oddać się snu. Przejąć znowu władzę nad tym co się dzieje w tej krainie. Wyobraziła sobie zachód słońca. Ogromną kulę znikającą za horyzontem zupełnie jakby tonęło w wodzie. Wyobraziła sobie po chwili koc, który niespodziewanie się pojawia, i na którym siada. Tworzy później sobie towarzysza. Chciała, by pojawił się przystojniak o bardzo jasnych, niebieskich oczach tak błękitnych jak czyste, popołudniowe niebo i miedzianych włosach zgarniętych do tyłu. Jednak nic się nie stało. Skupia się jeszcze bardziej, ale to wciąż nie przynosi efektów. Wyobraziła więc sobie burzowe chmury, które miały pokryć niebo i sypnąć kroplami deszczu wywołując ulewę. Czekała zniecierpliwiona, aż poczuje na sobie chociaż jedną z nich, jednak tak się nie stało. Zdziwiona, a nawet zaniepokojona podniosła się gwałtownie z koca. Pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji odkąd pamięta. Zawsze miała władzę nad swoimi snami, kontrolowała je bez problemów. Było tak odkąd zaczęły się pojawiać w jej snach drzwi. Nagle słońce zniknęło. Tak samo morze. Stała na pustyni, ale i ona w końcu po prostu się rozpłynęła. Zostało jedynie drewniane przejścia, nad którym nigdy nie miała kontroli i które zawsze było zamknięte. Poza nimi i Alice nie było nic. Biała przestrzeń. Dziewczynie wydawało się, że znajduje się w próżni. Nagle jednak zauważyła niewielki przedmiot leżący tuż pod jej stopami. Niepewnie podniosła go. Była to karta Jokera. Zdziwiona blondynka nie miała pojęcia co się dzieje. Dokładnie zaczęła przyglądać się postaci ukazanej na znalezionej karcie. Mężczyzna z szyderczym uśmiechem namalowanym na białej masce, która zasłaniała jego twarz odsłaniając jedynie czarne oczy. Miał czapkę z dwoma opadającymi w dół rogami, na których końcach znajdowały się dzwoneczki. Lewa połowa nakrycia głowy była czarna w niebieskie paski, natomiast prawa, czarna w czerwone paski. Górę stroju stanowił frak koloru czarnego, a dół szerokie, luźne spodenki lekko za kolana w różnych odcieniach fioletu. Buty sięgały za kostkę i miały długi, spiczasty czubek zakończony dzwoneczkiem. Zarówno one, jak i rękawiczki, były białe. Już w pierwszym momencie blondynka stwierdziła, że jest to postać dość przerażająca. Jej ubiór był dość specyficzny, jakby nie miał większego znaczenia, ale sama twarz, chociaż tak naprawdę zasłonięta maską, wzbudzała u dziewczyny strach. Jej uwagę od karty oderwał dźwięk podobny do wydawanego przez jakiś mechanizm. Dochodził on z drzwi.
- Przecież to tylko sen - wymamrotała pewna swoich słów, a jednak towarzyszył jej niepokój. Podeszła do przejścia, a kartę schowała w tylną kieszeń spodenek. Musiała wybrać co dalej. Tyle razy próbowała otworzyć przejście chcąc zobaczyć co się kryje za nim, a teraz miała okazję. Uchyliła je ostrożnie jeszcze nie pewna co ma zrobić. W końcu postanowiła działać, po prostu zrobić to. Szeroko otworzyła drzwi i przeszła przez nie. Znalazła się w miejscu, którego nie mogła pojąć. Przejście za nią samo się zamknęło, a ona rozglądała się dookoła. Wszystko wypełniała całkowita biel. Nie było widać  żadnego miejsca, które wskazywałoby, na to, iż jest sufitem, ani nawet ścianą. Jedyne, co wskazywać by mogło na szerokość długiej drogi, to drzwi. Cała ich masa ustawiona w jednym rzędzie. Dzielił je mniej więcej metr, a szerokość ścieżki była za to bardzo duża. Wszystkie przejścia wyglądały tak samo. Wykonane z ciemnego drewna, o śnieżnobiałych klamkach i tabliczkami zawieszonymi na środku. Jedynie treść znajdująca się na nich była inna, a przedstawiała różne imiona i nazwiska. Alice nachodziło naprawdę cała masa pomysłów, co mogłoby się znajdować po drugiej stronie, ale najwyraźniej żadne nie było trafne. Wydawało jej się, że stoi w pustce, w której poza nią są ustawione jeszcze drzwi, które ciągną się, aż po horyzont zupełnie jakby była ich nieskończona ilość. Nie było ani sufitu, ani ścian. Żadnych zagięć, dziur itp. Pusta przestrzeń, w które są przejścia, stojące twardo jakby coś je przytrzymywało chociaż tak nie było. Nastolatka była ciekawską osobą, a w tej sytuacji jej głowa, aż nie nadążała za jej pytaniami.
- Co to za miejsce? Czemu to tak wygląda? Czy tu są jakieś ściany? Powinnam do jakiegoś wejść? - myślała nieco nerwowo. Podeszła do przejścia prowadzącego do jej pomieszczenia. Wysunęła rękę w miejsce między nim, a jakimś innym wejściem.
- Naprawdę tu nic nie ma - zaobserwowała robiąc dwa kroki do tyłu. Tyle myśli atakował umysł dziewczyny, że przyprawiały ją niemal o ból głowy. W pewnym momencie obróciła się, chcąc jeszcze raz rzucić okiem na nieznane jej miejsce. Wtedy zobaczyła go. Ujrzała chłopaka, który tak samo jak ona uciął sobie drzemkę w bibliotece. Zauważył ją i się zatrzymał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine