niedziela, 25 września 2016

Sen dziewięćdziesiąty piąty - Halloween

Blondynka spojrzała z zaskoczeniem na rówieśnika nie wierząc w to, co słyszy
- Powiedziałeś jej o Selene!? - rzuciła w oburzeniu, a on westchnął dochodząc do wniosku, iż źle zrobił ujawniając dziewczynie część jego rozmowy z Grace 
- Jakoś tak wyszło - odparł bez większego przejęcia, wciąż idąc przed siebie i przyglądając się mijanym klamkom 
- Blaine, dlaczego jej to powiedziałeś? 
- Myślałem, że już i tak o tym wie od ciebie 
- Tak się składa, że mówiłam jej o wymiarze, ale pomijałam zbędne szczegóły 
- To jest dla ciebie zbędny szczegół? 
- Jest to na pewno informacja, bez której Grace by się obeszła - parsknęła i zaczęła w drodze rozmasowywać skronie. - A teraz jest zła za to, że jej o tym nic nie powiedziałam - dodała, a brunet milczał. Wbiła w niego pytające spojrzenie, czego jednak nie dostrzegł wciąż wpatrując się w klamki. - Czekaj, przecież bez powodu byś jej na pewno nie wyjawił czegoś takiego - stwierdziła śmiało 
- Nie interesuje mnie kariera gawędziarza, ani speca od Wymiaru Snów. Tak samo jak ty uważam, że Grace obyłaby się bez większości informacji dotyczących tego miejsca - przyznał rację bez wzruszenia i chwili zawahania - Ale o tym musiałem jej powiedzieć i tyle - dodał stanowczo  
- Więc musiało to mieć jakiś związek z tym w jakiej sprawie do ciebie przyszła. Co ona od ciebie chciała? - próbowała rozgryźć to wszystko tłumiąc jednocześnie złość 
- Zapytaj o to ją, a nie mnie. Nów się zbliża, to chyba jest ważniejsze niż ciekawość Grace prawie równa twojej - burknął czując się powoli jak na jakimś przesłuchaniu, w którym nie miał ochoty uczestniczyć. Nigdy nie przepadał za byciem zalewanym pytaniami i chociaż musiał do tego w pewnym stopniu przywyknąć, odkąd Alice go nimi bombardowała, to nadal tego nie lubił. Dziewczyna zrobiła naburmuszoną minę wciąż wbijając w niego wzrok, wnet się odwrócił i kontynuował poszukiwania snu z odpowiednio silnym upiorem  
- Zapytam, bądź tego pewien, ale to nie zmienia faktu, że ty też mógłbyś mi powiedzieć o co chodziło 
- Właśnie sęk w tym, że nie mogę - odrzekł momentalnie, a ta spojrzała na niego z małym zaskoczeniem. Brunet wciąż starał się w jakiś sposób uniknąć odpowiedzi. Nie mógł wspomnieć ani słowem o dokumentach, ani tym, że ma sam pojechać do nieznajomego. Wolał po prostu przyznać, iż musi zachować to w tajemnicy przed nią. Wyglądało na to, że blondynka dała za wygraną, a przynajmniej póki co, chociaż wiedząc już, że umyślnie jest przed nią zatajana ta cześć rozmowy stawała się coraz bardziej podejrzliwa. Westchnęła dając za wygraną, choć wielce niechętnie. Przyśpieszyła kroku dość zdenerwowana i już nie odezwała się słowem licząc, iż dowie się wszystkiego od przyjaciółki. Musiało tak się stać, nie zamierzała całkowicie się poddać. 
Trzydziesty pierwszy października, trzecia kwadra księżyca, który już był widoczny na nocnym niebie. W samochodzie cała trójka osób siedziała w milczeniu wyczekując tylko z niecierpliwością, aż znajdą się na miejscu. Miejski krajobraz za oknami pojazdów zaczynał stopniowo ulegać zmianie. Drapacze chmur, wiele latarni oświetlających drogę i cała masa sklepów: wszystko zastąpiły zaniedbane kamienice stojące w ciemniejszej części dzielnicy, gdzie właśnie zatrzymało się auto. Okolica wydawała się być całkowicie pusta, jakby od dawna nie tętniła nawet w najmniejszym stopniu życiem. Jedynie bałagan w postaci walających się tu i ówdzie śmieci zwiastował, iż faktycznie ktoś przebywał w tym rejonie. Co prawda nie wiele dało się miejscami ujrzeć, ponieważ oświetlenie wyraźnie szwankowało na przemian gasnąc i zapalając się z powrotem. Niektóre lampy jednak całkowicie przestały dawać światło, jeszcze inne utrzymywały je, chociaż było słabe. 
Kierowca odwrócił się do dwóch nastolatek, które siedziały odwrócone od siebie i całkowicie zamyślone. Nawet nie dostrzegły momentu, jak z centrum miasta znalazły się w jego obskurnej części. Dopiero głos taksówkarza, mówiącego specyficznym akcentem, wybudził je z tego stanu. 
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił spokojnie, a te niemal podskoczyły 
- Ah, tak. Dziękujemy - odrzekła w pośpiechu blondynka grzebiąc w niewielkiej torebce w poszukiwaniu pieniędzy. Mężczyzna przyjął gotówkę, po czym obie nastolatki wysiadły. 
Taksówka odjechała pozostawiając przebrane na imprezę Halloweenową dziewczyny w miejscu, które nie było im znane. Od razu po wyjściu na zewnątrz poczuły spadek temperatury. Żadna z nich nie miała na sobie żadnego wierzchniego ubrania, chociaż jesienna pogoda sugerowałaby, aby wyciągać kurtki z szaf. Pomimo to nastolatkom przyświecała wizja, że lada moment znajdą się w klubie, gdzie niewątpliwie będzie cieplej, a wszelkie płaszcze tylko by im zawadzały.
Zgodnie z założeniami, blondynka stawiła się w kostiumie, jaki znalazła dla niej Zoey. Czarna sukienka z dekoltem i doczepionym sztucznym ogonem, uszy na głowie oraz mała torebka. Brunetka miała natomiast długie, poniszczone jeansy i poszarpaną, luźną koszulkę na ramiączka, wszystko to doprawione plamami sztucznej krwi. Zdążyła nawet miejscami ucharakteryzować na ciele blizny.
Obie rzuciły okiem na otoczenie ze zdezorientowaniem zastanawiając się, gdzie dokładnie ma odbyć się impreza Vanessy. W końcu skierowały wzrok na siebie 
- Więc rozejm na dzisiejszy wieczór - rzuciła obojętnie Grace, chociaż w jej głosie dało się usłyszeć niechęć. Rówieśniczka posłała jej znudzone spojrzenie 
- Nie wolisz po prostu, żebyśmy sobie wszystko teraz wyjaśniły? - parsknęła, a ta wzruszyła ramionami i ruszyła w lewo 
- Proszę bardzo, póki nie dotrzemy na miejsce mamy czas - uznała udając się chodnikiem wzdłuż opustoszałej ulicy. Zaczęły kierować się prosto przed siebie zgodnie ze wskazówkami taksówkarza, który jeszcze przed odjechaniem zdążył podać im kierunek do klubu 
- O co ty tak właściwie jesteś na mnie zła? Bo nie powiedziałam ci o Selene? To, co powinnaś wiedzieć już ci powiedziałam. Nie było potrzeby, i nadal nie ma, mówienie ci czegokolwiek na jej temat. To dotyczy tylko i wyłącznie mnie i Blaine'a, a ciebie nie powinno w ogóle interesować - burknęła z małym zdenerwowaniem ruszając za towarzyszką. Przez atmosferę, jaka im towarzyszyła i cały ten konflikt niemalże zapomniały, iż miejsce do jakiego trafiły tak różni się od dzielnic, w których miały zwyczaj przebywać. Panowała tutaj większa ciemność, kilka latarni w ogóle nie działało, niektóre migały światłem, jakby walczyły z całych sił, aby wciąż rozjaśniać ulice, ale najzwyczajniej w świecie już po prostu nie mogły tego robić. Dookoła co jakiś czas unosił się nieprzyjemny swąd, w okolicy było znacznie więcej śmieci i brudu, niż miałoby to miejsce na przykład w centrum miasta, a spora część budynków była zdewastowana przez graficiarzy, jacy powypisywali na ścianach przekleństwa bądź wulgarne i okropne rysunki. 
Grace nagle zatrzymała się tuż przed rówieśniczką wielce oburzona i pełna złości. Posłała jej niezwykle srogie spojrzenie nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy 
- Coś ty powiedziała? - warknęła, a ta wręcz zamarła na krótką chwilę nie rozumiejąc tak naprawdę co się właśnie stało. Przestała już nadążać za gniewem towarzyszki nie mając pewności, o co teraz się wścieka. Szybko przybrała maskę całkowitego spokoju przysłaniając swoje zmieszanie i postanowiła pewnie patrzeć rówieśniczce prosto w oczy podczas wymiany zdań 
- To co słyszałaś - odparła pewnie i chłodno, nie zamierzając odpuścić. Czuła, że racja jest po jej stronie, więc pozwoliła swojej upartości dać o sobie znać. - Wściekasz się na mnie za to, że ci nie powiedziałam o Selene. Nie mam zamiaru cię za to przepraszać, nadal uważam, że dobrze zrobiłam. Teraz już o niej wiesz i co, czy to cokolwiek zmieniło? 
- Alice, słyszysz siebie? To nie jest jakaś tam informacja - powiedziała pełna przejęcia. - Tu chodzi o twoje życie, więc jak możesz mówić, że to nie powinno mnie interesować? 
- Boże, daj już spokój - parsknęła i wyminęła brunetkę, która nie zamierzała odpuścić. Szybko dogoniła rówieśniczkę i zaczęła iść z nią krok w krok. 
- Więc tak wygląda rozwiązywanie konfliktu: "Daj spokój" i koniec? - prychnęła oschle. - Świetnie, niech ci będzie - dodała sarkastycznie 
- Już ci powiedziałam, że nie mam zamiaru cię przepraszać. Olśnij mnie, czemu miałabym w ogóle ci powiedzieć o tej całej sytuacji z Selene - rzuciła i chociaż brunetka czuła, że ta po części ma racje, to jednak nie mogła przeboleć faktu, iż zostało przed nią zatajone coś tak istotnego. - Żebyś się jeszcze bardziej o mnie martwiła? Nie wystarczy już sam fakt, że za każdym razem, gdy zasnę ruszam walczyć z jakimiś upiorami? 
- Skoro już i tak się zamartwiam, to jaką zrobi różnicę to iloma informacjami mnie przytłoczysz? - parsknęła. Obie usłyszały muzykę i z każdym krokiem robiła się ona stopniowo coraz głośniejsza. Zbliżały się na miejsce. Minęły kilka kolejnych ślepych, ciemnych uliczek w większości wypełnionych sporymi śmietnikami. Szły chodnikiem wzdłuż ulicy, po której jeszcze przez ten cały czas nie przejechało żadne auto. W oddali jednak widziały kilka osób. 
Brunetka wzięła głęboki wdech starając się uspokoić, chociaż przychodziło jej to dość ciężko. Czuła ból w sercu, który próbowała ignorować. Nie rozumiała jak nagle doszło do tego, że poczuła się przez przyjaciółkę nie tylko oszukana, ale i odtrącona. Wiedziała, że teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej przez pojawienie się w życiu Alice Wymiaru Snów, ale mimo to nie potrafiła tego pojąć. Za bardzo wspominała sytuację, jaka panowała przed tym, jak dziewczyna stała się łowcą. Zbyt dobrze pamiętała czasy dzieciństwa, aby teraz mogła na spokojnie przyjąć tą całą nową sytuację. 
W jej sercu wciąż utrzymywała się świadomość, iż od dziecka była ważną częścią życia przyjaciółki. Była jej częścią świata, jej podporą. Pomagała jej walczyć z uczuciem samotności i opuszczenia, budowały razem wiele wspomnień, do których wracały myślami. Nie wyobrażały sobie życia bez siebie nawzajem i tak pozostało, a jednak coś się zmieniło. Teraz blondynka zamknęła przed Grace pewien rozdział swojej historii, który był związany z byciem przebudzoną. Chociaż ta starała się jak mogła dostać do tej części, by i w niej móc wspierać rówieśniczkę, ta jej na to nie pozwalała. Tak właśnie to odczuwała, fragment świata, jaki był dla niej niedostępny. Coś, przez co czuła się bezsilna i bezradna. Już nie mogła czuwać nad przyjaciółką, chronić jej, a jak się okazało nawet wspierać. Zrozumiała, że nawet jeśli będzie się starać, to i tak Alice nie otworzy przed nią tej swojej części, którą postanowiła trzymać przed światem pod kluczem. Wtajemniczyła ją w sytuację, ale było to dla niej tylko jak chwilowe zajrzenie do tej niedostępnej strefy, nic więcej. Tym bardziej bolała ją myśl, że prawdopodobnie gdyby się nie przebudzała, to łowczyni zupełnie nic by jej o istnieniu tej niedostępnej części nie powiedziała. Trzymałaby ją pod kluczem również przed nią, nie zamierzając ją w nic wtajemniczyć. 
To bolało, myślała. Bolała myśl, że Alice w trosce o to, by ta się o nią nie martwiła, tak wiele zatajała. Bolała myśl, że w czasie snu walczy o przetrwanie z upiorami. Bolała myśl, że nie może jej pomóc przez to przejść. Najbardziej jednak bolała świadomość, iż blondynka jest stale o krok od śmierci, a ona nie może nic z tym zrobić. Zbyt długo nad tym myślała wywołując napływ łez do oczu. Chociaż nie mogła przestać się nad tym wszystkim rozwodzić w głowie, musiała nauczyć się z tym wytrzymywać. Wiedziała, że nigdy nie oswoi się z myślą, iż teraz już nie jest osobą, która będzie w stanie być przy przyjaciółce i ją bronić. Nie będzie już osobą chroniącą kruche, małe dziecko płaczące, że rodzice o nim zapominają. Pomagającą dziewczynce zaaklimatyzować się w nowych otoczeniach i w zdobywaniu znajomości. Chcącą wspierać tą nastolatkę, która teraz ucieka do świata snów, gdzie musi już radzić sobie sama. 
Chociaż to bolało, próbowała wmówić sobie, że to nie prawda, jednak teraz tylko potwierdziła się w tych przekonaniach. Do nowiu został dokładnie tydzień, a Selene czeka na odpowiedź ze strony łowców. To mogło oznaczać wiele, mogło też zwiastować śmierć blondynki. Na samą myśl brązowe oczy stawały się przeszklone, a dziewczynę przebiegał dreszcz. Nie była zła, a wręcz wściekła, ale powoli zdawała sobie sprawę, że jej gniew wcale nie skupia się na rówieśniczce. Był wymierzony w cały Wymiar Snów, w Selene, Jokera, ale także w samą siebie, bo nie potrafi pojąć tej sytuacji i zrobić czegokolwiek, aby powstrzymać to wszystko. Zacisnęła zęby, postanowiła zachować milczenie. Nie była pewna ile jej brakuje od wybuchnięcia, albo płaczem, albo ze złości. Opuściła wzrok i przyśpieszyła kroku, chcąc jak najszybciej dostać się na miejsce, nim faktycznie rozmowa ją dobije emocjonalnie. Towarzyszka spostrzegła z lekkim zaskoczeniem, jak ta ją wymija i sama również musiała narzucić sobie inne tempo, niż dotychczas. 
Były już niemalże na miejscu, zbliżały się do nieznajomych, którzy stali w pobliżu klubu. Każda osoba miała przy sobie przynajmniej jedną butelkę alkoholu. Wielu wydawało się już dość nieprzytomnych, chodzili chwiejnym krokiem, a co jakiś czas nawet się przewracali. Kilka pijanych kobiet śpiewało głośno, a raczej wyło obijając się o siebie. Żadna osoba nie wydawała się być w wieku Alice i Grace, lecz te postanowiły to zignorować mając nadzieję, iż w klubie sytuacja wygląda z grubsza inaczej, Po prostu szły dalej licząc, iż nie zwrócą na siebie niczyjej uwagi. Muzyka była tam już bardzo wyraźnie słyszalna i głośna. Dobiegała z przejścia, do którego prowadziły schody w dół. Nastolatki stanęły przed nimi dość niepewnie z wieloma wątpliwościami 
- Serio Vanessa urządza imprezy w takim miejscu? - zapytała sceptycznie Grace, a blondynka krzywo patrzyła na wejście do klubu obwieszone wieloma plakatami 
- Nie wiem, nie znam się na organizowaniu imprez - odparła i rzuciła krótkie spojrzenie na otoczenie. - I w sumie to nie mam pojęcia co to za ludzie - dodała spostrzegając wiele zapijaczonych bądź podejrzanych osób. Po drodze już kilka razy zostały rzucone w ich stronę chamskie zaczepki, które po prostu ignorowały jeszcze bardziej przyspieszając kroku, aby znaleźć się na miejscu. Obie liczyły, że w środku już nie zastaną takich osobników 
- Może się po prostu napatoczyli - wzruszyła ramionami, ale rozmówczyni wciąż nie wydawała się przekonana. - Jesteś pewna, że to tutaj? - zapytała z lekkim niedowierzaniem 
- To jedyny klub w okolicy, więc raczej to tutaj 
- Dobra, po prostu poszukajmy dziewczyn i tyle - zaproponowała i ruszyła przodem, a blondynka nieśmiało szła za nią. Schodziły po schodach wciąż pełne wątpliwości, ale nie pozostało im nic innego, jak ruszyć do środka budynku. 
Otworzyły drzwi, wejście nie było przez nikogo pilnowane, co trochę je zdziwiło. Wyobrażały sobie ekskluzywny klub z bramkarzem pilnującym, aby nie wszedł do środka nikt spoza listy gości, więc były dość mocno zdziwione takim stanem rzeczy. Weszły do środka już czując, że zgodzenie się, aby przyjść na imprezę nie było najlepszym pomysłem. 
Wnętrze budynku było pełne ludzi, większość z nich tańczyła z butelkami alkoholu w dłoni. Muzyka była tak głośna, jakby chciano nią ogłuszyć. Światła migały co jakiś czas gasnąc i zapalając się na nowo w innej barwie. Natłok i oświetlenie sprawiały, iż nastolatkom ciężko było wykryć jakąkolwiek znajomą twarz. Bywały już na imprezach za namową rudowłosej, ale żadna nie przypominała tej, na której się właśnie znalazły. Nie wiedziały czy to za sprawą panującej, nieprzyjemnej atmosfery uległy takiemu wrażeniu, osobom zdecydowanie starszym od nich, a może okropnemu wystrojowi. Pomimo ciemności i tłoku zaniedbane wnętrze klubu rzucało się w oczy. Brudne ściany, poniszczone umeblowanie oraz nie najlepiej działające nagłośnienie nie robiły na nich dobrego wrażenia. 
- Widzisz je? - krzyknęła do rówieśniczki, która chociaż wytężała wzrok, to nie zauważyła ani Zoey, ani Sharon, ani nawet chociażby Vanessy, a zakładała, że raczej będzie się dość wybijać z tłumu, jak to miała w zwyczaju. 
- Nie. Chodźmy się trochę rozejrzeć - odparła głośno, a ta przytaknęła. Ruszyły na zwiady przepychając się przez przebierańców. Powoli przenosiły się do drugiego końca sali z nadzieją, że jednak znajdą przyjaciółki, ale nadzieja coraz bardziej zanikała. Dochodziły do wniosku, iż w tym tłumie ciężko będzie im kogokolwiek znaleźć, zwłaszcza gdy imprezowicze mają na sobie różne halloweenowe kostiumy 
- Co teraz? Nigdzie ich nie widziałam 
- Co? 
- Pytam: "Co teraz?" - krzyknęła głośniej do brunetki, gdy już znalazły się blisko baru, przy którym jakiś potężny osiłek wykłócał się z pijanym facetem. Pomimo niezwykle głośnej muzyki było dobrze słychać przekrzykujących się mężczyzn. Zdawało się, że sytuacja między nimi była niezwykle napięta. Osoba, która podeszła do baru po alkohol mimowolnie została wciągnięta w konflikt. Bały się, że spotka je to samo, jeśli tylko zbliżą się nieco bardziej, więc odsunęły się na bok, unikając przypadkowego wkroczenia na teren wściekłych ludzi przy obskurnym, lepkim barze zalanym alkoholem.
Rozmyślały nad jakimś rozwiązaniem udając się powoli na bok, aby nikomu nie zawadzać. Chciały stanąć w kącie uznając to miejsce za bardziej bezpieczne, niż parkiet pełny ludzi, czy też miejsce zażartej kłótni. Widząc jaką schludnością cieszy się lokal, a więc żadną, nie zamierzały nawet szukać toalety, o ile takowa w ogóle się gdzieś w klubie znajdowała. Już były blisko celu, lecz szybko zrezygnowały z planu stanięcia w kącie, gdy tylko kobieta zaczęła nagle wymiotować dokładnie w tamto miejsce. Odskoczyły z obrzydzeniem, przypadkiem wpadając na kilka tańczących osób 
- Co jest, kurwa!? - warknął wściekle mężczyzna, który przez ten incydent ulał alkohol na osobę stojącą w pobliżu. Tamta postać z kolei również zaczęła przeklinać wielce zdenerwowana 
- Przepraszam - krzyknęła spłoszona Alice błyskawicznie odwracając się do nieznajomego i robiąc krok do tyłu. Przeklinała w duchu, że w ogóle wyszła z domu.  
- Czego, cholera, uciekasz? Nabroiłaś to teraz mnie udobruchaj - krzyknął oburzony i wydawał się bardzo zdenerwowany. Nastolatka zaczęła ulegać wrażeniu, iż naprawdę jest gotów zrobić jej krzywdę, jeśli nie spełni jego żądań 
- To ty żeś mnie oblał!? - zwrócił się do niego wkurzony mężczyzna, na którego ten chwilę wcześniej ulał alkohol 
- Co znowu? - warknął szybko się odwracając do rozmówcy. W tym samym momencie kłótnia przy barze zamieniła się w bójkę i to na tyle groźną, że jeden z mężczyzn podniósł krzesło i uderzył nim drugiego. Trzeci chwycił za butelkę i rozbił ją o jego głowę. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Jedynie oblany mężczyzna wydawał się być ślepy na całą sytuację i pchnął przebierańca, z którym się sprzeczał 
- Nie skończyłem z tobą! - warknął, a ten najwyraźniej ulegając nastrojowi, jaki powstał przy barze, uderzył zaczepiającego go mężczyznę 
- Odwal się! - krzyknął w momencie wymierzania ciosu 
- Walka! - rozniósł się okrzyk, a muzyka nieco ucichła. Nastolatki w popłochu zaczęły biec w stronę wyjścia, aby jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. W ich krwi płynęła adrenalina i strach. W końcu udało im się dostać do drzwi, wdrapały się czym prędzej po schodach na górę, serca biły im jak szalone. Wreszcie miały krótką chwilę, aby odetchnąć 
- Co to było!? - krzyknęła Grace 
- Mnie pytasz? Ja tam nie wracam, nie ma mowy - oznajmiła stanowczo. - Dosyć tego, dzwonię do Zoey - oznajmiła stanowczo i obie odeszły nieco od klubu i podejrzanych osobników znajdujących się przed jego wejściem.
Pośpiesznie wybrała numer do rudowłosej. Usłyszała sygnał, czekała zniecierpliwiona do momentu, aż odezwała się poczta głosowa.
- Nie odbiera - oznajmiła zdenerwowana, ale to wydawało się niczym w porównaniu ze wściekłością Grace 
- Jaja sobie robi!? - ryknęła i zaczęła chodzić w jedną i w drugą stronę jakby miało to ją uspokoić. - Dzwoń do Sharon, może ona odbierze - zaproponowała, a rozmówczyni wykonała posłusznie polecenie. - Ja pierdole, coś jeszcze ma się zamiar dziś wydarzyć? 
- Nie kracz 
- Nie denerwuj mnie, Alice 
- Co, to może moja wina? - parsknęła i w tym samym momencie nastolatka odebrała telefon. - Sharon! - krzyknęła z ulgą i zadowoleniem 
- Alice? No co jest, czemu was jeszcze nie ma? 
- Żartujesz, prawda? Weszłyśmy do tego klubu, ale po was nie było ani śladu, a w klubie doszło do bójki, więc zwiałyśmy na zewnątrz 
- Jakiej bójki? Ta przepychanka to żadna bójka 
- "Przepychanka"? - powtórzyła z niedowierzaniem 
- Co mówisz? Trochę kiepsko tutaj słyszę 
- Nie widziałyśmy was w klubie - rozmawiała dalej. Usłyszały jak kilku facetów na nie gwiżdże, jakieś pijane dziewczyny śmiały się niezwykle głośno i tańczyły na ulicy chociaż ledwie utrzymywały się na nogach. Widok osób będących w takim stanie, w jakim same miały nadzieję się nigdy nie znaleźć, wywoływał u nich wstręt. Obserwowały z niedowierzaniem ten obraz utwierdzając się w przekonaniu, że prawdopodobnie znalazły się w zupełnie innym miejscu, niż być powinny. 
- No dobra, to czekamy - odparła, po czym się rozłączyła. - Powiedziała, że wyjdzie przed klub, więc mamy na nią zaczekać 
- Świetnie... - rzuciła sceptycznie. W milczeniu czekały, aż ujrzą czarnowłosą rówieśniczkę, ale chociaż czas powoli mijał, to ta wciąż się nie pojawiała. - Co jej to tak długo zajmuje? - zapytała czując coraz więcej wątpliwości. Druga wzruszyła ramionami nie znając odpowiedzi na to pytanie. Ponownie stały w ciszy, czekając coraz to niecierpliwiej i powoli marznąc. Przez całą sytuację nawet nie zauważyły jak zimno już się zrobiło na dworze, ale z lekkim, chłodnym podmuchem wiatru, który nadszedł, zostały ponownie uświadomione o panującej niskiej temperaturze na zewnątrz. Bądź co bądź była dość chłodna jesień, chociaż tej nocy wiatr nie wydawał się tak silny. 
Zamieszki, jakie miały miejsce w klubie po czasie stały się tak głośne, iż nastolatki słyszały je stojąc na zewnątrz. Z przerażeniem spojrzały na wyjście z klubu, z którego wybiegał jakiś osobnik w popłochu. 
- Boże, gdzie my trafiłyśmy? - pomyślały obie. Próby dodzwonienia się do Sharon kończyły się niepowodzeniem, więc zmuszone były cierpliwie czekać. Wreszcie usłyszały dźwięk komórki, a więc nastolatka błyskawicznie odebrała ją jak oparzona. 
- Alice, nigdzie was nie widziałam, a szukałam już wszędzie
- Tego się obawiałam - westchnęła 
- Co? - nagle Grace ze zdenerwowaniem wyrwała nastolatce telefon 
- Sharon, gdzie wy do cholery jesteście? 
- No na imprezie, a gdzie mamy być? 
- Jest gdzieś w pobliżu Zoey? 
- Oho, bateria mi pada 
- Sharon, daj mi Zoey do telefonu! 
- Już daję, czekaj - powiedziała i pośpiesznie udała się do przyjaciółki. W tym samym momencie hałas w klubie nasilił się, usłyszały kilka krzyków, a zaraz po tym została rozbita pobliska szyba. Obie podskoczyły wystraszone. Wtedy zdały sobie sprawę ile par oczu im się przygląda. Brunetka złapała dziewczynę za rękę i zaczęła iść jak najdalej od klubu i tych wszystkich ludzi. Alice nie oponowała, szła za towarzyszką z wizją szybkiego powrotu do domu. 
Wędrowały chodnikiem przed siebie, raz stojąc w słabym świetle latarni, a raz w mroku, gdy mijały te niedziałające. W drodze miały okazję napotkać już kilku meneli chowających się po kątach i zaułkach. Mijały ich szybszym tempem nie zwracając uwagi na ewentualne wołania w ich stronę, chociaż na ich szczęście raczej się one nie zdarzały. Wreszcie Zoey dostała się do telefonu. Brunetka puściła rówieśniczkę i momentalnie się zatrzymała. 
- Coś się stało? Gdzie jesteście? - pytała tylko potęgując złość nastolatki 
- Lepiej powiedz mi gdzie WY jesteście - odparła tłumiąc gniew, który w niej buzował. Słabe światło ulicznej latarni zaczęło na przemian gasnąć i się zapalać. Wreszcie z powrotem się uspokoiło dając niewielkie oświetlenie. 
- Alice, widzisz tutaj gdzieś adres? - zwróciła się po chwili do blondynki, która czekała tylko, aż odzyska telefon, aby zadzwonić po taksówkę do domu. Zaczęła się w pośpiechu rozglądać za jakąś tabliczką bądź napisem będącym adresem. Oddaliła się nieznacznie do najbliżej uliczki dostrzegając tam niewielką płytkę z adresem. Stanęła przed nią i przeczytała go brunetce, która natomiast przekazała go rozmówczyni. Nagle zrobiła wielkie oczy 
- Chyba żartujesz, przecież to zupełnie inna część miasta! - wrzasnęła 
- Mówiłam przecież, że zachodnia część 
- Trafiłyśmy na wschodnią! 
- Może taksówkarz pomieszał adres. Słuchaj, nie mam ze sobą komórki, a Sharon pada bateria. Macie jak wrócić? 
- Tak, Alice ma pieniądze na taksówkę - westchnęła 
- Dobra, jakby co to dzwońcie, może jeszcze bateria wytrzy... - nagle urwało połączenie 
- Raczej nie wytrzyma... - uznała brunetka odwracając się w kierunku rówieśniczki. - Ej, Alice... - rzuciła do przyjaciółki, która zaczęła powoli iść w jej stronę. Nim jednak wyszła całkowicie z uliczki, niespodziewanie została złapana przez kogoś, kto się stamtąd szybko wyłonił. Krzyknęła przerażona, a ten pociągnął ją do tyłu, w głąb przejścia, zaciągając ją powoli w ciemność. 
- Alice! - zawołała ją przerażona nastolatka, która w pierwszej chwili znieruchomiała ogarnięta trwogą. Nie miała pojęcia co ma robić, przez chwilę nie wierzyła, że to się dzieje naprawdę. Chciała sobie wmówić, że to wszystko to tylko zły sen, ale odkąd zaczęła się przebudzać w wymiarze, to każdy ze swoich snów mogła sama tworzyć i nim kierować. Straciła możliwość uspokajania się wizją, iż to koszmar, a ona zaraz się obudzi i wszystko minie. Miała koszmar na jawie. 
Blondynka była tak przerażona, że nie miała pojęcia jak reagować. Nie wiedziała co robić, ani jak się zachować, każdy jej ruch był całkowicie instynktowny. Kierowało nią przerażenie i desperacje próby ratowania się. Rzucała się zawzięcie, próbując się wyrwać, ale nie mogła. Bandyta chwycił oba jej nadgarstki przyciskając je do jej pleców, aby ograniczyć jej ruch. Próbowała uciec i przez krótką chwilę miała wrażenie, że naprawdę jej się to udało. Szarpała się tak zawzięcie, że wreszcie poczuła jak uwalnia swoje ręce. Wyrwała się przestępcy i już miała wybiec z uliczki, kiedy momentalnie napastnik złapał mocno jej włosy blisko głowy i pociągnął za nie na tyle potężnie, aż udało mu się sprawić, by ofiara padła na zimny asfalt. Zawyła z bólu widząc przez przeszklone oczy jedynie ciemną alejkę i ogromne kubły na śmieci rozstawione po bokach. Wreszcie cały widok przysłonił jej oprawca, który kucnął tuż przed nią. Odziany w czerń zlewał się nieznacznie z panującą ciemnością. Z początku nie odezwał się słowem, aż do momentu, gdy przyłożył do jej podbródka nóż. Poczuła na skórze zimną stal, z jej oczu spłynęły łzy, a serce biło, jakby miało zamiar same się ratować wyrywając się z klatki piersiowej. 
- Jeszcze jeden ruch i poderżnę ci gardło - rzucił chrapliwym głosem. Ofiara zamarła w trwodze, sparaliżował ją strach. - Oddawaj torebkę - rozkazał, a ta posłusznie wykonała polecenie żywiąc nadzieję, że przestępca jedynie ją okradnie, po czym zostawi w spokoju. Liczyła, że tak właśnie będzie i nie stanie jej się krzywda, ale wzrok napastnika, wędrujący po jej ciele, zaczynał uświadamiać ją, że ma co do niej z grubsza inne plany, niż zostawienie jej w spokoju. 
Przestępca chwycił za torebkę. Zabrał ją szybko, wciąż jedną ręką trzymając nóż przyłożony do gardła dziewczyny. Nagle usłyszał hałas dobiegający zza jego pleców. Wystraszony odwrócił się błyskawicznie, szukając jego źródła, lecz nie ujrzał nic poza wielkimi śmietnikami, zza jednego potoczyła się jakaś butla. Zignorował to, chociaż jeszcze na krótką chwilę uważnie obserwował otoczenie za nim. Blondynka w tym czasie pośpiesznie cofnęła się do tyłu i starała się zerwać na nogi, by uciec. Nie wiedziała, czy to dobre wyjście z zaistniałej sytuacji. Wątpiła, by było jakiekolwiek dobre rozwiązanie. Obawiała się, że próbę ucieczki przepłaci życiem, ale pozostanie w bezruchu też już nie dawało jej żadnej nadziei na pozostanie nietkniętą. Nim zdążyła się całkowicie podnieść, oprawca wrócił do niej wzrokiem. Rozwścieczony złapał ją za gardło podrywając ją na równe nogi samemu też wstając. Widocznie wściekły z posunięcia ofiary zacisnął mocno dłoń na jej gardle i pchnął ją mocno do ściany. Uderzyła o zimną elewację budynku, nóż na powrót znalazł się przy jej gardle 
To koniec, pomyślała. Wątpiła, by nadarzyła się jeszcze jedna szansa na ucieczkę, a i tak przewidywała, że jeśli takowa nadejdzie, to najpewniej ona również zakończy się niepowodzeniem. Czuła się całkowicie bezsilna, nie mogła nic zrobić. Odzwyczaiła się od całkowitej bezbronności odkąd stała się łowcą. Zdała sobie sprawę, jak bardzo zatarła się dla niej linia dzieląca świat rzeczywisty od Wymiaru Snów. Tam miała broń i moc, nawet jeśli wciąż pozostawała słabą łowczynią, miała możliwość walczenia i bronienia się. Tutaj była tego pozbawiona, nie mogła zrobić zupełnie nic. Na myśl o swej bezradności napływ łez się potęgował. Niemal zapomniała jak kruchą i słabą jest tak naprawdę osobą. Ten napastnik jej o tym przypomniał. 
Przestępca puścił jej gardło, zabrał rękę, ale drugą wciąż trzymał nóż przyłożony do jej gardła. Poczuła po chwili jak podwija dłonią koniec jej sukienki. Bała się ruszyć, jedynie odwróciła głowę i zacisnęła mocno powieki, po jej policzkach spłynęły kolejne stróżki łez. 
- Fuck you! - usłyszała głos przyjaciółki, wnet błyskawicznie otworzyła oczy i spojrzała przed siebie. Widok przysłaniał jej napastnik, ale udało jej się dostrzec brunetkę stojącą tuż za nim z gaśnicą podniesioną ku górze. Nim mężczyzna jakkolwiek zareagował, dziewczyna opuściła z całej siły przedmiot uderzając nim w głowę przestępcy. Momentalnie runął na ziemię uwalniając blondynkę, w której oczach ujawnił się szok i przerażenie. Brunetka zaczęła ciężko dyszeć tak samo wystraszona. 
- Jeszcze raz ją tkniesz to skopię ci dupę! - krzyknęła do niego wściekle dając upust emocjom, jakie się w niej gotowały, tak samo jak adrenalinie, która płynęła w jej krwi. - Słyszysz? - wrzasnęła z jednej strony chcąc usłyszeć odzew, by móc uznać, iż nie ma człowieka na sumieniu i odetchnąć z tego powodu z ulgą, a jednak z drugiej strony wolała, aby pozostał nieprzytomny. Było tak ciemno, że niewiele mogła dostrzec i nie dałaby głowy mówiąc, iż w tamtym momencie nieznajomy się poruszył, ale takiemu uległa wrażeniu. Wystraszona krzyknęła zadając jeszcze jeden cios butlą, po czym odsunęła się cała drżąc ze strachu. Być może to były urojenia, spowodowane całą zaistniałą sytuacją, strachem, a być może faktycznie wtedy mężczyzna się poruszył i lada moment miał wstać. Alice nie mogła rozwiać wątpliwości przyjaciółki, bo strach wydawał się przysłonić jej oczy. Zamarła w bezruchu nie mogąc nawet przerzucić wzroku w jakiekolwiek inne miejsce. Była jak posąg, z tą różnicą, że towarzyszyły jej dreszcze. Grace natomiast nie miała zamiaru się upewniać w tym, czy to tylko wymysł jej umysłu, czy prawda. Po prostu opuściła przedmiot i złapała rękę rówieśniczki, która w pierwszej chwili krzyknęła przerażona tym ruchem 
- Uciekamy, chodź - rzuciła do niej pośpiesznie i pociągnęła za sobą. Wreszcie obie wybiegły z uliczki i skręciły w bok. Przez jakiś czas biegły nieustannie wzdłuż ulicy chcąc znaleźć się jak najdalej od tamtego miejsca. Gdy już zaczęło braknąć im sił, zwolniły, znajdując się kilka metrów od skrzyżowania. Łapały oddech, próbując go unormować. Brunetka spojrzała za siebie ze strachem w sercu, że być może przestępca ruszył ich śladem. Z ulgą uznała, że pewnie wciąż leży nieprzytomnie w tamtej uliczce. Nie widziała wiele przez panującą ciemność, ale nie pozostało jej nic innego, jak mieć nadzieję, iż są chociaż chwilowo bezpieczne w tej prawdopodobnie najniebezpieczniejszej dzielnicy, a przynajmniej na pewno najniebezpieczniejszej, w jakiej miały okazję się znaleźć
- Kurde, jednak słusznie nas tyrają bieganiem na tym wychowaniu fizycznym w szkole - rzuciła starając się przełamać ciszę i być może w jakikolwiek sposób rozluźnić atmosferę samej tego również potrzebując. Stanęła prosto spoglądając na rówieśniczkę, która rzuciła się na nią i mocno ją przytuliła 
- Ja... ja... - mamrotała przerażona, a ta odwzajemniła uścisk 
- Wiem, Alice... wiem - odparła spokojnie starając się być silną, chociaż była prawie tak samo przerażona jak jej rówieśniczka. Na samą myśl, że mogłoby stać się coś blondynce zamierało jej serce. Przytuliła ją mocniej i zaczęła ciężko oddychać jednocześnie próbując wyprzeć z głowy takie myśli. Myśl, że gdyby dała się sparaliżować całkowicie przez strach to sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej, przyprawiała ją o dreszcze. Przecież niewiele brakowało.
W momencie, gdy napastnik złapał Alice stanęła jak wryta. Ogarnięta trwogą była przez moment jak posąg, nie była w stanie ruszyć nawet palcem jakby czas wtedy się dla niej zatrzymał. Nie wierzyła w prawdziwość tej całej sytuacji, ale w głowie rozbrzmiewał jej krzyk Alice. Ten krzyk pomógł jej wygrać ze strachem. Przezwyciężyła go chociażby na tyle, by móc się ruszyć i od razu wbiegła w uliczkę.
Wiedziała, że sama nie da rady nic zdziałać. Szukała jakiegoś rozwiązania, rozglądała się za jakąś bronią. Chowając się za jednym z kubłów śmieci wyglądała jakiegokolwiek przedmiotu, którym mogłaby ogłuszyć wroga. W ciemności, która tam panowała, nie wiele mogła ujrzeć, lecz dojrzała dużą butlę gaśnicy wystającą z pełnego kubła na śmieci. Sięgnęła po nią, ale prowadzona instynktem i wciąż ogarnięta paniką przestała myśleć racjonalnie. Nawet nie wzięła pod uwagę tego, ile takowa gaśnica może ważyć i po prostu szarpnęła nią, a ta nagle upadła powodując hałas. Bandyta błyskawicznie obrócił się w tym kierunku, a butla potoczyła się po ziemi, przez co brunetka nie mogła po nią sięgnąć. Serce jej stanęło w gardle, zamarła raz jeszcze ogarnięta całkowicie trwogą. Przez ten cały czas nie brała w ogóle pod uwagę własnego bezpieczeństwa ślepo starając się za wszelką cenę pomóc przyjaciółce. Gdy zwróciła na siebie uwagę przestępcy, sama również mogła znaleźć się w niebezpieczeństwie. Jeśliby tylko ruszył sprawdzić, kto jest odpowiedzialny za hałas, za pewne tak by było. Jednak nawet wtedy bardziej obawiała się, iż napastnik zrobi krzywdę Alice. Usłyszała jak ta jęknęła z bólu, momentalnie wychyliła się zza śmietnika, by zorientować się w sytuacji. Wciąż ciemność ograniczała pole widzenia, ale udało jej się dostrzec mniej więcej, jak wygląda sytuacja. Teraz, albo nigdy - pomyślała zrywając się na równe nogi i łapiąc mocno gaśnicę. Już po chwili wymierzyła nią cios w głowę bandyty.
Westchnęła z ogromną ulgą, że akcja ratownicza się udała. Pogładziła rówieśniczkę po głowie, po czym się odsunęła od niej i rozejrzała na boki 
- Chodźmy do tego skrzyżowania, jest lepiej oświetlone - rozporządziła. - Skręcimy w lewo i zadzwonimy po taksówkę, lepiej tutaj dłużej nie zostawać, dobrze? - powiedziała kojąco do przyjaciółki, która zapłakana przytaknęła. Ruszyły z nadzieją, że to już koniec przygód. Tegoroczne Halloween na pewno zapamiętają na długo, chociaż wolałyby jak najszybciej je zapomnieć 
- Grace... - odezwała się blondynka dość nieśmiało, mając spuszczony w dół wzrok 
- Tak? 
- Mamy... mamy problem - oznajmiła smutno i z przejęciem. Brunetka posłała jej pytające spojrzenie. - Tamten złodziej... 
- Nie myśl o nim - powiedziała szybko 
- Ale on mi ukradł torebkę - wyjaśniła wbijając wzrok w rozmówczynię 
- Dużo miałaś w niej rzeczy? 
- Klucze i pieniądze, ale to były pieniądze na taksówkę powrotną - rzuciła, a brunetka zamarła. - Grace? - rzuciła smutno, a ta nagle zaczęła kląć jak szewc wniebogłosy. Sama nie miała grosza przy duszy, bo od momentu dostania szlabanu od rodziców nie mogła liczyć na jakikolwiek przypływ gotówki, a oszczędności żadnych nie posiadała. 
- Ja w to nie wierze, to jakiś kiepski żart!? - wrzeszczała 
- Uspokój się, bo jeszcze znowu ktoś nas zaatakuje... 
- Jezu, za co? Co ja ci Boże, kurwa, zrobiłam!? - krzyczała w przypływie złości nawet do stwórcy, chociaż była ateistką. Wzięła głęboki wdech 
- Wiesz, nie mam zamiaru do niego wracać po tą torebkę - nadmieniła z góry 
- Ja też nie, ale na przejażdżkę autostopem też nie mam ochoty widząc jakie dzisiaj mamy szczęście. Pewnie by nas wywieźli do lasu i zakopali 
- Grace, przestań - rzuciła płaczliwie naprawdę uznając to za coś wielce możliwego po dzisiejszych wydarzeniach. Wprawdzie brunetka też nie uznała tego, za coś nieprawdopodobnego, ale w tej chwili przemawiał przez nią bardziej gniew niż strach. 
- To co robimy? Nie ma takiej opcji, żebyśmy tu zostały - powiedziała stanowczo. Wreszcie obie stanęły w jasnym świetle sprawnych latarni, aż musiały na chwilę przymrużyć oczy, aby przywyknąć do niego. Skręciły czym prędzej i rzuciły okiem na okolicę, w jakiej się znalazły. Wciąż pozostawała to obskurna wschodnia część dzielnicy, do której na pewno nie będą miały zamiaru nigdy wrócić, ale przynajmniej wyglądała mniej niebezpiecznie. Skrzyżowanie było tak samo uczęszczane jak droga, wzdłuż której szły, a więc wcale. Mogły się pocieszyć jednak tym, że po skręceniu nie widziały już tak wielu uliczek, z których mógłby wyłonić się jakiś bandyta, a do tego droga była szersza i lepiej oświetlona. Nie wiedziały co prawda dlaczego, ale widok niewielkiego sklepiku, chociaż był zamknięty, też je odrobinę uspokoił. Zaczęły zmierzać w jego kierunku, chcąc usiąść na niewielkich schodkach, które prowadziły do jego wejścia. 
- Może zadzwoń do kogoś, żeby po nas przyjechał, na przykład po rodziców 
- Wiesz dobrze, że nie mogę - westchnęła 
- Bo masz szlaban? Teraz to chyba najmniej istotna rzecz 
- Nie o to chodzi. Walić ten szlaban i fakt, iż rodzice myślą, że śpię w swoim pokoju. Po prostu chodzi o to, że nie mam komórki przy sobie, a nie znam ich numerów telefonu na pamięć 
- Naprawdę? - westchnęła z rezygnacją 
- Ej, nawet swojego numeru nie pamiętam. Jedyny jaki kojarzę, to twój, a ten raczej nam się teraz nie przyda - burknęła. - Ty nie możesz po kogoś zadzwonić? 
- Niby po kogo? Po moich rodziców? To już lepiej szykuj się na łapanie autostopu, bo oni na pewno tutaj nie przyjadą - parsknęła ponuro 
- Nie. Znasz przecież kogoś, kto ma auto - powiedziała spokojnie, a ta wpatrywała się w nią z małym zmieszaniem 
- Chyba nie myślisz o... 
- Blaine 
- Mówisz poważnie? - zapytała podejrzliwie 
- Dlaczego nie? Ma samochód 
- Wiesz, która jest godzina? Na pewno już śpi 
- Boże, straszne. Przecież nie możemy obudzić pana Blaine'a - rzuciła sarkastycznie, a Alice westchnęła i skrzyżowała ręce na piersiach 
- Muszę ci przypominać co znaczy zaśnięcie w przypadku łowcy? Jeśli faktycznie jest w Wymiarze Snów i to na polowaniu, to młotem pneumatycznym go nie obudzisz - przypomniała. - Poza tym, nie jestem pewna czy byłby skłonny pomóc przyjeżdżając w takie miejsce i to o tej godzinie... 
- Masz rację, Alice. Lepiej siedźmy tu do świtu, albo zróbmy kilkadziesiąt kilometrów piechotą - odparła szorstko 
- Dobra, rozumiem aluzję - westchnęła i wzięła swoją komórkę od brunetki. Ruszyła dalej wymijając nieco schody, na których usiadła towarzyszka. Wybrała numer i zadzwoniła, czekała niecierpliwie, aż nastolatek odbierze, ale tak się nie stało. Wybrała jego numer ponownie i nagle usłyszała jakiś hałas. Podskoczyła jak oparzona ledwie powstrzymując się od krzyku, serce ponownie zaczęło jej uderzać, jakby z zamiarem wyrwania się z klatki piersiowej. W tej samej chwili usłyszała głos bruneta. Była wciąż na tyle roztrzęsiona, iż nawet to ją dodatkowo wystraszyło. Zaczęła się zastanawiać, jak daleka jest od dostania zawału 
- Halo? - rzucił nieco zmęczony 
- Blaine? - odezwała się pośpiesznie drżącym głosem, hamując płacz. Tak naprawdę to już nie wiedziała, czy właśnie nabrała ją ochota popadnięcia w szloch z powodu tych wszystkich przeżyć, czy ze szczęścia, że jednak chłopak odebrał. Co by to nie było, próbowała zwalczyć ten stan, chociaż przychodziło jej to dość ciężko 
- Alice? Coś się stało? - zapytał zdezorientowany 
- Mam... Mam do ciebie prośbę. Dość sporą prośbę... - mówiła nieśmiało 
- Tak? 
- Mógłbyś przyjechać po mnie i Grace? - ledwie przeszły jej te słowa przez gardło. Nie otrzymała od razu odpowiedzi, jakby rozmówca starał się zrozumieć, czy aby dobrze usłyszał, albo o co tak właściwie może chodzić. W końcu jednak usłyszała ponownie głos bruneta 
- Gdzie jesteście? - zapytał wreszcie dochodząc do wniosku, że blondynka raczej nie dzwoniłaby do niego w tej sprawie i to na dodatek w takim stanie, gdyby nie miała ku temu powodu. Alice pośpiesznie zaczęła szukać wzrokiem adresu. Ponownie najbliższa tabliczka znajdowała się przy uliczce. Chcąc nie chcąc musiała się do niej zbliżyć, ale podchodziła do tego jak pies do jeża. Niezwykle ostrożnie i powoli stanęła na tyle blisko, by móc przeczytać nazwę ulicy, którą szybko przekazała rówieśnikowi. 
- Co ty tam w ogóle robisz o tej godzinie? - zapytał zaskoczony 
- To długa historia. Blaine, proszę... 
- Niedługo będę - odparł w końcu i się rozłączył. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i w pośpiechu podbiegła do brunetki, obok której usiadła na schodach 
- Przyjedzie po nas - oznajmiła czując na sobie pytające spojrzenie rówieśniczki 
- Widzisz. Jak mu zależy, to o każdej godzinie stawi się w każde miejsce - rzuciła podniośle 
- Zależy? O czym ty mówisz? - prychnęła odwracając speszona wzrok, ale brunetka uśmiechnęła się tylko nieznacznie pod nosem. - Przyjedzie, ale raczej dlatego, bo prosiłam, plus brzmię jakby coś tutaj złego się wydarzyło i w sumie to nie mija się to wcale z prawdą 
- To też - odparła spokojnie. - Ale muszę przyznać, że martwi się o ciebie, chociaż w to nie wierzyłam 
- Boże, tylko mi nie mów, że rozmawiałaś z nim na mój temat! 
- Co? Nie! Znaczy, wspomniałam, że ma cię pilnować w tym Wymiarze Snów... 
- Grace! - burknęła 
- Co ja ci poradzę? Nigdy nie przestanę ci matkować, już powinnaś być do tego przyzwyczajona - objęła nastolatkę troskliwie. - Poza tym, głównie rozmawiałam z nim o dokumentach... 
- Powiesz mi wreszcie, jak konkretniej przebiegła ta rozmowa? 
- A ty mi powiedziałaś o Selene? 
- Wiem, że jesteś na mnie zła przez to zatajenie całej tej historii z nią, ale zrozum, nie robiłam tego bez powodu - westchnęła. Starała się cokolwiek wskórać tymi słowami, chociaż nie sądziła, by mogłyby one przekonać brunetkę. Podejrzenia się sprawdziły, prychnęła wbijając w nią wzrok 
- Twoje powody są do dupy 
- Nie bądź taka, postaw się na moim miejscu 
- Dlaczego tak usilnie starasz się, bym się o ciebie nie martwiła? - zapytała posępnie, po czym nastąpiła chwila milczenia. Blondynka opuściła nieznacznie wzrok 
- To chyba normalne, nie uważasz? 
- Nie - rzuciła niemalże błyskawicznie. - Po to są przyjaciółki, prawda? Mamy się wspierać, marudzić sobie i się o siebie martwić. Trudno ci to zrozumieć? Gdy nie mówisz mi wszystkiego, a później i tak się o tym w końcu dowiaduję, to jest jeszcze gorzej, bo w duchu jestem przekonana, że pewnie jest jeszcze coś o czym mi nie powiedziałaś. Myślisz, że to mnie uspokaja? 
- Wszystko, co istotne ci powiedziałam 
- Dla mnie wszystko jest istotne. Tu chodzi o twoje życie 
- Właśnie. Chodzi o moje życie, więc odpuść 
- Ty byś się nie martwiła o moje życie? - rzuciła nagle, a ta zszokowana wbiła w nią wzrok 
- Wiesz dobrze jaka jest odpowiedź! - odparła urażona 
- Wiem, dlatego powinnaś mnie rozumieć - stwierdziła stanowczo. - Ty się martwisz o moje życie, a ja o twoje, to normalne, więc nie zatajaj niczego przede mną 
- Co nie znaczy, że powinnam ci przysparzać zmartwień - opuściła ponuro wzrok i nadszedł krótki moment milczenia 
- A mogę się martwić o swoje życie? - zapytała Grace, a ta spojrzała na nią nic nie rozumiejąc 
- Słucham? 
- Mogę martwić się o swoje, prawda? Właściwie to mam taki obowiązek, no nie? 
- Chyba tak... - odpowiedziała całkowicie zbita z tropu 
- Ha, więc widzisz. Martwiąc się o swoje życie, martwię się o twoje, więc powinnaś mi mówić jeśli cokolwiek zagraża któremukolwiek - powiedziała dumnie, pewna siebie, a rozmówczyni wciąż pozostawała w zdezorientowaniu 
- Nie rozumiem - przyznała niepewnie 
- Muszę się martwić o twoje życie, bo bez ciebie nie wyobrażam sobie swojego. To transakcja wiązana, kochana - uśmiechnęła się szeroko, a blondynka wpatrywała się w nią z niedowierzaniem. - Alice? - odezwała się widząc napływ łez do oczu nastolatki 
- Grace! - nagle mocno ją przytuliła płacząc. Brunetka zaśmiała się nieznacznie 
- Ależ ty się szybko wzruszasz 
- Cicho - przytulała ją dalej. Siedziały przez chwilę nie odzywając się słowem. Grace zaczęło trapić sumienie, że sama teraz ma tajemnicę przed przyjaciółką. Jednak nie była wciąż przekonana, by wysłanie ją do starca było lepszym rozwiązaniem
- W sprawie tych dokumentów... - nie potrafiła zachować dłużej ciszy w tej sprawie. - Poszłam porozmawiać z Blaine'em, by mu przekazać, że nie mogę ci ich dać
- Co? Grace, ale musimy się spotkać z tamtym mężczyzną - odsunęła się od rozmówczyni, by spojrzeć jej w oczy. - To nasza ostatnia deska ratunku
- Wiem - odparła opuszczając ponure spojrzenie. Wtedy do Alice dotarło, jak zapewne wyglądała rozmowa
- Więc to tak? - rzuciła posępnie. - Blaine ci powiedział o Selene, aby cię przekonać do zdobycia tych dokumentów? - zapytała, lecz brzmiało to raczej jak stwierdzenie faktu. Brunetka przytaknęła. - Więc już powinnaś rozumieć jakie to jest dla nas ważne
- Rozumiem, ale po prostu nie mogę ci dać tych akt
- Dlaczego poszłaś z tym właśnie do Blaine'a, a nie do mnie? - dopytywała zmieszana, ale nie otrzymała odpowiedzi. Rozmówczyni wciąż uciekała spojrzeniem. Blondynka zaniemówiła.
- Uznałam, że jednak Blaine bardziej się orientuje w całej sytuacji z Jokerami, więc chciałam osobiście mu wszystko przekazać, w razie gdyby miał jakieś pytania odnośnie tamtego mężczyzny
- On nie przepuściłby możliwości dostania się do tych akt, mają za duże znaczenie
- Dlatego powiedział mi o Selene i usilnie przekonywał, że muszę jakoś zdobyć te dokumenty
- Ale... ?
- Nie przekażę ci ich - odparła stanowczo
- Nie przekażesz mi ich, ale jemu tak - zgadła. Grace spojrzała na nią smutno, nawet przepraszająco, jednak nie odezwała się już słowem. - Dlaczego?
- To zbyt niebezpieczne, byś tam pojechała. W pobliżu tamtego mężczyzny znajdują się osoby oskarżone o napaść. Zwłaszcza po dzisiejszym nie powinnaś chcieć na nich trafić
- Ale...
- Wiesz mniej więcej, za ile będzie Blaine? - przerwała jej nagle, spostrzegając trzech mężczyzn zbliżających się w ich kierunku.
- Nie. My trochę jechałyśmy, więc wiesz. Poza tym nie zmieniaj tematu. 
- Oby jechał tutaj niemożliwie szybko, bo chcę już do domu - westchnęła ciężko. - Jacyś faceci tu podchodzą 
- Co? - oderwała się momentalnie i spojrzała odruchowo za siebie dostrzegając wspominanych osobników
- Lepiej, żeby nas nawet nie próbowali zaczepić - dodała, a blondynka przyglądała się jej badawczo. - No co? 
- Jak ty to robisz? 
- Robię... co? 
- Jesteś taka odważna i się nie boisz - rzuciła zazdroszcząc tych cech rówieśniczce. Wiedziała, że jest z niej silna i dość nieulękła dziewczyna, ale nie sądziła, że do tego stopnia. Nagle jednak Grace się zaśmiała 
- Ja się nie boję? Żartujesz? Mam pełne gacie, ale przecież nie pozwolę nikomu tknąć mojej małej Alice - rzuciła wesoło. - Któraś z nas ma obowiązek nosić spodnie - dodała żartobliwie 
- Dlaczego "małej"? - już po chwili obie poczuły unoszący się swąd alkoholu, jakby znalazły się nagle w gorzelni. Zdały sobie szybko sprawę, że trójka zapijaczonych mężczyzn zatrzymała się tuż przy nich. W tym samym momencie zadały sobie w myślach pytanie: "Za co?". Brunetka pociągnęła nieznacznie rówieśniczkę, by usiadła nieco za nią. 
- Witajcie panienki, zgubiłyście się? - rzucił jeden z nieznajomych, nachylając się do nastolatek. Fetor, jaki unosił się wokół niego wydawał się być nie do wytrzymania, aż zmuszone były obie się odchylić do tyłu. 
- Nie - odparła szybko dziewczyna 
- Na pewno? Nie wydaje mi się, byśmy was tutaj wcześniej widzieli 
- I więcej nas tu nie zobaczycie - parsknęła podnosząc się i ruszyła z zamiarem odejścia ciągnąc za sobą rówieśniczkę, lecz nagle mężczyzna uderzył szybko dłonią o ścianę budynku, pozostawiając wyprostowaną rękę na drodze dziewczyn 
- Co tak ostro? Przecież moglibyśmy się lepiej poznać 
- Nie mamy ochoty was lepiej poznawać, więc dajcie nam spokój 
- Jaka pyskata, lubię takie - wtrącił kolejny 
- Ładne przebranie, kiciu - odezwał się jeszcze jeden 
- A panienka wygadana to nie ma może ochoty na trochę procentów? 
- Dlaczego koleżaneczka tak cicho siedzi? Nie wstydź się, kotku - mówili. Grace robiła się coraz bardziej zniesmaczona, natomiast Alice wystraszona. 
- Zostawcie nas w spokoju - warknęła srogo 
- Ależ nie skreślaj nas tak od razu 
- Panienko, nie miałabyś ochoty może na małą zabawę 
- Koleżanka na pewno też się chętnie dołączy 
- Jesteście odrażający... 
- Cóż za ostre słowa 
- Grace... - szepnęła do niej coraz bardziej poddenerwowana 
- Spadajcie, bo mój chłopak się wami zajmie - burknęła szybko 
- Czy ona mówi o Ryanie? - pomyślała zdziwiona Alice 
- Chłopak? Ależ ja go tutaj nie widzę 
- Co z oczu, to z serca. Masz prawo się trochę zabawić 
- Nie mam ochoty - odparła sądząc, że prowadzenie z nimi dyskusji do niczego nie doprowadzi, lecz liczyła chociażby na zyskanie odrobiny czasu 
- Chłopak się nie dowie 
- A kicia też kogoś ma? - zwrócili się po chwili do blondynki 
- Zostawcie ją - warknęła nastolatka 
- Halo, kotku, padło pytanie 
- Nie każ nam czekać, bo nie jesteśmy cierpliwi - wtrącił nieco podnosząc głos 
- Więc, masz kogoś? 
- M...mam - wykrztusiła bez większego przekonania, uciekając płochliwie wzrokiem 
- Coś mi tu śmierdzi kłamstewkiem 
- A mi nie powiem czym - pomyślała brunetka próbując wymyślić na szybko jakieś wyjście z zaistniałej sytuacji 
- Kicia nas oszukuje? - zwrócił się jeden do drugiego, nieznacznie się przybliżając 
- Więc jednak bezpański kotek. Może cię przygarniemy, co ty na to? - wyszczerzyli się w szerokim uśmiechu 
- Sory. ale ten kotek ma właściciela - usłyszeli po chwili męski głos, wnet szybko się obrócili i zrobili niewielki krok do tyłu w zaskoczeniu 
- Blaine! - zawołała niemalże wniebowzięta widząc znajomą twarz i błyskawicznie pobiegła do chłopaka. Nie miała pojęcia, co konkretnie nią kierowało - strach czy może radość bliska euforii na samą myśl, że wreszcie wróci do domu. Co by to nie było, zawładnęło nią na tyle, by kazać jej podbiec jak najszybciej do chłopaka i mocno go przytulić. Przez ten czas dopiero teraz poczuła się w miarę bezpiecznie, pomimo iż trzech zapijaczonych mężczyzn wciąż stało obserwując ją, najwyraźniej nie mając zamiaru odejść. 
Blondynka wtuliła się w bruneta, a jej przyjaciółka nie chcąc pozostać w tyle wśród tych nieznajomych szybko podbiegła i stanęła skryta za nim. 
- A ty coś za jeden? - warknął wyraźnie niezadowolony z przybycia nastolatka 
- Nikt ważny - odparł od niechcenia, jakby znudzony. 
- Ej, szczylu, za kogo ty się, kurwa, uważasz!? - krzyknął zdenerwowany, a mimo to brunet go zignorował. 
- Idziemy - zwrócił się spokojnie do dziewczyn, po czym odwrócili się od nieznajomych z zamiarem odejścia. 
- Mówimy do ciebie, gówniarzu! Co ty sobie myślisz? - warknęli idąc ich śladem, na co łowca westchnął i się zatrzymał. Spojrzał zza ramienia na mężczyzn 
- Myślę, że nie odpowiada im wasze towarzystwo - rzucił od niechcenia irytując jeszcze bardziej swym lekceważącym tonem rozmówców 
- Bo co? Bo ty niby jesteś lepszy od nas? - warknął 
- Weź, daj mu spokój już 
- Nie, kurwa! Niech on sobie nie wyobraża, chuj wie co 
- Olej gówniarza i chodźmy się jeszcze napić - dyskutowała dwójka z nich 
- Z jakiej paki mamy mu odpuścić? - wtrącił się trzeci. - Ty, młody, nie skończyliśmy z tobą! 
- Ale jesteście upierdliwi... - parsknął już zirytowany 
- Coś ty powiedział!? - wyrwał się pierwszy 
- Zależy wam na towarzystwie jakiś dziewczyn? - zapytał spokojnie, a ci spojrzeli po sobie. - No to idźcie do najbliższego klubu. Tam powinny być jakieś na tyle pijane, by móc z wami wytrzymać, albo przynajmniej zabierzecie komuś piwo - rzucił 
- Czy on nas właśnie obraził? - zapytał gibiąc się na boki do znajomego 
- Co za różnica, skoro dobrze gada?  
- Dobrze gada? Ile ty wypiłeś? 
- Tyle co ty, więc nie narzekaj - zaczęli się sprzeczać. - Są panienki? Są. Jest alkohol? Jest 
- Ja nie zamierzam smarkaczowi odpuścić 
- Dajcie spokój, mi nie zależy 
- Nie będziesz mi mówić, co mam robić - pchnął nagle mężczyznę, który spojrzał na niego wyraźnie zaskoczony 
- A ty nie będziesz mnie popychać, rozumiesz. Nie pozwalaj sobie - odparł i oddał mu tym samym 
- Uspokójcie się 
- Ty się nie wtrącaj, idioto! 
- "Idioto"!? - cała trójka wpadła w konflikt, podczas którego nastolatkowie na spokojnie się oddalili. 
Szli przed siebie wyglądając auta chłopaka. Dziewczyny bały się odwrócić, aby sprawdzić, czy mężczyźni wciąż są pochłonięci kłótnią. Nie mogły uwierzyć, że jakoś im się udało wybrnąć z tej sytuacji z pomogą chłopaka. Spojrzały na niego idąc wciąż w milczeniu. Szedł spokojnie, jak gdyby nic się specjalnego nie wydarzyło. Po prostu podążał z uniesioną prosto głową powoli prowadząc dziewczyny do samochodu. Dość szybko poczuł na sobie spojrzenia rówieśniczek.
- Któraś mi wyjaśni, co wy tutaj tak właściwie robicie? - zapytał wreszcie, po czym przeszedł na drugą stronę ulicy, a te za nim. Usłyszały krótki dźwięk pojazdu w momencie, gdy brunet wcisnął przycisk, aby ten się otworzył. Brunetka od raz pobiegła w jego kierunku.
- Obiecałyśmy przyjść na imprezę Halloween'ową, ale zaszła pomyłka. Trafiłyśmy do wschodniej dzielnicy, zamiast do zachodniej - wyjaśniła pokrótce blondynka, a jej przyjaciółka nie czekając ani chwili wpakowała się do środka samochodu na tylne siedzenie, jakby obawiała się, że towarzysze odjadą bez niej. Ci wreszcie również dotarli do pojazdu.
- Naprawdę pomyliłyście dzielnice? - rzucił nieco zaskoczony, otwierając nastolatce drzwi. Usiadła z przodu na miejscu pasażera i nie odezwała się słowem. Zamiast niej krzyknęła brunetka
- To nie nasza wina! - usprawiedliwiała się, a brunet zajął miejsce za kierownicą. Odpalił samochód, dziewczyny szybko poczuły, jak włączone zostało ogrzewanie i odetchnęły, czując przyjemne ciepło.
- Wieczór pełen przygód - stwierdził spokojnie, a Grace momentalnie wychyliła się do przodu
- Nawet nic mi nie mów! Najpierw ta obskurna dzielnica, potem okropny klub, w którym doszło do bójek, a chwilę potem nas napadnięto
- Co? - spojrzał na nią zaskoczony. Blondynka złapała się za ramiona i obróciła nieznacznie w fotelu, układając się na bok.
- To, co słyszysz. Jakiś gościu złapał Alice i zaciągnął do zaułka, po czym ukradł jej torebkę, w której były pieniądze na taksówkę. Dobrze, że komórkę ja miałam w dłoni - prychnęła odsuwając się z powrotem do tyłu i zapięła pasy. Samochód ruszył.
- Nic ci nie jest? - skierował pytanie do milczącej rówieśniczki, która ślepo wlepiała wzrok w okno starając się wyciszyć, aby nie dopuścić do jeszcze jednego wybuchu płaczu. Na samą myśl o tamtym wydarzeniu jednak łzy same cisnęły jej się do oczu
- Nic, wszystko gra - odparła niepewnie i dość cicho
- Mało brakowało...
- Grace, przestań - uciszyła dziewczynę, która dopiero po chwili zorientowała się w sytuacji. Od razu zamilkła i sama również zaczęła obserwować zmieniający się za oknem samochodu krajobraz. Zła na siebie za przywołanie tych wspomnień próbowała wymyślić coś, co rozluźniłoby atmosferę i rozweseliło dziewczynę, ale nie potrafiła na nic takiego wpaść. Cisza zaczęła jej ciążyć, prawie tak samo jak pozostałym nastolatkom. Myślała, jak przełamać milczenie sądząc, że ono tylko pogarsza stan przyjaciółki. Westchnęła i spojrzała nieco zamyślona na bruneta, który obserwował drogę.
- Tak w ogóle, to dzięki, że po nas przyjechałeś - rzuciła do niego spokojnie. - Nie polowałeś? - zapytała, a chłopak na moment milczał, jakby jeszcze nie do końca oswojony z myślą, że Grace wie o Wymiarze Snów i sytuacji, w jakiej się znajdują będąc łowcami.
- Nie, musiałem coś załatwić - odparł i zatrzymał auto przed sygnalizatorem, który bił czerwonym światłem. - Zadzwoniłyście akurat chwilę przed tym jak zamierzałem pójść spać
- Chociaż raz miałyśmy dzisiaj z czymkolwiek szczęście - westchnęła zrezygnowana i całkiem zmęczona. - A już myślałam, że nie spałeś, bo sam gdzieś się bawiłeś na jakiejś imprezie - dodała z chytrym uśmiechem, a chłopak spojrzał na nią zdziwiony takim stwierdzeniem
- Ja? - zapytał zaskoczony
- No, przebrany na przykład za jakiegoś wampira
- Wyobrażasz mnie sobie w stroju Draculi? - zaśmiał się pod nosem
- Wolisz wampira ze "Zmierzchu"? - zapytała radośnie, wnet oboje usłyszeli jak Alice się zaśmiała. Brunetka odetchnęła z satysfakcją, że jednak udało jej się jakoś wspomóc samopoczucie przyjaciółki. - Co cię tak bawi, Alice? Przecież wystarczyłoby trochę białego pudru.... - zaczęła mówić z uśmiechem na twarzy
- Blaine i puder? - zaśmiała się
- Zaraz was wysadzę - rzucił rozbawiając je tym jeszcze bardziej
- Już dobra, dobra. Łapię, nie lubisz wampirów - uspokoiła się Grace. Blondynka spojrzała na chłopaka badawczo
- W sumie to ja nie jestem wcale zaskoczona, że nie jesteś przebrany - stwierdziła w końcu, a ten uśmiechnął się szelmowsko
- Jak to nie jestem?
- A jesteś? - zapytała śląc podejrzliwe spojrzenie
- Tak
- Za Blaine'a? - zapytała mierząc go wzrokiem. Spojrzał na nią z chytrym uśmiechem
- Za szofera. Gdzie panienkę zawieść? - rzucił
- Haha, bardzo śmieszne - mruknęła, ale w istocie wywołało to uśmiech na jej twarzy. - A tak poważnie, wiesz gdzie jechać? - zapytała wreszcie
- Grace, tam gdzie poprzednio?
- Zawieź mnie pod sam dom, mam już gdzieś czy rodzice to zauważą - odparła.
- Jak można mieć tyle pecha? - rzuciła ponuro blondynka
- Łowcy przyciągają nieszczęścia - oznajmił spokojnie
- Naprawdę?
- Tak, ale tyczy się to momentów, kiedy księżyc jest w pełni - wyjaśnił szybko. - Teraz to po prostu był wasz osobisty pech - wyjaśnił, a te wbiły w niego wzrok
- Miło - skomentowała sarkastycznie brunetka. Zaczynała już kojarzyć okolicę, więc czuła, że jeszcze trochę i znajdzie się wreszcie w domu. Nie mogła uwierzyć, jak bardzo cieszy się z tego powodu. - Wygląda na to, że jesteśmy ci winne przysługę - dodała bez wyrazu
- Alice już jest mi tyle winna przysług, że nie wiem kiedy ja to sobie odbiję
- Jedną skreśl! Napisałam za ciebie test z historii
- Niech ci będzie - zaśmiał się.
Jechali jeszcze trochę, aż wreszcie znaleźli się pod domem brunetki. Dziewczyna przeciągnęła się w samochodzie i wesoła jak nigdy otworzyła drzwi, by wysiąść.
- Home, sweet home! Jeszcze raz dzięki - rzuciła radośnie, a ten przytaknął krótko. - Tylko odwieź kotka bezpiecznie do domu - dodała z zadziornym uśmiechem i zamknęła drzwi. Domyślała się, że teraz niewątpliwie Alice posyła jej srogie spojrzenie i w istocie tak było. W podskokach ruszyła w kierunku mieszkania. Blaine w tym czasie już ruszył z miejsca samochodem, teraz kierując się do domu blondynki. Będąc już w połowie drogi do celu ziewnął już któryś raz. Rówieśniczka wbiła w niego wzrok w małym zastanowieniu.
- To nie z winy wskaźnika, prawda? - odważyła się wreszcie zadać nurtujące ją pytanie, chociaż przewidywała, jaka czekać będzie ją odpowiedź
- Nie - odrzekł zgodnie z założeniami. - Po prostu dawno nie spałem - wyjaśnił
- Długo jesteś w stanie wytrzymać bez snu?
- Nie wiem, różnie bywa, a co?
- Tak tylko pytam... Ostatnio coraz częściej łapie mnie senność i to w momentach, gdy nie powinnam sobie pozwolić na zaśnięcie
- Na to nie ma stałej reguły. Raczej czujesz jak bardzo już zmęczona jesteś. Gdy oczy same ci się zamykają, to już jest źle
- Mhm
- Dlatego lepiej, żebym w miarę szybko cię odwiózł, bo będzie kiepsko jeśli zasnę za kierownicą
- Zdarzyło ci się to już
- Na szczęście nie, ale jazda na długi dystans bez wcześniejszego wyspania się już nie jest mi dana - odparł i zatrzymał samochód, znaleźli się wreszcie na miejscu. Dziewczyna mimo to siedziała jeszcze na moment w samochodzie, wbijając ślepo wzrok gdzieś w przestrzeń. - Wszystko gra?
- Tak - odezwała się pośpiesznie, wyrwana z zamyślenia. Spostrzegła, że brunet przygląda się jej nieprzekonany jej odpowiedzią. - Spojrzała przez okno na swój dom. Ciemny, pusty, duży dom. Wzięła głęboki wdech. Nawet nie zorientowała się, kiedy brunet zdążył wyjść z auta. Dopiero gdy otworzył jej drzwi zdała sobie z tego sprawę. Podskoczyła jak oparzona i wysiadła dość niepewnie.
- Dziękuję, wiesz... - próbowała zebrać myśli w słowa. Rozmówca oparł się o samochód zwrócony ku niej.
- Wiem. Nie ma sprawy - odparł, a ta uśmiechnęła się żałośnie i obróciła w kierunku domu. Patrzyła na niego czując pewną ulgę. Myślała już tylko o tym, aby zamknąć się w swoim pokoju i położyć pod ciepłą kołdrą. Spojrzała wytęskniona w okno swojego pokoju z radosną myślą, że lada moment się tam znajdzie. Jednak jej nastawienie diametralnie się zmieniło w momencie, gdy dostrzegła za szybą jakiś ruch. Zrobiła płochliwie kilka kroków do tyłu i wystraszona wydała z siebie stłumiony pisk. Nastolatek, który już miał z powrotem wsiadać do auta spojrzał na nią zaskoczony.
- Coś nie tak? - zapytał zdezorientowany
- Tam... tam ktoś jest - rzuciła czując narastające przerażenie. Brunet spoglądał na nią badawczo, jakby nie rozumiejąc co ona próbuje mu przekazać
- Ktoś jest w twoim domu? - upewnił się, ta od razu przytaknęła
- Coś się poruszyło w moim pokoju, jakiś cień 
- Wydaje mi się, że wyczerpałaś już dzisiaj limit nieszczęść. Pewnie ci się zdawało
- Nie zdawało mi się - odparła drżącym głosem, chociaż powiedziała to bez przekonania. Nastolatek ziewnął i spojrzał w okno
- Słuchaj, jesteś wciąż roztrzęsiona po dzisiejszych wydarzeniach i przez to masz przywidzenia. To wszystko
- Ale... - spojrzała raz jeszcze w to samo miejsce już samej nie będąc pewnym czy faktycznie umysł płata jej figle, czy też nie. - Ukradziono mi dzisiaj klucze - powiedziała raczej sama do siebie, jakby oswajając się w ten sposób z tą myślą
- Wątpię, żeby był na nich adres, poza tym to fizycznie niemożliwe, żeby udało mu się tu dotrzeć przed nami - rzucił pewnie, a Alice przytaknęła wciąż nieprzekonana. - Ok?
- Ok... - odparła posępnie, a ten ponownie ziewnął. Był coraz bardziej senny, wiedział, że musi szybko wrócić do domu w obawie przed zaśnięciem w samochodzie. Otworzył drzwi z zamiarem zajęcia miejsca za kierownicą
- Poradzisz sobie? - zapytał dla pewności, ale dziewczyna pośpiesznie przytaknęła udając, że faktycznie tak będzie. Co mogła innego zrobić? Nie potrafiłaby powiedzieć mu: "Nie, boję się. Zostań", chociaż chciała to zrobić. Wiedziała, że te słowa nie przejdą jej przez gardło blokowane głupią chęcią zgrywania osoby, której wcale nie potrzeba niańczyć. Zaczynała jednak w głębi rozumieć, że właśnie taką osobą była. Przez cały czas miała wrażenie, że nigdy nie szukała w nikim na siłę oparcia. Dotarło do niej, że w każdym miała swego rodzaju podporę. To ją cieszyło, ale zrozumiała także, że bez tych podpór z niczym by sobie nie poradziła. To z kolei ją jedynie dobijało. Już zdążyła się przekonać tej nocy jak kruchą, słabą i bezbronną jest osobą, która nie potrafi sobie sama poradzić. Hamowała łzy i w popłochu uciekła myślami z tamtych wydarzeń, wracając do chwili obecnej. Blaine wciąż stał przy aucie i patrzył na nią, jakby na coś czekał. W jego oczach dostrzegła niedowierzanie, więc powtórzyła się.
- Poradzę sobie - wykrztusiła nieśmiało i odwróciła. Wreszcie zaczęła iść w stronę wejścia, powoli oddalając się od pojazdu. Chłopak obserwował przez chwilę, jak ta odchodzi, po czym wsiadł wreszcie do auta. Zapiął pas, uruchomił samochód i opuścił hamulec ręczny, wciąż dociskając pedał hamulca, aby auto się nie stoczyło. Trzymając kierownicę zaczął stopniowo opuszczać nogę ze sprzęgła. Już czuł jak Tesla została wprowadzona w lekkie drgania, a mimo to stale trzymał wciśnięty do oporu pedał hamulca, zamiast ruszyć w drogę. Popadł w zamyślenie, nawet się nie zorientował kiedy puścił za bardzo sprzęgło, a auto zgasło. Westchnął zabierając dłonie z kierownicy i spojrzał za blondynką, która była już prawie u celu.
- Nie wierzę, że to robię - mruknął przestając rozumieć swoje postępowanie i tok myślenia, ale nie potrafił nic z tym zrobić.
Alice stanęła przy drzwiach, po czym schyliła się po zapasowe klucze, które były skryte pod sztucznym kamieniem ciśniętym pod niewielki krzak. Gdy tylko trafiły do jej rąk, wepchnęła je w zamek, chociaż wciąż czując nieco lęk obawiała się je przekręcić. Po chwili usłyszała krótki dźwięk zamykanego samochodu. Zaskoczona odwróciła się i ujrzała bruneta, który szybko do niej podbiegł.
- Blaine? - spojrzała na niego pytająco, nic nie rozumiejąc
- Sprawdzę na wszelki wypadek, czy na pewno nikogo w środku nie ma - powiedział unikając mimo wszystko spojrzenia rozmówczyni, u której po tych słowach pojawił się błysk w oczach. Szybko jednak się otrząsnęła i otworzyła drzwi, po czym oboje weszli do środka.
W domu panowała całkowita ciemność do momentu, aż nastolatka zapaliła światło. Mieszkanie nie wyglądało w żadnym stopniu, jakby odwiedził je włamywacz. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czy może faktycznie z powodu dzisiejszych wydarzeń ma po prostu urojenia, ale to wcale nie było lekarstwem na jej strach. Ruszyła z chłopakiem do salonu, rzucali tylko przelotne spojrzenia na otoczenie.
- W takim razie rozejrzę się - oznajmił po czym ziewnął wyraźnie naprawdę usilnie powstrzymując się od zaśnięcia. Bez chwili zawahania skierował się w kierunku najbliższego pomieszczenia
- Czekaj, a jeśli naprawdę ktoś tutaj jest? Może ci zrobić krzywdę - zaoponowała, a ten zerknął na nią kątem oka
- Jeśli to tylko włamywacz to jak tylko zorientuje się, że ktoś jest w domu od razu będzie próbować uciec, a nie nam coś zrobić - starał się w jakiś sposób uspokoić blondynkę.
- W takim razie pójdę z tobą - rzuciła szybko do niego podchodząc. W pierwszej chwili chłopak nie był pewny, czy wybić jej to z głowy, czy też nie. Bądź co bądź był przekonany, iż w domu nikogo nie ma, ale być może mimo wszystko dziewczyna obawiała się zostać całkiem sama, nawet jeśli miała znajdować się w swoim własnym salonie. Ostatecznie nie odezwał się słowem, po prostu ruszył zajrzeć do pokoi.
Dość szybko przeszukali cały parter, więc pozostało im jedynie piętro, na które Alice obawiała się wejść. Chcąc nie chcąc uczyniła to, wspinając się dość niepewnie po schodach za rówieśnikiem.
Już będąc na górze uznała, że naprawdę ktoś znajduje się w domu. Z przerażeniem spojrzała na pracownię rodziców, która zawsze pozostawała zamknięta, a jednak tym razem była otwarta. Chłopak dostrzegł strach w jej oczach, które kierowała na tamto pomieszczenie
- Co to za pokój?
- To pokój moich rodziców. Zawsze jest zamknięty... - powiedziała nieśmiało i lękliwie. Na te słowa chłopak skierował się w tamtą stronę z zamiarem sprawdzenia pomieszczenia. Dziewczyna pomimo strachu nie odstępowała go na krok. Otworzył szerzej przejście odsłaniając widok, który wprowadził w sercu dziewczyny jeszcze większy niepokój. Porządek i organizację jaką kojarzyła z tą pracownią teraz wydawały się tylko legendą. Wszędzie były porozrzucane segregatory, po całym pokoju walały się kartki, teczki i tym podobne rzeczy. Zrobiła wielkie oczy obserwując to.
- Chciał coś od rodziców? - pomyślała przestraszona, nawet już nie czując powiewów zimnego wiatru, który wlatywał przez otwarte okno. Niespodziewanie rozległ się głośny huk, który dobył się z pokoju dziewczyny. Podskoczyła jak oparzona i odruchem schowała się za rówieśnika, który błyskawicznie wyszedł z powrotem na korytarz i obrócił się w tamtą stronę.
- Zaczekaj tutaj - rzucił do niej pośpiesznie
- Ale...
- Zaczekaj - przerwał jej szybko i ruszył wzdłuż korytarza z powrotem do pokoju nastolatki. Po drodze chwycił za długi wazon, w którym znajdowały się sztuczne kwiaty. Wyjął je i pozostawił za sobą dalej wędrując w kierunku źródła tamtego hałasu. Alice zamarła w bezruchu ponownie ulegając strachowi. Sparaliżował ją sprawiając, że stała się jak posąg. Czekała niecierpliwie na dalszy rozwój wydarzeń coraz bardziej poddenerwowana. Tętno jej niemożliwe podskoczyło, gdy tylko umysł jak na złość zaczął jej podsuwać do głowy najgorsze możliwe scenariusze. Obserwowała jak chłopak wchodzi do pomieszczenia, skręca znikając jej z pola widzenia. Rozległ się jeszcze jeden huk. Na jego dźwięk zacisnęła mocno powieki. Po całym jej ciele przebiegł dreszcz. Wtem nastąpiła całkowita cisza.
- Alice... - wypowiedział jej imię, wtem momentalnie się ożywiła
- Nic ci nie jest? - zapytała wychylając się nieznacznie na bok ze złudną nadzieją, że cokolwiek ujrzy
- Mam tego twojego włamywacza - oznajmił spokojnie, a ta nie mogła uwierzyć w to co słyszy
- Co? Jak to? - zaczęła pytać przejęta i spanikowana. - Nic ci nie zrobił?
- Zagoi się - odetchnął po czym usłyszała dziwny dźwięk, którego nie potrafiła określić. - Chcesz go zobaczyć? - zapytał po chwili dość wesoło
- Słucham!? - zrobiła wielkie oczy ogarnięta niewypowiedzialnym zmieszaniem i szokiem
- No chodź - zawołał ją, ale wywołał tym jeszcze większe zdezorientowanie u nastolatki
- Jak ty możesz być tak spokojny w takiej sytuacji? - zapytała płaczliwie, a on się zaśmiał
- Dobra, nie chcesz przyjść to nie - odparł niby od niechcenia, a ona posłała pytające spojrzenie w kierunku, z którego dobywał się głos bruneta. - W takim razie zabiorę go do ciebie - oznajmił
- Co? Czekaj! - cofnęła się o krok, ale już usłyszała kroki. Nie wiedziała jak ma zareagować, ani co jej rówieśnik kombinuje. Po chwili jednak wyłonił się na korytarz podążając w jej kierunku. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Wreszcie brunet stanął tuż przed nią
- Oto i włamywacz - podniósł nieco wyżej trzymanego zwierzaka, który nagle miauknął. Blondynka wbiła w niego wzrok zbita z tropu i wręcz zaniemówiła
- Kot...? - wykrztusiła wreszcie przyglądając się stworzeniu
- Tak - odparł krótko. - Właśnie przewrócił lampę, pewnie próbując na nią wskoczyć, stąd ten hałas - wyjaśnił samemu również zerkając na niego
- Ale, co tutaj robi kot? - zapytała podejrzliwie
- Okno - odrzekł szybko. - Musiał wejść przez otwarte okno w pokoju twoich rodziców
- Co nie wyjaśnia dlaczego drzwi do niego były otwarte i dlaczego jest tam taki bałagan - westchnęła. Nagle energicznie uniosła wzrok na bruneta, jakby ją nagle olśniło, ale w odpowiedzi on posłał jej jedynie pytające spojrzenie. Szybko zbiegła na dół, pozostawiając chłopaka ze zwierzakiem. Zdezorientowany dopiero po chwili w spokoju za nią ruszył, podczas gdy ta już zaglądała do kuchni.
- Co robisz? - zapytał zmieszany, a ta pokazała mu rozpoczętą paczkę herbatników
- Ci pracoholicy musieli wrócić w pośpiechu do domu po jakieś papiery, przez które przetrząsnęli całą pracownię - westchnęła jakby zrezygnowana. - Tak się spieszyli, że nie zamknęli nawet drzwi, ale na to, by podjeść herbatniki to zawsze znajdą czas
- Aha? - widać było po nim dezorientację. Alice nie oczekiwała po nim, że to zrozumie. Ona po prostu już przywykła do rytuału rodziców, jakim było jedzenie herbatnika zaraz po przyjściu i na moment przed wyjściem. Przyłożyła dłoń do twarzy niezwykle zażenowana
- Boże, a ja byłam przez nich bliska zawału. Idiotka ze mnie - parsknęła, wnet kot ponownie miauknął spoglądając na nią. Od razu wbiła w niego wzrok wyraźnie zmęczona
- Wystraszyłeś mnie, wiesz? - powiedziała do niego. - Jeszcze tylko kota dzisiaj brakowało
- Ciągnie swój do swego - rzucił żartobliwie nastolatek. Blondynka spojrzała na niego z niedowierzaniem i pewnym ruchem zdjęła z głowy kocie uszy
- Zapomnijmy o tym - powiedziała stanowczo, a ten uśmiechnął się krzywo
- A co jeśli ja nie chcę? - zaczął się droczyć
- Chcesz. Ja na pewno chcę. Chcę wymazać cały ten dzień z pamięci - odsunęła się od lady udając się do salonu. Rozmówca poszedł za nią, spoglądał jak ciężko pada na kanapę wyraźnie zmęczona tym wszystkim. Siedziała w wygodnej kanapie wręcz nie mogąc uwierzyć, że to wreszcie koniec. Brunet podszedł do niej, po czym położył na jej kolanach zwierzaka 
- Co z nim? - zapytał niby od niechcenia i usiadł obok rówieśniczki
- Wróci do domu, na pewno jakiś ma
- Tak myślisz? - rzucił, a ta zaczęła go głaskać. Kot zaczął cicho mruczeć układając się na kolanach nastolatki
- Nie wydaje się dziki, pewnie należy do kogoś
- Udrapnął mnie, drań - prychnął, a ta się zaśmiała i spojrzała na rozmówcę
- Straszne - rzuciła żartobliwie
- Bardzo. Prawie rękę straciłem jak się zamachnął - odparł sarkastycznie opierając się wygodnie. Teraz tym bardziej kusiło go zaśnięcie, gdy już znalazł się ulokowany na wygodnej kanapie, a jednak wciąż próbował to zwalczyć. Wybudził go w pewnym stopniu śmiech blondynki
- Żart ci się wyostrzył? - zapytała wesoło
- Słynę z sarkazmu - odrzekł, ale nie była pewna, czy to prawda, czy kolejny żart. Poczuła się niemal tak samo zmęczona, jak jej rozmówca. Oboje chcieli już zapaść w sen. Nagle brunet ziewnął, a dokładnie w tym samym momencie zrobił to kot. Blondynka uśmiechnęła się, ale po chwili i ona był zmuszona dołączyć do pozostałych. Chłopak rozłożył ręce wzdłuż oparcia i odchylił na chwilę głowę do tyłu. Zdał sobie sprawę, że w tym stanie ostatnie co powinien zrobić, to prowadzić auto. Pomimo starań na pewno nie dałby rady przejechać dystansu, jaki dzielił jego dom, od domu Alice, bez żadnej drzemki. Westchnął zrezygnowany, a zwierze wskoczyło mu na kolana i ułożyło się wygodnie. Spojrzał na kota myśląc, że i jego zaraz zmorzy sen.
- Grace mi powiedziała - odezwała się nagle dziewczyna. Czuła już, jak jej powieki robią się niemożliwe ciężkie. Mimowolnie oparła głowę o ramię rówieśnika, który już był ledwie przytomny. Ziewnął raz jeszcze, po czym udało mu się wreszcie odpowiedzieć na słowa blondynki, a raczej zadać pytanie
- Naprawdę? - rzucił nie do końca przekonany.
- Tak - odrzekła krótko i sama ziewnęła. - Nie przekaże mi dokumentów, ale tobie tak - rzekła posępnie powoli zasypiając. - Dlaczego?
- Nie powiedziała ci dlaczego?
- Bo to niebezpieczne...
- Więc już znasz odpowiedź
- Ale ja chcę pojechać - rzekła stanowczo. - Muszę...
- Przykro mi, ale tak musi być - odparł po czym nastała chwila ciszy w ciągu której brunet wreszcie zasnął. Dziewczyna jeszcze krótką chwilę była przytomna, lecz na tyle zmęczona, że nie mogła się nawet ruszyć. Nie mogła już nawet podnieść powiek
- Blaine - zwróciła się do towarzysza, ale nie odpowiedział. Zrozumiała, iż najpewniej już jest w Wymiarze Snów. - I tak pojadę - mruknęła cicho pod nosem i sama również zasnęła. 
Wkrótce chłopak zawitał do jej snu. Przez jakiś czas unikał jej spojrzenia
- No i zasnąłem - westchnął z rezygnacją
- Pojadę z tobą - rzuciła na wstępie, a ten spojrzał na nią zdezorientowany. - Pojadę z tobą do tamtego mężczyzny - rozwinęła stając tuż naprzeciwko rozmówcy i patrząc mu prosto w oczy
- Nie pojedziesz - odparł krótko odpowiadając jej spojrzeniem
- Dlaczego nie? Nic mi się nie stanie - wykłócała się dalej
- Skąd ta pewność?
- Bo ty tam będziesz - odparła impulsywnie, po czym zamarła rozumiejąc, co właśnie powiedziała. Spojrzał na nią badawczo podchodząc bliżej
- To zbyt niebezpieczne. Nawet Grace ci to powie
- Nie szkodzi. Przecież nie będę tam sama
- Będziesz tam ze mną, ale co to zmieni?
- Przy tobie czuję się bezpiecznie - wykrztusiła wkładając to resztki pewności siebie, a i tak głos lekko jej się załamywał. Blaine opuścił wzrok w zamyśleniu
- A nie powinnaś - powiedział cicho. - Nie raz to z mojego powodu jesteś w niebezpieczeństwie
- To Wymiar Snów. Tutaj niebezpieczeństwo to coś normalnego - uśmiechnęła się nieśmiało. - Sam obiecałeś, że będziesz mnie chronić, pamiętasz? - odważyła się na te słowa, ale nie miała bladego pojęcia, jakiej reakcji oczekiwać po nich od rozmówcy. Jeszcze kilka miesięcy temu, gdy dopiero się poznali, zapewne byłby oburzony tym stwierdzeniem i prychnąłby, iż dotyczy to tylko walk w wymiarze. Teraz nie była w stanie przewidzieć jak zareaguje, ale wiedziała, że inaczej, niż miałoby to miejsce wtedy. Zbliżyła się jeszcze bardziej na tyle, na ile starczyło jej odwagi. - A ja obiecałam ci pomóc, więc chcę jechać - dodała wreszcie. Brunet ponownie spojrzał jej w oczy
- Właśnie dlatego, że mam cię chronić nie mogę pozwolić, byś pojechała, skoro ma się to wiązać z takim niebezpieczeństwem, o jakim mówiła twoja przyjaciółka
- Skoro już i tak się tyle razy narażałam, to i teraz mogę
- To nie wymiar, a rzeczywistość. Nie mogę ci zagwarantować nie wiadomo jakiej ochrony. W prawdziwym świecie oni mogą mieć broń, ja wtedy będę bezsilny i co wtedy?
- Dzisiaj jakoś ci to w niczym nie przeszkadzało
- Alice... - odwrócił wzrok i przejechał dłonią po włosach odgarniając kosmyki do tyłu
- Powinnam móc za siebie sama decydować. Chcę podjąć to ryzyko - odrzekła stanowczo z nadzieją, że uda jej się przekonać chłopaka, jednak tak się nie stało.
- Obiecałem Grace, że pojadę sam - oznajmił, a ta spojrzała na niego zaskoczona
- To co?
- Zgodziła się przekazać dokumenty tylko pod tym jednym warunkiem. Nie możesz jechać. Albo pojadę sam, albo żadne z nas tam nie pojedzie - oznajmił
- Blaine... - mruknęła ponuro, a on uśmiechnął się nieznacznie i przejechał dłonią gładząc ją po głowie
- Sam to załatwię, dobra?
- Nie "dobra"... - odparła markotnie i uciekła wzrokiem czując rumieniec na twarzy. Chłopak odsunął się i zaczął zmierzać w stronę wyjścia
- Chodź, trzeba zdobyć trochę pereł - zawołał za nastolatką, która stała z ponurą miną, ale ostatecznie ruszyła za rówieśnikiem już nie poruszając tego tematu. Nie zamierzała odpuścić, ale uznała, że wpierw musi przekonać Grace, by pozwoliła jej pojechać. Inaczej nie miała na co liczyć.
Skończyli łowcy. Chłopak czuł, że lada moment się obudzi. Odprowadził towarzyszkę do jej snu i pożegnał słowami, by zaczekała w nim do czasu obudzenia się. Zgodnie z poleceniem wróciła do swojego pomieszczenia z chwilą dla samej siebie. On natomiast nie musiał czekać długo, dość szybko biel zaczęła pękać jak szkło, a białe tafle opadać odkrywając czający się za nimi mrok.
Promienie słońca wdarły się już jakiś czas temu przez duże, balkonowe drzwi oświetlając salon. Alice jeszcze spała, natomiast chłopak powoli się wybudzał. Uniósł zaspane powieki rozglądając się po otoczeniu.
- Fakt, zasnąłem tutaj - pomyślał lekko skołowany widząc w pierwszej kolejności salon rówieśniczki. Po chwili dostrzegł i ją, jak leży wtulona w niego, z głową ułożoną na jego ramieniu, obejmowana przez jego jedną rękę. Uniósł drugą, aby przetrzeć zaspane oczy, po czym przeniósł z powrotem wzrok na blondynkę. Patrzył na nią smutno, wciąż mając ją w objęciu i trzymając jej ramię.
- Jednak nie dałem rady - powiedział cicho pod nosem i pogładził jej głowę. Nastolatka wciąż śpiąc poruszyła lekko dłonią, którą miała ulokowaną na jego mostku. Kota już nie było przy nich, dom wydawał się całkowicie pusty. Brunet spróbował wstać, nie budząc przy tym dziewczyny. Ułożył ją delikatnie na kanapie po czym się przeciągnął, a wzrokiem zawędrował do drzwi wyjściowych. Dziewczyna cicho mruknęła na powrót przyciągając na siebie jego uwagę. Kucnął na moment przy niej z posępnym wyrazem twarzy.
- Być może dla ciebie nie jest jeszcze za późno - pomyślał z małą nadzieją, odgarniając kosmyk jej włosów za ucho, po czym wstał i udał się do wyjścia. Gdy Alice się obudziła, jego już nie było. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine