niedziela, 23 października 2016

Sen dziewięćdziesiąty ósmy - Podróż

Senność dawała o sobie mocno znać, zwiastując porwanie łowców do Wymiaru Snów. Blaine zjechał z autostrady, samochód został zaparkowany w najbliższej strefie odpoczynku. Chłopak zdążył wypić sporo kawy, ale zapobieganie zaśnięciu było tylko odwlekaniem nieuniknionego. Musieli poświęcić czas na drzemkę, więc tak też zrobili. Założenie było jasne, pozostać w swoich snach. Nie mogli sobie pozwolić na przebywanie w wymiarze przez nieokreślony czas i pozbawienie siebie szansy na wybudzenie w przypadku, gdyby coś się działo.
Po dwóch godzinach w samochodzie rozbrzmiał dźwięk budzika, który został wcześniej ustawiony przez chłopaka. Melodia dotarła do nastolatków zmuszając ich do obudzenia się i nawołując, by ruszyli w dalszą drogę. Do przejechania zostało jeszcze wiele kilometrów, a była już godzina popołudniowa, co potwierdzało burczenie w brzuchach. Już dawno zdążyła minąć pora lunchu, a mimo to nastolatkowie nie robili sobie żadnej przerwy na posiłek. Teraz głód ich do tego zmuszał, więc w czasie jazdy wypatrywali uważnie jakichkolwiek lokali, w których mogliby zjeść obiad.
Zaraz po posiłku nastolatka włączyła telefon chcąc dotrzymać obietnicy, jaką złożyła przyjaciółce. Zignorowała nieodebrane połączenia od mamy i zadzwoniła do Grace, która niemalże natychmiast odebrała wyczekując już od dłuższego czasu telefonu od blondynki.
W czasie gdy dziewczyny ucinały sobie pogawędkę, Blaine sprawdzał trasę, którą mieli lada moment obrać. Przebiegał wzrokiem po mapie śledząc drogę, jaką mieli ruszyć i w międzyczasie sprawdzając coś w telefonie. W końcu blondynka się rozłączyła i podeszła do rówieśnika, patrząc mu przez ramię na mapę.
- Już? - zapytał spokojnie, a ta przytaknęła
- Będę musiała do niej zadzwonić jeszcze gdy będziemy już na miejscu - oznajmiła podążając wzrokiem wzdłuż autostrady przedstawionej na mapie. - Tutaj jedziemy? - zwróciła się do rówieśnika wskazując palcem na miejsce wysunięte nieco na obrzeża miasta, do którego jechali.
- Mniej więcej - oznajmił pokazując faktyczny cel podróży. - Tutaj przebywa ten mężczyzna... - rzekł po czym przeniósł palec trochę dalej. - A tutaj jest najbliższy motel. To jakieś zadupie, więc tak naprawę to też jedyny motel, jaki zastaniemy w okolicy, więc tam się zatrzymamy
- Motel? - zapytała z zadowoleniem, myślami już znajdując się w pokoju pełnym wygód. - To świetnie
- Nie licz na pięć gwiazdek - westchnął chowając mapę i  z powrotem wbijając wzrok w ekran komórki
- Wystarczy mi ciepły prysznic i wygodne łóżko. Nawet jeśli to motel na odludziu, to powinien zapewnić takie rzeczy
- Nie mogę się do nich dodzwonić, więc na miejscu się dowiemy, jak to będzie wyglądać - odparł zabierając rzeczy. - Najedzona? - rzucił krótko, a ta przytaknęła. - W takim razie jedziemy dalej - rozporządził, więc oboje opuścili budynek i powędrowali do samochodu.
Alice wpatrywała się w szybę, po której spływało mnóstwo kropel deszczu. Od momentu przekroczenia granicy stanu, na którego terenie przebywa szukany przez nastolatków starzec, wycieraczki samochodu pracowały na pełnych obrotach, a cały krajobraz stał się znacznie ciemniejszy. Panująca paskudna pogoda przykryła całe miasto posępną i nieprzyjemną aurą, której nie dało się nie poczuć. Co jakiś czas słychać było grzmot, raz głośniejszy, raz nieco cichszy. Z każdym jego brzmieniem, blondynka szukała wzrokiem błyskawic i nie raz je znajdowała. Wyładowania przecinały obraz malujący się w oddali, mknęły łącząc ziemię z pochmurnym niebem. Przez całą wcześniejszą drogę pogoda wydawała się nastolatkom sprzyjać - było całkiem ciepło, a niebo malowało się błękitem i miejscami było maźnięte przez biel przelatujących, pomniejszych chmur. Jednak im byli bliżej celu podróży, tym bardziej warunki atmosferyczne ulegały zmianie. Jakby ciemne, burzowe chmury były w jakiejś zmowie i ustaliły, aby zebrać się nad tym stanem, do którego jechała dwójka łowców. Nagromadziły się przykrywając cały obszar nieba i odseparowując ludzi od słońca.
Poza tymi ciemnymi obłokami zsyłającymi na ziemię ulewny deszcz, widok za oknem stale się zmieniał. W końcu po przejechaniu kilku kolejnych kilometrów obraz budynków został całkowicie zastąpiony przez drzewa rosnące gęsto po obu stronach ulicy, którą jechali nastolatkowie.
Chociaż przez burzowe chmury nie było widać ani skrawka nieba, to dla wszystkich było jasne, iż za tymi ciemnymi kłębami świeci już jasno księżyc wraz z milionem gwiazd. Nastolatkowie znaleźli się w całkowitej ciemności wśród roślinności, jaka zdawała się ich otaczać. Niektóre z gałęzi wykrzywione w ich stronę sprawiały wrażenie, jak gdyby starały się tknąć pojazd, którym się przemieszczali. Można było tak sądzić zwłaszcza w momencie, gdy wiał znacznie mocniejszy wiatr, pod którego wpływem gałęzie drzew zaczynały się szaleńczo ruszać i uchylać.
Nastolatkowie wytężali wzrok szukając nim budynku, który mógłby się okazać motelem, ale tak naprawdę, to nie widzieli praktycznie nic. Z egipskimi ciemnościami walczyły jedynie światła samochodu oświetlające najbliższy fragment drogi przed pojazdem. Łowcom towarzyszyły jedynie grzmoty, silny wiatr i ulewny deszcz.
- Wiesz na pewno, gdzie jechać? - zapytała sceptycznie blondynka
- Nie wiem nawet gdzie jesteśmy - odparł bez wzruszenia, na co dziewczyna zareagowała obdarowując go dość wystraszonym spojrzeniem
- Co? - rzuciła szybko lekko drżącym głosem
- Uspokój się, jadę jak GPS każe - oznajmił co jakiś czas spoglądając na ekran urządzenia. Blondynka nie poczuła się przez to pewniej, ale wtem oboje dostrzegli bijące w pobliżu światło, do którego zaczęli się kierować. Po pewnym czasie ich oczom ukazał się niezbyt duży budynek, na którego widok odetchnęli z ulgą.
Znaleźli się przy lobby, chłopak zaczął wyglądać jakiegokolwiek pracownika motelu. Stał coraz bardziej zniecierpliwiony, aż wreszcie wykorzystał stojący na szerokim biurku dzwonek, by zwabić kogokolwiek jego brzmieniem. Wreszcie zjawił się jakiś mężczyzna pędzący łeb na szyję do nowo przybyłych. Trochę zdyszany z zadowoleniem ich przywitał.
- Czy mogę państwu w czymś pomóc? - zapytał uprzejmie obserwując z uwagą rozmówcę
- Tak. Chcemy wynająć dwa pokoje - oznajmił, wtem mężczyźnie sczezła mina
- Dwa? - powtórzył licząc na to, że może w ten sposób nakłoni klienta do zmiany decyzji, lecz ten pozostał nieugięty
- Tak, dwa - powtórzył patrząc na recepcjonistę dość podejrzliwie
- Przykro mi, ale nie mogę państwu pomóc - odpowiedział niezwykle nieśmiało
- Jak to? - wtrąciła się Alice, gdy tylko to usłyszała. Ani myślała pójść teraz spać do samochodu, albo szukać innego motelu. Dobrze oboje wiedzieli, że żadnego nie znajdą przez dłuższy czas, a niewiele im brakowało do zaśnięcia. Tak samo zdawali sobie sprawę z tego, że powinni być porządnie wypoczęci przed udaniem się do starca, a to oznaczało zaśnięcie w choć trochę wygodnym łóżku i warunkach lepszych niż te, które oferowało auto.
Blondynka przyglądała się mężczyźnie, który nagle zaczął sprawiać wrażenie niezwykle zestresowanego. Spojrzała na rówieśnika z nadzieją, że coś wymyśli, wtem dostrzegła jego chłodne spojrzenie jakie kierował na rozmówcę
- Nie macie dwóch wolnych pokoi? Jakim cudem w motelu na takim odludziu już nie ma żadnych wolnych pokoi? - zapytał ozięble
- Nasz... nasz motel jest dość mały, nie mamy zbyt wielu pokoi i... - zaczął się tłumaczyć niezwykle przejęty do momentu, aż podszedł do nich jeszcze jeden pracownik wydający się zdecydowanie bardziej spokojny i profesjonalny
- Jest jakiś problem? - zwrócił się do zebranych zaniepokojony widokiem przestraszonego współpracownika
- Tak, jest - odparł bez chwili zawahania brunet. - Podobno nie macie wolnych pokoi
- W związku z panującymi obecnie warunkami atmosferycznymi, grupa wycieczkowa postanowiła przeczekać tę ciężką noc w naszym motelu, nim ruszy w dalszą drogę. To dość liczna grupka osób, a więc zajęli większość pokoi, jakie mieliśmy w ofercie
- Gdyby... gdyby pan złożył rezerwację - odezwał się nieśmiało poprzedni mężczyzna
- Gdybyście odbierali telefony - posłał mu srogie spojrzenie
- Niestety od jakiegoś czasu mamy problem z łącznością, najpewniej również  spowodowany przez panującą aktualnie pogodę, która towarzyszy nam już od jakiegoś czasu
- Blaine, co robimy? - zapytała konspiracyjnym szeptem wciąż licząc na jakieś wyjście z zaistniałej sytuacji, które nie każe jej wyjść z powrotem na zewnątrz, na ulewę.
- Naprawdę nie ma już żadnych pokoi? - westchnął zrezygnowany. Rozmówca wbił wzrok w stresującego się współpracownika, który dopiero po chwili się zorientował, iż ostatecznie wszystkie spojrzenia zostały na niego skierowane.
- Został jeden wolny pokój, trzyosobowy - oznajmił szybko udając się za biurko do dużego dziennika, upewniając się w swych słowach sprawdzając w spisie pomieszczenia. Brunet spojrzał na rówieśniczkę, jakby czekając, aż to ona podejmie decyzję.
- No dobra - rzuciła niepewnie. - Lepsze to, niż nic - wzruszyła ramionami.
Pokój był dość mały, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie przez fakt, iż znaczną część jego przestrzeni zajmowały łóżka, z czego jedno było piętrowe. W żadnym stopniu pomieszczenie nie przykuwało wzroku, ale nie wydawało się, by było w złym stanie. Stare tapety miejscami odchodziły od ścian, a meble, choć w nie najgorszym stanie, miały większe bądź mniejsze ślady użytkowania. Gościom jednak tak naprawdę nie potrzeba było wiele, wystarczyły im łóżka i dach nad głową, aby przejść jakoś przez tę jedną noc.
- Gdyby państwo czegoś potrzebowali, będą na dole - oznajmił uprzejmie i przekazał brunetowi klucz do pokoju. Chłopak opuścił sporą torbę na podłogę i rzucił okiem na otoczenie, podczas gdy Alice już myszkowała po pokoju.
- Patrz, jednak jest łazienka - rzuciła uradowana tym faktem i weszła do środka. - I suszarka, i ręczniki
- Tutejsze ręczniki... - zaczął mówić, gdy ta nagle wychyliła głowę zza framugi drzwi
- Ej, ciesz się, że w ogóle są. Poza tym, są nowe, jeszcze w folii - prychnęła odpakowując przedmiot. - Nie przygotowywałam się na całodniową jazdę z noclegiem - dodała obwiązując końcówki mokrych włosów ręcznikiem. Pomimo, iż udało im się zaparkować blisko wejścia do motelu, do którego następnie podbiegli, to panujące na zewnątrz oberwanie chmury w krótką chwilę sprawił, iż przemokli do suchej nitki.
- Szok - przewrócił oczami. - Idź pierwsza - oznajmił wyciągając komórkę
- Co? - krzyknęła z łazienki, z której szybko wyszła
- Chciałaś wziąć prysznic, idź pierwsza. Ja w tym czasie pójdę zadzwonić - oznajmił, a blondynka przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Całkowicie zapomniała, że jest zmuszona dzielić pokój z rówieśnikiem.
- Dobra, ale jest mały problem - oznajmiła z zażenowaniem. - Jak już mówiłam, nie szykowałam się na kilkudniowy wyjazd, więc... nie wzięłam żadnych ubrań - wykrztusiła, choć ledwie przeszło jej to przez gardło. Wolała nawet nie wiedzieć jak bardzo musiała się zrobić czerwona ze wstydu w trakcie wypowiadania tego. Nawet jeśli nie było w tym nic niezwykłego, skoro nie została poinformowana, iż wyjazd obejmie dwa dni i jedną noc, to czuła się jakby z własnej głupoty popełniła gafę.
- W tym nie zostaniesz, bo się przeziębisz - stwierdził rzucając krótkie spojrzenie na przemoczony strój dziewczyny, choć wzrok zabrał od niego w błyskawicznym tempie. Zaczął natomiast przenosić go po pokoju, jakby miał w magiczny sposób znaleźć gdzieś w nim jakieś ubrania.
- Nie sądziłam, że będzie ulewa. Zapowiadali słońce, bezchmurne niebo i że będzie ciepło
- Tak, ale u nas. Tutaj jest burza - schylił się ostatecznie do swojej torby. - W tym stanie często są pory deszczowe
- Nie wiem co jest gorsze. Ta sytuacja, czy fakt, że jak powiem Grace, że to jej wina, to tylko się uśmieje i jeszcze powie, że nie mam jej za co dziękować? - pomyślała załamana, aż rozbrzmiał telefon nastolatka. Podniósł się szybko i podał rówieśniczce koszulkę
- Włóż to, nic innego ci nie wynajdę - powiedział szybko, jednocześnie sprawdzając, kto dzwoni
- Ale... - zaczęła niepewnie, ale chłopak już łapał za klamkę
- Sory, muszę odebrać - rzucił do niej i wyszedł z pokoju, zostawiając w nim zdezorientowaną dziewczynę. Spoglądała na zamknięte drzwi, po czym spojrzała ostatecznie na koszulkę. W jednej chwili zażenowanie zastąpiło coś na wzór zirytowania.
- Czy tylko mi się to wszystko wydaje krępujące? - zapytała samą siebie w myślach udając się w stronę łazienki. - Ale dlaczego? Bo jestem w nim zauroczona? Głupie zauroczenie, miń wreszcie - burknęła odkładając na bok przedmiot i zamykając za sobą na zamek drzwi, po czym zaczęła z siebie zdejmować mokre ubrania i wieszać je od razu na szeroki kaloryfer.
- A może krępowanie się w takiej sytuacji jest czymś zupełnie normalnym - stwierdziła optymistycznie. - A on się nie krępuje bo... bo to Blaine... - odetchnęła zmęczona. -  Zastanawiam się, czy on w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, co się dookoła niego dzieje, gdy nie jest w Wymiarze Snów - pomyślała, po czym szybko się otrząsnęła. - Chrzanić to wszystko - rzuciła pod nosem mając dość zaprzątania sobie głowy głupotami.
Dziewczyna wyszła z łazienki, ujrzała siedzącego na łóżku bruneta, który raz jeszcze studiował dokumenty otrzymane od Grace. Wydawał się na tyle skupiony na nich, jakby się wyłączył na wszystko dookoła.
- Już... już możesz iść - wykrztusiła nie będąc pewną, czy ten zdał sobie sprawę z tego, iż łazienka jest już wolna i dopiero wtedy wyrwała chłopaka z zamyślenia.
- Ok... - rzucił w pierwszej chwili, przenosząc na rozmówczynię wzrok, aż go w nią całkowicie wbił, mimowolnie pozwalając, by jego źrenice się rozszerzyły, a dziewczyna poczuła się jeszcze bardziej zawstydzona. Nie potrafiła udawać, że tego nie dostrzegła, tak samo jak nie mogła wytrzymać, by nie uciec wzrokiem. Wciąż trzymając koniec męskiej koszulki, którą miała na sobie, momentalnie pociągnęła ją w dół, by jeszcze ją rozciągnąć, a zatem wydłużyć.
Musiała przyznać samej sobie, że nie spodziewała się takiej reakcji, tylko raczej beznamiętnej odpowiedzi i znudzonego spojrzenia. Być może nawet i była zadowolona z tego, że właśnie w tej chwili Blaine tak się jej przygląda, ale z drugiej strony miała wrażenie, że jeszcze chwila i jej twarz całkowicie przybierze kolor pomidora, właściwie to niewiele brakowało.
- Idziesz? - zapytała go, wnet brunet jak oparzony odwrócił czym prędzej wzrok. Bez słowa ruszył w stronę drzwi, przy których ostatecznie się zatrzymał
- W dokumentach znajdziesz krótką notatkę, co do jego miejsca pobytu. Lepiej ją przejrzyj - oznajmił nie odwracając się do rozmówczyni, po czym zamknął za sobą przejście. Alice dopiero po usłyszeniu, jak przekręca zamek puściła koszulkę
- Tak bardzo kocham i nienawidzę tego wyjazdu jednocześnie! - ryknęła do siebie po czym podeszła po dokumenty. Zabrała je i udała się do łóżka, po czym wsunęła się czym prędzej pod kołdrę. - Alice, jesteś żałosna... - powiedziała do siebie ostatecznie i padła twarzą w poduszkę czując lekkie załamanie i spore zmęczenie. Wreszcie obróciła się na plecy i zaczęła czytać papiery dotyczące starca.
Za szybą wciąż szalała burza, którą obserwowała nastolatka. Siedziała pod kołdrą, a jej łóżko znajdowało się tuż przy oknie, za którym ciemność czasem przełamywały błyskawice.
- Co za pogoda - skomentowała cicho siedząc pod kołdrą i opierając się o szybę. Przyglądała się światu za szybą jak w domu, gdy usadawiała się na swoim siedzisku z książką w ręce.
- Nie trafiło nam się - rzucił niespodziewanie brunet zamykając za sobą drzwi do łazienki. Dziewczyna nawet się nie zorientowała, kiedy znalazł się w pokoju. Jak oparzona pośpiesznie posłała za nim spojrzenie zaskoczona jego obecnością i tak, jak wcześniej wzrok Blaine'a utkwił na jej postaci, tak teraz jej wzrok zamarł wbity w rówieśnika. Szedł jak gdyby nigdy nic po prostu przeszedł przez pokój po drodze jeszcze trochę przecierając ręcznikiem włosy, bardziej je targając niż faktycznie susząc.
Od początku Alice uważała Blaine'a za niezwykle przystojnego, ale nigdy nie przywiązywała do tego większej uwagi. W zasadzie nigdy coś takiego nie przyciągało jej uwagi na zbyt długo, poświęcała ją na naukę i literaturę zamykając się w swoim małym świecie. Nawet jeśli chłopak przyciągał wzrok większości dziewczyn, ona zdawała się być na takie rzeczy odporna. Nie zaprzeczała, że Blaine z wyglądu wydawał jej się atrakcyjny, lecz nie było to niczym tak istotnym, dla czego miałaby stracić głowę. Ignorowała go, tak jak on ignorował w zasadzie wszystko i wszystkich dookoła. Nie była zainteresowana, pozostawał dla niej jak duch. Dopiero w Wymiarze Snów nawiązali ze sobą kontakt, ale wtedy na głowie miała cały wymiar i walkę z upiorami. Wtedy to nowa sytuacja i brzemię łowcy przysłoniło jej wszystko inne. Poza tym, pierwsze wrażenie jakie na niej wówczas wywarł brunet nie zwaliło jej z nóg, a raczej nie było zbyt dobre. Jednak z czasem go poznawała i przekonywała się do niego. Doszło do tego, że przyznała się, iż jest w nim zauroczona, o co nigdy by siebie nie podejrzewała.
Tak samo jak teraz nie mogła uwierzyć, że tak mu się przygląda i wbrew zdrowemu rozsądkowi nie może przestać. Przejeżdżała wzrokiem po jego umięśnionych ramionach, podczas gdy on kierował się w stronę łóżka. Stanął nad nim jakby czegoś szukając, aż obrócił się w jej stronę, jednak nie spojrzał na nią. Wbił wzrok w dokumenty, które trzymała w dłoniach i od razu zaczął po nie iść, podczas gdy blondynka siedziała jak wyłączona, wciąż obserwując chłopaka, który powoli podchodził. W samych spodenkach, z odkrytą wyrzeźbioną klatą i szerokimi barkami stanął tuż przed nią powodując, że coś takiego, jak zdrowy rozsądek u niej odszedł w zapomnienie. Widać było, iż ciężko trenuje w sekcji sportowej, a jednak uległa wrażeniu, że nie tylko to sprawiło, iż jego ciało wydawało jej się być tak obłędne. Domyślała się, że pewnie na rzecz wymiaru poświęcał czas na dodatkowe ćwiczenia, by być jeszcze skuteczniejszym jako łowca.
Wszelkie nakazy ogarnięcia się skierowane do niej zostały odepchnięte w najdalszą część jej umysłu, przepędzane przez tą część, która teraz pragnęła tylko, by brunet podszedł jeszcze bliżej. Ta druga część jej umysłu, w jakiej istnienie powątpiewała, a jaka przez tyle czasu była w uśpieniu, teraz wręcz krzyczała do niej niszcząc tą pierwszą, logiczną. Im chłopak był bliżej, tym ta czuła narastające podniecenie, a serce uderzało z każdym jego krokiem mocniej i mocniej. Stanął tuż przed nią nachylił się nieznacznie, a dla niej to było jak nagły bodziec, przez który zaskoczona przycisnęła mocno do siebie dokumenty i cała się napięła. Zdała sobie sprawę, że to jest ten moment, w którym na pewno nie byłaby w stanie mu się ani trochę oprzeć. Już i tak czuła, że straciła głowę, a przemawia przez nią już tylko tak silne podniecenie, jakiego wcześniej nigdy nie doznała. Ulegała woni rówieśnika, która dla niej była wciąż taka sama nawet po tym, jak wziął kąpiel. Jego przyjemny zapach nasilił się, gdy tylko się zbliżył.
- Przeczytałaś już je? - przeniósł wzrok z dokumentów na rozmówczynię, która rozluźniła uścisk, w którym uwięziła omawiane papiery i wpatrując się w twarz bruneta szybko przytaknęła. Jak mgnienie, zbliżył się jeszcze bardziej, by wziąć dokumenty, po czym odszedł z powrotem na swoje łóżko. Podziwiała już tylko jego plecy do momentu, aż usiadł na materacu. Zagryzła dolną wargę przeklinając samą siebie w duchu za wszystkie myśli, które w krótkiej chwili ją naszły. Zdrowy rozsądek jednak się nie poddał i próbował właśnie wrócić do władzy. Ostatecznie blondynka oderwała wzrok wbrew wszystkiemu wbijając go z powrotem w obraz za oknem, na panującą burzę. Pozwoliła, by jej głowa uderzyła o szybę, o którą się oparła.
Oboje jeszcze chwilę rozmawiali jakby czekając, aż zrobią się całkowicie senni, choć niewiele już im do tego brakowało. Burza nie mijała, w pokoju były zgaszone światła, ale błyskawice za oknem czasem rozświetlały w niewielkim stopniu wnętrze pomieszczenia. Grzmoty były tak głośne i wyraźne, że Alice nie była pewna, czy byłaby w stanie zasnąć, gdyby nie to, iż jest łowczynią
- Od początku wiedziałeś jaką ma moc Matt, prawda? - zwróciła się do rówieśnika spostrzegając kolejną błyskawicę, która uderzyła niepokojąco blisko
- Ta
- Elektryczność... Dlatego nie chciałeś powiedzieć o niej Avril? - zapytała już rozumiejąc sytuację
- Optymistycznie założyłem, że jednak Avril nie jest tak głupia i wie, że moc ziemi w teorii pokonuje moc gromu - powiedział spokojnie i nagle westchnął ciężko. - Jednak realistycznie założyłem, że wiedząc to Avril jeszcze bardziej będzie chciała się zmierzyć z Mattem, bo będzie jej przyświecać ta myśl, że ma przewagę, więc wygra
- A tak nie jest - zabrzmiało to jak pytanie, choć tego nie planowała
- Nie ma z nim szans. Nawet jeśli jej moc skutecznie przeciwdziała jego mocy, to udałoby mu się w jakiś sposób ją załatwić
- Pamiętasz co mówiła Scarlett? Matt zna Selene, a ona faktycznie chce zabić Jokera. To bez sensu
- W tą środę jest nów, oby do tego czasu wszystko stało się jasne
- Zaczynam tracić nadzieję, że kiedykolwiek stanie się dla nas wszystko jasne
Mężczyzna wyjął z ust papierosa wydmuchując kłąb ciemnego dymu. Azjatka zwęziła oczy obserwując to już po raz kolejny.
- Musisz karmić raka nawet w Wymiarze Snów? - prychnęła do niego szorstko, podczas gdy Limbo uśmiechnął się figlarnie i jak na złość wziął kolejnego bucha
- To jest uzależnienie, z tym się nie walczy
-  Z uzależnieniami właśnie się walczy - zmierzyła go wzrokiem. - Poza tym, w wymiarze nie powinno ci ono tak dokuczać
- No patrz, a jednak
- Limbo - rzuciła karcąco
- Dlaczego nie czepiasz się Mori?
- Przeszkadza ci coś we mnie? - zapytała srogo
- Jesteśmy w Wymiarze Snów. Tutaj nie czuje się głodu, a mimo to wciąż wpierdalasz te jabłka - burknął wskazując papierosem na trzymany w jej dłoni, nadgryziony owoc
- Lubię jabłka, nic ci do tego - odparła beznamiętnie
- Banda dziwaków... - pomyślała Enigma, a chwilę po tym do snu weszła Selene. Wszystko od razu zdali sobie sprawę z jej obecności. Zjawiła się w czarnym płaszczu, z zarzuconym na głowę kapturem przysłaniającym większość jej twarzy. Powoli zbliżała się do reszty łowców, którzy wraz z jej zjawieniem się wstali i spoważnieli. Limbo od razu pozbył się papierosa, a Mori jabłka.
- Witajcie - zsunęła kaptur i przejechała wzrokiem po zgromadzonych osobach. - Gdzie Vis?
- Nie wiemy - odparł Arcano ze spokojem
- Rozumiem
- Zdaje się, że miałaś dla mnie zadanie, Selene - zwróciła się do kobiety Mori i szybko do niej podeszła. Rozmówczyni z wyższością spojrzała na nią i popadła w krótkie zamyślenie. Po chwili uniosła rękę, którą skierowała do Azjatki i ruchem palców przywołała ją do siebie. Bez chwili zawahania stanęła tuż przy niej.
- Mamy dla ciebie, Mori, nową zabawkę - oznajmiła dumnie. - Przygotuj ją odpowiednio, może się okazać dla nas potrzebna - dodała przybliżając się do czarnowłosej towarzyszki. - Enigma ci wszystko później przekaże - dodała, a rozmówczyni przytaknęła.
- Przygotowanie będzie mogło trochę zająć
- Nie szkodzi. Ta zabawka i tak nie będzie mogła się pokazać na spotkaniu
- Rozumiem - rzuciła i odsunęła się od kobiet.
- Limbo, Arcano - przywołała pozostałą dwójkę, którzy spojrzeli na nią pytająco. - Wiecie może co z Visem?
- Gościu pewnie znowu odpierdala te swoje pogaduszki ze swoim koleżką - powiedział Limbo, na co Enigma zareagowała przykładając z zażenowaniem otwartą dłoń do twarzy
- Limbo... - rzuciła cicho pod nosem załamana, natomiast Selene z wyrozumiałością wysłuchała mężczyzny. Opuściła nagle wzrok
- Mamy jeszcze trochę czasu, ale... - zaczęła mówić w głównej mierze do samej siebie
- Sprawdzimy to - zaproponował Arcano, za co kobieta obdarzyła go spokojnym spojrzeniem
- Zgoda. Upewnijcie się, że Vis będzie na spotkaniu w czasie nowiu. Może się okazać nam potrzebny - oznajmiła, więc oboje opuścili sen, aby wykonać powierzone im zadanie. Przy Selene stała już tylko Azjatka.
- Potrzebny? Więc jednak nie zwiastujesz temu spotkaniu dobrego zakończenia - spostrzegła Enigma
- Twoje dedukowanie nigdy cię nie zawodzi, moja droga - uśmiechnęła się do niej. - Jednak to nie do końca tak...
- Wiem, wolisz dmuchać na zimne
- Zgadza się. Pamiętaj, że nie możemy być niczego pewni
- Myślisz, że Vis się zgodzi nam pomóc? Pamiętaj, że wspiera nas dość nieoficjalnie
- Jeśli wydarzenia przybiorą zły obrót, to na pewno nam pomoże
- Raczej chodziło mi o samo stawienie się na spotkaniu
- Wiem - odparła krótko. - Musimy wierzyć, że tak się stanie. Być może gdy poznają prawdę, to staną właśnie po naszej stronie
- Nie wydaje mi się - pomyślała niepewnie spoglądając na łowczynię. - To trochę martwiące, że właściciel elementu ognia tak szybko rozszyfrował twoją moc - rzuciła markotnie, a ta się cicho zaśmiała
- Martwiące? - spojrzała na nią z rozbawieniem. - Nie, to interesujące - uśmiechnęła się wesoło. Enigma nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć. Wtem kobieta nałożyła z powrotem kaptur na głowę i zaczęła się powoli oddalać. - Czas wszystko pokaże - powiedziała, nim opuściła sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine