niedziela, 7 stycznia 2018

Sen sto trzydziesty pierwszy - Samotność

W domu Alice rozniósł się głośny śmiech jej przyjaciółki, która zdawać się mogło, że po skosztowaniu przepysznego deseru Christophera straciła czujność. Jej podejście się zmieniło jak po zaklęciu, oczarowana kulinarnymi umiejętnościami odstąpiła od ciągłego słania podejrzliwych spojrzeń. Chociaż wciąż nie darzyła mężczyzny zaufaniem, ustąpiła chociażby ze względu na blondynkę wyraźnie zmęczoną zarówno panującą sytuacją, jak i jej nastawieniem.
- Chcesz mi powiedzieć, że naprawdę wepchnąłeś się komuś do budki na zdjęcia? - zapytała zanosząc się śmiechem
- Zdarza się - burknął zażenowany
- Wtedy zorientowałam się, że mnie śledzi - opowiadała dalej Alice
- Skończmy ten temat
- Nie, błagam. Alice, kontynuuj - namawiała przyjaciółkę, która sama również się śmiała, natomiast Christopher schował twarz w dłoniach. - Więc byłaś na zakupach, żeby kupić mi prezent. Przypomnij, do którego sklepu poszłaś?
- Tego ode mnie nie wyciągniesz, Grace - odparła krzyżując ręce na piersiach
- Niezła próba - zaśmiał się łowca
- Dobra, dobra - machnęła lekceważąco ręką. - Tak czy inaczej, szłaś po prezent dla mnie, a on cię śledził
- Pilnowałem - sprostował natychmiastowo
- Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jego pilnowanie oznacza śledzenie
- Nie śledziłem, tylko miałem na ciebie oko - poprawiał nieustannie nawet jeśli zdawało się to być bezowocnym wysiłkiem
- Zorientowałam się dopiero po tej budce na zdjęcia, gdy osoby w niej krzyknęły na niego
- Krzyknęły na ciebie?
- Bo nie chciał wyjść - zaczęła się śmiać, a mężczyzna wskazał palcem na dziewczyny
- Dobra, koniec z deserami - zagroził, co dla nastolatek okazało się być naprawdę poważną groźbą
- Nie! Ok, już skończyłyśmy temat. Nie było żadnego tematu - rzuciła w popłochu brunetka, na co mężczyzna w pierwszej chwili skinął głową, mając przy tym wysoko i dumnie uniesiony podbródek, lecz już po chwili zaczął się cicho śmiać.
- Znajdźcie sobie po prostu inny temat do rozmów niż moje wpadki przy pracy
- Wpadki przy pracy? Zepsułeś komuś zdjęcia - zaśmiała się Alice, a wtem rozmówca wskazał na nią palcem
- Uważaj - rzucił, a ta podniosła ręce na znak, że się poddaje, natomiast jej rówieśniczka ponownie zaczęła się śmiać.
- No dobra, auto - rzuciła szybko hasło sprawiając, że towarzysze obdarowali ją pytającymi spojrzeniami w wyczekiwaniu na rozwinięcie przez nią myśli. - Skoro masz samochód to czemu pozwoliłeś nam się tłuc autobusem, zamiast nas po prostu podwieźć? - zapytała jakby mając mu to za złe
- Nie wiedziałem, że mnie zauważyłaś
- Co to zmienia, skoro już wracałyśmy do domu? - powróciło podejrzliwe spojrzenie, natomiast mężczyzna przeniósł swoje na blondynkę
- Nie wiedziałem, czy powinienem
- Słucham?
- Wy, dzieciaki, macie siano w głowie i wszystko może się okazać ogromną zniewagą i skazą na honorze
- O czym ty mówisz? - wtrąciła Alice czując się całkowicie zmieszana. Rozmówca popatrzył po nastolatkach, po czym nachylił się nad stołem, wydając się przybierać powagę
- Jestem cool? - zapytał po chwili, w następstwie czego Grace wybuchnęła głośnym śmiechem mało nie wywracając się na krześle, ale nawet blondynka nie potrafiła się powstrzymać od przynajmniej zachichotania pod nosem. - No co?
- Kto w ogóle zadaje takie pytania? - usłyszał w odpowiedzi od brązowookiej
- Eh, gówniarze. Z wami się nie da dogadać - prychnął z naburmuszoną miną, powodując u dziewczyny jeszcze większy napad śmiechu
- Postaw się na naszym miejscu. Jakiś facet w fartuszku w kaczuszkę pyta się z poważną miną, czy jest cool. Proszę cię
- Skąd w ogóle to pytanie? - zdziwiła się łowczyni, na co ten tylko westchnął
- Zakładam, że w oczach wszystkich nastolatków pokazanie się z jakimś matkującym dorosłym to wstyd i nie wiem czy chciałabyś, żebym po ciebie nagle podjechał, gdy byłaś z przyjaciółką - mówił chociaż czuł pewną irytację słysząc śmiech brunetki. - A fartuch nie jest mój! - rzucił niespodziewanie
- Nie wiem jak to wygląda u większości nastolatków, ale mi nie przeszkadzałoby, gdybym miała podwózkę do szkoły - oznajmiła spokojnie, a rozmówca przytaknął mrucząc coś pod nosem
- Mnie też możesz podwieźć - wtrąciła Grace
- No proszę, jednak nie taka skaza na honorze - rzekł zaczynając zbierać naczynia
- Ani trochę. Przecież w razie gdyby ktoś zapytał, to odpowiem, że jesteś szoferem - uśmiechnęła się przebiegle i nim się zorientowała, mężczyzna zabrał jej talerz. - Hej, ja jeszcze jem!
- Skończyło się - odpowiedział z równie chytrym uśmiechem, jaki jeszcze przed chwilą zdobił twarz rozmówczyni, a teraz ustąpił grymasowi. - Właściwie podwiezienie cię to lepsza opcja niż wleczenie się za autobusem
- Nawet rankiem mnie śledzisz?
- Pilnuję - poprawił dosadnie, jakby rozdrażniony słowem: "śledzić". - Poza tym później i tak jadę zrobić zakupy na obiad. Nie do wiary, że do tej pory odżywiałaś się w ten sposób, to niewłaściwe - skomentował kontynuując sprzątanie po kolacji. Blondynka uśmiechnęła się żałośnie nie mając pojęcia, co mogłaby mu odpowiedzieć. Nie uważała, by jej dieta była niewłaściwa, nawet jeśli do najbardziej urozmaiconych nie należała, jednak do takiego trybu życia przywykła, a odkąd jest łowczynią ma wrażenie, że już i tak za wiele spraw zaniedbuje. Stanie w kuchni nad obiadem do nich należało.
- Spójrz na to jej oczami - wtrąciła brunetka, po czym wzięła duży łyk herbaty opróżniając kubek, nad którym Christopher stał z wyczekiwaniem. - Praktycznie mieszka sama, obiady je sama, a nie ma sensu gotować nie wiadomo czego i ile dla jednej osoby, więc zadowala się prostymi daniami - wzruszyła ramionami i podała naczynie mężczyźnie, pozwalając mu tym samym oddalić się do kuchni. - Wiedziałbyś jak to jest, gdybyś...
- Wiem jak to jest - przerwał jej momentalnie. - Większość życia spędziłem samotnie - oznajmił beznamiętnie, oddając się zmywaniu naczyń
- Wybacz - mruknęła szybko i opuściła wzrok. Nie otrzymała żadnej odpowiedzi, słyszała jedynie lejącą się z kranu wodę, uderzającą o szorowane przez mężczyznę talerze. - Nie chciałam
- To nic - skwitował krótko. - Każdy dźwiga na swoich barkach swoją historię, ale to przecież nie znaczy, że inni ją znają, prawda? - dziewczyny spojrzały po sobie porozumiewawczo, dość markotnie
- Skoro tak, to jak wygląda u ciebie sprawa świąt? - brunetka spróbowała zagadać rozmówcę w jakiś sposób, chociaż miała świadomość, że prawdopodobnie wkracza na śliski grunt. - Spędzasz je z kimś?
- Powiedzmy - odparł smętnie, niemal oschle, jednak rozmówczyni podtrzymywała konwersację
- Naprawdę? Z kim, z rodziną? - zapytała dość ochoczo, choć zdawało się, że z mężczyzny zdążyła ulecieć cała radość, jaką posiadał. Jeszcze chwilę temu śmiał się i żartował z nastolatkami, teraz jednak nie potrafił się zdobyć chociażby na to, by spojrzeć im w oczy.
- Powiedzmy - powtórzył niemal machinalnie, głosem całkowicie wypranym z emocji
- Powiedzmy? - rzuciła pytająco. - Więc z kim?
- Z moim panem - odpowiedział wreszcie, lecz wyraźnie rozdrażniony
- Z Dae Shimem? - zdziwiła się, żadna odpowiedź nie nadeszła. W końcu Alice położyła dłoń na jej ramieniu dając do zrozumienia, by zakończyła ten temat, porzucając konwersację. Po tonie Christophera spostrzegła, że nie ma on już najmniejszej ochoty na jej dalsze prowadzenie.

Dochodziła późna godzina, gdy Grace stanęła w przejściu gotowa do wyjścia. Pożegnała się z przyjaciółką, jednak nie miała na tyle odwagi, aby pożegnać się z Christopherem w sposób inny niż rzucenie głośno słów jeszcze w przedpokoju tak, by same dotarły do adresata. W końcu drzwi za brunetką się zamknęły, a Alice niepewnie ruszyła wgłąb domu, ukradkiem zerkając w kierunku łowcy, który po odejściu nastolatek od stołu zaczął go myć.
- Wiesz, że nie musisz tego robić? - zapytała nieśmiało
- Sprzątać? - odparł beznamiętnie
- Nie musisz odgrywać roli gosposi - oznajmiła spoglądając na rozmówcę, jednak on wciąż unikał jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego. Milczał kończąc porządki, po czym wrócił z powrotem do kuchni. - Nie zrozum mnie źle, po prostu chcę żebyś miał tego świadomość
- Pozwoliłaś mi tutaj zostać do czasu pełni
- Nawet jeśli na początku kazałam ci się wynosić do jakiegoś hotelu... - pomyślała czując z tego powodu poczucie winy, chociaż miała z tyłu głowy, że w sumie było to właściwe zachowanie. - Mimo wszystko jesteś tutaj przeze mnie, ze względu na mnie, bo chcesz mi zapewnić bezpieczeństwo. Nie jesteś mi nic winien, więc nie musisz tego robić
- Nie przejmuj się mną, przywykłem do tego typu obowiązków - przyznał beznamiętnie, znajdując sobie szybko kolejne zajęcie. Mimo to Alice nie spuszczała z niego smętnego spojrzenia, dopatrując się u niego smutku skrywanego pod maską obojętności, jaką przywdział. Znała ten stan, chociaż znane jej maski przeważnie miały wymalowane sztuczne uśmiechy, jednak nie robiło to żadnej różnicy, bo wiedziała co się pod każdą kryje.
- Wybacz Grace - powiedziała ponuro, podchodząc do rozmówcy, który ponownie zajął się myciem naczyń. Nie odpowiedział ani słowem, w żaden sposób nie zareagował chociażby zerknięciem. Cały czas wbijał wzrok w myte przez niego naczynia, wsłuchując się tylko w lejącą się z kranu wodę. Mimo to blondynka nie zamierzała odpuścić. Jej upartość jej nie pozwoliła, tak samo jak świadomość, że jej towarzysz na pewno cierpi, choć usilnie stara się to ukryć, a przynajmniej sprawić, by zostało to uznane za coś nieistotnego.
Alice usiadła na blacie obok łowcy, pozwalając mu zająć się w spokoju zmywaniem, lecz nie dając o sobie zapomnieć. Postanowiła czekać na jakąkolwiek odpowiedź, ile by to miało nie trwać, bo wierzyła, że potok słów niszczy maskę, która zbyt wiele nie jest w stanie wytrzymać.
- Te naczynia już są czyste - zwróciła mu spokojnie uwagę. Nie odpowiedział, a ona nie odeszła. Wzniosła ze znudzeniem wzrok w górę, zaczynając go bezmyślnie wlepiać w sufit, lecz nie opuściła kuchni. Wciąż siedziała na blacie obok Christophera.
- Zapomniałam podziękować za posiłek - zagadnęła w desperackiej próbie rozpoczęcia rozmowy, licząc, iż w końcu otrzyma jakiś odzew ze strony mężczyzny, który nadal nie wydobył z siebie słowa. - Nie wiedziałam, że potrafisz tak dobrze gotować - kontynuowała otrzymując w odpowiedzi jedynie cichy pomruk
Minuty leciały, wszystkie naczynia zostały pozmywane, a jednak brunet nie odszedł od zlewu. Stał nad nim, jakby przyrósł do tego miejsca, zapuszczając korzenie. Wreszcie podniósł wzrok na tyle, by spojrzeć na świat za oknem, skąpany w kroplach deszczu.
- Jutro będę do późna w szkole - oznajmiła łudząc się, że łowca zareaguje inaczej, niż jedynie krótkim i cichym mruknięciem na znak, że docierają do niego jej słowa. Złudna nadzieja zniknęła równo z nadejściem owego mruknięcia. - Być może zajrzę do biblioteki, dawno do niej nie zaglądałam
- Mhm
- Wiesz już, co jutro ugotujesz? Może ci w czymś pomogę - zaproponowała i w tej samej chwili Christopher opuścił nisko głowę w ramionach biorąc wdech. Dziewczyna spojrzała na niego ze zmieszaniem, by w kolejnej chwili z zaniepokojeniem zaobserwować, jak ten silnie uderza pięścią o blat. Raz za razem wymierzał ślepo cios, aż wreszcie zamarł w bezruchu.
- Zrobisz sobie krzywdę - stwierdziła po tym, jak mężczyzna wznowił czynność
- Dlaczego nie odejdziesz i nie zostawisz mnie w spokoju? - parsknął oschle. Uderzył jeszcze kilka razy, po czym się zatrzymał. Nastolatka przez chwilę milczała, nie ruszyła się jednak z miejsca.
- Bo cierpisz - powiedziała w końcu, gdy tylko rozmówca zaprzestał wymierzania ciosów. Wreszcie poderwał wzrok czyniąc to gwałtownie. Momentalnie przeniósł na Alice chłodne, niezwykle groźne spojrzenie, jakie wzbudzać mogłoby trwogę. Blondynka mimo to ani drgnęła, siedząc spokojnie nie okazała po sobie cienia strachu.
- Skąd ten pomysł? - warknął gniewnie, chcąc w ten sposób odpędzić rozmówczynię, która jednak wciąż pozostawała niewzruszona. Była jedynie utwierdzana w swym przekonaniu każdym ruchem, czynem i słowem towarzysza.
- Po prostu to widzę - oznajmiła odpowiadając na groźne spojrzenie smętnym
- Więc zostaw mnie z moim cierpieniem - parsknął odwracając wzrok, nie chcąc dłużej patrzeć na ponury wyraz twarzy dziewczyny. Opuścił go, opuścił nisko głowę próbując się uspokoić.
- Nie - usłyszał krótko i stanowczo w odpowiedzi. Był na tyle tym zaskoczony, że mimowolnie obrócił się przodem do rozmówczyni, na którą spojrzał z rozgoryczeniem
- Dlaczego? - warknął czując dozę irytacji, przyglądając się z uwagą dziewczynie, lecz ta wyraźnie wzbraniała się przed udzieleniem odpowiedzi, bo wiedziała, że jest ona dość oczywista. Uciekła wzrokiem, pozostając w milczeniu, jednak brunet stał w wyczekiwaniu naprzeciw niej, z napiętymi w złości mięśniami i gniewem w oczach. - Zapytałem cię o coś - dopomniał się o odzew. - Dlaczego po prostu mnie z tym nie zostawisz? - zapytał już nieco spokojniej, choć wciąż wszystko w nim buzowało. Alice wzniosła do niego spojrzenie z odmalowaną na twarzy powagą i zawziętością
- Bo to najgorsze, co można zrobić wobec osoby, która cierpi - odrzekła z całym przekonaniem, zaskakując swymi słowami rozmówcę, który w pierwszej chwili zamarł w swej dezorientacji.
- A co jeśli ta osoba potrzebuje samotności? - zaoponował stanowczo
- To tylko najczęstsze kłamstwo, jakim ta osoba faszeruje innych, a przy okazji samą siebie - odparła dość beznamiętnie. Odbiegła wzrokiem od rozmówcy i spojrzała na okno, o które uderzały coraz silniej krople deszczu. - Znam to zbyt dobrze
Mężczyzna zamilkł w zastanowieniu, wyraźnie spokojniejszy, jakby dziewczyna tymi słowami zbiła w nim całą złość, jaką emanował, zastępując ją jedynie zaciekawieniem. Oparł się o blat po przeciwległej stronie od tego, na którym siedziała nastolatka, zaczynając jej się przyglądać badawczo, gdy ta wciąż obserwowała strugi deszczu.
- Niektórzy czasem naprawdę potrzebują samotności - odezwał się po chwili, przerywając blondynce wsłuchiwanie się w odgłosy zderzających się z szybą kropel. Spojrzała na niego kątem oka z zastanowieniem, które szybko minęło utwierdzając ją przy swoim stanowisku.
- Ale nie ty - zaoponowała przekonana co do swych słów, którymi zszokowała łowcę
- Skąd ty możesz o tym wiedzieć? - parsknął niezwykle oschle, wyraźnie rozdrażniony jej stwierdzeniem. - Nic o mnie nie wiesz
- A czy nie masz już dość tej samotności? - zapytała ze spokojem, raz jeszcze sprawiając, iż Christopher zaniemówił. Ponownie spojrzał na nią badawczo, jakby dopatrując się czegoś u niej bo choć uległ wrażeniu, że ta czyta z niego jak z otwartej księgi, to on sam nie potrafił wiele po niej wyczytać.
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Sam to dzisiaj powiedziałeś - odparła momentalnie. - Większość życia spędziłeś samotnie
- Nie powiedziałem nic ponadto
- Tyle wystarczyło - uśmiechnęła się lekko, dopiero po chwili odwracając się przodem do rozmówcy. Dostrzegł jej uśmiech, nie mający nic wspólnego z radością, za to naprawdę wiele z bólem. Zamilkł wymieniając się z nią podobnym spojrzeniem. - Możesz usłyszeć od niektórych osób, że pragną chwili dla siebie. Chcą na moment zostać sami. To nic niezwykłego. W zasadzie jest to coś całkowicie zrozumiałego. Każdy potrzebuje chwili dla siebie
- Więc dlaczego...? - przerwał gdy ta się cicho zaśmiała pod nosem, opuszczając przy tym spojrzenie przesiąknięte czymś, co w pierwszej chwili określił cierpieniem. Po chwili jednak potrafił je lepiej zdefiniować. Dostrzegł w jej oczach samotność, którą znał.
- Choć są osoby, które lubią samotność, to nie spotkasz żadnej, która by ją wytrzymała - oznajmiła spokojnie, rzucając ostatnie spojrzenie na obraz za oknem, po czym zeszła z kuchennego blatu. - A zdaje się, że my zdążyliśmy się z nią na tyle zżyć, by mieć jej dość - oznajmiła podchodząc do rozmówcy. - Poza tym wiem, że samotność najbardziej doskwiera po stracie kogoś bliskiego - rzekła, wnet mężczyzna zacisnął dłonie w pięści czując napływ żalu i złości.
- Nic mi nie jest - wykrztusił z niechęcią
- W porządku - powiedziała gotowa, by odejść. - Jednak jeśli zmienisz zdanie i będziesz chciał pogadać, czy to o Dae Shimie, czy tak po prostu, to nie wahaj się - dodała powoli odchodząc
- Nie ma takiej potrzeby! - krzyknął za nią w momencie, gdy już miała zniknąć za rogiem. Zatrzymała się na dźwięk jego słów. Usłyszała jak mężczyzna z impetem raz jeszcze uderzył pięścią w blat przekonany o tym, że nastolatka już odeszła. Westchnęła, uświadamiając tym samym Christophera o swej obecności.
- Człowiek może wytrzymać tydzień bez picia, dwa tygodnie bez jedzenia, całe lata bez dachu nad głową, ale nie może znieść samotności. To najgorsza udręka, najcięższa tortura - przytoczyła słowa pisarza ze wzrokiem w nogach. - Paulo Coelho - dodała odchodząc i pozostawiając mężczyznę samego w kuchni.
...
Przewróciła kolejną stronę książki, zbliżając się do jej końca, chociaż nie potrafiła oddać się lekturze tak, jak była w stanie zrobić to jeszcze przed przyjazdem Christophera. Wczytywała się w treść z gorzkim posmakiem wymiaru snów, jaki zabijał skutecznie całość powieści, bo chociaż przedtem Alice uwielbiała tę serię i uznawała ją za wciągającą, tak teraz nie potrafiła nie spojrzeć na nią przez pryzmat tego, co dzieje się w jej własnym życiu. Czytając o kłopotach opisywanej postaci miała jedynie z tyłu głowy, że sama wcale nie znajduje się w lepszej sytuacji.
Z beznamiętnym wyrazem twarzy, praktycznie całkowicie pozbawiona zainteresowania, po prostu czytała słowo po słowie, zdanie po zdaniu nie przykładając żadnemu z nich większego zainteresowania i tak kartka po kartce po prostu brnąc do końca powieści.
- Po rytuale, po śmierci mojego pana... - usłyszała głos Christophera, który stanął w progu drzwi prowadzących do jej pokoju. - Po tym, gdy się rozeszliśmy, zostałem z jego krwawą perłą - oznajmiła ze zwieszonym w dół wzrokiem. Nastolatka obróciła się przodem do niego, uważnie słuchając jego słów, które wyraźnie wypowiadał z bólem i dużym trudem. - Długo się zastanawiałem czy ją przyjąć, czy powinienem...
- Jeśli nie ty, to kto inny? - zapytała spokojnie. Mężczyzna spojrzał na nią smętnie, nie odpowiedziawszy. Odłożyła książkę na bok i z wyczekiwaniem zwróciła się do rozmówcy. - Możesz wejść - rzuciła zaobserwowawszy, iż ten wciąż tkwi w progu wejścia, jakby czekając na pozwolenie, nie chcąc bez niego wkroczyć do jej pokoju. Do samego końca nie wiedział nawet czy chce w ogóle poprowadzić tę rozmowę, jaką zaczął. Nie mniej w końcu wszedł niepewnie do środka i usiadł przy stoliku zawalonym kartkami scenariusza oraz kilkoma zeszytami, jakie blondynka zaczęła w pośpiechu zgarniać.
- Chciałem, by Josephine przyjęła jego krwawą perłę zamiast mnie - przyznał ze wstydem, czując się przez ten fakt słabym, nawet jeśli w oczach rozmówczyni taki nie był. Dokończyła szybko sprzątanie bałaganu ze stolika, przy którym wreszcie sama także usiadła.
- Dlaczego? - zapytała nic z tego nie rozumiejąc
- Josephine była niegdyś blisko z moim panem. Nie wątpię, że zasługiwałaby na to, aby otrzymać jego krwawą perłę - przyznał ze spokojem, jednak nie przechytrzył tym rozmówczyni
- Christopherze, również na to zasługujesz, więc czemu myślałeś nad tym, by ją oddać
- Bo się bałem - przyznał wreszcie z bólem w sercu, z trudem patrząc rozmówczyni w oczy w trakcie wypowiadania tych słów. - Wiesz, co zawiera krwawa perła?
- Wspomnienia, myśli... - wymieniała niepewnie. - Nigdy żadnej nie przyjęłam
- Krwawa perła zawiera wszystko to, co wymieniłaś, ale jest coś więcej - westchnął ciężko na wspomnienie chwili, w której ją otrzymał. - Zawiera cząstkę duszy zmarłego
- Jak to? - zapytała wyraźnie tym faktem zaskoczona. Wytężyła słuch czekając na odpowiedź, jaka nadeszła dopiero po chwili pauzy
- Po śmierci osoba może nie mieć ci nic do powiedzenia, nic do przekazania, jednak jeśli ma, może ci to przekazać, jeśli przyjmiesz krwawą perłę, bo w niej jest cząstka jej duszy. To jak ostatnie spotkanie - jego ręce zaczynały drżeć, choć starał się to ukryć. Zacisnął mocniej zęby, zmuszając się do tego, by się uspokoić. Westchnął głęboko raz jeszcze, dając sobie moment potrzebnego wytchnienia, bo wspomnienia i myśli za mocno na niego naciskały, by obyć się bez tego. - Wciąż je miałem, Alice. Miałem w dłoni ostatnie spotkanie z moim panem - mówił z wyraźnym przejęciem. - A jednak chciałem je oddać, bo się bałem - dodał ze wstydem, czując złość do samego siebie na samą myśl o tym
- Ale, czego się bałeś
- Właśnie tego ostatniego spotkania. Wszystkiego co z nim związane. Bałem się, co mój pan mi powie, bałem się, jakie będą jego ostatnie słowa i bałem się cokolwiek od niego usłyszeć przez świadomość, że to będzie ostatnie, co od niego usłyszę - wykrztusił w duchu przeklinając samego siebie
- Każdy się czegoś boi - powtórzyła słowa Blaine'a. - Bez wyjątków - mruknęła cicho. Dostrzegała jak Christophera wręcz zżera coś od środka, powodując między innymi dreszcze. Dusił to w sobie, lecz nie potrafił tego ukryć. - Co zrobiłeś? - zapytała choć ten milczał. - Oddałeś Josephine jego krwawą perłę?
- Po części - odrzekł w końcu, gdy tylko wystarczająco się uspokoił. - Po spotkaniu zdążyłem ją złapać. Zapytałem ją, czy chce jego krwawą perłę. Wstyd przyznać, że dopiero ona uświadomiła mi, że sam powinienem ją zachować. Mimo to podzieliliśmy ją z nadzieją, że jego dusza dotrze do nas obojga, dając nam to ostatnie spotkanie
- Udało się?
- Tak - westchnął jakby z ulgą. - Dotarł zarówno do mnie jak i do Josephine. Ja... - nagle przerwał. Zdawało się, że był na tyle poruszony, by nie móc kontynuować wypowiedzi. Usilnie zbierał w głowie myśli, poszukując słów, choć te tylko mu umykały.
- Wiemy, że za nim tęsknisz - uspokoiła mężczyznę na tyle, na ile tylko była w stanie. - Wszyscy za nim tęsknimy
- Tak... - raz jeszcze wziął głęboki wdech i wydech.  - Dużo zmieniło się po tym, gdy go poznałem
- Widać, że wiele dla ciebie znaczył
- Gdy go poznałem, nie byłem łowcą i nie miałem pojęcia o Wymiarze Snów. Samo moje pojawienie się mój pan określił przeznaczeniem, choć wtedy go nawet w najmniejszym stopniu nie rozumiałem - przyznał, po czym zaśmiał się cicho pod nosem na wspomnienie dawnych chwil. - Tak samo moje przebudzenie się. Wiesz dlaczego się przebudziłem?
- Dlaczego?
- Bo nic nie dzieje się przypadkiem - oznajmił jakby rozbawiony tym stwierdzeniem. - Tak właśnie powiedział mój pan. - dodał nostalgicznie, z lekkim uśmiechem na ustach. - Miałaś rację, byłem samotny. Bardzo samotny, ale wiesz co? Byłem także przekonany, że mi to nie przeszkadza - zaczął mówić w zamyśleniu, momentami przyłapując się na tym, że odbiega gdzieś nieobecnym wzrokiem, zatracając się w swej opowieści i swych wspomnieniach. - Prawdziwą samotność poznaje się po tym, gdy zazna się bliskości, bądź jest się przez nią otoczonym. Bywałem nią osaczony, ludźmi tak bardzo towarzyskimi, mającymi cudowne i poukładane życie... - opowiadał, podczas gdy nastolatka nie odzywała się nawet słowem, pozwalając mu w spokoju mówić, a jednocześnie zastanawiając się mimowolnie nad własną historią. - Więc oddawałem się pracy, na tyle, by móc ubiegać się o awans i wiesz co? Choć wszystko zapowiadało się wspaniale: dobry przyjaciel wśród współpracowników, awans, dziewczyna; to ostatecznie wszystko przepadło.
Christopher zdążył się na tyle zatracić we wzburzonym morzu własnych wspomnień, by nie słyszeć już ulewnego deszczu za oknem, usilnie o sobie przypominającym przez silne uderzanie w szyby. Nie dostrzegał wiele przez fakt, że jego wzrok odszedł do minionych chwil, pozostawiając po sobie jedynie puste, rzucone byle gdzie spojrzenie. Jednak dzięki temu wszystkiemu czuł spokój. Choć na myśl o swej przeszłości narastać powinien w nim gniew, zdawać się mogło, że po prostu gdzieś umykał.
- Jak się okazało, nie dostałem awansu, bo dostał go mój najlepszy przyjaciel, za projekt, który ja opracowałem. Co ja dostałem? Miałem zostać przeniesiony na gorsze, mniej wymagające stanowisko, za rozsiewanie plotek jakoby projekt mojego przyjaciela był moim. Nawet jeśli tak było, nie miałem poparcia. Jak na to zareagowałem? Wybuchem gniewu, jak zawsze - przyznał z niechęcią. - Bo niegdyś miałem spore problemy z kontrolowaniem gniewu. Szybko wpadałem w złość, robiłem się agresywny. Wtedy nie było inaczej, a tamten wybuch kosztował mnie posadę. Straciłem pracę, a także ukochaną. Moja dziewczyna wolała mnie zostawić, niż wspierać. Nie winiłem jej jednak za to, choć z początku faktycznie rzuciłem w jej kierunku kilka dość mocnych słów.
- To cię przebudziło? - zapytała niepewnie
- To? - zaśmiał się wyraźnie tym rozbawiony. - Nie, skąd. To tylko zapoczątkowało łańcuch wydarzeń. Straciłem wtedy wszystko, byłem w rozsypce, a to z kolei dało mi do myślenia. Sporo się wydarzyło, jednak nie ma po co o tym mówić, bo tak czy inaczej skończyłem u mojego pana - przyznał dość beznamiętnie. - Polecono mi pójść do niego, na medytację. Wyśmiałem ten pomysł, choć zapewniali, że to pomoże mi w walce z gniewem. Pomoże mi się uspokoić i pozbierać. Jednak nadal uważałem to za kompletną głupotę
- A jednak tam poszedłeś
- Tak, a wiesz co jest najlepsze? Nie wiem czemu to zrobiłem. To było jak jakiś impuls. Obudziłem się, wstałem, spędziłem poranek tak jak zawsze, ale w głowie towarzyszyła mi myśl, żeby pójść do tego, niejakiego Dae Shima, chociażby spróbować. Skoro wszystko straciłem, co mi szkodzi? Skoro przez gniew tyle straciłem, co mi szkodzi spróbować z nim walczyć? Więc poszedłem, bez jakichkolwiek nadziei, czy też chęci, ale poszedłem. Poszedłem i zostałem. Tak po prostu - mówił nostalgicznie, po czym westchnął głęboko i spojrzał na dziewczynę. - Mój pan był niezwykły. Potrafił dostrzec w człowieku absolutnie wszystko, nie tylko w Wymiarze Snów dzięki swej mocy. Po prostu miał to coś. Podziwiałem go, pobierałem od niego nauki. Zżyłem się z nim, by potem zostać opętanym i go zaatakować.
- To nie twoja wina - zaoponowała widząc zmianę, jaka zaszła w rozmówcy wraz z wypowiedzeniem ostatniego zdania
- Moja - odparł błyskawicznie. - Najwyraźniej byłem za słaby, skoro upiorowi udało się przejąć nade mną kontrolę. Był w mojej głowie, z której próbowałem go bezskutecznie wypędzić. Walczyłem z nim z całych sił, choć ostatecznie uległem. Wszystko wydawało się wtedy zamglone, niewyraźne, jakbym był otumaniony. Byłem jak kukła, której sznurkami steruje ktoś inny. Jedynie w duchu mogłem resztkami sił walczyć o odzyskanie nad sobą kontroli
- Udało ci się to, a to oznacza, że jesteś silny. Komuś innemu mogłoby się to nie udać
- To było bez znaczenia, bo przypuściłem atak na swego pana. Na osobę, która stała się dla mnie wszystkim: przewodnikiem, nauczycielem, przyjacielem, rodziną. Ta osoba prawie zginęła z mojej ręki - mówił oschle, z wyraźnym przejęciem i złością. - Przeżyłem prawdziwy szok. To mną wstrząsnęło na tyle, że nie potrafiłem się opanować. Byłem pewny, że po prostu straciłem nad sobą kontrolę. Mało brakowało, a znowu mój brak kontroli nad gniewem mógł wszystko zniszczyć. Jakiś czas później się przebudziłem i poznałem prawdę. Jednak fakt, że to wynikło przez wpływy upiora wcale mnie nie uspokoił
- Ale to nie wynikło z twojej winy, więc nie powinieneś się obwiniać - protestowała zawzięcie, choć bezskutecznie, bo nie potrafiła przekonać co do swych słów rozmówcy.
- Jakiś czas przed opętaniem wydarzyło się coś, przez co moja silna wola osłabła, czyniąc mnie podatnym sam jednak byłem winien tego, co miało wtedy miejsce. Ja i mój gniew, który poprowadził za sobą po raz kolejny konsekwencje. Byłem za słaby, żeby oprzeć się własnemu gniewowi, więc nic dziwnego, że nie dałem rady zwalczyć opętania - przyznał smętnie. - Po przebudzeniu mój pan nauczył mnie wszystkiego o Wymiarze Snów, pomagał mi w szkoleniu się, trenowaniu. Pomógł mi ze wszystkim w zamian nie oczekując absolutnie nic.
- Musiałeś dla niego znaczyć równie wiele, co on dla ciebie - spostrzegła przywołując do siebie smętne spojrzenie mężczyzny, który na te słowa jedynie lekko się uśmiechnął. - Jestem co do tego pewna
- Być może dlatego, że Dae Shim również był całkowicie sam, pozostawiony samemu sobie, później już tylko ostrzeliwany przez Wymiar Snów
- Miał ciebie
- Żałuję, że dopiero po tak długim czasie cierpień - rzucił cicho, jakby do samego siebie. - Ukazał mi całą swoją historię poprzez krwawą perłę. Przekazał mi wszystko - zadrżał na samo wspomnienie tego, co poczuł i ujrzał w chwili przyjęcia perły. - Bez wątpienia był jedną z najsilniejszych osób i najmądrzejszych, ale równie wiele przeszedł w życiu - oznajmił zerknąwszy na blondynkę, która to opuściła smętne spojrzenie na wspomnienie starca i jego słów. " Łowcy rodzą się z bólu": pomyślała wysłuchawszy słów Christophera.
- Musiało ci być ciężko po tym wszystkim
- Nie mi jednemu - przyznał westchnąwszy. - Zwłaszcza Josephine musiała to bardzo silnie odczuć. Bez wątpienia po przyjęciu jego perły poczuła się winna, choć jak znam swojego pana to na pewno powiedział jej, że nikt nie jest niczemu winny, tak jak i powiedział to mi - uśmiechnął się lekko. - Rzekł, że tak po prostu zadecydowało przeznaczenie. Los nas poprowadzi jak należy, jego historię kończąc już w tym momencie - ukradkiem przetarł oko.
...
- Zadzwoń, gdy już będziesz chciała wrócić do domu - powiedział wjeżdżając na szkolny parking, na którym było już zaparkowanych wiele samochodów. Mimo to bez problemu znalazł wolne miejsce, gdzie już po chwili zatrzymał pojazd.
-  W porządku - odparła sięgając po torbę. Otworzyła drzwi pasażera zamierzając wysiąść, gdy nagle zatrzymały ją słowa mężczyzny.
- Tylko nie kręć się nigdzie poza szkołą bez mojej wiedzy
- Wiem - przewróciła oczami i wysiadła. Chwyciła za drzwiczki chcąc je zamknąć, wnet nadeszło od Christophera jedno z wielu pytań
- Wzięłaś wszystko? - zapytał spoglądając na rozmówczynię z podejrzliwością
- Chyba tak - odparła ze zmieszaniem, nie spodziewając się nadejścia takiego pytania
- Zeszyty też? - zadał kolejne w chwili, gdy już blondynka miała zamknąć drzwi
- Tak - westchnęła ze znudzeniem
- A drugie śniadanie?
- Po co mi drugie śniadanie, skoro w szkole jest bufet?
- Bufet z niezdrowym jedzeniem
- Co ty gadasz? Dobre jest
- Sama chemia
- Nie mam drugiego śniadania
- Nie wzięłaś?
- Nigdy nie robię sobie do szkoły drugiego śniadania
- Ja ci zrobiłem, ale nie pamiętam czy ci je spakowałem
- Słucham?
- Zajrzyj do torby
- Żartujesz, prawda?
- Szybciej, bo się spóźnisz na lekcję - dyskutowali ściągając na siebie uwagę bruneta, który rzucając Jamesowi szybkie: "Później cię dogonię" zaczął zmierzać do dziewczyny
- Jest. Kiedy zdążyłeś mi to spakować?
- Zostawiłaś torbę, gdy wróciłaś się na górę po strój na w-f
- Hej - usłyszeli głos nastolatka znudzonego cichym staniem z boku. Stanął przy blondynce nie mogąc się oprzeć, by spojrzeć na miejsce kierowcy przekonany, że usłyszał znajomy głos. - Christopher?
- Hej - odpowiedział krótko wprawiając chłopaka samą swą obecnością w mocne zmieszanie. Chłopak obrócił się do rówieśniczki śląc pytające spojrzenie, na które odpowiedziała zrezygnowanym westchnięciem
- Przyjechał kilka dni temu
- Po co? - rzucił zdezorientowany. - Coś się dzieje?
- Pełnia
- No, jak co miesiąc i co z tego? - odparł beznamiętnie
- Chcesz mnie wkurzyć? - wypruł się nagle na nastolatka, który spojrzał na niego zaskoczony. Już po chwili jednak rozmówca się uspokoił. - Josephine miała wizję, w której grozi wam niebezpieczeństwo, dlatego przyjechałem, żeby mieć na nią oko i ją pilnować - oznajmił od niechcenia. Blaine rozejrzał się, jakby doszukując się kogoś, kto mógłby stanowić potencjalne zagrożenie, jednak nic takiego nie zauważył
- Masz ją pilnować i mieć na oku na terenie szkoły? - zapytał pełen podejrzliwości. - Bo jeśli tak, to życzę powodzenia. Ktoś cię w końcu stąd wypieprzy
- Nie, bałwanie - parsknął oschle. - Wszędzie indziej. Na terenie szkoły William ją pilnuje
- Nie potrzebuję całodobowego nadzoru - zaoponowała z oburzeniem i naburmuszoną miną, okazując w ten sposób swoje niezadowolenie, jakie odczuwała na myśl o byciu pod stałą obserwacją
- Będziesz musiała wytrzymać niewygody przynajmniej do czasu pełni - powiedział ze spokojem do nastolatki, po czym przeniósł wzrok na bruneta. - Później moje obowiązki na powrót przejmie Blaine - rzucił, na co wspomniany uczeń zaczął przerzucać zmieszane spojrzenie to na niego, to na blondynkę
- Ok? - odparł niewiele rozumiejąc z jego słów
- Zaraz, chwila! - uniosła się blondynka. - Powtarzam, że nie potrzebuję, by ktoś mnie przez cały czas pilnował
- Potrzebujesz - skwitował krótko Christopher
- No dobra, ale to ze względu na pełnię, ale po niej już to nie będzie konieczne - zaoponowała, wnet ten wymienił się porozumiewawczym spojrzeniem z Blaine'em. Dziewczyna idąc za jego wzrokiem również dotarła do bruneta
- Będzie konieczne - powiedział spokojnie
- Blaine, po czyjej ty jesteś stronie? - burknęła
- Co ja ci poradzę, że lubisz wpadać w kłopoty?
- Jakie znowu: "Lubię wpadać w kłopoty"? - zapytała z niedowierzaniem
- Serio pytasz? Mam ci wymienić? - odparł ze znudzeniem nie zastając się z odpowiedzią, a jedynie z wyczekującym spojrzeniem. - W porządku, jak chcesz. Zacznijmy od Halloween...
- Dobra, skończ - przerwała mu natychmiastowo, załamana
- Sama widzisz - wzruszył ramionami
- Może nie powinnaś w takim razie wychodzić z domu - zaproponował mężczyzna biorąc sobie słowa bruneta do serca, ten jednak machnął lekceważąco ręką
- Neh, nie ma takiej potrzeby. Ja mam ją na oku
- Czyżby?
- Jeszcze żyje, prawda? - odparł z chytrym uśmiechem, czym wcale nie przekonał rozmówcy. - Poza tym jeśli chodzi o szkołę to ciężko ją przekonać, by do niej nie poszła - oznajmił zerknąwszy na rówieśniczkę, która uciekła wzrokiem, jakby wcale nie była o niej mowa
- Niech będzie... - rzucił bez przekonania i zamknął drzwi pasażera zamierzając odjechać. Nastolatkowie już mieli odejść, gdy ten nagle otworzył okno i gwizdnął do nich, zwracając na siebie uwagę. Szybka momentalnie zjechała w dół, wnet mężczyzna wychylił się z pojazdu patrząc groźnie na bruneta.
- Jeszcze coś - powiedział do niego. Zmieszany uczeń podszedł na powrót do rozmówcy, którego obdarzył znudzonym spojrzeniem
- Co? -  rzucił od niechcenia
- Masz jej pilnować na balu jak oka w głowie - wskazał na blondynkę, która momentalnie przyłożyła do twarzy dłoń, czując silną chęć, by zapaść się pod ziemię. - Bo inaczej pogadamy
- Przecież William też będzie na tym balu, nie masz się o co martwić
- Mam na myśli - zaczął mówić niemal groźnie. - Że masz być dla niej dobrym partnerem na tym balu, gówniarzu
- Christopher, możesz już jechać!? - krzyknęła do niego Alice czując tak silne uczucie skretynienia jak jeszcze nigdy dotąd
- Rozumiemy się? - mówił dalej do Blaine'a, który to uniósł brew w niemym pytaniu
- Christopher - burknęła podchodząc. - Pamiętasz naszą rozmowę na temat robienia nastolatkom wstydu? Zaczynasz właśnie to robić
- No już dobra, dobra. Jadę - mruknął smętnie.
Mężczyzna wreszcie odjechał, natomiast Blaine wciąż patrzył się na rówieśniczkę z nadzieją, że sama mu to wszystko wyjaśni, jednak ona wolała uznać, że ta cała sytuacja po prostu nie miała miejsca.
- Wyjaśnisz? - rzucił ostatecznie, odprowadzając dziewczynę pod klasę.
- Nie - odparła krótko i treściwie, nie chcąc drążyć tematu, ani nawet wspominać o tym, że Christopher zamieszkał u niej na kilka dni. - Po prostu zignoruj go. To tylko do czasu pełni - oznajmiła w końcu. Brunet dał za wygraną nie zamierzając na siłę drążyć tematu, lecz jednego nie mógł odpuścić, a zaczęło to za nim chodzić jak cień i zaprzątać mu głowę, odkąd tylko o tym usłyszał
- Jaką wizję miała Josephine? - zapytał, wnet rozmówczyni zamilkła i zmarkotniała. - Rozumiem, że nic wesołego, ale jest aż tak źle?
- Długo, by mówić
- Ja mam czas - wzruszył ramionami. - I tak czeka mnie godzina w bibliotece
- W bibliotece? - rzuciła śląc pytające spojrzenie. - Nie masz lekcji?
- Zaczynam za godzinę, ale podwoziłem James'a i jego sprzęt - odparł spokojnie. - Wiesz, będzie grać na balu, a woli swoje zabawki od tych szkolnych  - dodał uświadamiając tym samym nastolatce jak niewiele czasu zostało do balu. Ciężko jednak było o tym wydarzeniu zapomnieć, biorąc pod uwagę, że cała szkoła zdawała się żyć już tylko nim i świętami. Gdzie się w placówce nie spojrzało, widziało się mnóstwo ozdób, bądź osoby pracujące niczym pszczółki nad tym, by impreza, jaka ma się odbyć już za kilka dni, wypadła wspaniale.
- I co będziesz tam robić?
- Spać, oczywiście - zaśmiał się
- Marnotrawstwo czasu w bibliotece
- Nie dla łowcy - odparł wesoło. - Więc kiedy mi to wszystko wyjaśnisz? - zatrzymali się stojąc już pod salą od angielskiego, gdzie blondynka miała wkrótce mieć zajęcia. Spojrzała na niego z zastanowieniem
- Dzisiaj siedzę w szkole do późna - oznajmiła smętnie
- Ja też - odparł śląc szelmowski uśmiech, któremu nie potrafiła się oprzeć. - To jak, po lekcjach? - rzucił luźno, na co ta skinęła potwierdzająco głową. Uśmiechnął się raz jeszcze i zbliżył się nieświadomy tego, jak bardzo jego małe gesty wpływają na dziewczynę, która momentalnie poczuła szybsze bicie serca. - Jeśli będziesz wolała, to czekam w wymiarze - szepnął do niej, niemal muskając wargami jej ucho. Momentalnie przebiegł ją całą przyjemny dreszcz. W następnej chwili już tylko patrzyła na oddalającego się Blaine'a, który odchodząc zdążył się jeszcze za nią obejrzeć z przywdzianym na twarz takim samym uśmiechem, jaki jej dzisiaj zdążył ofiarować już kilka razy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine