niedziela, 8 października 2017

Sen sto dwudziesty piąty - Wezwanie

W jednej chwili wesołe wołanie dziewczyny rozniosło się po otoczeniu, docierając do właścicielki snu. Alice zerwała się gwałtownie do góry, do pozycji siedzącej, a tworzone przez nią miliony gwiazd w jednej chwili prysnęły niczym bańki mydlane ostatecznie całkowicie znikając. Sen powrócił do swej nieskazitelnej bieli, pozostawiając pustkę oraz dwójkę łowców kroczących do blondynki.
- Tak szybko? - zapytała radośnie, wyraźnie zadowolona ich widokiem, nawet jeśli nie prezentowali się najlepiej po stoczonych ówcześnie bitwach z upiorami. - Jak poszło? - zapytała entuzjastycznie. Avril błyskawicznie kucnęła przed nią i wyciągnęła ku niej dłoń z perłą.
- Ta dam! - okrzyknęła dumnie i wesoło. - Bułka z masłem - zadarła dumnie podbródek starając się wyglądać jak zwycięzca pomimo licznych przetarć i zadrapań, które otrzymała w czasie walki.
- Dziękuję - odparła biorąc energię kryjącą się pod postacią niewielkiej kulki. - Głupio mi, że musicie zbierać dla mnie perły
- Już to słyszeliśmy kilka razy - wtrącił Blaine stanąwszy bliżej blondynek. Sam nie wyglądał wiele lepiej od towarzyszki, ale po żadnym z łowców mimo to nie było widać ani zmęczenia, ani poważniejszych ran. Ostatnimi czasy pokonywali wrogów skuteczniej i szybciej, co przełożyło się na większej ilości zaoszczędzonej energii. Jednak mimo to Alice zdawała sobie sprawę, że ciężko im będzie wytrwać tak długo, bo tkwiła w przekonaniu, że zyski jakie czerpią przez dzielenie pereł na trzy części są dość znikome.
Dziewczyna spojrzała markotnie na kulkę i dopiero po chwili przywołała kartę Jokera. Jakby niechętnie uzupełniła wskaźnik mając z tyłu głowy tą świadomość, że zabiera towarzyszom w ten sposób pewną część zdobyczy, jaką była niezwykle cenna w Wymiarze Snów energia pod postacią perły.
- Nie masz się czym przejmować, ta robota to pikuś - puściła oko nastolatce chcąc ją uspokoić i przekonać do swych słów. Ta ją zmierzyła wzrokiem spoglądając na jej obdarte i splamione krwią wroga ubrania. Nie dostrzegła jednak żadnych ran jak miała okazję ujrzeć poprzednim razem.
- Więc już wam się układa współpraca na wspólnych łowach? - rzuciła pytanie, na które spodziewała się zastać inną odpowiedź niż milczenie doprawione krzywymi minami rozmówców. - Rozumiem, że nie... - wywnioskowała cicho pod nosem zaobserwowawszy grymasy na twarzach łowców. Niechęć była wręcz na nich wypisana
- Z nim się nie da dogadać - rzuciła cicho
- Znowu wszystko zepsuła - parsknął brunet odwróciwszy od niechcenia wzrok
- Słucham!? - warknęła wściekle zrywając się na równe nogi tak gwałtownie, jakby miała zamiar lada moment rzucić się z pięściami na bruneta. Alice wiedziała, że ich relację można by nazwać co najmniej toksyczną, jednak nie spodziewała się po dziewczynie takiego wybuchu
- Hej, spokojnie... - starała się wszystko załagodzić ostatecznie docierając słowami do łowczyni, która prychnęła z oburzeniem. Odwróciła się od bruneta niemalże z odrazą, ale w głowie utkwiło jej wspomnienie z walki, jaką przyszło im stoczyć tej nocy, a która nie potoczyła się tak dobrze jak powinna.
- Spokojnie? Avril mało nas nie zabiła bo... - zaczął mówić niezruszony ani prośbą rówieśniczki, ani postawą wojowniczki, która na jego słowa podskoczyła jak oparzona
- Zmieńmy temat! - przerwała błyskawicznie i niezwykle donośnie wypowiedź chłopaka. Podczas gdy nastolatka spojrzała na nią ze zmieszaniem, jej rówieśnik jedynie prychnął pod nosem nawet nie siląc się, by dokończyć opowieść oczerniającą Avril. Ta ostatecznie i tak podjęła się desperackiej próby ucieczki od słów bruneta. - Jak ci minął weekend, Alice? - zwróciła się energicznie do zmieszanej dziewczyny siląc się na rozpoczęcie innego wątku w rozmowie.
- Mój weekend? - zaskoczona pytaniem wpadła w sporą dezorientację. - Cały weekend spędziłam na zakupach z przyjaciółkami - oznajmiła wreszcie
- O, to... to fajnie - rzuciła sztucznie w odpowiedzi nagle jakby pochmurniejąc. - Musiałaś się świetnie bawić - wymusiła na sobie uśmiech, którego autentyczność można by było bez problemu
zakwestionować, ale mimo wszystko nikt tego nie zrobił. Alice tak naprawdę nawet nie dostrzegła w nim fałszu. Jedynie westchnęła dość ciężko na wspomnienie minionych dwóch dni, które nawet jeśli były faktycznie całkiem zabawne i poniekąd przyjemne, to z drugiej strony niezwykle wyczerpujące.
- Powiedzmy - rzuciła krótko i bez przekonania. - Wybieranie z Zoey sukienki na bal jest jednak, bądź co bądź, i czasochłonne, i męczące - przyznała wspominając bezowocne kursowanie z jednego sklepu do drugiego, godzinne przymierzanie różnych kreacji i ciągłe szukanie "tej idealnej" sukienki zajmujące w jej przekonaniu całe wieki.
- Szykuje się jakiś bal? - zapytała z zainteresowaniem stale fabrykując uśmiech, na który niebieskooka nadal dawała się nabrać. Sama wzniosła radośnie kąciki ust i wesoło przytaknęła
- Bal Bożonarodzeniowy - sprecyzowała entuzjastycznie, jednak szybko ostudziła zapał do dalszego mówienia. Nieśmiało zerknęła w kierunku rówieśnika, chociaż rozmówczyni zdawała się zawsze wyskakiwać naprzeciw jej spojrzeniu.
- To jakaś duża impreza? Kto ją organizuje? Gdzie? - zaczęła zasypywać nastolatkę pytaniami, na które machinalnie odpowiadała w międzyczasie starając się złapać kontakt wzrokowy z brunetem, czego nie ułatwiał fakt, iż ten wydawał się dość nieobecny i zamyślony. - Blaine... - wykrztusiła, gdy wreszcie udało jej się osiągnąć cel. - Masz zamiar pójść na ten bal? - zapytała nieśmiało, czując jak zaczynają ją powoli piec poliki
- Na bal? - wydał się na tyle zaskoczony, jakby nie miał pojęcia o szkolnym wydarzeniu, pomimo iż w całej placówce przez ostatnie kilka dni prawie o niczym innym się nie słyszało.
- Tak. No wiesz, mamy grudzień. Bal Bożonarodzeniowy w naszej szkole rozpoczynający przerwę świąteczną - naprowadzała go słowami tak długo, aż po wyrazie jego twarzy dostrzegła, że wreszcie uświadomił sobie o czym mowa
- Ah, ten bal - rzucił beznamiętnie
- Idziesz? - powtórzyła nieśmiało pytanie, słowa ledwo przechodziły jej przez gardło. Była ostatecznie już na tyle skrępowana i zażenowana, że udało jej się całkowicie zignorować obecności Avril, która stała się w tamtym momencie tylko odległą, jednoosobową publicznością - przerzucała wzrok to na chłopaka, to na dziewczynę, słuchając co mówią, ale samej hamowała napływ słów.
- Nie - odparł szybko i treściwie. - Dlaczego pytasz? - dodał po chwili, jednak blondynka patrzyła na niego całkowicie zbita z tropu, nie wiedząc co ma powiedzieć
- Ja... - próbowała cokolwiek z siebie wykrztusić, ale w głowie zastała pustkę.
- Jak to nie idziesz? - wtrąciła ni stąd ni zowąd Avril po części ratując tym nastolatków od ciszy bądź od nieudolnych prób wypowiedzenia się Alice
- Wyobrażasz mnie sobie na balu szkolnym? - zapytał ją podstępnie wiedząc doskonale jak zabrzmi odpowiedź i właśnie o to mu chodziło.
- Może i lepiej. Zepsułbyś wszystkim zabawę, sztywniaku - prychnęła i obróciła się z powrotem do Alice. - Prawda? - rzucając bezmyślnie pytanie dopiero w tamtej chwili dostrzegła spochmurniały wyraz twarzy u blondynki. - I co żeś zrobił? Teraz jest przez ciebie smutna - warknęła do bruneta, który uniósł brew w niemym pytaniu nie mając pojęcia, o co może chodzić. Dziewczyna natomiast podskoczyła jak oparzona i zrobiła wielkie oczy
- Co!? - wyrwała się niespodziewanie, mocno zszokowana i zawstydzona. - N-nie, no co ty - machnęła ręką czym prędzej zmuszając się do szerokiego, choć żałosnego uśmiechu.
- Ale przecież...
- Chciałam zapytać... - nie dała Avril dojść do słowa, chcąc jakoś wybrnąć z krępującego momentu. - Kiedy wreszcie będę mogła pójść z wami na łowy? Czuję się już o wiele lepiej, nic mnie nie boli - zmieniła w popłochu temat tak samo jak wcześniej podjęła się tej samej próby dziewczyna
- Jesteś już całkowicie zregenerowana? - zapytał spokojnie, na co ta przytaknęła. - Poleż jeszcze ze dwie noce
- W porządku - mruknęła dopiero po pewnej chwili, dość niechętnie, wyraźnie niezadowolona z tego zalecenia, do którego jednak bez szemrania postanowiła się zastosować. - Więc... jutro też mam czekać na perłę? - zapytała z zażenowaniem
- Przyjdę do twojego snu jeszcze przed łowami, zobaczymy czy już jesteś w pełni zdrowa - rzucił starając się jakoś załagodzić sytuację
- Nic mi nie jest, już wszystko w porządku
- Minął dopiero tydzień
- Aż tydzień - sprostowała z naburmuszoną miną jak u małego dziecka. Rozmówca w odpowiedzi jedynie ciężko westchnął po czym zaczął się kierować w stronę wyjścia
- Pogadamy jutro - stwierdził krótko czując już, że wkrótce przyjdzie mu się wybudzić. W końcu ostatecznie opuścił sen, a Avril wybiegła za nim żegnając się krótko w drodze z właścicielką snu.
Nie minęła chwila, gdy oboje znaleźli się na korytarzu tuż przed drzwiami prowadzącymi do snu Alice. Blaine nie zdążył nawet przywołać karty, gdy nagle dziewczyna machnęła w jego ramię zaciśniętą w pięść dłonią, którą pochwycił nim zadała cios.
- A tobie co dolega? - rzucił beznamiętnie wciąż trzymając w ręce pięść towarzyszki, która napierała do przodu jeszcze przez krótką chwilę, nim Avril ostatecznie ustąpiła
- Idiota - usłyszał w odpowiedzi tylko jedno słowo
- Bo prawie powiedziałem co odwaliłaś w czasie walki?
- Nie, kretynie - parsknęła. - Poza tym to i tak była twoja wina
- Moja wina? - spojrzał na nią z niedowierzaniem i oburzeniem nie zamierzając tym razem odpuścić. - Który to już raz walka z upiorem stała się przez ciebie bardziej problematyczna?
- Nie wiem o co ci chodzi - prychnęła
- Czwarty?
- "Czwarty"? Byliśmy na łowach niespełna trzy razy!
- I za każdym razem coś zepsułaś - wykłócali się śląc sobie mordercze spojrzenia do momentu, aż ich cieknącą jadem wymianę zdań zastąpiła groźna cisza. W końcu w jednej chwili prychnęli odwróciwszy od siebie spojrzenia czując irytację
Moment wybudzenia się był zbyt blisko, by pozwolić mu tkwić bezczynnie na korytarzu skoro chciał przed opuszczeniem Wymiaru Snów wkroczyć jeszcze do własnego snu. Walcząc z wizją niszczonej białej przestrzeni przywołał czym prędzej kartę Jokera, gotowy by się przenieść.
- Jak się pospieszysz to może jeszcze zdążysz wejść do jej snu - burknęła krzyżując ręce na piersiach w momencie, gdy tylko zauważyła, że nastolatek materializuje w dłoni przedmiot.
- O czym ty mówisz? - zapytał pełen podejrzliwości
- O Alice - wzruszyła ramionami, jakby wszystko co mówi było całkowicie oczywiste. - Napraw co zepsułeś, głupku - dodała, na co brunet wbił w nią badawcze spojrzenie wyraźnie nie pojmując o czym jest mowa
- Co? - zapytał ze znudzeniem mając dość wszelkich gierek. - Mów jasno o co chodzi
- Faceci - prychnęła z ignorancją. - Alice pytała się ciebie czy idziesz na bal, bo chciała, żebyś poszedł na niego z nią, ty kretynie
- Przecież nie zabraniam jej pójść na ten bal - rzekł ani trochę nie rozumiejąc przekazu rozmówczyni, która przewróciła oczami
- "Z tobą" - powtórzyła, ale po pytającym wyrazie twarzy nastolatka szybko zrozumiała, że wciąż nic do niego nie dociera. Westchnęła ciężko załamana całą tą konwersacją. - Jesteś beznadziejny -  stwierdziła ostatecznie. - Nie słyszałeś nigdy o czymś takim? Chłopak zaprasza dziewczynę na bal i idą na niego razem. Jak para. Tańczą i bawią się na nim razem. Halo, gdzie ty żyjesz? Filmów nie oglądasz w telewizji? - zaczęła mu tłumaczyć jak wołowi na granicy już rozumiejąc, że inaczej nie dojdą do porozumienia.
- Czekaj, a skąd ty niby wiesz, że o to jej chodziło? - zapytał podejrzliwie
- Żartujesz? - odparła z niedowierzaniem. - Lepiej idź i ją zaproś na ten bal - rzuciła podchodząc do drzwi. - Tylko niech to nie będzie na zasadzie: "Dostałem nagłego olśnienia". Lepiej powiedz, że chciałeś ją zaprosić, ale nie chciałeś tego robić przy mnie, więc wolałeś poczekać aż wyjdę, żeby wrócić i zaprosić ją jak już będziecie sam na sam bla, bla, bla... Wymyśl coś wiarygodnego - mówiła szybko, jakby pośpiesznie
- Tym razem nie krzyczysz nic w stylu: "Zostaw ją, ona jest moja"?
- To inna sytuacja. Poza tym, to moja przyjaciółka, więc skoro chce iść z tobą na ten głupi bal, to z nią pójdziesz
- Przyjaciółką? Znacie się z Wymiaru Snów i widzicie tylko w nim - spostrzegł nieświadomie wywołując tymi słowami u rozmówczyni ogromny gniew, jaki jednak starała się w sobie stłumić. Zacisnęła zęby nie siląc się nawet na jakąkolwiek ripostę, ale czuła jak wewnątrz niej się wręcz gotuje.
Dziewczyna gwałtownie otworzyła przejście, po czym pchnęła bruneta na drugą stronę, prosto do snu Alice. Przekroczył framugę drzwi i obrócił się do łowczyni, która kipiała ze złości, ale wciąż milczała. Ostatnie co zobaczył, to widok jak Avril trzaska za nim silnie drzwiami. Zaraz po tym wszystko poza nimi zniknęło przenosząc go ponownie do snu łowczyni.
***
Zastał raz jeszcze bezkresną biel pozbawioną miliona przejść do snów różnych ludzi. Widział tylko jedne drzwi, a gdy się obrócił, ujrzał rówieśniczkę, która słała mu pytające spojrzenie.
- Hej - rzucił bezmyślnie nie wiedząc jak inaczej przełamać milczenie
- Hej... Stało się coś? Zapomniałeś o czymś?
- Tak. Można tak powiedzieć - rzucił zmieszany powoli podchodząc. - A propos tego balu... - zaczął mówić, ale słowa nikły mu w połowie zdania. Nie potrafił ułożyć całości wypowiedzi.
- Tak?
- Kiedy jest ten bal? - wykrztusił z siebie ostatecznie głupsze zdanie, niż mógł siebie o to podejrzewać. - "Pójdziesz ze mną na bal" jest za trudne, prawda? - pomyślał zażenowany, pytając samego siebie dlaczego z tych dwóch możliwości zapytał właśnie o datę.
- W piątek za dwa tygodnie
- Za dwa tygodnie? - zapytał dość nagle, jakby wybudzony tą wiadomością
- Dwudziestego pierwszego - sprecyzowała w tym samym momencie spostrzegając grymas na twarzy bruneta. - Coś nie tak? - sama już nie wiedziała, co mam myśleć. Moment radości i naiwnej nadziei, że może chłopak przyszedł, by ją zaprosić na szkolną potańcówkę minął zastąpiony dezorientacją i zmartwieniem.
- Alice... nie możesz pójść na ten bal - oznajmił ponuro i niechętnie, na co rozmówczyni zrobiła wielkie oczy
- Jak to? - zapytała błyskawicznie mając nadzieję, że to tylko słaby żart
- To noc pełni. Nie możemy iść na ten bal - rzekł stanowczo dopiero tak naprawdę w tamtym momencie dostrzegając jak bardzo dziewczynie zależało na tym, by pójść na tę zabawę szkolną. Zastygła w bezruchu i wpatrywała się w rozmówcę z niedowierzaniem, zaniemówiła.
- Ale... - starała się mimo wszystko cokolwiek powiedzieć, jednak wiedziała, że wszelkie protesty nie mają racji bytu, gdyż chłopak miał rację. Czeka ich starcie z Jokerem, a to o wiele ważniejsze niż przyjemności ludzkiego, zwykłego wymiaru. Sama nie wiedziała, co tak właściwie próbuje z siebie wykrztusić.
- Czeka nas walka z bogiem snów, a jeszcze przed tym ze skażonym upiorem. Nie możemy od tego momentu odpuścić sobie żadnej perły pełni. Musimy pozyskać tak dużo energii i więcej mocy, jak to tylko możliwe
- Wiem, ale... - stale oponowała, choć wiedziała, iż nie powinna. Nie mogła uwierzyć, że naprawdę nie będzie mogła pójść na szkolną zabawę. Miała świadomość, iż ta "głupia zachcianka" może z pozoru wydawać się całkowitą błahostką, ale dla niej to jedno, niby nieistotne wydarzenie było czymś ważniejszym. Przewodziła temu myśl, że to może być jej ostatni bal w życiu.
Od momentu poznania wizji Josephine wszystko przybrało zgoła inne barwy. W tym momencie wszystko zdawało się zmierzać ku końcowi chyba, że uda się pokonać Czerwonego Jokera. Jednak samo starcie otwierało dla Alice kolejne scenariusze. Barwy śmierci mieniły się w wizji apokalipsy i walki z bogiem snów plamiąc tym samym teraźniejszość. Już nic nie było takie samo i to dlatego nawet "głupia" szkolna zabawa nabierała dla Alice większego znaczenia, choć wcześniej go nie miała. W zeszłym roku nawet nie poszła na bal, a teraz jej na tym tak bardzo zależało, że Blaine bez problemu mógł dostrzec po niej żal wywołany jego słowami.
- Przykro mi, Alice - nie mógł powiedzieć nic więcej, ani znaleźć lepszych słów. Mógł jedynie powiedzieć, że życie łowcy nie jest ani łatwe, ani piękne, a na pewno cechuje się mnóstwem wyrzeczeń. Jednak przemilczał to, bo nie było sensu o tym mówić. Każdy po przebudzeniu już o tym wiedział. - Łowcy powinni spędzać pełnie księżyca w bezpiecznym miejscu, a do tego starać się zdobyć perłę pełni jeśli chcą zyskać na sile
- Tak - przytaknęła z rezygnacją
- Musimy stać się silniejsi
- Wiem - rzuciła smętnie z ponurą miną opuszczając wzrok, podczas gdy brunet zastanawiał się co mógłby powiedzieć, skoro nic i tak nie mogło zmienić zaistniałej sytuacji. Szukając jakiegoś rozwiązania, stanąwszy naprzeciwko dziewczyny wbił w nią wzrok, jakby doszukując się odpowiedzi w jej osobie.
- Dlaczego tak ci zależy, aby pójść na ten bal? - dał się zwyciężyć ciekawości, jaka go niespodziewanie trafiła. Rozmówczyni nieznacznie poderwała wzrok, by wymienić się z chłopakiem spojrzeniem.
- Po prostu... W zeszłym roku mnie ten bal ominął, przyszłego roku może już nie być - odparła nieśmiało, bo choć nie chciała mówić tego głośno to uznała, że to przecież prawda i oboje na pewno zdają sobie z tego sprawę. Dla nich przyszły rok może nie nadejść. Mogą nie doczekać nawet kolejnej pory roku. - W ubiegłym roku nie poszłam tylko zostałam w domu i się uczyłam
- Uczyłaś? Do czego? Przecież to przerwa świąteczna - rzucił ze sporym zmieszaniem i zdziwieniem, na co ta jedynie wzruszyła od niechcenia ramionami. Nie odpowiedziała. Milczała przez cały czas jakby obawiając się jakie słowa mogłyby wypłynąć z jej ust, a jej rówieśnik tkwił w ciszy wraz z nią tak samo nie odezwawszy się już słowem.
W końcu nastolatka usiadła. Usiadła w pustce gotowa odejść gdzieś myślami, byle dalej. Dalej od wszystkiego co zna: od realnego świata, od zmartwień, od Wymiaru Snów, od wszystkiego. Ignorując obecność bruneta liczyła, że w końcu po prostu opuści jej sen zostawiając ją samą, bo utkwiła się w przekonaniu, że tego teraz potrzebuje.
Bo właśnie to najlepiej zna. Samotność.
Chociaż wmawiała sobie, że chce zostać sama, nie potrafiła poprosić o to bruneta. Wszystko poza jej umysłem paraliżowało ją i zakazywało jej tego zrobić, bo nie chciało, by chłopak odszedł. Na tyle, by niemożliwym stało się ignorowanie bruneta w momencie, gdy usiadł obok niej. Nic nie powiedział, nawet na nią nie patrzył. Po prostu towarzyszył jej w nicości, w cichej pustce. Jednak jego obecność sprawiała, że Alice nie mogła odbiec myślami od tematu, który został jeszcze przed chwilą poruszony.
- Naprawdę nie poszłaś przez naukę? - zapytał rozrywając kurtynę milczenia. Dziewczyna przytuliła mocniej swoje zgięte w kolanach nogi. Przyciągnęła je mocno do siebie jakby miało to jej w jakikolwiek sposób pomóc wybrać odpowiedź.
- Miałam co robić - mruknęła bez przekonania, bo powód tak naprawdę był inny. - Nie miałam powodu, by iść - pomyślała w momencie, w którym zaczęła się zastanawiać nad swymi słowami. - Nikomu nie zależało na tym, bym poszła na ten bal i mnie również na tym nie zależało - myślała wspominając swoje znajomości z tego okresu czasu, gdy będąc w nowej szkole nie znała zbyt wielu osób. - Jak taka cicha myszka mogłaby zresztą szybko wkręcić się w śmietankę towarzyską? - zapytała w duchu samą siebie, choć wcale jej na tym nigdy nie zależało. Faktem jednak było, iż wtedy jeszcze nie była blisko ani z Zoey, ani z Sharon. Jedyną przyjaciółką, która z nią była od zawsze była Grace, ale w tamtym okresie czasu wyjechała daleko z rodziną na "świąteczne wakacje" jeszcze przed przerwą świąteczną czy też samym balem bożonarodzeniowym. Tak więc nikt nie oczekiwał od niej zjawienia się na szkolnej zabawie, nikt prawdopodobnie nie zwróciłby nawet uwagi na jej obecność, a ona sama wolała zostać w domu. - To nie był bal rozpoczynający przerwę świąteczną - pomyślała odbiegając myślami od względnej rzeczywistości miejsca, w którym się znajdowała. - Dla mnie to był bal rozpoczynający najgorszy okres w roku. Rozpoczynający ciąg bolesnych, samotnych dni. Dni, które swą świąteczną specyfiką sprawiały, że choć przyzwyczajona do samotności, to niezwykle dotkliwie je odczuwałam - zamyśliła się podczas gdy Blaine milcząc siedział obok niej. - Nawet gdybym poszła na ten bal pełny ludzi, czułabym się tak, jakby była na nim opuszczona - myślała, po czym nagle usłyszała bruneta
- Jesteśmy w twoim śnie. Jeśli odlecisz myślami, to będą się one odbijać echem po tej przestrzeni - powiedział, wnet ta zrobiła wielkie oczy i wbiła w niego wzrok
- Co!? Czyli ty wszystko... - nie pamiętała kiedy ostatnio czuła się tak bardzo zażenowana. Chłopak spojrzał na nią z lekkim uśmiechem
- Przecież wiesz jak działają sny
- No tak, ale przecież...
- Tak długo jak nie odlatujesz myślami, panujesz nad ich brzmieniem. Twój sen to twoja prywatna przestrzeń, więc jak już kogoś do niej wpuszczasz, to mniej na uwadze jego obecność - powiedział spokojnie do zawstydzonej i zażenowanej nastolatki, której twarz całkowicie pokryły silne rumieńce.
- Po prostu zapomnij o tym - mruknęła smętnie
- Jeśli nie teraz, to pójdziesz na bal bożonarodzeniowy za rok, wolna od trosk bycia łowcą - zapewnił z przekonaniem, na które Alice nie byłaby się w stanie zdobyć zapewniając kogokolwiek, a nawet samą siebie, co do tego, że na pewno tak dobrze potoczy się ta historia.
- To nie jest pewne - zaoponowała cicho, jakby rzucając te słowa do siebie
- Obiecuję ci, że dożyjemy przyszłego roku. Wygramy bitwę w Wymiarze Snów - ułożył dłoń na jej dłoni. - Sama zobaczysz, że zwyciężymy
- Jak możesz składać takie obietnice? Przecież nie możesz być tak pewny naszej wygranej
- Bo mam za co walczyć i dlatego nie mogę przegrać - ścisnął mocniej jej dłoń, zaniemówiła. W milczeniu wymieniali się przez chwilę spojrzeniem do momentu, aż brunet wstał. - Czas na mnie, muszę opuścić Wymiar - oznajmił, co też uczynił.
Nie minęła chwila, jak Alice już tylko obserwowała oddalającą się postać rówieśnika, która zniknęła w końcu za zamkniętymi drzwiami. Jeszcze nie czuła, by była bliska opuszczenia tego miejsca. Jeszcze miała chwilę, by oddać się swojemu snu. Jednak niespodziewanie poczuła coś zgoła innego, niż wytrącanie ją przez Wymiar.
Dreszcze przebiegły po jej skórze, energia w niej niemal buzowała. Mrowienie nie mijało do momentu, aż zamiast niego poczuła kłucie w dłoni. W popłochu ją uniosła i wbiła w nią wzrok dopatrując się źródła tego odczucia, ale nic nie ujrzała. Dopiero po chwili głębszego wpatrywania się w rękę niespodziewanie pojawił się w niej niezwykle silny blask. Przymrużyła mimowolnie oczy, blask zanikał. Zastąpiła go karta Fioletowego Jokera.
- Nie przywołałam jej... - pomyślała nie rozumiejąc, co się dzieje. Przedmiot zaczął jasno lśnić, ale nic ponadto się nie działo. Fioletowy refleks zyskał w którymś momencie znacznie na sile, aż ponownie się ustabilizował. - Joker nas wzywa - doszła do szybkiego wniosku przypatrując się karcie. Bóg snów nie mógł już dłużej czekać, a ona natomiast musiała zaczekać na towarzysza. Starała się ignorować wezwanie, które potęgowało odczucie kłucia i dreszczy.
Trwała próba teatralna, w którą wszyscy z wyjątkiem Alice niezwykle się angażowali. Jako sufler pozwoliła sobie na nieustanne wpatrywanie się w ekran telefonu całkowicie przekonana co do tego, iż każdy doskonale zna scenariusz i swój tekst. Co więcej nie było jej w głowie martwienie się o sztukę o Ojcach Założycielach, gdy w grę wchodziły sprawy takie jak Wymiar Snów i Joker.
- No naprawdę? - mruknęła zirytowana pod nosem. Przed długi czas próbowała się skontaktować z Blaine'em, by mu przekazać, że Fioletowy ich wzywa, jednak ten ani razu nie odebrał od niej połączenia. Nikt go nie widział w szkole od rana, nie zjawił się nawet po przerwie na lunch. W mniemaniu Alice sprawa nie cierpiała zwłoki, ale czuła w obecnej sytuacji bezradność.
*** 
Zbawieniem miał się okazać dzwonek na przerwę, jednak William stanowczo odmówił uczniom przerwania próby. Do przeglądu, a w tym występu o Ojcach Założycielach, zostały raptem cztery dni, więc nauczyciel chciał wykorzystać każdą daną sekcji teatralnej minutę, by lepiej wszystkich przygotować do przedstawienia. Nie mniej, gdy tylko Alice dostała wiadomość od Blaine'a, że ten już do niej idzie, czym prędzej wynurzyła się ukradkiem zza kurtyny i zeszła ze sceny.
- Alice, a ty dokąd? - przyuważył nastolatkę, która stanęła niemal na baczność zatrzymana brzmieniem głosu wychowawcy
- To ważne... - rzuciła niepewnie. William bez słowa odwrócił od niej wzrok wracając z powrotem do próby. Jedynie machnął do uczennicy ręką na znak, żeby działała, skoro musi.
*** 
Wypatrywała na korytarzu nadejścia rówieśnika, po którym wciąż nie było śladu. Nic więcej nie mogła zrobić jak czekać i zastanawiała się, czy to nie właśnie ten fakt był dla niej w tym wszystkim najgorszy. Już udało jej się dostrzec zbliżającą się męską sylwetkę, jednak nie był to brunet, którego przybycia wyczekiwała.
- Hej, Alice - przywitał się nastolatek dość nieśmiało
- Hej, Arthur - odparła z wymuszonym uśmiechem nie potrafiąc myśleć o niczym innym, jak o nadchodzącym spotkaniu z bóstwem
- Wybacz, że dopiero teraz, ale coś mnie zatrzymało - przeprosił nieśmiało obdarowując przy tym rozmówczynię lekkim uśmiechem. - Ale przez te dwie godziny to nadrobimy - zapewnił unosząc już aparat, jakby go przed nią eksponował
- Masz na myśli te zdjęcia do portfolio? Muszę cię zawieść, ale nie sądzę, byś podczas dzisiejszych prób dostał jakikolwiek dobry materiał - przyznała wstydliwie co spotkało się z pytającym spojrzeniem
- Wiesz, nie twierdzę, że jestem niesamowitym fotografem, ale może jednak uda się strzelić kilka dobrych fotek
- Nie sądzę... - zaczęła mówić, lecz ten szybko jej przerwał
- Wiesz, to nie tylko dzięki fotografowi czy aparatowi zdjęcia wychodzą nieraz takie niesamowite, a dzięki temu, co zostało na nich uchwycone - oznajmił spoglądając na swoje urządzenie wyglądające jak sprzęt prawdziwego profesjonalisty
- Z pewnością - przyznała z życzliwym uśmiechem
- Nie przejmuj się. Ty będziesz na tych zdjęciach, więc pod pewnym względem każde z nich będzie w jakimś stopniu dzięki temu uratowane. Dzięki temu, że zostałaś na nim uchwycona - powiedział z równie życzliwym uśmiechem. - To znaczy... oczywiście mimo wszystko skupmy się na zdobyciu prawdziwych perełek do portfolio - dodał szybko opuszczając wzrok z rozmówczyni z powrotem na aparat czując napływający niewielki rumieniec
- To naprawdę miło z twojej strony, ale raczej chodziło mi o to, że obecnie trwają przygotowania do przedstawienia o Ojcach Założycielach, bo już w tym tygodniu mamy występ, a ja... no cóż, jestem suflerką - wyjaśniła spokojnie. - Więc ciężko będzie znaleźć dobry materiał, skoro tak wygląda obecna sytuacja - rzekła z żałosnym uśmiechem. Arthur na moment zastygł w bezruchu i milczeniu jakby analizując to, co usłyszał, po czym cicho się zaśmiał rozbawiony tym drobnym nieporozumieniem.
- Więc o to chodzi. Nie martw się, w takim razie po prostu będziemy musieli się skupić na materiale z sesji zdjęciowej - wzruszył ramionami, a z jego twarzy nie schodził życzliwy uśmiech, na który blondynka odpowiedziała tym samym do momentu, aż zwróciła uwagę na bruneta, będącego niedaleko nich. Niezwykle powoli zbliżał się w ich kierunku, spoglądając na blondynkę, która błyskawicznie wyrwała się w jego kierunku
- Wybacz mi na chwilę - rzuciła w pośpiechu do rozmówcy
- Nie ma sprawy... - zdążyła go minąć, nim dokończył zdanie. Obrócił się za nią spoglądając jak biegiem zbliża się do Blaine'a.
Dziewczyna stanęła naprzeciwko rówieśnika wielce przejęta, chociaż po nim jak zwykle było widać całkowity spokój. Poderwała do niego swój telefon komórkowy wciąż czując pewną dozę irytacji, jaka się pojawiała przy każdej nieudanej próbie dodzwonienia się do nastolatka.
- Dlaczego nie odbierasz telefonu!? Wiesz ile razy dzwoniłam? I czemu cię nie było od rana w szkole? - zarzuciła go na wstępie pytaniami, w odpowiedzi na które z początku jedynie ciężko westchnął
- Dopiero co przyszedłem, miałem coś pilnego do załatwienia - powiedział spoglądając na nastolatkę, jednak po chwili podniósł wzrok na nastolatka z aparatem wciąż stojącego przed wejściem na salę teatralną, zupełnie jakby czekał na Alice.
- Eh, już dobra, ale... - zaczęła mówić do momentu, aż chłopak niespodziewanie nachylił się do jej ucha.
- Chcesz o tym rozmawiać w jego obecności? - zapytał szeptem. Alice zastygła, dopiero po chwili spojrzała zza ramienia na nastolatka. Gdy tylko przeniosła wzrok w jego kierunku, ten jakby spłoszony opuścił swój na aparat. - Hej, chcemy porozmawiać sam na sam. Mógłbyś? - rzucił nagle nieco oschle do ucznia , który niemalże podskoczył jak oparzony.
- Blaine - warknęła do niego cicho zwracając mu tym samym uwagę na jego ton
- No co? - rzucił jakby nie wiedząc, o co może rozmówczyni chodzić
- Arthur, nie czekaj na mnie. Pogadamy w sali teatralnej - rzuciła do niego z przepraszającym wyrazem twarzy, podczas gdy jej towarzysz słał nieustannie tylko chłodne spojrzenie
- Ah, tak. Jasne. W takim razie znajdziesz mnie w ostatnim rzędzie - dodał nieśmiało, po czym poszedł. Alice westchnęła i obróciła się do rówieśnika, który to zdawał się odprowadzać Arthura wzrokiem.
- Wstałeś dzisiaj lewą nogą? - parsknęła
- Ja tylko już nie mogę się doczekać spotkania z Fioletowym - odparł z ignorancją. - Czekam, aż mi wytłumaczy dlaczego tamten łowca dostał od Jokera tyle mocy, że mało nas nie pozabijał, podczas gdy my dostaliśmy tylko pojemnik na skażone perły
- Uspokój się, na pewno miał jakiś powód
- Bronisz go?
- Nikogo nie bronię - odparła gwałtownie oburzona tymi zarzutami. - Słuchaj. Chwilę po tym jak opuściłeś mój sen karta Fioletowego sama pojawiła się w mojej dłoni i przez długi czas lśniła. Wydaje mi się... właściwie to jestem pewna, że Fioletowy nas wzywa
- Skąd ta pewność?
- Nie mam pojęcia, ale po prostu mam takie przeczucie. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale jestem pewna, że nas wzywa
- Że też musiałem być zajęty... - parsknął zdenerwowany. - No nic, musimy się w takim razie jak najszybciej udać do Wymiaru 
- Więc kiedy? - zapytała niepewnie, wtem ten spojrzał na zegarek
- Gdy usłyszysz dzwonek na lekcję to pójdź spać
- W porządku
***
Nastolatka wróciła z powrotem do sali teatralnej już w pierwszej chwili dostrzegając Arthura robiącego w ostatnim rzędzie zdjęcia sceny i mającej na niej próbę aktorów.
- Jak wychodzą? - zapytała przyjaźnie, lecz niespodziewanie, wystraszający tym samym rozmówcę, który gwałtownie oderwał wzrok od urządzenia
- Nie najgorzej - odrzekł niepewnie
- Mogę zobaczyć? - odezwała się ponownie chcąc utrzymać tą nikną rozmowę. Wciąż było jej głupio za to, jak potraktowano chłopaka. Ten bez zastanowienia podał nastolatce sprzęt. Usiadła wraz z nim przeglądając kolejno zdjęcia. Jej oczom w pierwszej kolejności ukazały się te, które dopiero co zostały zrobione na sali teatralnej, lecz po chwili dotarła również do kilku zdjęć przedstawiających różne oblicza miasta, ludzi, a w końcu i przyrody.
Zatrzymała się na jednym ze zdjęć, które szczególnie jej się spodobało, chociaż z całym przekonaniem mogła stwierdzić, że zdecydowana większość była niesamowita.
- Masz talent! - przyznała z szerokim uśmiechem. Z małym błyskiem w oku przeglądała kolejne fotografie.
- Tak myślisz? - zapytał niepewny co do jej słów
- Oczywiście!
- Cóż, dziękuję - uśmiechnął się nieco wstydliwie. - Jednak wciąż powinienem popracować nad światłem...
- Nie znam się na tym, ale twoje prace bardzo mi się podobają
- To dobrze, skoro to ja mam odpowiadać za twoje portfolio - zaśmiał się nieznacznie, czemu dziewczyna zawtórowała tym samym i oddała aparat
- I wybacz za Blaine'a, po prostu musieliśmy porozmawiać o czymś naprawdę ważnym - rzekła dość nieśmiało, na co Arthur jedynie wzruszył ramionami
- Nie masz się czym przejmować - odparł beznamiętnie zmieniając tryby w aparacie, jednak w końcu zdobył się na to, by zerknąć ukradkiem kątem oka na rozmówczynię. - To... był twój chłopak, tak? - zapytał nieśmiało czując rumieniec na twarzy. W pierwszej chwili nastolatka zamarła, jednak szybko zaczęła zaprzeczać niemal w popłochu
- Co? Nie, nie, nie. To nie tak - mówiła czując ogromne zawstydzenie. - Nie... - mruknęła jednak po chwili jakby posępnie
- Nie? - zapytał bacznie ją obserwując
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi - oznajmiła nieco pochmurniej
- Aha - odparł jedynie i wrócił do robienia zdjęć starając się w międzyczasie zdobyć się na odwagę i zadać nurtujące go pytanie. - Słuchaj, bo...
- Hm?
- Wiesz, będzie wkrótce bal bożonarodzeniowy i zastanawiałem się czy... czy może się na niego wybierasz? - wykrztusił wkładając w to całą swoją odwagę, jednak blondynka przez to pytanie przypomniała sobie o nadchodzącej pełni
- Nie - burknęła czując irytację. Sytuacja, w jakiej się znajduje zaczęła ją denerwować i dopiero po chwili zorientowała się, jak to musiało zabrzmieć dla jej rozmówcy.
- A-aha...
- Niestety nie będę mogła pójść na bal. Wypada mi coś bardzo ważnego akurat w ten dzień - postarała się o to, by brzmieć przyjaźnie i odratować w ten sposób jej z pozoru oschłe zachowanie.
- Szkoda
- Tak, szkoda... - mruknęła, choć nieznacznie zagłuszył ją dźwięk dzwonka, który niósł się po całej placówce. Na jego brzmienie dziewczynę przeszedł dreszcz ekscytacji, bo dla niej oznaczał on czas na to, by udać się do Wymiaru Snów, a będąc w nim z kolei ruszyć na spotkanie z bogiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine