czwartek, 31 grudnia 2015

Sen sześćdziesiąty dziewiąty - Praca z historii

Chwila milczenia trwała do momentu, aż nastolatek dopomniał się o odpowiedź
- Chcesz zerwać naszą umowę? - zapytał spoglądając na nastolatkę, która opuściła wzrok w dół i zacisnęła dłonie w pięści. 
- Nie! - krzyknęła po chwili ze zdenerwowaniem i spojrzała ponownie na rówieśnika. - Pojebało cię!? - warknęła wywołując u niego spore zaskoczenie. - Już od jakiegoś czasu jestem tego wszystkiego świadoma i wiem jakie ryzyko się z tym wiąże. Jednak sam mówiłeś, że trzeba zabić Jokera, prawda? - rzuciła, ale nie dała chłopakowi czasu na odpowiedź. - Jeśli w ten sposób ocalimy tych wszystkich ludzi, pozbędziemy się upiorów z tego wymiaru, to uważam, że warto zaryzykować. - oznajmiła ze stanowczością w głosie, jednak dalsza część jej wypowiedzi już jej nie posiadała. Przeniosła swoje spojrzenie w bok, unikając widoku szarych oczu. - Poza tym... Obiecałam ci pomóc, więc nie chcę cię z tym zostawiać. Nie łamię danego słowa - rzekła niepewnie, a jej rozmówca stał przez chwilę oszołomiony. Nagle łowczynię ogarnęło uczucie wybudzania się ze snu. Znak, że w realnym świecie już ktoś, lub coś, usiłuje wyrwać ją z tego wymiaru. Brunet poczuł to samo, wiedział, że skończył się czas na przebywanie w tym miejscu. 
- Ok - powiedział układając dłoń na głowie blondynki, skutecznie przykuwając na sobie jej uwagę. Jej zmieszane spojrzenie na powrót do niego powędrowało, czekając, aż ten coś powie. - W takim razie wszystko pozostaje bez zmian - dodał spokojnie, zabierając powoli dłoń, jednak niespodziewanie dał jeszcze Alice prztyczka w nos. - Ale masz być posłuszna i nie sprawiać problemów - rzucił po chwili jakby karcącym głosem i odwrócił się w stronę wyjścia. 
- Czekaj, a co z tym projektem z historii? - zapytała pośpiesznie, wracając już myślami do prawdziwego życia. - Musimy chyba wszystko ustalić, prawda? 
- O której kończysz lekcje? - zapytał zmęczonym głosem 
- Po historii mam jeszcze dwie godziny 
- To tak jak ja i James. No to po lekcjach się spotkamy przed wyjściem i coś ustalimy - oznajmił dość lekceważąco. Było po nim widać, że cała ta sprawa nie wiele go interesuje 
- A Tosha? - zapytała ponownie zatrzymując głosem rówieśnika, który już chciał opuścić jej sen. Westchnął i spojrzał na nią 
- Kto? - zapytał z małą irytacją, a ta odpowiedziała mu znudzonym spojrzeniem 
- Pracujemy w grupach czteroosobowych - oznajmiła. - Dobra, to po lekcjach wszystko ustalimy - odparła zrezygnowana, a ten opuścił w końcu pomieszczenie 
Tak jak zostało ustalone, zaraz po ostatniej godzinie lekcyjnej nastolatka już czekała z rówieśniczką na dwójkę chłopaków. 
- Gdzie oni są, jeszcze trochę i zacznie się lekcja - burknęła zirytowana mulatka nie odrywając wzroku od telefonu. 
- Pewnie za chwilę przyjdą - broniła ich blondynka stale się za nimi rozglądając. Spora część uczniów właśnie opuszczała teren szkoły udając się do swoich domów. Nastolatka nie ukrywała swojego zniecierpliwienia, spowodowanego głównie tym, że czeka ją jeszcze jedna godzina lekcyjna, na którą już zdecydowanie nie miała sił. - Widzisz? - szturchnęła ją po chwili, gdy tylko dostrzegła dwójkę nastolatków wyłaniających się z prawego skrzydła szkoły. James uśmiechnął się w ich stronę i radośnie im pomachał przyśpieszając nieznacznie kroku. 
- Długo czekałyście? - zapytał zatrzymując się przed rówieśniczkami 
- Tak - parsknęła dziewczyna wpatrując się w ekran komórki, po czym zaczęła chować urządzenie. - Ile można iść do wyjścia? - rzuciła arogancko powoli przenosząc wzrok na czarnowłosego ucznia, po czym nagle zamilkła 
- Wybaczcie, mieliśmy trening - rzekł łapiąc się za kark 
- W sumie nie czekałyśmy tak długo, nie masz się czym przejmować - wtrąciła momentalnie o wiele potulniejsza, a Blaine w tym czasie dołączył do nich 
- Tosha, to James z sekcji sportowej. James, to Tosha z mojej klasy - przedstawiła sobie znajomych. Chłopak, z jak zwykle życzliwym uśmiechem na twarzy, uścisnął dłoń dziewczynie witając się 
- Ustalajmy co mamy ustalić - wtrącił brunet 
- Po lekcji zapytałam panią Clark czym dokładniej ma się zająć nasza grupa - oznajmiła spokojnie Alice. - Powiedziała, żebyśmy przejrzeli wspólnie tę książkę - mówiła wyciągając z torby sporych rozmiarów publikację. - Mamy zebrać jak najwięcej informacji na temat Benjamina Franklina, jakieś zdjęcia itd. 
- Od razu wam powiem, że pani Berkowitz będzie wymagała raczej od nas referatu na jego temat niż wydrukowania tekstu z internetu - skomentował ponuro uczeń 
- No to... u kogo się spotkamy? - wtrąciła w końcu mulatka
- U mnie nie da rady - rzucił niepewnie. - Raczej brak warunków na naukę 
- U mnie tym bardziej nie ma warunków - odparła nastolatka. - Mam sporo rodzeństwa, nie daliby nam spokoju 
- Na mnie nie liczcie - oznajmił od razu brunet. Wtem wzrok trójki uczniów zawiesił się na blondynce 
- No to możemy u mnie - powiedziała niepewnie nieco przytłoczona pytającymi  spojrzeniami 
- Na pewno? Nie chcemy się narzucać - zapytał nastolatek o czarnych włosach 
- Tak. U mnie na pewno nikt nam nie będzie przeszkadzać - oznajmiła wymuszając uśmiech
- Świetnie! - ucieszyła się nastolatka, a wnet rozległ się dzwonek wołający ją na lekcję. - W takim razie za jakieś dwie godziny u ciebie? Chcę mieć to jak najszybciej z głowy - powiedziała szybko 
- Dobra, prześlę wam mój adres - odparła pośpiesznie. - Pasuje wam? - zwróciła się do chłopaków, a ci przytaknęli 
- No to do zobaczenia - pożegnała się i migiem ruszyła w stronę swojej klasy. Dziewczyna westchnęła cicho, wkładając powoli płaszcz. 
- Sory, że padło na twój dom - powiedział jeszcze chłopak zarzucając kurtkę. - Wypuścili moją mamę ze szpitala, ale w domu dalej jest przez większość czasu przykuta do łóżka, więc... 
- To żaden problem, naprawdę - odparła radośnie, a ten nagle spojrzał na bruneta 
- Blaine, a dlaczego nie możemy się spotkać u ciebie? - zapytał z podstępnym wyrazem twarzy 
- Spadaj - rzucił z mała irytacją, a zdezorientowana dziewczyna przerzucała wzrok to z jednego, na drugiego. - Nie ma u mnie miejsca - oznajmił od niechcenia i ruszył przodem w stronę wyjścia. Wkrótce cała trójka opuściła budynek szkoły idąc przez jakiś czas w milczeniu 
- W sumie, niezłe zrządzenie losu, że trafiliśmy do jednej grupy - odezwała się blondynka chcąc przełamać ciszę. James spojrzał na nią i po chwili zaśmiał się cicho pod nosem 
- Nie do końca - rzekł, a ta spojrzała na niego pytająco. - Do Berkowitz przyszła wasza nauczycielka z testami, żeby rzuciła na nie okiem. Od razu zaczęła je przeglądać widocznie zła, że udało wam się zdobyć tyle punktów, a u nas niektórzy nie mogli dobić do pięciu - zaczął opowiadać przemierzając z rówieśnikami miasto. - Akurat stałem blisko, bo w tym samym czasie kazała mi podejść do mapy, żebym coś wskazał. Krzyknęła coś w stylu: "Jestem pewna, że oni wszyscy ściągali" przerzucając kartki. Jak tylko zobaczyłem test Blaine'a to powiedziałem jej, że on na pewno ściągał 
- Dzięki - wtrącił się brunet, a ten zaśmiał się pod nosem 
- Spojrzała na mnie wkurzona. Powiedziałem: "Blaine na pewno ściągał, bo on nic nie umie. Znam go już tyle lat, że wiem jaki jest. Niech pani lepiej nas przydzieli do jednej grupy, żebym mógł mieć na niego oko, bo jeszcze, nie daj Boże, przegramy. Zajmiemy ostatnie miejsce" 
- I co ona na to? 
- Na początku chyba chciała mnie zabić - oznajmił z uśmiechem na twarzy. Rozmówczyni z jeszcze większym zastanowieniem spojrzała na niego. - Jednak po słowach: "przegramy" spojrzała się na mnie jakoś dziwnie i krzyknęła do Clark, że to trzeba zorganizować porządnie, bo naszą szkołę spotka hańba... czy coś takiego - dokończył opowieść starając się pod koniec imitować ciężki, basowy głos kobiety. - A tak serio, to ściągałeś? - zwrócił się po chwili do rówieśnika 
- Nie do końca - odparł niepewnie, chociaż ten ciągle przyglądał mu się z podejrzliwością 
- Napisałam za niego - oznajmiła nastolatka 
- Żartujesz - rzucił do niej momentalnie, z niedowierzaniem 
- Nie mogłam patrzeć, jak zostawia pusty test. On nawet nie strzelał, tylko poszedł spać - odpowiedziała z naburmuszoną miną, wywołując u rozmówcy nagły śmiech. - Masz z nią za dobrze, Blaine - rzucił wesoło 
- Zamknij się - odparł odwracając wzrok. W końcu dotarli do zakrętu, którym dwójka chłopaków zawsze szła do domów 
- My skręcamy, do zobaczenia - wtrącił w trakcie rozmowy chłopak i skręcił. Blaine już miał uczynić to samo, kiedy nagle zatrzymała go rówieśniczka 
- Blaine. Co do tej bluzy... - powiedziała nieśmiało. - Mogę ci ją oddać jak dzisiaj przyjdziecie? 
- Spoko - odparł bez wyrazu i ruszył w stronę rówieśnika, który czekał na niego cierpliwie. 
Po upływie kilku godzin, zjawiła się pierwsza osoba. Nastolatka niepewnie nacisnęła przycisk i już po chwili dźwięk dzwonka rozbrzmiał po domu. Alice krótko po tym otworzyła drzwi. 
- Hej, nie spóźniłam się? 
- Nie, skąd - odparła szybko. - Przyszłaś pierwsza 
- Naprawdę? Szczerze to miałam małe problemy z trafieniem do ciebie, więc myślałam, że już dawno zaczęliście - przyznała nieśmiało. Nastolatka zaprowadziła rówieśniczkę do salonu, a sama ruszyła do kuchni poszukać czegoś na ząb. Wkrótce zjawiła się też dwójka chłopaków. Grupka nastolatków usiadła przy stoliku wertując strony książki, którą blondynka dostała od nauczycielki. Po upływie półtorej godziny mozolnej pracy, grupka uczniów mogła odetchnąć z ulgą, że skończyli. W końcu każdy udał się do swojego domu. 
Chłopak opuścił, wraz z rówieśniczką, jej sen. Stanęli na środku drogi, utworzonej przez rzędy drzwi. Alice szła za nastolatkiem. Jej wzrok był wbity w jego plecy, przez co po chwili dotarła do niej czerwień jego ubrania 
- Blaine... zapomniałam ci oddać bluzę - rzuciła z lekkim zażenowaniem. Rozmówca odwrócił się przodem do niej patrząc na nią bez wyrazu 
- Fakt. Gapa z ciebie 
- Mogłeś przypomnieć - burknęła 
- No to oddasz w piątek. Pewnie znowu będziemy musieli się spotkać grupą, bo zlecą kolejne zadanie - powiedział nad wyraz spokojnie. Sądziła, że dość lekceważąco wspomni o pracy zleconej przez historyczki, ale w głowie chłopaka już panował tylko Wymiar Snów. Nagle uniósł ku niej rękę, jakby czekał na uścisk dłoni. - Przenieś mnie do snu, w którym ma się odbyć to spotkanie - powiedział po chwili. Dziewczyna uścisnęła jego dłoń, przywołując w międzyczasie kartę Jokera do drugiej. Zamknęła oczy starając się przypomnieć sobie twarz śniącego. Już po chwili oboje znaleźli się naprzeciw drzwi, na których tabliczka głosiła napis: "Gene A. Barnes". 
- To tutaj - oznajmiła puszczając rękę rówieśnika. Ruszył przodem do jego snu. Musiał ujrzeć twarz. Spokojnym krokiem zbliżył się do bariery, która skrywała śniącego. Starszy mężczyzna o włosach niemal tak białych, jak otoczenie stworzone przez wymiar. Twarz dość blada i pomarszczona, a do tego długa broda. Szata była jasna, co oznaczało, że żaden upiór nie odwiedził tego miejsca, a przynajmniej, nie była to dla niego dobra wizyta. 
- Więc, mamy się spotkać u Świętego Mikołaja w noc nowiu, tak? Mówili coś jeszcze? 
- Mówili tylko, że Selene chce się z tobą spotkać w sprawie Jokera 
- Oby faktycznie coś wiedzieli - skomentował 
- Naprawdę nie kojarzysz tych łowców? 
- Nie przypominam sobie nikogo takiego - odparł bez chwili zastanowienia 
- Chyba zainteresowali się tą sprawą dopiero po tym, jak na nas wpadli w czasie pełni. Jak to się stało, że wcześniej na siebie nie trafiliście? - zachodziła w głowę. Im bardziej myślała o tym spotkaniu, tym była bardziej poddenerwowana. Towarzysząca temu ekscytacja nie mogła się równać ze strachem i obawą przed najgorszym 
- Nie wszystkie koszmary w czasie pełni są takie same. Nieraz wygląda to tak, że po prostu jeden ogromny i potężny upiór próbuje zabić łowców, a cała gromada łowców usiłuje zabić jego. Panuje wtedy taki harmider, że mogli nie dostrzec akurat mocy ognia, wśród wielu innych. Mogli też po prostu nie trafiać do tego samego snu co ja. Ten wymiar jest ogromny, więc to nie jest takie pewne, że na kogoś wpadniesz po kilka razy 
- Może i racja - odparła. - Z tą Azjatką był chłopak o białych włosach. Widziałam go jak atakował 
- Mówiłaś, że nie doszło do żadnej walki - rzucił nagle dość oschle, mierząc rozmówczynię wzrokiem 
- To nie do końca tak... W dużym skrócie, Avril coś do nich krzyknęła i wtedy on ją zaatakował, ale chyba tylko, żeby ją nastraszyć - mówiła zdając sobie sprawę, jak głupio musi to brzmieć. - Walczy nożem, a jego moc to chyba tworzenie dymu. Był w półmasce gazowej, więc to by się zgadzało 
- A tamta Azjatka? 
- Tego już nie wiem - odpowiedziała zrezygnowana. Nastolatek spojrzał jeszcze na chwilę na śniącego, po czym oboje opuścili jego pomieszczenie. - Tak w ogóle, to czemu ostatnio nie mogłeś polować? - zapytała z nutką nadziei w głosie, że otrzyma odpowiedź, która by ją usatysfakcjonowała. Jednak takiej nie otrzymała 
- Miałem kilka spraw do załatwienia 
- Pewnie nie powiesz jakich? - rzuciła z ciekawością 
- Bingo - odparł zaczynając iść przed siebie, w poszukiwaniu odpowiedniego upiora 
- Tak myślałam, To powiedz chociaż, czy w najbliższym czasie znowu nie będziesz mógł polować 
- Teraz mam wolne, ale nie wiem na jak długo - oznajmił podchodząc do jednego z przejść. - Póki co skupmy się na uzupełnienia wskaźnika - rzucił wchodząc do snu.  
Nadszedł piątek. Tym razem pani Berkowitz nie przyszła z wizytą na lekcję historii. Alice z ulgą mogła oddać wypracowanie jej grupy swojej nauczycielce. Kobieta rzuciła okiem na wypracowanie, wertując bardzo powoli kartki. 
- O coś takiego chodziło? - zapytała blondynka zmęczona milczeniem nauczycielki, chociaż była pewna, że zadanie zostało dobrze wykonane. Clark spojrzała na nią jakby zaskoczona jej obecnością. Alice uniosła brew. - Proszę pani? - zwróciła się do kobiety, która zdawała się dziwnie nieobecna 
- Ah tak, wybacz. Jest dobrze. Tak, tak - zaczęła mówić odkładając pracę na bok 
- I chciałam też oddać książkę - dodała przekazując publikację 
- Tutaj jest! - krzyknęła nagle wielce uradowana. Niemalże wyrwała tytuł z rąk uczennicy i ułożyła na biurku, tuż przed sobą. Odetchnęła z ulgą niczym matka po odnalezieniu zgubionego dziecka. - Dzięki Bogu... - rzuciła cicho, a blondynka nie była pewna jak na to zareagować. Spojrzała kątem oka na rówieśników z klasy, którzy w dużej mierze grali na telefonach, albo ozdabiali zeszyty nowymi bazgrołami. 
- To ja już pójdę - oznajmiła nieco speszona i wróciła na miejsce. Nauczycielka jeszcze przez chwilę była zajęta sobą, aż w końcu podała wszystkim grupom kolejne zadanie, które mają wykonać. Blaine już spał i czekał w Wymiarze Snów na towarzyszkę, która w końcu do niego dołączyła 
Walka trwała. Brunet biegł szybko na przeciwnika. Wysoka, sucha, żółtawa trawa sawanny skrywała nogi nastolatków. Upiór się w niej chował. Jego budowa w niczym nie przypominała ludzkiej. Paszcza wypełniona olbrzymią ilością kłów, prawie jak u rekina. Pożółkłe i ostre, rozstawione nieregularnie. Tylko czekały, by zatopić się w skórze łowcy. Wydawało się, że pysk kreatury stanowi całość jego ciała, a z niego wyrasta kilka par odnóży. Po bokach, gdzie powinny znajdować się oczy, była tylko spora ilość pęcherzy
- Tam - pomyślał chłopak widząc spiczaste uszy wystające znad flory. Zaczął biec w tamtą stronę, jednak nagle stworzenie wychyliło się na moment do góry, aby po chwili zatopić się całkowicie w kłębie trawy. Nastolatek zatrzymał się próbując zlokalizować położenie wroga. Przemieszczał się szybko, widać było szybki ruch trawy. - Jakbym nie miał co robić, tylko bawić się w chowanego. - parsknął w myślach zirytowany brunet. W mgnieniu oka podbiegł do rówieśniczki, a następnie sprawił, że jego katanę ogarnął ogień. 
- Zmiana planów? - zapytała spoglądając kątem oka na rówieśnika 
- Tak, wiesz co robić - rzucił i stanął przed nastolatką po czym jego broń wybuchnęła żarem. Wykonał błyskawiczne cięcie, a Alice zaraz po tym wystąpiła obok bruneta i machnęła silnie wachlarzem. Ognista fala, powstała po cięciu katany spowitej w płomieniach, ruszyła przed siebie niczym pocisk. Podmuch powietrza ją dogonił. Zdawało się, jakby nastąpił niewielki wybuch, po którym obszar ognia był jeszcze większy. Dookoła było czuć żar, a potężny żywioł już zamieniał całą roślinność w popiół. Wyłonił się wróg, który zaczął chorobliwie ujadać. W ułamku sekundy Blaine zjawił się obok niego i zatopił ostrze broni w jego ciele, po czym wprawił cios ogniem. 
Ciało stwora zniknęło, pozostawiając po sobie perłę. Chłopak podzielił ją na dwie, jedną podając towarzyszce. Całe otoczenie zaczęło powoli zanikać, pozostawiając w końcu sen pod postacią białej, pustej przestrzeni. 
- Może czas pomyśleć nad silniejszymi upiorami - rzucił cicho chłopak uzupełniając wskaźnik 
- Nie uzupełniają wskaźnika tak jak wcześniej - spostrzegła patrząc na swoją kartę 
- Przed tym powinnaś jeszcze potrenować 
- Cały czas trenuję - odparła markotnie 
- Wiesz, dlaczego drapieżcy polują na krwawe perły? Nie licząc energii, rzecz jasna - rzucił nagle. - Bo mają wgląd do wspomnień związanych z wymiarem 
- Takie wspomnienia są aż tak cenne? 
- Wspomnienia i myśli. Możesz dostrzec jak ta osoba opracowywała swoje ataki, wymyślić w ten sposób jakiś nowy sposób na wykorzystanie swojej mocy 
- Po co mi to mówisz? - zapytała niepewnie z podejrzliwością 
- Żebyś była tego świadoma. Póki co jedynie wzmacniasz moje ataki i to wystarcza, ale jeśli mielibyśmy walczyć z naprawdę potężnymi upiorami, to musiałabyś też potrafić walczyć sama
- Czyli mam pomyśleć nad tym, jak jeszcze wykorzystać moc i jak atakować, załapałam - odparła z determinacją w głosie. Blaine spojrzał na nią w zastanowieniu 
- Tylko nie przekombinuj - rzucił z półuśmiechem i ruszył do wyjścia. 
- Co do projektu z historii, to kiedy masz czas. Tosha powiedziała, że jej jest obojętne 
- Dziś. W weekend będę zajęty - odparł szybko 
- Więc jednak, dalej "sprawy" - skomentowała akcentując ostatnie słowo, ale chłopak nie zareagował. Czuł, że już pora się wybudzić, tak samo jak zresztą poczuła to ona. 
Tosha znowu przyszła pierwsza, a krótko po niej Blaine. James miał jeszcze zajęcia. Wkrótce przyszedł prosto ze szkoły, do nastolatki i przez większość czasu ustalali, jak praca ma wyglądać. 
- Może te informacje załączymy tutaj, przed tą wzmianką? - zaproponowała Alice wskazując na odpowiedni fragment 
- Blaine, co o tym myślisz? - rzucił James do przyjaciela, który spoglądał w sufit 
- Zdrzemnąłbym się 
- Dzięki - odparł sarkastycznie i westchnął
- Przypomnijcie mi, dlaczego akurat my, mamy zebrać wszystkie te informacje, które ciężko znaleźć nawet w internecie? - burknęła Tosha przerzucając strony w książce 
- Pani Clark nie dała ci żadnej książki? - zwrócił się do blondynki 
- Nie wiem, czy dobrym pomysłem jest brać je od niej - odparła. Po upływie sporej ilości czasu, w końcu praca była niemalże skończona. 
- Alice, gdzie masz łazienkę? - zapytała mulatka, wnet dziewczyna wstała, by wskazać jej drogę. Równo z tym rozbrzmiał dźwięk telefonu James'a. 
- Co tam, Karen? - zapytał radośnie, bazgrząc na brzegu kartki. Blaine siedział obok niego, przepisując odpowiednie treści, mając przy tym minę skazańca. 
- Ok, dzięki - odezwała się Tosha i ruszyła w wyznaczonym kierunku, a Alice wróciła do chłopaków. Spojrzała chłopakowi przez ramię na pisaną przez niego treść 
- "Egalitaryzm", a nie "eglitaryzm" - poprawiła rówieśnika, który nagle się zatrzymał. Całkowicie zamarł i patrzył na kartkę 
- Co? - rzucił nagle próbując zachować spokój. Dziewczyna usiadła obok niego i wskazała wyraz 
- Tutaj. Powinno być "Egalitaryzm" - rzuciła, a ten odłożył długopis 
- Masz korektor? 
- Korektor? To będzie paskudnie wyglądać - rzuciła, a ten spojrzał na nią z irytacją 
- Nie denerwuj mnie 
- Karen uspokój się - chłopak rozmawiał z siostrą coraz bardziej przejęty 
- Przecież dopiero zacząłeś pisać na tej stronie, możesz napisać od nowa - powiedziała sięgając po wcześniejszą zapisaną kartę. 
- Zastrzelcie mnie - parsknął 
- Blaine... 
- Co? - zapytał śmiertelnie poważnie 
- Tutaj też jest błąd - odparła nieśmiało 
- Gdzie!? 
- W słowie "mitrężyć" 
- Co to są w ogóle za słowa!? - burknął ze złością 
- Co!? - zerwał się nagle na równe nogi czarnowłosy nastolatek. - Dobra, zaraz będę - dodał, a dwójka nastolatków wbiła pytające spojrzenie w chłopaka 
- Coś się stało? 
- Moja mama, arytmia znowu dała o sobie znać, a Karen nie ma pojęcia co ma robić 
- Pojechać z tobą? - zapytał brunet, ale rozmówca od razu pokiwał przecząco głową idąc w pośpiechu do wyjścia. 
- Sorki, że was zostawiam z tym zadaniem
- Żartujesz? Nie przejmuj się tym i leć - powiedziała szybko blondynka odprowadzając go do drzwi. - Zadzwoń jak się czegoś dowiesz 
- Dobra, dzięki - odparł wychodząc w popłochu. Uczennica wróciła do stołu 
- Będziemy musieli zająć się resztą sami - oznajmiła 
- Ja tego nie będę pisać jeszcze raz 
- Może przydałaby ci się eksplikacja? - rzuciła z chytrym uśmiechem 
- Nie dobijaj mnie - westchnął, a chwilę po tym wróciła Tosha. We trójkę dokańczali pracę z historii, co zajęło im kolejny szmat czasu. 
- Wreszcie - odetchnęła z ulgą mulatka. - Będę się zabierać do domu - dodała wstając i rozciągając się. 
- Nigdy więcej żadnych projektów - mruknął cicho brunet. Wszyscy stanęli przy drzwiach wyjściowych. Tosha i Blaine zarzucili na siebie wierzchnie ubranie. Wykończeni żmudną robotą pożegnali rówieśniczkę i wyszli. Po dziewczynę podjechał samochód, a nastolatek spokojnym krokiem szedł przed siebie. 
Dopiero po jakimś czasie zadzwonił jego telefon. Spojrzał na ekran, na którym widniało imię: "James" i odebrał 
- No? 
- Blaine! - zawołał głośno 
- Co jest? - zapytał zdziwiony 
- Zostawiłem u Alice plecak - mruknął żałośnie, wnet brunet się zatrzymał 
- Powtórz 
- Plecak. Zostawiłem u Alice plecak 
- I co z tego? 
- Wrócisz się po niego? - zapytał błagalnie. Nastąpił moment ciszy. - Jesteś tam? 
- Potrzebny ci ten plecak? - westchnął 
- Tak. Po drodze kupiłem leki dla mamy i zostały w nim... - oznajmił nieśmiało. - Daleko już jesteś od jej domu?
- Coraz bliżej - odparł zrezygnowany niechętnie sunąc się z powrotem pod dom blondynki 
- Dzięki stary! - usłyszał w odzewie po czym się rozłączył. Szare oczy chłopaka jeszcze nie widziały domu Alice, ale niedługo miało się to zmienić. Dopiero po tym telefonie, przypomniał sobie o odebraniu swojej bluzy. 
~~~
Dziewczyna zamknęła drzwi wejściowe, przekręciła zamek i wróciła do salonu, by posprzątać. Powolnie zbierała kartki papieru i książki, na jedną kupkę. Wnet zauważyła przy rogu stolika plecak chłopaka. 
- James? - pomyślała podnosząc przedmiot. - Musiał w tym pośpiechu zapomnieć - pomyślała kładąc go na kanapie. - Nie dziwię się, też bym myślała raczej o mamie, niż jakimś plecaku. - stwierdziła i wzięła tyle książek, ile była w stanie. Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Zdziwiona zeszła na dół, po drodze sprawdzając godzinę. Było już naprawdę późno, a pukanie nie ustępowało. Stało się wręcz natarczywe. Stanęła niepewnie przed wejściem i zajrzała przez wizjer. Zrobiła wielkie oczy i w pośpiechu otworzyła przejście. 
- Mama, tata? - rzuciła zdziwiona patrząc na zdenerwowanych rodziców.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine