niedziela, 2 października 2016

Sen dziewięćdziesiąty szósty - Przyjaźń

W całym mieszkaniu unosił się zapach lazanii, który przyprawił jeszcze bardziej niecierpliwość dziewczynki. Machała energicznie nogami siedząc na krześle i wpatrując się w nastolatka.
- Długo jeszcze? - zapytała markotnie, a rozmówca obrócił się w jej kierunku na moment odrywając się od wcześniejszego zajęcia
- Pytałaś mnie o to chwilę temu - przypomniał spokojnie i wrócił wzrokiem do piekarnika
- Bo jestem głodna -  mruknęła i na dowód swych słów już po chwili oboje usłyszeli, jak burczy jej w brzuchu. - Widzisz? - burknęła
- Zrobiłem ci drugie śniadanie do szkoły, nie zjadłaś go? - zapytał podejrzliwie siostrę, która prychnęła odwracając wzrok
- Oczywiście, że zjadłam! Poza sałatą...
- Karen! - burknął zawiedziony
- No co? Nie przepadam za sałatą - odparła nieśmiało, a ten westchnął zrezygnowany
- Obiad za chwilę będzie gotowy - oznajmił, a rozmówczyni na te słowa uśmiechnęła się szeroko i chwyciła z powrotem za długopis. Wlepiła wzrok w książkę czytając uważnie zadanie. Pomimo wszelkich prób skupienia się na pracy domowej, pyszny zapach skutecznie ją rozpraszał i sprawiał, iż czuła się jeszcze bardziej głodna. Ostatecznie poddała się czytając po raz kolejny treść polecenia
- James, nie rozumiem tego - oznajmiła markotnie licząc na interwencję brata, który w międzyczasie sprzątał kuchnię. Zmęczony podszedł do siostry i nachylił się przy niej nad książką
- Czego nie rozumiesz?
- Tego - wskazała palcem na zadanie z matematyki. Szybko je przeczytał, po czym spojrzał na dziewczynkę
- Naprawdę tego nie umiesz? - zapytał, a ta pokiwała głową. Rzucił jeszcze raz okiem na zadanie, które pokrótce jej wyjaśnił, co powinna zrobić
- Więc ile to będzie? - zapytała po chwili
- Nie będę za ciebie robić lekcji - położył dłoń na głowie czarnowłosej i lekko ją potargał
- Ale mnożenie jest trudne!
- W porównaniu z tym co czeka cię później na matematyce, to pikuś
- To mnie pocieszyłeś
- To tak jakbyś dodała do siebie siedem dziewiątek
- Tyle liczenia... Gdzie mamy kalkulator?
- Nie dostaniesz kalkulatora. Tabliczkę mnożenia musisz znać na pamięć, jak nie umiesz to po prostu to pododawaj - prychnął wyciągając naczynia
- Tata by po prostu podał mi wynik - skomentowała
- Ale taty nie ma - odparł niby spokojnie, lecz chłodno. - Mama natomiast przyznałaby mi rację, że sama musisz to policzyć - dodał dość bezmyślnie, czego szybko pożałował. Dziewczynka opuściła wzrok i zamknęła książkę
- Ale mamy też nie ma - odparła ponuro i odeszła od blatu
- Karen - zawołał za nią, ale został zignorowany. Dziewczynka ułożyła się na kanapie w salonie po czym znalazła w telewizji program z bajkami. Zaczęła wlepiać wzrok w ekran chcąc odbiec myślami od chorej rodzicielki, jak zazwyczaj to robiła. Dobrze wiedziała, że na James'a spadły teraz wszystkie obowiązki domowe i jemu najprawdopodobniej jest teraz ciężej niż jej samej. Mimo to pozostawała dzieckiem, więc nie raz po prostu tak też się zachowywała okazując kaprysy i swoje niezadowolenie. Wiele razy myślała jak pomóc bratu, ale nie miała pojęcia jak. Nawet próby odciążenia go od jakiś obowiązków przynosiły różny efekt. Wielokrotnie chcąc pomóc narobiła tylko większego bałaganu dokładając roboty.
Chłopak po jakimś czasie zawołał ją w końcu na obiad. Pobiegła wręcz w podskokach, na powrót wesoła. Czuła jak ślinka jej cieknie na widok lazanii. Usiedli razem przy stole, do którego nakryła dziewczynka, po czym zjedli obiad
Po dłuższym czasie James wziął się za zmywanie naczyń po posiłku. Karen obejrzała jeszcze kilka bajek nim zmusiła się ponownie do odrabiania lekcji. Wszystkie te czynności przerwał dźwięk dzwonka do drzwi, który przykuł uwagę wszystkich domowników.
- Otworzysz? - zwrócił się do siostry, która nie czekając ani chwili ruszyła w kierunku drzwi. Żwawo je otworzyła ujawniając przybyłą osobę
- Blaine! - rzuciła radośnie i przytuliła mocno chłopaka, który trzymał w dłoniach duże pudło, przez które niewiele widział
- Hej - przywitał się
- Spóźniłeś się! - krzyknął nagle James, nawet się nie odwracając do rówieśnika, który wciąż był obejmowany przez czarnowłosą
- Sory, miałem kilka spraw do załatwienia - odparł i gdy tylko dziewczynka go uwolniła z uścisku, odłożył na bok zapakowany przedmiot. - Jak tam w szkole? - zwrócił się do niej, a ta szybko zrobiła naburmuszoną minę
- James nie chce mi pomóc z pracą domową - burknęła
- Słucham!? - oburzył się jej brat. - Pomogłem ci, ale nie chciałem za ciebie jej robić - prychnął, a Blaine się zaśmiał cicho pod nosem
- Ale ja nie umiem
- Najłatwiej powiedzieć, że "nie umiem"
- Jak chcesz to później ci pomogę - wtrącił się brunet wywołując u niej błysk w oczach
- Naprawdę?
- Tak - odrzekł krótko. - Ale później, ok?
- Ok - odparła uradowana i pobiegła z powrotem do swojego pokoju. Chłopak zdjął kurtkę i powiesił ją na wieszaku, a zaraz po tym ruszył salonem w kierunku kuchni niosąc ze sobą spore pudło. Odłożył je na bok i usiadł przy blacie, który rozdzielał te dwa pomieszczenia, a po którego drugiej stronie stał James ze skrzyżowanymi na klatce rękoma
- Co tak długo?
- Co na obiad?
- Obiad już był - rzucił imitując urażenie
- O, lazania! - spostrzegł z zadowoleniem
- Blaine ty żarłoku! Gdzieś ty był?
- Mówiłem, miałem coś do załatwienia - westchnął zmęczony, a nastolatek zaczął szykować dla niego posiłek
- Coś?
- Musiałem pójść do sklepu i takie tam
- Mogłeś powiedzieć, że będziesz później, to bym zaczekał z obiadem - stwierdził sięgając po talerz
- Przepraszam, jesteś moją żoną albo matką? - rzucił ironicznie
- Dobra, nie dostaniesz obiadu
- Nie, czekaj! Głodny jestem - powiedział momentalnie, a ten zaczął się śmiać
- Wystarczyłoby: "Przepraszam mój drogi przyjacielu" - rzekł żartobliwie podając talerz z kawałkiem lazanii
- Nie sądziłem, że tyle zajmie mi siedzenie w sklepie, a nie mogłem ci powiedzieć o tym, bo byś mnie zaczął głupio wypytywać - odparł beznamiętnie
- "Głupio wypytywać"?
- "Co to za sklep? Ile jeszcze? Co kupujesz? Kup po drodze mleko"
- Ej, nie wysyłałem cię nigdy po mleko - rzucił, a brunet podał pudło. James spojrzał na nie zdezorientowany
- Jakbym ci wtedy powiedział co kupuję, to nie byłoby niespodzianki - oznajmił i kontynuował spożywanie posiłku, podczas gdy chłopak spojrzał na niego pytająco całkowicie zmieszany. Niepewnie położył pudełko i zaczął je rozpakowywać
- Nie wierzę...
- Wszystkiego najlepszego - rzucił zaraz po przełknięciu jedzenia
- Oszalałeś?
- No co?
- Zwróć to i kup mi po prostu chipsy - wpatrywał się z niedowierzaniem w nowy wzmacniacz. Chociaż próbował przekonać rozmówcę, że to zbyt drogi prezent, to błysk nie znikał z jego oczu. Mimowolnie przyglądał się przedmiotowi z zachwytem
- Nie marudź
- Ale ja nie mogę tego przyjąć
- Mówisz tak prawie, że co rok, niezależnie od tego, co dostajesz - przewrócił oczami
- Głupio mi... - odparł nieśmiało. - Kurde to tej firmy - błysk w oczach się nasilił
- Daj spokój. Urodziny ma się raz w roku. To prezent, więc nie marudź tylko bierz
- No dobra - dał za wygraną i zabrał przedmiot w inne miejsce. - Ale łopatki mi do tej pory nie odkupiłeś - zażartował w drodze powrotnej do kuchni.
- Byliśmy wtedy małymi dziećmi...
- Lubiłem tę łopatkę - wymusił na sobie smutek
- Nie biadol tak, bo naprawdę kupię ci łopatkę na następne urodziny - odparł kończąc posiłek. Uniósł talerz do przyjaciela. - Jeszcze - oznajmił, a ten spojrzał na niego troskliwie i podał dokładkę
- Przecież wiesz, że urodziny mam dopiero za kilka tygodni - zwrócił uwagę rówieśnikowi
- Wiem, ale chciałem dać ci ten wzmacniacz przed koncertem. Raczej ci się przyda, nie? Przynajmniej mówiłeś, że bez niego będzie to raczej kiepsko wyglądać
- Fakt, jeszcze raz dzięki - odparł, a ten tylko pokiwał głową i jadł dalej. Później przenieśli się do salonu. Rozmawiali przez jakiś czas do momentu, aż zadzwonił telefon James'a. Błyskawicznie odebrał i zaczął rozmawiać z lekarzem. Gdy już się rozłączył dostrzegł pytające spojrzenie rówieśnika. Zaczął się zastanawiać, co tak naprawdę powinien powiedzieć.
- Będę musiał jutro przyjść omówić sprawę przyjmowanych przez nią leków... znowu
- Poszedłbym z tobą, ale wyjeżdżam - odparł niepewnie czując się z tego powodu nieco winnym. Rozmówca spojrzał na niego z pewną podejrzliwością
- Znowu w sprawie firmy?
- Nie - odrzekł niemal natychmiast. - Po prostu mam coś do załatwienia dość daleko, więc pewnie nie będzie mnie przez kilka dni
- Kilka dni? - zdziwił się, po mieszkaniu rozległ się dźwięk czajnika, który po chwili ucichł przez ingerencję czarnowłosej dziewczynki.
- Tak. Wyjeżdżam jutro z rana. Muszę tylko podrzucić papiery nim wstanie stary. Jak wyrobię się do ósmej to powinienem zdążyć, nim się zorientuje, że postanowiłem olać jego plany, które mi nawciskał i je jakoś zmieni
- Albo będzie do ciebie wydzwaniać wściekły, że zwiałeś gdzieś chociaż masz umówione spotkania
- To niech je odwoła - rzucił lekceważąco. - Aktualnie mam ważniejsze rzeczy na głowie
- Herbata! - ogłosiła wesoło Karen niosąc na tacy trzy filiżanki. James wbił w nią wzrok z przerażeniem. Od razu poderwał się do niej
- Uważaj z tym
- Przecież wszystko gra - odparła na sekundę przed tym, jak potknęła się o krawędź dywanu. Brat w ostatniej chwili chwycił za tacę i podniósł ją do góry. Dziewczynka wpadła na niego, a napoje tylko odrobinę ulały się na tacę. Nastolatek westchnął głęboko, a ta uśmiechnęła się żałośnie
- Przepraszam
- Na szczęście nic się nie stało - odparł i położył na stole tacę z filiżankami, łyżeczkami i cukrem.
- Blaine, to pomożesz? - wskoczyła na miejsce na kanapie tuż obok niego z błyskiem w oczach. Brunet spojrzał na nią spokojnie, domyślając się, że wciąż nie zrobiła lekcji
- Czego tam nie umiałaś?
- Nie umie policzyć ile to dziewięć razy siedem - wtrącił
- Już to policzyłam - wytknęła mu język
- Tak? Więc ile to? - odparł siostrze podstępnie
- Już nie pamiętam...
- Użyłaś kalkulatora? - zapytał, choć brzmiało to jak stwierdzenie faktu. Zgadł, dziewczynka niechętnie przytaknęła. - Sama powinnaś znać tabliczkę mnożenia
- Po co mam to umieć, skoro wynaleziono kalkulatory?
- Bo to elementarna wiedza - odparł krótko, a ta zrobiła naburmuszoną minę nie rozumiejąc
- Głupie. Matematyka jest głupia
- Ale potrzebna na egzaminy
- Blaine - zwróciła się nagle ponuro do bruneta jakby licząc na jakiś ratunek z jego strony
- Nie wiesz ile to dziewięć razy siedem? - zapytał spokojnie
- Nie - odparła niechętnie. Ponownie zadzwonił telefon nastolatka, więc oddalił się nieco, by odebrać. Blaine został z Karen, która patrzyła na niego błagalnym spojrzeniem.
- Pokaże ci coś, ok? - zwrócił się do niej po chwili namysłu, a ta z zaciekawieniem przytaknęła. - Dziewięć razy siedem, tak? Zaciśnij obie dłonie w pięści - rozporządził, a ta posłusznie wykonała polecenie nieco zdezorientowana. - Wyprostuj teraz siódmy palec - mówił dalej, a ta wciąż wykonywała jego polecenia.
- I co dalej? - zapytała
- To wszystko - odparł, a ta wbiła w niego wzrok zupełnie skołowana. - Ile masz zgiętych palców przed siódmym prostym?
- Sześć... - odparła dość niepewnie
- A za siódmym?
- Trzy
- A więc siedem razy dziewięć to sześćdziesiąt trzy. To wszystko - odparł, a ta przenosiła wzrok to ze swoich dłoni na niego i z powrotem. W końcu utkwiła go na nastolatku wpatrując się podejrzliwie
- Wkręcasz mnie
- Nie - zaśmiał się. - Ale pamiętaj, że to działa tylko w przypadku mnożenia przez dziewięć
- To niemożliwe - rzuciła niedowierzająco krzyżując ręce, wtem wrócił do nich James. Westchnął ciężko, chowając komórkę z powrotem do kieszeni. Nim zdążył z powrotem usiąść, siostra szybko się do niego zwróciła
- James! Siedem razy dziewięć to sześćdziesiąt trzy? - zapytała
- Tak. Blaine ci powiedział? - rzucił z niezadowoleniem
- Jestem niewinny - wtrącił od razu
- Bez żartów, to naprawdę tak działa? - zrobiła wielkie oczy patrząc na swoje dłonie jakby posiadła właśnie jakąś potężną moc. - Więc dlaczego w szkole tego nie uczą?
- Bo szkoła nie ma w zwyczaju nam ułatwiać życia tylko nas dobijać - odparł brunet
- Blaine, nie wpajaj jej do głowy takich głupot!
- Jestem tylko szczery
- Twoja szczerość kiedyś nas wszystkich wykończy...
- Dzięki, Blaine - przytuliła chłopaka i czmychnęła gdzieś znikając im z oczu
- Mam wrażenie, że lubi bardziej ciebie niż mnie... - rzucił markotnie, siadając obok rówieśnika, który zaczął słodzić swoją herbatę. - Nie kumam tego
- Urok osobisty - uśmiechnął się szelmowsko
- Twój urok osobisty przeważnie odstrasza ludzi - przypomniał
- Ciężko zaprzeczyć
- Nic by się nie stało, gdybyś był milszy dla ludzi - zwrócił uwagę nastolatkowi. - I jakbyś normalnie mieszał herbatę! - ryknął nagle, spostrzegając jak ten nie uderzył ani razu łyżeczką o naczynie. - Nie rób z siebie mutanta
- O co ci chodzi, normalnie mieszam - odparł, gdy ten szturchał mu rękę
- Normalnie będzie jak usłyszę brzęk. Chociaż jeden - zaczął słodzić swój napój odgrywając całą symfonię brzęknięć uderzając przesadnie łyżeczką o filiżankę w trakcie mieszania. - Widzisz? To jest normalne - oznajmił, a ten zaczął się śmiać. - A co do tego bycia milszym to mówię poważnie. - dodał po czym wziął łyk herbaty
- Już mi to mówiłeś kilka razy, ale co to zmienia? Nie rozumiem po co mam być milszy
- Żeby ludzie się ciebie nie bali, albo nie byli do ciebie wrogo nastawieni? Otworzyłbyś się na nowe znajomości
- Po co mi nowe znajomości?
- Serio? Jaki ty masz poziom w byciu introwertykiem? - rzucił z miną wyrażającą znudzenie. - Nie chciałbyś mieć więcej przyjaciół? - oparł się wygodnie o oparcie kanapy, jak rozmówca
- Mam ciebie - odparł spokojnie, posyłając spojrzenie niby w ekran telewizora, ale tak naprawdę wędrowało gdzieś pusto wlepione w przestrzeń. - Nie potrzebuję więcej przyjaciół. - Nagle chłopak go przytulił
- Przyjacielu!
- James, co ci dolega!? - rzucił zszokowany
- Wzruszyłem się
- Puszczaj
- Nie
- Co było w tej herbacie?
- Przyjaźń - odkleił się od rozmówcy
- Jezu...
- Ale pomyśl jakby ci to życie ułatwiło, gdybyś zaprzyjaźnił się na przykład z Conorem - powiedział i dopiero w tamtym momencie Blaine spojrzał na niego jak na wariata. - Dobra, nie ważne
- Z nim się nie da zaprzyjaźnić
- Gdybyś nie zasnął na ławce rezerwowych pięć minut przed meczem...
- To było tylko raz
- Przespałeś niemal całą pierwszą połowę
- Wiesz, że mam mocny sen. Poza tym, już wcześniej nie przepadaliśmy za sobą - przypomniał. Spadł na nich moment dłuższego milczenia przeznaczony na wpatrywanie się w telewizor. Chłopak o morskich oczach zaśmiał się w pewnym momencie oglądając z uwagą swój ulubiony serial komediowy, chociaż widział ten odcinek już któryś raz. Blaine po jakimś czasie spojrzał na niego kątem oka, próbując się przełamać, by zacząć ten temat, który zamierzał poruszyć już wcześniej. Zwlekał z tym niezwykle długo, czekał z tym kilka dni, ale po wczorajszym uświadomił sobie, że nie może tego dalej odkładać w czasie. Miał tylko nadzieję, że jeszcze nie jest za późno i że to cokolwiek zmieni.
- James - zwrócił się niepewnie do rówieśnika, gdy tylko zaczęły się reklamy. Ten spojrzał na niego z uśmiechem wyczekując dalszych słów, które ledwie przechodziły brunetowi przez gardło. - Wciąż podoba ci się Alice? - zapytał w końcu, a ten spojrzał na niego w pierwszej chwili zszokowany, a później usiadł prosto z powrotem posyłając wzrok w stronę telewizora. Uśmiech zniknął, miał poważny wyraz twarzy jak jego rówieśnik. Zwlekał przez krótki moment, aż w odpowiedzi posłał pytanie
- Czemu pytasz?
- Mówiłeś, że ci się podoba, a jednak do tej pory się z nią nie umówiłeś - spostrzegł pewny swych słów, ale postanowił się mimo wszystko w nich upewnić. - Bo nie umówiłeś się z nią, nie?
- To źle? - zapytał spokojnie w głowie próbując zrozumieć, do czego zmierza rozmówca
- Znam cię już długo. Gdy jakaś dziewczyna ci się spodobała, to umawiałeś się z nią już następnego dnia. Tyle czasu ile minęło to z każdą inną byłbyś już na wielu randkach
- Skąd to nagłe zainteresowanie?
- Jesteśmy przyjaciółmi, nie? - oboje wciąż słali spojrzenia przed siebie
- Oh, a więc to troska do mnie zmusiła cię o to zapytać? - zapytał niedowierzająco z nutką sarkazmu
- Wciąż nie odpowiedziałeś
- A co byś chciał usłyszeć? "Nic z tego nie będzie, więc jeśli chcesz, to możesz się z nią umówić"? - spojrzał na niego beznamiętnie, ze znudzeniem, a brunet odwrócił się do niego i zrobił wielkie oczy
- Co? - zapytał zszokowany
- Nie tego chcesz? - odparł odwracając z powrotem wzrok
- Skąd ci to przyszło do głowy? - burknął jakby zirytowany
- W takim razie czego ode mnie chcesz?
- Żebyś się z nią umówił - odparł odwracając wzrok. James uniósł jedną brew w zadumie wciąż obserwując rówieśnika. Wbijał wzrok w jego ponury wyraz twarzy stając się całkowicie zdezorientowanym.
- Dlaczego? - zapytał pełen podejrzeń
- Podoba ci się, więc czemu się z nią jeszcze nie umówiłeś? Po prostu zrób to, nim ktoś cię w tym ubiegnie
- Przez "ktoś" masz na myśli siebie?
- Nie - odparł momentalnie. - Nie mieszaj mnie do tego
- W takim razie nie rozumiem. Nie chce mi się wierzyć, że nagle zaczęło cię interesować to jak wyglądają moje sprawy sercowe
- Uwierz - odparł beznamiętnie
- Taki kit wciskaj innym, a nie mi - prychnął głośno. - Nie wiem co czujesz do Alice, czy traktujesz ją jak przyjaciółkę czy kogoś więcej, ale zależy ci na niej, kim by dla ciebie nie była. Widzę to, więc nie próbuj zaprzeczać - stwierdził z całym przekonaniem. Brunet pokierował dłoń w kierunku twarzy i westchnął. Rówieśnik nie zamierzał porzucić tematu. Szturchnął lekko łokciem rozmówcę, aż ten spojrzał na niego.
- Więc, jak to w końcu jest? - zapytał obserwując Blaine'a. - Przyjaciółka, czy ktoś więcej, bez różnicy. Zależy ci na niej, tak? - zapytał spokojnie. Chłopak myślał nad odpowiedzią przez dłuższą chwilę
- Tak - odparł w końcu. - Właśnie dlatego chcę żebyś się z nią umówił
- Ale dlaczego?
- Bo zależy mi i na niej, i na tobie. Mów co chcesz, ale zwłaszcza teraz, gdy twoja mama jest w szpitalu przydałaby ci się jakaś dziewczyna, która by cię wspierała i pomogła odbiec od tego myślami. Podoba ci się, chciałeś się z nią umówić, więc czemu tego nie zrobisz? A Alice... chcę żeby była szczęśliwa, z tobą na pewno będzie - odparł chociaż James uległ wrażeniu, że powiedział to bez większego przekonania, a przynajmniej chęci
- Więc sam się z nią umów - rzucił z nieśmiałym uśmiechem na twarzy. - Z tobą też będzie szczęśliwa - dodał, a chłopak uśmiechnął się nieznacznie
- Nie - odparł krótko. - Ze mną nie będzie
- Fakt, jesteś nieznośny... - rzekł próbując rozluźnić poważną atmosferę. Chłopak zmierzył go wzrokiem. - Ale jakoś do tej pory wciąż z tobą wytrzymuje. Jeśli ktoś z tobą na własną odpowiedzialność tyle wytrzymał, to już wytrzyma i resztę życia
- Wiem co mówię, James - odparł lekceważąco. - Nie jestem chłopakiem dla niej
- Ale nie wziąłeś czegoś pod uwagę - rzucił, a ten uniósł brew w niemym pytaniu. - A co jeśli ona już coś do ciebie czuje?
- Nie czuje - powiedział pośpiesznie. - A jeśli tak, to będzie musiała przestać cokolwiek do mnie czuć - pomyślał posępnie. - Bo w takim przypadku, w czasie walki z Jokerem, on ją bez problemu zabije - miał już w głowie ten scenariusz, którego miał zamiar uniknąć. - Jeśli pokocha, sama sprowadzi na siebie śmierć. - rozbrzmiało w jego głowie, opuścił wzrok starając się wyzbyć się tych myśli. Nagle do pokoju zawitała na nowo Karen, ale tym razem miała ze sobą kilka książek i zeszytów
- No więc, pomóżcie mi z zadaniami - uśmiechnęła się szeroko do nastolatków.
- Hejka Grace! - rzuciła niezwykle wesoło do komórki
- Hej - odparła dość ponuro rówieśniczce
- Trzymasz się jakoś po Halloween?
- Tak, a ty? Nie było cię dzisiaj w szkole
- Ah, tak. Nie miałam na nią siły
- No proszę, nie poznaję cię Alice. Taka przykładna uczennica... - zażartowała
- Odpuść. Późno się obudziłam i to jeszcze jak po strasznej imprezie - westchnęła markotnie
- Blaine cię odprowadził bezpiecznie do domu? - zapytała pełna podejrzliwości, jakby miała zamiar go dorwać, jeśli było inaczej
- Tak - odparła pośpiesznie. - W zasadzie to został ze mną na noc
- Jak to?
- To długa historia...
- Mam czas - rzuciła spokojnie. - W zasadzie to jestem na beznadziejnej randce, więc ratuj mnie jakąś ciekawą opowieścią
- Na randce z Ryanem? - zdziwiła się wielce
- Nie. Na randce z angielskim. Zadała nam jakieś głupie wypracowania, nuda. Poza tym wciąż mam szlaban, więc na spotkanie się z Ryanem poza szkołą nie mam zbytnio co liczyć. W sumie to poszłam do szkoły tylko właśnie po to, inaczej zostałabym, tak jak ty, w domu
- Aha
- No i jeszcze musiałam trochę powrzeszczeć na Zoey i Sharon za tą całą akcję - dodała jakby dumna z siebie. - No ale dosyć, opowiadaj bo jestem ciekawa - rzuciła energicznie. Blondynka chcąc nie chcąc opowiedziała jej wszystko, a rówieśniczka stale rzucała różne komentarze widocznie rozweselona
- Kot-amor - zaśmiała się
- Dzisiaj znowu się wkradł jakoś popołudniu. Zastanawiam się, kto jest jego właścicielem i czy nie zapomina go karmić. Miauczał na mnie tak długo, aż mu dałam jakieś ryby z puszki
- Może jego właściciel gdzieś wyjechał, a jego zostawił - rzuciła luźno przypuszczenie
- Możliwe - odparła w małym zamyśleniu. - Grace... - zwróciła się po chwili do rówieśniczki nie wiedząc zbytnio jak zacząć ponownie ten temat, który zwiastował przeważnie kłótnie, ale musiała się tego podjąć. - Mam do ciebie prośbę
- Do mnie? Jaką?
- Pozwól mi pojechać z Blaine'em do tamtego mężczyzny
- Ha! Nie ma mowy - prychnęła. - Zgłupiałaś do reszty? Oczywiście, że ci nie pozwolę
- Nie rozumiem dlaczego. Wiem, że się o mnie martwisz, ale nic mi się nie stanie
- Posłuchaj, tamten facet przebywa wśród osób, które były sądzone za napaść. Nie rozumiesz tego?
- Ale teraz jakoś funkcjonują przy nim. Dlaczego mieliby mnie zaatakować?
- Skąd mam wiedzieć? Może znowu "jakiś tam pan" im każe? - warknęła oschle
- Grace, ilekroć zapadnę w sen to ryzykuję swoim życiem znacznie bardziej niż jakbym miała do niego pojechać
- To mnie pocieszasz, Alice... - mruknęła przekładając słuchawkę do drugiego ucha
- Sama chciałaś znać całą prawdę, jaka by ona nie była, a właśnie tak jest. W realnym życiu jestem bezbronna, ale w Wymiarze Snów chociaż mam możliwość walczenia, nie znaczy to, że mogę się równać z przeciwnikami. - postanowiła wyłożyć kawę na ławę. Zaczęła mówić z coraz większym przejęciem, podczas gdy Grace stale milczała. - Nie jest powiedziane, że coś mi z ich strony grozi. Nie jest powiedziane, że w ogóle ich zastanę
- To wciąż nie jest powód, bym cię puściła skoro Blaine może sam to załatwić
- Wiesz dlaczego wciąż żyję? Właśnie dzięki niemu - rzuciła po chwili z pełną determinacją. - Gdyby nie on to możliwe, że już pierwszego dnia wpakowałabym się do snu z potężnym upiorem i umarła. Tak samo wczoraj, to on nam pomógł i zabrał z tamtego miejsca, od tamtych facetów
- Ale...
- Gdy pojadę do tamtego mężczyzny... - przerwała jej od razu, nie dawała dojść do słowa przyjaciółce. - Pojadę tam z nim, więc nic mi nie będzie
- Blaine to nie superbohater. Nie obroni cię przed wszystkim
- Może tam na miejscu nawet nie będzie musiał - odparła stanowczo. - Muszę z nim pojechać. Ta cała sprawa nie dotyczy tylko jego, ale też i mnie. Chcę być przy tej rozmowie
- Dlaczego po prostu nie pozwolisz mu tego załatwić? - westchnęła zrezygnowana
- Bo jesteśmy zespołem - rzuciła. - Obiecałam mu pomagać, teraz też chcę to zrobić. Poza tym może będąc na miejscu dowiem się więcej niż jedynie z tego, co Blaine by mi przekazał - rzuciła i nastało milczenie. Wsłuchiwała się w ciszę czekając na jakikolwiek odzew ze strony rówieśniczki. - Grace? - rzuciła ulegając wrażeniu, jakby tej już w ogóle nie było przy telefonie. Po chwili jednak usłyszała głośne westchnięcie
- Nie odpuścisz, co? - zapytała dając za wygraną, a ta radośnie potwierdziła. - Czasem nienawidzę w tobie tej twojej upartości
- Więc zgadzasz się?
- Lepiej mi powiedz... Jeśli bym się nie zgodziła to i tak byś pojechała, zgadłam?
- Blaine prawdopodobnie by mnie nie zabrał, póki nie wyrazisz zgody
- Chociaż tyle dobrego
- Mamo, proszę - rzuciła żartobliwie, a ta prychnęła cicho pod nosem
- Dobra, już dobra! - wrzasnęła nagle. - Ale masz być grzeczna, bo cię spiorę na kwaśne jabłko
- Tak jest! - uśmiech malował się na jej twarzy od ucha do ucha
- Eh, co ja z tobą mam... Dzisiaj przekazałam Blaine'owi kopie dokumentów. Powiedział, że jutro o ósmej wyjeżdża
- Tak wcześnie? No dobra - odparła niepewnie. - Jeszcze raz dzięki, za wszystko
- Tak, tak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine