niedziela, 16 listopada 2014

Sen piąty - Prawda

Hałasujący dzwonek spowodował wyjście uczniów z klas. Dla niektórych oznaczał on przerwę, a dla innych, w tym Alice, pozwolenie na powrót do domu. Wszystkie lekcje blondynka miała już za sobą, więc przemierzała korytarz w kierunku holu. Rówieśnicy z jej klasy radośnie opuszczali już placówkę ciesząc się końcem zajęć. Ona jednak myślami wciąż błądziła po snach i wydarzeniach z tego dnia. Niespodziewanie brunetka podbiegła do niej ukradkiem i pchnęła ją w ramię.
- Hejka! - przywitała ją radośnie dziewczyna. Wystraszona niebieskooka aż podskoczyła. 
- Jezu, Grace. Nie strasz mnie tak! - odparła groźnie 
- Coś się stało? - zapytała widząc przejętą przyjaciółkę. Przez te wszystkie wydarzenia, które miały miejsce w Wymiarze Snów, Alice była dość drażliwa. 
- Nie, wszystko gra. Gdzie Zoey i Sharon? - zapytała uspokajając się 
- Czekają przy bramie - odparła wciąż uśmiechnięta. Obie opuściły budynek udając się na zewnątrz. Tłum uczniów opuszczał teren szkoły, a tuż przy bramie stały dwie nastolatki. Jedna miała miedziane włosy sięgające ramion i szafirowe oczy. Odziana była w żółtą koszulę bez rękawów ozdobioną w czarne nutki i o kołnierzu tego samego koloru. Na to zarzuconą miała jeansową kurtkę. Do tego ciemna spódniczka i miętowe martensy. Druga nosiła czerwone rurki, granatowe trampki i szary, długi sweter. Miała czarne włosy, których kilka przednich kosmyków sięgały za ramiona, a cała reszta była krótka. Nie zakrywały nawet szyi. Jej oczy za to były karmelowe. W krótkim czasie dołączyły do nich Alice z przyjaciółką.
- Co tak długo? - zapytała znudzona czekaniem rudowłosa. Była bardzo niecierpliwą osobą, ale za to towarzyską i rozrywkową. Kochała plotki i rozmowy o chłopakach
- Nie przesadzaj - parsknęła brunetka
- Chodźmy już bo nie będzie wolnych stolików - wtrąciła czarnowłosa, zawsze pełna energii i pewna siebie dziewczyna. Ruszyła przodem, a pozostałe zaraz za nią. We czwórkę opuściły teren placówki. Udały się w głąb miasta mijając wieżowce sięgające nieba. Wiał lekki wiatr, który momentami znikał pośród budynków. Początki jesieni dawały o sobie znać w postaci opadających liści z drzew osadzonych z boku szerszych chodników. Mimo to było dość ciepło, słońce świeciło rzucając swe promienie i wystarczająco ogrzewając. Grupka uczennic mijała mnóstwo barów, restauracji i innych lokali jednak zmierzały do konkretnego miejsca. Znajdowało się nie tak daleko od szkoły, a była to ich ulubiona kafejka, w której się spotykały, aby napić się cappuccino przy rozmowie. W końcu znalazły się na miejscu. Spora, dwupiętrowa parcela z wielkimi szybami ukazującymi wnętrze budynku, do którego szybko weszły. Skromny, zachowany w brązowych barwach lokal. Panowała przyjemna i spokojna atmosfera, którą podtrzymywały przyjemnie dźwięki bluesowych i jazzowych utworów. Najwyraźniejsze wydawały się na parterze chociaż i na piętrze spokojnie można było się w nie wsłuchać. Właśnie tam zmierzały nastolatki. Do stolika na piętrze, umiejscowionego w rogu, łączącym ścianę, ze sporym oknem ciągnącym się jeszcze kawałek dalej. Zajęły miejsca na skórzanych kanapach, między którymi znajdował się stół wykonany z ciemnego drewna. Dziewczyny sięgnęły po bordowe menu zastanawiając się nad zamówieniem. Jedynie blondynka wciąż wydawała się być nieobecna. Chociaż wzrok miała skierowany na cennik, to wydawał się on spoglądać gdzieś w przestrzeń. Pozostała trójka rozmawiała i śmiała się decydując się w końcu, co chcą zamówić.
- Alice! - powtórzyła po raz kolejny niebieskooka, dzięki czemu ta się ocknęła i wróciła myślami do przyjaciółek
- Hm?
- Wszystko z tobą gra? Jakaś zamyślona dzisiaj jesteś? - powiedziała Zoey nieco zmartwiona
- Nieobecna się wydajesz - wtrąciła brunetka
- Sorki, ale dziś chyba z wami nie posiedzę. Lepiej już wrócę do domu - rzekła spokojnie
- Na pewno? Dasz radę wrócić sama? - pytała zatroskana Grace
- Tak, pewnie. To na razie - pożegnała się blondynka i odeszła od stolika, po czym pośpiesznie opuściła kafejkę. Na zewnątrz wzięła głęboki wdech i ruszyła w stronę przystanku. W głowie wciąż kłębiły się myśli dotyczące Wymiaru Snów, doprawione teraz przez przyjaciółki.
- Chciałabym opowiedzieć im o tym, ale pewnie i tak mi nie uwierzą. Z resztą, to chyba i tak nie byłby najlepszy pomysł - rozmyślała idąc wciąż przed siebie. - Jak to jest, że to ja zostałam łowcą? To wszystko jest takie durne - dotarła po pewnym czasie na miejsce, gdzie pozostało jej tylko czekać na autobus. Dość szybko przyjechał, więc wcześnie dotarła do domu. Otworzyła drzwi i weszła do pustego mieszkania. Rodzice jak zawsze byli w pracy. Zamknęła za sobą wejście i poszła do pokoju. Rzuciła torbę w kąt i zajęła się swoimi sprawami. Pracą domową, zjedzeniem obiadu itp. Zajmowała się tym wszystkim co zwykle, ale tym razem myślami była nieobecna. Nieustannie wędrowały po snach. No i Blaine. Ten ciemnowłosy chłopak także nie dawał spokoju pojawiając się w głowie nastolatki. Chociaż dziewczyna starała się robić wszystko, aby zająć swoje myśli i odejść od spraw, które miały miejsce w krainie snów, to nie było to proste. Czekała tylko, aż nastanie noc. Siedziała przy oknie przyglądając się światu na zewnątrz.
- Blaine. Chłopak, który często sypia na lekcjach. Wcześniej nie zwracałam w sumie na niego większej uwagi. Mam z nim kilka lekcji, ale poza faktem, że niemal ciągle ucina sobie drzemki to nic o nim nie wiedziałam, a teraz się okazuje, że jest łowcą. Łowcą tak samo jak ja. - mówiła w duchu. - Łowcą, który musi walczyć z jakimiś potworami... - wstała zmęczona i odeszła od okna. Naszykowała się do snu. To było dla niej dość dziwne, ale do krainy snów odeszła bardzo szybko. Wystarczyło, że zamknęła oczy i po upływie dwóch minut już spała.
Alice uniosła powieki i ujrzała biel ogarniającą całą przestrzeń. Znów pustka. Dopiero gdy się odwróciła zauważyła drzwi. Wolnostojące przejście czekające tylko, aż je otworzy. Dziewczyna wyobraziła sobie las. W mgnieniu oka wszędzie dookoła wyrosły ogromne sosny, świerki i inne drzewa. Całą białą podłogę pokryła natychmiastowo trawa, a na niej poranna rosa. Między pniami znajdowały się różne krzaki. Na niektórych były owoce kuszące, zachęcające do spróbowania. Tak samo u podnóży roślin można było dostrzec grzyby. Dźwięki wydobywające przez dzięcioły ogarnęły całą przestrzeń. Powiał wiatr powodując trzepot liści krzaków. Niebieskooka podniosła szyszkę leżącą tuż u jej stóp. Wbiła w nią wzrok, który po chwili powędrował w kierunku drzwi. Chociaż cały krajobraz został zmieniony od tak, to one były nienaruszone. Nic ich nie otaczało. Nic nie było w stanie ich sięgnąć poza blondynką.
- Znowu mam kontrolę nad swoim snem - spostrzegła opuszczając przedmiot i idąc w kierunku przejścia. Chwyciła klamkę nieco zdenerwowana. Targały nią niepewność i obawy. Jednak w końcu wyszła ze swojego pomieszczenia. Stanęła na środku korytarzu. Dźwięk drzwi, które się za nią zamknęły był jedynym co usłyszała. Cisza panująca dookoła i pusta przestrzeń, w której była. Miała nadzieję nie ujrzeć tego ponownie do samego końca wmawiając sobie, że to wszystko, co wcześniej widziała, było tylko wybrykiem jej głowy. Niestety tak nie było. Dopiero teraz się poddała przyjmując Wymiar Snów za prawdziwy świat, w który chcąc nie chcąc została wciągnięta.
- Jednak naprawdę jestem łowcą - pomyślała tym samym oddając się temu światu. Wbiła wzrok w przejście, które prowadziło do jej snu. Ciemne, o złotej klamce, z tabliczką, na której widziała swoje imię. Nagle poczuła czyjś oddech muskający jej szyję i prawe ramię po czym usłyszała: "Bu". Wystraszona gwałtownie odwróciła się robiąc wielkie oczy. Ujrzała Blaine'a. Odetchnęła z ulgą, ale wciąż miała się na baczności.
- Czemu wszyscy mnie dziś straszą? - pomyślała zirytowana
- Nie ładnie tak kazać mi tyle czekać - powiedział z chytrym uśmiechem
- Nie musiałeś przecież - odparła z lekkim rumieńcem na twarzy odwracając wzrok od rozmówcy
- Więc nie potrzebujesz już mojej pomocy? - zapytał dumnie. Dziewczyna nie odpowiedziała tylko prychnęła.
- Oczywiście nie muszę wspominać, że nic nie ma za darmo? Będziesz mi coś winna - powiedział i ruszył przed siebie, a ta zaraz za nim. Podszedł do jednych z drzwi i już miał je otworzyć, ale się zawahał. Koniec końców odszedł mówiąc cicho: "Tu nie", ale jego rówieśniczka to usłyszała. Obudziła się w niej ciekawska strona rzucając od razu pytanie: "Dlaczego tutaj nie?".
- Ten upiór będzie dla ciebie za silny - odpowiedział szarooki. - Im ciemniejsza klamka tym potężniejszy potwór. Jeśli jest śnieżnobiała to znaczy, że go w ogóle nie ma w danym śnie - dodał idąc dalej wzdłuż ścieżki.
- Zaraz. To znaczy, że ja będę miała walczyć!? - przestraszyła się i nagle serce zaczęło jej szybko walić. Chociaż była podekscytowana to jednak głównie targały nią obawy i strach. Brunet spojrzał na nią zdziwiony
- No, a kto? Jeśli chcesz przeżyć to musisz umieć walczyć
- To znaczy, że też będę mieć broń? - wtrąciła z błyskiem w oczach.
- Broń i moc - odparł jakby od niechcenia. Nagle w głowie tylko miała widok siebie samej otoczonej ogniem i trzymającej w dłoni ostrą jak brzytwa katanę. Nie mogła powstrzymać się od uśmiechnięcia. Ciemnowłosy otworzył w końcu jakieś drzwi i oboje weszli do snu Donalda N. Weakley'a. Znaleźli się w środku pomieszczenia, w środku białej przestrzenni, w której poza dwójką nastolatków i śniącym, był również upiór, z którym za chwilę miała się zmierzyć Alice. Naprawdę musiała stać się łowcą. Naprawdę musiała zabić potwora. To wszystko, chociaż tego nie chciała, było prawdą. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Yassmine