- Więc? - zaczęła się niecierpliwić, a ta z grymasem wciąż milczała. Po Grace było widać narastającą frustrację. Ze srogim spojrzeniem ponowiła pytanie. Zrezygnowana dziewczyna przełamała się. Nie mogła już dużej ciągnąć tej ciszy.
- Powiem ci, ale się nie śmiej, ok? - rzekła nieśmiało odwracając głowę w bok. Z zażenowaniem zaczęła mówić dalej. - W mieście zaczepiła mnie jakaś kobieta. Ubrana była trochę jak jakaś cyganka. Powiedziała mi, że jest wróżką i może mi przepowiedzieć przyszłość za drobną opłatą. Na początku się bałam, ale później byłam trochę tego ciekawa. Postanowiłam zaryzykować. - opowiadała zmyśloną historię co jakiś czas zerkając na dziewczynę, której wyraz twarzy pozostawał niezmienny. - Wywróżyła mi z kart, że moja bliska osoba będzie cierpieć. Wyzwałam ją od wariatek i w to nie uwierzyłam. Postanowiła mi wywróżyć jeszcze coś. Według niej rankiem miałam uronić krew. Oczywiście to też wzięłam za jakąś bzdurę. - parsknęła próbując nadać tej opowieści wiarygodności. Z pełnym przekonaniem zaczęła kontynuować wypowiedź. - Następnego dnia rano pakowałam się do szkoły. Strasznie głupia sprawa, ale krojąc pomidora na kanapkę jakoś tak się lekko zarżnęłam... - spojrzała na nastolatkę z żałosnym uśmiechem. - Tylko kilka kropelek krwi, ale od razu spanikowałam, że tamta wariatka mogła się nie mylić, więc od razu do ciebie zadzwoniłam. No i to chyba wszystko - skończyła historię czekając na reakcję Grace, która wciąż wbijała w nią srogie spojrzenie. Blondynka straciła nadzieję, że udało jej się nabrać dziewczynę opowieścią wyssaną z palca.
- Alice... - zaczęła mówić powoli się podnosząc. - gdzie jest ta wróżbitka! Też chcę żeby mi coś wywróżyła! - krzyknęła podekscytowana. Zszokowana niebieskooka szybko ukryła zdziwienie i uśmiechnęła się krzywo
- Nie wiem, zaczepiła mnie po prostu - odparła pośpiesznie. Zaczęła powoli przedzierać się przez bałagan panujący w pokoju. - To ja idę
- Chyba nawet przestało padać, więc masz szczęście - powiedziała brunetka przybliżając się do okna. - Paskudna pogoda. Mam nadzieję, że do zawodów się poprawi
- Chodzi ci o jesienny turniej? Słyszałam, że ma się pogoda poprawiać
- Oby, bo to już w ten poniedziałek - rzekła nieco zamyślona
- Myślisz, że wyzdrowiejesz do tego czasu?
- Na pewno! - krzyknęła optymistycznie. Alice lekko się uśmiechnęła i poczuła dużą ulgę. Upewniając się, że brunetce nic nie jest oczyściła umysł z przynajmniej jednego wątku. Pozostałe wciąż dręczyły jej głowę przejmując myśli, a najgłośniejszą z nich była sytuacja mająca miejsce podczas jej ostatniego pobytu w Wymiarze Snów. Wręcz krzyczała do niej nasuwając pytania, dotyczące rozwiązania kłopotliwej sytuacji.
Nadszedł późny wieczór, a blondynka oglądała w salonie serial. Położyła się na długiej, skórzanej sofie o ciemnym odcieniu. Przerzuciła wzrok z telewizora na pilot leżący na stoliku przy kanapie. Niechętnie sięgnęła po niego wyłączając duży, plazmowy telewizor, wiszący nad niską, podłużną komodą.Przymocowany był do brązowej ściany, która odznaczała się barwą od innych, cała reszta pomieszczenia była lawendowa. Dziewczyna po wyłączeniu serialu podniosła się z kanapy i odłożyła pilot tuż obok karteczki z napisem: "Znowu wyjeżdżamy, nie będzie nas kilka dni.", a w dolnym rogu widniał podpis: "Rodzice". Znużona rzuciła okiem na dwór. W salonie jedna ściana niemal w całości była zastąpiona przeszklonym przejściem na taras. Deszcz przestał padać jakiś czas temu, ale na szybie wciąż osadzone były krople. Ruch liści targanych na wietrze obrazował jak silne nadchodziły podmuchy.
- Chyba się już położę - pomyślała widząc powoli zapadającą ciemność. Po wykonaniu monotonnych czynności mogła wreszcie schować się pod ciepłą kołdrą. Wiedziała, że nie minie nawet minuta, a zapadnie w sen. Tak też się stało.
- Czy wszystko będzie po staremu? Może będzie udawać, że nic takiego się nie stało... - prowadziła wewnętrzny monolog w spokoju przyjmując każdą minutę, jaka była jej dana na rozmyślanie. Jednak chwil takich przybywało, a bruneta nie. Mimo to dziewczyna uparcie czekała. Targana sprzecznymi emocjami, odmiennymi myślami, stała w miejscu myśląc co powie szarookiemu, gdy ten wreszcie się zjawi. Mijał czas. Sekundy, minuty, a nawet godziny leciały nieubłaganie, a z upływem każdej z nich nastolatka traciła stopniowo nadzieję, na ujrzenie łowcy. Z każdym jej wdechem rosła w niej niepewność i zdenerwowanie, a z każdym wydechem, zawahanie i obawy. Emocje nasilały się, ale niebieskooka wciąż była w stanie je ujarzmić chociaż w jej głowie już wzniecana była burza.
- Czyżby jednak nie było już jak dawniej? Nie zamierza się w ogóle zjawiać? To przeze mnie? - zmartwienia uderzały piorunami w jej umysł, a szalejąca burza myśli tylko się wzmagała. Miała wrażenie, że w tej ogarniającej wszystko ciszy, słyszy tykanie zegara, który przypomina jej, że czas mija. Mimo jego upływu wyczekiwanej osoby wciąż nie było. Nie rozbrzmiał żaden dźwięk. Poza własnym oddechem, Alice nie słyszała absolutnie nic. Nawet wyimaginowane tykanie umilkło. Czas się kończył. W końcu dała jej o tym znać rysa. Z początku mała, a po chwili rozprzestrzeniająca się coraz dalej. Niczym kra na lodzie, pękała cała powierzchnia wymiaru. Każdy jej fragment zapadał się w dół, w czarną przestrzeń niczym w jeszcze inne miejsce, gdzie cała kraina skąpana miała być w czerń niczym w atramencie. Blondynka zrezygnowana nie próbowała nic zrobić. Przywykła już. Nie sprzeciwiała się też temu, że jej zdaniem nastąpiło to tak szybko. I tak była przekonana, że nie ujrzy Blaine'a. Nie zamierzała się poddać, ale też nie miała sił, by kontynuować walkę. Uznała to za chwilowe wstrzymanie broni.
Chociaż nie było to łatwe, a co jakiś czas kolejne myśli zajmowały jej głowę, zajęła się lekcjami. Wzięła z szafki gruby plik kartek, które zaczęła przeglądać. Scenariusz na jej zajęcia z aktorstwa. Mimo, iż sama co jakiś czas przyłapywała się, na byciu nieobecną, stwierdziła, że spróbuje już uczyć się swojej roli. Nawet nie zauważyła jak szybko minął jej dzień na ciężkim zapamiętywaniu każdego ze zdań. Pozwoliło jej to jednak chociaż w niewielkim stopniu odciąć się od Wymiaru Snów, do którego ponownie się udała.
- Przez taką głupotę mnie unikasz? Myślałam, że zdajesz sobie sprawę z tego jaka jestem upierdliwa i uparta - parsknęła cicho pod nosem wpatrując się w ciemne drewno z tabliczką. Ponownie jej cierpliwość została wystawiona na ciężką próbę. Jednak i ona miała swoje granice. Czas mijał, a brunet się nie pojawiał. Poddenerwowana niebieskooka podeszła bliżej przejścia wpatrując się w nie, jakby chciała zniszczyć je wzrokiem. Wreszcie uderzyła w nie kilka razy zdenerwowana. - Wyłaź kretynie! - krzyknęła dała upust złości. Jednak i to nie przyniosło żadnych efektów. Westchnęła głęboko skazana ponownie na czekanie, którego miała dość. Nagle jej wzrok utkwił na złotej klamce. Przez jakiś czas stała wpatrzona w nią mając nadzieję, że szarooki nastolatek się zjawi, ale tak się nie stało. Podeszła bliżej drzwi i powoli ułożyła dłoń na złotym przedmiocie. Ostrożnie, jakby miało ją poparzyć. Delikatnie zacisnęła na klamce dłoń zastanawiając się, czy na pewno wie, co robi. Nie chciała dużej czekać, nie chciała, żeby teraz tak to wszystko wyglądało. Miała dość i usilnie pragnęła rozwiązać całą sprawę. Już pewniejszym gestem i determinacją malującą się na jej twarzy, zacisnęła mocniej dłoń. W chwili, gdy już miała udać się do snu Blaine'a, usłyszała męski głos.
- No proszę, proszę - powiedział ktoś męskim głosem. Nie należał on jednak do szarookiego bruneta. Wystraszona dziewczyna błyskawicznie uwolniła przedmiot z uścisku odchodząc krok od drzwi. Momentalnie odwróciła się przodem do źródła dźwięku. Do nastolatka, który powoli zbliżał się do niej pewnym krokiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz