Pchnięta niecierpliwością i dokuczliwym zimnem, panującym na zewnątrz zapukała raz jeszcze i w tejże chwili doszły do niej głosy, dobiegające z wnętrza domu, jak gdyby doszło w nim do kłótni między dwiema osobami, co wzbudziło u nastolatki spore zaskoczenie. Wysunęła rękę, by zapukać jeszcze raz, jednak nim zdążyła tknąć drzwi, te zostały otworzone, ale w progu nie stanęła jej przyjaciółka, a postawny mężczyzna
- Dzień dobry? - rzuciła ze zmieszaniem, nie mając pojęcia, co się dzieje
- Grace! - dostrzegła wreszcie rówieśniczkę, która stała za brunetem. - Widzisz, mówiłam ci, że wszystko w porządku! - burknęła oschle na Christophera, który jedynie prychnął i odszedł
- Lepiej dmuchać na zimne - dobiegł do niej już tylko jego głos, podczas gdy on sam zdążył zniknąć za rogiem. Nastolatka jeszcze przez chwilę stała zmieszana do momentu, aż blondynka wysunęła do niej telefon komórkowy.
- Zgaduję, że po to przyszłaś - rzekła przekazując przedmiot. Ta zaczęła przenosić wzrok to na nią, to na urządzenie, nie wiedząc co myśleć, aż wreszcie zbliżyła się do nastolatki
- Wiem, że dawno nie widziałam twojego taty, ale to chyba nie on, prawda? - zapytała konspiracyjnym szeptem, jednak w odpowiedzi zastała jedynie znudzone spojrzenie
- Nawet tak nie żartuj - powiedziała beznamiętnie, bez cienia uśmiechu
- Kto to? I co on tu robi?
- Przyszedł w odwiedziny - odparła wyraźnie zmęczona podczas gdy przyjaciółka wpatrywała się w nią całkowicie zmieszana. Chociaż łudziła się, że Alice rozwinie wątek wyjaśniając jej to wszystko, to tak się nie stało, blondynka jak gdyby nigdy nic po prostu odeszła. - To do zobaczenia jutro - rzuciła na odchodne po czym zniknęła za rogiem, udając się do salonu. Pozostawiła Grace w otępieniu samą na korytarzu.
W głowie brunetki zaczęło się kotłować tak wiele pytań, że przez jakiś czas nie była w stanie wykrztusić z siebie nawet słowa. Wreszcie oprzytomniała, szybko zdjęła wierzchnie ubranie i buty, po czym ruszyła pędem do rówieśniczki, nie zamierzając tak tego zostawić. Już po chwili jednak miała tylko więcej pytań.
Udając się wgłąb mieszkania zastała widok wprawiający ją w małe osłupienie. Wybałuszyła oczy niewiele rozumiejąc, a ze zdziwienia wyrwał ją dopiero głos Alice.
- To jednak nie spieszysz się kupić prezenty i coś załatwić? - zapytała ją blondynka siedząca wygodnie na kanapie, popijająca ciepłą herbatę. Spojrzała na nią ze zmieszaniem, po czym przeniosła wzrok z powrotem na Christophera dzierżącego mopa, myjącego schody.
- Alice... - zwróciła się do niej łamliwym głosem
- Tak? - zapytała przełączając program telewizyjny, jak gdyby nic się nie stało, a cała sytuacja była całkowicie normalną
- Co tu się dzieje? - odezwała się tonem świadczącym, iż domaga się odpowiedzi. Zarówno blondynka jak i mężczyzna spojrzeli na Grace pytająco, sprawiając wrażenie, jakby nie mieli pojęcia, o co dziewczynie może chodzić.
...
- Dziękuję - powiedziała do mężczyzny, który podał jej filiżankę ciepłej herbaty, przy czym przyglądała mu się niezwykle podejrzliwie- Proszę - odparł siadając naprzeciwko nastolatek
- Więc... o co tutaj chodzi? - zapytała licząc głęboko na to, że wreszcie uzyska odpowiedź na swoje pytanie, jednak jej przyjaciółka w pierwszej chwili zabiła jej nadzieję na to
- Sama chciałabym to wiedzieć - westchnęła i wzięła łyk naparu. - To Grace, moja przyjaciółka - przedstawiła brunetkę mężczyźnie. - A to Christopher
- Christopher - powtórzyła próbując sobie przypomnieć, co o nim słyszała od rówieśniczki, jednak szybciej do jej głowy dotarło wspomnienie przeglądanych dokumentów ojca. Wtem poderwała się gwałtownie z miejsca. - To ty! - krzyknęła wpatrując się w rozmówcę, który nie zaszczycił tego wybuchu żadną reakcją
- Coś nie tak? - zapytała zmieszana
- Jeszcze pytasz? To przecież on zaatakował Dae Shima - na wspomnienie starca mężczyzna zacisnął dłonie w pięści i opuścił wzrok. Spojrzenie momentalnie stało się puste na skutek bólu, który nadszedł wraz ze słowami dziewczyny.
- Grace, uspokój się - szepnęła do niej ostro, dostrzegając cierpienie towarzysza, który tak przeżywał śmierć Dae Shima. Jednak nie tylko to sprawiło mu ból. Przyczyniło się do tego również rozdrapywanie starych ran, bo na samo wspomnienie ataku, jakiego się dopuścił na swego pana było jak silne uderzenie biczem
- Uspokój? Gościsz u siebie nieprzewidywalnego faceta, który już raz został oskarżony o napaść - parsknęła do niej konspiracyjnym szeptem, jednak w złości jej słowa były aż nadto słyszalne
- To było dawno - stanęła w obronie wspominanego łowcy, jakiemu coraz ciężej było zachować spokój i pozostać w milczeniu
- Świetne usprawiedliwienie - parsknęła, a wtem mężczyzna poderwał się szybko i gwałtownie z miejsca. Nastolatki błyskawicznie przeniosły z zaskoczeniem na niego spojrzenia, a nawet i ze strachem. Bądź co bądź Christopher był mężczyzną wysokim i dość postawnym o ostro zarysowanych rysach twarzy i wzroku momentami tak groźnym, jakby w oczach skrywał szalejące demony. Jedno gniewne spojrzenie przyprawiało momentalnie o dreszcze.
Mężczyzna jednak nie odezwał się słowem. Nie poderwał na dziewczyny wzroku, pozostawiając go nisko opuszczonym, jakby czuł zbyt dużą skruchę, aby móc spojrzeć komukolwiek w oczy. Odszedł od stołu udając się do kuchni.
- Po co on tutaj przyjechał? - rzuciła tym razem starając się być odpowiednio cicho, by mężczyzna jej nie usłyszał
- Próbuję się tego dowiedzieć - odpowiedziała szeptem, nachylając się do rozmówczyni, jednak już po chwili czym prędzej się wyprostowała, dostrzegając towarzysza wracającego do nich szybkim krokiem z kartkami papieru w dłoni
- Po pierwsze... - powiedział oschle, wykładając na stół dokumentację, jaką wręcz uderzył o mebel, mało nie rozlewając herbat. - Nie jestem niebezpiecznym typem - rzucił ze stale spuszczonym wzrokiem
- To samo powiedziałeś na komisariacie? - burknęła wyraźnie sceptycznie nastawiona do jego osoby, tym samym sprawiając, że adresat jej słów zastygł na moment w bezruchu. Nastolatki spojrzały na niego lękliwie, lecz jego spojrzenie w tamtej chwili skrywało jedynie ból. Zerknął kątem oka na brunetkę, ale nie odpowiedział jej nawet słowem. Po prostu usiadł z powrotem na swoim miejscu
- Grace, uspokój się - warknęła jej na ucho, wyraźnie poruszona tym, co spostrzegła. Sama zresztą widziała, jak bardzo mężczyzna przeżywał śmierć Dae Shima, by móc z całą pewnością stwierdzić, że gdyby nie opętanie, to za nic nie podniósłby na niego ręki. - Christopher pomagał nam przez ten cały czas - powiedziała już spokojniej do przyjaciółki wyraźnie nie pochwalając jej zachowania. Mimo to Grace raz jeszcze spojrzała badawczo na wspominaną postać, później na rówieśniczkę, patrzącą na nią karcąco. Wreszcie dała za wygraną. Westchnęła i niechętnie usiadła z powrotem na swoim miejscu. Skrzyżowała ręce, a jej twarz przyozdobił grymas, jednak pozwoliła mężczyźnie mówić.
- Masz prawo mi nie ufać, nie będę tego kwestionować, jednak weź pod uwagę fakt, iż zaatakowałem mego pana tylko i wyłącznie przez to, że zostałem opętany przez upiora Czerwonego Jokera
- Każda wymówka dobra - prychnęła. Mężczyzna nie zareagował w żaden sposób na jej słowa. Nie miał zamiaru się wykłócać, tak samo jak nie zamierzał się usprawiedliwiać, bo chociaż wiedział, że w tamtej chwili nie był w stanie siebie kontrolować, to czuł się winnym za popełnione czyny i nic nie mogło tego zmienić. Minęło wiele czasu, nim przyznał przed samym sobą, że całe to zajście wynikło z winy Jokera i opętania, a zrobił to tylko przez wzgląd na prośby Dae Shima, który do samego końca próbował zdusić w nim poczucie winy. "To nie wina twoja, że przełamana została silna wola. Pomioty pana ciemności drogę znają, od dawna ludzi zniewalają" usłyszał od niego niejednokrotnie, a mimo to nie potrafił sobie wybaczyć przypuszczenia ataku na swego pana. Przez długi czas nie mógł sobie tego ani wybaczyć, ani o tym zapomnieć. To chodziło za nim jak cień, niczym widmo podążające za nim krok w krok. Nie nauczył się nie dostrzegać w tym wszystkim swojej winy, jednak nauczył się z tym żyć. Żyć ze świadomością czynów, jakie zostały popełnione przez fakt, iż dał się opętać.
- Mogę cię jedynie zapewnić, że obecnie jestem niepodatny na wpływy zarówno pełni jak i upiorów. Sługi Jokera nie są w stanie opętać łowcy - powiedział, mając nadzieję, że w ten sposób choć trochę uspokoi brunetkę, która wciąż nie spuszczała z niego wnikliwego spojrzenia, patrząc na każdy jego ruch wręcz z przesadną rezerwą
- Co to jest? - blondynka wtrąciła się z pytaniem, spoglądając na kartki przyniesione przez mężczyznę
- Zagrożenie - odparł z powagą, podczas gdy ta spoglądała na zdjęcie nieznanej jej osoby zamieszczone tuż przy rubryce z różnymi informacjami na jej temat. Groźny z twarzy, sprawiający wrażenie postawnego osiłka, a większość danych nieznana. Wciąż jednak niewiele to mówiło łowczyni, w przeciwieństwie do jej przyjaciółki, która po rzuceniu okiem na dokumentację od razu wyrwała ją z dłoni rówieśniczki. Wbiła wystraszone spojrzenie w zdjęcie przestępcy, przyglądając się mu tak dogłębnie, jakby nie wierzyła swoim oczom. Alice od razu dostrzegła lęk i przejęcie skryte w ich brązowej barwie samej zaczynając się obawiać, o co takiego może chodzić. Wtem Grace wzniosła wzrok znak papieru na Christophera, spoglądając na niego z pełną powagą
- O co chodzi? - zapytała stanowczo i ostro, czując już jak duże może mieć znaczenie pojawienie się u nich łowcy. Ten jednak odbiegł spojrzeniem od Grace, przenosząc je na niebieskooką
- O jej bezpieczeństwo - powiedział dopiero po chwili, wciąż się przyglądając z uwagą. - Tak jak powiedziałem, potrzebujesz ochrony, tylko po prostu jeszcze o tym nie wiesz
- Nie rozumiem... Co się dzieje? - zapytała, a ten westchnął zbierając w głowie myśli, po czym wziął łyk herbaty nie zważając na to, jak niecierpliwe stawały się rozmówczynie. Mimo wszystko siedziały w milczeniu, obserwując go i czekając na jakieś wyjaśnienia, które w końcu nadeszły.
- Od początku - zaczął z powagą wypisaną na twarzy. - Staliście się największym zagrożeniem dla Czerwonego Jokera, więc sprawą niecierpiącą zwłoki stało się pozbycie się was za wszelką cenę - oznajmił, jednak łowczyni zdawała już sobie z tego sprawę. - Czerwony chce waszej śmierci, twojej, Blaine'a i każdego, kto tylko wejdzie mu w drogę
- To raczej nie jest coś, na co mamy wpływ
- Nie. Już staliście się celem do wyeliminowania, co za tym idzie Joker będzie próbować przyczynić się do waszej zguby - oznajmił patrząc z całkowitą powagą na rozmówczynię, którą wręcz przebiegł dreszcz. Nawet jeśli domyślała się tego wszystkiego, w chwili gdy to usłyszała poczuła jak włosy na karku stają jej dęba. Mimo to przełknęła gulę paniki, cierpliwie czekając na dalszą część wypowiedzi mężczyzny. - Nadchodzi pełnia, a to dla niego najlepsza okazja, by zaatakować
- Co masz na myśli, przez "zaatakować"? - wtrąciła Grace, wciąż co jakiś czas zerkając na trzymaną w dłoniach kartkę papieru
- Podczas pełni Jokery są silniejsze, nie wykluczałbym również, że mają większe możliwości. Właśnie wtedy Czerwony będzie mieć sposobność, by zaatakować, a przez zaatakować mam na myśli opętanie
- Przecież nie opęta łowcy, więc Alice jest bezpieczna
- Nie o takim opętaniu mowa - wtrąciła blondynka już wiedząc, co mężczyzna chce jej powiedzieć i na samą myśl o tym zadrżała
- Mowa o opętaniu kogoś z otoczenia Alice - oznajmił i spojrzał na trzymaną w dłoniach Grace kartkę. - A co gorsza, Czerwony Joker zyskał na sile - dodał potęgując lęk u dziewczyn
- Co masz przez to na myśli? - wreszcie udało jej się wykrztusić pytanie. Wpatrywała się drżącymi, niebieskimi oczami w rozmówcę, który sprawiał wrażenie, jakby nie do końca chciał odpowiedzieć. Jego twarz wykrzywił delikatny grymas przenikający się ze smutkiem.
- Już od jakiegoś czasu Czerwony jest znacznie silniejszy niż przedtem, czego oznak można się doszukać. Być może sama zdążyłaś coś spostrzec - zaczął mówić sprawiając przy tym, że dziewczyna popadła w małe zamyślenie, zastanawiając się nad stwierdzeniem mężczyzny. Nie musiała długo szukać, by znaleźć potwierdzenie jego słów
- Kameleony pojawiające się nawet na tydzień przed pełnią księżyca... - przypomniała sobie, gdy po raz pierwszy trafiła na tego typu upiora oraz wielkie zaskoczenie bruneta tymi wieściami. Zapewniał, że nigdy dotąd się tak szybko nie pojawiały, co mogło świadczyć o tym, że pełnia miała być naprawdę potężna, jednak gdy teraz nad tym myślała doszła do wniosku, że być może to nie cechowało siły nadchodzącego koszmaru, a siłę samego boga z ciemnej strefy. Christopher przytaknął skinieniem głowy dając jej do zrozumienia, że nie myli się.
- Wiesz kiedy jest pełnia? - rzucił luźno retoryczne pytanie. - Dokładnie za tydzień - powiedział szybko, jednak na tym nie skończył. - A wiesz, kiedy zaczęły się pojawiać kameleony zwiastujące nadejście właśnie tej pełni? - zadał kolejne pytanie, nie oczekując nadejścia odpowiedzi, zwłaszcza, że blondynka jej nie znała. - Prawie tydzień temu - oznajmił sprawiając, iż blondynka na te wieści wytrzeszczyła ze zdziwienia oczy
- Niemożliwe - rzuciła nie mogąc uwierzyć w słowa mężczyzny, choć wiedziała, że nie kłamie. - Prawie na dwa tygodnie przed pełnią księżyca?
- Energia, jaką Czerwony Joker kumulował i formował, by w noc pełni księżyca za jej pomocą stworzyć koszmar wpływała na to, jak przedstawiana była obecność niektórych upiorów przebywających w snach, nadając im charakter kameleonów, ponieważ przez te wszystkie wpływy odcień klamki mógł być inny, niż powinien. Pełnie stają się coraz potężniejsze, ale i Czerwony Joker dysponuje teraz znacznie większą mocą - przyznał ze śmiertelną powagą i nagle urwał swą wypowiedź rozważając, czy zdradzić łowczyni coś niepotwierdzonego, a jednak zmieniającego postać rzeczy. - Według nas jego energia weszła na inny poziom - postanowił ostatecznie zdradzić i ten szczegół, co okazało się dla Alice sztyletem wepchniętym w serce, gdzie momentalnie poczuła silne ukłucie, ukłucie przerażenia. Przez cały czas targały nią wątpliwości, gdy tylko obstawiała, jakie ma z Blaine'em szanse na pokonanie boga, lecz od razu je od siebie odtrącała, bo wolała ślepo wierzyć w bruneta. Teraz stało się to jeszcze trudniejsze.
- Co to dla nas oznacza? - gula paniki ostała się w jej gardle, na jakiś czas nie pozwalając jej powiedzieć choćby słowa, jednak udało jej się ją przełknąć. Głos mimo to drżał
- Kłopoty, oczywiście delikatnie to ujmując - odrzekł bez chwili wahania, nie mając zamiaru owijać w bawełnę, bo na to było już i tak za późno. Ugrzęźli w sytuacji, w której niebezpieczeństwo jest chlebem powszednim. - Czerwony jest coraz potężniejszy, wciąż zyskuje na sile. Dlatego i wy obecnie znajdujecie się w jeszcze większym niebezpieczeństwie. Zaatakuje przy pierwszej, lepszej okazji
- W pełnię - wtrąciła Grace słuchając mężczyzny równie uważnie, co jej rówieśniczka
- Tak. Mamy podstawy, by podejrzewać, że teraz, gdy Joker jest silniejszy, będzie mu łatwiej kogoś opętać, a także lepiej nim pokierować
- Czekaj, co masz przez to na myśli? - zapytała brunetka z przejęciem
- Że może paść na każdego. Nie wykluczone, że teraz upiory będą zbyt silne, by śniący mógł się oprzeć swoją silną wolą opętaniu - wbił wzrok z powrotem w blondynkę. - Nie ufaj nikomu, Alice. Zwłaszcza przez wzgląd na zbliżającą się pełnię - zamilkł na moment, wciąż niepewny, czy powinien to mówić, jednak zdobył się na to, by powiedzieć dość brutalne słowa. - Nawet rodzicom czy przyjaciołom. Nie ufaj nikomu. W obecnej sytuacji to zbyt ryzykowne - rzekł śmiertelnie poważnie, jednak dziewczyna nie potrafiła przyjąć do siebie jego słów. Nie potrafiła wziąć pod uwagę możliwości, by bliska jej osoba została opętana, a może raczej nawet nie chciała o tym myśleć. Sfabrykowała uśmiech najdoskonalej jak tylko potrafiła, okłamując w duchu samą siebie, że sytuacja nie może być aż tak dramatyczna. Nie chciała dać temu wiary.
- Czy to nie jest przesadna ostrożność? - zapytała nieśmiało, dostając błyskawicznie odzew, który wprawił ją w osłupienie
- Josephine miała wizję - ta wiadomość była przepowiednią mogącą zwiastować najgorsze, która spadła na Alice jak grom z jasnego nieba
- Jaką wizję? - wydukała lękliwie w obawie przed tym, co przyjdzie jej usłyszeć
- Niewyraźną, niedokładną, niejasną, ale wizję splamioną krwią. Wizję, w której zostajesz zaatakowana - powiedział z całkowitą powagą, wtem blondynka zamarła. Wypierała się tego, co mówił mężczyzna, próbując w ten sposób się uspokoić i przegnać strach, ale nie potrafiła. Wiedziała, że prawda stoi po jego stronie
- Czy ma to jakiś związek z nim? - zapytała brunetka, podnosząc kartkę. - Jerome Arden, przestępca kilkukrotnie notowany za kradzież i pomniejsze przestępstwa, ale również podejrzany o morderstwo Terry'ego Davisa
- Josephine ujrzała w swojej wizji osobę podobną do niego. Nie wykluczone, że będzie napastnikiem - oznajmił, wnet Alice gwałtownie poderwała się z krzesła
- Muszę się przewietrzyć - rzekła ze spuszczoną w dół, pobladłą twarzą czując już nie tylko ból głowy wywołany natłokiem myśli, ale i mdłości. To było za wiele. Przepowiednia niebezpieczeństwa, być może nawet i śmierci. Zagrożenie czyhające na każdym kroku zarówno w Wymiarze Snów, jak i w rzeczywistym. Podejrzenia rzucane w stronę każdego, nawet najbliższych. Wszystko spadło na łowczynię jak lawina, równie nagle i gwałtownie, równie boleśnie, jakby sprawdzając jej wytrzymałość, ale ostatniego ciosu nie wytrzymała, to było już za wiele. Ujrzenie twarzy osoby, jaka ma być odpowiedzialna za przypuszczenie na nią ataku było zbyt okrutne, bo cios miał zostać zadany w realnym świecie. W jej prawdziwym wymiarze, w którym miała chociażby resztki poczucia bezpieczeństwa, jakie teraz straciła.
- Alice! - zawołała za nią brunetka, jednak została zignorowana. Blondynka ruszyła w stronę tarasu, który szeroko otworzyła. - Przeziębisz się - parsknęła jakby do samej siebie i podążyła za rówieśniczką, jaka sprawiała wrażenie nieobecnej. Pozostawała głucha na wszelkie wołania i niewzruszona ziąbem, na jaki wyszła. Potrzebowała tego, poczuć na swojej bladej twarzy chłód zimowego wieczoru, powiew zimnego wiatru. Oparła się w obawie, że niedługo nie będzie w stanie ustać prosto bez pomocy, przez to jak szybko zaczęła tracić siły. Niemal fizycznie czuła natłok obaw, myśli i wizji różnych scenariuszy kotłujące się w głowie tak szalenie, że przyprawiały o zawroty.
- Ubierz coś chociaż - brunetka zarzuciła na nią koc, jaki pochwyciła po drodze. Nie zastała się z żadną reakcją, brak jakiejkolwiek odpowiedzi. Stanęła tuż przy dziewczynie, która dopiero po chwili zerknęła na nią kątem oka, tak jakby wcześniej nie zdała sobie sprawy z jej obecności. Nastała bezmierna cisza, przerywana jedynie świstem chłodnego wiatru.
Alice w tamtym momencie wydawała się głucha i ślepa na świat zewnętrzny, bo jej wnętrze wszystko przyćmiło, jednak wbrew pozorom szybko odzyskała kontakt z rzeczywistością. Słyszała bardzo dokładnie kroki stawiane przez Christophera, jaki ruszył ich śladem.
- Co dokładnie widziała? - zapytała, lecz nie odwróciła się do niego
- To była niejasna wizja
- Nieważne - skwitowała momentalnie, nie chcąc wysłuchiwać tego typu stwierdzeń. Wolała poznać każdy szczegół, jeśli jakikolwiek był znany. Właśnie teraz, gdy już i tak przyjęła psychicznie wiele ciosów uznała, że może wziąć na siebie i całą resztę. Właśnie teraz, póki jeszcze je silnie odczuwa, bo później straci to sens. - Co widziała? - powtórzyła ze zniecierpliwieniem i irytacją, jaką doznawała głównie przez strach płynący już od jakiegoś czasu w jej żyłach.
Łowca nie odzywając się słowem podał łowczyni kartkę. Niepewnie ją wzięła i równie niepewnie spojrzała na zdjęcie mężczyzny. W następnej chwili poczuła, jak Grace chwyta ją w objęcia, uniemożliwiając jej dalsze wpatrywanie się w twarz wykrzywioną gniewem, w twarz osoby o przeraźliwym spojrzeniu.
- Alice...
- Co widziała? - powtórzyła oschle, choć spokojnie, chcąc poznać jakieś szczegóły, lecz Christopher milczał. Domyśliła się, jak w wizji skończyła. - Po prostu powiedz...
- Ciemność - w końcu się odezwał, pomimo iż nie chciał tego mówić. Wiedział, że samo przekazanie tych wieści może znacząco wpłynąć na przyszłość, jednak już na ten temat rozmawiał z Josephine i Williamem. Omawiali to, nawet wielokrotnie. Tak samo, jak wielokrotnie słyszeli co ujrzała kobieta. - "Wszystko skryte pod płachtą nocy, człowiek podległy ciemności mocy" - przekazał słowa staruszki. - "Prowadzony pełni księżyca głosem, krew utoczył ostrza ciosem" - rzekł głośno, wyraźnie, wręcz podniośle, ale całość w głowie Alice brzmiała po prostu makabrycznie. Poczuła ucisk w klatce, odetchnęła głęboko, rozmyślając nad znaczeniem tych słów
- Zostałam zaatakowana w noc pełni księżyca - zabrzmiało to jak pytanie, skierowane wraz z pytającym spojrzeniem do Christophera. - Przez tego mężczyznę?
- Jaki on ma w ogóle z tym związek - wyskoczyła nagle z pytaniem brunetka. - Mam na myśli, czemu miałby chcieć obrać właśnie Alice za swój cel i ją zaatakować? Przez opętanie?
- Joker chce jej śmierci
- I opętuje kogoś, z kim nigdy nie miała styczności? - wykłócała się jednocześnie starając się uspokoić przyjaciółkę. - Nie chce mi się w to wierzyć. Przecież jeśli mówimy o przestępcy, to wcale nie musi on być opętany, żeby zaatakować, a zaatakuje pewnie byle kogo
- Grace - mruknęła smętnie, wiedząc, że ta dyskusja nie ma sensu. Słowo się rzekło, nawet jeśli było okrutne i przerażające
- On nic o tobie nie wie, więc jak ma cię niby znaleźć?
- Grace
- Poza tym policja wciąż go poszukuje, więc może uda im się go zamknąć, zanim...
- Grace! - krzyknęła tym bardziej przerażona, im dłużej o wszystkim słuchała, ale jednocześnie rozdrażniona. Spojrzała szklanymi oczami na przyjaciółkę nie wiedząc sama, co ma robić. - Do pełni został tydzień. Nie zdążą go złapać
- To nadal nie wyjaśnia, czemu Joker miałby opętać właśnie jego. Nie chce mi się w to wierzyć - szła w zaparte. Alice spojrzała markotnie na Christophera, jakby błagając go samym spojrzeniem, by przyznał rację brunetce, że nic jeszcze nie jest tak naprawdę pewne.
- Chcesz dowodu? - usłyszała zamiast tego, co chciałaby usłyszeć
- Jesteś w stanie mi go dać?
- Tak, ale w Wymiarze Snów
- Zgoda - nie było potrzeby mówić nic więcej. Dziewczyna wróciła do mieszkania od razu kierując się na górę. Wołania Grace, by to jeszcze przemyślała wlatywały jednym uchem i wylatywały drugim. Ruszyła do pokoju, a brunetka szła w krok za nią stale jej towarzysząc.
Mężczyzna odprowadził dziewczyny wzrokiem, po czym przeniósł go na pociemniałe niebo. Zamknął taras, samemu znajdując się na zewnątrz, a następnie wyciągnął z kieszeni komórkę. Szybkim ruchem wybrał ostatni numer podnosząc do ucha urządzenie, z którego już po chwili dotarł do niego głos łowcy.
- Jestem - oznajmił zupełnie jakby był w trakcie składania raportu przełożonemu, jaki przydzielił go do tajnej operacji
- Jak sytuacja wygląda? - zapytał z pozoru spokojnie, choć był wszystkim przejęty
- Już po - odpowiedział treściwie. - Przekazałem wszystko
- Wszystko? - powtórzył pytająco i dość nieufnie. Christopher zerknął przez ramię na wnętrze mieszkania, sprawdzając czy nastolatki nie wróciły
- Chciała poznać treść wizji
- Tak jak się tego spodziewałem
- Dokładnie i tak jak ustaliliśmy przekazałem jedynie słowa Josephine
- Naprawdę było to konieczne? - wydawał się sceptycznie nastawiony na te wieści. Mężczyzna westchnął zrezygnowany, a z jego ust uleciały obłoczki pary
- Pamiętasz, co powiedziała Josephine?
- Tak - przyznał dość niechętnie. - "To nic nie zmieni, bo świadomość zdąży zabić ostrożność w każdej przestrzeni" - przytoczył słowa staruszki, po czym nastąpił dłuższy moment ciszy. - Jesteś tam jeszcze, Christopherze?
- Tak - odparł w pośpiechu. - Josephine zaczyna brzmieć jak mój pan - powiedział niby tym faktem rozbawiony, choć jasnym było, że wciąż cierpi
- W porządku?
- Nic mi nie jest - rzucił siląc się, by brzmieć beznamiętnie. - Tak jak ustaliliśmy, poznała wizję dotyczącą nieznajomego
- Ale nic jej nie mówiłeś o istnieniu drugiej wizji? - upewnił się
- Nie - odpowiedział po chwili. - Zgodnie z tym co ustaliliśmy, tą sprawę pozostawiam tobie, Williamie
- Dziękuję - rzekł z zamiarem rozłączenia się, gdy nagle zatrzymał go głos rozmówcy
- Jesteś pewien, że nie można tego rozwiązać w inny sposób? - zapytał dość niespodziewanie, pomimo iż ta kwestia była już poruszana w czasie ich spotkania
- Wszyscy się myliliśmy, Christopherze - przyznał śmiertelnie poważnie. - Fatum
- W obu przypadkach? - zapytał wyraźnie przejęty tym hasłem
- Nie. Dla blasku wciąż jest nadzieja, choć to co ma nadejść i tak nadejdzie. To nieuniknione, a ingerencja nas zabije
- Oby nie okazało się, że nieingerencja zabije wybrańców...
...
Nastolatki szybkim ruchem weszły do pokoju, który już po chwili blondynka zamknęła na klucz. Schowała mały przedmiot w kieszeń, a sama rzuciła się na łóżko gotowa, by zasnąć. Jedynie głos Grace jeszcze ją przed tym powstrzymywał- Masz zamiar pozwolić mu tutaj zostać? - zapytała siadając wygodnie na krześle
- Nie wiem
- Nie wiesz? - wydawała się zaskoczona, że nie usłyszała w odpowiedzi błyskawicznego: "nie". - Tylko mi nie mów, że ten facet naprawdę sobie tutaj "trochę pomieszka"
- Nie interesuje mnie to, niech robi co chce - obróciła się na brzuch, chowając twarz w poduszkach
- Jak możesz tak mówić? - zapytała ze skwaszoną miną, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy
- Ten dom i tak jest praktycznie pusty. Poza tym, wydaje mi się, że można mu zaufać
- Świetnie, że tak ci się wydaje
- Grace - gwałtownie zerwała się do pozycji siedzącej wyraźnie rozdrażniona. - Naprawdę mam to gdzieś, a wiesz czemu? Bo właśnie dowiedziałam się, że przepowiedziano mi rychłą śmierć i jakoś ten fakt aktualnie zajmuje moje myśli bardziej niż to, czy mój dom zostanie noclegownią - warknęła oschle, dając jasno do zrozumienia, że nie ma zamiaru drążyć tak błahego w zaistniałej sytuacji tematu
- Dobrze, już dobrze - dała za wygraną. - Poza tym, nie przepowiedziano ci "rychłej śmierci" - usiadła na krańcu łóżka. - Mowa była o ataku, a sama wizja była niewyraźna. Poza tym, możesz tego wszystkiego uniknąć
- Niby jak? - spojrzała ponuro, ale i z nadzieją na rozmówczynię, raz jeszcze chowając się w kołdrze i poduszkach
- Masz ochronę, nie wychodź nocą na zewnątrz, policja wciąż go próbuje złapać, a ja dowiem się, gdzie ostatnio był widziany
- Myślisz, że to wystarczy?
- Przyszłość zawsze można zmienić - uśmiechnęła się szeroko, mając nadzieję, że w ten sposób doda przyjaciółce odwagi i da wystarczająco dużo wsparcia. Jednak w Wymiarze Snów wciąż nie mogła jej towarzyszyć, a właśnie tam po chwili znalazła się świadomość łowczyni.
...
- Gotowa? - zapytał krótko, gdy już znaleźli się na korytarzu. Dziewczyna zebrała w sobie całą odwagę, jaką tylko dysponowała i przytaknęła, po czym złapała rozmówcę. Mężczyzna momentalnie przeniósł ich do innej części przestrzeni, tuż przed sen Jeroma. Nie musieli nawet wchodzić do jego snu, by przekaz stał się jasny. Wystarczyło spojrzeć na klamkę, by zrozumieć sytuację. Na śnieżnobiałą klamkę o zdobieniach, jakie na pierwszy rzut oka były czarne, a jednak po przyjrzeniu się z większą dokładnością zyskiwały ciemno-fioletowy pobłysk. Pasma oplątujące klamkę niczym cierń.- Wpływy upiora - potrafiła odczytać, co oznaczają wzory na klamce, choć nie od razu dostrzegła skryty w czerni fiolet. - Opętanie?
- Tak - potwierdził błyskawicznie jej przypuszczenia chwytając za klamkę, po czym otworzył drzwi
- Po co wchodzimy do tego snu
- Chciałaś dowodu
- Widzę go już wystarczająco wyraźnie na klamce - zaoponowała wyraźnie nie chcąc wejść do snu mordercy, jednak mężczyzna zignorowawszy ją przekroczył próg przejścia, jakie się za nim zamknęło. Alice została na korytarzu sama do momentu, aż dała za wygraną i ruszyła za towarzyszem. Przeniosła się do snu oprawcy, nawet jeśli tego nie chciała.
Szata śniącego była fioletowa, choć niezwykle ciemna. Blondynka stanęła przy łowcy, jaki spoglądał na przestępcę w zamyśleniu. Ona jednak nie potrafiła zdobyć się na to, by spojrzeć na Jeroma. Nie chciała tego robić.
- Nie ma jeszcze pełni, a jednak Jokerowi udało się go opętać. Czerwony bóg zyskał na mocy, więc tak jak mówiłem, prawdopodobnie nie tylko łatwiej przyjdzie mu zwalczenie silnej woli i opętanie kogoś, ale także samo wpłynięcie na niego. Wpłynie na opętane i pokieruje nim jak kukiełką, jeśli będzie taka potrzeba - mówił obserwując śniącego, a na koniec przeniósł wzrok na towarzyszkę. - Spójrz na jego szatę, ale z uwagą
- Nie muszę
- Skoro tak uważasz - odparł beznamiętnie, zaczynając się oddalać od śniącego. Kierował się do wyjścia i chociaż blondynka w pierwszej chwili chciała rzucić się biegiem do drzwi, to jednak coś ją od tego powstrzymało. Obejrzała się raz jeszcze na mężczyznę, chociaż nie chciała na niego patrzeć. Spojrzała z uwagą na szatę, choć uważała, że nie było takiej potrzeby. Nie wiedziała, czy ma ufać swojemu wzrokowi w chwili, gdy dostrzegła na odzieniu śniącego krople krwi. Małe, ledwie widoczne, a jednak mogłaby przysiąc, że tam były. Przebiegł ją dreszcz zamieniając momentalnie jej mięśnie w skały, przytwierdzając do miejsca, gdzie stała.
- Nie otrzymasz odpowiedzi na to pytanie - usłyszała niosący się głos Christophera, który jakby doskonale wiedział, co siedzi w głowie nastolatki. Słowa tym bardziej ugrzęzły jej w gardle. - Nikt nie zna odpowiedzi
...
Zoey zmierzyła przyjaciółkę wzrokiem od stóp po czubek głowy. Badawczym spojrzeniem zawędrowała wszędzie, gdzie się dało, by wreszcie móc podać swój werdykt. Po jej wyrazie twarzy nie można wywnioskować, czego się spodziewać, choć szybko się to zmieniło.
- Nie - burknęła ze skwaszoną miną, na co Alice wręcz skamieniała
- Zoey, to już piąta sukienka, którą odrzucasz - spostrzegła brunetka siedząca przy Sharon naprzeciwko przebieralni, lecz nastolatka zignorowała jej słowa i energicznie wepchnęła blondynkę z powrotem za zasłonę, którą zaciągnęła
- Ściągaj tą szmatę - prychnęła z niezadowoleniem, po czym usiadła z powrotem na kanapie z rówieśniczkami
- Nie przesadzasz? - zapytała z żałosnym uśmiechem
- Żartujesz!? - wydawała się wręcz oburzona tym stwierdzeniem. - Przecież Alice musi wyglądać bajecznie, a nie jak siedem nieszczęść
- Wszystko słyszę - usłyszały blondynkę, która próbowała się wcisnąć w następną kreację
- Kochana, to dla twojego dobra
- Mi się tamta sukienka podobała - stwierdziła czarnowłosa, choć nie wydawała się nadto zainteresowana
- A mi ta cztery sukienki wcześniej - burknęła Grace wyraźnie znudzona, a za razem zmęczona. Wciąż nie mogła wyjść z podziwu jak to się stało, że większa część soboty minęła im na szukaniu sukienek, a to wciąż nie koniec. W oczach rudowłosej wyglądało to zupełnie inaczej, a przede wszystkim jakimś sposobem sprawiało jej to wszystko radość, czego brązowooka nie potrafiła powiedzieć w swoim przypadku. Po stokroć bardziej wolałaby spędzić weekend grając w gry, niż chodząc po sklepach.
- Czy wy rozumiecie, że Blaine zaprosił ją na bal? - zapytała ostentacyjnie podkreślając niezwykłość tego zajścia. - Blaine. Zaprosił. Na bal! - powtórzyła podkreślając każde słowo, patrząc z podekscytowaniem na zasłonę, wyczekując pojawienia się przyjaciółki w kolejnym stroju
- A nie taki był plan? - wtrąciła Sharon
- Był, ale do samego końca nie wierzyłam, że to się stanie. Nigdy go nie widziałam na żadnej imprezie szkolnej, a teraz nie dość, że przyjdzie to jeszcze zaprosił naszą kochaną Alice! - mówiła niezwykle radośnie i energicznie dając wrażenie, jakby naprawdę przeżywała to wraz z blondynką. - Jesteś magiczna, kochana - powiedziała, gdy ta wyszła z przebieralni
- Nic nie zrobiłam - rzuciła nieśmiało i nim się zorientowała, nastolatka odesłała ją machnięciem dłoni
- Na pewno nie. Następna
- Zoey - rzuciła Grace niemal błagalnie. - Alice, powiedz, że tobie się podoba, błagam
- A jak wyglądam?
- Okropnie, sio - wepchnęła ją z powrotem mało nie wyrzucając ją z butów
- Dobrze, że ze mną poszło szybciej - westchnęła brunetka
- Będziesz świetnie wyglądać na balu - oznajmiła puszczając rozmówczyni oko. - Ryanowi na pewno szczęka opadnie na twój widok
- Oby, bo nie lubię sukienek. Chcę coś mieć za to poświęcenie
- I jak? - rozbrzmiało pytanie blondynki, gdy tylko opuściła przymierzalnię. Jak na znak oczy nastolatek podążyły do niej, by ocenić strój jednak po reakcji rudowłosej dziewczyny Alice nie wiedziała, co ma myśleć. Zoey wstała zakrywając rozszerzoną szeroko buzię dłońmi. Przyglądała się rówieśniczce nie odezwawszy się słowem, a blondynka właśnie jej słowo uznawała za decydujące. - Może być? - dopomniała się o odzew
- Jeszcze pytasz? - rzuciła i obróciła rozmówczynię tak, by stanęła przodem do lustra. - Sama spójrz
- Wyglądasz nieziemsko - powiedziała ochoczo Sharon
- Naprawdę?
- Kochana, aż się zaczynam martwić o moją pozycję królowej balu. Przecież skradniesz całą uwagę, jak tak przyjdziesz!
- No to może nie powinnam ci tego robić - zaśmiała się, na co nastolatka odpowiedziała równie wesoło- Chcę zobaczyć minę Blaine'a, gdy już cię ujrzy w tej sukience, więc ci wybaczę - powiedziała żartobliwie. - Może wyłączy mu się tryb robota. Jak buty?
- Całkiem wygodne
- Przejdź się trochę - rzuciła, a Grace odetchnęła z ulgą, że wreszcie kwestia przymierzania sukienek dobiegła końca. Wstała przeciągnąwszy się po czym podeszła do Alice, przeglądającej się w wielkim lustrze umieszczonym w centralnej części sklepu.
- Zadowolona? - zapytała z życzliwym uśmiechem, spoglądając wraz z rówieśniczką na jej odbicie.
- Bardzo - odparła rozpromieniona. Wyraźnie spodobała jej się kreacja, której wciąż się przyglądała
- Wyglądasz ślicznie - przyznała wesoło, wciąż wpatrzona w odbicie, które zaniepokoiło ją dopiero po chwili, gdy ujrzała w oddali znajomą postać. Gwałtownie odwróciła się wytężając za mężczyzną wzrok, szybko znajdując go ukrywającego się wśród garniturów.
- Christopher? - pomyślała z niedowierzaniem, bo choć nie mogła w to uwierzyć, to miała nieodparte wrażenie, iż postać do złudzenia przypomina jej łowcę.
- Będzie ci się dobrze w tym tańczyć? - padło pytanie do blondynki
- Wydaje mi się, że tak - zaśmiała się, robiąc piruet i przykuwając na siebie uwagę Grace, na którą mało nie wpadła. Brunetka w popłochu cofnęła się, a gdy na powrót spojrzała na przeciwległą stronę sklepu, nie potrafiła już znaleźć wzrokiem Christophera
- Czemu chciałaś wiedzieć, czy James idzie z kimś na bal? - zapytała przyjaciółkę mając złudną nadzieję, że będzie stabilniejsza psychicznie jeśli skupi się na rozmowie, bo nie potrafiła sobie wyjaśnić dlaczego miałaby widywać wszędzie Christophera, jeśli nie przez problemy z głową.
- Ponieważ płaczki zawracają mi głowę z jego powodu - Zoey zaśmiała się i wyciągnęła telefon
- To znaczy? - blondynka wydała się wielce zdezorientowana
- Dużo dziewczyn chciałoby pójść z James'em na bal, ale wszystkie słyszą od niego tą samą odpowiedź
- "Nie"? - strzeliła brunetka, która choć próbowała się skupić na rozmowie, to jednak wypatrywała łowcy, jakiego udało jej się znowu znaleźć, tym razem skrytego za drzewem, o które niby to się tylko opierał.
- To odpowiedź Blaine'a - zażartowała i zaczęła czytać treść SMSa nadesłanego przez jedną z odtrąconych dziewczyn. - "Chętnie bym z tobą poszedł, ale w czasie balu gram na scenie. To byłoby nie w porządku w stosunku do ciebie pójść jako twój partner, a jednak nie spędzić z tobą tego balu i nawet z tobą nie zatańczyć"
- Uprzejme"nie" - skwitowała Sharon, która już wypatrzyła budkę z hot-dogami, podczas gdy Grace wypatrzyła w jej pobliżu postać Christophera czując dozę irytacji
- Nie naciskały? - zdziwiła się niebieskooka, na co Zoey jedynie przewinęła długą wiadomość
- Po zdaniu "Nic nie szkodzi", albo "Mi to nie przeszkadza" odpowiadał po prostu: "Przykro mi, ale czułbym się z tym źle. Zasługujesz, żeby jednak pójść z partnerem, z którym faktycznie spędzisz ten bal"
- Klasa - zaśmiała się czarnowłosa, która już była w trakcie kupowania jedzenia
- Tyle kalorii... - rudowłosa spojrzała z niesmakiem na hot-doga ociekającego musztardą i ketchupem
- Tyle dobra! - usłyszała w odzewie od przyjaciółki, którą nie ruszały jej słowa.
Grace była bliska wybuchnięcia. Podczas gdy Sharon płaciła za przekąskę, jej udało się dostrzec mężczyzna stojącego niemal tuż za nimi, schowanego wśród ozdób świątecznych. Nie wytrzymała, pociągnęła Alice za rękę, odciągając ją nieznacznie od dwójki dziewczyn.
- Co...?
- Czy ja oszalałam, czy tam siedzi Christopher? - zapytała z takim przerażeniem, jakby naprawdę podejrzewa się o utratę zmysłów. Alice w pierwszej chwili była zmieszana, ale po usłyszeniu pytania wszystko stało się dla niej jasne. Ze znudzeniem spojrzała ponad ramię przyjaciółki na mężczyznę, który wsunął się jeszcze głębiej wśród pudła, będącymi replikami świątecznych prezentów.
- Tak, to on - odparła bez wzruszenia, jak gdyby nigdy nic. - Od kilku dni mnie śledzi
- Nie śledzę, tylko pilnuję! - odkrzyknął z oburzeniem, wyraźnie słysząc każde słowo. Grace opadła szczęka, nie wiedziała nawet jak to skomentować
- Ale... co!?
- Mam ją mieć na oku
- Ignoruj go - usłyszała, ale jak się okazało, było to ciężkie zadanie. Tam gdzie się udały, tam też był obecny Christopher. Czy to skryty wśród tłumu ludzi na chodniku po przeciwnej stronie ulicy, w budce na zdjęcia, za regałami w księgarni, czy gdziekolwiek indziej. Coraz bardziej cieszyła się, że ten dzień dobiega końca. Widziała go nawet w chwili, gdy czekała z Alice na autobus. Jedynie w pojeździe zdawało się, że na próżno go szukać wzrokiem. Okazało się, że było to jedyne miejsce, w którym go nie zastała. Po drodze Grace pytała o to wszystko przyjaciółkę, ale uległa wrażeniu, że blondynka nie mając już na to sił zaczęła to po prostu ignorować.
...
Dotarły na miejsce. Grace od razu spostrzegła, że w domu Alice pali się światło. Mimowolnie spojrzała za siebie, jak osoba podejrzewająca, że jest śledzona, chociaż w tym przypadku to już nie były tylko bezpodstawne podejrzenia, a zwykły fakt. Mimo to nie widziała nigdzie mężczyzny, do momentu, aż nie weszła z przyjaciółką do jej domu. Ledwie przekroczyła próg przejścia, a dostrzegła Christophera, który tylko na chwilę mignął jej przed oczami, przechodząc z jednego pomieszczenia do drugiego- Wróciłam - krzyknęła spokojnie, jakby ta czynność stała się już chlebem powszednim i w spokoju ruszyła w głąb mieszkania. Jej przyjaciółce zajęło to dłuższą chwilę, bo zamarła w przedpokoju w całkowitym bezruchu i zmieszaniu
- Witaj w domu - usłyszała łowcę, a brunetka zaniemówiła. - Grace zostaje na kolacji? - zapytał spokojnie, a jednak tym sposobem doprowadzając brunetkę do szewskiej pasji. Ruszyła niczym huragan do miejsca, z którego dotarł do niej głos, trafiając w ten sposób do kuchni, gdzie zastała mężczyznę odwróconego do niej plecami
- Jakim cudem się tutaj znalazłeś!?
- Co masz na myśli? - zapytał nawet nie odwróciwszy się przodem do rozmówczyni
- Widziałam jak się chowasz niedaleko przystanku autobusowego, gdy mu już odjeżdżałyśmy
- Mam auto - odparł bez wzruszenia
- Grace, zostajesz na kolacji? - zapytała blondynka już zasiadając do stołu
- Tak to Alice zostawisz!? - wybuchnęła z oburzeniem, na co blondynka westchnęła zrezygnowana
- Christopherze, nie podoba mi się to, że mnie śledzisz - powiedziała machinalnie, jakby została wyuczona tej regułki
- Moim zadaniem jest mieć cię na oku. Mam cię pilnować i chronić. Po to tu jestem
- Przecież nie ma jeszcze pełni - wtrąciła się Grace
- To co? - skwitował krótko i beznamiętnie, a brunetka dając za wygraną padła na krzesło zszokowana całą tą sytuacją. W końcu spojrzała badawczo na mężczyznę, który kontynuował gotowanie. Po chwili zwęziła oczy, nie wierząc w to co widzi. Nie potrafiła przyjąć do siebie widoku Christophera w błękitnym fartuchu w kaczkę i rękawicach kuchennych w stokrotki. Momentalnie uległa wrażeniu, że to co się dzieje w domu Alice zaczyna przypominać kiepską komedię, w jaką została wciągnięta.
- Głodne? - zapytał podając jedzenie, na widok którego blondynka rozpromieniała i z zachwytem zabrała się za jedzenie. "Kupił ją jedzeniem, no pewnie", pomyślała sobie brunetka wciąż nieufna wobec łowcy, którego każdy krok bacznie obserwowała, zachowując stałą ostrożność i podejrzliwość.
- Co to? - rzuciła z niechęcią, patrząc na przygotowane danie. Pachniało i wyglądało wspaniale, ale nie chciała tego przyznać, a po Alice spostrzegła, że na pewno równie świetnie smakuje. Mimo wszystko nie ruszyła jedzenia, czekając w spokoju na odpowiedź.
- Dieta Alice nie jest odpowiednio zbilansowana - oznajmił nakrywając do stołu, a blondynka głośno prychnęła. - Jesz za mało mięsa - szturchnął nastolatkę karcąco
- Wiem, wiem. Już mi to mówiłeś
- Powinnaś dostarczać organizmowi niezbędnych protein
- Robię to - dyskutowała, a Grace popadała w coraz to większą zadumę
- Jedz bo ci wystygnie - usłyszała nagle od mężczyzny i wręcz się wzdrygnęła
- Coś nie tak? - zapytała ją blondynka nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że aktualnie jej przyjaciółce cisnęło się na usta milion słów, jednak wszystkie przełknęła dając za wygraną. Spojrzała niepewnie na jedzenie, wnet jej brzuch dał o sobie głośno znać. Burczenie zdawało się być tak donośne, jakby należało do tabunu wygłodniałych bestii. - Lepiej jedz - zaśmiała się głośna Alice, a zażenowana nastolatka ciężko westchnęła. Położyła łokieć na stole i wsparła podbródek na pięści pozostając upartą jak osioł. Patrzyła na posiłek czując głód, a jednak nie biorąc ani kęsa. Nie chciała na to sobie pozwolić do momentu, aż jej silna wola została poddana próbie.
- Jedz, bo nie dostaniesz deseru - powiedział nagle Christopher, przynosząc świeżo zaparzoną herbatę. Brzuch brunetki zaczął dawać recital.
- Deser? - zapytała z rozmarzonym spojrzeniem. Spojrzała ponownie na jedzenie przed sobą. "Dobra, niech wam będzie", pomyślała przystając na szopkę, w jaką została wciągnięta. Jak się okazało silna wola przegrała z głodem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz