- Czemu tak długo to trwa? - zapytała z naburmuszoną miną, podczas gdy rozmówczyni jedynie wzruszyła ramionami. - Nie możemy pójść bez tego idioty? Przecież spotkanie jest już umówione we śnie twojej koleżanki. Czemu od razu tam się nie spotkamy? - skrzyżowała z niezadowoleniem ręce na piersiach
- Pan William i pani Josephine prosili nas, żebyśmy cierpliwie czekali - odparła beznamiętnie chociaż w głowie zaczęła snuć pytanie, dlaczego wyznaczono Christophera, by wraz z Blaine'em po nie przyszli. Nie miała pojęcia czy, i co, się za tym kryje, jednak nie chciała zadręczać się kolejnymi myślami prowadzącymi donikąd, kolejnymi pytaniami bez odpowiedzi. Zdawało się, że Avril to zrozumiała, bo przestała już drążyć temat, jednakże nie chcąc pozostawiać we śnie nastolatki ciszy zmieniła go
- W sumie mogłabyś mi już teraz powiedzieć, jak przebiegło całe to wasze spotkanie z Fioletowym - zachęciła z szelmowskim uśmiechem, lecz ta tylko westchnęła w odpowiedzi, po czym usiadła przytulając mocno swoje nogi zgięte w kolanach. - No dalej, nic mi nie zdradzisz? - podpuszczała ją dalej, usiadłszy na kolanach tuż naprzeciw niej
- Avril, dowiesz się wszystkiego już za chwilę na spotkaniu - sfabrykowała życzliwy uśmiech, będący na tyle jego słabą namiastką, iż dziewczynie bez problemu udało się dostrzec jego nieautentyczność
- W porządku - rzuciła spokojnie, choć z markotnym wyrazem twarzy. Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w blondynkę w milczeniu, podczas gdy ta miała opuszczony, nieobecny wzrok. Zatracona w swych rozmyślaniach układała w głowie plan wypowiedzi. Myślała nad każdym słowem, jakie przyjdzie jej powiedzieć w czasie spotkania, chociaż wiedziała, że większość tej odpowiedzialności spadnie na jej rówieśnika. Ten fakt ją poniekąd cieszył, bo nie była pewna, czy stwierdzenie "łowcy w koszmarze pełni muszą umrzeć" przejdzie jej z łatwością przez usta, jednak z drugiej strony, gdy tylko próbowała postawić się na miejscu Blaine'a przekazującego tę informację od razu przepełniał ją żal i współczucie. Oparła czoło o swoje kolana jeszcze mocniej przyciskając do siebie swoje nogi, przytulając je i po chwili chowając za nimi wynędzniałą twarz ściągniętą smutkiem.
- Alice? - zwróciła się do niej dziewczyna ze zmartwieniem, przez cały ten czas przyglądając się jej troskliwie. Na dźwięk jej głosu rozmówczyni jakby niechętnie uniosła wzrok, by spotkać się spojrzeniem z jej różowymi oczami. Ciepły i opiekuńczy wzrok przeniknął przez nią zapewniając ją przynajmniej w kwestii tego, że za wszelką cenę nie może dopuścić, by Avril i pozostali ruszyli na polowanie upiora pełni. Musiała ich przestrzec, ochronić przed możliwym scenariuszem, który choć był makabryczny, był jednocześnie najlepszym dla nich rozwiązaniem, bo chociaż tak jak powiedział Joker, nie obędzie się bez ofiar, to zwiastuje szczęśliwe zakończenie. Stawka się zmieniła na tyle, by walczyć chociażby o to, o zakończenie historii inne niż nadejście apokalipsy, a przecież "rodzimy się po to, by tworzyć historie", jak powiedział Christopher, a raczej jak powiedział Dae Shim. "Stwórzmy ją jak należy": pomyślała mając w głowie słowa mędrca.
- Dziękuję - odezwała się niespodziewanie, na co rozmówczyni uniosła brew w niemym pytaniu
- Za co? - zapytała niepewnie, czując zmieszanie, a nastolatka uśmiechnęła się niewinnie
- Za wszystko - odrzekła spokojnie bez chwili wahania, wciąż mając kąciki ust uniesione w życzliwy uśmiech, który zaraził rozmówczynię odmalowując na jej twarzy taki sam, a nawet szerszy
- Nie masz mi za co dziękować, mała - rzuciła momentalnie dość wesoło
- Mam za co, jest tego naprawdę dużo
- Nie - zaśmiała się, jednak pomimo pozornej radości, która zaczynała niknąć, przebiła się przez nią po chwili powaga, wypisująca się coraz wyraźniej na twarzy łowczyni. - Nie masz - mruknęła ciszej po przerwie i opuściła wzrok markotniejąc, ale jednocześnie przykuwając całkowicie uwagę nastolatki, która zaskoczona utkwiła w niej wzrok
- Hej, o czym ty mówisz? - zapytała z przejęciem. - Zawdzięczam ci przecież życie
- Mówisz o tamtym upiorze? - odparła pytająco, wracając wspomnieniami do momentu, w którym po raz pierwszy się spotkały. Do snu, w którym grasował potężny kameleon jakiego wspólnymi siłami udało im się pokonać. - Mała, gdyby nie to, że ruszyłaś głową i wymyśliłaś jak załatwić tamtego potwora, to ta walka mogłaby się skończyć zupełnie inaczej. To nie tak, że cię uratowałam - przyznała z powagą, a wręcz wydała się rozdrażniona najpewniej prawdą, która kłuła ją wewnętrznie już od pewnego czasu. - Być może to raczej ty nas uratowałaś - dodała ciszej, odbiegając płochliwie wzrokiem od rozmówczyni, która jednak szturchnęła ją na powrót przyciągając na siebie jej spojrzenie
- Avril, jesteś naprawdę silną łowczynią, nie to co ja. W czasie tamtej walki naprawdę niewiele potrafiłam, mogłam pomóc jedynie w ten sposób, ale nie udałoby mi się go pokonać bez ciebie - zapewniła, chociaż ta nie wydawała się przekonana. - Skoro tak stawiasz sytuację, to powiedzmy, że ja uratowałam ciebie, a ty mnie - rzekła z szerokim uśmiechem, wciąż jednak nie potrafiąc przywołać podobnego na twarz blondynki, która chociaż niemal zawsze odznaczała się największym uśmiechem, tak w tej chwili nie potrafiła ani trochę unieść kącików swych ust. W pewnym momencie nie potrafiła nawet unieść wzroku na rozmówczynię po tym, jak już go opuściła. - Później też to tak wyglądało, gdy byłyśmy razem. Ratowałyśmy się. Niedawno też mi pomagałaś, przynosząc perły, gdy ja sama nie mogłam iść na łowy przez te wszystkie odniesione obrażenia - kontynuowała wypowiedź, jednak z każdym jej słowem Avril zdawała się czuć coraz większy ciężar w sercu. - Mam za co być ci wdzięczna. Dzięki tobie dowiedzieliśmy się o istnieniu Fioletowego Jokera, pomagałaś mi z upiorami, wspierałaś mnie na wszystkich spotkaniach z Selene, dzieliłaś się ze mną perłami...
- Alice... - przerwała jej cicho i dość niepewnie. - Naprawdę tak to widzisz? - zapytała nieśmiało, unosząc wzrok do łowczyni, która uległa poważnej atmosferze, jaką ta roztaczała
- Oczywiście - odparła spokojnie, ale i stanowczo, przyglądając się zmarkotniałej dziewczynie. - A ty jak to widzisz? - zapytała, ale wtem zapadła cisza, podczas której blondynki wymieniały się spojrzeniami. Prowadziły rozmowę pozbawioną słów, analizując to, co skrywał wzrok, jakby nieświadomie wierząc w przysłowie mówiące o tym, że oczy są zwierciadłem duszy. Dusza Avril była obolała, zagubiona i zmartwiona. Drżała w przerażeniu i stopniowo traciła siły, przez jedną myśl, która ją nawiedzała. Ponownie czuła bezsilność, której nienawidziła i ponownie czuła strach przed stratą.
- Widziałam w tobie siostrę - powiedziała dopiero po pewnym czasie
- Alyson, prawda? - zapytała, a ta przytaknęła skinieniem głowy, wlepiając bezmyślnie wzrok w przestrzeń w ucieczce od niebieskich oczu blondynki. - Naprawdę ci ją przypominam? - zwróciła się do niej przełamując ciszę, jaka je ponownie otuliła, jednak nie nadeszła żadna odpowiedź. Płachta milczenia zarzucona na łowczynie utrzymywała je w głuchej i pustej przestrzeni jeszcze przez pewien czas, nim Avril postanowiła się przez nią przebić swym głosem, który drżał.
- Nie jesteś nią - przyznała z całą stanowczością, na jaką było ją stać. Zdobyła się na to, by spojrzeć prosto w oczy rozmówczyni i pozwolić, by ich wzrok się spotkał. - Na początku widziałam w tobie siostrę
- A teraz?
- Już nie - odparła błyskawicznie. - Już od dłuższego czasu nie widzę w tobie Alyson - po tych słowach zamilkła potrzebując chwili na pozbieranie myśli, na co nastolatka jej pozwoliła nie odzywając się słowem. - Alice - zwróciła się do niej w końcu bez cienia uśmiechu. - Czy jesteśmy przyjaciółkami? - zapytała chociaż nie oczekiwała usłyszeć jasnej odpowiedzi, a nawet nie do końca faktycznie chcąc jakąkolwiek otrzymać. Po prostu rzuciła pytaniem zaczynając w głowie gubić własne myśli.
- Tak - odparła krótko. - Co to za pytanie? - dodała po krótkiej pauzie. Avril usadowiła się tak samo, jak Alice i przytuliła swoje zgięte w kolanach nogi, na których oparła podbródek śląc puste spojrzenie w bok, jakby spoczywając tak czuła się bezpieczniej.
- Nigdy nie potrzebowałam przyjaciół. Miałam Alyson - rzuciła w zamyśleniu. - Była moją siostrą, ale była też dla mnie jak najlepsza przyjaciółka. Najlepsza i jedyna... - do jej umysłu napłynęły obrazy wspomnień, które były tak samo piękne, jak i bolesne, bo odkąd Alyson umarła, te dwa stany stały się nierozłączne. Najpiękniejsze wspomnienie o niej potrafiło przynieść największe cierpienie, a to dlatego, że to wszystko minęło i nie ma szansy się powtórzyć, bo już jej nie ma. - Była dla mnie wszystkim, a po jej śmierci, wszystko straciłam - powiedziała zerknąwszy na Alice. Nie chciała raz jeszcze drążyć swojej historii przekonana, że nikt nie chce tego wysłuchiwać, jednak niebieskooka uważnie słuchała każdego słowa, wpatrując się z troską i współczuciem, zachęcając samym spojrzeniem, by dziewczyna wyrzuciła z siebie wszystko, co ciąży jej na sercu, czemu ta uległa. - Moja rodzina dla mnie nie istniała, poza siostrą. Nie potrzebowałyśmy nikogo, żadnych przyjaciół czy krewnych, bo miałyśmy siebie. Poza nią, nie miałam nikogo. W jednej więc chwili straciłam wszystko. Rodzinę, przyjaciółkę, siostrę. I tak błąkałam się z nowym przyjacielem: Zemstą - powiedziała mocno przyciągając do siebie swoje nogi i uspokajając się na tyle, by nie mówić drżącym głosem. - Straciłam wszystko, więc zemsta stała się dla mnie wszystkim. Moim celem i jedynym powodem, by żyć, a potem... Potem się sporo wydarzyło, jak sama dobrze wiesz - spojrzała z powrotem na rozmówczynię. - Spotkałam ciebie: dziewczynę, która przypominała mi tak bardzo siostrę. Później koszmar pełni i to co mi ukazał prawie mnie zniszczył. P r a w i e. Pragnienie zemsty mnie uratowało, chociaż sam ten koszmar był dla mnie jak kubeł zimnej wody. Bo przecież nie jesteś moją siostrą - mówiła z pozoru spokojnie, ale Alice dostrzegła, że drży. - Potem pojawił się on... drapieżca, który zamordował Alyson i... - głos jej się łamał na tyle, że przerwała. Wzięła głęboki wdech i wydech, próbując się uspokoić. Nawet nie tyle gniew, co ogromny żal. Zamrugała szybko, zdając sobie sprawę, iż jej oczy już stały się przeszklone. - Sorki, że znowu zawracam ci głowę moją siostrą, zemstą i tak dalej - rzuciła niby od niechcenia, starając się przybrać maskę obojętności, jednak przybrała ją zbyt nagle, by móc kogokolwiek nabrać. Zwłaszcza, że jej dusza nie potrafiła kłamać, a zaglądała przez pryzmat różowych oczu wciąż wilgotnych od hamowanych łez.
- Nie masz mnie za co przepraszać, przecież zawsze cię chętnie wysłucham - odpowiedziała niemal w pośpiechu, zapewniając co do swych słów. Avril nieznacznie się uśmiechnęła wymieniając się z rozmówczynią spojrzeniem.
- Alyson była moją siostrą, ale była też jak najlepsza przyjaciółka - powtórzyła spokojnie i z lekkim, życzliwym uśmiechem. - Jesteś moją przyjaciółką, ale jesteś też dla mnie jak moja siostra - oznajmiła całkowicie szczerze. - Nie widzę w tobie swojej siostry Alyson, ale jesteś dla mnie jak siostra, Alice - dodała dla sprostowania, na co blondynka uśmiechnęła się ciepło
- Avril...
- Chciałam po prostu, żebyś to wiedziała - przerwała jej natychmiast. - Nie musisz nic mówić, albo uważać to samo, co ja. Po prostu chciałam ci to powiedzieć - rzekła szybko, już zdecydowanie śmielej, jednak po chwili zmarkotniała i przywołała na powrót poważny wyraz. - Chciałam cię też o coś zapytać
- O co?
- Na tym spotkaniu zamierzacie wciąż utrzymywać, że nie chcecie nas w to wszystko mieszać, więc będziecie działać sami? - zapytała domyślając się, jak brzmi odpowiedź, jednak od Alice jej nie otrzymała, bo ta tylko opuściła markotnie wzrok. - Tym razem nie pozwolę na to
- Avril
- Widziałam jak ciężkie rany odnieśliście. Mało brakowało, a przepłacilibyście tę walkę życiem - przypomniała ostrym tonem. - Nie możecie działać sami, to was przerasta
- Przecież jakoś nam się udało - powiedziała przekonując do tych słów zarówno Avril jak i samą siebie.
- Słyszysz siebie, mała? - prychnęła z oburzeniem. - "Jakoś"? Jaka jest szansa, że znowu j a k o ś wam się uda? - zapytała uniesiona, a Alice w głębi duszy musiała przyznać jej rację. To zadanie ją przerasta i mało z Blaine'em nie zginęli. Jednak wiedząc o co toczy się walka nie było wyjścia, jak liczyć właśnie na to, że "jakoś się znowu uda". Musiała sobie to wmawiać i okłamywać samą siebie, że w to wierzy, nawet jeśli było inaczej, bo nic więcej jej nie pozostało. Mogła jedynie pocieszać się myślą, że po następną skażoną perłę ona i jej rówieśnik będą szli silniejsi, dzięki wsparciu boga snów.
- Nie martw się Avril, poradzimy sobie - zapewniła z taką pewnością, na jaką była w stanie się zdobyć, nawet jeśli sama miała co do swych słów wątpliwości.
- Alice, nie stracę wszystkiego drugi raz. Nie pozwolę na to. Nie mam zamiaru pozwolić ci iść z Blaine'em na samobójczą misję zdobycia skażonej perły. We dwójkę sobie nie poradzicie
- To nie jest wcale samobójcza misja - zaoponowała w momencie, gdy w jej śnie nagle zjawił się nastolatek. Nastała całkowita cisza. Nawet Avril hamowała słowa, które napływały do jej ust.
- Christopher czeka na korytarzu. Już czas - powiedział spokojnie, nie zadając żadnych pytań, pomimo iż poczuł już na samym wejściu panującą we śnie Alice nieprzyjemną, cięższą atmosferę. Blondynki spojrzały po sobie, po czym wstały
- Pogadamy na spotkaniu - powiedziała cicho dziewczyna do nastolatki zapewniając, że to nie koniec.
- Chodźcie - rzucił Blaine na odchodne zaraz po tym opuszczając sen.
...
Chłopak przekazał wszystko, co uznał za stosowne pozostałym towarzyszom, pomijając jednak kwestie wewnętrznej emanacji uznając, że nie ma potrzeby opowiadania o tej części spotkania z Jokerem. Najważniejszym i tak była w jego mniemaniu informacja o pełni, na którą nie mogli się wybrać.Wszyscy spoglądali po sobie porozumiewawczo, przetrawiając informacje przekazane im przez Blaine'a zdecydowanie zaskoczeni takim obrotem spraw. Przerzucali wzrok z jednego towarzysza na drugiego i z powrotem na nastolatka, jakby próbując znaleźć w wyrazie jego twarzy odpowiedzi na pytania, które cisnęły się na usta, jednak nie zostawały wypowiedziane. Przekaz bądź co bądź był jasny - nie iść do koszmaru pełni.
- Nie powiem, żebym bym zawiedziony wieścią, że nie przyjdzie mi ryzykować życiem podczas pełni księżyca... - odezwał się William jako pierwszy z zebranych osób, przykuwając na sobie spojrzenia pozostałych. - Jednak jakie są szanse, że inni łowcy się z nim nie uporają? - zapytał jakby wcale nie oczekując nadejścia odpowiedzi. Nawet nie patrzył na rozmówcę, a poprawiał swój krawat, bo w zasadzie jaką odpowiedź mógłby uzyskać? Właśnie taką, jakiej się spodziewał, taką otrzymał
- Tego nie wiemy - odrzekł zerkając po twarzach towarzyszy, którzy opuścili markotnie wzrok, bo wiedzieli co to oznacza - śmierć być może nawet i setki łowców. Niektórzy przyjęli to ze spokojem, nie okazując po sobie większego przejęcia, bo spodziewali się, że taka będzie kolej rzeczy: "Nie obędzie się bez ofiar", lecz dla Alice to było zbyt ciężkie do przyjęcia. Tyle osób, którym teoretycznie powinni życzyć porażki. Tyle poległych, niczym w czasie wielkiej bitwy, co wcale nie było dalekie od prawdy, bo przecież cały czas toczona była bitwa. Bitwa z upiorami, wojna z bogiem, ale łowcy musieliby przegrać wszystkie nadchodzące bitwy, aby doszło do finału owej wojny.
- Więc jaki jest plan, poza tym, że mamy nie iść polować na upiora pełni? - wtrąciła Avril
- Bez zmian - odparł beznamiętnie. - Ja zdobywam skażone perły, a wy się w to nie mieszacie - oznajmił stanowczo
- Mało nie umarliście, oboje, próbując zdobyć skażoną perłę. Naprawdę myślisz, że to dobry plan? - zaoponowała stanowczo, wnet Josephine uniosła ponure spojrzenie na bruneta z uwagą wyczekując jego odpowiedzi
- Nie będziemy was w to mieszać, dość już ryzykowaliście dla tej sprawy
- Ryzykujecie znacznie więcej przez cały czas, a to ryzyko byłoby znacznie mniejsze, gdybyście dali sobie pomóc - wykłócała się dalej, nie mając zamiaru odpuścić.
- Ona ma rację - wtrącił nagle Christopher. - Grupą mielibyśmy większe szanse w walce ze skażonym upiorem
- Nie i koniec - rzucił krótko nie chcąc ciągnąć dyskusji, chociaż rozmówcy nie zamierzali tak łatwo dać za wygraną, zwłaszcza, że stawka była wysoka. Josephine i William natomiast pozostawali cichymi obserwatorami całego spotkania, jakby niknąc wśród coraz to gwałtowniejszej wymiany zdań zebranych łowców.
- Myślisz ty w ogóle!? - oburzyła się dziewczyna czując napływ irytacji
- Już na ten temat rozmawialiśmy - odparł spokojnie, choć w oczach zaczynał się pojawiać gniew. Alice stojąc obok niego nie odzywała się słowem, zgodnie z obietnicą pozwalając rówieśnikowi wszystko załatwić. Mogłaby się wykłócać, ale sama równie mocno nie chciała narażać pozostałych na niebezpieczeństwo, jak i brunet, nawet jeśli nie potrafiła blondynce nie przyznać racji. Większą grupą mogliby zdziałać więcej, ale mogłoby też być więcej ofiar. Odpowiedź więc wydawała się prosta.
- Skażony upiór prawie was oboje zabił! - przypomniała zaciskając mocno dłonie w pięści. - Skoro skażonym upiorem jest upiór pełni, który nie został pokonany przez cała masę łowców, to dlaczego tak uparcie chcesz sam stawić mu czoło?
- Blaine, sam przyznaj, że to nie jest najlepsza z możliwości
- Joker dał nam karty wybrańców właśnie dlatego, żebyśmy mimo wszystsko mieli szanse w starciu ze skażonymi upiorami
- I dał je wam dopiero teraz? - zapytał niespodziewanie William. - Wybacz chłopcze, ale to prawie jak danie scenariusza aktorowi dopiero po zakończeniu pierwszego aktu przedstawienia. Nie za późno?
- Nie było czasu, ani możliwości, żeby dać nam je wcześniej. Poza tym udało nam się i bez tego, cały problem pojawił się głównie przez tego wybrańca Niebieskiego Jokera - odparł stanowczo i dopiero po chwili kątem oka przyuważył, że blondynka sprawia wrażenie zasmuconej. Na jego słowa przygryzła wargę hamując napływ słów cisnących się jej na usta. Przekonana o tym, że to po części z jej winy i braku aktywowanego jak dotąd trybu, Joker nie dał im więcej mocy czuła się okropnie. Słyszała w głowie głos mówiący, iż to przez to, że jest słaba i za wolno się rozwija jako łowca tak się potoczyły sprawy. Słowa te trafiały w nią niczym uderzenia biczem. Przygryzała wargę coraz mocniej, jakby w ten sposób walcząc z samą sobą o kontrolę nad własnym umysłem, który stał się jedynie powodem cierpienia. Wkrótce nawet poczuła w ustach metaliczny posmak. Nawet nie zorientowała się, gdy dyskusja między łowcami zbiegła na inne tory w pewnym stopniu porzucając kwestię nie narażania pozostałych.
- Więc tamten mężczyzna pracował dla Selene czy dla Jokera?
- Dla obojga z nich
- Dla obojga? - zdziwiła się dziewczyna nie przewidując takiego obrotu spraw. - Jesteś pewien? - rzuciła śląc przy tym pełne podejrzliwości spojrzenie, jakby wątpiła w niemal każde słowo bruneta, chociaż tak naprawdę to miała tą świadomość, że ten mówi prawdę. "Po co miałby kłamać", pomyślała, co jednak nie odwiodło jej od zadania pytania
- Przyjąłem jego krwawą perłę
- Więc naprawdę udało ci się go pokonać - rzekł Christopher, choć brzmiało to jak pytanie nasycone niedowierzaniem
- Jak widać - skwitował krótko, niby rozdrażniony tymi słowami, co rozmówca szybko odczuł w jego tonie
- Po prostu... Wiesz, raczej nikt nie zakładałby, że w starciu łowcy z mocą ognia przeciwko łowcy z mocą wody wygra ten pierwszy - powiedział jakby w usprawiedliwieniu swego zdziwienia
- A co najdziwniejsze, ogień się wzmagał w wodzie, która wszystko gasi, bo świat ujmuje się za sprawiedliwymi - zacytowała Biblię Tysiąclecia odezwawszy się pierwszy raz od dłuższego czasu podczas spotkania, wcześniej raczej pozostając w milczeniu.
- Więc Niebieski stracił swojego wybrańca - streściła łowczyni o różowych oczach
- No proszę państwa, mamy tutaj naprawdę interesujący zwrot akcji - nauczyciel klasnął w dłonie dość niespodziewanie, tym samym skupiając na sobie uwagę rozmówców. - Jednakże dlaczego to on był wybrańcem Niebieskiego, a nie właśnie Selene?
- Może Joker po prostu wybrał jego, a nie ją - powiedział Christopher
- Może nie chciała - rzuciła od niechcenia dziewczyna wzruszając przy tym niedbale ramionami
- Nie chciałaby większej mocy? Na pewno nie o to chodziło
- Czy to ma jakieś znaczenie, skoro posada wybrańca Niebieskiego się zwolniła?
- Blaine ma rację - wtrąciła nagle Josephine, na którą wszyscy spojrzeli ze zmieszaniem
- Jeszcze nic nie powiedziałem...
- Ah wybacz. Kontynuuj - uśmiechnęła się życzliwie, chociaż pozostali łowcy tkwili w zmieszaniu przez jeszcze krótką chwilę
- Chciałem powiedzieć, że Selene prowadzi swoją grę dokładnie planując każdy krok, więc i teraz pewnie ma jeszcze nie jednego asa w kieszeni
- Blaine ma rację - powiedziała jeszcze raz staruszka jakby udając, że wcześniejsza sytuacja nie miała miejsca. Towarzysze już nawet nie zwrócili większej uwagi na jej nietypowe zachowanie postanawiając to po prostu zignorować
- Ta kobieta ma teraz szansę zająć miejsce tamtego łowcy jako wybraniec Niebieskiego - zaczął myśleć na głos, gładząc przy tym swój zarost. - Jest potężna i niebezpieczna, a jako wybraniec Niebieskiego będzie tylko jeszcze groźniejszym przeciwnikiem
- Nie wiem - rzuciła ni stąd ni zowąd Josephine, do której trafiły pytające spojrzenia. - Ah, Christopher chciał wiedzieć, co takiego może teraz ta kobieta planować, ale najwyraźniej odpowiedziałam nim padło pytanie - uśmiechnęła się żałośnie poddając się uczuciu skretynienia. Oczy łowców jednak szybko pomknęły do wspomnianego mężczyzny, który tylko westchnął zrezygnowany nie odezwawszy się słowem.
- Nie mam pojęcia, co ona planuje. Wiem tylko, że jej celem jest Fioletowy - oznajmił brunet
- Nie wykluczone, że jej też zależy na skażonych perłach - Alice wtrąciła się do dyskusji uznając to za najlepszą ucieczkę od zadręczania się. - Skoro tamten łowca chciał przechwycić dla niej skażoną perłę, to zapewne też są jej do czegoś potrzebne
- Tylko do czego? My ich potrzebujemy, żeby się przedostać do Ciemnej Strefy, bo tam przebywa Czerwony, a ona? - popadł w głębokie zastanowienie zachodząc w głowę, jak mogłaby brzmieć odpowiedź na to pytanie.
- Może jedynie ma to na celu pokrzyżowanie naszych planów
- Co by to nie było, na pewno nie jest to nic dobrego - rzekł William co do tego akurat będąc przekonanym, jak i zresztą pozostali
- Kiedy poznacie położenie następnej skażonej perły?
- Nie wcześniej niż po pełni księżyca, o ile w ogóle któryś z upiorów pełni przetrwa - oznajmił ze spokojem, po czym spojrzał kolejno na każdego z towarzyszy. - Zdobędę następną skażoną perłę, nie macie się o co martwić - zapewnił nawet jeśli sam nie mógł być co do tego w stu procentach przekonanym. Musiało to jednak wystarczyć.
- Co do skażonych upiorów... - zaczęła Avril, lecz ten jej momentalnie przerwał
- Sam to załatwię
- Daj sobie pomóc - wtrącił Christopher najwyraźniej czując się w obowiązku wsparcia chłopaka w walce z upiorem, jednak ten miał to za nic, bo nie miał zamiaru przyjąć od kogokolwiek pomocy.
- Nawet nie wiecie, na co chcecie się pisać. Skażone upiory są niezwykle potężne...
- Dlatego chcesz iść sam? - przerwała mu błyskawicznie
- Tak - warknął nagle ostro i gwałtownie jakby wyraźnie rozdrażniony tą kłótnią prowadzącą w jego mniemaniu donikąd. - Będziecie tylko zawadzać - rzucił beznamiętnie, niemal oschle, uznając to za jedyną możliwość zakończenia wreszcie ciągnącej się już zdecydowanie zbyt długo dyskusji, bo on już podjął decyzję i nie zamierzał zmienić zdania
- Chcemy ci pomóc
- To pozwólcie mi działać i nie narażajcie się, skoro nie ma takiej potrzeby. W walce ze skażonym upiorem żadne z was nie ma szans. To że będzie nas więcej w niczym mi nie pomoże, bo będę tylko rozkojarzony pilnowaniem, czy nic wam nie jest
- Sami potrafimy o siebie zadbać - parsknął urażony słowami bruneta, który nie zmienił swej postawy
- Może gdy jest mowa o walce ze zwykłym upiorem, ale uwierzcie, to coś zupełnie innego. Koniec dyskusji - zakończył chłodnym, stanowczym tonem. - To wszystko, co chcieliśmy wam przekazać
...
Wkrótce nastolatkowie opuścili sen Sharon. Blaine chciał to uczynić jak najszybciej, mając dość prowadzenia dyskusji na temat, który według niego już został zakończony. Avril jednak pozostając niezwykle uparta ruszyła od razu w krok za nimi, nie pozwalając, by ostatnie słowo należało do bruneta. Tym samym we śnie czarnowłosej nastolatki pozostali już tylko Josephine, William i Christopher, którzy to spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Po wyrazie twarzy staruszki zdawało się, że sprawa jest już przesądzona.- Linia czasu potwierdziła się - oznajmiła z całkowitą powagą. - Najście nieznajomego, światła zderzenie...
- To wszystko się wydarzy... - mruknął nauczyciel, na co ta skinęła głową
- Są w niebezpieczeństwie. Śmiertelnym niebezpieczeństwie - oznajmiła na co rozmówca spojrzał porozumiewawczo na Christophera
- Wybacz, że cię w to wciągnęliśmy, ale...
- Williamie, wszystko wiem - przerwał mu spokojnie. - Los szykuje dla nich to, co niegdyś dla mego pana
- Czas pełni księżyca jest prawdziwym koszmarem dla łowców - powiedziała kobieta wyciągając różaniec, który zawsze miała przy sobie. Opuszkami palców gładziła niewielki krzyż śląc na niego puste, zamyślone spojrzenie. - Koszmarem tak straszliwym, że przenika przez Wymiar Snów nawet i do świata realnego. Koszmarem, od którego nie ma ucieczki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz