- I? - wyrwał ją męski głos. Uciekała wzrokiem od jego właściciela. Usilnie jej spojrzenie przebiegało to na lewo, to na prawo, a najczęściej tkwiło w dole. Nie odezwała się słowem, aż do momentu, gdy padło kolejne pytanie. - Powiedziała ci co wie?
- Powiedziała, że celem Matta jest zabicie kogoś. Podobno to zadanie powierzył mu właśnie Joker, bo ta osoba jest dla niego dużym problemem i może zniszczyć jego plan
- Plan? - wtrącił momentalnie
- Nie miała pojęcia o co chodzi - odparła. - Nie wiedziała zbyt wiele prawdę mówiąc
- Albo niewiele nam po prostu zdradziła - rzekł oschle
- Tobie może i nic by nie powiedziała, ale ze mną nie ma takiego problemu - warknęła momentalnie, a chłopak spojrzał na nią posępnie i dość protekcjonalnie
- Skąd ta pewność? - parsknął podchodząc bliżej rozmówczyni. Chłód jego słów wręcz zmusił ją do uniesienia wzroku i wbiciu go w niego. - Kiedy ty wreszcie zrozumiesz, że świat nie jest wcale przyjazny, a ludzie są naprawdę różni? Jesteś na tyle przekonana, że możesz jej ufać? - strzelał pytaniami jak z pistoletu, a każde z nich uderzało w dziewczynę dość mocno. Niczym prawdziwe pociski, zadawały jej ból chociaż niewielki. Serce ze zdenerwowania przyśpieszyło z uderzeniami, ale z jej ust nie padło żadne słowo. Z uniesioną głową wysłuchiwała kolejnych zarzutów. - Nie możesz być taka łatwowierna i naiwna - westchnął w końcu i skrzyżował ręce.
- Nie jestem - odparła ponuro odwracając się na pięcie. Zdawała sobie sprawę, że jej oczy były już przeszklone i zdradzały zbyt wiele. Nie chciała ich pokazać, zrobiła kilka kroków dalej i zatrzymała się spoglądając w przestrzeń rozciągającą się dookoła.
- Ah tak?
- Nawet jeśli, to mój problem - odparła szorstko
- Nie tylko twój - rzucił powoli idąc w stronę rozmówczyni
- Czyżby? - burknęła w odzewie. Niespodziewanie rozmówca złapał jej ramię i obrócił momentalnie dziewczynę przodem do siebie. Już miał coś powiedzieć, gdy słowa zaniknęły na widok niebieskich oczu skrywających łzy. Nawet wymieniając się z nastolatkiem spojrzeniem, dalej hamowała napływ słonych kropel na tyle, na ile tylko była w stanie. Jakby wystraszona odwróciła się z powrotem plecami do łowcy. Zapanowała całkowita cisza, oboje stali w bezruchu. Przytłaczające milczenie kuło ich, jak małe igły niezbyt głęboko wbijające się w skórę.
- To przez pełnię? - rozbrzmiało pytanie wydające się ogarniać całe otoczenie
- Możliwe - odparła, wnet brunet minął ją i stanął naprzeciw niej
- Nie możesz rozpamiętywać tamtego koszmaru
- Myślisz, że to takie proste? - warknęła rozdrażniona
- Nikt nie mówi, że to proste, jednak jest to konieczne - powiedział już ze spokojem i pobłażliwym spojrzeniem. - Upiory nie przewidują przyszłości, więc cokolwiek ci o niej powiedział, nie musi być prawdą. Cała reszta rzeczy, które mówił, też zapewne była naciągana
- Nie widziałam w tym, co mówi, kłamstwa - odrzekła jakby od niechcenia
- Alice, to ty wybierasz osoby, którym ufasz - mówił z pełną powagą powoli się zbliżając. - Chcesz ufać upiorowi? - dodał zatrzymując krok tuż przed rówieśniczką, która nie mogła już hamować łez
- Powiedz mi - odezwała się przecierając oczy. - Dlaczego tyle osób pcha się do snu z upiorem pełni? Po co to wszystko? Skoro mówisz mi, że świat i ludzie wcale nie są tacy dobrzy, to jak mam uwierzyć, że pisali się na taką walkę tylko z myślą o ochronie innych? - opuściła bezwładnie ręce i z wyczekiwaniem czekała na odpowiedź. W odzewie usłyszała najpierw głębokie westchnięcie bruneta, który w zamyśleniu lekko czochrał swoje włosy.
- Powodów może być tyle, ile jest ludzi. Nie każdy zaciekle poluje na perły, ale przez to może ledwo wiązać koniec z końcem. Jeśli jego wskaźnik chyli się niemalże zawsze blisko granicy, to myślisz, że może sobie odpuścić trzy dni pełni czekając, aż ktoś zabije tego upiora? - zapytał, ale nie czekał wcale na odpowiedź. - Są naprawdę różne przypadki, ale i takie się zdarzają. Z wielu powodów osoby nie są w stanie utrzymać wysoko wskaźnika, a w chwili pełni nie mają innego wyjścia, jak pójść się z nim zmierzyć.
- Nie, ja w to nie wierzę - wymamrotała łapiąc się za głowę. Zaczęła chodzić powoli tak, jakby nie mogła zatrzymać się choćby na chwilę w miejscu. W końcu skrzyżowała ręce na piersi wciąż przechadzając się w tę i z powrotem
- Tak to już wygląda
- "Tak to już wygląda"!? - powtórzyła rozzłoszczona. - Chcesz mi powiedzieć, że tyle osób straciło życie tylko dlatego, bo wskaźnik był niski i nie mieli innego wyboru!?
- Posłuchaj... - zaczął mówić, ale rówieśniczka nie pozwoliła mu na to
- To wszystko jest jakimś cholernie kiepskim żartem - mówiła do siebie w złości
- Alice - zatrzymał ją w końcu, łapiąc ją za ramiona i lekko nimi potrząsnął. - Chcesz coś z tym zrobić? Jedynym sposobem jest zabicie Jokera, wtedy to wszystko się skończy - powiedział puszczając nastolatkę. - Powinnaś to wiedzieć i zrozumieć, dlaczego to takie ważne. Jeśli tamta dziewczyna wie cokolwiek, co mogłoby nam się przydać, musi nam to zdradzić - rzekł płosząc wzrok rozmówczyni. Uciekła nim w dół jak dziecko, które właśnie jest karcone. Zachodząc w głowę myślała, czy naprawdę wszystkiego się dowiedziała od blondynki. Było jednak za późno, bo nie wiedziała jak ją odnaleźć.
- Jaki jest powód, dla którego my walczyliśmy z upiorem pełni? - zapytała w końcu dość nieśmiało. Odpowiedź nie nadeszła od razu. Dzieliła ją chwila ciszy i zastanowienia. W końcu jednak gdy padła, nie była dość satysfakcjonująca
- By być silniejszymi - usłyszała od chłopaka. Przetarła raz jeszcze oczy i otarła wciąż wilgotne od łez poliki. Chociaż płacz ustał, pozostawił po sobie ponurą atmosferę. Zupełnie jak deszcz zostawiający po sobie ślad w postaci wilgoci, kałuż i miliarda kropel.
- To wszystko? - zapytała nie dowierzając. Blaine usiadł w międzyczasie przywołując swoją kartę Jokera. Wbił w nią wzrok przez moment odlatując całkowicie myślami.
- Tak. Moim celem jest zabicie Jokera, a żeby to zrobić potrzebuję ogromnej mocy. Jednak nie ja jeden poluję na upiory pełni z tego powodu - odpowiedział. Blondynka wciąż stała lekko zmieszana, ale po chwili usiadła tak jak jej rozmówca. - Perły od upiorów pełni są inne, chociaż mogą z pozoru się takimi nie wydawać. Energia, która je wypełnia, jest na innym poziomie. Nie tylko uzupełnia wskaźnik, ale także zwiększa zakres tej, która jest gromadzona w karcie - mówił, a ta z uwagą wsłuchiwała się w każde słowo przywołując także swoją kartę.
- To znaczy, że możemy zebrać więcej energii, tak?
- Tak, a to z kolei sprawia, że jesteśmy efektywniejsi w walce - odparł momentalnie. - Musimy uzupełniać wskaźnik energią z pereł, żeby przeżyć, ale jej ilość spada, ilekroć zapadniemy w sen. Jednak wtedy, gdy walczymy, przyśpieszamy ten proces. Każde wykorzystanie naszej mocy pobiera ją. Karta jest źródłem, z którego czerpiemy tę siłę. Niektóre ciosy będą wymagać więcej energii, a inne mniej - przerwał nagle i spojrzał na dziewczynę. - Pamiętasz atak, którym pokonałem nasze odbicia? - zapytał, a ta przytaknęła. - Osłabiłem go trochę, żeby twoja bariera go wytrzymała, ale mimo wszystko nie jest to mój najsilniejszy atak - wyjawił i od razu dostrzegł szok w oczach blondynki. Nim jednak zdążyła wypowiedzieć słowo, ponownie zabrał głos. - Ale nie byłbym nawet w stanie go użyć
- Dlaczego? - wtrąciła błyskawicznie, a jej oczy wręcz żarzyły się ciekawością. Jego natomiast na powrót wróciły do Jokera
- Mój najsilniejszy cios wymagałby tyle energii, ile nie jest w stanie pomieścić moja karta - odpowiedział dość niechętnie, a przedmiot momentalnie zniknął. - Tylko we własnym śnie ma się nieograniczone możliwości - dodał. - Im więcej upiorów pełni ktoś pokona, tym zyska większą moc, a także będzie gromadził więcej energii i będzie mógł ją przeznaczyć na ataki.
- Więc jeśli któryś z moich ataków wymagał praktycznie całej energii... - zaczęła mówić pytająco
- To teraz, po zdobyciu takiej perły, po użyciu takiego ataku pozostanie ci jej jeszcze trochę - dokończył i zamilkł. Nie nadeszły następne pytania jeszcze przez jakiś czas. Moment ciszy nie był teraz niezwykle uciążliwy. Dziewczyna jeszcze przez chwilę obserwowała postać Jokera, przedstawioną na karcie. Czerwono-niebieskie elementy ubrania, a także te o różnych odcieniach fioletu, biała maska i makabryczny uśmiech, wskaźnik otaczający całą postać.
- Zawsze się tak długo śpi w realnym świecie? Spaliśmy cały wtorek i pół środy...
- Czas w tym wymiarze jest nieco inny. Jest do nas przekazywane coś w rodzaju bodźców z zewnątrz, dających znak, by się przebudzić, ale czy faktycznie tyle czasu zajęła nam obecność w tym miejscu, ile w realnym ciężko stwierdzić
- Nadal trwa pełnia, prawda? - zapytała przypominając sobie wiadomość od nastolatka. Przytaknął głową i podniósł się na proste nogi.
- Mija. Teraz mogłoby być ciężko znaleźć upiora o odpowiedniej mocy, ale powoli wymiar już wraca do poprzedniego stanu. Po raptem dwóch dniach dookoła znowu będzie można znaleźć sporo ciemnych klamek - oznajmił i zaczął powoli iść w stronę wyjścia
- Blaine - zawołała za rówieśnikiem i szybko się podniosła z podłoża. Ten spojrzał na nią zza ramienia w wyczekiwaniu. - Mam prośbę - oznajmiła nieśmiało. Brunet odwrócił się przodem do niej, ale nie wypowiedział żadnego słowa. Dalej czekał na życzenie. - Chciałabym sprawdzić, czy z przyjaciółkami wszystko dobrze - wykrztusiła w końcu. Z determinacją w dość błagalnym spojrzeniu, jej prośba zdawała się być nie do odrzucenia. Chłopak westchnął cicho i wznowił krok idąc do wyjścia. Łowczyni jeszcze przez moment stała w miejscu.
- No to chodź - krzyknął do niej oddalony już o pewną odległość. Pośpiesznie postarała się wyrównać krok z brunetem i razem opuścili jej sen. Teraz, gdy znalazła się na liście Matta, którą można by zatytułować: "Do zabicia", nie mogła tak swobodnie się przemieszczać po Wymiarze Snów. Przynajmniej nie sama. Już nie raz się przekonała, że złotooki łowca potrafi zjawiać się niespodziewanie i ich znajdować. Mimo to Blaine był przekonany, że jeśli odmówiłby towarzyszce, to w końcu ruszyłaby sama na krótki obchód. Żadne z nich wolało nie ryzykować. Przynajmniej w obecności bruneta nie groziło jej nic ze strony "psa Jokera".
Przenosząc się kartą sprzed wejścia do snu jednej przyjaciółki, do kolejnej, uwinęli się z tym dość szybko, a dziewczyna mogła odetchnąć z ulgą.
- To wszystko? - zapytał czując się przez chwilę jak bodyguard. W odpowiedzi dziewczyna przytaknęła i wciąż trzymając rękaw rówieśnika przeniosła ich po raz kolejny w inne miejsce. Znaleźli się na powrót przed jej snem. Spokojnie podeszła do drzwi i chwyciła złotą klamkę.
- Jutro wznawiamy polowanie - oznajmił przywołując przedmiot
- A właśnie - odezwała się niespodziewanie, odwracając się szybko do rozmówcy. - Podobno zmienili plany lekcji wszystkich klas - przekazała pośpiesznie. Blaine spojrzał na nią w pierwszej chwili z niedowierzaniem, a po chwili westchnął znudzony
- Super - parsknął pod nosem. Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie i otworzyła przejście, przez które po chwili przeszła.
Nastał ranek, zawitał kolejny dzień. Alice poszła do szkoły mając nadzieję, że uda jej się chociażby po części odgrodzić od wszelkich myśli związanych z Wymiarem Snów. Łowczynię zostawiła w swoim pokoju, a jako uczennica wyszła z domu. Przynajmniej tak to planowała, ale okazało się to nie być prostym zadaniem. Zwłaszcza na zajęciach teatralnych, gdzie według niektórych wydawała się nie być sobą.
- Alice, chodź do mnie - rzekł mężczyzna siedzący na widowni. Dziewczyna zeszła ze sceny, zostawiając na niej kilkoro rówieśników i posłusznie podeszła do wychowawcy. - Powiedz mi, czy wszystko w porządku - powiedział momentalnie
- Tak - odparła bez chwili namysłu
- Ależ moja droga, na scenie naprawdę świetnie grasz, ale w prawdziwej rozmowie... - pokiwał palcem na boki. - Tutaj granie ci nie wyjdzie. Jesteś dziś jakby nieobecna
- To nic takiego, naprawdę - odparła
- To po wycieczce? - wtrąciła niespodziewanie mulatka, która ni stąd ni zowąd wyłoniła się zza oparcia krzesła w dalszym rzędzie. Nauczyciel wręcz podniósł się z miejsca i spojrzał na nią teatralnie, udając ogromne przerażenie
- Tosha, a ty gdzie? Już mi na scenę! - oznajmił, a ta burknęła z niezadowoleniem. - Alice, to ta wycieczka z panią Berkowitz? - zapytał szybko, a ta przytaknęła. - To chyba już cię rozumiem. Tyle czasu z nią mogło być... jakby to powiedzieć?
- Torturą? - wtrąciła dziewczyna mijając ich. - Pan uwierzy, że ktoś zapytał, czy daleko jeszcze? - rzuciła z lekką ekscytacją. Nagle mężczyzna zrobił wielkie oczy
- Nie... naprawdę?
- Tak - potwierdziła blondynka
- Żyje jeszcze? - zapytał z powagą, a nastolatka zaśmiała się i energicznie ruszyła do pozostałych uczniów. Alice chciała zrobić to samo, lecz ponownie zatrzymał ją pan William. - Posłuchaj, nie wiem co to spowodowało, ale musisz być bardziej skupiona w czasie odgrywania sceny. Za kulisami możesz się wyłączyć jeśli chcesz, ale nie poza nimi
- Wiem, przepraszam - odparła z miną zbitego psa, ale po prawdzie mówiła to z lekkim niechceniem
- Mówię ci to, bo czeka nas konkurs kulturowy, artystyczny i na pewno wkrótce będzie jakieś przedstawienie dla uczniów szkoły. Obsadzając rolę muszę brać pod uwagę wszystko, więc lepiej, żebyś w tych dniach nie odlatywała myślami, zgoda?
- Tak
- Jeśli masz jakiś problem to może będę mógł ci pomóc - zaoferował radośnie. - Ale jeśli ten problem będzie dotyczył pani Berkowitz to chyba tylko Bóg będzie w stanie cię uratować - dodał po chwili namysłu. - I pamiętaj, ja tutaj nic ci nie mówiłem takiego - dodał rozglądając się ukradkiem i wywołując niewielki uśmiech na twarzy dziewczyny.
- Jasne, jasne - odparła i wróciła do rówieśników. Zaraz po niej jednak zawołany został jeden z nastolatków, który to nie mógł się oprzeć zabawie jedną z dekoracji, która momentalnie popadła w ruinę.
- Kolega "demolka" do mnie - oznajmił groźnie. - A ty Michael graj z uczuciem tę scenę! Rozpaczaj, umarła bliska ci osoba! Ewentualnie zaczekaj chwilę, aż zjawi się grupa zajmująca się dekoracjami. Jak zobaczą co pan "Demolka" zrobił to zaprezentują ci prawdziwą rozpacz
- Ale ja to niechcący... - zaczął mówić wypuszczając z dłoni odłamek rekwizytu
- Chodź, chodź - odparł na to, machając ręką. Chłopak niechętnie wykonał polecenie, a Alice korzystając z chwili zamieszania usiadła za kulisami starając się odetchnąć i oczyścić umysł.
- Więc nigdzie się nie spotkaliście jeszcze? - rzuciła zszokowana dziewczyna
- Może go gdzieś zaproszę... jak już się przełamię - odparła nieśmiało. - Może w ramach przeprosin za rzeźbę, przynajmniej będę mieć jakiś pretekst
- Zaraz... Ty chcesz go zaprosić? - zapytała mrużąc lekko oczy i z podejrzliwością wbijając je w rozmówczynię. Szafirowy błysk nie pozwolił uciec wzrokowi Grace. - To chłopak powinien zaprosić dziewczynę, a nie na odwrót - warknęła momentalnie
- Zoey, to twoje podejście mnie dobija - usłyszała w odzewie, a Sharon i Alice jedynie się przysłuchując, dalej jadły swój lunch
- Jakie podejście, taka jest prawda i już! Nie mów mi, że on nie ma na tyle odwagi, żeby cię gdzieś zabrać
- Słuchaj, wolę sama działać niż czekać, aż może on to zrobi. Jeśli nie zwraca na mnie takiej uwagi, co ja na niego, to nigdy bym się nie doczekała - parsknęła
- Zoey, teraz już nawet częściej dziewczyny zagadują pierwsze - wtrąciła Sharon i to był jej błąd. Nastolatka posłała jej groźne spojrzenie, ale po chwili na twarzy ujrzeć można było ogarniający ją ból. Złapała się za głowę i opuściła ją na stół.
- Te durne tabletki ani trochę nie działają - warknęła z oburzeniem, a następnie podniosła się i spojrzała na ciemnowłosą rówieśniczkę. - Zagadują, fakt. Niektórych chłopaków trzeba popchnąć do działania, ale żeby zapraszać? - odparła, a dziewczyny jedynie westchnęły. - Alice, wspomóż mnie! Czytasz tyle tych romansideł, jak tam przeważnie jest?
- Ostatni jaki czytałam miał miejsce w czasie wojny, więc nie myśleli o randkowaniu - odparła niepewnie z żałosnym uśmiechem. Rozmówczyni westchnęła mówiąc cicho pod nosem: "Ręce opadają". Słowa dodatkowo zagłuszył dźwięk dzwonka, który rozbrzmiał w całym budynku.
- Alice - zawołała niespodziewanie nastolatka karmelowymi oczyma z popłochem kierując się na dziewczynę, która wręcz zastygła nieco wystraszona. - Co do tego księżyca... - zaczęła mówić nieco chaotycznie. Grace stała wciąż przy nich czekając na blondynkę. Posłała w pierwszym momencie pytające spojrzenie do mówiącej rówieśniczki, ale w chwili gdy ona popadła w małe zamyślenie, a niebieskooka rówieśniczka nie odezwała się słowem, przeniosła wzrok na nią
- O czym ona mówi? - zapytała podejrzliwie
- To nic takiego. Pytałam ją jakiś czas temu o księżyc
- Tak, księżyc w tarocie z tego co pamiętam - wtrąciła. - Nie wiem czy to też będzie cię interesować, ale za dwa tygodnie będzie Młody Księżyc - oznajmiła radośnie jednak szybko dostrzegła zmieszanie u rozmówczyni. - No wiesz, nów. Czas oczyszczenia - rzekła pokrótce i momentalnie usłyszała popędzającą ją przyjaciółkę. W popłochu się pożegnała i odeszła.
- Od kiedy interesujesz się takimi rzeczami? - zapytała zdezorientowana brunetka
- Tak jakoś wyszło... - odparła niepewnie. - Biegnę na lekcję, do zobaczenia - odparła po chwili i migiem pognała na zajęcia.
Dzieliły ją tylko dwie godziny do ucięcia sobie drzemki, jak to zaczęła robić na lekcjach historii. Cały materiał musiała przez to nadrabiać w domu, jednak nie widziała w tym tak wielkiego problemu, jaki miałaby większość osób chociażby przez samo lenistwo.
W końcu pani Clark wpuściła uczniów na swoje zajęcia. Wszyscy dość powolnie zajęli w końcu swoje miejsce, a nauczycielka zaczęła prowadzić lekcję. Jej cienki głos ledwo przebijał się przez hałas w klasie. Wciąż jeszcze słychać było szuranie krzesłami i rozmawiających ze sobą nastolatków.
- Dzisiaj już ci lepiej? - zapytała momentalnie Tosha mijając koleżankę. Chociaż zajęcia już się zaczęły, to zatrzymała się, jak gdyby nigdy nic, przy ławce rozmówczyni i oparła się o nią.
- Tak, wszystko w porządku. Wtedy po prostu byłam trochę zamyślona i tyle - odparła nieśmiało. Dziewczyna odeszła z uśmiechem i zajęła swoje miejsce. Mimo to jeszcze kilka osób, tak samo jak ona, mieli za nic fakt, że już jest po dzwonku. Alice ułożyła głowę w ramionach, na ławce. Czekała, aż nadejdzie sen, bo będąc łowcą nawet ogromna wrzawa nie przeszkadzał. Niespodziewanie nastała całkowita cisza. Kilka dźwięków krzeseł sunących się po podłodze i ponowny brak dźwięków. Jedynie kroki, które było bardzo dobrze słychać. Nastolatka z ciekawości wyłoniła wzrok i wnet usiadła wyprostowana. Tuż obok jej nauczycielki stała pani Berkowitz z ponurą miną i swoją teczką.
- Co to za hałas? - rozległ się jej basowy głos, nikt nie odezwał się ani słowem. Jeden z uczniów powstrzymywał się z całych sił nawet od kaszlnięcia. - Przyszłam w związku z wydarzeniem, które będzie miało miejsce. Z jego powodu została zorganizowana wycieczka do Filadelfii... - mówiła z pozoru spokojnie, ale momentalnie jej spojrzenie zrobiło się niezwykle srogie. - I była ona obowiązkowa! - warknęła, a osoby nieobecne na niej przełknęły głośno ślinę czując jak pocą im się dłonie. - Wracając, projekt jest zatytułowany "Ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych", a nasza szkoła drogą losową otrzymała Benjamina Franklina. Mówię to po raz kolejny, bo wiem, że te wasze kapuściane łby potrafią momentalnie zgubić całą zdobytą wiedzę. - powiedziała na powrót z opanowaniem, choć wciąż głośnym i wyrazistym głosem o potężnym tonie. - Głównym celem wycieczki był jego grób. W trakcie padło niezwykle wiele informacji i ciekawostek na temat tego polityka i lepiej dla was, żeby te wiadomości były jeszcze w waszych głowach. - rzekła otwierając swoją aktówkę i wyciągając z niej stos kartek. - Susan zrobisz im test
- A jeśli kogoś nie było na tej wycieczce? - odezwał się jeden z uczniów nieśmiało podnosząc przy tym rękę. Oczywiście każda osoba wbiła w niego wzrok. Połowa ze współczuciem, a spojrzenia pozostałych mówiły: "Co za idiota". Kobieta z hukiem położyła kartki na biurku kobiety i podeszła do nastolatka. Z dużą siłą uderzyła dłońmi o jego ławkę niby się o nią opierając.
- No to ma duży problem. Dlaczego cię nie było na wycieczce?
- Ja tylko...
- Piszesz z całą resztą i kropka! - warknęła gniewnie
- Ten test jest na ocenę? - zapytała niespodziewanie kolejna osoba. Kobieta odwróciła się do niej tak nagle i gwałtownie, że wystraszyła swoim ruchem pobliskich uczniów. Zupełnie jak dzika bestia.
- A na co moja droga? - zapytała z oburzeniem. - Na szmaty? Będziesz nimi szorować podłogi jak się za naukę nie weźmiesz! - krzyknęła rozjuszona i odeszła z powrotem do drzwi.
- Pilnuj ich Clark, brakuje tu dyscypliny. Powinni zadawać mniej głupich pytań, a więcej podawać sensownych odpowiedzi na już istniejące z działu historii - rzuciła z lekkim niezadowoleniem do współpracownicy. - Niech się przyłożą do tego testu, na jego podstawie będzie trzeba zająć się dalszą częścią projektu - dodała i wyszła trzaskając za sobą drzwiami. Alice odetchnęła z ulgą, gdy tylko kobieta zniknęła za przejściem. Zaraz jednak obawy pojawiły się ponownie, na wieść o niezapowiedzianym teście. Od razu wzniósł się bunt
- Ja nic nie piszę! - rozległ się pierwszy z niezadowolonych uczniów
- Testy powinny być zapowiadane z wyprzedzeniem
- No to kartkówka... - próbowała wybrnąć zdezorientowana staruszka
- Jaka kartkówka!? To nie było na żadnej lekcji tylko z wycieczki, nie każdy na niej był
- Musicie to napisać po prostu - odpowiedziała nieśmiało i zaczęła rozdawać kartki
- Nie ma mowy - usłyszała w odzewie głos sprzeciwu wzbogacony o doping kolejnych zbuntowanych nastolatków
- W takim razie zawołam panią Berkowitz i powiem, że nie napiszecie tego - odparła z życzliwością i myślą: "Na pewno zrozumie". Jednak jej słowa zostały odebrane jak najgorsza z gróźb. Momentalnie wszyscy usiedli spokojnie i powiedzieli: "Jednak napiszemy ten test". Kobieta była dość zaskoczona, ale nie wnikając w szczegóły, po prostu rozdała każdemu po arkuszu.
Blondynka z przerażeniem przejrzała pytania. Nie była przygotowana na coś takiego. Chociaż w trakcie wycieczki starała się słuchać wszystkiego z uwagą, bała się jak mało kiedy. Szybko spojrzała na Blaine'a ze strachem w oczach, ale zastąpiło ją zdziwienie. Nastolatek spojrzał na test, rzucił okiem na każdą ze stron, a po chwili odłożył go na bok i ułożył się do drzemki.
- On chyba nie zamierza pójść spać w trakcie sprawdzianu... - wymamrotała, a chwilę później zawołała cicho rówieśnika. Spojrzał na nią pytająco i nieco zirytowany.
- To test zamkniętego wyboru, strzelaj chociaż - szepnęła pokazując na jedno z pytań. Nagle się wyprostowała spostrzegając wracającą nauczycielkę. Brunet spojrzał jeszcze raz na test. Szybkim ruchem zaznaczył odpowiedzi na każde z pytań, ale nad żadnym z nich się nie zastanawiał ani chwili. Nie znając nawet pytania po prostu wybierał jedną z możliwości i ponownie ułożył się do snu. Dziewczyna westchnęła i skupiła się na swojej pracy. Do niektórych zadań nie miała żadnych wątpliwości, a przy pozostałych nie była pewna odpowiedzi. Liczyła jednak na pozytywną ocenę mimo tylu pytań, przy których nie miała stuprocentowej pewności, że zaznaczyła poprawną opcję. To było dla niej niesłychanie irytujące zważywszy, że niemal zawsze na egzaminach miała co najmniej te dziewięćdziesiąt procent przekonania o jej prawidłowości. W końcu zostało już niewiele czasu do końca zajęć. Ukradkiem zerknęła na łowcę, który całkowicie zapadł w sen. Zaraz po tym spojrzała na kobietę, która właśnie czyściła swoje okulary, odwrócona do niej bokiem. Impulsywnie przejęła test chłopaka, podmieniając go na swój. Spojrzała na zaznaczone w drodze losowej odpowiedzi z niedowierzaniem.
- Widać, że nawet nie spojrzał na polecenia... - pomyślała i zaczęła samodzielnie zaznaczać, jej zdaniem, słuszne odpowiedzi. W momencie, gdy zadzwonił dzwonek, w popłochu zaznaczyła ostatnie z nich. Kobieta przeszła się po sali zbierając arkusze. Równo z tym dźwiękiem obudził się brunet. Spojrzał jeszcze raz na swoją pracę.
- Alice... - wymamrotał posępnie i spojrzał na dziewczynę, która właśnie oddawała pracę. Pani Clark zabrała ją nie wpatrując się ani przez chwilę w jej treść. W końcu zebrała każdą z prac, a uczniowie wyszli z sali. - Powiesz mi co zrobiłaś z moim testem? - zapytał niespodziewanie zjawiając się nagle tuż za plecami nastolatki. Ta aż podskoczyła z zaskoczenia i szybko odwróciła się przodem do rozmówcy o podejrzliwym spojrzeniu
- Rozwiązałam go za ciebie. Czytając twoje odpowiedzi, aż oczy bolały. Ale i tak nie gwarantuję ci, że dostaniesz piątkę - odparła z dumnie uniesioną głową
- Po co to zrobiłaś? - zapytał nie rozumiejąc
- Bo chciałam ci pomóc... - odpowiedziała nieśmiało, a ten nie odpowiedział jeszcze przez pewną chwilę. Stał jakby zastanawiając się nad słowami rówieśniczki
- Dzięki - powiedział po chwili odwracając przy tym wzrok. Dziewczyna uśmiechnęła się w pierwszym momencie życzliwie, ale niespodziewanie przybrał on podstępny wyraz
- Co powiedziałeś? Nie usłyszałam, wiesz, hałas na korytarzu - rzekła wesoło. Chłopak spojrzał na nią kątem oka
- Też nie słyszę co do mnie mówisz, pogadamy później - odparł i minął rówieśniczkę
- Ej no, nie oszukuj tak! - krzyknęła za nim doganiając rozmówcę. Ten zatrzymał się i spojrzał na nią niepewnie
- Powiedziałem: "Dzięki" - oznajmił wbijając wzrok w jej oczy. Nie wiedzieć czemu, dziewczyna stanęła jak wryta, a on odwrócił spokojnie spojrzenie i zaczął powoli iść. Po chwili po prostu uśmiechnęła się niewinnie, aż poczuła nagły ból głowy. Pojawił się tak szybko, jak znikł. Nie zwracając na to większej uwagi po prostu ruszyła na następne zajęcia. Jeszcze do poniedziałku była przekonana, że wszystko wróciło do normy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz