Johnson razem z synem starali się za wszelką cenę wygrać z kreaturą. Oboje byli już zmęczeni, ale wiedzieli, że muszę dokończyć to, co zaczęli.
- Pojawia się w dowolnym miejscu zmieniając swoje pole manewru... - analizował mężczyzna. Chłopiec przyglądał się mu, podziwiając jego spokój w takiej sytuacji. - Najwyraźniej nie mamy wyjścia, będziesz musiał zacząć korzystać ze swojej zdolności. - dodał z powagą, a blondyn zrobił wielkie oczy.
- Zawsze mi mówiłeś, żebym najpierw ją w pełni opanował
- Tak, wiem - odparł błyskawicznie, wbijając spojrzenie w królową, która powoli zaczęła przyjmować wyprostowaną pozę
- Sam mi mówiłeś, że jeszcze za wcześnie...
- Wiem - przerwał mu nieco podirytowany
- Miałem ją przekładać tylko na broń, a nie jej używać
- Wiem! Gdyby sytuacja tego nie wymagała to bym cię o to nie prosił! - uniósł się wprawiając syna w lekki szok. - Posłuchaj, wierzę, że sobie poradzisz - spojrzał na niego pełen troski. Nagle królowa z niesłychaną prędkością zbliżyła się do ciemnowłosego i zadała mu cios w plecy odrzucając go ponownie. Kolejna salwa wybuchów, a gdy ustały, ranny łowca leżał na jednym z pól.
- Tato! - krzyknął przerażony chłopiec
- Uciekaj! - wykrztusił z trudem do syna. Hetman był szybszy, Pojawił się tuż przed młodzieńcem witając go makabrycznym, szerokim uśmiechem. Uniósł ku górze obie ręce szykując szpony do zadania śmiertelnego ciosu. Królowa uderzyła, a przynajmniej tak jej się wydawało. Blondyn zniknął zupełnie jak ona parę chwil wcześniej. Nagłe wybuchy. Eksplozje następowały w różnych miejscach, aż w końcu ustały. Johnson ze strachu wykrzyczał imię syna, który to pojawił niespodziewanie na polu obok jego.
- Udało się! - krzyknął radośnie. - Znaczy, no wiadomo. Musiało się udać. Jestem super! - dodał tryumfalnie. Mężczyzna uśmiechnął się krzywo i podniósł.
- To jeszcze nie czas na świętowanie. Twoja zdolność światła nie będzie w stanie jej oślepić, ale pozwoli ci na błyskawiczne przemieszczanie się. Powiedzmy, że wyrównaliśmy szanse, ale to za mało
- Więc co zrobimy? - zapytał chłopiec nieco zawiedziony
- Mam pewien pomysł, ale póki co nie wiele możemy zrobić. Chyba ja też będę musiał zacząć korzystać ze swojej zdolności - westchnął. W jego dłoni pojawiły się zupełnie znikąd niewielkie kulki i pudełeczka. Rzucił po jednym przedmiocie na każde pole niedaleko ich i czekał na ruch przeciwnika.
- Myślisz, że to zadziała?
- Wątpię, ale warto sprawdzić. Chodzi mi o chociażby mały efekt tego - odpowiedział. Bronią Johnsona mogłyby wydawać się klatki, ale tak naprawdę był on po prostu mistrzem pułapek. Niezależnie od ich formy. Zdezorientowana kreatura szybko rzuciła spojrzenie na okolice. Ułożyła dłonie ponownie na sukni przyjmując dostojną postawę. Zaraz po tym rozpłynęła się w otoczeniu, po czym pojawiła się dwa pola dalej od mężczyzny. Szybko ruszyła w jego stronę z dłońmi wysuniętymi przed siebie. Niespodziewanie, po wstąpieniu na panel tuż obok dorosłego, uruchomiona została prosta pułapka przypominająca te na niedźwiedzie, ale była o wiele większa. Spokojnie złapała przeciwnika zaciskając się na jego talii. Millerowie zaczęli biec przed siebie, jak najdalej od wroga.
- Najwyraźniej mamy możliwość przemieszczania się jak wieża - stwierdził zdyszany ciemnowłosy. W biegu odwrócił się, aby spojrzeć na królową. Starała się wyrwać z uścisku pułapki, aż w końcu rozerwała ją. Stała w miejscu zdezorientowana po czym znowu powoli przybierała swoją wyprostowaną postawę.
- Tato... - wymamrotał niepewnie Lucas wiedząc, że za chwilę znowu zostaną zaatakowani
- No dobrze, mam plan - oznajmił i zdjął zniszczone już okulary. Wyciszył się, a po chwili niedaleko niego pojawiły się jego klony. Jeden z nich ruszył po skosie na dalsze pola.
- Tak jak myślałem. Skoro moje kopie są tylko moją projekcją to zasady tej gry ich nie dotyczą. Dobrze Lucas, posłuchaj jaki mam plan - rzekł spokojnie po czym przystąpił do omówienia z synem strategii. Nie zajęło to dużo czasu, blondyn szybko pojął swoje zadanie. Kiedy tylko klony się rozeszły i stanęły w różnych miejscach rozłożyły pułapki w pobliżu i także po drodze. Większość pola została pokryta przedmiotami niewidocznymi na gołe oko. Upiór zniknął. Chwila spokoju nie trwała długo. Nim jednak potwór zrobił krok, już wpadł w jedną z pułapek. Został na chwilę uwięziony w klatce, której kraty starał się szybko zniszczyć.
- Teraz Lucas! Tylko uważaj
- Wiem, wiem. Zostaw to mnie - oznajmił po czym zniknął. Z prędkością światła stanął na wszystkich polach dookoła hetmana powodując ich wybuch po czym szybko ruszył na bezpieczne pole, czyli takie, do którego miał wcześniej dostęp. Chociaż zwykłe ataki bronią nie przynosiły zbyt dużego efektu, to wybuchy wręcz przeciwnie. Mocno poturbowały królową. Kiedy ta już się uwolniła i wyprostowała ruszyła zaatakować kolejnego klona. Efekt był bardzo podobny. Siatka, w którą została rzucona nie stanowiła najmniejszego problemu. Szybko przecięta została pazurami, ale chłopiec był równie szybki, by uruchomić bomby.
- Jak to jest, że atakuje tylko klony? - zapytał w którymś momencie chłopiec czekając, aż kreatura się pozbiera
- Tak jak ci kiedyś mówiłem, upiory raczej na ofiarę wybierają łowcę, z większą ilością maksymalnej ilości wskaźnika. Jesteśmy na innym poziomie, więc ty jeszcze nie potrzebujesz tylu pereł co ja, by uzupełnić go. Właśnie dlatego przez cały ten czas potwór atakował mnie, ale stworzyłem klony. Jestem w stanie wzmocnić wrażenie, że to oni mają większe wskaźniki zmniejszając swój. - wyjaśnił. - Szkoda tylko, że to takie męczące. Nie mogę praktycznie się ruszyć - zaśmiał się nieco sztucznie.
- To dlatego tak rzadko używasz swojej zdolności... - rozległ się dźwięk uruchamianej pułapki. Zielonooki łowca ruszył do boju. Walka zdawała się dobiegać końca. Królowa była w okropnym stanie i ledwo się już poruszała. Udało jej się zniszczyć wszystkie klony, ale chcąc zaatakować Johnsona uruchomiła klatkę. Nie miała już wystarczająco sił, aby się z niej wyrwać. Pułapka zmniejszała się miażdżąc potwora. Okropny dźwięk i skowyt hetmana potwierdziły zakończenie walki. Nagle wszystkie panele przybrały ten sam kolor - czerwony, a klatka, wraz z uwięzionym w niej potworem, zniknęła.
- Został król - powiedział wykończony mężczyzna padając na kolana i kaszląc.
- Wytrzymaj jeszcze trochę! - rzekł chłopiec pomagając podnieść się ciemnowłosemu. Tuż przed nimi pojawił się czarno-biały pionek przedstawiający króla. Wyglądał najzwyczajniej jak to było możliwe w takim miejscu. Zbliżył się tuż przed Millerów. Brodaty, blady mężczyzna w ozdobnych ubraniach i z mieczem przyczepionym do pasa.
- Szach mat - rzekł radośnie piwnooki łowca, a pionek po tych słowach roztrzaskał się na kawałki pozostawiając po sobie perłę, która potoczyła się nieco dalej. Pomieszczenie wróciło do normy ponownie przedstawiając białą przestrzeń pozbawioną podłoża, ścian czy też sufitu. - Dobrze, że z królem nie musieliśmy jeszcze walczyć - dodał radośnie. Zielonooki odetchnął z ulgą. Kiedy oboje się wyprostowali, chłopiec ruszył po kulkę.
- Ja to wezmę - usłyszeli w pewnym momencie pewny siebie, męski głos. Perła została uniesiona do góry, jakby lewitowała. Jednak po chwili pojawił się osobnik, który trzymał ją w swojej dłoni.
- Jeśli jeszcze raz ktoś się pojawi i zniknie od tak to się zdenerwuję - pomyślał mężczyzna po czym spenetrował nieznajomego wzrokiem. - Słuchaj, nie chcemy problemów, więc oddaj nam naszą perłę
- Świetnie się składa, bo ja też nie szukam kłopotów, ale perły wam nie oddam
- Że co!? - krzyknął zdenerwowany Lucas
- Pozwolicie, że ją sobie zatrzymam - odparł
- Chyba śnisz! Tato, powiedz mu coś!
- Lucas uspokój się - rzekł stając przed niebieskookim. - Posłuchaj, nasze wskaźniki nie są w najlepszym stanie i dużo poświęciliśmy na tę walkę. Chyba rozumiesz, że ta perła jest dla nas naprawdę ważna - powiedział wbijając wzrok w osobnika. Ten spojrzał w przestrzeń jakby rozważając słowa mężczyzny.
- Rozumiem - odparł, a na twarzy dziecka pojawił się szeroki uśmiech. - Jednak nie bardzo mnie to interesuje - dodał po chwili po czym uniósł do góry kartę Jokera, by móc uzupełnić wskaźnik kulą. Johnson błyskawicznie uniósł swoją. Obie się zaświeciły ciemnym blaskiem.
- Co się dzieje? - zdziwił się zielonooki
- No proszę, proszę. Staruszek rzuca mi wyzwanie - odparł drwiąco nastolatek
- Powiedz, jak się tu w ogóle znalazłeś
- W sumie nie muszę wam się tłumaczyć, ale i tak po wszystkim już nic nie będziecie mogli powiedzieć. Jeśli się trafi na potwora w pomieszczeniu, to bez poświęcenia nie opuści się tego pokoju. Jednak wejść można w każdej chwili. Tak się składa, że akurat przechodziłem obok, zajrzałem do środka, gdy walczyliście z królową. Postanowiłem, że sobie poczekam, aż ją wykończycie, żebym mógł zabrać perłę
- Że co!? - zdenerwował się chłopiec, a jego ojciec trzymał go przy sobie wciąż zachowując zimną krew
- Jakim cudem upiór cię nie zaatakował, a my cię nie widzieliśmy? - zapytał łowca, a nieznajomy zaśmiał się pod nosem
- Słyszałeś kiedyś o zdolności ducha? Zupełnie jakby mnie nie było w pomieszczeniu. Niewidzialny, nieobecny, niewykrywalny... No, prawie. Silny upiór by mnie wykrył, ze względu na wskaźnik. Jednak tak się skupiłeś na tym, żeby twoje klony ściągnęły na siebie uwagę, że nawet mnie zasłoniły. Oczywiście ta cała niewidzialność ma swoje limity, ale akurat wszedłem do tego snu, gdy walka się powoli kończyła.
- Taki z ciebie łowca? - parsknął zirytowany na co nieznajomy wręcz wybuchnął śmiechem
- Nie rozśmieszaj mnie. Nie jestem żadnym łowcą. To wy nimi jesteście. Męczycie się z tymi upiorami marnując czas i siły. Ja jestem drapieżcą!
- Może łatwiej będzie to nazwać pasożytem
- Zwij mnie jak chcesz, w sumie nie robi mi to różnicy. Licz się jednak z tym, że drapieżców jest więcej niż ci się wydaje. Ciesz się, że dopiero teraz na jakiegoś trafiłeś
- Pewnie dlatego, bo wcześniej atakowaliśmy te słabsze potwory - pomyślał spoglądając na syna
- Jednak nie do końca można nas nazwać pasożytami. Fakt, może i zabieramy to, co zdobędą inni, ale jeśli nie ma innej opcji... to będziemy o to walczyć. Uwierz, nie jesteśmy bezbronni, więc lepiej opuść swoją kartę Jokera i po prostu odejdź
- Przykro mi, ale nie ma takiej opcji - odparł szybko i stanowczo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz